When your Patronus changes its shape, it means something changed in your soul…

     Hermiona krzątała się po kuchni, wprawiając w ruch za pomocą zaklęć coraz to nowe przybory kuchenne. W zlewie ziemniaki same wyskakiwały ze skórek, obok kroiły się marchewki, a z radia sączyła się wesoła muzyka Tańczących Jędz. Siedziałam przy pięknym dębowym stole, postawionym przy oknie i patrzyłam na niesamowity widok roztaczający się za szybą. Po prawej stronie pole i kilka bijących wierzb, po lewej rozciągało się jezioro, w którym właśnie odbijało się wiosenne słońce. Wybrali z Ronem zdecydowanie najpiękniejszą część wsi. Podobało mi się to przejście pola w piaszczystą nadjeziorną plażę. Z okien Harry’ego i Ginny widać było samo jezioro.
– Byłaś już u Harry’ego? Widziałaś, jak urósł James?- zapytała, uśmiechając się Hermi.
– Niee… Prosto z wyprawy ruszyłam do Ciebie. Tak się za Wami wszystkimi stęskniłam.
– My za Tobą też , Emi- przyjaciółka po raz kolejny rzuciła mi się na szyję- Codziennie o Tobie myślę. Auror to zawód zdecydowanie nie dla kobiet. Powinnaś z tym skończyć.
– Skończę, kiedy wyłapiemy tych wszystkich drani. Wiesz, że jutro jest proces Martina…?
     Rozmowę przerwał nam trzask zamykanych drzwi , a zaraz potem Ron wkroczył do kuchni, przyciągnął do siebie Hermionę i ucałował ją tak, że zrobiło się gorąco. Dopiero potem zauważył mnie. Uśmiechnął się szeroko i porwał mnie z krzesła w przyjacielskim uścisku.
-Emma, wróciłaś nareszcie! Mam nadzieję, że już więcej nas nie opuścisz. Złapaliście kogoś?
– Ron, ale puść mnie, bo nie mam czym oddychać!- uwolniłam się z jego objęć i zawadiacko poczochralam jego rudą czuprynę- Osobiście dorwałam Martina Malfoy’a. Ukrywał się w Górach Skalistych. Jutro jest rozprawa. Mam się wstawić w Ministerstwie jako świadek- odpowiedziałam, siadając na krześle.
– Nieźle. Harry będzie wściekły, jak się dowie, że ominęła go taka zabawa- odpowiedział przyjaciel, chwytając w pasie swoją wybrankę.
– Harry ma teraz ważniejsze sprawy na głowie- małego Jamesa- uśmiechnęła się Hermiona.
– Dosyć o mnie, jak Wy się macie?- zapytałam.
     Hermiona i Ron głęboko spojrzeli sobie w oczy, potem popatrzyli na mnie, a przyjaciółka bez słowa wyciągnęła do mnie rękę, na palcu której dumnie spoczywał pierścionek z kamieniem, którego nazwy z pewnością nie znam.
– Jej,  tak się cieszę!!- uściskałam ich serdecznie- Kiedy wesele?
– Dokładnie za dwa tygodnie. Nie mieliśmy jak Cię o tym poinformować, bo przecież nie było Cię przez tyle czasu!- żachnął się Ron.
Rzeczywiście, minęło pół roku, od kiedy wyjechałam w poszukiwaniu starszego Malfoy’a.  On jeden z całego klanu wymknął się razem z kilkoma innymi Śmierciożercami, podczas całego zamieszania na polu bitwy, jakie powstało po zgładzeniu Voldemorta. Reszta probuje wmówić członkom Wizengamotu, że byli pod wpływem Imperiusa.
– Rewelacyjnie! Zdążę jeszcze kupić jakąś suknię z tej okazji u Madame Malkin- uśmiechnęłam się.
– Lepiej rozejrzyj się za jakimś facetem- wykrzywiła sięHermiona- Czekamy na Twojego wybranka. Inaczej zostaniesz starą panną.
– W gruncie rzeczy staropanieństwo nie jest takie straszne. Założę hodowlę kotów i magicznych roślin- zaśmiałam się.
– Magiczne rośliny zostaw Neville’owi. No właśnie Ron, masz od niego jakieś wieści?- Hermiona wyciągnęła garnek i za pomocą jednego zaklęcia wszystkie warzywa posłusznie wleciały do środka.
– Razem z Luną mają zamiar postawić dom, dwie uliczki dalej. Załapał się też do pracy w Św. Mungo- odparł przyjaciel, siadając naprzeciwko mnie i gryząc soczyste jabłko z koszyka na stole.
– No widzisz, Emma, nawet Neville kogoś ma- dodała przyjaciółka, wyciągając mięso z lodówki. Na szczęście zadzwonił krótki dzwonek do drzwi i bez czekania na zaproszenie do środka wkroczył Harry z swoją małą kopią na rękach, a za nim podążała Ginny.
– Chodzą pogłoski, że Emma zaszczyciła nas swoją osobą!- Harry krzycząc od progu, postawił Jamesa, podbiegł do mnie i uściskał mnie.
– Jak się czujesz? Co u Ciebie?
– W porządku. Dopiero wróciłam z wyprawy. Dorwałam Martina- powiedziałam z satysfakcją i uściskałam Ginny, za którą chował się jej syn. Już na pierwszy rzut oka, można było powiedzieć, że wyrośnie z niego przystojny młodzieniec. Był mieszanką wybuchową Harry’ego i Gonny. Była wokół niego jakaś aura, którą wyraźnie wyczuwałam, a której nie potrafiłam jeszcze zdefiniować. W czasach wojny z Voldemortem odkryłam w sobie niesamowite umiejętności, które znacznie ułatwiają mi pracę. To było tak, jakbym nagle zobaczyła świat na nowo. Widzę i wyczuwam magię. Każde zaklęcie ma swoje specyficzne barwy i zapach. Dzięki temu wiem, jaką mocą dysponują czarodzieje i czarownice, magiczne stworzenia i rośliny. Dziwi mnie, że ja, zwykła czarownica, a wcześniej Mugolka, potrafię coś takiego. Skąd to się wzięło? Nie wiem. Jedno jest pewne: Dumbledor na pewno znał by na to odpowiedź.
– Część przystojniaku- przykucnęłam, żeby przywitać się z synem Harry’ego, on jednak schował się za mamą- nie pamiętasz mnie, prawda? Widziałam go tak dawno… Jejku, jak te dzieci szybko rosną- zwróciłam się do Ginny.
– Ani się obejrzymy, a będziemy go odprowadzać na peron 9 i ¾.
– Jego i jeszcze kilku innych małych Potterów- wyszczerzyłam się
– Przenosimy się do ogrodu. Obiad gotowy- rzuciła Hermiona, wskazując ręką na drzwi.
     Ogród był równie piękny jak dom i widok z okna w kuchni. Na środku, na równo przystrzyżonej trawie stał już duży, drewniany stół, który uginał się od pachnących potraw. Na obrzeżach rosły Solarisy, których złoty, magiczny pyłek unosił się na wietrze, Rusłanki o wielkich, pięknych, kwiatach w kształcie dzwonu, w których zamieszkała para elfów, a w jednym rogu z dumą prezentowały się rządki magicznych ziół do eliksirów, które sporządzała Hermiona. Byłam pod wrażeniem wspólnego trudu Rona i Hermiony, który włożyli w to miejsce.
– Świetnie się tutaj urządziliście- powiedziałam, krojąc właśnie kawałek mięsa.
– Dzięki. Pani Weasley dużo nam pomogła. Ma dużo cennych rad- Hermiona uśmiechnęła się do Rona.
– Mów lepiej jak Ci poszło z tym Martinem. Długo go szukaliście z tego co widzę. Bardzo się opierał?- wtrącił Harry, wkładając do ust małego Jamesa kawałek ziemniaka.
– Fakt, zajęło nam trochę czasu, żeby w końcu go dorwać. Jest przebiegły i sprytny, ale ja jestem sprytniejsza- uśmiechnęłam się i puściłam oczko do Hermi- Goniliśmy go ładnych parę miesięcy, wciąż się przemieszczał, próbował zostawiać mylne ślady, ale nie ze mną te numery. Dorwaliśmy go w końcu w Górach Skalistych. Próbował walczyć, jednak wszystko poszło po mojej myśli.
– Brawo, Emma! Kiedy postawią go przed Wizengamotem?
– Jutro jest pierwsze przesłuchanie kilku Śmierciożerców, w tym Martina. Mam wezwanie do Ministerstwa na 11.
– Czarny też tam powinien być.
– Czarny?
– Tak, kumpel z pola bitwy. Uratował mi tyłek, kiedy Śmierciożerca próbował miotnąć we mnie zaklęciem od tyłu. Z resztą, też jest aurorem. Wrócił dwa tygodnie temu.
– Nie kojarzę…
– Świetny facet, na pewno się dogadacie.
– Musieliśmy tymczasowo zastąpić Ciebie, żeby stan się zgadzał. Trafiło na Czarnego- wyszczerzył się Ron- z resztą, będzie na weselu, więc na pewno się poznacie.
– No właśnie, wiesz już że nasz mały Ronnie i Hermi się pobierają?! Moja mama jest wręcz wniebowzięta!- rozpromieniła się Ginny.
– Biorąc pod uwagę pomysłowość Rona i Harry’ego, i to co wywinęli na waszym weselu, to będzie wydarzenie na skalę światową- roześmiałam się, odsunęłam od siebie talerz i wyciągnęłam na krześle.  Mały James pomykał pomiędzy grządkami, łapiąc motyle, albo pyłek. Jego włosy złociły się w słońcu, a pomarańczowo- żółta aura roztaczała się dokoła.
– Będę się zbierać, Kochani- podniosłam się- czeka mnie teleportacja do Hogdmeade, a potem przeprawa do Hogwartu.
– Nie zostaniesz w Godric’s Hollow?- zasmuciła się Hermi- Myślałam, że pomieszkasz z nami chociaż kilka dni.
– Na razie zatrzymam się w Hogwarcie, o ile profesor McGonagall się zgodzi. Pomogę Hagridowi przy rogatych, a potem pomyślę, co dalej. Muszę odpocząć.
     Pożegnałam się z Hermioną i Ronem, uściskałam Harry’ego i Ginny. Nawet mały James dała się namówić na małego buziaka. Wyszłam na zewnątrz i, sprawdziwszy uprzednio, czy w pobliżu nie ma Mugoli, aportowałam się do Hogsmeade.
     Dopiero tam poczułam, że jestem w domu. Wąskie uliczki przepełnione czarownicami i czarodziejami, te same miejsca, które odwiedzałyśmy z Hermioną w poszukiwaniu nowych pergaminów czy piór, i co najważniejsze książek (!), Miodowe Królestwo, w którym tyle razy piliśmy kremowe piwo, obgadując coraz to nowe pomysły. Nikt nie pomyślałby, że jeszcze 3 lata temu wszystko w tym miejscu było zrównane z ziemią. Tylko wzgórze, na którym stała kiedyś Wrzeszcząca Chata wciąż było puste. Uczniowie Hogwartu korzystający z sobotnich wypadów do wioski, kręcili się od sklepu do sklepu, dumnie dzierżąc szaty oznakowane herbem poszczególnych domów. Najwięcej z nich kręciło się w sklepie Braci Weasley’ów. W jednej chwili ogarnął mnie ogromny smutek, przypomniały mi się wszystkie głupie pomysły bliźniaków: namiętnie produkowane przez nich zabawki, eksperymenty na młodszych uczniach, od których co i rusz Hermiona jako prefekt musiała ich odwodzić, wszystkie kuksańce i kąśliwo- żartobliwe uwagi wypowiedziane przez Freda. A teraz już go nie było, tak jak wielu innych naszych przyjaciół. Oddali życie za mnie, za nas, za pokój. Dlaczego oni umarli, a ja przeżyłam? Czy tak naprawdę musiało być…? Odpędziłam od siebie ponure myśli. Za dużo już ich było. Za dużo bólu, łez, niemocy. Dosyć tego!
     W zamyśleniu wpadłam prosto na coś wielkiego i włochatego, co okazało się nikim innym, jak Hagridem!
– Emma! Moja mała, kochana Emma!- wykrzyknął i bez najmniejszych ceregieli podniósł mnie z ziemi i uściskał- Jak się cieszę, że Cię widzę! Długo nie dawałaś znaku życia. Gdzie żeś ty się podziewała?! Martwiłem się i Grannus się martwił!
– Gonitwa, rozumiesz? Cały czas tropimy Śmierciożerców- odrzekłam i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. Tak bardzo mi go brakowało. Tyle rzeczy mam mu do opowiedzenia. Tyle żalów do wylania.
– Myślisz, że prof. McGonagall pozwoli mi zatrzymać się na kilka dni w Hogwarcie?
– Nie masz się o co martwić. Gdyby nie Ty i paru innych szalonych czarodziejów i czarownic Hogwartu w ogóle by już nie było- jego czarne jak żuczki oczy rozpromieniły się w uśmiechu.
– Nawet mi o tym nie przypominaj- mruknęłam tylko- mów lepiej, co u Ciebie. Jak się miewasz?
     Hagrid zaczął opowiadać po kolei, jak przebiegały pracę odbudowywania Hogwartu i Hogseade, prowadząc mnie w stronę zamku drogą, którą zwykle jechaliśmy na początku roku dorożkami zaprzęgniętymi w testrale. Zerwał się wiatr. Moja ciemnozielona peleryna zaczęła powiewać, wtórując złotobrązowym włosom. Poczułam zapach świeżo koszonej trawy pomieszany z zapachem jednorożców i magicznych ziół. Poczułam magię! W oddali widziałam srebrno-czarną łunę, która krążyła po błoniach. „Grannus!”- przemknęło mi przez myśl i nie pomyliłam się. Kiedy Hargid przeszedł właśnie do zawieszania tablicy pamiątkowej w Wielkiej Sali, przed bramą, do której właśnie się doczłapaliśmy, niecierpliwie krążył mój rogaty, czarny przyjaciel. Jak tylko mnie zobaczył, zarżał wesoło, stukając nerwowo kopytami. Był piękny- jak zawsze. Czarno- srebrna sierść, srebrny róg i kopyta połyskiwały w słońcu, a ciemne jak węgielki oczy zaiskrzyły żywo. Ruszyłam biegiem w jego stronę, wyjmując różdżkę z kieszeni szaty. Jednym jej ruchem, otworzyłam bramę i rogacz już po chwili radośnie miotał się wokół mnie.
– Grannus…- wtuliłam się w niego- kochany Grannus!
     Jednoróg w odpowiedzi zarżał cicho, a po chwili, nie wiedząc jakim cudem, znalazłam się na jego grzbiecie i już pędziliśmy przed siebie błoniami Hogwartu w stronę jeziora, nad którym często przesiadywaliśmy z przyjaciółmi, nad którym odbyło się tyle kłótni z Malfoy’ami i tyle miłosnych potyczek naszej czwórki. Znów wróciły wspomnienia. Tym razem te dobre. Te niezwykłe. Te magiczne, w które czasem nie chciało się wierzyć… Łzy napłynęły mi do oczu. Łzy radości, że w końcu jestem w domu. Jestem tu, gdzie moje miejsce, gdzie odnalazłam wszystko to, czego nie zdobyłabym w świecie Mugoli. Kątem oka zobaczyłam, że Hagrid macha do mnie z oddali. Grannus, czytając jakby w moich myślach, ruszył cwałem w jego stronę. Jednak Hagrid nie był sam. Obok niego stał, wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy młody mężczyzna o zabójczo zielonych oczach, w których był coś… nieodgadnionego. Dziwne, ale byłam w stanie ocenić to w szalonym pędzie jednoroga.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz