02/04

Wypadki dzisiejszego dnia…

Było mi tak miło i ciepło. Szłam właśnie jedną z ulic Londynu, słonecznym popołudniem, kiedy ktoś zaczął mnie wołać i brutalnie szturchać, próbując wyrwać z sennych marzeń.
– Emmo… obudź się wreszcie no!- usłyszałam nad sobą. Rozchyliłam delikatnie powieki i ukazał mi się Ron.
– Boże… Ron. To jakiś koszmar!
– Nie żaden koszmar, tylko ja. Wstawaj!- zażądał przyjaciel. Podniosłam się i otworzyłam oczy. Harry siedział na rogu łóżka, a Ronnie pastwił się nade mną, stojąc obok. Spojrzałam na zegarek.

– Ron… oszalałeś?! Jest ósma rano! Nie musiałeś mnie budzić! Och…- powiedziałam ze złością i opadłam na poduszkę.
– Mówiłem mu, żeby cię nie ruszał. Wiedziałem, że będziesz wściekła- dodał z satysfakcją Harry i uśmiechnął się.
– Jak mam nie być wściekła, skoro nie dajecie mi się wyspać, wysyłając najpierw sowę o północy, a potem budząc mnie o ósmej- wykrzyczałam. W tym momencie do sali wkroczył Draco. Właściwie, to stanął w progu, spojrzał na chłopców i na mnie, zmrużył szare oczy i wyszedł.
– A temu co?- rozdziawił się Ron. Nikt mu nic nie odpowiedział.
– Była dzisiaj u ciebie Hermiona?- przerwał milczenie Harry.
– Nie. Pokłóciłyśmy się wczoraj.
– Tak? A o co?
– Sam ją zapytaj Ron- zażartowałam. Przyjaciel był już jednak w drodze do komnaty.
– Hermionoo…- zniknął za drzwiami. Harry spojrzał na mnie pytająco.
– Wczoraj wieczorem, kiedy tam do nich weszłam, to…- zacięłam się- to… zastałam ich w dość niedwuznacznej sytuacji- wybrnęłam. Harry przeniknął mnie badawczo wzrokiem.
– To znaczy?
– To znaczy… Ekhm…- spłonęłam rumieńcem. Przyjaciel uśmiechnął się tylko.
– Oni się…?
– Tak. Oczywiście nawiązała się stosowna do tego tematu rozmowa. Krótko mówiąc, wystawiłam Hermionie kazanie. Tylko nie mów Ronowi, o co dokładnie się pokłóciłyśmy, bo one jej nigdy nie wybaczy.
– W porządku- puścił oczko. Ron wtoczył się do środka…

– Nie chciała mi powiedzieć.
– Harry ci przekaże. Nie powinniście już iść? Macie zaraz eliksiry…
– No tak, lekcja z profesorem Kanalią- zaśmiał się Harry i wyszli.
Ubrałam się, próbując jednocześnie udobruchać panią Pomfrey, żeby puściła mnie na lekcje. Usłyszałam tylko, że nie ma mowy! Zrezygnowana automatycznie zaczęłam się kierować w stronę miejsca pobytu Hermiony, ale w pore przypomniało mi się, że się z nią przecież pokłóciłam. Wróciłam do łóżka. Pielęgniarka próbowała mi wcisnąć śniadanie, ale się postawiłam i chwyciłam za książkę, zupełnie ją ignorując. Taki mały bunt za to, że nie poszłam na lekcje. Kolejno przekładałam stronice, co jakiś czas dla odmiany wymieniając tomy. Spokój i ciszę, zmącił czyjś krzyk.
-Hej jest tu ktoś?
-Hermioona!!- krzyczał Ron. Chłopak miał rozwalony nos. Za nim wtoczył się Malfoy. Ten miał coś z nadgarstkiem.
Hermiona wypadła z zakamarka.

– Co się stało, Ron?-zapytała.
– Mafloy?
– Harry?- dopiero teraz spostrzegłam, że przyjaciel stał za mną.
– Pobili się-powiedział jakby to było oczywiste.
– Aha, nie no jasne spoko- powiedziała beztrosko. Podeszła do Dracona i wyjęła różdżkę. Wingardium Leviosa -powiedziała i mała czerwona buteleczka przyleciała do jej ręki.
– Daj tę rękę-powiedziała.
– CO MASZ ZAMIAR NAJPIERW POMÓC TEMu!!? ŚLIZGONOWI?!!-obruszył się Ron. Patrzyłam na to wszystko z pewną ironią. Po pierwsze: Hermiona nie była wykfalifikowaną pielęgniarką, po drugie: nie sądze, żeby wiedziała co robi. Żałosnym jest łapanie się za coś, czego się nie potrafi.
– Ron, przeszkadzasz. To jest szpital-upomniała go i wróciła do Dracona.
– Gówno mnie obchodzi co to jest! Zabraniam ci spotykać się z Malfoyem. To jest kretyn!!- krzyczał.
– Silento-i przestał krzyczeć.

Hermiona odebrała mu głos i wróciła do Dracona. Ron aż kipiał ze złości. Chciałam mu pomóc. Przecież nie zostawię przyjaciela w potrzebie, ale Harry mnie zatrzymał.
– Zostaw go i patrz na niego uważnie- szepnął mi do ucha. Ron rzeczywiście zachowywał się dziwnie. Zaczęłam sądzić, że nie tyle ze złości tak postępował, co z zazdrości.
W końcu wyrwał mnie z zamyślenia krzyk Hermiony:
– A co wolisz pić „Szkiele-Wzro”? pyszniutkie jest, prawda Harry?
– Dobra…-mruknął ślizgon. Hermiona polała jego nadgarstek eliksirem, ja w tym czasie: „Sonorus„- oddałam Ronowi głos.
– Ty,nie spal mi skóry dziecinko- powiedział Mafloy.
– DZIECINKO? MALFOY PILNUJ SWOJEGO ŚLIZGOŃSKIEGO JĘZORA!!- wybuchnął Ron. Chłopak cały się gotował.

– Ron, chcę z tobą porozmawiać. Na osobności. Później. Malfoy nie bój się. Nic się twojej łapie nie stanie-powiedziała i naprawdę nadgarstek był jak nowy. Podała mu gumową piłeczkę.
– Masz, poćwicz chwilę. Teraz Ron. Accio-machnęła różdzką. Zadziwiało mnie jej obycie, jeśli chodzi o pielęgniarstwo. Moja mama jest lekarzem, ale pracuje na stacji Dializ, więc wiem co nieco na temat Dializoterapi, ale nigdy nie potrafiłabym jej przeprowadzić. To zbyt skomplikowanie…
– Liktos Terin-powiedziała Hermiona i krew zniknęła. Ron rzucił na Dracona. harry próbowal go powstrzymać, ale wyrwał mu się i pędził wprost na ślizgona. Hermiona jednak najspokojniej w świecie stanęła przed nim i Ronnie nie zdążył wyhamować. Za chwilę oboje leżeli na ziemi.
– Złaź ze mnie Ron!!!!- usłyszeliśmy głos, dochodzacy spod przyjaciela. Ten podniósł się i podał jej rękę. Ona jednak wstała sama. Otrzepała się tylko i dodała:
– Ee…mała sugestia-Nie pozabijajcie się na mojej zmianie. Nie życzę sobie widzieć was w Skrzydle Szpitalnym na mojej zmianie. Do widzenia panom- odwróciła się na pięcie i zniknęła w komnacie. Za nią poszedł Harry. Gdy tylko drzwi się zamknęły Ron znowu próbował się rzucić na Dracona.
– Locomotor Mortis– zatrzymałam go. Właściwie to sam się zatrzymał i gruchnął na ziemię.
– Żadnych bójek!- powiedziałam stanowczo- Draco idź już.
Malfoy wyszedł, a wtedy rzuciłam przeciwzaklęcie na Rona. Obraził się na mnie, za to, że go powstrzymałam i wyszedł, wogóle się do mnie nie odzywając. Proszę bardzo. Pff… Mam już tego dosyć.

