08/09

Znowu poczułam magię

Obudziłam się w momencie, kiedy pierwsze promienie słońca przedzierały się przez deszczowe chmury. Obok, w swoim łóżuku spokojnie spała Hermiona, cicho ddychając, dalej przekręcały się z boku na bok Parvati i Lavender. Wygramoliłam się z łóżka, naciągnęłam szlafrok i usiadłam na parapecie wielkiego gotyckiego okna :). Hargid wypuszczał właśnie jednorogi na padok. Ciemna sierść Grannusa dostojnie lśniła, kiedy ogier dumnie biegł zebranym kłusem, a złoty róg świecił jakby na powitanie słońca. Kocham tego zwierzaka. :D Tak dawno u niego nie byłam…

Postanowiłam, że muszę dzisiaj znaleźć chwilę na zajrzenie do stajni i zamknęłam się w łazience. Oględziny w lustrze potwierdziły, że raczej nie zmieniłam się od wczorajszego dnia: te same zielone oczy, ten sam lekko zadarty nos i długie, sięgające już prawie do pasa, brązowe włosy. Umyłam ładnie ząbki, pociągnęłam rzęsy tuszem (A co! :P) i zabrałam się za skrupulatnie kompletowanie mundurka. Właśnie zakładałam szatę, kiedy z porannego zamyślenia wyrwało mnie walenie do drzwi i krzyki Hermiony.

– Emma, chyba nie masz zamiaru siedzieć tam całą wieczność?!- Niemożliwe, żebym siedziała tam tyle czasu.
– Spokojnie, już wychodzę- otworzyłam. Hermi oparta o drzwi o mało nie wpadła do wnętrza łazienki.
– Expresowo odpowiadasz na moje prośby. Fajnie- wyszczerzyła się.
– Raczej na rządania- wystawiłam język. Miałam ochotę trochę się z nią podroczyć- Mam na Ciebie czekać, czy spotkamy się na dole?
– Przez fakt, że tak długo okupowałaś łazienkę, na pewno spóźnię się śniadanie, dlatego zobaczymy się pewnie na zajęciach- trzasnęła drzwiami.
– Wybierasz się dziś ze mną do Grannusa?- zapytałam, ale odpowiedział mi tylko szum wody.

Nie tracąc dobrego humoru, zabrałam torbę i różdżkę z dormitorium, przemknęłam przez Pokój Wspólny, gdzie siedziało kilku uczniów z młodszych lat i przeszłam przez portret Grubej Damy na korytarz. Większość musiała już pewnie zajadać śniadanie, bo panowała tam totalna pustka i cisza. Idąc w półmroku, słyszałam tylko własne kroki. Znowu poczułam tę magię w powietrzu, tak jak za pierwszym razem, kiedy się tu pojawiłam. Pamiętam, że wtedy ten właśnie korytarz wywoływał u mnie gęsią skórkę. :)

Schodząc do Wielkiej Sali, natknęłam się przy schodach na… Martina. A jak by inaczej… Był wyższy ode mnie prawie o głowę, zmężniał przez te wakacje, a w jego zielonych oczach kryło się… no właśnie coś, czego nie potrafię odgadnąć. Nie odezwał się, kiedy mnie zauważył, a i ja nie byłam skora do rozmów. W duchu jednak musiałam przyznać, że niezłe z niego ciacho :P

W Wielkiej Sali panował jak zwykle wesoły rozgardiasz… Przy naszym stole prym wiódł Ron, który opowiadał właśnie jakąś fascynującą historię, siedząc na stole pomiędzy tostami a słoikami z dżemem. Bez słowa usiadłam obok Harry’ego, który przekładał w rękach złoty znicz, dawno przez nas wszystkich zapomniany.
– Co tam, Em?- zapytał, wpychając znicz do torby i wyciągając książkę do eliksirów.
– W porządku- odpowiedziałam sucho- Mógłbyś się chociaż nie obnosić z tą książką, skoro już oszukujesz na eliksirach.
– Wcale nie oszukuję, po prostu korzystam z notatek kogoś, kto to wszystko dobrze przestudiował. Nie zaczynaj znowu, Emma- skrzywił się.
– Jest zazdrosna, że nie jest już najlepszą z najlepszych- po mojej drugiej stronie posadził się Ron.
– Wcale nie jestem zazdrosna! Po prostu nie podoba mi się ta książka. Coś jest z nią nie tak…
– Odczuwasz jakieś negatywne wibracje? Może otworzyło Ci się Twoje wewnętrzne oko?- roześmiał się Rudzielec.
– Bardzo zabawne! Róbcie sobie, co chcecie… Tylko, żeby potem nie było „Emma ratuj!” jak wyjdzie z tego coś niedobrego- chwiciłam za tosta, zawiesiłam torbę na ramieniu i wyszłam z sali, zostawiając chłopaków. Dlaczego oni nigdy nie słuchają mnie i Hermiony? Dlaczego zawsze pakują się w tarapaty? Mam dosyć ich niańczenia! Potrzebuję, żeby ktoś w końcu zaopiekował się na codzień mną…

***

Po zajęciach, jak zwykle bywa, rozsiadłyśmy się z Hermioną w bibliotece, żeby skończyć wszystkie prace domowe i móc się cieszyć weekendem w pełni. Nie miałyśmy problemu ze znalezieniem miejsca, bo wszystkie stoliki zwykle są puste w piątkowe popołudnia. Rozłożyłyśmy się przy oknie, a Hermiona zniknęła między półkami pełnymi starych ksiąg. Otworzyłam Magię naparów magicznych, żeby skończyć wypracowanie dla Slughorna. Na szczęście męczyłam już ostatnią stronę.

– Harry i Ron jak zwykle wariują na błoniach, a potem będą zżynać wszystko od nas- Hermiona zawieszona na oknie odwróciła się do mnie. Nie zauważyłam nawet kiedy wróciła.
– Powinnyśmy się w końcu zbuntować, a nie wiecznie ratować im tyłki- odpowiedziałam, odkładając pióro- My nad tym pracujemy, kiedy oni wygłupiają się na zewnątrz.
– Skończyłaś już? Ja chyba zmykam na górę…- odparła Hermi, zbierając rzeczy ze stolika.
– Myślałam, że odwiedzimy Grannusa i Ahmeda… Co Ty na to?- zrobiłam smutną minkę, żeby poruszyć serce przyjaciółki.
– Zaniosę tylko rzeczy na górę i przyjdę do stajni, ok?- nie czekając na odpowiedź zostawiła mnie samą.

Zabrałam swoją własność i wyszłam z biblioteki. W połowie drogi do stajni przypomniało mi się, że miałam sprawdzić coś jeszcze na Obronę. Nie chciałam dać Snape’ owi powodu do szyderczych uwag na mój temat. Wróciłam więc do Pokoju Wspólnego zła, że kolejny raz wypad do Grannusa mi nie wypali. Kiedy rozsiadłam się przy stole, z góry zeszła Hermiona z przewieszony przez rękę płaszczem.
– Nie poszłaś jednak do koni?
– Nie…- odparłam smętnie- nie mogłam sobie przypomnieć warunków użycia Zaklęcia Amnezji, a Snape na pewno by się cieszył, gdyby mnie przyłapał na niewiedzy.
Hermiona wróciła się do dormitorium po słownik runów i po chwili dosiadła się do mnie. Parę minut później zaszczycił nas również swoją obecnością Ronald. Kiedy się odwróciłam po notatki, udając niewiniątko, wyciągnął mi z torby wypracowanie na eliksiry.

– Ron! Wydaje ci się, że nikt się nie połapie, że ode mnie spisywałeś?- rzuciłam mimochodem.- No skoro i tak nie jesteście już najlepsze, to Ślimok pewnie nawet nie spojrzy w wasze wypracowania
– Harry jest najlepszy w ważeniu eliksirów, tylko dlatego że ma cudzą książkę, w dodatku nie wiadomo kogo.
Ron odburknął coś tylko pod nosem, nie chąc najwyraźniej nagrabić sobie bardziej po nasz porannej konwersacji. Chwilę później dołączyli do nas Harry i Neville, którzy usiedli na kanapie, szeptając coś pod nosem.
– Macie jakieś sekrety?- zagadnęła ich Hermiona
– Co jest?
– Cicho, Hermiono.
– No tak, umiem być cicho, umiem, ale…
– Mrugnąłeś! – zwycięsko krzyknął Neville i wstał ze swojego miejsca – To by było moje trzecie zwycięstwo, oddawaj Teodorę.
Harry niechętnie wyciągnął z kieszeni ropuchę Neville’a i podał mu ją.
– Ale niech więcej nie składa skrzeku w mojej szklance! – dodał.

Wymieniłyśmy z Hermioną porozumiewawcze spojrzenia. Ani ja, ani ona nie miałyśy ochoty komentować zachowania chłopaków. Utwierdziłam się jednak w przekonaniu, że ich mózgi są zdecydowanie trzy lata bliżej w rozwoju niż nasze. Neville posadził ropuchę na kolanach niczym kanapowego kota i z troską zaczął zaglądać jej w oczy. Zapach błota, który jej towarzyszył, przyciągnął Krzywołapa. Kot kręcił się w pobliżu nóg chłopaka, czekając tylko na okazję, by schwytać płaza. Już szykował się do skoku, kiedy Ron, przeciągając się, zwalił kałamarz i wylał atrament na jego rude futerko. Ciecz rozprysła się dodatkowo na spodnie Rona i kapcie Hermiony. Dla chłopców całą sytuacja była kolejnym powodem do śmiechu. Wykorzystałam moment, zgarnęłam sprzed nosa Rona moje wypracowanie i spokojnie, bez najmniejszych oznak złości, jednym ruchem różdżki pozbyłam się wszelkich szkód. Magia jest genialna… ;)
– Idę do dormitorium. Raczej nie zjem dzisiaj kolacji- powiedziałam, podnosząc się. Chłopcy nadal chichotali.
– Zgarnę dla Ciebie jakiegoś gofra z kuchni- rugnęła do mnie Hermi i uśmiechnęła się.
– Jak dostaniesz z jagodami, to się piszę…- wyszczerzyłam się i zniknęłam za drzwiami prowadzącymi do sypialń.

Dormitorium było puste i ciemne. W kącie świeciła się tylko lampa. Umyłam się, wskoczyłam na łóżko i wygrzebałam z kufra pamiętnik. Do głowy wrócił mi obraz Martina z dzisiejszego spotkania. Potem przypomniałam sobie okres, kiedy z nim flirtowałam, żeby wydobyć od niego informacje. Przez chwilę zatęskniłam za ciepłem jego spojrzenia, ale szybko wywaliłam go z myśli. To niedobry człowiek… Zdcydowanie nie jest to chłopak mojego pokroju. Hermiona długo nie wracała z kolacji. Parvati i Levander dawno już spały, kiedy w końcu pojawiła się z talerzem gofrów z jagodami. :D
– Gdzie byłaś tak długo?!
– No wiesz, nie łatwo było załatwić gofry na wynos- uśmiechnęła się- ale dla Ciebie wszystko.
– Dobra, dobra… Co się działo?
– Natknęłam się na kogoś i rozmawialiśmy przez chwilę- zrobiła najbardziej tajemniczą minę, jaką potrafiła.
– Na kogo?
– Opowiem jutro, jestem taka zmęczona- rzuciła tylko i zniknęła w łazience.

Nie pozostało mi więc nic innego jak pochłonąć przepysznego gofra i ułożyć się do snu…

Dodaj komentarz