At least found my hapiness…

     Dni uciekały, jeden za drugim. Początek września zbliżał się wielkimi krokami, a ja wciąż nie wiedziałam, gdzie się podziać. Nie mogłam dłużej mieszkać w zamku, bo uczniowie wracali z wakacji, a dom moich rodziców, który stał pusty, odkąd wyjechali do Australii, wydawał mi się ogromnie samotny. Harry ściągnął mnie w końcu z listy urlopowiczów, dlatego razem z Corveuszem połowę dnia spędzaliśmy w Ministerstwie, a popołudniami szaleliśmy po błoniach, korzystając z ostatnich chwil, kiedy zamek był do naszej dyspozycji.
     Tej nocy, odbębnialiśmy dyżur w posiadłości Kingsleya, jako że Aurorzy mają obowiązek sprawować pieczę nad domem Ministra Magii. Był z nami również Ron, który następnego dnia wyruszał poskromić Toma Radley’a, uważającego się za syna Voldemorta. Kingsley, na co dzień zdystansowany i nieugięty, przywitał nas jak starych przyjaciół i polecił swoim Skrzatom, żeby tej nocy nie zabrakło nam kanapek i ciepłej herbaty. Nie spodziewaliśmy się jakiś wyjątkowych akcji, więc krążyliśmy we trójkę po ogrodzie, ubrani w długie czarne szaty, przyświecając sobie różdżkami.
– Jak się czuje Hermi?- zapytałam, patrząc na Rona, wpychającego sobie do buzi jedną z kanapek przyniesionych nam przez Skrzaty. Przyjaciel pomachał tylko rękami na znak, że nie możesz nic powiedzieć.
– Czy Ty kiedykolwiek przestaniesz jeść?- przewróciłam oczami, a Czarny roześmiał się. W końcu Rudzielec przełknął i odezwał się pełnym wyrzutu głosem.
– Wiecznie się mnie o to czepiasz! Przecież muszę jeść!
– Szkoda, że w najmniej odpowiednich momentach…- odpowiedziałam trochę bardziej zarozumiałym tonem niż chciałam i założyłam ręce na piersiach.
– No dobra, spokój już! Nie jesteście już w szkole, Dzieciaki- wyszczerzył się Czarny, a ja posłałam mu piorunujące spojrzenie.
– Oj, no przepraszam, Em. Nie chciałem Cię urazić- dodał i objął mnie ramieniem- Wróćmy lepiej do Hermiony- kiwnął zachęcająco głową w kierunku naburmuszonego Rona.
– Generalnie czuje się dobrze, tylko przez tą ciążę jest jeszcze bardziej humorzasta niż zwykle- skrzywił się lekko.
– Uroki macierzyństwa- uśmiechnęłam się do niego, nieco złośliwie.
– Zobaczymy Emmo, jak Ty będziesz się złościć w czasie ciąży- Switch przycisnął mnie bardziej do siebie, a Ron roześmiał się.
– Już Ci współczuję, Kolego- poklepał Czarnego po ramieniu.
– Ja nie planuję dzieci przez najbliższe… dziesięć lat- wyszczerzyłam się.
– Nie musisz planować, samo wyjdzie…- Corveusz spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam determinację. Dreszcz przeszedł mi po plecach.
– Mam nadzieję, że nie próbujesz powiedzieć mi…- zaczęłam.
– Nie, nie próbuje- uśmiechnął się łobuzersko. Zapadła niezręczna cisza. Słońce powoli zaczęło wychodzić zza horyzontu.
– Skończycie wartę? Ja skoczyłbym do domu i wziął kilka rzeczy przed wyjazdem- niebieskie oczy Rona przeniosły się z oddali na mnie.
– Jasne. Leć! Nie martw się, zajrzymy do Hermi- uściskałam go, po części przepraszając, i uśmiechnęłam się
– Wyjemy wam wszystko, co macie w kuchni- dodał Czarny.
Ron zniknął za wysokim żywopłotem posiadłości i deportował się z trzaskiem.
     Godzinę później sami deportowaliśmy się do Doliny Godryka. Wioska zdawała się jeszcze spać, a pierwsze promienie słońca rzucały leniwe cienie na rzędy domów. Rosa skrzyła się na trawie, a wody jeziora przelewały się z jednej strony na drugą. Z okien jednego z domów przyglądała nam się kobieta, ukryta za firaną. Dwie postacie ubrane w długie czarne szaty, pojawiające się znikąd o świcie i spacerujące środkiem ulicy,  musiały wyglądać co najmniej dziwnie. Kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami Weasley’ów, wyciągnęłam różdżkę i stukając w zamek, mruknęłam: „Alohamora”.  Usłyszeliśmy krótki szczęk otwieranej zasuwy i wtoczyliśmy się do środka. Dom wypełniała cisza. Rona już nie było, a Hermiona najwyraźniej jeszcze spała. Dzwonki, powieszone przy drzwiach prowadzących do ogrodu, kołysały się lekko na wietrze wpadającym do pokoju, wydając delikatne dźwięki.
– Myślisz, że Hermiona będzie miała coś przeciwko, jeżeli się obsłużymy?- Switch rozejrzał się po kuchni.
– Bardziej wkurzyłoby ją to, że musiałaby sama nam coś przygotować- przewiesiłam szatę przez krzesło i machnięciem różdżki sprawiłam, że czajnik wskoczył do zlewu i zaczął napełniać się wodą- Herbatki?
     Głowa Corveusza zniknęła w lodówce, po to, żeby po dziesięciu minutach, przygotować ze znalezionych tam składników przepyszne kanapki. Rozsiedliśmy się przy stole. Każdy z kubkiem swojej ulubionej herbaty. Moja zawierała dodatkowo porcję cynamonu, a Czarnego- nie byłam w stanie określić, ale smakowała okropnie… Ze zdumieniem odkryłam, że warzywa na plastrach szynki położonej na chlebie, przyjmowały kształt różnych zwierząt, i co więcej- poruszają się! Czarny podsunął mi talerzyk z jedną, na której duży kruk otwierał właśnie skrzydła, jakby szykując się do lotu.
– Genialne!- spojrzałam na niego- Dziękuję. Skąd wiedziałeś, że przemieniam się w kruka?!
– Nie wiedziałem, nie wiedziałem w ogóle, że jesteś animagiem. Wybrałem kruka z powodu mojego imienia. Corvusznaczy po prostu „kruk” po łacinie.
– Tak mi się właśnie wydawało- uśmiechnęłam się.
– Moja rodzina ma fioła na punkcie oryginalnych imion.
– Mówiłeś, że pochodzisz ze starej czarodziejskiej rodziny. Czy Emeric Switch to Twój krewny?- zainteresowałam się.
– Tak, to mój dziadek.
– Żartujesz? Nigdy mi nie mówiłeś…- westchnęłam z niedowierzaniem.
– Nigdy nie pytałaś- wyszczerzył się.
– Uwielbiałyśmy z Hermioną jego podręczniki! Z resztą transmutacja obok Obrony i Zaklęć, była moim ulubionym przedmiotem- myślami wróciłam do klasy McGonagall, gdzie spędziłyśmy z Przyjaciółką wiele przyjemnie satysfakcjonujących chwil- Z resztą Hermi była najlepsza w klasie, jeśli nie w szkole.
– Dziwne, ona twierdzi, że to Ty wymiatałaś ze wszystkich przedmiotów.
– Przesadza. Nie bez powodu McGonagall wybrała właśnie ją na swojego zastępce- uśmiechnęłam się.
– Może po prostu wiedziała, że Ty się nie zgodzisz…
– Corv…
– Nie żebym podważał zdolności Hermiony- spojrzał na mnie uważnie- ale dla mnie zawsze będziesz pierwsza- dodał spokojnym, głębokim tonem. Położyłam swoją dłoń na jego, a jego ciepło przeniknęło mnie od stóp do głów.
– Swoją drogą, to jesteś animagiem?- zapytałam po chwili ciszy i ugryzłam kanapkę.
– Yhym- mruknął, przeżuwając swoją- jes’em or’em.
– Czym?
– Orłem.- przełknął kęs- A Hermiona?
– Hermiona nawet o tym jeszcze nie myślała.
– Nieee, na pewno już podjęła jakieś kroki w tym kierunku- spojrzał na mnie powątpiewająco i zabrał się za kolejną.
– A chcesz się założyć?- wystawiłam język.
– Zgoda. O ile?
– Pięć galeonów- zaproponowałam. Chłopak kiwnął tylko głową i wyciągnął rękę. Podałam mu swoją i wyciągnęłam różdżkę.
– Co Ty robisz?- zapytał zaciekawiony.
– Jak zakład, to zakład. Niech będzie, jak należy- wykrzywiłam się do niego zaczepnie i trzymając różdżkę w lewej ręce, szepnęłam: „Religio”. Pasmo świetlistego złotego dymu wystrzeliło z końca mojej różdżki i oplotło nasze ręce, a potem znikło.
– W sumie racja, będę miał gwarancję, że oddasz mi te pięć galeonów- zaśmiał się i oparł o krzesło, zabierając się za kolejną z kanapek.
– Oddała bym Ci je i bez tego, gdybyś miał rację. Chciałam po prostu sprawdzić, czy lewą ręką pójdzie mi tak samo dobrze, jak prawą.
– Całą Ty…- przesłał mi czułe (?) spojrzenie, ale nic więcej nie zdążył dodać, bo do kuchni właśnie weszła Hermiona owinięta szlafrokiem, spod którego uwydatniał się, rosnący z tygodnia na tydzień brzuszek.
– Może zrobić wam tosty?- zaproponowała, stając w wejściu.
– Nie trzeba, dzięki – uśmiechnął się Czarny, kiedy przysiadła się do nas. Spojrzałam na nią uważnie. Wyglądała na zmęczoną i znudzoną.
– Nudzę się – powiedziała po chwili, jakby czytając mi w myślach.
– No to zrób coś dla siebie- odparłam, uśmiechając się w duchu.
– Co na przykład?
– Zostań animagiem – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się tryumfalnie, widząc jak jej oczy rozbłysły w jednym momencie- Nie wpadłaś na to, co?
– Zupełnie nie!
– Pięć galeonów dla mnie – wyciągnęłam rękę do Czarnego, obrzucając go spojrzeniem pełnym wyższości. Miałam okazję się popanoszyć, to się panoszyłam. A co!
– Cholera, a miałaś być bystrzejsza – burknął Corv i wygrzebał z kieszeni kilka wielkich złotych monet, nadstawiając jednocześnie policzek, żeby Przyjaciółka zadośćuczyniła mu stratę buziakiem.
– Przykro mi że cię rozczarowałam – pocałowała go i ze śmiechem pociągnęła spory łyk z mojego kubka.
– Cynamon – skrzywiła się i wyciągnęła rękę po herbatę Switcha.
– Odradzam – powiedział i zabrał swój kubek spoza jej zasięgu, wstając jednocześnie, żeby nastawić wodę. Ja też się podniosłam, chcąc jakoś wynagrodzić Hermionie to, że objadamy ją od kilku tygodni. Postawiłam na owsiankę, którą Hermiona uwielbiała, a na którą ja nie mogłam patrzeć. W trakcie pracy urządziliśmy sobie z Czarny małe przepychanki, przy kuchennym blacie, w końcu jednak chłopak zabrał kubki i wrócił do Hermiony.
– Będę musiała iść do…
– …biblioteki – skończyłam za Przyjaciółkę, stawiając przed nią moją owsiankę, a raczej katastrofę, która mi wyszła. Spojrzała ma mnie ze zdziwieniem i przerażeniem.
– No co, tylko tyle umiem zrobić – odpowiedziałam przepraszającym tonem, a ona skinęła tylko głową i zabrała się do jedzenia.
– Przepraszam, że was tak niegrzecznie zapytam, ale co tutaj robicie? – wymlaskała.
– Wpadliśmy na śniadanie, bo Ron poleciał łapać jakiegoś czarnoksiężnika, któremu wydaje się, że jest synem Voldemorta – wyjaśniłam, patrząc jak męczy się z moim wytworem kulinarnym. Była nadzwyczaj uprzejma, że jeszcze nie zwymiotowała.
– Co jest niedorzeczne, bo przecież nie miał on… odpowiedniego sprzętu – wyszczerzył się Corv.
– Cze… co?
– Któro?
– Voldemort, kiedy go pozbierali po bitwie okazał się nie być stuprocentowym mężczyzną  – wyjaśnił.
– Czemu?
– Pewnie tak się przetransformował, że nie musiał.
– Ale może ten człowiek jest jego synem z czasów, kiedy jeszcze mógł… – odezwałam się. Teoretycznie mogło tak być.
– Taak i teraz postanowił pomścić śmierć tatusia? Emmo… proszę cię- Czarny przewrócił oczami. – Poza tym, umiesz sobie wyobrazić Riddle’a obcującego…eem… płciowo z czymkolwiek poza swoim wężem?
Te słowa spowodowały wśród nas atak śmiechu nie do opanowania. W końcu jednak udało nam się uspokoić, a ja miałam ochotę zapytać Hermionę o rzecz, która nurtowała mnie od dobrych kilku dni. Nie wiedziałam jednak, czy to odpowiedni moment, ani czy w ogóle powinnam o to pytać. Przyjaciółka szybko zorientowała się, że coś siedzi w mojej głowie.
– O co chodzi?- zapytała.
– Nie wiesz może gdzie jest Draco?- starałam się, żeby zabrzmiało to jak najbardziej normalnie, jakby chodziło o starego przyjaciela.
– Nie widziałam go od dnia ślubu – odpowiedziała, patrząc na mnie.
– O, Malfoy wyjechał – wtrącił się Czarny.
– Jak to wyjechał? – zapytałyśmy jednocześnie, a nasze głosy zlały się w jeden dźwięczny ton.
– No wyjechał… urodziło mu się dziecko. Scorpius – Switch powiedział to tonem, jakby wiadomo o tym było od wieków.
– Dziecko? – wydusiła z siebie Przyjaciółka, tonem który idealnie odzwierciedlał to, co działo się teraz w mojej głowie.
– Hermiono… Ty się nie powinnaś dziwić – rzucił jadowicie.
– Ale przecież on nie miał żony… ani męża…
– Też się dziwiłem, że nie ma męża. Widocznie kiedyś przesadził z grzanym winem i powołał na świat małego różowiutkiego glutka – Switch wzruszył ramionami.
– Nie obchodzi mnie moment poczęcia – fuknęła, a ja zaczęłam się śmiać. I z jej miny, i z napięcia, które narastało w ciąg ułamka sekund. Najwyraźniej wstrząsnęła nią ta informacja, ale szybko udało jej się pozbierać.
– Ekhm… A co z Twoją posadą w Hogwarcie? I przeprowadzką?- zapytałam, ocierając łzy, żeby przerwać  milczenie, które zapadło.
– Po południu jest rada pedagogiczna przed rozpoczęciem roku szkolnego- odpowiedziała ze wzrokiem wbitym w blat stołu i założonymi na piersiach rękami.
– Będziecie obradować nad rewaloryzacją systemu…- zagadnął Czarny, próbując nadrobić wcześniejsze wypadki.
– System sam w sobie jest dobry, ale przyda się kilka nowych pomysłów- podniosła wzrok i spojrzała na nas, ale wciąż miałam wrażenie, że jest nieobecna. Jej aura zblakła nieco, tracąc intensywność barw- Przedstawię kandydaturę Nevilla na nauczyciela Zielarstwa. Myślę, że przyjmą go z otwartymi rękami.
– A co z Obroną?- zainteresował się Czarny.
– No właśnie to jest nasz najgorszy problem- spojrzała na mnie wymownie- ale spróbuję go jakoś rozwiązać.
Udając, że nie wiem o co chodzi, przedstawiłam jej swój problem:
– To może uda Ci się przeforsować na tej radzie, żebym mogła zostać jeszcze przez jakiś czas w zamku? Inaczej będę musiała siedzieć sama w Londynie.
– Dlaczego? Przecież możesz mieszkać ze mną- szybko wtrącił Czarny, zanim Hermiona zdążyła się odezwać- Mam duży piękny dom po dziadku. Przyda mu się trochę kobiecej ręki.
Hermiona obrzuciła go oburzonym spojrzeniem, nie wiem, czy z powodu jego propozycji, czy z powodu tego, że odpowiadał na pytanie skierowane do niej.
– Albo…- dodała po chwili- możesz pomieszkać u nas.
Pokręciłam głową.
– Hermiono, masz dziecko w drodze i do tego Rona, czyli tak jakby dwoje dzieci na głowie. Czarny- spojrzałam na niego- to nie jest chyba odpowiedni moment. To trochę za wcześnie, nie uważasz? Poza tym nie chcę, żeby Twoja rodzina pomyślała sobie, że jesteśmy razem z powodu Twojej fortuny, czy czego tam jeszcze…
Switch skrzywił się na te słowa, a Hermiona otworzyła buzię ze zdziwienia.
– To jest mój dom, Emmo i moim rodzicom nic do tego. Poza tym, jesteś Emmą Garner, tą Emmą, która pokonała Voldemorta, kobietą inteligentną, mądrą, świadomą swojej mocy i do tego, piękną. Czego więcej mogą chcieć rodzice dla swojego syna?- Corveusz powiedział to tonem pełnym powagi i dystansu, którym zawsze zwracał się do swoich współpracowników, i którym wzbudzał respekt.
– Właściwie to Harry, pokonał Voldemorta- odpowiedziałam spokojnie, a Hermiona pokiwała głową.
– Nie umniejszajcie swojej roli w całym przedsięwzięciu. Z całym szacunkiem dla Harry’ego, ale bez was znacznie gorzej radziłby sobie z szukaniem Horkruksów- dodał z naciskiem. Hermiona przygryzła wargę, a ja spuściłam wzrok, przyglądając się Krzywołapowi, który wbiegł do kuchni i zaczął ocierać się o krzesło przyjaciółki, robiąc koci grzbiet.
– Chyba czas na nas- podniosłam się i spojrzałam wymownie na Czarnego. Założyłam szatę, wetknęłam różdżkę w kieszeń spodni i uścisnęłam mocno Hermionę, przepraszając, że zakłóciliśmy jej spokój dzisiejszego poranka. Odpowiedziała tylko, że nic się nie stało, i że jej dom, zawsze będzie moim.
     Wyszłam na zewnątrz nie odzywając się do Czarnego, ani nawet na niego nie patrząc. Po ulicy krążyło mnóstwo ludzi, korzystających najwyraźniej z ostatnich promieni sierpniowego słońca, dlatego od razu skierowałam się do bocznej uliczki, żeby móc bezpiecznie się deportować. Czarny biegł za mną, w końcu dopadł mnie i przyciągnął do siebie.
– Powiedziałem coś nie tak?
– Niee… Nie wiem- spojrzałam na niego zmieszana. Jednocześnie czułam jak ogarnia mnie zmęczenie. Nie spałam przecież całą noc.
– Porozmawiamy o tym za chwilę- odpowiedział i, chwytając mnie za rękę, teleportowaliśmy się do Hogsmeade.
     Po piętnastominutowym spacerze, znaleźliśmy się w końcu w okrągłym pokoju Wieży Wschodniej. Na niebie za oknem, nie było ani jednej chmurki, a ciepłe promienie słońca, wpadające przez ogromne okna, zdawały się docierać, do każdego zakątka komnaty. Padłam ciężko na kanapę, a obok mnie posadził się Corveusz.
– Emmo, mów o co chodzi- powiedział, najbardziej zachęcającym tonem, na jaki było go stać. Wyprostowałam się, spojrzałam na niego, a potem opuściłam wzrok. Nabrałam powietrza i wydusiłam w końcu z siebie.
– Nie wiem, jak to ubrać w słowa…- spojrzał na mnie oczekująco- Kocham Cię, Corveuszu. Nigdy wcześniej, nikomu tego nie powiedziałam, ale to, co czuję kiedy jesteś blisko i kiedy nie ma Cię przy mnie, musi być właśnie tym…- głos mi się załamał. Czarny przytulił mnie i pocałował namiętnie, wkładając w to całe uczucie, którym mnie darzył.
– Czy to jest wystarczająca odpowiedź?- zapytał głębokim basem, odgarniając mi kosmyk włosów z twarzy.
– Yhym- mruknęłam- Mimo wszystko, mam pewne obawy. Pochodzisz ze starej rodziny czystej krwi czarodziejów, a ja jestem Szlamą- odpowiedziałam smutno.
– Nie mów o sobie w ten sposób!- odparł surowo- Jesteś bardziej utalentowaną CZAROWNICĄ niż niejeden czarodziej czystej krwi. Poza tym, nie obchodzi mnie Twoje pochodzenie, tylko Ty sama. A moja rodzina nigdy nie miała nic przeciwko urodzonym w mugolskich rodzinach. Z resztą, przekonasz się, kiedy poznasz ich na obiedzie za tydzień- posłał mi swój łobuzerski uśmiech.
– Dzięki, że mnie poinformowałeś- przewróciłam oczami.
– No to wszystko ustalone- pocałował mnie po raz kolejny i wziął na ręce- Choć, idziemy spać. Czuwaliśmy całą noc należy nam się odpoczynek.
     Zaniósł mnie po krętych schodach na górę i położył delikatnie na łóżko. Sam wcisnął się obok, przytulając mnie do siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu i czułam, jak bawi się kosmykiem moich włosów. W końcu umęczona wszystkimi emocjami, zasnęłam…
     Obudziłam się cztery godziny później. Słońce zbliżyło się już bardziej ku zachodowi, a ja jakimś cudem, pomimo tych marnych czterech godzin, czułam się wypoczęta i pełna energii. Kiedy się poruszyłam, Czarny przycisnął mnie bardziej do siebie i powoli otworzył swoje orzechowe oczy.
– Mmm… Mógłbym budzić się tak codziennie- uśmiechnął się.
– Uważaj, bo to życzenie Ci się spełni- zaśmiałam się.
– Byłbym wtedy najszczęśliwszym czarodziejem na świecie, mogąc codzienne wpatrywać się w Twoje soczyście zielone oczy…
– Moje zielone, Twoje brązowe. Wychodzi ja to, że nasze dzieci będą leśnymi ludkami- zażartowałam, na co Switch rozpromienił się jeszcze bardziej.
– Czyli jednak planujesz mieć dzieci.
– Za jakieś… dziesięć lat- wyszczerzyłam się i prowokacyjnie uderzyłam go poduszką, a on rzucił się do kontrataku. Było mi z nim tak dobrze. Śmiałam się kiedy chciałam, smuciłam, kiedy chciałam i wystarczyła tylko jego obecność, nawet bez zbędnych słów, żeby ukoić ból, żeby oswoić wracające jak bumerang wspomnienia. Wgramoliłam mu się na kolana i poprawiłam kołnierzyk koszuli, którą miał dziś na sobie.
– Jesteś niezwykłym czarodziejem, Corveuszu Switch.
– Nie bardziej, niż Ty, Emmo Garner-odpowiedział, a nasze usta znowu się spotkały. Roześmiani, zbiegliśmy do pokoju wspólnego, gdzie czekał na nas obiad, a po posiłku i salwie kolejnych wygłupów, wtuleni w siebie, znów zasnęliśmy…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz