Twierdza Cieni

Śniło mi się, że biegnę przez las. Biegłam tak szybko, że las był tylko smugą. Byłam pociągiem i sunęłam po torach. Wracałam do Hogwartu, ale na jego miejscu stał tylko opuszczony magazyn. Co robi stary magazyn w takim miejscu? Chciałam wejść do środka, ale kiedy dotknęłam bramy, przypomniało mi się, że zostawiłam w domu włączone żelazko. Co to ja miałam prasować?

Otworzyłam oczy. Na łóżku obok mnie siedziała Emma. Miała skrzyżowane nogi, a dookoła niej unosiły się książki. Kiedy spostrzegła, że nie śpię, jedna z nich spadła na mój brzuch.

– O, przepraszam. Jak się masz, narkomanko? – pochyliła się nade mną. Zauważyłam na jej ustach cień złośliwego uśmiechu.

– Zmęczona – jęknęłam.

– Napij się herbaty – coś świsnęło i kubek z gorącym płynem zatrzymał się przy mojej poduszce. Usiadłam. Czułam jak wszystko wiruje i raczej nie chciałam nic wlewać do środka, a wręcz przeciwnie.

– Nic ci nie jest?

– Nie i pewnie gdybyś obejrzała wspomnienie do końca, to byś o tym wiedziała… Skąd miałaś Belladonnę?

– Ugotowałam sobie – jęknęłam i rozejrzałam się w panice po pomieszczeniu.

– Hm… „łazienka” jest tam… – Emma wskazała mi drzwi, prawie niewidoczne na drewnianej ścianie. Najwyraźniej elfy były tak dostojne, jak wyglądały i miały inne potrzeby sanitarne. Z pewną obawą obejrzałam metalową toaletę, nie do końca będąc pewną, czy to jest to, o czym myślę. Herbata wyrywająca się z moich trzewi razem z resztkami trucizny, nie pozwoliła mi się zbyt długo zastanawiać. Opłukałam twarz lodowato zimną wodą, która trysnęła z kryształowego kranu. W lustrze, oprawionym w czarną, oksydowaną ramę, zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Pod oczami miałam ogromne cienie, włosy splątały się i przypominały teraz wielkie gniazdo. Miałam na sobie tylko długą halkę, którą miałam pod szatą. Na swoich ramionach dostrzegłam śłady po magicznych opatrunkach. Odznaczały się na skórze jasnozielonym kolorem. Same rany dawno już zniknęły.

Łazienkowe okno wychodziło na zewnętrzną stronę muru. W dole przechodzili wartownicy, wymieniając ze sobą pozdrowienia.

– Wszystko w porządku? – do drzwi zapukała Emma.

– Tak, tak – zapewniłam ją, chociaż w głowie ciągle toczyła mi się wielka metalowa kula.

Przyjaciółka wywietrzyła pokój i do wnętrza komnaty wpadało teraz rześkie, zimowe powietrze. Pomieszczenie było dość ascetyczne i przywoływało na myśl bawarskie twierdze obronne. Na jednej ze ścian i suficie znajdywały się kolorowe freski roślinne, nieco przybladłe już od upływu lat. Wielkie, drewniane łóżko stanowiło centrum pokoju. Na podłodze zrobionej z ciemnych, drewnianych desek rozłożono gruby, miękki dywan, który zupełnie nie pasował do surowego wnętrza.

– Inaczej sobie wyobrażałam pałac elfów – wzruszyłam ramionami.

– Jesteśmy w Twierdzy Cieni, a nie w pałacu – Emma pokręciła głową. Widocznie kiepsko znosiła jakąkolwiek krytykę elfiego rodzaju, więc postanowiłam się na pewien czas od niej powstrzymać. Przynajmniej, dopóki nie będę całkiem sprawna.

Skierowałam się w stronę szafy.

– Hermiono, nie! – zawołała Emma, kiedy otworzyłam drzwi.

To nie była szafa. To było wyjście na krużganek, a dokładnie przed drzwiami stał łucznik, którego pamiętałam z lasu. Tylko teraz nie miał łuku, a kuszę. Świetnie.

Pisnęłam i zatrzasnęłam drzwi. Lodowate powietrze wpełzło mi pod ubranie i czym prędzej schowałam się pod kocami. Emma chichotała maniakalnie. Po chwili zza drzwi dobiegł cieniutki dźwięk gwizdka. Myślałam, że oznacza to nadejście księcia Fae, ale na szczęście nie dane mu było oglądać mnie w negliżu. Do komnaty weszła elfka, na pierwszy rzut oka miała z siedemset lat. Albo dwieście, nie wiem. Niosła tacę, pełną przedziwnie wyglądającego jedzenia i kolejny dzban herbaty. Zauważyłam, że służka obdarzyła Emmę niezbyt przychylnym spojrzeniem.

– Co tu się stało? – zapytałam, kiedy zamknęła za sobą drzwi.

– Elfie kobiety trochę mnie nie lubią – powiedziała niedbale Emma, podając mi ubrania z szafy. Czyli istniała tu szafa!

– Dlaczego?

– Zazdrosne są o księcia – uśmiechnęła się lekko. – Ubieraj się, musisz wyjść na powietrze trochę. Twoje źrenice są znowu normalne!

– To nie są moje ubrania – zaprotestowałam.

– Ale będą pasować.

Popielata suknia była od spodu podszyta miękkim, ciepłym materiałem. Zapinając czarne guziki, poczułam jakbym miała na sobie najprzyjemniejszy z moich kocy. Emma przez chwilę próbowała zaczarować moje włosy, ale poddała się na rzecz zwykłej szczotki i dużej ilości siły fizycznej.

– Dobra, teraz nie rzucasz się tak w oczy – stwierdziła podziwiając swoje dzieło. Moje włosy były pozaplatane w dziwaczne skręty.

– To znaczy?

– To znaczy, że na pierwszy rzut oka nie wiadomo, że jesteś czarownicą.

Wsunęłam stopy w długie do kolan buty na niewielkim obcasie. Czułam się, jakbym cofnęła się w czasie o kilka stuleci.

Na suknię zarzuciłam swoją pelerynę i Emma przypięła kaptur do moich włosów, żeby się nie zsuwał. Zauważyłam, że ma na sobie podobną suknię tylko w ciemnogranatową. Wyszłyśmy z komnaty. Wartownik skłonił nam się z lekkim uśmiechem.

– Pani. Emmo. – powitał nas. Emma odpowiedziała mu skinieniem głowy. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Dziękuję ci, że mi pomogłeś – powiedziałam miękko, chociaż kusza, znajdująca się pomiędzy mną a mężczyzną nie dodawała mi odwagi.

– Polecam się na przyszłość, Pani.

Minęłyśmy go, ale ku mojemu zdziwieniu wartownik ruszył za nami.

Obracałam się przez ramię kilka razy, chociaż na Emmie obecność ogona widocznie nie robiła wrażenia. Ja czułam się z tym co najmniej niekomfortowo. Nie chciałam jednak popełnić jakiegoś faux pas już na wstępnie, więc posłusznie dreptałam obok Emmy. Obserwowałam elfy zajęte swoimi sprawami. Mijaliśmy stanowisko kupieckie, kiedy dostrzegłam, że wojownik, który idzie za nami, sięgnął po jabłko. Odwróciłam się w jego stronę. Uniósł brwi w niemym pytaniu.

– Twoje? – wskazałam na owoc w jego dłoni.

Przez twarz mężczyzny przebiegł cień uśmiechu.

– Nie – pokręcił głową i odłożył jabłko na miejsce. Już miał coś jeszcze powiedzieć, kiedy dobiegł do nas Rowan. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z wartownikiem, objął Emmę ramieniem i pocałował ją lekko w skroń.

– Lepiej się czujesz? – spojrzał na mnie, sprawdzając czy moje oczy znowu przypominają ludzkie.

– Już prawie całkiem dobrze, dziękuję. Dziękuję za pomoc – wydusiłam z siebie, chociaż słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.

– Nie ma sprawy, Jarel miał do odrobienia nieco nadgodzin. Dostanie podwójny żołd, więc w sumie to on powinien ci podziękować – pierwszy raz słyszałam, żeby Rowan wypowiedział tyle zdań na raz.

– Przypomnę mu, gdy go spotkam.

Rowan zmarszczył czoło a potem roześmiał się (albo rozkaszlał, bo brzmiało to jak szczekanie).

– Ja jestem Jarel, pani – wojownik położył dłoń na sercu i skłonił się lekko.

Rowan zdecydowanie się śmiał.

– Hermiono, to jest Jarel. Jarel, to Hermiona Granger – przedstawił nas sobie. Nowo poznany elf uścisnął mi dłoń.

– Czego rżysz? – widocznie on również nie wiedział, co jest takiego zabawnego w całej sytuacji. – Sam mówiłeś, że lepiej nie denerwować wiedźm. A ta tutaj wyglądała na niebezpieczną.

Spojrzałam na Rowana z wyrzutem.

– No wiesz! Straszysz mną swoich żołnierzy?!

Emma uśmiechnęła się zaczepnie.

– Boisz się nas? – dźgnęła go palcem w pierś.

– Nie boję, co raczej… odczuwam respekt – skłonił się Rowan, podobnie jak wcześniej Jarel.

– Co Rowan ci o mnie powiedział? – zapytałam drugiego elfa.

– Że do wiedźm należy zwracać się z szacunkiem i wzmożoną ostrożnością – wyrecytował mężczyzna.

– O, to coś, czego on sam nie opanował – skwitowałam kwaśno.

Szliśmy pomiędzy drzewami. Zatrzymaliśmy się dopiero przed czymś, co przypominało starożytną arenę. Teraz ćwiczyli tam łucznicy. Mijający nas żołnierze, salutowali i Rowanowi i Jarelowi, ale meldowali się tylko temu drugiemu.

– Jestem ich dowódcą – wyjaśnił mi cicho. – Mogę im odebrać przepustki.

– I jako dowódca robiłeś zwiady w lesie?

– Nie zostałbym nim, gdybym wygrzewał pięty przy kominku. Poza tym, wiedziałem, że się zbliżasz. Dawno nie słyszałem takiego hałasu w lesie. Emmo, łuk niżej! – krzyknął do przyjaciółki, która przymierzała się do strzału. – Chcesz też spróbować?

– Nie, ale chętnie popatrzę – szepnęłam, obserwując, jak Emma naciąga cięciwę. Strzała wystrzeliła i ze świstem przeleciała wprost do celu.

– Nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej – zawołał Jarel. Emma odrzuciła włosy na plecy i przymierzyła się do strzału jeszcze raz. Tym razem trafiła bliżej środka.

– Ćwicz dalej!

– Sam strzel! – odkrzyknęła mu z dołu.

Jarel zaśmiał się krótko i pomógł mi wejść po kamiennych stopniach na trybuny. Podziwiałam innych strzelców, którzy ćwiczyli w poprzedzielanych korytarzach. W jednym z nich rozpoznałam Rowana, który wypuszczał strzały tak szybko, że nie mogłam dostrzec, skąd je bierze.

–  Hermiono! – zawołał nagle i wystrzelił w moim kierunku.

– Padnij – warknął Jarel i odskoczył, ale nie zdążył pociągnąć mnie za sobą. Złapałam strzałę, która spłonęła mi w dłoni.

– Dobry refleks! – pochwalił mnie Rowan i jakby nigdy nic wrócił do swoich ćwiczeń, nieświadomy tego, że jego dowódca strzelców właśnie ma zawał serca.

– Oszalałeś?

– Nic się nie stało, to nie pierwszy raz – wytarłam dłoń w pelerynę.

– Władasz ogniem?

– Chwilowo to on włada mną… – odpowiedziałam wymijająco.

– Radzisz sobie całkiem nieźle. Rzadko się widzi śmiertelników z taką mocą.

– Ty chyba w ogóle rzadko widzisz śmiertelników – podłapałam.

– Częściej niż można się spodziewać – uśmiechnął się. Zeszliśmy do koszar po drugiej stronie twierdzy. Jarel zdjął z pleców kołczan, w którym brakowało połowy strzał.

Wszystko tam było podpisane, każdy miał swoje stanowisko. Wojownik zatrzymał się przy regale, wielkości dwóch szaf i zaczął rozwiązywać skórzany pas.

– Nie masz miecza?

– Łucznik nie nosi miecza, nie ma potrzeby.

– Dlaczego? – zdziwiłam się.

– Dlatego, że do dobrego łucznika nikt żywy się nie zbliży. A miecz to broń do walki z bliska. Poza tym, nie lubię walczyć mieczem. Ciężki jest.

Chciałam przysiąść na czymś, co wyglądało jak zaokrąglony stołek, ale elf powstrzymał mnie gestem.

– To hełm, nie siadaj na tym, proszę.

Oparłam się o ławę, na której leżały różnego rodzaju metalowe przedmioty. Wyglądały jak klamry albo guziki. Jarel zdejmował z siebie skórzaną zbroję.

– Poczekasz tu na mnie? Chyba, że wolisz iść…

– Poczekać? – powtórzyłam, czując, że mózg nieco mi zwalnia. Być może miało to coś wspólnego z tym, że właśnie rozbierał się przede mną elfi wojownik.

– Oprowadzę cię po twierdzy, żebyś mogła się tu swobodnie poruszać. Ale jeśli jesteś zmęczona to możemy to zrobić kiedy indziej.

– Chętnie się przejdę, dzięki – uśmiechnęłam się i starałam się udawać, ze nie rzucam spojrzeń na jego ramiona i tors. – Inaczej wyobrażałam sobie elfy.

Czy ja to powiedziałam na głos?

– A jak?

– Mniej umięśnione – wykorzystałam to pytanie, żeby obejrzeć sobie jego brzuch.

– Dzięki – uśmiechnął się, a mogłabym przysiąc, że nawet lekko zaczerwienił.

Nie chcąc wyjść na niezdrowo zainteresowaną, wyszłam na zewnątrz, otulając się połami peleryny. Sądząc po kłębach pary wydobywającej się przez niewielkie okienko, łucznik właśnie brał gorący prysznic.

Za koszarami rozciągał się ogród, w którym pewnie latem rosły róże. Teraz z ziemi wystawały tylko kolczaste badyle. Zauważyłam, że roślinność wewnątrz twierdzy różniła się od tej, którą mogłam spotkać w lesie.

Jarel dołączył do mnie kilka chwil później. Pachniał lodem. Pozbył się też zbroi i oręża. Teraz miał na sobie szerokie spodnie wpuszczone w wysokie buty, jasną koszulę rozwiązaną pod szyją i ciężki płaszcz spięty klamrą.

Twierdza wydawała się niewielka z zewnątrz, ale obejście jej dookoła zajęło nam całe popołudnie. Szczególnie, że co kilka kroków, ktoś zaczepiał Jarela, żeby z nim porozmawiać. Chowałam się wtedy głębiej w moim kapturze i odchodziłam na bok. Elf opowiadał mi o użyteczności poszczególnych budynków, o ćwiczeniach o historiach, które działy się w tych murach. Zaczynało się robić ciemno, kiedy znowu przemierzyliśmy arenę. Nikogo już na niej nie było, a dźwięki wydobywające się z kantyny sugerowały, że teraz tam odbywała się impreza.

– Mogę cię o coś poprosić? – zapytał nagle Jarel.

– Jasne.  Prosić zawsze możesz.

– Mogę zobaczyć twoją różdżkę?

Uniosłam brwi i cofnęłam się o krok. Pytania o różdżkę zawsze były nieco drażliwe.

– Dlaczego?

– Nie zrozum mnie źle. Chciałem tylko zobaczyć, jak to wygląda. Twoja magia. Rowan opowiadał nam o wiedźmach i Emma była tu już wcześniej, ale rzadko używała czarów. Nigdy tego nie widziałem.

Nie chcę ci zrobić krzywdy, naprawdę. Zaufaj mi – dodał, widząc, że nadal się waham.

– A bo jakbyś chciał, to byś to akurat zapowiedział! – żachnęłam się.

– Jakbym chciał, to do dzisiaj by szukali twojej głowy w lesie.

– Myślałam, że nie lubisz miecza.

– Rękami bym ci urwał – wyszczerzył się.

– To właściwie powinnam ci dziękować za ocalenie – ironizowałam, ale wyjęłam różdżkę z rękawa. Zerknęłam jeszcze raz w stronę kantyny. I przymykając oczy, dotknęłam swojej głowy.

Zniknęła szara, ciężka elfia suknia, a na jej miejsce pojawiła się sporo krótsza kreacja. Rozkloszowana koronkowa spódnica sięgająca kolan zaszeleściła cicho. Za moimi plecami sznurował się gorset. Poprawiłam długie, obszerne rękawy i z uśmiechem obserwowałam wyraz twarzy elfa.

– Mogę też tak – machnęłam różdżką i moje uszy przybrały taki sam kształt jak jego.

– Jesteś metamorfem?

– Nie, jestem dobra z transmutacji.

– Dziewczyńska ta magia – uśmiechnął się złośliwie. – Nie wygląda zbyt groźnie.

Strzepnęłam różdżką, a wstążka od jego koszuli zawiązała się ciaśniej niż powinna. Jęknął ze śmiechem.

– Kiedyś pokażę ci inne sztuczki. Teraz chodźmy tam – wskazałam brodą kantynę, z której rozchodziły się odgłosy śmiechu i muzyki.

Emma już tam była. Siedziała na wysokim krześle i przyglądała się komuś znajdującemu poza zasięgiem mojego wzroku. Kiedy nas dostrzegła, uniosła brwi na widok mojej sukienki.

– Hermiona Granger ma elfie uszy, no proszę! – nie mogła sobie darować tej uszczypliwości. – Jarel, miło cię widzieć w czymś innym niż błoto i krew.

– Ach, więc tak wyglądasz pod spodem – odpowiedział jej elf, taksując spojrzeniem jej skrzyżowane nogi.

 

 

Myślałam, że w elfickiej twierdzy będą raczej sami mężczyźni, ale wśród zgromadzonych na zabawie w kantynie było mnóstwo kobiet. Elfki urzekały pięknem i gracją ruchów. Patrząc na ich dystyngowanie, zastanawiałam się jak jakikolwiek elf mógłby potem patrzeć na zwykłe kobiety. Jedna z nich, wysoka, o długich rudych włosach, w których przy każdym ruchu odbijało się światło, podeszła do nas i położyła dłoń na ramieniu Jarela.

– Nie przedstawisz nas sobie? – uśmiechnęła się lekko.

– Hermiono, to jest Irdes, Irdes – Hermiona – odpowiedział usłużnie elf. Kobieta uścisnęła mi rękę i obrzuciła lekko pogardliwym spojrzeniem mój strój. Jej opalizująca długa suknia spływała miękko aż do podłogi.

– Cześć Irdes – powiedziała głośno Emma, ale nie doczekała się odpowiedzi.

– Zatańczymy? – zauważyłam, że palce elfki zacisnęły się znacząco na ramieniu Jarela.

– Oczywiście. Wybaczcie mi – powiedział sztywno wojownik i odszedł na parkiet.

– Irdes mnie nie znosi. Jest księżną czy tam markizą, nie pamiętam. W każdym razie podobno jest bardzo ważna. I zdaje się, że Jarel jest jej aktualnym celem – Emma przysunęła się do mnie i zaczęła dzielić najważniejszymi informacjami, jakie można zdobywać – plotkami. Zauważyłam, że ciągle zerka w tę samą stronę. Podążyłam za jej spojrzeniem. W kącie sali, przy odepchniętym pod ścianę stołem siedział książę Rowan i rozmawiał o czymś z ciemnowłosą kobietą. Wyglądali na zrelaksowanych.

– Wszystko w porządku? – upewniłam się.

– Tak, tak. Jak ci się tu podoba?

– Chyba porozmawiamy o tym później – szepnęłam, bo Jarel i Irdes skończyli tańczyć i podeszli do nas.

– Hermiono, jak długo u nas zostaniesz? – zapytała elfka protekcjonalnym tonem.

– Tak długo, jak będziecie potrzebować mojej pomocy – odparłam uprzejmie. Emma udała, że musi ugasić pragnienie i schowała nos w pucharze. Jarel wpatrywał się w sufit, ale Irdes prychnęła pogardliwie w reakcji na moje słowa.

– Możesz już odejść, w takim razie – powiedziała wyniośle.

– Ty również – skinęłam jej głową.

Moje oczy zapłonęły. Jarel musiał to dostrzec, bo delikatnie dotknął wnętrza mojej dłoni. Jego palce były chłodne.

Elfia piękność obdarzyła mnie ostatnim spojrzeniem i odeszła w stronę swoich towarzyszy. Rowan skończył rozmowę ze swoją znajomą, która okazała się być pięknym młodzieńcem o niespotykanie długich włosach i delikatnych rysach twarzy.

– To jego kuzyn, uważaj, bo to straszny podrywacz – mruknęła Emma. Rowan podszedł do nas w towarzystwie tego pięknego młodzieńca. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest od Rowana sporo starszy i raczej nie praktykuje sztuk walki.

– Ach, ty musisz być Hermiona – uścisnął mi dłoń. – Wyglądasz wspaniale. – Jestem Seron, ale to na pewno już ci powiedziano. Jak ci się u nas podoba?

– Jestem chyba zbyt krótko, żeby cokolwiek ocenić. Miło cię poznać – dodałam.

– Zbyt krótko? Przybyłaś ponad tydzień temu – zdziwił się elf. – Twój strażnik chyba słabo się tobą zajmował.

Spojrzałam na Emmę, ale ona właśnie szła tańczyć z Rowanem. Po jej minie domyśliłam się, że ma już sprecyzowane plany na wieczór.

– Hermiona dopiero dzisiaj odzyskała przytomność, Seronie – powiedział Jarel.

– Ach, to wiele tłumaczy. Myślałem, że ukrywają cię jak skarb w tej twierdzy – zaśmiał się kuzyn Rowana. Pomyślałam, że być może jest to podrywacz, ale czułam się jakoś dziwnie spokojna o swoje dobre imię. Przynajmniej do czasu dorobienia się penisa.

Zaproponowano mi jakiegoś elfickiego drinka, po którym zrobiło mi się gorąco i musiałam wyjść na chwilę na dwór. Seron poczuł się w obowiązku mi towarzyszyć.

– Czyli teraz Jarel się tobą zajmuje, tak? – oparł się o balustradę schodów i zapalił długiego, spiralnego papierosa, z którego zaczął unosić się wielobarwny dym.

– Jarel mnie tylko oprowadzał – odpowiedziałam.

– Jak się czujesz? – rozmówca wydmuchał kolorowe kłęby dymu.

– Jestem trochę zmęczona, prawdę mówiąc. – Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu mojego przewodnika. W tym samym momencie łucznik pojawił się przy mnie. Rzucił Seronowi jakieś dziwne spojrzenie i odeszliśmy w kierunku sypialnej części twierdzy.

– Nie powinnaś tak znikać – pouczył mnie, gdy oddaliliśmy się kawałek.

– Co masz na myśli?

– Im mniej osób cię tu pozna, tym lepiej dla ciebie – trzymał mnie za ramię.

– Jarel, to mnie boli – wyszarpnęłam rękę.

– Przepraszam. Przepraszam – powtórzył, dotykając chłodnym palcem czerwonego śladu na mojej skórze.

– Nieważne. Mam jeszcze takie pytanie… Seron mówił, że jestem tutaj już ponad tydzień. Niedługo muszę wracać. Nie było do mnie żadnej poczty?

Jarel miał minę, jakby miał się za chwilę roześmiać.

– Nie Hermiono, tutaj nie dociera wasza poczta – powiedział w końcu.

– Jak to?

– W lasach żyją zwierzęta, które polują na sowy… Odkryliśmy to, kiedy Emma była tutaj pierwszy raz. Swoją drogą, przesyłanie wiadomości sowami…

– No co?

– Wielce ryzykowne – dokończył kulawo. Dotarliśmy pod moje drzwi.

– Dziękuję ci za dzisiaj – powiedziałam, niezupełnie wiedząc jak zakończyć to spotkanie.

– To ja ci dziękuję. Za czary. Może jeszcze kiedyś coś mi pokażesz?

– Postaram się to zrobić jeszcze przed wyjazdem. – skinęłam głową i popchnęłam drzwi. – Do zobaczenia.

Zdjęłam z siebie wszelkie zaklęcia. Kątem oka dostrzegłam, że szara suknia wisi na swoim miejscu w szafie. Wzięłam lodowaty prysznic, bo nie wiedziałam, jak tutaj uruchamia się gorącą wodę. Wyprałam też swoje ubrania i pozostawiłam na balustradzie łóżka do wyschnięcia. Ogień płonął w kominku i te dźwięki kołysały mnie do snu.

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz