Way back home

Po powrocie do Londynu nasza małżeńska sielanka nie trwała długo. Kiedy już wykopałam Maxa z mieszkania Hermiony- który przypomniał sobie, jak bardzo przez ten cały czas tęsknił za moją przyjaciółką- nie wychodziliśmy z Rowanem z łóżka przez pełne dwa dni. Połączenie obu naszych magii całkowicie pochłonęło nas w odmętach rozkoszy: noc mieszała mi się z dniem, a sen z jawą. Byliśmy tylko my. Nie liczyło się nic poza murami naszego niewielkiego mieszkania. Do czasu, aż trzeciego dnia, około południa rozległo się pukanie do drzwi. Rowan z trudem oderwał się ode mnie i naciągnął spodnie. Odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, nie chcąc wracać do niezbyt optymistycznej rzeczywistości. Gdy jednak usłyszałam w przedpokoju głos Draco, podniosłam się i zaczęłam się ubierać.
– Narada jest.- Powiedział Rowan, wchodząc do sypialni.- Powiedziałem, że będziemy za piętnaście minut.
– Cóż… Trzeba wracać.- Machnięciem kryształowej różdżki, którą dostałam od Hermi w prezencie ślubnym, zawiązałam troczki koszuli.- Mam nadzieję, że to szybko powtórzymy.
– Nie wydaje mi się. Draco miał nietęgą minę, ale nie chciał powiedzieć, o co chodzi.
– Nie każmy więc im na siebie czekać.- Rzuciłam w niego koszulą.

Rzeczywiście miny osób zebranych w kuchni Hermiony wskazywały, że coś było na rzeczy. Tylko Lucyfer wyszczerzył się sugestywnie, kiedy wpakowaliśmy się z Rowanem do środka.
– Cześć! Co się dzieje?- Oparłam się o blat szafki, krzyżując ręce, a Książę stanął obok mnie. Oprócz Hermi, Draco i Lucka w pomieszczeniu siedział jeszcze Ron.
– O, Ron, wróciłeś już? Spodziewałam, że pojawisz się później.
Rudzielec uśmiechnął się słabo. Zaniepokoiłam się.
– Czy ktoś wyjaśni nam, co się stało? Hermi? Draco?
Draco westchnął ciężko, przytaknął, patrząc na przestraszoną Hermionę. W końcu odezwał się:
– Wczoraj w Doranelle pojawiła się grupa ognistych demonów. Żołnierze zareagowali odpowiednio szybko i nikomu nie stała się krzywda, ale miasto spłonęło. Przykro mi, Rowan.
Fae zbladł, a jego ciało otoczył biały płomień, smaląc drewnianą zabudowę. Przyjaciele cofnęli się, Hermiona pisnęła cicho.
– Rowan…- Szepnęłam, wsuwając swoją dłoń w jego. Ogień zgasł.
– Przepraszam.- Książę zakrył oczy dłonią.- Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało.
Otoczył mnie protekcyjnie ramieniem.
– Chyba już czas ruszyć na poszukiwania kolejnych kluczy.- Odezwałam się niepewnie Hermiona.
– Rowan….- Kontynuował Draco. Książę spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem.- Wiem, że proszę o wiele, szczególnie w tym momencie, ale nie dam rady sam wydobyć Klucza z lodu. Potrzebuję kogoś, kto włada ogniem…
Najpierw zrobiło mi się gorąco, a potem oblał mnie zimny pot. W zielonych tęczówkach mojego męża czaił się strach, co nie działało dobrze na niepokój, który mnie ogarnął. Tym wzrokiem zadawał mi pytanie. Przytaknęłam, ledwie zauważalnie kiwając głową.
– Nie martw się, Książę, Emma będzie pod moją opieką.- Lucyfer mrugnął porozumiewawczo i uśmiechnął się szeroko.
– Poradzę sobie bez Ciebie, Lucek.- Wystawiłam do niego język.
– W porządku. Kiedy wyruszamy?- Rowan zignorował zaczepkę Diabła.
– Im szybciej, tym lepiej.

Dwie godziny później Książę zarzucił magicznie powiększoną torbę na ramię i przytulił mnie mocno, szepcząc do ucha kilka przyjemnych słów. Kiedy zniknął w otchłani portalu razem z Draco, nadal czułam na sobie jego zapach. Zapach popiołu i suchych liści. Nie wiedząc za bardzo, co mam ze sobą zrobić, wpakowałam się do mieszkania Hermiony, która szykowała się do powrotu do Hogwartu.
– Dzięki Hermi.- Opadłam na fotel w salonie. Przyjaciółka nie podniosła nawet głowy znad sterty książek, które właśnie przekładała.
– Nie ma za co… – Starła kurz z okładki jakiegoś starego woluminu.- Kompletnie nie mam pojęcia o czym mówisz.
– Dzięki, że mi oddelegowałaś męża. – Oparłam głowę na wezgłowiu.- Bo to był Twój pomysł, nie?
Hermiona wyprostowała się i popatrzyła na mnie.
– Ja tylko stwierdziłam, że jeżeli drugi Klucz jest gdzieś zakuty w lodzie, możemy mieć problem z jego wydobyciem… Draco wymyślił resztę.
– No wieeem… Nie wiem po prostu co mam ze sobą zrobić.- Westchnęłam.
– Możesz zawsze wziąć kilka godzin w szkole.- Hermi rzuciła podręcznik na rosnącą kupkę.- McGonagall będzie wniebowzięta, jeśli przekażę jej taką nowinę. O ile mnie wcześniej nie wywali na zbity pysk.
– Nie ma lepszej osoby na to stanowisko, więc…- Rozejrzałam się dookoła, bo zdałam sobie sprawę, że brakuje w tym pomieszczeniu jednego elementu.- A gdzie jest Lucek?
– Szuka odpowiedniego lokum.- Skrzywiła się Hermiona.
– Za niskie progi na Lucyferowe nogi?
– Taaa…
– Muszę odwiedzić Potterów.- Rzuciłam, ruszając w stronę lodówki przyjaciółki. Niestety, nie znalazłam nic ciekawego wśród jej zawartości.
–  Skoro nadstawiam karku, szukając tych wszystkich kluczy, niech mi chociaż za to płacą.
– Dobry pomysł. – Hermi zaczęła składać swoje szaty.- Harry’emu przyda się pomoc.
– A mi praca. Oszaleję sama w domu… Czy ja dobrze widziałam, że masz truskawki?
Zanurkowałam w lodówce. Hermiona prychnęła. Chyba nie była zadowolona, że przejęłam funkcję Rona.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Moon Stone. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz