Familiar.

Atmosfera przy stole była… ciężka, jakby namagnetyzowana. Rodzina Switchów bez pośpiechu, z właściwym sobie namaszczeniem przeżuwała posiłek, a ja nie mogłam znieść zapachu mięsa, nie mówiąc o żelazistym smaku krwi, który czułam w ustach pomimo tego, że pieczeń była przyrządzona z największą starannością. Aries, brat Corveusza, bez przekonania grzebał w swoim talerzu i wcale mu się nie dziwiłam. Sama równie chętnie oddaliłabym się do ciekawszych zajęć. Czułam na sobie chabrowe oczy Pani Switch, która uśmiechała się do mnie lekko z drugiego końca stołu. Jej kruczoczarne loki spływały kaskadami na ramiona okolone przez granatowy, jedwabisty materiał sukni, której nie powstydziłaby się żadna wiedźma z okładki „Czarownicy”.  Pan Switch, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, łypał na mnie co chwila znad swojego talerza, marszcząc brwi.
– Czym się w zasadzie zajmujesz, Emmo?- Odezwała się w końcu matka Corveusza. Miała przyjemny, miękki głos, który przywodził na myśl dużą, miękką poduszkę.- Corveusz odwiedza nas tak rzadko i nigdy nie mówi za wiele o sobie.
– Jestem młodszym aurorem.- Odpowiedziałam, odsuwając talerz szczęśliwa, że dłużej już nie będę musiała zmuszać się do jedzenia.
– Och, słyszysz, Kochanie?- Zwróciła się do męża, który nie zareagował.- Bardzo ambitne zajęcie! Czyli znacie się z pracy?
– Poznaliśmy się w Zakonie.- Sprostowałam, zerkając na Corveusza, który uśmiechnął się na to wspomnienie.
– Tak naprawdę poznaliśmy się, kiedy patrolowałem korytarze Hogwartu na zlecenie Ministerstwa. Ale najwyraźniej nie było to wydarzenie  szczególnie godne zapamiętania…- Sprzedał mi kuksańca.
– Za bardzo byłam zajęta organizacją AD…
– AD?- Zainteresowała się kobieta.
– Wyobraź sobie, Mamo, że Emma, będąc na piątym roku w Hogwarcie, razem ze swoją równie szaloną przyjaciółką zorganizowała nielegalną grupę obrony przeciw ciemnym mocom, Armię Dumbledora.
– Kreatywnie! Prawda, Thoth?- Spojrzała na męża. Pan Switch patrzył na mnie brązowymi, chłodnymi oczami bez słowa.- Ile lat masz teraz?
– 26. Mam 26 lat.
– Siedemnastoletnia dziewczyna w Zakonie Feniksa?! Szalony pomysł! Naprawdę szalony…
– Mamo, mówimy o czarownicy, która zniszczyła horxruksy…
– To nie zmienia faktu, że pochodzi z mugolskiej rodziny i jest jakimś… mutantem.- Podsumował Pan Switch, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zapadła niezręczna cisza. Patrzyłam na niego i kompletnie nie wiedziałam, jak na to zareagować. Miałam ochotę roześmiać się, wstać i wyjść, i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie ręka Corveusza, która wśliznęła się w moje dłonie pod stołem.
– Ojcze, proszę cię… Już na ten temat rozmawialiśmy.
– Owszem, rozmawialiśmy… – Pan Switch podniósł się z miejsca.- I moja decyzja się nie zmieniła. Nie zgodzę się na żaden ślub! A teraz, wybaczcie, mam pracę do nadrobienia…
– Emma jest w ciąży.- Wypalił z nutką złości w głosie Corv, a wszystkich przy stole zamurowało. Łącznie ze mną. Magiczny zegar wiszący na ścianie wybił wejście słońca w gwiazdozbiór Barana.
– Gratuluję, Corveuszu.- Głos ojca Czarnego był jak lodowiec.- Zawsze byłeś rozczarowujący, ale teraz…
Mruknął coś jeszcze niezrozumiałego pod nosem, rzucił mi ostatnie wściekłe spojrzenie i wyszedł. Ale nie to mną najbardziej wstrząsnęło… Ślub? Czy ja usłyszałam ŚLUB???

***

Ciepły letni deszcz kapał za oknem, zalewając mugolskie ulice Londynu. W pokoju dziennym, w którym rozłożyłam się na kanapie przed kominkiem, panował półmrok, pomimo dwóch dużych okien, wychodzących na przestronny park. Aed wepchnął się pomiędzy oparcie kanapy a moje nogi i drzemał, wtulając łepek w swoje czarne jak smoła skrzydła. Pogładziłam się po zaokrąglonym, wystającym już brzuszku, a Mała Wiedźma kopnęła mnie w odpowiedzi, trafiając w… żołądek.
– Ja pieprze!- Zaklęłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. O mało nie pożegnałam się z kolacją, którą z trudem w siebie wepchnęłam.- Ledwo dobrnęłyśmy do połowy, a Tobie już ciasno, co?
Mała Wiedźma znowu radośnie przekoziołkowała w moim brzuchu, a mnie zemdliło. Usłyszałam trzask płomieni w kuchni, a chwilę później do pokoju wszedł Czarny. Wyglądał na zamyślonego.
– Co jest?- Uniosłam się na łokciach, trącając Aed. Kruk rozłożył skrzydła i przeleciał na żerdź pod oknem, łypiąc na mnie obrażony. Corv podszedł do kanapy i ucałował mnie, a potem mój brzuch.
– Jak się macie?- Zapytał, przytulając się.
– W porządku. Powiedz lepiej, co z Tobą…- Spojrzałam z naciskiem w jego orzechowe oczy.
– Jest klątwa do zdjęcia w Pensylwanii. Podobno beznadziejny przypadek. Tamtejszy rząd zwrócił się do naszego Ministerstwa o pomoc, no i wysyłają mnie…
– No to świetnie! Jeeedź.- Potargałam jego czarne włosy.
– Nie ma mowy! Nie zostawię Cię w tym stanie!
– Jestem w ciąży! Przeżyłam atak bruxy, to i atak Małej Wiedźmy przeżyję.
– A jak ci się zalęgnął chochliki kornwalijskie w szafie?
– Nie będę tam zaglądać. I tak się nie doturlam.
– Zawsze możesz poprosić o pomoc Hermionę. Ona ma ostatni o doświadczenie z chochlikami…
– Coo?- Próbowałam się dosięgnąć książkę, ale brzuch za bardzo dociskał mnie do kanapy. Czarny podał mi wolumin.
– Ten Max… Nie podoba mi się.
– Mugol jak mugol.- Wzruszyłam ramionami.- Moja matka twierdzi, że jest w porządku. Rusz się lepiej. Szybciej wybędziesz, szybciej wrócisz.
– Niech będzie.- Corveusz pochylił się i pocałował mnie, wsuwając palce w moje włosy.- Wyślij Potwora z wiadomością, jak by się coś działo.- Wskazał na wciąż obrażonego kruka.-  Ja wyślę patronusa, jak będę wracać. Po moim powrocie weźmiemy się za organizację ślubu, co ty na to?
– Spoko.- Bąknęłam, obserwując jak Czarny zbiera najpotrzebniejsze rzeczy, krążąc po domu. W końcu zarzucił torbę na ramię, cmoknął mnie po raz ostatni i deportował się z cichym trzaskiem. Przez krótki czas powietrze drgało jeszcze jego energią w miejscu, gdzie przez chwilę stał.

***

Mając kilka dni tylko dla siebie, postanowiłam wykorzystać je na maxa! Mój szalony tydzień zaczęłam od nawiedzenia Lodziarni Floriana Fortescue , prowadzonej teraz przez jego syna, gdzie nabyłam kilka pudełek lodów chyba w każdym możliwym smaku. Wstąpiłam też na chwilę do Esów i Floresów, bo z wystawy łypała na mnie moja własna podobizna, umieszczona na stronie Proroka Codziennego, oznajmiającej całkowite oczyszczenie z zarzutów. Dźwięk dzwonka, który rozległ się, gdy otworzyłam drzwi, zgubił się w wszechogarniającej wrzawie. Po sklepie kręciło się mnóstwo ludzi, część z nich zaopatrywała już dzieciaki w podręczniki szkolne. Przy kontuarze stał właśnie wysoki, brązowowłosy chłopak, płacąc za gazetę, z której błyszczały moje złote, kocie oczy. Mężczyzna podziękował grzecznie i odwrócił się w moją stronę. Dopiero wtedy zorientowałam się, że to…
– Neville!- Krzyknęłam, zwracając tym uwagę kilku czarownic, przeglądających stoisko z romansami.
– Emma Garner!- Przyjaciel uścisnął mnie serdecznie i nie uszło jego uwadze, że trochę się zaokrągliłam.
– Chodźmy stąd.- Zaproponowałam, bo wokół nas zaczęli gromadzić się czarodzieje i czarownice: „Emma Garner, czy ktoś powiedział, Emma Garner?!”.

– Słyszałem, że aplikujesz na stanowisko nauczyciela w Hogwarcie, ale tego się nie spodziewałem…- Wskazał na ukryty pod obszerną szatą brzuszek, kiedy wyszliśmy na powoli pustoszejącą ulicę.
– Uwierz mi, ja też się tego nie spodziewałam. A tym bardziej Corv. To świeża sprawa.
– Nie wygląda.- Zamyślił się.- Serio!- Dodał, widząc moje pytające spojrzenie.- Moja kuzynka niedawno urodziła. Taki brzuszek miała trzy tygodnie przed porodem.
– Niemożliwe.- Bąknęłam.- No ale lepiej, powiedz, co u Ciebie…
Neville zaczął opowiadać swoje perypetie jako nauczyciela zielarstwa. Odprowadził mnie pod drzwi kamienicy Hermiony i pożegnał mnie słowami, że na pewno spotkamy się w Hogwarcie w nowym roku szkolnym.

Stanęłam u stóp drewnianych schodów i zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że mam się na nie wspiąć. Brzuch już naprawdę mi ciążył i miałam wrażenie, że rzeczywiście rośnie trochę za szybko. Z trudem doczłapałam na górę i zapukałam  do drzwi, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Klamka ustąpiła jednak, więc ostrożnie weszłam do środka. W salonie Hermiony panował półmrok, przełamany światłem docierającym z sypialni. Jedna z jedwabnych sukienek przyjaciółki leżała na podłodze, a zaraz za nią znaczył ślad koronkowy stanik. Dopiero jednak, gdy dostrzegłam przewieszoną przez krzesło męską koszulę, zrozumiałam, że czas na odwrót. I to biegiem! Na stoliku leżał zegarek, który ostatnio widziałam na nadgarstku Maxa. Zdążyłam jeszcze usłyszeć ciche westchnienie i skrzypnięcie łóżka, nim opuściłam aktualny przybytek rozkoszy, bezszelestnie zamykając drzwi. Uśmiechając się od ucha do ucha, poturlałam się na dół.
–  Cholera, Emmo, wszędzie cię szukam!- W drzwiach wpadłam na potarganego Rona.
– Oto jestem! W czym mogę służyć?- Wyszczerzyłam się, przypominając sobie, co się właśnie dzieje na górze.
– Czarny kazał mi cię pilnować. Wiedział, że jak zniknie chociaż na moment, zaczniesz szaleć.
– Łeee… A myślałam, że chciałeś po prostu zjeść lody ze starą przyjaciółką.- Potrząsnęłam siatką pełną lodowych pudełek.
– Tym lepiej. Może wykupisz się słodkościami z aresztu domowego. Idziemy do Hermi?
– Nie możemy. Hermiona jest teraz baaardzo zajęta.- Chwyciłam go za ramię i pociągnęłam do wyjścia.
– Czym?
– Produkcją swoich własnych… lodów.
– Eee… Że co?
– Bardzo niebezpieczny eksperyment. To co, teleportujemy się do Nory? Wieki tam nie byłam.

Ronald postanowił nie drążyć, chociaż wiedział, że go wkręcam. Weszliśmy w boczną uliczkę, a chwilę potem staliśmy już przed domem położonym pośrodku pola. Kłosy zboża delikatnie kołysał pierwszy, ciepły letni wiatr, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Z daleka czuł było, że w środku panuje radosna atmosfera.
– Mamo!- Ron wszedł do środka bez pukania.- Zobacz, kogo przyprowadziłem!
Rozmowy w salonie ucichły. Zdążyłam rozejrzeć się po kuchni, w której właśnie staliśmy, nim w drzwiach pojawiła się pani Weasley.
– Emmo, kochanie!- Doskoczyła do mnie i wyściskała.- A cóż to?
– Tooo…. Nic innego jak magiczne zdolności Corveusza.- Odpowiedział za mnie Rudzielec, nalewając sobie wody jednym machnięciem różdżki.
– Oooch, gratuluję dzieciaczki! Strasznie się cieszę!- Molly uściskała mnie jeszcze serdeczniej, przykładając rękę do mojego brzucha.
Zamieszanie przyciągnęło pozostałych uczestników dotychczasowego spotkania- w kuchni pojawił się pan Weasley, Fred, Ginny oraz… Harry i Claire. Zapadła niezręczna cisza. Harry przyglądał mi się jakby zobaczył ducha, a Claire uśmiechała się tym swoim przesłodzonym do obrzydzenia uśmiechem.
– Gratuluję! Kim jest ojciec?- Zapytała, a ja nie odezwałam się.
– Claire, kochanie, Emma spotykała się z Corveuszem jeszcze zanim zaginęła.- Wtrąciła się pani Weasley.
– Zostaniesz na kolację?- Zaproponował pan Weasley.- Właśnie mieliśmy nakrywać do stołu.
– Niestety, nie mogę. Muszę załatwić jeszcze parę spraw związanych ze ślubem.
– Och, pobieracie się!- Wybuch radości pani Weasley porwał do tańca kwiaty stojące w wazonie.- To cudownie!
– A myślałam, że pan Switch nie zgodził się na ślub…- Uśmiechnęła się złośliwie Claire.
– Jakby ktokolwiek pytał go o zdanie…- Burknęłam.- Do widzenia. Pojawię się niedługo.- Uściskałam na pożegnanie Weasley’ów.
– Ron!- Zwróciłam się do przyjaciela, który właśnie wyjadał miód z glinianego garnka.- Idziesz ze mną czy mam skorzystać z kominka?
– I’e.- Mlasnął.
– Harry!- Zwróciłam się do bruneta, który praktycznie już wychodził z kuchni. Odwrócił się I popatrzył na mnie bez słowa. – Odezwij się jak ci przejdzie I przestaniesz zachowywać się jak dupek.

Nie czekając na jego odpowiedź, pociągnęłam Rudzielca i z cichym trzaskiem deportowaliśmy się do domu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Slither in. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Familiar.

    • Yuumei (幽冥) pisze:

      Tysiu, jak się masz? :))

      • Tysia pisze:

        Przepraszam, że nie odpisuję! Dawno mnie tu nie było. U mnie w porządku. :) Obroniłam licencjat, wyszłam za mąż i powoli myślę o tym, co chciałbym robić dalej.;) A co u Ciebie?:)

      • Tysia pisze:

        Yuu zaglądasz tu jeszcze? Matko, ale wszystkich gdzieś wywiało, a taka była z nas zgrana i fajna społeczność… Ech. U mnie w porządku- wyszłam za mąż, pracuję, wszystko układa się pomyślnie. :) A co u Ciebie? Masz kontakt z Wiolą, Moon? :) Pisz koniecznie co słychać! :)

Dodaj komentarz