Soul broken into pieces…

     Spotkanie z Aro, parę dni temu, okazało się bolesnym doświadczeniem. Rana na udzie, którą mi po sobie pozostawił, goiła się na tyle nieznośnie, że zrywała mnie ze snu. Corveusz, czuwający od kilku nocy przy moim łóżku, wlewał mi wtedy do ust eliksir uśmierzający ból i wtulona w niego znowu zasypiałam. To była pierwsza w całości przespana noc. Kiedy otworzyłam oczy, w dormitorium panował półmrok. Pierwsze promienie słońca, przebijające się przez ciężkie pasma deszczowych chmur, wpadały przez okno, na parapecie którego siedział Czarny, patrząc gdzieś przed siebie. Od wizyty u swoich rodziców, zdawał się jakiś przygaszony i zmartwiony. Powoli zsunęłam się z łóżka i usiadłam obok, wyrywając go jednocześnie z zamyślenia.
– Hej, czym się tak martwisz?- zapytałam, patrząc na niego uważnie. Jego orzechowe oczy były jakby nieobecne.
– Niczym. Dlaczego tak sądzisz?- odpowiedział niepewnie i delikatnie uśmiechnął się, odgarniając mi kosmyk włosów z oczu- Uwielbiam to Twoje mądre, zielone spojrzenie.
– Jeżeli masz kłopoty, zawsze możesz do mnie przyjść- przytuliłam się do niego, a on mocniej przycisnął mnie do siebie.
– Są rzeczy, z którymi muszę sobie poradzić sam- jego głos brzmiał jakby z oddali. Żadne z nas nic więcej nie powiedziało.
     Odwinęłam bandaż, którym Hermiona wczoraj przymocowała mój opatrunek i stwierdziłam, że moja noga praktycznie jest już zdrowa. W miejscu rany znajdowało się tylko zaróżowione pasmo świeżej skóry. Na moje oko, była szansa, że nie zostanie mi nawet ślad po całym zajściu. Założyłam jeansy, śliwkową koszulę i siwy sweterek. Grzywkę podpięłam z boku, a reszta brązowozłotych loków opadła mi na ramiona. Kiedy wyszłam z łazienki, Switcha już nie było…
     Znalazłam go w okrągłym pokoju Wieży Wschodniej, gdzie siedział już przy stole i w ciszy pochłaniał naleśniki z masłem orzechowym, które podesłały nam skrzaty domowe. Hogwart nas rozpieszczał. Pomyślałam, że przyjęcie stanowiska nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, nie byłoby takie złe, przynajmniej na pół etatu. Uśmiechnęłam się do siebie i nałożyłam na talerz dwa gorące, pachnące wanilią ruloniki ciasta. Czarny nie odezwał się do mnie ani słowem przez cały ten czas. Czułam, że coś jest nie tak, ale postanowiłam nie popadać w paranoję. Kiedy zaspokoiłam pierwszy głód, podniosłam się z krzesła i, zawieszając na ramieniu torbę, zwróciłam się do niego drżącym głosem:
– Idę do biblioteki, Corv, dobrze?
– Yhym…- mruknął, nawet na mnie nie patrząc. Ogarnęła mnie fala niepokoju, który po chwili udało mi się ukryć gdzieś głęboko. Zbiegłam po spiralnych schodach i pchnąwszy portret długowłosej piękności, przedostałam się na korytarz. Moje kroki odbijały się echem po pustych korytarzach hogwardzkiego zamku, kiedy powoli, myśląc nad dzisiejszym porankiem, kierowałam się w stronę biblioteki.
     Pani Pince wróciła najwyraźniej z wakacji, bo kiedy stanęłam w drzwiach czytelni, spojrzała na mnie znad ogromnej, obłożonej skórą księgi i uśmiechnęła się.
– Emmo, jak miło Cię widzieć!
– Mnie również, Madame Pice- skinęłam głową.
– Och, daj spokój! Mów mi Lisa. Niedługo będziesz częścią naszego grona pedagogicznego.
– Jeszcze nie podjęłam decyzji…
– Nie?- zdziwienie pojawiło się na jej twarzy- Hermiona,  to znaczy Pani Wicedyrektor, mówiła, że przyjmiesz posadę.
„No tak, cała Hermi”- pomyślałam, ale zamiast tego dodałam:
– Mogę skorzystać z kilku książek?
– Ależ oczywiście! Czuj się jak u siebie.
     Nic więcej nie mówiąc, przemknęłam między półkami obładowanymi księgami różnego kalibru. Pachniało tu jak zawsze: pergaminem, tuszem i skórą. Rozsiadłam się przy naszym ulubionym stoliku przy oknie i wyciągnęłam z torby pióra i pergaminy, a także egzemplarz Baśni Barda Beedle’a, który dostaliśmy w spadku po Dumbledorze. Nie zaglądałam do nich od upadku Voldemorta. Pomyślałam jednak, że warto byłoby do tego wrócić. Czytając, bezwiednie błądziłam opuszką palca po swoich inicjałach, którymi razem z Hermioną oznaczyłyśmy nasz stolik na trzecim roku. Zachowanie Czarnego było jak mokra peleryna obarczająca moje ramiona. Co chwilę nerwowo rozglądałam się dokoła lub zerkałam w okno, jakby w nadziei, że Switch wyrośnie przede mną i wszystko wyjaśni. Ale tak się nie stało. Kiedy pergamin leżący na stole mimowolnie zapłonął niebieskim płomieniem, stwierdziłam, że dłużej tego nie wytrzymam. Za jednym ruchem różdżki, wszystkie moje rzeczy, powędrowały do torby. Pożegnałam się z Lisą i, zamykając za sobą drzwi, puściłam się biegiem do Wieży Wschodniej. To, co zobaczyłam, kiedy zdyszana wpadłam do okrągłego pokoju wspólnego, przeszło moje wszelkie oczekiwania…
     Czarny całował szczupłą, bladoskórą blondynkę, o długich, sięgających za tyłek, prostych i białych jak mleko włosach, która uwiesiła mu się na szyi. Hałas, który zrobiłam pojawiając się tak nagle, spowodował, że Switch odskoczył od niej jak oparzony, a jej stalowoszare, zdziwione oczy skierowały się w moją stronę. Był to nikt inny, tylko… Lana Malfoy. Zamarłam. Miałam wrażenie, że ktoś przebił mi serce mieczem Gryffindora. W oczach stanęły mi łzy goryczy, złości i żalu. Corveusz patrzył na mnie z przerażeniem.
– Emmo…- zaczął, ale ja już go nie słuchałam. Obróciłam się na pięcie i zbiegłam w dół, szlochając. Biegłam, ile sił w nogach, ciemnymi korytarzami. Czarny najwyraźniej ruszył za mną, bo słyszałam w oddali jego kroki i głęboki bas, wołający: „Emmo, daj mi to wszystko wytłumaczyć!”. Kiedy wydostałam się na błonia, bez namysłu przemieniłam się w czarnego kruka i, posyłając mu ostatnie zawiedzione spojrzenie, poszybowałam w stronę Hogsmeade. Chciałam uciec stąd jak najszybciej. Deportowałam się do Doliny Godryka zaraz za bramami zamku.
     Kiedy wpadłam do domu Weasley’ów, emocje sięgały zenitu. Zastałam Hermionę i Draco dyskutujących zawzięcie w kuchni. Przyjaciółka, widząc moją minę, wydusiła tylko:
– Emmo, co się stało?
– Czarny…- zaczęłam, ale złość wzięła w górę- Dobrze o tym wiedziałeś, Malfoy!
     Ruszyłam na Draco, gotowa mu przyłożyć, a z końca mojej różdżki posypały się czerwone iskry. Hermiona zatrzymała mnie w ostatniej chwili. Złość ustąpiła miejsca goryczy. Wybuchłam płaczem. Przyjaciółka przytuliła mnie i machnęła ręką do Draco, żeby wyszedł. Załamana, osunęłam się na ziemię, łkając głośno. Hermiona z trudem usiadła obok mnie i przyciągnęła do siebie.
– Kochanie, co się stało? Uspokój się i powiedz, co się dzieje.
– Czarny…- wydusiłam z siebie ostatkami sił- Zastałam go dzisiaj, całującego Lanę Malfoy.
Na twarzy Hermiony pojawiło się zdziwienie zmieszane ze złością.
– Na pewno da się to jakoś wytłumaczyć- próbowała go bronić, ale wywołało to u mnie kolejną falę łez.
     Po pół godzinie tulenia i głaskania przez Hermi, po wszystkim tym, co targało mną wcześniej pozostała tylko pustka, tak jakbym w miejscu serca miała tylko ogromną, czarną dziurę. Usiadłam na trawie w ogrodzie, a Przyjaciółka wzięła najwyraźniej na spytki Draco, bo usłyszałam jego podniesiony głos: „A co, miałem po prostu podejść do niej i powiedzieć, że Czarny jest zaręczony z Laną?!”. Wiatr bawił się moimi włosami, strząsając przy okazji pojedyncze łzy, które jeszcze ukradkiem zdarzyło mi się uronić. Pachniało już zbliżającą się jesienią. Pojedyncze suche liście wykonywały w powietrzu majestatyczny taniec. Wyciągnęłam różdżkę i zamieniłam je w gromadę wróbli, które świergoląc wesoło, krążyły nad moją głową. W domu zrobiło się dziwne zamieszanie. Usłyszałam głos Switcha i Hermiony:
– Czarny, to nie jest najlepszy moment…
Switch przepchnął się jednak przez drzwi do ogrodu, a ja się podniosłam.
– Emmo, pozwól mi wyjaśnić- zrobił krok w moją stroną. Przesłałam mu pełne złości spojrzenie, a ptaki które do tej pory latały wokół mnie, zaatakowały go z dzikim piskiem. Zasłonił się rękami i wycofał do domu.
     Patrzyłam na walczące między sobą bijące wierzby, siedząc skulona na trawie. Wydawało mi się, że czas stanął w miejscu. Byłam wściekła głównie na siebie, że okazałam się tak naiwna.  Zimny wiatr przewiał mnie do szpiku kości, dlatego jedyne o czym marzyłam to gorąca kąpiel.  Podniosłam się i skierowałam do domu.
     Przemykając przez salon, usłyszałam głos Czarnego, który najwyraźniej starał się wszystko wyjaśnić:
– …wróciła z podróży do Afryki i dawno mnie nie widziała. Emma  po prostu trafiła na zły moment!
– Jasne, wszystkie zdradzone kobiety po prostu „trafiają na zły moment”- odpowiedziałam na jego wytłumaczenie, opierając się o framugę drzwi kuchennych. Cała trójka odwróciła się w moim kierunku. Draco najwyraźniej świetnie się przy tym wszystkim bawił, bo z jego ust nie schodził złośliwy uśmiech. Nic więcej nie mówiąc, pobiegłam do łazienki na górze. Napuściłam pełną wannę gorącej wody i zanurzyłam się w niej, pogrążona w czarnych myślach. Czerwona pod wpływem ciepła blizna na przedramieniu, układająca się w słowo „Szlama”, która była pamiątką po Bellatrix, odbijała się od mojej bladej skóry. Bliźniaczą miała też Hermiona. Wróciły wspomnienia z Malfoy Manor.
     Wyskoczyłam z wanny, kiedy woda stała się nieprzyjemnie chłodna. Wysuszyłam włosy i jednym machnięciem różdżki, spowodowałam, że stały się proste jak druty. Wyprostowane sięgały mi już tyłka. Ubrałam się, i ciągnąc za sobą pelerynę, zeszłam na dół, wpadając na schodach na Krzywołapa, który polował na pająki. Z kuchni dochodziły gromkie śmiechy. Żołądek mi się ścisnął. Stanęłam w tych przeklętych drzwiach po raz kolejny i ogarnęłam wzrokiem obecnych. Miejsce Czarnego zajęła Lana, która patrzyła na mnie lekko przestraszonym wzrokiem. Zrobiło mi się niedobrze. Ostatecznie zatrzymałam się na Hermionie i odezwałam się chłodno:
– Będę w poniedziałek w pracy, Pani Dyrektor.
Nic więcej nie mówiąc, wyszłam na zewnątrz i nie zwracając nawet uwagi, czy ktokolwiek mnie widzi, deportowałam się do Hogsmeade.
     Gdy przemykałam korytarzami zamku do Wieży Wschodniej z zamiarem rzucenia kilku dobrze dobranych zaklęć, które uchroniłyby mnie przed jakikolwiek kontaktem z Corveuszem Switchem, wpadłam na prof. McGonagall, która ubrana tradycyjnie w swoją czarną długą szatę taszczyła kilka ogromnych ksiąg.
– O, Emmo! Dobrze Cię widzieć- uśmiechnęła się lekko.
– Dobry wieczór, prof. McGonagall- skinęłam głową i wzięłam od niej część książek.
– Dziękuję. Właśnie miałam wysłać do Ciebie sowę, że bardzo się cieszę, że przyjęłaś posadę nauczyciela Obrony.
– To dla mnie wielki zaszczyt, Pani Profesor. Będę starać się nauczyć ich jak najwięcej. Sama przy okazji się czegoś dowiem- odpowiedziałam bez emocji, patrząc przed siebie.
– Nikt nie przekaże im więcej niż Ty, Emmo. Mam nadzieję, że dzielenie gabinetu i Wieży Wschodniej z panem Beagle nie będzie zbyt uciążliwe?
     Pomyślałam, że wszystko będzie lepsze, niż dalsza obecność Switcha w tym miejscu, ale mruknęłam tylko, że na pewno sobie jakoś z tym poradzimy. Zatrzymałyśmy się przed wejściem do jej gabinetu. Nic się tu nie zmieniło od czasów Dumbledora. Myślodsiewnia nadal stała na swoim miejscu, a na biurku piętrzyły się stosy pergaminów. Odłożyłam książki na miejsce wskazane mi przez McGonagall, pożegnałam się i wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
     Serce waliło mi niemiłosiernie, kiedy wspinałam się po krętych schodach Wieży Wschodniej. Nie miałam ochoty patrzeć na Czarnego, nie mówiąc już o wysłuchiwaniu jakiś idiotycznych wymówek. Zamiast niego zastałam jednak wysokiego, postawnego mężczyznę, który rozsiadł się wygodnie w fotelu przed kominkiem. Był ładnie opalony, a jego jasnobrązowe frywolne loki opadały na hipnotyzujące, głęboko niebieskie oczy. Był to dokładnie ten chłopak, na którego o mało nie usiadłam dzisiaj rano w gabinecie Hermiony. Kiedy mnie zobaczył, podniósł się i podszedł do mnie, wyciągając rękę.
– Timothy Beagle. Jestem nowym nauczycielem Obrony Przeciw Czarnej Magii- mówiąc to z mocnym amerykańskim akcentem, zlustrował mnie od stóp do głowy.
– Emma Garner- podałam mu rękę i uśmiechnęłam się delikatnie, a potem opadłam na sofę naprzeciwko.
– Ach tak, przyboczna gwardia Harry’ego Pottera- posadził się na fotelu i pokazał wszystkie równiutkie, białe ząbki. Do obrzydzenia przypominał mi Gilderoya Lockharta.
-Przede wszystkim Auror i nauczyciel Obrony dwóch ostatnich roczników- odparłam chłodno- Co Cię tu sprowadza z dalekiej Ameryki?- tym razem starałam się zabrzmieć przyjaźnie.
– Nowe doświadczenia, chęć rozwoju i poznania innej kultury…- odparł po namyśle- A Hogwat to jedna z najlepszych szkół magii i czarodziejstwa.
     W tym momencie w wejściu do pokoju wspólnego pojawił się Switch. W porównaniu z porankiem był cały w skowronkach, ale mina mu zrzedła, kiedy zobaczył mnie w obecności Timothy’ego. Podniosłam się i chciałam pożegnać się z panem Beagle, kiedy zaczął:
– Emmo, poczekaj! Daj mi w końcu wyjaśnić. Ganiam za Tobą cały dzień.
W jednym momencie między mną a nim wyrosło pasmo wysokich płomieni, które oddzielały nas od siebie. Tim odskoczył w popłochu, kiedy ognisty mur rozszerzając się z trzaskiem, ruszył w jego kierunku.
– Trafiłeś na zły moment. Nie mam ochoty słuchać, że to co widziałam, wcale nie miało miejsca albo innych równie absurdalnych rzeczy.
– Ty zachowujesz się absurdalnie- odparł z wyrzutem. Zignorowałam to.
– Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? W dniu waszego ślubu?- łzy zaszkliły mi się w oczach, a głos załamał- Słyszałam, jak Draco mówił o tym Hermionie.
– Nie będzie żadnego ślubu- próbował się bronić.
– Rozmyśliłeś się?- rzuciłam złośliwie- Nie ma to już dla mnie żadnego znaczenia. Okłamałeś mnie!- ściana ognia zaczęła przesuwać się w jego stronę. Stanęłam w drzwiach prowadzących do dormitoriów i nabrałam powietrza. Ogień zniknął. Czarny stał z rękami w kieszeniach, patrząc na mnie smutno. Tim zdawał się być zafascynowany całą sytuacją. Spojrzałam na niego.
– Witamy w Hogwarcie, panie Beagle.
     Odwróciłam się i wbiegłam po spiralnych schodach na górę. Padłam na łóżko i zasłoniłam twarz poduszką, powstrzymując płacz. Na niewiele się to zdało. Fala goryczy znowu się przelała. Zasnęłam dopiero, gdy w dormitorium robiło się już jasno.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz