05/04

Przygotowania do egzaminów

Życie jest ciężkie. Ale kto powiedział, że nauka w Hogwarcie będzie łatwa? Od momentu, w którym wróciłam do szkoły po feriach światecznych, nie miałam czasu na nic. Po prostu na nic. Większość wolnych chwil spędzałam na przerabianiu ćwiczeń do SUMów i nauce do egzaminów, a także pomaganiu Harry’emu w przygotowywaniu się się do trzeciego zadania. Moja praca nie była jednak bezowocna, bo opanowałam podstawowe sumowe zaklęcia, no i mogę liczyć na ogromną ilość punktów na egzaminie z Obrony. Tego dnia pozwoliłam sobie jednak na mały odpoczynek…
Jak każdego ranka obudził mnie krzyk Levander. Tym razem dojrzała pająka na swojej zasłonie i nie mogła powstrzymać się, żeby nie narobić z tego powodu rabanu. Miałam dosyć, tym bardziej, że to nie pierwszy raz, kiedy ze snu wyrwał mnie jej wrzask.
– Levander, czy mogłabyś łaskawie się tak nie wydzierać!- próbowałam ją przekrzyczeć.
– Nie… Nienawidzę pająków- dziewczyna blada jak ściana, stała przed swoim łóżkiem i wpatrywała się w kotarę. Pajączek zsunął się najwidoczniej na podłogę, bo koleżanka odskoczyła z piskiem na bok. To nie był jednak koniec, to był dopiero początek. Pająk szybko począł powiększać swoje rozmiary i teraz był już wielkości dobermana. Przez myśl przebiegło mi tylko jedno: Bliźniacy. Parvati wraz z przyjaciółką z piskiem wybiegły z dormitorium. Stawonog wciąż się powiększał. Wyciągnęłam różdżkę.
– Priori Incantatem. Evanesco– już było po wszystkim. W momencie tym drzwi do dormitorium otworzyły sie z hukiem, ukazując profesor McGonagall.
– Co tu się dzieje, panno Garner?- wychowawczyni rozejrzała się po pustym dormitorium.
– Mieliśmy tu mały atak powiększających się pająków, ale już wszystko w porządku- odpowiedziałam spokojnie, naciągając szlafrok. McGonagall uśmiechnęła się, a jej oczy zaiskrzyły przyjemnym blaskiem.
– Dziesięć punktów dla Gryffindoru, panno Garner. Niech ja tylko dorwę tego, kto to zrobił- powiedziała na odchodne i zamknęła drzwi. Wiedziałam, że minie dużo czasu, zanim profesorce uda się przekonać dziewczyny, że mogą już wrócić, dlatego bez pośpiechu udałam się do łazienki, odkrywszy wcześniej, że Hermiony nie ma już w łóżku.
– Emmo, no wyłaź! Wyłaź wreszcie z tej łazienki!- Hermiona zaczęła dobijać się do drzwi w momencie, kiedy zawiesiłam wzrok na mojej bliźnie odbijającej się w lustrze.
– Emmo!
– Po co ten pośpiech?! Dzisiaj niedziela- powiedziałam, otwierając drzwi.
– Zważ na to, że wtedy, kiedy ty sobie spałaś, ja i Harry ćwiczyliśmy zaklęcia- odrzekła przyjaciółka, pchając się do pokoju kąpielowego i zamykając drzwi.
– Dlaczego mnie nie obudziłaś?!- zdenerwowałam się.
– Wiesz przecież, że rankiem ćwiczymy kolejno na zmianę- głos zagłuszany był przez szum wody.
– A czy zastanowiłaś się nad tym, że Harry też musi kiedyś spać?
– Oczywiście, dlatego dzisiaj wieczorem nie ćwiczymy.

Przez chwilę milczałyśmy. Słychać było tylko lecącą wodę. Pozbierałam notatki i odnalazłam wśród sterty ksiąg transmutację.
– Idę na dół.
– W porządku. Nie czekaj na mnie, ja się położę. Śniadanie już jadłam- odkrzyknęła przyjaciółka. W pokoju wspólnym jak zwykle pełno było Gryfonów. To oczywiste. Przecież to pokój wspólny Gryffindoru. Parvati i Levander wciąż w koszulach siedziały skulone na kanapie i opowiadały Kati o wszystkim, co wydarzyło się w naszej sypialni. Spojrzały na mnie, kiedy przechodziłam obok, jakbym to ja była tym pająkiem.
– Możecie już wrócić. Naprawdę go tam nie ma- raczyłam do nich przemówić, ale one nie zareagowały. Widząc, że Rona nigdzie nie ma i wiedząc, że Harry pewnie odsypia ranne ćwiczenia, pchnęłam portret, w celu udania się na śniadanie. Dołączył do mnie Neville, dlatego razem brnęliśmy korytarzami, które zalane były światłem słonecznym, wpadajacym do środka przez duże, gotyckie okna.
– Jak sądzisz? Czy trypolizy będą na egzaminie z Zielarstwa?- Neville nakładał sobie właśnie na talerz jajecznicę. Część jajek spadła mu jednak na spodnie i mogłam popisać się znajomością zaklęcia oczyszczającego.
– Tak, sądzę, że tak. Są dość skomplikowanymi roślinami. Nie martw się, na pewno sobie poradzisz. Jesteś świetny z zielarstwa- uśmiechnęłam się, widząc jego minę. Zarumienił się tylko i wrócił do jajecznicy. Do Wielkiej Sali wkroczył jak zwykle dumny Malfoy. Przy jego boku brakowało Aguśki, co było dość dziwne. Blondyn ogarnął władczym spojrzeniem nasz stół i zasiadł obok Goyla.

– Posuń się, Emma- zagapiłam się na Malfoy’a do tego stopnia, że nie zauważyłam pojawienia się Rona. Przyjaciel siedział już obok mnie i przysuwał talerz z tostami.
– Jak im poszło? Harry coś mówił?
– Nie, niestety… Jak tylko przyszedł, padł na łóżko i zasnął. Hermiona nieźle go wymęczyła.
– To chyba dobrze, co?- oparłam głowę na ręce. Z chęcią bym jeszcze pospała, ale ta Levander… Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Egzaminy, a w przyszłym roku SUMy. Na duchu podtrzymuje mnie tylko jedna myśl: że Harry męczy się z Turniejem.


Życie jest jak kalejdoskop…

Zerwałam się jak oparzona z myślą, że właśnie zaspałam, ale na zegarku było zaledwie przed czwartą. Krzywołap spał w rogu łóżka Hermiony, lecz na mój widok podniósł się i przeciągnął. Wszystko było takie… senne. Udało mi się jednak odnaleźć wszystkie części mundurka oraz skompletować książki. Po cichu zeszłam do pokoju wspólnego, wypuszczając rudzielca.

Harry siedział na kanapie z zamkniętymi oczami, jakby próbował przypomnieć sobie sen, z którego został wyrwany. Bez słowa usiadłam obok niego i wyciągnęłam mu z ręki różdżkę. Zerwał się jak rażony piorunem.
– A, to ty… Przestraszyłaś mnie!
– A kogo się spodziewałeś?
– Nie wiem, ale… nie rób tego więcej.
– W porządku. Możemy iść?- podnieśliśmy się oboje- Nie, nie możemy. Moja różdżka została na stoliku w dormitorium. Zaraz wracam!
Wbiegłam szybko na górę i w pędzie pochwyciłam różdżkę.
– No, możemy iść- powiedziałam, wchodząc do wspólnego. Harry spał jednak na kanapie.
– Harry! Wstawaj!- szturchnęłam go- Harry!
– Jeszczę chwilę, Emmo. Tylko chwilę, moment, sekundę…
Jednym zaklęciem zwaliłam go na podłogę.
– Wiesz co! Nie tak brutalnie!- przyjaciel zbierał się z ziemi.
– Nie mamy tyle czasu. Ty masz to udogodnienie, że nie piszesz egzaminów. Co my mamy powiedzieć?

Wgramoliliśmy się pod pelerynę-niewidkę i opóściliśmy pokój wspólny. Harry tak trzasnął portretem, że zbudził Grubą Damę.
– Co… co się tu dzieje? Kim jesteście?
– Spokojnie, to tylko my- uspokoiłam ją. Przeszliśmy cichutko korytarzem obserwując Filcha na Mapie Huncwotów. Kropka z jego imieniem tkwiła w jego gabinecie, dlatego mieliśmy wolną drogę.


Życie jest jak kalejdoskop… C.D.

Udało nam się bezpiecznie dotrzeć do klasy od transmutacji, gdzie ćwiczyliśmy potrzebne zaklęcia. Profesor McGonagall udzieliła nam pozwolenia, dlatego nikt nie miał prawa się nas czepiać. Słońce wyjrzało już zza horyzontu, dlatego nie trzeba było zapalać świec. Przestawiłam tylko kilka ławek i zaczęliśmy żmudną pracę. Najpierw zaczęliśmy od trudniejszych zaklęć, a potem przeszliśmy do tych prostszych.

– Wyciągnij rękę, połóż na niej różdżkę i powiedz: „Wskaż mi”- nakazałam Harry’emu. Chłopak spojrzał na mnie jak na idiotkę.
– No zrób to.
– Ale Emmo… Czy ty dobrze się czyjesz?- zapytał niepewnie.
– Ojeju, pokazać ci?- położyłam swoją różdżkę na prawej ręce.
– Wskaż mi!- różdżka zachwiała się i przesunęła lekko w stronę północy.
– Widzisz? Dzięki temu nie zgubisz się w labiryncie. Wskazuje teraz północ.
– Jesteś genialna!- chłopak podskoczył z radości i zaraz zrobił to, o co go „prosiłam”.

Wyczerpani do granic usiedliśmy na jednej z ławek.
– Od poniedziałku egzaminy. Muszę się jeszcze tyle nauczyć- powiedziałam jakby do siebie.
– Nie przesadzaj. Zdasz na pewno. Ty byś nie zdała.
– Taa, tylko ja to sobie wmówić? Jak się odstresować? Znasz jakiś sposób?
– Polataj na miotle- nie, jak ten z czymś wyleci, to po prostu szok.
– Jakoś mi to nie pomaga, wiesz?
– Zauważyłem.
– To po co takie głupoty proponujesz.
– To nie żadne głupoty.
– Nie, no w ogóle.
– No nie…
– Dobra, idziemy na śniadanie.

Zeskoczyłam z pulpitu i zaklęciem porozstawiałam ławki. Potem rozpoczęliśmy długą wędrówkę korytarzami wśród innych uczniów. Dotarliśmy w końcu do Wielkiej Sali, gdzie przyjaciele zajadali się kanapkami. Harry opadł ciężko obok Rona, jakby walczył z co najmniej setką dementorów.
– Jak było?- Ron napychał się kanapkami, mówiąc jednocześnie, dlatego połowa tego, co miał w buzi, wypadła mu na talerz.
– Emma mnie zamęczy – odpowiedział Harry, a my z Hermioną spojrzałyśmy na siebie.
– Ron, nie mówi się z pełn± buzi± – upomniała go przyjaciółka.
– A jak miałem…-przełkn±ł to co miał w ustach-go zapytać? Nie jestem brzuchomówc±!
– I całe szczę¶cie, bo twój żał±dek miałby za dużo do powiedzenia- za¶miał się Harry.
– Ty lepiej jedz, bo jak dostaniesz nowy szlaban u Snape’a to „Adios kanapeczki i kolacyjka”- pomachałam mu ręką przed nosem.

***

W przerwie między eliksirami, podczas których nie obyło się bez bezpodstawnego odjęcia punktów przez „ukochanego” profesora, a historią magii wyszliśmy na błonia, żeby w końcu odetchnąć świeżym powietrzem (Ile można wdychać te śmierdzące opary?) i nacieszyć się promieniami słońca. Ron napomniał coś o egzaminach, co w jego przypadku było czymś… niezwykłym?
– Matole jeden. Przecież egzaminy s± tydzień przed zakończeniem roku. Rok kończy się w pierwszym tygodniu czerwca. Czyli zaczynaj± się… o BOŻE! W PONIEDZIAŁEK!- krzyczała Hermiona, wyrywając mnie tym samym z lektury.
– No co ty…?- przeraziłam się. To już?
– No tak. Spójrz. Matko ¶więta! Ja muszę powtórzyć z transmutacji. Zaklęcia wszystkie… Patrz… w kalendarzu jak byk… EGZAMIN Z ZAKLĘĆ.
– Dobra, odprężcie się – powiedział leniwie Harry, kład±c się na trawie.
– Zwariowałe¶? Odprężać to ja się będe po egzaminach i twoim zadaniu, które jest za tydzień! – warknęłam. To naprawdę nie jest zabawne. Myślałam, że jeszcze tydzień, a to już w PONIEDZIAŁEK!
– Podaj… hm… formułę i zastosowanie zaklęcia oszałamiaj±cego – zaczęła przepytywać mnie przyjaciółka.
– Drętwota Opps… sorry Dean!- niechcący miotnęłam Deana zaklęciem, dlatego przeprosiłam go grzecznie i wróciłam do zastosowania zaklęcia.

***

Profesor Binns wyłonił się z tablicy i zawisł nad katedrą. Harry nie musząc przejmować się egzaminami, popadł w stan totalnego znudzenia i rozłożył się na ławce, spoglądając w okno. Ron starał się wyłapać jak najwięcej ze słów profesora, bo temat ten ma dominować na egzaminie. Rudzielec nawet robił notatki. Harry’emu udało się dotrwać do końca nie zasypiając.
– Cieszę się Harry, że nie byłeś na tyle bezczelny, żeby zasnąć- powiedziałam z wyrzutem w drodze na obiad.
– Emma… daj spokój.
– Nie, wcale nie dam spokoju! To jest po prostu… wręcz… jakbym widziała Malfoy’a!- uniosłam się. Wszyscy wokoło spojrzeli na mnie.
– Ktoś o mnie wspominał?- usłyszałam za sobą głos.
– Nie, nikt tu się nie zajmuje plugawcami- odezwał się Ron, patrząc na ślizgozna zmrużonymi oczami.
– Ron, daj spokój. Szkoda zachodu- Hermiona złapała go za kaptur, bo już próbował rzucić się na Malfoy’a.
– Wiesz Weasley, taki wieśniak jak ty nadaje się tylko do polerowania butów.

Nie wytrzymałam. Odkręciłam się na pięcie w jego stronę z różdżką w ręku. Harry zrobił to samo. Wokół nas utworzyło się „małe” kółeczko gapiów.
– Bliznowaty i jego wierna szlama zawsze w pogotowiu- zadrwił Malfoy i uśmiechnął się szyderczo, a potem otworzył pudełko, które trzymał w ręku i opróżnił jego zawartość na moją szatę.
– No, teraz ci bardziej do twarzy, Garner. Szlama ubabrana w szlamie- ślizgon roześmiał się w głos, a za nim reszta „bydlątek”. Policzyłam w myślach do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. „Nie dam się sprowokować, nie dam się sprowokować, nie dam się spro…”

– Harry, nie!- złapałam przyjaciela za nadgarstek z taką werwą, że cześć zielonej mazi spadło z rękawa. Chłopak spojrzał na mnie, a w jego oczach palił się ogień nieneawiści.
– Nie zniżaj się do jego poziomu.
Malfoy stał i śmiał się szyderczo, a Hermiona walczyła z Ronem, który chciał się na niego rzucić. Wszystko zakończyli Moody i Snape.
– Co tu się dzieje?! Co tu się dzieje?! Rozejść się!- zaskrzeczał Moody, a jego drewniana noga zastukała gdzieś innymi.

Dodaj komentarz