Draco dormiens

– Co ty robisz, Granger? – słodki głos Dracona Malfoya wyrwał mnie z zamyślenia, aż podskoczyłam. Machnęłam różdżką w jego kierunku zupełnie nieumyślnie, a chłopak w ostatniej chwili zasłonił się parasolem, przed wielką kulą wody, którą formowałam z deszczu.
– Uważaj, zgłupiałaś?!- pisnął nieco wyżej niż by chciał. Zachichotałam i odgarnęłąm z czoła mokre włosy.

– Powalająco zabawne – burknął Malfoy, strzepując deszcz z wielkiego, czarnego parasola.
– Z jakiego powodu dostępuję zaszczytu rozmowy z tobą, paniczu Malfoy – skłoniłąm się nisko, rozbryzgując krople deszczu dookoła.
– Dobra, nie przesadzaj – przysunął się bliżej, żeby parasol chronił mnie od deszczu. cofnęłam się odruchowo, gdy zobaczyłam, że w drugiej ręce trzyma różdżkę. Przewrócił tylko oczami i mruknął zaklęcie, które momentalnie wysuszyło mi szaty i włosy.
– Dzięki.
– To powiesz mi teraz, czemu stoisz po kolana w błocie, w strugach deszczu i w dodatku przy takiej psiej pogodzie? – powiedzial wprost do mojego policzka, a ja poczułam na skórze jego ciepły oddech i znowu się nieco odsunęłam.
– Ćwiczyłam zaklęcia – wzruszyłam ramionami.
– Taaa… Wspaniałe okoliczności – ruszył w stronę zamku, krzywiąc się z obrzdzeniem, przy każdym kroku, który stawiał w błocie.
– Przyszedłeś rozmawiać ze mną o pogodzie i kwestionować sposób w jaki spędzam swój wolny czas? – uniosłam brwi, poprawiając zsuwającą się pelerynę. Po chwili poczułam na plecach jego dłoń, która podciągnęła mój kaptur na głowę.
– Nie, mamy dopilnować dwóch drugorocznych, którzy mają szlaban.
– Mogłeś wysłać sowę.
– W sowiarni śmierdzi bardziej, niż na deszczu.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, zostawiając błotniste ślady na korytarzu.
– Cholerne bachory! Wszędzie burdel! – usłyszeliśmy gderanie woźnego i uśmiechnęliśmy się do siebie. Trwało to może ułamek sekundy, zanim dostałam zawału – uśmiechnęłam się do Dracona Malfoya! A potem kolejnego – Dracon Malfoy uśmiechnął się do mnie. Odwróciliśmy wzrok i przyspieszyliśmy. Wyobraziłam sobie minę Rona, gdyby widział tę scenę i zachciało mi się śmiać. Draco popchnął drzwi do klasy Zaklęć. W środku siedzało dwóch dwunastolatków. Każdy z nich miał na twarzy ślady niedawnego pojedynku. Wymieniłam z Draco porozumiewawcze spojrzenie i usiadłam pod tablicą, Ślizgon zajął miejsce na drugim końcu sali. Przez następną godzinę słychać było tylko skrobanie piór po pergaminie, gdy uczniowie zapamiętywali, że „Nie będą uczestniczyć w nielegalnych pojedynkach, ze względu na niebezpieczeństwa z nich wynikające”.

– Gdzie byłaś? – Emma zamknęła czytaną właśnie książkę.
– Już ze mną rozmawiasz? – zdziwiłam się.
– Zawsze z tobą rozmawiam! – powiedziała nieco ciszej. Żadna z nas nie miała ochoty ciągnąc tematu naszej ostatniej sprzeczki. Usiadłam obok niej na kanapie i przyciągnęłam do siebie tabelę z alfabetem starożytnych Runów. Praca domowa sama się nie odrobi. Obok mnie, ramię w ramię, pracowała Emma, uzupełniając mapę nocnego nieba, poszukując Gwiazdy Betlejemskiej.
Do Pokoju Wspólnego weszli zanoszący się śmiechem Ron i Harry. Cali mokrzy i umazani błotem. Przechodząc przez pokój wspólny, Ron rozpinał zamaszyście szatę i obdarzał promiennym uśmiechem wszystkie dziewczęta, które wlepiały w niego wzrok.
– Przebierzemy się i pójdziemy na kolację. Poczekacie na nas? – Harry położył mi dłoń na ramieniu, a z jego grzywki woda kapała na moje wypracowanie.
– Tak, ale spadaj! – pogoniłam go.
– Nie przejmuj się Hermiono! – Ron położył dłoń na moim drugim ramieniu i nonszalancko machnął różdżką. Razem z kroplami wody, zniknęła też moja prawie skończona praca domowa. Emma przyglądająca się temu wszystkiemu ponad książką, uniosła brwi.
– Ron, ty kretynie! – poderwałam się z miejsca.
– Przepraszam! Przepraszam!- chłopak zaczął przede mną uciekać.
– Prawie skończyłam!
– No… no to juz wiesz, co tam napisać! – Ron schował się za fotelem.
– To tak nie działa, Ron – odezwała się Emma, która przyglądała się temu wszystkiemu z rozbawieniem.
– Cicho… – powiedział drżącym głosem Ron i uciekł w stronę schodów prowadzących do dormitorium chłopców. Zaraz za nim pobiegł Harry.
– Idę do biblioteki, spotkamy się na kolacji – westchnęłam, zabrałam swoje notatki i wyszłam z Pokoju Wspólnego.

W bibliotece schowało się bardzo niewielu uczniów, którzy odrabiali prace domowe. Prawdopodobnie nie jest to ulubiona rozrwyka nikogo w piątkowy wieczór. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu i pochyliłam się nad pergaminem.
– Moja najpilniejsza uczennica… bardzo ładnie – obok mnie usiadł Corveusz Switch. Profesor Corveusz.
– Dobrywieczór profesorze – wymamrotałam, czując jak rumieniec wpełza mi na policzki.
– Daj spokój. Co robisz? – zajrzał mi przez ramię, a do mojego nosa dotarł zapach jego perfum. Całkiem przyjemny.
– Runy – westchnęłam, wczytując się w dokładne tłumaczenie Runy Sewioło. Czarny schował nos w swojej książce. Ukradkiem zerknęłam na okładkę: Nauczanie młodocianych – czego unikać, co stosować, nad czym się zastanowić.
Co jakiś czas chłopak nachylał się nad moją pracą, opierając policzek o moje ramię.
– Tu masz błąd, panno mądralińska – pokazał palcem Runę Dagaz, która opierała się na dwóch długich nogach. A nie powinna. – Możesz tym narobić niezłego bigosu, to już nie jest Dagaz, a Mannaz.
– Dzięki, profesorze – uśmiechnęłąm się zakłopotana.
– Hermiono, tu jesteś. Idziesz na kolację? – między regały wpadła Emma i zatrzymała się w pół kroku, lustrując spojrzeniem mnie i Corveusza. – Cześć Panie Profesorze! – uśmiechnęła się do niego wesoło. Czułam się coraz bardziej niezręcznie. – Prywatne korepetycje? – spojrzała mi głęboko w oczy, a to spojrzenie nie mówiło nic miłego. Bynajmniej.
– Pracujemy sobie, Emmo. Ale mówisz, że jedzenie gotowe! – ucieszył się Czarny i wyszczerzył do mojej przyjaciółki, wstając z miejsca. – Idziemy?
Emma zarzuciła długimi włosami, które, swoją drogą, sprawiały wrażenie jakby rosły codziennie conamniej o centymetr.
– Idziesz Hermiono? – uśmiechnęła się do mnie, ale wiedziałam, że nie była zbyt zadowolona sytuacją, w której mnie zastała.
– Za chwilę przyjdę, tylko skończę – odpowiedziałam, starając się, żeby mój głos nie drżał i nie zdradzał żdenerwowania.
Kiedy za Emmą i Czarnym zamknęły się drzwi, na miejscu obok mnie usiadł… Draco Malfoy.
– Romansujesz z nauczycielem, Granger? – przyciągnął do siebie moją pracę domową.
– Szpiegujesz mnie, Malfoy? – sięgnęłam dłonią po pergamin, ale przytrzymał go, kładąc swoją rękę na mojej. Spojrzałam na niego ze strachem.
– Byłem tu przypadkiem.
– W ogóle chyba można powiedzieć, że jesteś przypadkiem – wyrwało mi się, a jego dłoń ścisnęła moje palce.
– Pyskata jesteś – mruknął złowrogo, a potem uśmiechnął się. Wypuściłam z ulgą powietrze.
Wziął do ręki moje pióro i pochylił się nad tabelą runiczną, w której pozostało wolne miejsce. W samym środku piramidy mocy, w miejscu serca. Przez chwilę zatrzymał pióro i myślałam, że wszystko co zrobi, to wielkiego kleksa na samym środku, ale po kilku sekundach przycisnął końcówkę do pergaminu i uzupełnił moją pracę domową.
– To twój trójkąc mocy, Granger – oddał mi zwinięty pergamin i zamknął książki.
– Czego właściwie chcesz, Malfoy? – przełknęłam ślinę i odwróciłam głowę w jego stronę. Jasne włosy były nienagannie uczesane, ale krawat i koszula były w nieładzie, jakby niedawno je rozluźnił. Spojrzał mi w oczy i przez chwilę nie działo się nic. A może przez wieczność. A potem, wszystko działo się tak szybko, że przez chwilę straciłam orientację w czaso-przestrzeni. Sekundy później, usta Dracona Malfoya wylądowały na moich. Gdy później o tym myślałam, pocałunek Malfoya wyobrażałam sobie jako raczej śliski i przywodzący na myśl oziębłe korytarze lochów. Tymczasem, jego usta były miękkie, ciepłe i słodkie. Niezupełnie wiedząc co robię, odwzajemniłam pocałunek, ściskając w dłoni zwój pergaminu.
– Zniszczysz je – wyszeptał, wciąż niebezpiecznie blisko moich ust. Otworzyłam oczy.
– Co? – zapytałam nieprzytomnie, patrząc jak i on podnosi powieki i odsuwa się ode mnie. Spojrzał na moją dłoń i wyjął z niej papier.
Jego dłoń powędrowała na mój policzek i poczułam zdecydowany uścisk na swojej skórze. Chwilę później przyciągnął mnie do siebie i…
– Co ty robisz? – zamrugałam szybko, kiedy prawie stykaliśmy się nosami.
– Dobre pytanie, Granger – otrząsnął się i puścił mnie.
– Kolacja?
– Tak.
Jak na komendę ponieśliśmy się z miejsc i bez słowa pomógł mi schować rzeczy do torby, którą potem zarzucił sobie na ramię. Prawie marszem pokonywaliśmy korytarze i schody, aż w Wielkim Holu wzięłam od niego swoje rzeczy. Chwilę przepychaliśmy się, kto pierwszy ma wejść do Wielkiej Sali, aż ostatecznie, wepchnęłam się przed niego bezczelnie. Emma, Ron i Harry już na mnie czekali. Oczywiście, Ron nie mógł powstrzymać się od jedzenia i powitał mnie z pełnymi ustami kurczaka. Z jakiegoś powodu nieco chował się za ramieniem Ginny.
– Smacznego… – powiedziałam zamyślona.
– O! Już się nie gniewasz? – zdziwił się, siadając normalnie.
– O co? – uniosłam brwi.
– O… nieważne! – Harry szturchnął go ramieniem.
– Stało się coś? – Zapytała Emma, wpatrując się we mnie wnikliwie.
– Nie! – odpowiedziałam nieco za szybko. Harry marszczył czoło nad Prorokiem Codziennym.
– Co jest? – zagadnęłam.
– Nie jestem pewien. Co jakiś czas, małym drukiem pojawiają się informacje, że jakiś czarodziej okazał się charłakiem. Trochę dziwne, ostatnio facet z Ministerstwa, który zajmuje się zdejmowaniem uroków z zamków do drzwi. Myślicie, że to możliwe, że czarodziej „staje się” charłakiem?
– Może ktoś mu pomagał – wzruszył ramionami Ron, sięgając po dokładkę sałatki.
– Pomagał w czym? – prychęła Emma. – W byciu czarodziejem? Oszalałeś?
– A co tak na mnie napadasz, Harry wyczytuje jakieś plotki… Wyluzujcie. Jeden rok w Hogwarcie chyba możecie przeżyć, bez strachu, że ktoś was zabije? – Ron zdenerował się i nikt nie miał juz ochoty na kontynuowanie tego tematu.
Wracając do Wieży Północnej, Emma przyglądała mi się uważnie.
– Wszystko z tobą w porządku? – uniosła brwi.
– Taak… mam prośbę. Mogłabyś dzisiaj za mnie patrolować zamek w nocy?
– Tak, ale…
– Głowa mnie boli – uprzedziłam jej pytanie. Gdy znalazłyśmy się w Dormitorium, szybko położyłam się do łóżka i zaciągnęłam kotary. Słyszałam jak Emma w pośpiechu krząta się po pokoju, żeby zdążyć na nocny patrol. Odetchnęłam z ulgą, ale długo nie mogłam zasnąć.

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Moon Stone. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz