Australia, here I come…

     Widząc moje zażenowanie, Harry przysiadł się do mnie i zaczął opowiadać przebieg akcji pojmania Slythe’a. W trakcie rozmowy ze zdumieniem stwierdziłam, że połowa mojej szarlotki, do której miałam zamiar się zabrać, w dziwnych okolicznościach zniknęła z mojego talerza. Odwróciłam się za siebie. Czarny, stał za moimi plecami, bokiem do mnie, udając, że niesamowicie zainteresował go obraz nad kominkiem Potterów. Wyglądał przy tym tak uroczo, że nie byłam w stanie wymyśleć żadnej kąśliwej uwagi na ten temat. Wesołe rozmowy przerwało pukanie do drzwi i Fred, krzyczący już od progu:
– O, Hermiono, przyszedłem Cię ostrzec, ale już zostałaś zaatakowana – kiwnął głową w stronę brzucha przyjaciółki – O kurczę, to nie jest efekt uboczny talentów kulinarnych Ginny! – dotarło do niego do niego w końcu.
– To raczej efekt uboczny talentów Rona… – zaczął Harry, ale porządne uderzenie poduszką w moim wykonaniu, skutecznie powstrzymało go od dalszych komentarzy.
– Chciałem was uprzedzić, że rodzice chcą was uszczęśliwić skrzatem domowym, ale właściwie to chyba wam się przyda… – Fred wciąż zafascynowany brzuchem Hermi, wyrwał mi z rąk talerz z szarlotką i skończył ją jeść. W pierwszym momencie oniemiałam ze zdziwienia, w końcu posłałam mu pełne wyrzutu spojrzenie i nałożyłam sobie kolejny kawałek. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, a obok posadził się Czarny, przymierzając się ponownie do mojego ciasta.
– Ej! Nałóż sobie!- odwróciłam się do niego plecami, w momencie, gdy wyciągał już rękę zaopatrzoną w widelczyk w kierunku talerza.
– Ale od Ciebie dużo lepiej smakuje…- przysunął się do mnie i objął mnie jedną ręką w pasie po to, żeby drugą dostać się do ciasta.
– Mmm… pycha!- mlasnął, za co oberwał poduszką- za co?!
– Tak profilaktycznie- uśmiechnęłam się słodko- Czy ciasto mogłoby przestać magicznie znikać z mojego talerza?- dodałam trochę głośniej, a wszyscy się roześmiali. Tych kilka przyjemnych chwil minęło, jak strzał z bicza. Zanim się obejrzeliśmy, była już północ i trzeba było się żegnać. Czarny uściskał dziewczyny, wymienił męski uścisk z chłopakami i pociągnął mnie za sobą na zewnątrz.
     Zatrzymaliśmy się przed furtką Potterów. Nie wiem, co Ginny dodała do tego ciasta, ale było mi strasznie gorąco, nie tylko z powodu ciepła, które biło od Switcha. Czarny spojrzał mi prosto w oczy i po chwili namysłu powiedział:
– Jutro wyjeżdżam razem z Hermioną.
– Dokąd i na jak długo?- zapytałam, nie spodziewając się zupełnie takiego początku.
– Dokąd- nie mogę powiedzieć, na jak długo- nie wiem. Na pewno wrócimy przed weselem- odpowiedział smutno.
– Rozumiem…
– Uważaj na siebie- przytulił mnie.
– Znając Hermionę i jej pomysły, to lepiej Ty uważaj na siebie- zaśmiałam się trochę nerwowo, próbując ukryć smutek- Dlaczego żegnamy się tutaj? Nie wracasz ze mną do zamku?
– Nie… muszę coś jeszcze załatwić.
Staliśmy naprzeciw siebie w milczeniu. Miałam ochotę rzucić się mu na szyję i uściskać z całych sił, ale skutecznie się powstrzymywałam.
– Cóż,  w takim razie do zobaczenia- uśmiechnęłam się i już chciałam ruszyć w kierunku bocznej uliczki, żeby się deportować.
– Poczekaj- złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował. To było niesamowite. Jego ciepło ogarnęło mnie całą, od czubka palców, po końcówki włosów, sprawiając, że czułam się bezpieczna i spokojna, i silniejsza, tak, jakby nic, ani nikt, nie byłby w stanie w tym momencie mnie pokonać. Kiedy wypuścił mnie ze swoich ramion, oniemiałą i rozmarzoną, uśmiechnął się i deportował z trzaskiem. Przez chwilę jeszcze stałam w miejscu, jakby nie wierząc temu, co właśnie się stało i co poczułam. Kierując się w stronę bocznej uliczki, myślałam tylko tym, kiedy znowu się zobaczymy.

***

     Zamek bez przyjaciół i Czarnego wydawał się jeszcze większy, bardzie cichy i pusty. Pół dnia krążyłam między Wieżą Wschodnią, biblioteką i błoniami, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, wściekła na Hermionę , że nie zechciała zaangażować mnie w to ich tajne przedsięwzięcie. Intensywnie myślałam nad tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu tygodnia od mojego powrotu i jedynym logicznym wyjaśnieniem całego zamieszania, wydało mi się ściągnięcie rodziców przyjaciółki na wesele. „Tylko zaraz… Gdzie oni teraz są? W Kanadzie? Nie… Z tego co pamiętam, to udało nam się zaprzyjaźnić naszych rodziców ze sobą i wspólnie, modyfikując im pamięć, wszczepiłyśmy im pragnienie wyemigrowania do Australii, żeby uchronić ich przed wojną. Czyli wychodzi na to, że Hermiona i Czarny są teraz w… Australii!”- myślałam, siedząc na brzegu jeziora. To odkrycie nie poprawiło mi jednak humoru, wręcz przeciwnie, byłam jeszcze bardziej wściekła, tym razem na siebie, że nie wpadłam na to wcześniej. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, jak dawno nie widziałam rodziców i jak bardzo za nimi tęsknie. W tym wszystkim tliła się też nutka żalu, że do tej pory, nie próbowałam się z nimi skontaktować i jakoś to wszystko odkręcić. Byłam w totalnej kropce. Miałam ochotę wsiąść w pierwszy lepszy samolot wylatujący z Londynu, ale nie byłam pewna, czy powinnam.
     Odkładając tą sprawę na później, po obiedzie ruszyłam do Ministerstwa, modląc się, żebym okazała się przydatna w Kwaterze Głównej, ale Harry zawrócił mnie na progu, nakazując korzystać z urlopu, póki jeszcze go mam. Nie chciał słyszeć żadnych moich wyjaśnień, twierdząc, że: „Inteligentni ludzie się nie nudzą, a Ty, Emmo, jak sądzę do takich należysz.”. Westchnęłam ciężko, ostatecznie decydując się na złożenie wizyty Ronowi.
     Kiedy wylądowałam w kuchni Weasley’ów, widać było, że Rudzielec korzysta z nieobecności przyszłej małżonki. Na stole stało  kilka nieumytych kubków i talerzy, a w rogu walały się jakieś resztki z obiadu.  Co i rusz potykałam się o porozwalane ubrania, za każdym razem podnosząc je z ziemi i składając na krześle. Ron drzemał sobie właśnie w najlepsze na kanapie w salonie. Stałam nad nim przez chwilę, zastanawiając się, jakiego zaklęcia użyć, żeby jego pobudka była bardziej spektakularna, ale ostatecznie stwierdziłam, że jako przyszły ojciec nie będzie miał za dużo spokoju, więc uklękłam obok i potrząsnęłam nim.
– Ron, obudź się!
– Jeszcze chwilkę, Hermiono…
– Ron, to ja Emma!- wrzasnęłam mu do ucha. Podskoczył do góry.
– Oszalałaś?! Mogłem stracić słuch- obruszył się.