Harry wyszedł z komnaty równie wściekły. Trzasnął drzwiami. Wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do niego. Stanął przede mną i…
– Nie rozumiem jej! Kompletnie jej nie rozumiem! Powiedziała mi, że nie chce mnie widzieć! Nie chce widzieć żadnego z nas! O co jej chodzi?! Ona zawsze się naburmusza!- jego słowa nie trzymały się główego tematu. Był zdenerwowany. Gestykulowal przy tym, jak kapral, wydający polecenia swojemu plutonowi.

Patrzyłam na niego i już sama nie wiedziałam o czym on mówi.
– Harry…- mówił nadal.
– Spokojnie…- zamilkł w końcu.
– Naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Nie rozumiem jej- dodał po chwili.
– W tym momencie też jej nie rozumiem, mimo iż zawsze sądziłam, że ją dobrze znam. Powiedziała mi wczoraj, że każdy z nas ma własne życie i ona chce żyć tym życiem. Zawsze sądziłam, że mamy jedną wspólną drogę. Widocznie tak nie jest. Widocznie narzucałam się wam wszystkim.

Harry spojrzał na mnie.
– Wcale nikomu się nie narzucasz. Hermiona nie wie, co mówi.
– Wie! To wszystko moja wina!- wykrzyczałam i odkręciłam się. W momencie tym wkroczyła Lana. Spojrzała złowrogo na mnie i uśmiechnęła się do Harry’ego. Jej długie blond włosy powiewały delikatnie jak szal, którym bawi się wiatr.
– Cześć Harry!- uśmiechnęła się.
– Cześć…- mruknął przyjaciel.
– Szukam Hermiony. Nie wiesz może, gdzie się podziewa?- przybliżyła się do niego, wogóle mnie nie zauważając.
– Jest tam…- wskazał na drzwi.
– No to idę. Cześć! Mam nadzieję, że dzisiaj jeszcze porozmawiamy.

Przyjaciel nic nie odpowiedział. Lana wyminęła mnie, jakby nikogo nie było w miejscu, w którym stałam i wkrótce zniknęłam za drzwiami. Zrobiło się dziwnie cicho.
– Chodź, poszukamy Rona- zaproponował Harry.
– A co z Hermioną? Chyba jej tam nie zostawimy?
– Później po nią wpadniemy. Musi pobyć trochę sama, żeby się uspokoiła- dodał- To co, idziemy?
– Poczekaj…- odkręciłam się i podbiegłam do łóżka, zbierając moje książki. Byliśmy już w drzwiach, kiedy zatrzymała nas pielęgniarka.
– A ty gdzie, młoda damo? Natychmiast do łóżka!
– Ależ, Madame Pomfrey…
– Nie ma żadnego ale… Wracaj natychmiast.
Odkręciłam się w stronę przyjaciela.
– Chyba jednak tu zostanę. Może to i lepiej, bo Ron jest na mnie obrażony.
– Za co?
– Sam ci powie.

Wróciłam do łóżka. Miałam dość leżenia w tym miejscu. Choroba wcale nie łączy. Wręcz przeciwnie, skłóca ludzi. Pięć minut później Lana niezwykle z siebie zadowolona wyszła z zakamarka. Czekałam, czy Hermiona się za nią pokaże ale najwidoczniej nadal tam tkwiła, bo panna Malfoy wychodząc, od razu zamknęła za sobą drzwi. Lancja rozejrzawszy się po sali, uśmiechnęła się szyderczo, widząc, że jestem tu tylko ja. Jak gdyby nigdy nic podeszła do mojego łóżka.
– Witaj Emmo!
– Ekhm… Dzień dobry…- odpowiedziałam tylko.
– Dla mnie z pewnością dobry, w przeciwieństwie do ciebie- uśmiechnęła się szyderczo.
– Dlaczego tak sądzisz?- zapytałam, a ta roześmiała mi się w twarz. Zignorowałam to kompletnie, czekając tylko aż przestanie pluć na wszystkie strony.
– Słyszałam, że Harry cię ZOSTAWIŁ- podkreśliła ostatnie słowo.
– Ale jak miał mnie zostawić?
– Nie udawaj głupszej, niż jesteś w rzeczywistości…- Hmm… skąd ja znam te teksty? Ciekawe…
– Chyba mówisz do siebie, bo mój PRZYJACIEL naprawdę nie miał powodów, żeby mnie zostawić. Przede wszystkim nie miał: gdzie, kiedy, po co, dlaczego plus inne pytania okolicznika, jeżeli wiesz co to jest.
A teraz żegnam- powiedziałam przemądrzale, a Lancja uśmiechnęła się szyderczo.
– Odbiorę ci wszystko, szlamo. Wszystko, co cenisz najbardziej w tej szkole. Harry’ego, Rona, Hermionę… Wszystko i wszystkich. Zostaniesz sama- wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią we mnie, żeby wyglądać bardziej groźnie.
– Nie powinnaś trzymać jej w ręku, bo jeszcze sobie krzywdę, dziecko, zrobisz. Wskazuj tym patykiem na kogoś innego, a z takimi groźbami do scenarzysty… Naprawdę świetny materiał na sagę: „Lancja Malfoy- nastoletnia czarownica, czyli jak kompromitują się długowłose blondynki” A teraz: DO-WI-DZE-NIA!

Ślizgonka gotowała się od środka. Odkręciła się, zrobiła parę kroków i znowu się zatrzymała.
– Jeszcze zobaczymy- wycedziła przez zaciśnięte zęby i wyszła. Spostrzegłam wtedy, że Hermiona stoi w progu. Miała zapuchnięte oczy i była blada. Stałyśmy przez chwilę zaledwie kilka metrów od siebie. Obie, jakbyśmy uległy właśnie petryfikacji. Wiedziałam, że tak nie może być. Hermiona odkręciła się i znikła za drzwiami korytarza. Nie mogłam do tego dopuścić. Pobiegłam za nią.
– Hermiono…! HERMIONO!- krzyczałam. Zatrzymała się. Dobiegłam do niej. Stanęłyśmy na przeciwko siebie.
– Przepraszam cię. Miałaś rację. Każdy z nas ma swoje własne życie. Byłam głupia, że nie potrafiłam zrozumieć, że chcesz z niego korzystać. Nadal jestem głupia… Przepraszam, naprawdę… Nie powinnam była się wtrącać. To wasza sprawa. Przepraszam. Wybacz mi, a wtedy zniknę z twojego życia. Zniknę z życia was wszystkich. To nie moje miejsce… Ja tu nie pasuje. Jestem zwykłum mugolem. Przepraszam…- odkręciłam się i powoli zaczęłam iść w stronę skrzydła szpitalnego. Zaczynałam się rozklejać. Właściwie to już płakałam. Było mi naprawdę przykro. To wszystko moja wina.

Dziewczyna stała tam przez chwilę. Myślała nad czymś i dałabym wszystko, żeby wiedzieć o czym. Słyszałam jej kroki. Biegła… Nie wiedziałam tylko, czy w moją stronę, czy w stronę przeciwną.
– EMMO!- usłyszałam. Dobiegła do mnie.
– Emmo… to ty miałaś rację. Nie powinnam była robić tego, co robiłam. Jesteś mi potrzebna. Jesteś potrzebna nam wszystkim. Hogwart nie byłby taki cudowny bez ciebie… Naprawdę! Ty musisz mi wybaczyć, nie ja tobie. W ogóle nie myślałam. Sama się teraz dziwię, że potrafiłam zrobić coś równie…- urwała- przepraszam cię… wybacz mi. Emmo, co się stało?!

Łzy ciekły mi obficie. Byłam zupełnie jak mała dziewczynka, która nie potrafi poradzić sobie w tym wszystkim. Nawet Hermiona, która zwykle nadrabia szlochaniem w takich sytuacjach za nas dwie, dzielnie się trzymała, nie uraniając ani jednej łzy (na początku)
– Ty płaczesz…
– Wybacz mi- powiedziałam smutno. Przyjaciółka obięła mnie ramieniem jak siostra.
– Ale tylko, jeśli ty wybaczysz mi- wtedy uściskałyśmy się, jakbyśmy nie widziały się co najmniej 10 lat. Obie płakałyśmy, a były to łzy szczęścia.

***

Nigdy nie zapomnę tego momentu. Zrobiło mi się tak lekko na duszy, jakbym stała się duchem. Już wtedy wiedziałam, że nigdy nie dojdzie do podobnych sytuacji. Wiedziałam, że nic nie powstrzyma naszej przyjaźni. Żadna Lana Malfoy nas nie rozłączy. Uczucie, które mną ogarnęło, miało postać siostrzeńczej miłości. Mam siostrę, która zawsze będzie przy mnie. Cieszę się, że tu jestem. Cieszę się, że jestem czarownicą. Nikt mi tego nie odbierze…


Tak jak dawniej…

Obudziły mnie promienie słoneczne, padające wprost na moją twarz. Pierwszy raz od jakiegoś czasu czułam, że jestem wyspana. W nogach mojego łóżka leżała czysta szata, a przy jednym ze stolików pani Pomfrey przygotowywała właśnie eliksiry. Nie zniosłabym dłużej siedzenia tutaj, więc podeszłam i zapytałam się, czy mogę w końcu iść na lekcje. Pielęgniarka nie chciała się na początku zgodzić ale później, po długich namowach się zgodziła. Uśmiechnęłam się w duchu i zaczęłam się ubierać.

***

Przyjemny szmer dochodzący z Wielkiej Sali, wprawił mnie w dobry humor i sprawił, że poczułam się jak w domu. Przypomniały mi się pierwsze dni tutaj.
Kiedy wkroczyłam, nikt nie zauważył mojego pojawienia się. Spojrzałam na grupkę rozgadanych uczniów i cieszyłam się tym, że tu jestem. Moi przyjaciele byli bardzo ożywieni i rozbawieni. Nawet Ron przestał się boczyć i śmiał się razem z resztą. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych ludzi. Pasowali do siebie. I wcale nie była tam potrzebna Emma Garner. Zaczęłam myśleć, że to jedna, wielka pomyłka, że znalazłam się między tą trójką. Nie powinno mnie tu być. Rozważałam właśnie sugestię ucieczki do mugolskiego domu, gdy dojrzał mnie Ron i przywołał. Usiadłam obok Hermiony i wszelkie wcześniejsze wątpliwości uległy rozwianiu. Nie wyobrażam sobie życia bez tej trójki.

– No, Emma… jesteś nareszcie! Myśleliśmy, że już nigdy nie opuścisz szpitala- uśmiechnął się Ron. Chyba zapomniał, że się na mnie obraził. Ale to dobrze…
– Ronnie, dobrze się czujesz?- zapytałam, nie dowierzając.
– Świetnie Emmo, zapewniam cię- odpowiedział i wszyscy zaczęliśmy się śmiać, tak jak dawniej…
– Jak było wczoraj na lekcji eliksirów?- zapytała Hermiona. Chłopcy spoważnieli.
– Coś nie tak?- dodałam.
– Hermiono, Emmo…- zaczął Harry grobowym tonem- straciliśmy trzydzieści pynktów.
– Trzydzieści, czy po trzydzieści?- upewniała się Hermiona.
– Chyba powiedziałem, że trzydzieści…-uśmiechnął się.
– Nie, no spoko- rozpromieniła się przyjaciółka. Przypominałam sobie, kiedy ostatni raz widziałam ją taką uśmiechniętą w naszej obecności.
– Kiedy my ostatni raz siedzieliśmy tak razem?- powiedziałam jakby do siebie, odpowiedział mi jednak Ron.
– No co ty, Emmo… Skleroza? Jakiś tydzień temu.
– Nie o to mi chodzi- spojrzałam na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i zmieniłam całkowicie temat.
– Harry… rozwiązałeś już zagadkę jaja?
– Eee… Ron, rozwiązałem już zagadkę jaja?- wygłupiał się…
– Jakiego jaja?- wtórował mu Rudzielec.
– No, tego złotego…
– Aaa… tego jaja.
– Yhy… To rozwiązałem, czy nie?
– Chyba nie…
– Aha… Emmo, nie rozwiązałem jeszcze zagadki jaja.

Spojrzałyśmy na siebie z Hermioną i zaczęłyśmy się śmiać.
– Emmo, spokojnie… bo naplujesz sobie do tostów- żartował Harry. Hermiona o mało nie spadła z krzesła ze śmiechu, dlatego Ron poklepał ją po ramieniu, mówiąc:
– Biedna… To już choroba psychiczna.
Przyjaciółka uspokoiła się w końcu i zaczęła dręczyć chłopaków. Pastwiła się właśnie nad Harry’m, gdy do Sali wleciały sowy. Z daleka dojrzałam Tizę z gazetą w dziobie. Dziwne, że to właśnie ona, a nie sowa Proroka. No cóż. Hermiona ciągle walczyła z chłopcami, dlatego Tiza widząc, że jej pani jest zajęta, oddała mi przesyłkę.

Nie patrząc na pierwszą stronę, otworzyłam ją i… po prostu mnie zamurowało. Hogwart posiadał już własną stronę w tej gazecie ale nie to mnie doprowadziło do takiego stanu. Nie tylko była tam obszerna notka na temat mojego domniemanego romansu z Harry’m (zaopatrzona zdjęciem) ale także informacja o miłości Draco i Hermiony. Widząc moją minę przyjaciele spoważnieli.
– Emmo… co się stało?- zapytał w końcu Harry. Podałam mu gazetę. Chłopak spojrzał tylko i uśmiechnął się. Hermiona czytała mu przez ramię. Ja nie zdążyłam zagłębić się w tekście, bo moje nerwy nie wytrzymały samego tytułu.
– Zabiję tą babę!- zezłościłam się.
– I ja ci w tym pomogę- dodała przyjaciółka, zauważając najwyraźniej artykuł na jej temat. Ron wepchał się z drugiej strony. Cała trójka pogrążona była w lekturze.
– Co tym razem wymyśliła Skeeter?
– Zapewnia cię, nie chcesz wiedzieć…- dodał Ron.
– Nie strasz mnie! Dawajcie to- wyrwałam im brukowca. Hermiona przysiadła się, by skończyć czytać te wszystkie brednie…

„HOGWARCKA RODZINA SIĘ POWIĘKSZA”

Cudowne dziecko, reprezentant szkoły w Trunieju Trójmagicznym – Harry Potter, co i rusz zmienia damy swego serca. Ostatnio wybór padł na dziewczynę mugolsko urodzoną- Emmę Garner. Owa panna również przeżyła atak Sami-Wiecie-Kogo. Może to dlatego tak dobrze się ze sobą dogadują. Widywano ich bardzo często i krążą pogłoski, że pan Potter działa na kilka frontów. Podobno jest również związany z córką pana Lucjusza Malfoya -Laną Malfoy.

Koleżanki Emmy Garner z roku opowiadają nam bardzo ciekawą historię. „Emma jest bardzo zakochana w Harry’m ale on po prostu się nią bawi. Wielki Harry Potter, nie będzie przecież spotykał się ze szlamą. Jest mu ona potrzebna tylko do odrabiania prac domowych, bo przecież te dwie kujonki z Gryffindoru, nie powinny mieć chłopaków.”-mówi Lana Malfoy. „Tak, są takie brzydkie. Poza tym, to mogłby zniszczyć ich karierę naukową. Dziecko na trzecim roku nauki…”- dodaje Pansy Parkinson.

Postanowiliśmy rzeczywiście zbadać sprawdę Dziecka. Udało nam się wyciagnąć, że Hermiona Granger nadal jest związana z Draconem Malfoy’em. Ponieważ Lucjusz Malfoy nakazał zakończyć ową znajomość, na koniec swojego związku, zaszło pewnie niekontrolowane zdarzenie, jak donosi uczennica Syltherinu. Panna Granger jest w ciąży i są to informacje prawie pewne, chociaż nie potwierdziła ich sama zainteresowana.

Ostatnia kłótnia między przyjaciółmi z Gryffindoru, miała na celu uzewnętrznienie problemu niemoralnej dziewczyny. „To szokujące jak można sie tak opuscić w nauce”-mówi Michael Malicki, ślizgon.

Podobnież panna Garner nie próżnowała na spotkaniach ze swoim „przyjacielem”. Młodych widzioano kilka razy w bibliotece, gdy namietnie sie całowali. „Pani Pince musiała ich wyganiać, bo przeszkadzali innym się uczyć”-stwierdza panna Parkinson.

Wszyskie informacje zebrał dla nas nasz specialny wysłanik – Rita Skeeter. Zyczymy pannie Granger i paniczowi Malfoy’owi zdrowego dziecka, a pannie Garner i panu Potterowi-wszystkiego najlepszego.
-PROROK CODZIENNY

– Parkinson! Nie żyjesz! Harry… od kiedy namiętnie całujemy się w bibliotece, przeszkadzając innym w nauce?! Co to za brednie!- byłam wściekła. Nie wiem jak ale dopadne tą małpę!
– Emmo… Czy ja coś przeoczyłam? Jestem w ciąży?!- roześmiała się Hermiona, a potem nerwowo wygładziła szatę, widząc, że wszyscy się na nią patrzą.
– Plotki plotkami ale z tym, że jesteś w ciąży, to już przesadziła!- zdenerwował się Ron.
– Z tym, że całowałeś się z Emmą w bibliotece, też… Fuu- zwrócił się do Harry’ego.
– A miało być tak pięknie…- westchnął Harry. Cała Wielka Sala patrzyła się na nas, nie wyłączając grona pedagogicznego.


14th February- Valentines Day

Otworzyłam oczy i spojrzałam wprost na kotarę mojego łóżka. „Co dzisiaj?”- przemknęło mi przez myśl- „No tak. Sobota. Walentynki. Kolejne bzdurne święto.” Nienawidzę Walentynek. Cały Hogwart jest wtedy w czerwonych serduszkach, a zawartość mojego żołądka o mało nie ulega ekspresji, kiedy widzę „zakochane” pary w Hogesmade.

Usiadłam na łóżku. W nogach siedziała Nimfa, a obok niej leżały dwie koperty. Sowa bardzo z siebie zadowolona bezszelstnie przemieściła się mi na ramię. Pogładziłam ją po śnieżnobiałych piórach.
– Nimfa… Kochana sowa. Co mi przyniosłaś?- sowa uszczypnęła mnie czule w palec i wróciła po koperty. Upuściła je na moje kolana. Jedna była od Rona i Hermiony, a druga od Harry’ego. Otworzyłam najpier od Hermi…

Może zginie Ci ta kartka
Może zetrze siępisanie
Ale przyjaźń w naszych sercach
Niech na zawsze pozostanie!

Dla najwspanialszej na świecie przyjaciółki Emmy Hermiona i Ron

Zrobiło mi się naprawdę miło. Nigdy, nawet w mugolskiej szkole, nie dostałam takiej kartki. No cóż… List od Harry’ego pozostawie dla siebie. Ubrałam się i wypuściłam Nimfę przez okno. Parvati wyszła właśnie z łazienki, przeliczając swoje walentynki.
– O! Emmo, dostałaś AŻ dwie. Jak miło…
– Widać, tobie jest bardziej, bo masz już pięć- zadrwiłam. W momencie tym wpadła Levander.
– Parvati! Hermiona zerwała z Draconem!!!!- wydarła się. Spojrzałam na nią z dezaprobatą i zeszłam na dół.
– Eee..one są zdrowe?-zapytałam.
– Nie do końca-powiedział rzeczowo Ron – Idziemy jeść? Konam z głodu.
– Czy nadejdzie taki dzień, kiedy nie bedziesz konał?- uśmiechnęłam się.
– Tak, jak się najem -odpowiedział przyjaciel szczerząc zęby.
– Idzieeemy!-krzyknął Harry i wszyscy ruszyli za nim.


Tuesday

Obudziły mnie krople deszczu, uderzające o szyby okien. Całe dormitorium pogrążone było jeszcze w głębokim śnie, mimo iż zegarek wskazywał ósmą. Wygrzebałam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Fajnie… deszcz w lutym. Udało mi się doprowadzić siebie do stanu używalności, przemywając twarz zimną wodą. „Nigdy więcej nie będę się uczyć do drugiej w nocy…”- przemknęło mi przez myśl, gdy naciągałam na siebie sweter mundurka, a potem szatę.

Hermiona wtulona w poduszkę błądziła gdzieś w innej rzeczywistości, gdy brutalnie wyrwałam ją z marzeń sennych, ściągając z niej kołdrę. Chcąc nie chcąc musiała się obudzić. Przyjaciółka zniknęła w łazience, ale już po kilku minutach wyszła spowrotem. Jak na nią, to prawdziwy rekrod! Chwyciłyśmy za torby z książkami, a ja w ostatnim momencie pochwyciłam mój egzemplarz „Historii Hogwartu” i zeszłyśmy na dół.

W pokoju wspólnym panowało niesamowite ożywienie jak na taką pogodę. Harry i Ron czekali na nas przy kominku, więc od razu przetransportowaliśmy się do Wielkiej Sali. Nie było czasu na zbędną rozmowę, bo moglibyśmy spóźnić się na zaklęcia. Podczas śniadania nie mogłam nic ruszyć. Jedyną rzeczą na jaką miałam ochotę był sen. Hermiona znajdowała się w podobnej sytuacji. Wskazywał na to jeden nadgryziony tost na jej talerzu.
– Co z wami?- zapytał Ron, patrząc na Hermionę z podpartą głową na ręce i zamkniętymi oczami.
– Uczyłyśmy się do dzisiejszego sprawdzianu…- wymamrotałam sennie.
– Sprawdzianu?- zrobił wielkie oczy Harry- z czego?!
– Z transmutacji…- powiedziała Hermiona. Chłopcy spojrzeli na siebie.
– Tylko mi nie mówicie, że się nie nauczyliście- popatrzyłam na nich.
– Nie będzie tak źle… coś tam wiem- zapewnił mnie Harry. Mina Rona nie mogła potwierdzić tego w jego przypadku.

Opuściliśmy tylko wielką salę, gdy zadzwonił dzwonek. Biegliśmy do klasy i gdy tylko wpadliśmy, pojawił się prof. Flitwick. Odetchnęłam z ulgą. Dwie godziny zaklęć minęły bardzo szybko. Całkowicie się rozbudziłam, gdyż ćwiczyliśmy Zaklęcie Redukujące. Za odpowiedzi, dotyczące teorii tego zaklęcia i za wspaniałą praktykę zarobiłam 5 punktów. Hermiona drugie 5, więc wychodziłyśmy z klasy bardzo zadowolone.

Lekcja z prof. McGonagall rozpoczęła się sprawdzianem. Część teoretyczna dotycząca transmutacji zwierząt… Czysty banał! Żadne pytanie mnie nie zaskoczyło. Napisałam jeszcze kilka dodatkowych informacji na ten temat, które znalazłam w „Transmutacji na wysokim poziomie.” Uśmiechnięta twarz Hermiony mogła świadczyć, że jej też nieźle poszło. Gorzej było z chłopcami. Resztę czasu spędziliśmy na zmienianiu szczurów w fantazyjne kubki. Kubek Rona nadal miał futerko, uszy i ogon, kubek Harry’ego natomiast wąsy i parę maleńkich, rozbieganych oczek…
Pod koniec lekcji prof. McGonagall oddawała nam sprawdziany. Kiedy nauczycielka podeszła do nas uśmiechnęła się i powiedziała.
– Bardzo dobrze. Oby tak dalej. Panno Garner, panno Granger… naprawdę imponujące.

Zerknęłam na kartkę. 15 punktów! Zwykle ze sprawdzianu można dostać tylko 10! Hermiona rzuciła się na mnie w przypływie szczęścia.
– Nie wierzę! 15 punktów! Co tam u ciebie, Emmo?- wyszeptała.
– Zgadnij…- zrobiłam poważną minę. Przyjaciółka zmieszała się trochę. Pokazałam jej pergamin i uśmiechnęłam się.
– Wariatki…- usłuszałyśmy gdzieś za nami. Odkręciłam się. Harry szybko schował swój sprawdzian, a Ron skrzywił się.
– Wiesz co Ron… To, że dostałam 15 punnktów, mimo iż normalnie można dostać 10, chyba jest jakimś powodem do szczęścia, prawda?- powiedziałam ze złością.
– To, że ty nie masz żadnych ambicji, nie oznacza, że my ich nie mamy…- włączyła się Hermiona.
– Jasne…- dodał beztrosko przyjaciel.
Zerknęłam na jego kartkę.
– Ron… Trzy punkty?! Trzy marne punkty?! Dobrze, że twoja mama tego nie widzi…- powiedziałam przemądrzale…
– Ależ ty jesteś zarozumiała- odgryzł się Ron.
– Spokój! Nie chcę tu żadnych kłótni!- wtrąciła Hermiona- Harry, co dostałeś?
– Eee… No cztery punkty- wybąkał.
– Nie wiem, w jaki sposób macie zamiar zdać SUMy.
– Emmo… nie marudź.
– Harry, kiedy ona ma rację!- wrzasnęła Hermiona. Wtedy podeszła do nas wychowawczyni.
– Już dawno po dzwonku. Co tutaj robicie? Powinniście być na obiedzie…

Rozejrzeliśmy się. Rzeczywiście klasa była pusta. Zebraliśmy książki i wyszliśmy. Ron zaczął marudzić, że przeze mnie i Hermionę przesiedział w sali pół obiadu, co było kompletną bzdurą, bo wszyscy byli jeszcze w pokojach wspólnych. Rzuciliśmy torby i usiedliśmy na chwilę na kanapie.
– Jeżeli dalej będziecie się tak uczyć…- zaczęła Hermiona, ale przerwał jej Ron.
– Dobra, dobra… już to słyszeliśmy. Uświadomiłyście nas jakieś 10 minut temu.

Razem z resztą zeszliśmy do Wielkiej Sali. Podczas obiadu Ron przedrzeźniał mnie i Hermionę. Powstrzymał go jednak Harry, bo orzekł, że nie chce żadnych kłótni między naszą trójką przez najbliższy rok.
– Skoro nie możemy kłócić się z nim Hermiono, to zostaje nam jeszcze Harry- uśmiechnęłam się i spojrzałam na przyjaciela.
– No jasne… To kiedy zaczynamy praktykę?- wtórowała mi Hermiona. Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć, bo podszedł do nas Draco. Przyjaciółka rzuciła tylko, że za godzinę spotkamy się w bobliotece i wyszli. Ron obrzucił Malfoy’a wściekłym spojrzeniem i wrócił do swoich ziemniaczków. Wymieniliśmy z Harry porozumiewawcze spojrzenia. Żadne z nas się jednak nie odezwało.

Idąc do biblioteki, wspomniałam chłopcom o przygotowaniu planu powtórek do egzaminu.
– Emmo, oszalałaś!- napadł na mnie Ron- do egzaminów mamy jeszczę kupę czasu!
– Kupę czasu, tak? Chyba oszalałeś?! Muszę dobrze napisać te egzaminy, jeśli chcę być w przyszłym roku w tej szkole.
– Tak Emmo… na pewno wszystkie oblejesz- powiedział z ironią Harry. Usadowiliśmy się w bibliotece przy naszym ulubionym stoliku przy oknie. Zostawiłam chłopców i ruszyłam między regały, żeby zebrać odpowiednie ksiażki.
Musiałam napisać wypracowanie z astronomii, no i z transmutacji, które zadała nam dzisiaj wychowawczyni. Dobrze, że z obrony przed czarną magią i eliksirów napisałam w niedzielę.

Przytaszczyłam cztery księgi i położyłam je przed Ronem, który leżał na własnej książce.
– O! Przyniosłaś mi książki! To miło z twojej strony- rzucił Ronnie.
– Nie, te są mi potrzebne. Poszukaj własnych.
– Nie dzięki… Chyba zadowolę się podręcznikiem- wymamrotał ziewając. W tym momencie wpadła Hermiona. Rozsiadła się obok Rona, bo Harry poszedł szukać książek.
– Jak tam spotkanie z twoim CHŁOPAKIEM- zaczął Ron.
– W porządku…- odpowiedziała beztrosko Hermiona- …tylko, że on nie jest moim chłopakiem. Przyjaciele sprzeczali się ze sobą, a ja w tym czasie zabrałam się za wypracowania. Harry pojawił się, gdy skończyłam astronomię. Zdziwił się trochę widokiem Hermiony na jego miejscu, ale nie było widać, żeby się zmartwił tym, że musi siedzieć obok mnie.
– A ty gdzie się podziewałeś?- zagadnęła go Hermiona.
– Lana mnie napadła…- odpowiedział- pół godziny zajęło mi przekonanie ją, żeby zostawiła mnie w spokoju.
– Lana… rozumiem- uniosła brwi Hermiona i spojrzała na mnie, oczekując jakiejś reakcji, ja jednak spokojnie pisałam dalej.
– Hermiono, a co powiedziałabyś na…- zaczał Ronnie, przyjaciółka jednak mu przerwała:
– Och, zamknij się Ron, bo przez twoją paplaninę napisałam dopiero połowę jednego wypracowania.

Zapadła cisza. Słychać było tylko deszcz bębniący o parapet. Harry co jakiś czas zerkał mi przez ramię na pergamin. Ron próbował przepisać coś od Hermiony dlatego czaił się tylko na kolejne zdanie, które napisze przyjciółka.
– Harry, a jak jajo?- zagadnęłam.
– Jutro wam powiem…- uśmiechnął się tajemniczo.
– A dlaczego jutro?
– Emmo, nie zadawaj zbędnych pytań.
– Jasne…- podniosłam się.
– A ty gdzie?- wyleciał Ron.
– Do wieży. Skończyłam.
– Łeee…
– Widzisz Ron. Gdybyś mi nie marudził już dawno bym skończyła. A tak mam dopiero jedno wypracowanie- zezłościła się Hermiona. Zebrałam swoje rzeczy i odłożyłam książki. Niestety, nie mogłam spokojnie przejść korytarzem, bo natknęłam się na Dracona Malfoy’a. Z daleka uśmiechał się szyderczo, jak to miał w zwyczaju.
– Oo… – powiedział złośliwie. Naprawdę mam go po dziurki w nosie. Kiedyś mu tak przyłoże, że się odkręci. Co z tego, że on coś teges z Hermioną. Mam go dość! I kiedyś moje nerwy puszczą.
– Czego?- odburknęłam, a w jego oczach zapłonął płomień nienawiści…
– O Garner, to ty się już nie uczysz?
– Nie Malfoy… Wystarczy, że uczyłam się wczoraj do drugiej w nocy… Co ci do tego?
– Sprawdzianik był?
– Tak… A teraz odsuń się…- coraz bardziej mnie denerwował. Robił to specialnie. Chciał mnie sprowokować.
– Garner… jak ci poszedł sprawdzianik, po tylu godzinach uczenia?
– Świetnie, po prostu świetnie… Odsuń się Malfoy!- starałam się trzymać emocje na uwięzi. Gotowałam się jednak od środka i on o tym wiedział.
– Ilość punktów się pytam i przedmiot, Garner- wysyczał.
– Transmutacja… 15 punktów. Zadowolony? A teraz odsnuń się…
– Przecież można dostać tylko 10. A tak w ogóle, to co mi zrobisz jeśli się nie odsunę?
– Własna matka cię nie pozna… Spadaj Malfoy!
Dracon zaczął się śmiać szyderczo i nie ruszył się z miejsca. Chciałam go ominąć, ale jego goryle stanęli po obu jego stronach i nie miałam przejścia… Nie wytrzymałam. Wyciągnęłam różdżkę i skierowałam go wprost na tego bubka. Hermiono wybacz!
– Petrificus Totalus!

Crabb i Goyle odsunęli się, a Malfoy opadł na podłogę. Totalne porażenie ciała. To lubię!
– Miłego dnia, Malfoy!- zaczęłam się śmiać i z gracją go ominęłam. Byłam brutalna, wiem, ale cóż… Kiedy jednak byłam już na końcu korytarza, zatrzymałam się i rzuciłam przeciwzaklęcie. Gdybym go tak zostawiła, Hermiona nie wybaczyłaby mi.

Rozsiadłam się w pokoju wspólnym i zaczęłam sobie czytać. Po dziesięciu minutach wpadli jednak moi przyjaciele. Harry i Ron byli bardzo zadowoleni, Hermiona jakaś naburmuszona. Usiadła naprzeciwko mnie i się nie odzywała.
– Spotkaliśmy Malfoy’a- zaczął śmiać się Harry- opowiedział Hermionie bardzo ciekawą historię…
– Wiesz co Emmo…- zaczęła Hermiona.
– A co ci powiedział?- zapytałam.
– Powiedział, że szedł sobie najnormalniej w świecie, a ty się na niego rzuciłaś…
– Było zupełnie inaczej, ale niech zostanie jego wersja…- uśmiechnęłam się.
– Nie, no ale powiedz jak było naprawdę- zachęcił mnie Ron. Opowiedziałam im więc wszystko. Hermiona rozchmurzyła się i postanowiła pierwszy raz ograć Rona w szachy. Dość wysokie ambicje, jak na okres jej nauki. Kiedy siedziałam przy kominku, zmożył mnie sen. Oczy same mi się zamykały i kiedy przytuliłam się do ciepłej poduszki, zasnęłam. Kiedy się obudziłam okazało się, że nie byłam wtulona w poduszkę, tylko w Harry’ego! Zrobiło mi się naprawdę głupio, ale dalej zamknęłam oczy i zasnęłam. W końcu obudzili mnie i Hermiona przetransportowała mnie do dormitorium, gdzie zmęczona padłam na łóżko i od razu zasnęłam.


Weekend!

Piątek! Nareszcie! Pierwszy raz w życiu cieszy mnie chyba weekend i brak lekcji. W tym tygodniu mieliśmy tyle sprawdzianów, że muszę odpocząć. Zrelaksuję się, czytając jakąś lekką lekturę, zajmę się Grannusem, bo już dawno u niego nie byłam. Wczoraj całe popołudnie uczyłam się z eliksirów. Prof. Snape zapowiedział, że będzie szczegółowo pytał z Eliksiru Depresji, który mieliśmy później ważyć.

Podczas śniadania chłopcy przypominali sobie składniki eliksirów, a my z Hermioną przepytywałyśmy siebie nawzajem. W ogóle nie mogłam się skupić na jedzeniu. Po głowie chodziły mi tylko: sproszkowane skrzydło nietoperza, dwa liście dronoda, krew hybrydy, skórka smoka czarnego i pazur ponuraka. Byłam jednak pewna, że niczego nie zapomnę.
– A pamiętasz Harry…- przerwał ciszę Ron- jak dziewczyny ozdabiały serduszkami lekcje z Lockhart’em w drugiej klasie?
– Och, zamknij się Ron!- powiedziałam ze złością, a chłopcy zaczęli chichotać.
– To nie jest zabawne- zamknęła książkę Hermiona i spojrzała na nich.
– Jaki to kit wcisnęłyście Lockhartowi, żeby otrzymać pozwolenie na korzystanie z działu ksiąg zakazanych?- zapytał Harry.
– Głośniej Harry, niech wszyscy o tym usłyszą…- rzuciła Hermiona.
– Ważne, że w ogóle dostałyśmy to pozwolenie- zakończyłam krótko.

Opuściliśmy wielką salę i udaliśmy się do lochów. Jak zwykle było tam zimno i ciemno tak, że dostałam gęsiej skórki. Dotarliśmy do klasy i usadowiliśmy się tam gdzie zawsze. Większość Ślizgonów i Gryfonów zajęła już swoje miejsca. Ostatnią osobą, która wpadła przed samym dzwonkiem, był Neville. Kiedy pojawił się Snape, zapadła grobowa cisza. Profesor był jeszcze bledszy niż zwykle i miał dziwny wyraz twarzy. Zaczął po kolei przepytywać. Nie zwracał uwagi ma moją rękę, dlatego dałam sobie na spokój. Hermiona także. W końcu doszedł do Harry’ego. Zaczął zadawać mu pytania, na które z pewnością nie można było znaleźć odpowiedzi w naszym podręczniku.

– Czym jest dronod i co dają jego liście w Eliskirze Depresji? Potter- spojrzał na niego, a oczy mu zapłonęły. Harry spojrzał z przerażeniem na mnie i Hermionę. Malfoy i reszta zaczęli się śmiać. W tedy Snape odwrócił się gwałtownie w moją stronę.
– Garner, odpowiedz za niego!
– Dronod jest jadowitą rośliną o czarnym kolorze, rosnącą niedaleko cmentarzysk. Wyrastają przede wszystkim na ścieżkach wędrówek duchów. Ich liście powodują napływ przygnębiających myśli, dlatego stosuje się je w tym eliksirze.
Snape zrobił wielkie oczy.
– Proszę, proszę… Potter powinieneś wziąć przykład z Garner. Panna Wszystko Wiedząca mogłaby dać ci jakieś korepetycje- uśmiechnął się szyderczo, a śmiech Ślizgonów rozszedł się po całej sali.
– Minus dziesięć punktów za twoją niewiedzę, Potter. Garner pięć punktów. A teraz zajmijcie się praktyką. Dobierzcie się w dwuosobowe zespoły.

Nienawidzę Snape’a! Po prostu go nienawidzę! Nie wiem jak, jak…! Lepiej nie będę się wypowiadać na ten temat. Podeszłam do Harry’ego, który siedział w ponurym nastroju. Byłam z nim w grupie, bo Ron od razu wprosił się do Hermiony. Przyjaciel nic nie mówił, tylko odmierzał odpowiednią ilość skóry smoka, którą należało dodać na początek. Ja w tym czasie ustawiłam kociołek i zabrałam się za odlewanie krwi hybrydy.
– Nie martw się- próbowałam go jakoś pocieszyć.
– Jak mam się nie martwić?! On mnie po prostu nienawidzi!- spojrzał na Snape’a wściekle. Nic więcej nie powiedziałam.

Siedzenie w lochach aż do obiadu, z pewnością nie było najweselszą rozrywką. Harry za wcześnie dodał sproszkowane skrzydło nietoperza, dlatego musiałam zneutralizować to proszkiem dwurożca, żeby dodać składnik w odpowiednim momencie. Snape nie miał się jednak do czego przyczepić i dał nam nawet pięć punktów, co trochę rozchmurzyło przyjaciela. Opuściliśmy lochy i pobiegliśmy na górę, zostawiając torby. Mieliśmy jeszcze chwilę czasu, dlatego rozsiedliśmy się przed kominkiem.
– Ja się dzisiaj nie uczę…- padła na fotel Hermiona.
– Ja też nie. Muszę odpocząć- poparłam ją.
– Dziewczyny, czy wy się dobrze czujecie?- niedowierzał Ron.
– Tak Ron, po prostu świetnie!- przyjaciółka rzuciła z niego poduszką. Harry uśmiechnął się tylko.
– Nie ciesz się za wcześnie. Za to, że dzisiaj się nie uczymy, jutrzejszy dzień przesiedzimy w bibliotece- odezwałam się. Przyjaciel pochwycił czyjegoś, walającego się misia i rzucił nim we mnie. Zrobiłam jednak unik i oberwał Neville, który jakimś cudem znalazł się w zasięgu „ostrzału”


Sobota… nowa piękność Slytherinu

To wszystko nie mieści mi się już w głowie. To co powiedział nam wczoraj Harry na temat pana Croucha, który miałby się znaleźć w nocy w gabinecie Snape’a, jest po prostu nie do przyjęcial. To nie mógł być on. Przynajmniej mi się tak wydaje. I skąd tak nagle wziął się tam Snape? I co do tego wszystkiego ma Moody? Nie… To, że Moody pojawił się tam o tej porze, nie mogło być zbiegiem okoliczności. Nie powinnam się jednak skupiać na Crouchu, tylko na zadaniu Harry’ego.

Przyjaciel ma przebywać pod wodą przez godzinę, by odnaleźć rzecz, której będzie mu brakowało najbardziej w życiu, bo inaczej rzecz ta przepadnie na zawsze… Jeszcze przed spaniem zaplanowałyśmy z Hermioną, jakie książki należałoby przejrzeć, żeby Harry mógł przebywać pod wodą przez godzinę. Wczoraj nie chciał o tym myśleć, dlatego chciałyśmy, żeby się zajął tym od rana.

Chłopcy musieli najwyraźniej debatować do późnej nocy, bo kiedy zeszłyśmy do pokoju wspólnego jeszcze ich nie było. Rozsiadłyśmy się na kanapie, jednak spokój zakłóciły Parvati i Lewander, które dosiadły się do nas i jak gdyby nigdy nic i zaczęły rozmowę. Wspominały coś o mnie i o Harry’m, potem o Hermionie i Malfoy’u, ale zignorowałyśmy je. W końcu pojawił się Ron, a za nim Harry i ruszyliśmy do wielkiej sali.


23.02.04- Drugie zadanie…

Harry jest naprawdę nieodpowiedzialnym człowiekiem. Mogę powiedzieć, że jest wręcz infantylny. Znał zagadkę jaja na cztery dni przed samym zadaniem. Od świtu aż po zmierzch przekopywaliśmy księgi w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu pozwolić na przebywanie pod wodą przez godzinę. Byłam na niego po prostu wściekła i miałam ochotę zostawić go z tym wszystkim sam na sam, żeby w końcu zrozimiał, że takie postępowanie do niczego nie prowadzi.

Wieczorem, kiedy w pokoju wspólnym panowało już całkowite spustoszenie, a my ciągle ślęczeliśmy nad księgami, a raczej zasypialiśmy nad nimi, ciągle niczego nie mieliśmy. Niewyspanie malowało się na twarzach moich przyjaciół tak samo jak na mojej. Nie miałam już siły. Myślałam, że zasnę, dlatego wyszłam się przewietrzyć. Otworzyłam okno dormitorium, a chłodny wiatr spowodował ustąpienie sennego otumanienia umysłu. Parvati, która leżała już w łóżku, nawrzeszczała na mnie, że robię przeciąg i narażam wszystkie dziewczęta na chorobę, dlatego bez słowa opuściłam sypialnię, uprzednio zamykając szczelnie okno.

Pokój wspólny wyglądał żałośnie, a raczej osoby, które w nim przebywały. Ron spał na książce, Harry blady jak duch przewracał kartki bezsensownie wpatrując się w stronice, a Hermiona skrupulatnie czytała jakąś księgę.
Usiadłam obok Rona i poszturchnęłam go. Dość się napracował. Wyglądał okropnie.
– Ron, idź spać.
– Co, co? -ocknał się przyjaciel.
– Spać, Ronnie. Idź…-powiedziałam. On wstał, uśmiechnął się blado i zniknął za drzwiami do dormitorium chłopców.
– Ty też idź spać. No dalej. My jeszcze chwilę poszukamy i też pójdziemy- zwróciłam się do Harry’ego, który blady jak upiór, wyglądał gorzej niż kiedykolwiek.
– Ale…
– Idź- zdecydowałam za niego. Nie miał wyjścia. Wstał i zniknął. Zostałyśmy same. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak poświęcam się zwsze dla Harry’ego. Znaczy się wiem. Odpowiedź jest przecież oczywista… Jest moim przyjacielem.
– Nie wiem jak on może byc taki lekkomyśly. Nie rozumiem, przecież mogą go zabić, ale nieee. Hrabia Potter nie ma zamiaru przejmować sie tym iż moze się obiać. Najlepiej zacząć przygotowywać się do zadania trzy dni wcześniej podczas gdy miał na to ponad dwa miesiace! Jestem na niego wściekła!! Gdyby mi go tak nie było szkoda to bym jescze na niego powerzeszczała, ale on…-burczała gniewnie Hermiona.
– Wygląda jak zjawa i całkowicie się nie przejmuje, że się nie wyśpimy przez niego. Nie komentuję!- zakończyłam i pogrążyłam się w „Wielkiej księdze zaklęć transmutujących”

***

Rano obudziła mnie Hermiona, która była już w pełnym umundurowaniu. Wściekła już nie tylko na Harry’ego ale różnież i na nią zeszłam na śniadanie, przyrzekając, że po zadaniu zabiję Harry’ego własnymi rękami. Przedturniejowe podniecenie udzielało się już całej szkole oraz osobom przybyłym. Malfoy ponownie wyciągnął plakietki „POTTER CUCHNIE” i do tej pory je nosi (dzisiaj bawił się nią w wielkiej sali) ślizgon nie mógł powstrzymać się również od komentarza, bo przecież wolno mu już, skoro nie jest chłopakiem Hermiony. No właśnie… Nie wspomniałam o tym, a to bardzo ważne. Naprawdę mnie to ucieszyło. Chłopców także. Hermiona nareszcie wolna od tego… Ta jego nowa dziewczyna… Po prsotu nie skomentuję.

Wracając jednak do tamtego dnia. Nie wiedziałam już, czy czytanie sprawia mi taką przyjemność jak wcześniej. Nie przeczę, dowiedziałam się naprawdę wielu pożytecznych rzeczy i sądze, że kiedyś na pewno mi się to przyda, ale… No właśnie. Zawsze jest jakieś ale. Byłam pewna, że po zadaniu nie będę miała ochoty oglądać chłopców co najmniej przez tydzień. Harry zdenerwował mnie jak nigdy. No bo jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Szukaliśmy, szukaliśmy, szukaliśmy i co…?! „Ale przecież musi być jakiś sposób!!”- wmawiałam sobie. Zrezygnowaliśmy z obiadu, bo przecież jutro zadanie, a my nic nie mamy.

Jednak około południa przerwał nam George. WOW! Po czterech latach nauczyłam się ich odróżniać!
– Jeszcze tu siedzicie? No dobra, Emmo, Hermiono profesor McGonagall was wyzwa-powiedział zaglądajac Harry’emu przez ramię.
Popatrzyłyśmy na siebie zdzwione.
– Nie patrzcie tak, nie wiem po co, ale kazała wam natychmiast iść-powiedział George.
– Zaraz wrócimy-powiedziała Hermiona i pociągnęła mnie za sobą. To mnie już nie bawiło. Nie… To zdecydowanie nie jest zabawne.
– Jak myślisz, o co może chodzić?- zapytałam, kiedy brnęłyśmy korytarzami.
– Nie wiem, może jakieś dodatkowe zadanie…?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. Skręciłyśmy za chimerą i znalazłyśmy się przed drzwiami do gabinetu prof. McGonagall. Czekała tam również Cho Chang. Weszłyśmy do środka. Byli tam profesorowie, dyrektorzy szkół (Dumbledor, Madame Maxime, Karkarow) pan Bagman i Percy Weasley (najwyraźniej zrezygnował z kociołków) Była tam również jakaś mała dziewczynka, bardzo podobna do Fleur.

Zaczął oczywiście pan Bagman.
– Witajcie! Będziecie wszystkie potrzebne do drugiego zadania. No no no… nasi reprezentanci będą tęsknili za samymi dziewczynami. Hihihi-zachichotał. Nie wiedziałam w jaki sposób miałabym być potrzebna, ale nie nic nie powiedziałam, tylko słuchałam dalej
– Już wam tłumaczę. Za chwilę zostaniecie uśpieni i obudzicie sie jutro, gdy tylko wydostaniecie się na powierzchnię. Nie rób takich wielkich oczu Gabrielle, wszystko będzie dobrze- zwrócił się do małej dziewczynki- Drugie zadanie będzie polegało na tym, iż reprezentanci w ciagu godziny będą musieli was odnaleźć na dnie jeziora. Nic wam się nie stanie, zapewniam to. Będą was pilnowały Trytony, na wypadek gdyby reprezentant nie dopłynął. Nikomu nie stanie sie krzywda. Wiec tak, sprawdźmy…- zapadła cisza, Bagman zerknął na pergaminy, które przed sobą trzymał.
– Pan Krum… panna Granger?-zapytał. Spojrzałam na przyjaciółkę. Jej oczy zrobiły się nie naturalnie duże, jakby całkowicie zdziwiło ją to, że Wiktorowi najbardziej brakowałoby właśnie jej.
– Je-jestem-odpowiedziała cicho, trochę się jąkając.
– Pan Potter… Hm…- znowu zapadła cisza. Oczy Dumbledora spoczęły na mnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech- Panna Garner?
– Jestem- odparłam, śmiejąc się w duchu, bo przecież Harry powiedział, że rzeczą, której najbardziej by mu brakowało jest Błyskawica. Oszust jeden!
– Hm..panna Delacour i panienka… Delacour?
– Jestem-pisnęła dziewczynka.
– No i panna Chang, to od pana Diggory’ego. Zgadza się?- zakończył
– Owszem- rozpromieniła się Cho. Zajęła się nami pani Pomfrey. Jak zwykle mówiła coś na temat niebezpieczeństwa, ale ona zawsze o tym mówi, a poza tym Dumbledor nie pozwoliłby, żeby nam się coś stało.
Snape po kolei podał nam eliksir umożliwiający oddychanie pod wodą (byłam wściekła sama na siebie, że o tym nie pomyślałam), a potem prof. Flitwick zaczął po kolei rzucać na nas Zaklęcie Snu. Najpier Gabrielle, potem Cho, a następnie… ja.

***

Usłyszałam jakieś wrzaski, dochodzące jakby z oddali. W jednym momencie ciepło i błogość snu przemieniły się w chłód wody. Uderzyłam o coś, co okazało się dnem. Stanęłam na nogach i otworzyłam oczy. byłam zanurzona do połowy w jeziorze, a przede mną brną Harry, ciągnąc mnie za rękę i niosąc małą Gabrielle. Woda była zdecydowanie za zimna i mokra. Przemoczona szata skutecznie utrudniała poruszanie się. Był tylko jeden plus tego wszystkiego: wyspałam się! Przyjaciel obejrzał się i uśmiechnął, widząc, że nic mi nie jest. Byli tam również Hermiona i Ron, którzy najwidoczniej nie mogli doczekać się naszego powrotu. W końcu dotarliśmy do brzegu, ale nie zdążyłam podziękować mojemu ‚wybawcy’, bo Fleur już do niego podbiegła, zabierając małą Gabrielle i dziękując chłopcom raz po raz. Tak, Ron też się załapał i widać był bardzo z siebie zadowolony. Na koniec panna Delacour obdarzyła całusem w policzek każdego z nich i odeszła, łkając ze szczęścia.

Hermiona rzuciła mi się na szyję, jakbyśmy spotkały się po wielu latach. Pani Pomfrey nakrzyczała na nią za wchodzenie do wody i podała koce mi i Harry’emu, a potem rozgoniła reprezentantów i ich partnerów do namiotów (każdy posiadał własny) Usiedliśmy z Harry’m na krzesłach, które tam stały, szczelnie okryci kocami. Analizowałam ostatnie wydarzenia, zanim zasnęłam klatka po klatce. Potem jakby przypomniało mi się, że przecież jeszcze nie podziękowałam. Harry przyglądał mi się uważnie, a potem wstał i zaczął krążyć. Uśmiechnęłam się, podeszłam do niego, zarzuciłam mu ręce na szyję, jak mała dziewczynka.
– Dzięki, że mnie tam nie zostawiłeś. Jesteś naprawdę odważny, Harry- powiedziałam. Przyjaciel trochę zaskoczony, bo zwykle Hermiona wieszała się na nich w taki sposób, ale uśmiechnął się i pogładził po mokrych włosach.
– No wiesz… Długo się nad tym zastanawiałem. Stwierdziłem jednak, że przedasz mi się do odrabiania lekcji- zaczął się śmiać.
– Nie… żartuję- dodał, widząc moją minę.
– Nie byłeś zdziwiony, kiedy zamiast Błyskawicy zastałeś tam mnie?- zapytałam patrząc mu w oczy.
– Eee… Właściwie to nie.
– No dobra, a jak udało ci się oddychać pod wodą?
– Skrzeloziele- ponownie się uśmiechnął, a ja go puściłam na co zareagował trochę dziwnie.
– No tak. Ależ ja jestem głupia. Przecież czytałam na ten temat jeszcze w tamtym roku… Ale jak…
– Zgredek- przerwał mi.
– Kochany skrzat. Widzisz, skrzaty są jak ludzie, a ty…
– Dobra, później porozmawiamy o Wszy, a teraz chodź na ogłoszenie wyników- pociągnął mnie.
– To nie jest Wesz, to jest…
– Walka o Emancypację Skrzatów Zniewolonych… Tak wiem. Mołgem cię jednak tam zostawić.
– Wstrętny…- zaczęłam, ale już biegła do nas Hermiona i Ron. Wyniki były całkiem, całkiem… Harry i Cedrik prowadzą. Nasz ‚bohater’…

Dodaj komentarz