– Przepraszam, nie mogłam Cię dobudzić- podniosłam się i skierowałam do biurka, na którym stał laptop.
– Mogę skorzystać z komputera?- zapytałam, a on skinął  tylko głową. Zalogowałam się na stronie British Airways i wykupiłam, za niebotyczne pieniądze, ostatni już bilet na jutrzejszy samolot.  W tym momencie, nie miało dla mnie znaczenia, że kompletnie nie wiem, gdzie ich szukać. Tym miałam zamiar martwić się później. Drukarka z cichym szumem wypluła mój bilet. Ron spojrzał na to ze zdumieniem, najwyraźniej nie do końca jeszcze z tym obyty.
– Co robisz?- zajrzał mi w końcu przez ramię.
– Wyjeżdżam- uśmiechnęłam się.
– Dokąd?- uniósł brwi.
– Przed siebie!- podskoczyłam uradowana i pocałowałam go w policzek- lecę się pakować! Paa!
     Nie zwracając uwagi, na kompletnie już zdezorientowaną minę Rona, ani na to, że na zewnątrz właśnie zaczęła się burza, wybiegłam przed dom i deportowałam się do Hogmseade.

***

     Wieczór spędziłam na pakowaniu się, a połowę nocy na szukaniu w bibliotece sposobu, na odwrócenie zaklęcia, które nałożyłam na rodziców. Kiedy następnego ranka zadzwonił budzik, byłam niemalże nieprzytomna, ale ostatecznie, po dziesięciu minutach, udało mi się zwlec z łóżka, ubrać stosownie dla 22-letniej mugolskiej dziewczyny, nawet zniwelować cienie pod oczami dzięki odpowiedniemu make up’owi i niemalże biegiem, ciągnąć za sobą niewielką walizkę, przedostałam się do Hogsmeade, żeby deportować się niedaleko lotniska. Wiedziałam, że w tak krótkim czasie nie uda mi się odnaleźć rodziców, ale byłam pewna, że Hermionie na pewno się udało. Jedyne czego potrzebowałam, to odszukać przyjaciółkę, a to, wbrew pozorom, nie było już takie trudne. Ubrana w zwiewną spódnicę do kolan i bluzeczkę z dekoltem, zdecydowałam się na podejście do niebieskookiego blondyna, obsługującego interesantów lotniska.
– Dzień dobry, panie Barton- przeniosłam wzrok z plakietki na piersiach prosto na jego oczy, uśmiechnęłam się zalotnie i oparłam o blat kontuaru. Chłopak, na oko 26- letni, zlustrował mnie od góry do dołu i odwzajemnił uśmiech, odpowiadając mocnym basem:
– Dzień dobry, w czym mogę służyć?
– Mam taką delikatną sprawę- zrobiłam maślane oczy i przysunęłam się bliżej, kładąc rękę zaraz obok jego- Moja przyjaciółka wyleciała wczoraj do Australii na wakacje, rozumie Pan… Miałam dzisiaj do niej dolecieć, ale… nie jestem pewna, czy mam bilet w odpowiednie miejsce- delikatnie, niby przypadkiem, musnęła go dłonią. Chłopak uśmiechnął się jeszcze raz i zapytał.
– A jak nazywa się pani przyjaciółka?
– Hermiona Granger- uśmiechnęłam się, zdumiona, że poszło szybciej niż myślałam. Chłopak przez chwilę grzebał coś w komputerze, w końcu spojrzał na mnie i powiedział cicho:
– Panna Hermiona Grager udała się wczoraj do Sydney.
– A więc zgadza się- puściłam do niego oko- dziękuję bardzo. Jestem niezmiernie wdzięczna.
Posłałam mu ostatnie zalotne spojrzenie i zadowolona z siebie udałam się w kierunku terminalu, gdzie miała odbyć się odprawa. Czterdzieści minut później byłam już na pokładzie samolotu, który miał mnie zabrać w samo serce pustynnej dżungli…

***

     Kiedy, dwadzieścia godzin później, wylądowałam w Sydney, uderzył mnie upał nie do zniesienia. Lotnisko opuściłam nieco zagubiona, wciąż nie wiedząc, gdzie jest Hermiona. Złapałam taksówkę i przeniosłam się w samo centrum, gdzie po zapłaceniu należności kierowcy, skierowałam się do parku, żeby usiąść i spokojnie pomyśleć. Jedyną bronią w tej sytuacji była moja zdolność do wyczuwania miagii. Rozsiadłam się na ławce, obserwując przez chwilę ludzi, przechodzących obok, uspokoiłam się i zamknęłam oczy. Starałam się skupić na tęczowej aurze Hermiony i zapachu jaśminu, który nieodłącznie towarzyszył jej magii, na tyle silnej, że po kilkunastu minutach mogłam w przybliżeniu określić jej położenie. Szczęśliwie okazało się, że była niedaleko, zaledwie dwie ulice dalej. Zerwałam się i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie, ciągnąc za sobą walizkę. Krok za krokiem byłam coraz bardziej pewna swojej diagnozy. Ostatecznie na końcu z jednej z ulic, w ogródku małej kawiarni, ujrzałam tęczę. Przyspieszyłam, o mało nie skręcając kostki z powodu obcasów, które postanowiłam włożyć na tę, jakże wyjątkową okazję. W końcu jednak wtoczyłam się do środka. Od progu przywitała mnie sympatyczna kelnerka, która entuzjastycznie zaproponowała, że skaże mi miejsce. Odburknęłam jednak, trochę niegrzecznie, że jest tutaj moja przyjaciółka i bez czekania na jej reakcję, przemknęłam przez lokal i stanęłam na progu drzwi, prowadzących do stolików na zewnątrz. Hermiona siedziała z kimś przy jednym z nich.
– Hermiono Jane Granger, lepiej żebyś miała dobrą wymówkę!- zaczęłam zbliżać się do niej z prędkością światła. Uśmiechnęła się i pomachała do mnie.
– Wymówkę mam świetną!.
– Emmo! Mówiłam ci tyle razy, ze kwiaty na spódnicy przywołują pszczoły – spod parasola błysnęły zielone oczy mojej… mamy! Oszołomiona, zatrzymałam się.
– To już nie przywitasz się ze swoimi staruszkami- w moją stronę odwrócił się również tata. Łzy napłynęły mi do oczy. W jednym momencie znalazłam się przy nich. Przytulaniu i rodzicielskim pocałunkom nie było końca. Ojciec cały czas nie mógł się nadziwić, jaka piękna dziewczyna ze mnie wyrosła, a mama wypytywała, co u mnie, jak się mam…
     Kiedy dołączyli do nas Czarny i Draco, rodzice Hermiony zaproponowali, żebyśmy przenieśli się do ich domu, twierdząc, że jest tutaj za mało przestrzeni dla nas wszystkich. Switch, widząc mnie, całą rozpromienioną z mamą pod ręką i tatą z drugiej strony, mrugnął do mnie i posłał swój łobuzerski uśmiech. Nie umknęło to uwadze mojej mamy.
– Przystojny ten Twój kolega- uśmiechnęła się- podobasz mu się.
– Mamo!  Bez takich- obruszyłam się, zerkając ukradkiem, czy Czarny niczego nie słyszy.
– Mama ma rację Emmo, leci na Ciebie jak nic- zaśmiał się tata, obejmując mnie w pasie- Ale nie martw się, będzie musiał się nieźle napracować, żebym mu Ciebie oddał.
– Tato…- przewróciłam oczami.
     Hermiona gaworzyła z rodzicami w najlepsze, ukradkiem gładząc się po brzuchu, Malfoy i Switch skazani na swoje towarzystwo przez te kilka minut, krążyli wokół neutralnych tematów, żeby nie nazwać tego pierdołami. Mama chciała dowiedzieć się ze szczegółami, co też się ze mną działo przez te lata, ale w odpowiedzi na jej pierwsze pytanie westchnęłam tylko ciężko.
– Mamo, może kiedyś przyjdzie czas, żeby to wszystko opowiedzieć, ale teraz najważniejsze jest, że jesteśmy tutaj, wszyscy razem.
     Skinęła głową. Zrozumiała.
     Dom państwa Granger był duży i bez dwóch zdań sterylnie czysty. Hermiona pomagała mamie w kuchni, gdy ja z Czarnym, ku zachwycie moich rodziców, drobnymi machnięciami różdżek nakryliśmy do stołu. Niosłam właśnie tacę z ciastem, gdy ktoś złapał mnie wpół i pociągnął w boczny korytarz. Orzechowe oczy Switcha spojrzały na mnie ciepło.
– Wariatka jesteś nie czarownica, wiesz?- uśmiechnął się.
– A Ty jesteś wredny. Puszczaj, bo wywalimy zaraz to ciasto- odrzekłam nieco poirytowanym tonem. Na nim to jednak nie robiło wrażenia.
– Cieszę się, że Cię widzę.
– Ja też- spojrzałam na niego- ale łaskawie nie wyjadaj mi ciasta z talerza.
     W końcu zasiedliśmy wszyscy za stołem. Czarny, wcielając się w rolę przyszłego zięcia, słuchał opowieści mojego taty, udając zainteresowanie. Kiedy jednak, mama zwróciła się do Switcha per „Synku”, ostro dałam im do zrozumienia, żeby nie galopowali tak, jednocześnie wysyłając Czarnemu przepraszające spojrzenie.
– A cóż to?!- mama Hermi zdała się zauważyć jej wystający brzuszek. Wzrok moich rodziców oderwał się nareszcie od Corveusza i skierował na przyjaciółkę.
– A to jest mała czarownica w wielkiej czarownicy – powiedział sennie Draco – Powinien być taki gwiazdozbiór – uśmiechnął się i położył rękę na oparciu jej krzesła.
– Och dzieci! Gratuluję!- łzy wzruszenia zaszkliły się w oczach mamy Hermi.
– Po kolei!- wtrąciła się moja, najwyraźniej niewiele z tego rozumiejąc.
– Hermiona zna właściwą kolejność – uśmiechnęłam się tryumfalnie i wystawiłam język do Hermiony.
– Po pierwsze, chciałabym was zaprosić na mój ślub… – zaczęła przyjaciółka, ale znów przerwał jej pisk jej mamy:
– Gratuluję córeczko!
– Jane, daje dzieciakowi powiedzieć – odezwał tata Hermi, niezadowolony najwyraźniej z zaistniałej sytuacji.
– Bierzemy ślub za tydzień…
– Nie mogę! Z tym tutaj, przecież mówiłaś,  że to ulizany du…
– TATO!- nie wytrzymała Hermiona.
– Greg! – skarciła męża pani Granger – Nie przejmuj się kochanie, on się przyzwyczai – obdarzyła Dracona dobrotliwym uśmiechem. Czarny, z kolejną oliwką z mojej sałatki w połowie drogi do ust, zaczął się śmiać.
– A wy, kochani? Już coś ustaliliście? – mama spojrzała pytająco na Czarnego, który zaczął się krztusić
– Pracujemy nad  tym – uśmiechnął się szeroko – Natomiast obecny tutaj Draco…
– Niestety, ta mała czarownica nie jest moją – wtrącił Malfoy, prowadząc do końca ten cały cyrk.
– Obawiam się, że nic nie rozumiem – odezwał się mój ojciec– Hermiona będzie miała dziecko z innym? Taka mądra dziewczyna , a…
– Niech się pan nie zapędza z osądami – wkroczył na front Czarny –  Hermiona będzie miała dziecko z Ronem.
– O! Właśnie! Wiedziałam, że kogoś mi brakowało – ucieszył się tata Hermi – Jak to z Ronem?
– Też się zdziwiłem – pokiwał głową Draco. Załamałam ręce i spojrzałam na Czarnego wymownie. To nie był chyba najlepszy pomysł, żeby wyjaśniać wszystko w tym momencie. Poczułam jak ogarnia mnie zmęczenie. Oparłam się delikatnie o Czarnego, a jego kojące ciepło, na chwilę wyrwało mnie z tego miejsca.
– Dobra, spokojnie. Wszystko po kolei .Dracon to mój przyjaciel, nie bierzemy ślubu. Ślub biorę z Ronem Weasley’em . Będziecie?- wyjaśniła w końcu Hermiona.
Wszyscy pokiwali głowami jak w transie.
– No, to rozumiem.
– A co z Emmą? – tata kiwnął w moją stronę.
– A Emma i ten tutaj uroczy pan o imieniu Corveusz to całkiem nowa historia – dodała przyjaciółka, a ja odetchnęłam z ulgą, wyrzucając się siebie jednocześnie ciche: „Dziękuję”.
– A  gdzie jest teraz ten cały Ron? I czemu przyciągnęłaś tutaj tego faga… młodzieńca – wykrztusił ojciec Hermi. Czarny kolejny raz o mało nie zakrztusił się sokiem pomarańczowym.
– Panie Granger – zaczął złowrogo Draco– przybyłem z  pomocą, żeby mógł się pan cieszyć ze swojej powiększającej się rodziny. Sądząc po rozpędzie Weasley’ów, wnucząt nie zabraknie panu nigdy.
– Dzięki Draco- Hermiona wykrzywiła się na jego kąśliwą uwagę.
Atmosfera znacznie się przerzedziła. Wszyscy wrócili na tory sympatycznej pogawędki, zajadając się ciastem. Kiedy Draco pochłonął ostatni kawałek, mama Hermiony poprosiła ją o dokrojenie kilku z nich.
– Ja to zrobię- zaoferował się Czarny- Hermiona musi odpoczywać. Pomożesz mi, Emmo?- mrugnął do mnie porozumiewawczo.
– Oczywiście- podniosłam się i uśmiechnęłam. Zostawiliśmy za sobą roześmiany tłum i skierowaliśmy się do kuchni.
– Przepraszam, nigdy nie sądziłam, że moi rodzice…- zaczęłam, ale Czarny położył tylko palec na ustach. Znów przyciągnął mnie do siebie, odgarnął włosy z twarzy, a kiedy pogładził po policzku, przeszedł mi dreszcz po plecach. Miałam ochotę przytulić się do niego i zasnąć, otulona łuną jego magii. Dwie minuty później wpadliśmy do pokoju, niestety bez ciasta, co zauważyła mama Hermi.
–  To ta zmiana stref czasowych – zarumieniłam się i spojrzałam na Czarnego, który przesłał mi swój łobuzerski uśmiech.
     Przy pomocy magii sprzątanie zajęło nam niewiele ponad dziesięć minut. Pożegnaliśmy się, obiecując, że zobaczymy się jeszcze jakoś na dniach i zamówiliśmy taksówkę. W samochodzie, przysypiałam, oparta o ramię Switcha, który, jak tylko zatrzymaliśmy się przed hotelem, wytaszczył z bagażnika moją walizkę i poprowadził mnie do recepcji.
– Mam pokój dwuosobowy- wyszczerzył się i wskazał na parę kierującą się do windy- Hermiona i Draco śpią w drugim. Obiecuję, że będę grzeczny.
     Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, ale skinęłam głową, bo było mi już wszystko jedno. Czarny polecił wdzięczącej się do niego pani, żeby dopisała mnie do niego, na co jej entuzjazm nieco opadł. Jak tylko przekroczyliśmy próg pokoju, zdążyłam tylko przebrać się w uroczą, zieloną piżamkę i padłam na łóżko.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz