01/04

Ostatni dzień roku…

Rankiem, gdy siedzieliśmy w Wielkiej Sali, Ron otrzymał sowę. Otworzył list, przeczytał, pobladł, oddał Harry’emu i spojrzał na nas. Harry zmarszczył tylko brwi, rozejrzał się i przeczytał na głos.

„Kochani, trzymajcie się z daleka od rodziny Malfoyów! Omijajcie każdego z nich, szerokim lukiem. Żadnych kontaktów, nic. Szczęśliwego Nowego Roku- Molly Weasley!”

Od razu pomyśłałam, że moje przypuszczenia były słuszne. Przecież pani Weasley nie wysyłałaby tej sowy, gdyby nie było potrzeby… Hermiona zachmurzyła się trochę i zapytała:
– Ja też?
Jakby w odpowiedzi na jej pytanie, podleciała do nas kolejna sowa. Tym razem na pergaminie było napisane:

„Dziewczynki szczególnie- M.W”

Nikt nic nie powiedział, ponieważ w naszym kierunku kierowało się rodzeństwo Malfoy’ów. Hermiona i ja podniosłyśmy się i ruszyłyśmy do wyjścia, trzymając księgi. Chłopcy podążyli za nami. My jednak skierowałyśmy się do biblioteki, oni wrócili do Pokoju Wspólnego, tłumacząc się nagłym atakiem bólu głowy.

Przechodząc obok Pokoju Rozterek, powróciły niemiłe wspomnienia związane z tym miejscem. Przyrzekłam sobie, że nigdy tam nie wrócę. Miałam oczywiście zamiar dotrzymać obietnicy. W bibliotece było cicho i przytulnie. Dziewczęta, które zwykle przebywają tu w celach towarzyskich, przygotowywały się właśnie do kolejnej imprezy. Każdy dom organizował bowiem Sylwestra. Ja jednak nie miałam zamiau brać w tym udziału. Dziewczęta miały kolejną okazję do poderwania jakiegoś chłopaka… Całkowicie ich nie rozumiem.

Usiadłyśmy z Hermioną przy naszym ulubionym stoliku. Każda otworzyła swoją księgę. Zapadła dziwna cisza. Przyjaciółka błądziła myślami zupełnie wokół czegoś innego, bo wpatrywała się bezsensowanie w ścianę. Ja również nie mogłam się skupić na lekturze.

– Nie sądzisz, że to dziwne?- przerwała w końcu ciszę przyjaciółka.
– O czym dokładnie mówisz?
– O liście.
– Posłuchaj, pani Weasley ma rację. Lepiej trzymać się od nich z daleka…
– Ale… dlaczego?
– Nie uważasz, że Draco- ten ulizany pacan, który nie raz nazywał nas Szlamami, nie zmieniłby się w tak szybkim tempie? I Martin… przecież on nie zainteresowałby się mną tak nagle… Tym bardziej, że dziewczyny uważają go za przystojniaka.
– Draco powiedział, że on zaczął mówić o tobie, po powrocie z Hiszpanii.
– Ależ ty jesteś nawina, Hermiono! To zauroczenie kiedyś cię zgubi.
– Ja wcale nie jestem naiwna!- postawiła się.
– Ale nie myślisz logicznie…
– Dlaczego ty zawsze musisz doszukiwać się czegoś niedobrego- zaatakowała mnie Hermiona.
– Hermiono, czy ty naprawdę tego nie widzisz?! Nie zauważyłaś, że Draco wymykał się często do panny Parkinson?
– Nie…-powiedziała gniewnie, aczkolwiek troche spóściłam z tonu.
– A ja widziałam, tylko nie chciałam cię zranić.
– A jak mogłaś mnie zranić kiedy ja nic do niego nie czuję- wybuchnęła..
– Tylko nie płacz…-powiedziałam ostrzegawczym tonem.
– Wcale nie zamierzam!! Przecież to tylko kolega, kumpel, przyjaciel…- zacisnęła pięści wymieniajac kim jest dla niej Draco, ale zapomniała wspomnieć o „ukochanym”. Przyjaciółka jakby odgadła moje myśli i:
-Ja go wcale nie kocham. Mogłabym mieć gdzieś tego uliznaego debila, bo on nic dla mnie nie znaczy rozumiesz?!-wydarła sie na mnie niespodziewanie. Wstała i krzyknęła jeszcze:
-Zadaje sie z nim tylko dlatego, ze go lubię. Może nie tak jak chłopców i ciebie, ale lubię go i wierzę, ze mógł sie zmienić. NIech sobie chodzi do tego mopsa, nic mnie to nie obchodzi-wykrzyczała. Od razu wiedziałam, ze z usty oprzyjaciółki wypełzło jedno wielkie niedorzeczne kłamstwo. Nic jednak nie powiedziałam, bo wszyscy w bibliotece sie na nas gapili i wielu fanów Malfoya za chwilę mu wszystko doniesie. Podeszła do nas Pani Pince i zaczeła wyganiać mnie i Hermionę z biblioteki pomagajac sobie przy tym miotełka z piór.

Wyszłyśmy na korytarz. Usiadłyśmy na schodach. Milczałyśmy przez chwilę. Hermiona ciągle w bojowym nastroju, zaciskała pięści.
– Chciałabym tylko, żebyś wiedziała, że jestem przeciwna takim publicznym wystąpieniom, gdyż skupiają one na nas uwagę całego otoczenia, przez co nie mogę spokojnie przeczytać książki, czego skutkiem jest później obniżony poziom intelektualny, następstwem tego zaś są niższe oceny, te natomiast sprawiają, że nie mogę stać się wykfalifikowaną wiedźmą, no i sprawiają, że nie jestem usatysfakcjonowana moją pracą…- powiedziałam spokojnym, wręcz laicznym tonem.

Kiedy wróciłam… Widok był niesamowity. Hermiona siedziała na schodach, obok niej Harry. Chłopak szeptał coś do niej, potem obiął ją ramieniem, ta jak zwykle, gdy ma jakieś kłopoty, albo jest smutna wtuliła się w jego szatę. Zrobiło mi się głupio. Coś jakby raziło mnie piorunem. Książka wypadła mi z rąk i z hukiem rąbnęła o podłogę. Przyjaciele, zerwali się i spojrzeli w moją stronę. ja biegłam już przed siebie. Zawstydziłam się… Jak dowiedziałam się później od Hermiony, nie udało jej się pokonać łez i po prostu ze złości, zaczęła płakać. A Harry, on pocieszał ją tylko jako przyjaciel. Tak przynajmniej mówiła. Wiem jednak, że ona coś do niego czuje, bo przed moim upadkiem… Eee… Nieważne.

Wybiegłam bez płaszcza na błonia. Od razu pokierowałam się w stronę chatki Hagrida. Zapukałam. Otworzył mi…
– Emmo… Ty bez płaszcza? Właź szybko.
– Dzięki Hagridzie- uśniechnęłam się.
Przyjaciel zaparzył mi herbaty i postawił ciasteczka. Tym razem z Miodowego Królestwa.
– Co się stało?
– Nic.
– No powiedz…
– Naprawdę nic. Zawstydziłam się po prostu, a wiesz, że mam głupią tenencję do uciekania, kiedy się zawstydzę… Muszę z tym walczyć! Ale jakoś mi się nie udaje…
– Chłopak cię podrywał, co…- zaśmiał się.
– No co ty…

Zapadła cisza. Przyglądałam się choince, która wyglądała przepięknie. To przecież dzieło moje i Hermiony.
– To powiesz mi, co się stało?- nalegał Hagrid.
– Eee… Kiedy wracałam z biblioteki, na schodach siedział Harry i Hermiona i… oni się przytulali- czułam, jak policzki mi płoną. Hagrid spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Tym bardziej, że do chatki wszedła Harry. Spojrzał na mnie, potem na Hagrida. Nie bardzo wiedział, o co chodzi.
– Coś się stało?- zapytał w końcu.
– Nie, nie… o nic. Tylko ty i Hermiona…- zaczął się znowu śmiać. Harry spiekł raka i spojrzał na mnie. Zrobiłam niewinną minę i udałam, że o niczym nie wiem. W końcu Hagridowi było tak gorąco, że otworzył drzwi i stanął w progu, ciągle się śmiejąc. Harry spojrzał na mnie złowrogo i już miał coś powiedzieć, gdy do środka wkroczyła Hermiona, razem z pękającym ze śmiechu Hagridem.

Przyjaciółka popatrzyła na wszystkich, aż w końcu zapytała.
– Mogę wiedzieć o co tu chodzi?
– Oczywiście Hermiono…o ciebie i Harrego-wyjaśnił Hagrid.
– A dokładniej?
– To już sama powinnas wiedzieć-zaśmiał się. Hermiona diametralnie zmieniła temat na obiad, unikając rozmowy o wcześniejszym wydarzeniu. Wiedziałam, że ich ciągle coś łączy. :D Do domku wpadł Ron, trzęsąc się ze śmiechu.
– Ron, coś się stało? -zapytałam. Sądziłam, że to będą jakieś głupoty, ale udzielił nam istotnych informacji. Spełniało się to, co podejrzewałam.
– Nie…tylko…ten ojciec Malfoya..
– Którego Malfoya?-zapytałyśmy jednocześnie.
– No tego Emmy…-powiedział, a mi zrobiło się gorąco. Tym bardziej, że Hagrid zaczął znowu się śmiać.
-Jakiego MOJEGO Malfoya?! -wydarłam się. Ron już przesadza! Mam dosyć takiego zachowania! Postanowiłam, że z nim porozmawiam.
– No…Martina.
– Przecież on nie jest mój!!
– Ok ok, spoko. No więc ojciec tego Martina, jakoś tam ma na imię, no i stoi na korytarzy ze swoim synem i z Draconem, coś im tłumaczy. Ale nie było go widać bo w cieniu stał. Nagle podbiegła do nich Julia i rzuciła się Marinowi na szyję… Niee moge…jak sobie przypomne minę jego ojca…. Ale co dziwniejsze wspominali o was-powiedział do mnie i do Hermiony.
Wiedziałam! Wiedziałam! Jest dokładnie tak, jak podejrzewałam.
– A co o nas mówili?-zapytała przyjaciółka.
– Nie dużo, tylko ten ojciec jak się juz Julia spłoszyła…”Wy macie przecież już swoje wybranki i jepiej się pilnujcie tych gryfonek, bo będe musiał donieść o tym twojemu ojcu, Draco…”
– Aha- mruknęła na znak, ze zrozumiała. Chodzi oczywiście o Hermionę. Wyszliśmy na obiad. „…będe musiał donieść o tym twojemu ojcu, Draco…”- te słowa cięgle kołotały się w mojej myśli. Luciusz Malfoy najwyraźniej też jest w to zamieszany. Cięgle zastanawiałam się, do czego jest im to potrzebne…

Po obiedzie, przez który prawie cały czas zastanawiałam się, co knują Malfoy’owie, miałam ochotę poczytać, ale Hermiona zaciągnęła mnie do dormitorium.
– Dobra, załóżmy, że Malfy’owie coś kombinują- „No nareszcie zrozumiała”- przemknęło mi przez głowę.
– Ha!-zatryumfowałam. Wszystko, albo nic! Zostałam jednak uciszona…
– Jedynym sposobem, dowiedzieć się co jest grane to grać w ich grę-ciągnęła.
– O tym samym pomyślała, ale perspektywa klejenia się do Martina jakoś mi nie leży-odezwałam się. W istocie kiedy o tym pomyśle… Brrr… Nie lubię go. Nie nawidze tego ślizgona, tak jak całej rodziny Malfoy’ów.
– No to możesz kleić się do Dracona jeśli chcesz-odparła.
– O nie nie nie nie… dzięki- wole nie kleić się do żadnego z nich.
– Idę na spacer-oznajmiła i wzięła płaszcz.
– Iść z tobą?- zapytałam.
– Nie dzieki-powiedziała i wyszła.

Wzięłam książkę i ruszyłam na dół. W Pokoju Wspólnym odnalazłam chłopców. Grali akurat w szachy. Postanowiłam, że to dobry moment do rozmowy z Ronem. Nie miałam zamiaru odciągać go na bok, czy coś w tym stylu. Po prostu przysiadłam się do nich i tyle…
– Goniec na A5, Ron- mruknęłam znad książki.
– Emmo, wiem o tym. Naprawdę nie musisz mi mówić.
– Uczennica stała się lepsza od mistrza…- zaśmiał się Harry, spoglądając na mnie.
– Ona wcale nie jest lepsza. Nikt mnie nie pobije- burknął Ron.
– Dobra. Nie chodzi mi o to. Chciałam ci tylko uzmysłowić, że ostatnio jesteś zbyt rozgadany. Radze ci, Ronnie, żebyś się dobrze zastanowił zanim otworzysz ten swój otwór, którym przepychasz jedzenie.
– O co ci chodzi? Możesz mówić jaśniej?
– Chyba nie chcesz, żebym nazwała cię kompletnym kretynem, który wygaduje wyssane z palca histrie, głupoty, typu: „Malfoy Emmy” itp. itd. Ups! Chyba to jednak zrobiłam. Wiesz Ron, jesteś naprwdę beznadziejny. Lubie cię, ale bez przesady. Nie wytrzymam tej twojej beznadziejnej gatki. Naprawdę zasnanów się dwa razy, zanim do mnie przemówisz. Nie, w twoim przypadku trzy. Dobrze ci radzę, bo spokojna i opanowana Emma może kiedyś stracić cierpliwość…

Chłopak spojrzał na mnie. Zmrużył oczy i zrobił urażoną minę. Potem zwrócił się do Harry’ego:
– Ona jest gorsza od Hermiony…
Ten tylko jednak wzruszył ramionami. Przez to całe przemówienie Ronnie, postawił pionek w złym miejscu i wygrana Harry’ego był stuprocentowa.
Zerknęłam jeszcze raz znad książki.
– Wieża w złym miejscu, Ron.
Ten przewrócił oczami i spojrzał na mnie złoworogo. Wycofałam się na sofę. Po kilku minutach usłyszałam okryk radości Harry’ego.
– Wieża na C8…- powiedziałam do siebie. Harry zniknął po chwili za portretem z płaszczem w ręku. Ron nie raczyj jednak przysiąść się do mnie. Rozmawiał o czymś z Deanem i Seamusem. Spokojnie czytałam lekturę do momentu, aż wpadła Hermiona. Powiedziała, że idziemy na dzisiejszą imprezę. Nie chciałam się zgodzić, ale jakoś mnie zamówiła. Bawyliśmy się świetnie, nie powiem. Najgorszy był jednak koniec, bo kiedy skaładaliśmy sobie życzenia z Ronem, stanęliśmy pod jemiołą. musiałam go pocałować w policzek i… zrobiłam to! Poszłyśmy spać około trzeciej. Czułam, że nigdy nie pójdę więcej na żadną imprezę…


Harry…

Kiedy się obudziłam Hermiony już nie było. Miałam dziwne przeczucie, że stanie się dziś coś niesamowitego. Nie miałam jednak pojęcia, że będzie to aż tak szokujące.

Na śniadanie wogóle nie poszłam, bo jakoś nie chciało mi się jeść. Siedziałam za to w Pokoju Wspólnym i czytałam książkę. W między czasie wpadłam do biblioteki. zobaczyłam tam Dracona i Hermi, jednak zostawiłam ich w spokoju. Jak dowiedziałam się podczas obiadu, Hermiona zaczęła grać w ich grę. Po posiłku przyłączyłam się do nich. Oczywiście nie zabrakło również Martina. W końcu on również się w to bawił. Byłam wyjątkowo miła. Tak miła, ża robiło mi się nie dobrze, kiedy go słuchałam, ale udawałam, że mnie to bawi i takie tam. Podchodziłam oczywiście do wszystkiego z dystansem. To byłoby sztuczne, gdyby niedostępna Emma tak raptownie się zmieniła.

Kiedy Malfoy’om znudziło się siedzenie w bibliotece i nareszcie sobie poszli przysiedli się do nas Harry i Ron. Znudziło im się granie w szachy i postanowili się trochę pouczyć. Po kilku godzinach spędzonych w bibliotece zeszliśmy w końcu na kolację. Lana od rzuciła się na Harry’ego, a mi zrobiło się niedobrze. Po posiłku wróciliśmy do pokoju wspólnego. Chłopcy znowu wrócili do gry w szachy. Gdy gra się zaczęła podeszli do nas bliźniacy. Wiedziałam, że chcą przetestować swój nowy wynalazek i nie myliłam się. Zapytali się, czy chce ktoś cukierka. No i Ron dał się nabrać. Za chwilę stał przed nami kanarek zamiast rudego przyjaciela. Odnotowałam sobie w głowie, żeby nie brać nic od bliźniaków i zabrałam się do obskubywania Rona.
Jego piórka wykorzystałyśmy jako pióra do pisania. Były nprawdę imponujące. Hermiona ułożyła się na fotelu i o mało nie zasnęła. Pogoniłam ją jednak i tłumaczyłam Ginny Eliksir Dezingorowania, bo ciągle nie mogła zrozimieć, co jest tak właściwie przyczyną sukcesu, w jego ważeniu. Udało mi się w koncu ją uświadomić, że wystarczy robić wszystko co jest podane w przepisie i będzie okey, więc zabrałam się za lekturę.

Usiadłam sobie na sofie i rozkoszowałam się magią liter, słów, zdań, gdy wtem mi przerwano:
– Ej, Emmo…?- zerknęłam znad tekstu i moim oczom ukazał się Harry.
– Bo wiesz, ja i Hermiona… yyy….no my….eee… boo…między nami nic nie ma. Wyedy ją przytulałem, bo płakała i wogóle… noo…eee.. ten.. rozumiesz… ona jest jak siostra… eee… -jąkał się, a ja miałam ochotę najnormalniej wyjść, bo naprawdę nudzą mnie takie przedstawienia. Chciałam w końcu normalnie poczytać książkę.
– Ale nie musisz mi się tłumaczyć-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Chciałam, żeby już sobie poszedł, dlatego dodałam:
– Przecież możecie robić co wam się podoba. Po co mi to mówisz?
– Bo mi nie zależy na HErmionie jako na dziewczynie…-wybąkał, niewiele myśląc na temat tego, co mówił.
– To znaczy…jako partnerce życiowej-sprostował w końcu. Przypomniało mu się chyba o kłótni Rona i Hermi. Zmierzyłam go tylko i słuchałam dalej. Może kiedy powie, to co chce powiedzieć nareszcie sobie pójdzie. Wybacz Harry, ale potrzebują trochę spokoju…
– Chodzi o to, że jest pewna osoba, na której mi zależy, już od dawna-zmieszał się trochę.
– Jaka?-zapytałam troche ze znudzeniem. Chyba nie chciał, żeby, pomogła mu ją zdobyć, bo to byłby już szczyt wszystkiego tego wieczora…
– Spójrz- wyciągnął z kieszeni jakieś zdjęcie i podał mi je.
– To ona.

Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że to Hermiona, ale potem… przecież to ja! Dałam mu to zdjęcie w drugiej klasie. Nie sądziłam, że jeszcze je ma. Moje serce zabiło mocniej. Naprzemian robiło mi się, to zimno, to gorąco. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie mogłam nic z siebie wydusić. To był po prostu szok. Szok, który przeżyłam po raz pierwszy w wakacje. Szukałam drogi ucieczki, ale niestety nie miałam gdzie. Robiłam wszystko, byle na niego nie patrzeć, bo w tedy… Czułam, jak pieką mnie policzki. Byłam bardzo zakłopotana, a jednocześnie coś się we mnie uśmiechało. Coś tam w środku krzyczało ze szczęścia. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. kiedy w końcu do mojego umysłu dotarło, że nie mam gdzie uciec, zrezygnowana spojrzałam na niego. Bacznie przyglądał się każdemu memu gestowi. Sama nie wiem, co w tedy czułam… Nie myślałam logicznie. Serce wzięło górę nad umysłem. Patrzyłam się na niego, choć wiedziałam, że to dość „nieprzyzwoite” takie wpatrywanie się w chłopca… Co ja mówię… w przyjaciela. Odsunął fotel, ale nie miała ochoty ucieć. Chciałam siedzieć tam wiecznie. Na chwilę przestałam myśleć o wszystkim. Liczyła się tylko ta chwila. Co ja piszę…?! Emmo, co się z tobą dzieje? To przecież niemożliwe, żeby… Nie, nie, nie.
W jednym momencie wstał i wyszedł.

Zaczęłam zastanawiać się, czy jego tak nagłe wyjście było moim błędem… Wiedziałam, że nigdy się o tym nie przekonam, jeśli… Decyzja była nagła i zupełnie szalona. Myśląca Emma nigdy by tak nie postąpiła. Wstałam przywołałam płaszcz mój i Harry’ego. Ubierałam się w biegu, ciągle bawiąc się płaszczem, uczepionym mojej różdżki niewidzialną nicią. Brnęłam pustymi korytarzami, nie zwazając na konsekwencje chodzenia w nocy po szkole.
Znalazłam go, siedzącego na schodach na zewnątrz. Ubrał się i powrócił do poprzedniego stanu. Usiadłam obok i położyłam mu rękę na ramieniu. Chciałam dodać, że nic się nie stało, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

Chłopak zamyślony błądził gdzieś po łąkach wspomnień, tak zresztą jak ja. Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile spędzone tutaj. Znowu po raz pierwszy jechałyśmy expresem i znowu poznawaliśmy się w przedziale. Hermiona naprawiała połamane okulary, a ja wybitą szybę. Obrazki zmieniały się, jak w kalejdoskopie. Zastanawiałam się, co ja właściwie czuje do tego chłopaka, bo tak naprawdę nie wiedziałam już nic. Nie wiedziałam kim jestem i jaka jestem.
W momencie tym, Harry dotknął delikatnie mojej ręki. Zabrałam ją natychmiast, lecz zastanawiałam się później, czy aby na pewno chciałam to zrobić.

Myślałam o nim, tak jak nigdy o nikim. Zadawałam sobie pytanie, czy mogę? czy mi wolno? Odpowiedź nasunęła się sama, gdy przyjaciel obiął mnie delikatnie i tak niesmiało. Czułam to i przysięgam, że mogłabym tkwić tam z nim do końca mego życia. Nie udało mi się oszukać mojego serca. Chociaż mózg mówił co innego, ono jednak szeptało inaczej.

Wyrwałam się z mojego transu, bo Hagrid wracałdo zamku. Zmyśliśmy się zanim nas zobaczył. Piegliśmy na górę, rozstając się bez słowa. Zastanawiałam się długo, nad tym wszystkim. W końcu jednak zasnęłam.


Ta krótka chwila…

Nie wiem od czego mam zacząć. Tyle myśli tłucze się w mojej głowie. Tyle rzeczy chciałabym napisać, a jednocześnie zachować je dla siebie… Sam dzień nie różnił się niczym od innych. Zachowywałam się normalnie, jakby serce przytłumione przez umysł, nie dochodziło do głosu. Harry też zachowywał się normalnie. Może tylko spoglądał na mnie częściej, niż zwykle. Wszystko przebiegało normalnie. Wszystkie lekcje oraz godziny poza nimi… Odrobiliśmy prace domowe, sprawdziłam wypracowanie Rona i zabrałam się za żmudną pracę nad przepisami eliksirów.

Nim się obejrzałam ściemniło się. Hermiona wróciła do dormitorium, Ron także gdzieś zniknął. W pokoju siedziało jeszcze kilka osób. Wśród nich był Harry. Nareszcie (!) zostaliśmy sami. Odłożyłam książkę. Miałam dość eliksirów jak na jeden dzień. Otwożyłam okno. Przyjemny chłód otulił mą twarz. Wtedy podszedł do mnie Harry i położył mi rękę na ramieniu.
– A może sie przejdzemy?-zaproponował. Serce zabiło mi mocniej. Z jednej strony poszłabym za nim na koniec świata (jeśli oczywiście istnieje), z drugiej otaczał mnie przedziwny lęk.
– Ale znowu nas ktoś zobaczy…-odpowiedziałam smutno.
– Nie zobaczy-poakazał pelerynę niewidkę -Chodź…

Nim zdążyłam zaprzeczyć, lub nawet powiedzieć cokolwiek, pociągnął mnie za rękę. Peleryna niewidka była czymś niesamowitym w tym momencie, bo musieliśmy iść blisko siebie. Na przemian robiło mi się to zimno, to goraco… Znowu zaczęło odzywać się serce, jakby logika została w książce. Błonia wyglądały przepięknie. W blasku księżyca śnieg błyszczał milionami iskierek. Oświetlałam nam drogę zaklęciem. Dotarliśmy w końcu do pewnego zakamarka terenu szkoły, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć. Przynajmniej o tej porze… Odsunęłam się trochę od niego i spojrzałam. Zimowa sceneria i smużki księżycowego blasku dodawały uroku mojemu przyjacielowi… Czy aby tylko przyjacielowi. Wiedziałam już, że to nie jest przyjaciel. Jest dla mnie czymś ciut więcej. Nie oszukuj się, Emmo… Zakochałaś się. Zauroczyłaś…

Jakieś nieznane mi dotącz uczucie, sprawiło, że wogóle przestałam myśleć. Coś ciągnęło mnie w stronę Harry’ego. Jakby oplotła nas niewidzialna nić. Nim zdążyłam się otrząsnąć jego twarz była niebezpiecznie blisko. Iii… stało się. Mój pierwszy w życiu pocałunek. Nie sądziłam, że to jest tak miłe. Zawsze uważałam to, za coś ohydnego i wręcz zakazanego. Odskoczyłam od niego w jednej chwili. Dla niego złamałam większość zasad. Moje serce wariowało ze szczęścia. Nie wiedziałam, co tak naprawdę jest tego przyczyną. Zgarnęłam śnieg z ławki i usiadłam. Harry usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Gdy się do niego przytuliłam poczułam wewnętrzne ciepło. Chłopak roztaczał aurę ciszy i spokoju. Czułam się jak mała, bezbronna dziewczynka w ramionach ojca, który będzie do końca jej dni, wspierał ją i gdy tylko zrobi jej się źle, przytuli ją, tak jak teraz. Było to najbardziej emocjonujące przeżycie, jakiego kiedykolwiek doznałam. Zrozumiałam, o czym od miesięcy mówiła Hermiona… Kiedyś uważałam to za głupotę, teraz… nie potrafię tego opisać. Pogładził mnie po głowie i wiedziałam, że z nim zawsze będę bezpieczna. Nie wiem, czy to można określić miłością. Bo czy miłość istnieje w wieku czternastu lat?
Zawarliśmy niemą umowę, że nikt nigdy nie dowie się o tym, co się dzisiaj wydarzyło. (bez komentarza, proszę)

Wracając pod peleryną niewidką do zamku, zastanawiałam się, czy Harry kiedykolwiek mnie jeszcze tak przytuli. Czy to po prostu sen, który stanie się tylko mglistym wspomnieniem po przebudzeniu. Zasnęłam i nie chcę się obudzić…


Dzień za dniem…

Wszystkie wydarzenia ostatnich dni kołotały się w mojej głowie. Układanka zaczynała się sypać, a nowe elementy zupełnie do niej nie pasowały. I ja, i Harry zachowywaliśmy się normalnie, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Z jednej strony to dobrze, z drugiej zaś… Zaczęłam analizować wszystko od początku i zastanawiać się, czy nie wyszłam po prostu na idiotkę, a Harry o wszystkim zapomniał i nie chce sobie przypominać. Moje wątpliwości były bezpodstawne i dobrze o tym wiem, jednak nikt mi przecież nie zabroni myśleć. W państwie demokratycznym istnieje paragraf, mówiący o wolności słowa i sumienia… Mówisz co chcesz, robisz co ci każą.

Oderwałam się od swoich myśli. Siedziałam na swoim łóżku, w pustym dormitorium, a przed sobą trzymałam właśnie ten pamiętnik. Wokół roztaczała się cisza i spokój. Za oknem zaczęło się ściemniać. Lubię ciemność… Jeste taka tajemnicza i niedostępna. Zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest Hermiona i co porabiają chłopcy. Odpowiedzi nasunęły się same: Hermiona czuwa przy rozchorowanym Draconie, a chłopcy beztrosko grają w szachy. Jeszcze raz przeszukałam wszystkie pergaminy w poszukiwaniu jakiejś pracy domowej, abym mogła się czymkolwiek zająć. Niestety, wszystko było zrobione. Zaczęłam kręcić się bez celu między łóżkami. Spojrzałam na zegarek. Była zledwie 17.00. Postanowiłam więc, pójść do biblioteki.

W miarę jak schodziłam po spiralnych schodach, przybliżał się do mnie hałas, dochodzący z Pokoju Wspólnego. Kiedy otworzyłam drzwi, cały harmider sprawił, że czułam się, jakby ktoś porządnie przyłożył mi w głowę. Było naprawdę głośno… Parvati i Levander obgadywały jakiś chłopaków z Durmstrang’u razem z innymi, starszymi dziewczynami, bliźniacy reklamowali swoje produkty, kilkoro pierwszoroczniaków zabawiało się banalnymi zaklęciami, a Harry i Ronnie grali w szachy. Pochwyciłam książkę, która leżała tu od rana i skerowałam się do przejścia. Przy samym portrecie dorwał mnie jednak Harry. Spojrzał na mnie i zapytał:
– Emmo, dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada.
– W porządku. Idę do biblioteki.
– Może pójść z tobą?
– Nie, naprawdę nie trzeba. Wracaj do gry- spojrzałam na Rona, który przyglądał się nam z zaciekawieniem, jakby nigdy nie widział, rozmawiających przyjaciół. Tym bardziej, że on również się do nich zaliczał. Harry starał się być wytrwały, ale nie omieszkał pokazać mi, że bardzo mu na tym zależało. To rozwiało wszelkie, wcześniejsze wątpliwości.

Nie zastanawiając się dłużej, pchnęłam obraz i wyskoczyłam na zewnątrz. Chłód, panujący na korytarzach, przeniknął mnie do szpiku kości. Starałam się jak najszybciej przemknąć, aby uciec od tego zimna. Było jednak coś, co zatrzymało mnie. Stłumione głosy…
Dochodziły najwyraźniej zza rogu. Wyjrzałam delikatnie i zobaczyłam Martina, opartego o ścianę i jego ojca. Zaraz rzuciłam na siebie Zaklęcie Niewidoczności i zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie.
– Tato… nie mogę- Martinowi załamał się głos.
– Możesz i zrobisz to. Słyszysz!- mówił do niego jego ojciec.
– Zabijesz tą dziewczynę!- dodał po chwili.
– Nie mogę. Dlaczego mam to zrobić?! Przecież Emma… ona nic nam nie zrobiła!
– Tu nie chodzi o nas! To polecenie Czarnego Pana. Zrobisz to!
– Nie!- postawił się Martin.
– Silencio! Crucio…- każdy Malfoy był bezwzględny. Nie mogłam uwierzyć, że użył tego zaklęcia na własnym synu. Chłopak zwijał się z bólu, a ja nie mogłam nic zrobić. W końcu przestał. Przywrócił mu głos.
– Zrobisz to?
– Tak- załamał się Martin.
– Grzeczny chłopiec. Pamiętaj. Masz sprawić, żeby ci zaufała, zakochała się w tobie… To nie powinno być dla ciebie trudne. Jesteś


Spokojne życie hogwarckich uczniów…

Nareszcie sobota! Można spokojnie poczytać, pouczyć się, zrelaksować… Przed śniadaniem zarządziłam małe porządki. Ułożyłam wszystko porządnie w kufrze, pozbierałam wszystkie walające się książki, pogrupowałam notatki. Okazało się jednak, że połowe z nich posiadają chłopcy. Oni tacy są. Jedną połowę od Hermiony, drugą ode mnie i właściwie mają wszystke, w przeciwieństwie do nas… Ubrałam czystą spódnicę i stylowy sweterek, który dostałam od mamy na Gwiazdkę. Raczyłam również, jak to mówi Ron, poskromić moje włosy. Hermiony nigdzie nie było. Z pewnością była już w Wielkiej Sali.

Zeszłam do Pokoju Wspólnego. Kilkoro pierwszoroczniaków zabawiało się Krzywołapem, więc ich pogoniłam. W końcu zszedł Ron.
– Hej Emmo! Nie ma tu z tobą Harry’ego?
– Jak widzisz nie, Ron- rzuciłam w jego stronę, uśmiechając się. Miałam wyjątkowo dobry humor.
– Co się tak cieszysz? Nie ma go w dormitorium, więc się pytam- uderzył mnie książką, którą właśnie trzymałw ręku.
– Ron, nawracasz się czy co? Od rana z książką w ręku? W sobotę?
– Nie, to twoja…- podał mi ją -…wyciągnąłem ją spod mojego łóżka.
– „Historia Hogwartu”! Wszędzie jej szukałam! Pozwól, że nie zapytam, co robiła pod twoim łóżkiem. Chodź, idziemy na śniadanie. Hermiony też nie ma.
Ruszyliśmy na dół. Korytarze zamku były przepełnione ludźmi. Każdy o czymś rozmawiał. Dziewczęta wybuchały śmiechem co jakiś czas. W końcu trafiliśmy na Lanę i grupę jej koleżanek. Stały tuż przed samym wejściem do Wielkiej Sali. Od razu mi się to nie podobało. Kiedy byliśmy już niebezpiecznie blisko, Lana zastąpiła mi drogę. Ron również się zatrzymał.
– Ooo… Garner widzę, że zmieniłaś partnera- uśmiechnęła się szyderczo.
– O co ci chodzi?
– Nie udawaj. Wiem, że było coś między tobą, a Harry’m. Widać, chłopak cię olał i teraz zadajesz się z Weasley’em. Miał rację. Nie jesteś tego warta- dodała wyniośle i ściszyła głos, tak, że tylko ja mogłam ją słyszeć- Potter jest mój, rozumiesz.
– Harry nie jest niczyją własnością, dlatego nie możesz powiedzieć, że jest twój- wysyczałam w jej stronę. Gdzie podziała się ta miła Lana. Ta, która chciała być moją przyjaciółką. W jednej chwili nie wiedziała co powiedzieć. Otworzyła usta ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– A teraz pozwól, że już pójdę. Dobrze, że mój żołądek jest pusty, bo jego zawartość uległaby ekspresji. Porbudziłabym twoją cudowną sukienkę- zakpiłam, wyminęłam ją i wkroczyłam do Wielkiej Sali. Za mną gonił Ron. Spojrzał na mnie, lecz nic nie powiedział. Panna Malfoy naprawdę mnie zdenerwowała, nie udało jej się jednak popsuć mi humoru. Po prostu puściłam to koło uszu. Usiedliśmy w milczeniu do stołu. Wkrótce Ron zaczął nawijać o Sklątkach. Jakby nie miał innego tematu.

Jego wypowiedź przerwał Harry, wchodzący… raczej wbiegający do Wielkiej Sali. Zdyszany, usiadł obok mnie i wydobił z siebie:
– Pomocy! Lana…
W naszą stronę już kroczyło to zjawisko. Jej długie, blond włosy, których nie obcięła po balu, gdyż uznała, że jest jej o niebo lepiej, powiewały za nią.
– Harry, możemy porozmawiać?- powiedziała, patrząc na mnie szyderczo.
– Nie…- odpowiedział chłopak.
– Dlaczego?- drążyła temat.
– Bo jestem zajęty.
– Ale ja nie widzę, żebyś był zajęty…- uśmiechała się. Harry oparł się o mnie, dając jej do zrozumienia, że nie ma ochoty z nią rozmawiać.
– Właściwie to już wychodzimy. Ron idziesz z nami?- powiedziałam.
– Nie… Przecież mieliście iść na spacer, nie chcę wam przeszkadzać- włączył się go gry, uśmiechając się przy tym.
Harry wstał i podał mi rękę. Odważnie oddałam mu dłoń, przy czym Lana była czerwona ze złości. Widać było, że gotowała się w środku. Przeparadowaliśmy z Harry’m przez całą Wielką Salę, trzymając się za ręcę. Słyszałam jeszcze, jak koleżanki Lany zaczęły się z niej śmiać. Dokonałam tego, o co mi chodziło. Byliśmy już na korytarzu, kiedy Harry w końcu mnie puścił.
– Niezłe przedstawienie. Dzięki.
– Kto powiedział, że nie posiadam zdolności aktorskich- uśmiechnęłam się.
– Chyba pójdę do biblioteki- dodałam.
– Nie, pomóż mi z eliksirów, bo Hermiona robiła mi dzisiaj wyrzuty, za ostatnią ocenę- powiedział.
– A co dostałeś?
– F- zaczerwienił się.
– Co?! Natychmiast na górę! Powinieneś siedzieć przy książkach! Wiesz, że to jest najgorsza ocena?! Za rok egazminy! Tak nie można, Harry…
– Emmo…- przerwał mi.
– Co?
– Proszę, nie zaczynaj i ty. Hermiona mi już puściła dzisiaj kazanie.
– Ale jak mam ci…
– Proszę…- spojrzał na mnie niewynnymi oczami.
– No dobra.

Poszliśmy do Pokoju Wspólnego. Wyciągnęłam swoje książki, a Harry przytargał swoje. Usiedliśmy przy stoliku.
– Pokaż ten sprawdzian.
Podał mi go. Zaczęłam go czytać i myślałam, że padnę. Nawypisywał takie głupoty, że po prostu szok. Nigdy jeszcze Harry nie napisał tak źle nawet najmniejszej, niezapowiedzianej kartkówki. Czułam, że cały czas mi się bacznie przygląda.
– Co to jest?- zapytałam ironicznie.
– Mój sprawdzian- odpowiedział lekko zdziwiony.
– Wybacz Harry, że to powiem, ale dla mnie to są wolne żarty- powiedziałam trochę przemądrzałym tonem. Chłopak zmieszał się trochę, ale nic nie powiedział.
– Wybacz, ale nie miałem głowy do nauki- próbował się tłumaczyć.
– Mnie nie powinieneś przepraszać. To wpłynie tylko i wyłącznie na twoją przyszłość, nie moją. Jestem jednak twoją przyjaciółką i powinnam o ciebie dbać. Co było przyczyną tego, że nie miałeś głowy do nauki?
– Eee…- usłyszałam w odpowiedzi- Ty też zapisałaś się do konkursu pobijania rekordu w wymądrzaniu się?
Spojrzałam na niego z dezaprobatą.
– A istnieje wogóle taki konkurs?- zaśmiałam się.
– Nie wiem, ale ty i Hermiona wygrałybyście- uśmiechnął się. Uderzyłam go książką. Zaczęliśmy się rzucać kulkami.
– DOSYĆ!- krzyknęłam, bo przecież nie w tym celu tutaj przybyliśmy. Chłopak uspokoił się, więc zaczęłam mu tłumaczyć błędy, jakie popełnił podczas ostatniego sprawdzianu. Przyjaciel cały czas czujnie mnie słuchał, patrząc na mnie, nawet, jeśli wskazywałam mu coś w książce.
– Harry…
– Hmm…- ocknął się z zamyślenia.
– Czy ty mnie słuchasz?
– Jasne.
– Powtórz więc moje ostatnie zdanie.
– Eee…
– Masz- podałam mu książkę- masz to wszystko wkuć.
Stwierdziłam, że tłumaczenie mu nie ma sensu, bo i tak mnie nie słucha. Lepiej, żeby wkuł to na pamięć i tyle.
Usiadłam na kanapie i sama zaczęłam uczyć się eliksirów. Właściwie to wszystko sobie tylko powtarzałam. Nie trwało to jednak długo, bo dostałam od kogoś poduszką.
– Ała!- próbowałam się opanować, bo nienawidze jak ktoś mi przerywa w nauce. Spojrzałam znad książki. Harry zamiast siedzieć w książe patrzył na mnie, uśmiechając się i trzymając drugą poduszkę. Wyrwałam mu zaklęciem rzecz, którą trzymał i zwaliłam mu na głowę. Ten zerwał się, jakby tylko na to czekał i zaczął mnie ganiać. Większość pierwszoroczniaków pochowało się w kątach, a ów osobnik biegł za mną. Dostałam tylko raz, a samej udało mi się przewrócić przyjaciela. Klęczałąm nad nim i zaczęłam bić go perfidnie po twarzy. W końcu usłyszłam:
– Hej Emmo!!!- odwróciłam się i zobaczyłam tylko ten worek z puchem, który nazywamy poduszką, mknący w moją stronę. W tym czasie Harruś zdążył się podnieść i mnie dorwał. Rzucił na mnie zaklęcie rozweselające. Śmiałam się, a raczej brechałam, nie mogąc tego powstrzymać. W końcu Hermiona padła obok mnie, również się śmiejąc.

Chłopcy stanęli, patrząc tryjumfalnie na dwie wijące się na ziemi istoty- czyli mnie i Hermionę. W końcu pomogli nam wstać i rozsadziliśmy się na ziemi przy kominku. Harry oparł się o mnie plecami i tak sobie siedzieliśmy.
– Wiecie co… nie che mi siejuz uczyć. -powiedziała Hermiona.
– ŁAAAAŁ Hermiona!! Co tobie?-ironizował Ron.
– Nic, poprostu mi się nie chce Rozleniwiłam się- uśmiechnęła się. Zrobiło mi się tak miło i ciepło, że zupełnie odpłynęłam. O mało nie spotkałam się z Matką Ziemią, gdy Harry odwrócił się do mnie.
– Przejdziemy się?- zapytał. Pomyślałam: „A co mi tam. Na pewno spotkamy Lanę i będzie miło” Kiwnęłam głową.
– Hermiono, my idziemy ci pieska wyprowadzić, ok? Idziecie z nami?? Ron? Hej Ron!!-krzyknęłam, bo Ronnie był pogrążony w mugolskiej gazecie.
– Co, co? Nie nigdzie nie idę. Miłego dnia-odpowiedział i wrócił gazety.
– A ty Hermiono?
– NIe, ja też zostanę. Popilnuje Rona, a poza tym mam coś do załatwienia…

Nie, to nie. Poszłam po płaszcz i wyszliśmy na korytarz. Było chłodno, ale przyjemnie. Harry również zaczął prawić coś o sklątkach. Co im się tak raptownie przypomniało…
– A jak jajo?- przerwałam tą nudną paplaninę o sklątkach.
– Jakie jajo?
– Harry… jajo… drugie zadanie…
– No już prawie…- powiedział niepewnie.
– Przyznaj się!
– Daj spokój! Chodź!- pociągną mnie za rękę na ośnieżone błonia. Ciągnął mnie za sobą, jak upartego osła. W końcu puścił moją rękę i schylił się. Chciał zrobić śneiżkę, ale śnieg się nie lepił, więc dostałam tylko garścią śniegu. Sama ruszyłam do ataku. Bawiłam się naprawdę świetnie. Przypomniały mi się czasy, kiedy bawiłam się w ten sposób z tatą. Przyjaciel przewrócił mnie i zaczął zasypywać śniegiem.
– Harry, Harry, Harry…- próbowałam coś powiedzieć.
– Apacz…- udało mi się podnieść i zaczęłam biec w stronę padoku. Harry podążał za mną. Był uśmiechnięty, wesoły i wręcz tryskał energią. Gdyby z takim zapałem zabierał się za eliksiry, jak teraz biegł za mną. Odwiązałam Apacza, ale nie zdążyłam przypiąć mu smyczy, bo chłopak dorwał mnie i zasypywał śniegiem.
– Harry, dosyć. Pies…- wydobyłam z siebie. Przyjaciel pomógł mi wstać.
– Dobra. Poszukajmy go…
Ruszyliśmy ścieżką. Apacz przemykał obok nas, jakby się drocząc. Harry próbował się na niego rzucić, ale pies za każdym razem umykał.
– Nie tak brutalnie, bo go zgnieciesz- zaśmiałam się. W końcu daliśmy za wygraną i usiedliśmy na ławce. Wtedy dopiero Apacz, jakby nigdy nic, wesoło machając ogonem, podszedł do mnie.
– No nie… łobuzie. Chodź- pociągnęłam go. Harry bez słowa ruszył za mną. Był zamyślony. Odpłynął naprawdę daleko. Było to widać w jego oczach. Przywiązałam Apacza. Harry ciągle nic nie mówił, więc podjęłam decyzję za nas dwoje. Ruszyłam w stronę stajni, a przyjaciel podążył za mną, jakby był w jakimś transie. W końcu speszona towarzystwem jakby nieobecnego człowieka, wyrwałam go z zamyślenia.
– Gdzie jesteś?
– Tam…- uśmiechnął się.
– Tam? Tzn. ?
– Na bezkresnej łące…
W momencie tym stanęłam na śliską, oblodzoną ziemię, przyprószoną śniegiem. Jedynym uniknięciem upadku był płaszcz Harry’ego. Niestety, skutek był zupełnie inny. Nie tylko ja, ale również i on spotkał się z Matką Ziemią. Nasze twarze były blisko. Jak dla mnie za blisko. Przyjaciel patrzył mi prosto w oczy, jakby próbując coś z nich wyczytać. W jego zielonych tęczówkach odbijała się moja twarz. Szczególnie było widać bliznę, którą teraz odkryła grzywka. Chłopak jeszcze przez chwilę patrzył mi w oczy, potem przeniósł wzrok na bliznę. Patrzył na nią, potem opanował się jakby, wstał i podał mi rękę. Podniosłam się, otrzepałam. Weszliśmy do stajni. Harry w ogóle się nie odzywał. Kiedy czyściłam Grannusa, przyglądał się tylko, oparty swoim zwyczajem o ścianę stajni. Wróciliśmy do zamku również w milczeniu. Kiedy weszłam do dormitorium, przykleiłam sobie wesoły uśmiech, żeby Hermiona niczego się nie domyśliła. Przyjaciółka zaczęła mówić, że „ładnie razem wyglądamy”- jak to określiła. Wiedziałam jednak, że po tym jak Harry spojrzał na moją bliznę, zmieniło się coś w nim. Nic nie odpowiedziałam przyjaciółce, tylko zmieniłam temat na kolację. Po posiłku siedzieliśmy we czwórkę przy kominku. Hermiona zaczęła atakować Rona w szachy, ja zabrałam się za eliksiry, a Harry siedział zamyślony, patrząc się na mnie. Wiedziałam, że coś się zmieniło, bo jego wzrok przestał mnie peszyć. Spoglądałam co jakiś czas znad książki, czy wciąż tkwi w jednym miejscu i tak było. Sama zaczęłam się zastanawiać, czy to we mnie się coś zmieniło, czy w nim…


Podjęta decyzja

Rozmyślania wczorajszego dnia sprawiły, że miałam dość wszystkiego. Jestem po prostu wykończona psychicznie. To całe zamieszanie z Harry’m jest mi nie na rękę. Nie przeczę, gdzieś tam w głębi, coś do niego czuję, ale nie dojrzałam do uczuć, których on ode mnie oczekuje. Nie potrafię tego. Może w przyszłości… ale nie teraz. Nie w tym momencie. Postanowiłam z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić. Niech poszuka sobie kogoś innego i niech będzie tak jak dawniej. Całą czwórką zeszliśmy do Wielkiej Sali. Rozmowa z Harry’m planowana była zaraz po śniadaniu.

Podczas posiłku, rozmawiałam z Harry’m na temat drugiego zadania, czytając jednocześnie książkę. Spoglądałam na niego z nad tekstu. Był taki uśmiechnięty i wesoły. Na dodatek gadał jak nakręcony. W końcu zajęłam się tylko Zaklęciem Infrokacji, a Hermiona zaczęła roztrzygać spory z przyjacielem. Wtedy podeszła do nas… Lana.
– Hej szlamo!- próbowała sprowokować Hermionę, ta jednak zupełnie ją zignorowała.
– Idiotka!-wrzasnęła do przyjaciółki.
– O!- Hermi wstała, odwróciła się do niej i podała rękę- Miło mi Hermiona Granger.

Cała sala zaczęła śmiać się z ów panny Malfoy. My również mieliśmy niezły ubaw. Przyjacióła usiadła obok mnie z tryjumfalnym uśmiechem. Uwielbiała kpić sobie z Lany. Rozmowy przerwał szum sowich skrzydeł, które wleciały do sali. Stary Errol wrzucił Ronowi list od rodziców, prosto do owsianki i ku mojemu zdziwieniu na ramieniu usiadła mi sowa śnieżna. Długo wszyscy się jej przyglądaliśmy. W końcu poznałam.
– Hedwiga?- mruknął Ron.
– Nie, to nie ona…- odpowiedział Harry. Hermiona bacznie przyglądała się zwierzęciu.
– Nimfa?!- powiedziałam zdumiona- Przecież ona miała być słodką, malutką sową nirmańską! Zapewniali mnie o tym w sklepie.
– Może się pomylili- odrzekła Hermiona- Tu jest kartka. Odczytaj. Sowa bardzo zadowolona z tego, że mnie znalazła szczypała mnie delikatnie w rękę. Odwiązałam skrawek papieru z jej nóżki i przeczytałam na głos:

Emmo!
Lepiej, żeby ta sowa była z Tobą. Nie możemy sobie dać z nią rady. Jak widzisz, trochę urosła, choć zapewniałaś nas, że nie powiększy się ani o cal. Ta, Nimfa, jak ją nazwałaś, niezbyt dobrze czuje się u nas. Kochamy Cię! Mama i tata.

– No to masz własną sowę- uśmiechnął się Ron.
– I na dodatek śnieżną. Hedwiga nie będzie sama- dodał Harry.
– Właśnie, muszę zobaczyć co z Tizą. Zaraz wracam!- rzuciła Hermiona i zniknęła za drzwiami.
Ron namiętnie czytał list, a ja zajmowałam się książką. Moje plany jeśli chodzi o rozmowę zupełnie się zmieniły. Postanowiłam zostawić to w spokoju i traktować go normalnie. Samo mu przejdzie. Zauroczenie nie trwa wiecznie. Na pewno znajdzie kogoś innego. Chociażby Cho.

Wyrwałam się z zamyślenia i wstałam.
– Gdzie idziesz?- zapytał Ron.
– Do biblioteki.
– Aha… no to idź.
Ruszyłam do wyjścia. Na korytarzu wpadłam na Hermionę, która przyłączyła się do mnie. W bibliotece było cicho i spokojnie. Przy jednym ze stolików siedział Krum, dlatego przyjaciółka dosiadła się do niego. Czyn ten został wykonany tylko przez grzeczność. Ja tym czasem, usiadłam tam gdzie zawsze i rozpoczęłam naukę Zaklęcia Infrakcyjnego. Przyjemną ciszę zmącił hałas, który wytwarzały osoby, wchodzace do środka. Był to oczywiście Martin z Julią. W momencie, w którym próbowali się do mnie dosiąść wstałam i wyszłam.

Wróciłam do Pokoju Wspólnego, gdzie przesiedziałam do końca dnia przed kominkiem, wpatrując się w ogień i czytająć odprężające książki. Mój umysł musiał odpocząć. Jestem na tyle genialna, że zrobiłam wszystkie lekcje w piątek, dlatego nie było obaw, jeśli chodzi o jutrzejszy dzień.


Moja własna Komnata Tajemnic…

Bół głowy spowodował, że już o godzinie szóstej byłam na nogach. Nie miałam serca budzić Hermiony, która wtulona w poduszkę, wyglądała jak mała, niewinna dziewczynka. Wiedziałam, że dzisiejszego dnia, stanie się coś niesamowitego. Próbowałam odgadnąć, co może się wydarzyć, ale piekąca blizna szybko odwiodła mnie od tych myśli.
Ubrałam czyste szaty i spakowałam książki. Najwyraźniej byłam osłabiona, bo o mało nie upadłam, pod ciężarem torby.

Zeszłam do Pokoju Wspólnego, który o tej porze zwykle świeci pustkami. Usiadłam na kanapie i próbowałam się uspokoić. Ból zaczął się nasilać, dlatego zaczęłam się denerwować. Wiedziałam, że kiedy Harry czuł coś podobnego, działo się coś naprawdę niedobrego. Wkrótce ciszę bezprawnie zmącił Harry, który opuścił swoje łóżko z podobnych przyczyn jak ja.
– Co ty tutaj robisz?- zapytał na mój widok.
– A ty?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Głowa mnie boli…-odrzekł i opadł na fotel.
– Mnie też.

Zapadła cisza. Przyjaciel popatrzył na mnie, potarł bliznę i przesiadł się obok. Przysunął się do mnie i… chciał mnie przytulić, ale w momencie, w którym odczytałam jego zamiary, podniosłam się. Pamiętałam o decyzji, którą podjęłam dzień wcześniej. Zakończe to. Tak być nie może. Nie jestem jego warta.Nie potrafię… To mój przyjaciel, brat… ale nie chłopak.
Harry spojrzał na mnie ze zdziwieniem i z pewnego rodzaju smutkiem w oczach. Chciał coś powiedzieć, tłumaczyć się, jakbym przyłapała go właśnie na czymś naprawdę niezręcznym.
– Muszę iść…- powiedziałam tylko i wyszłam, zostawiając go samego.

Chłód korytarzy przeniknął mnie do szpiku kości. Było mi bardzo zimno. Usiadłam na schodach. Siedziałam tam bezsensownie wpartując się w ścianę. Coraz więcej uczniów mijało mnie, schodząc na śniadanie. Nikt jednak nie zainteresował się moją osobą. Podniosłam się w końcu. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie Harry, który mnie złapał, upadłabym na ziemię. Zaraz podbiegła do mnie Hermiona. Ron stanął trochę dalej. Przyjaciółka spojrzała na mnie z troską siostry, której nie posiadałam.
– Masz gorączke- powiedziała, kładąc mi rękę na czole- Natychmiast do skrzydła szpitalnego.
– Nie, ja muszę na lekcje- chyba nie myślicie, że opuszczę eliksiry, czy transmutację. Pff…
– Do skrzydła szpitalnego- powiedział Harry.
– Tak, do skrzydła- poparł go Ron.
– Co wy z tym skrzydłem?! Na transmutację!- próbowałam krzyknąć, ale znowu zakręciło mi się w głowie. Tym razem przytrzymałam się Rona. Harry bez słowa wziął moją torbę i zaczęli mnie prowadzić do tego skrzydła. Pani Pomfrey powiedziała, że to z pewnością grypa i nie pozwoliła mi pójść na lekcje. Przyjaciele wyszli na śniadanie, a ja położyłam się do ciepłego łóżka. Byłam wycieńczona psychicznie i teraz jeszcze fizycznie.Bez jakiegokolwiek eliksiru i mimo bólu głowy, Morfeusz zadziałał.

***

Kiedy się obudziłam, było południe. Przez okno wpadały wyblakłe promienie zimowego słońca, a pani Pomfrey przygotowywała eliksiry, podśpiewując jedną z piosenek Fatalnych Jędz. Kiedy zobaczyła, że nie śpię, uśmiechnęła się.
– Byli tu twoi przyjaciele.
– Jeżeli przyjdą jeszcze raz, proszę ich nie wpuszczać. Chcę pobyć sama…- zdołałam powiedzieć.
– Naprawdę? Sądziłam, że będziesz chciała ich widzieć, ale skoro tak, to lepiej. Przynajmniej się nie zarażą.

Pielęgniarka podała mi jakiś eliksir, który zmniejszył ból głowy, tak, że mogłam racjonalnie myśleć. Moja prośba dotycząca niewpuszczania przyjaciół do środka, bo Hermiona nie patrząc na pielęgniarkę, wgramoliła się do środka i usiadła na rogu łóżka.
– Część Emmo!
– Część…A co tu robisz?- zapytałam zdziwiona.
– Odrabiam szlaban-powiedziała smętnie.
– Z kimś czy sama?
– Z kimś.
– Z…
– GRANGER CHODŹ TU IDIOTKO-rozległ się głos Dracona. No tak. Z kim by innym.
– Z nim- uśmiechnęła się i wyszła. Znowu zostałam sama. Chwyciłam za książkę. Wertowałam już czwarty tom o jednorożcach, ale o tych stworzeniach nigdy za wiele wiadomości. Zaczytałam się, zapominając o Bożym świecie. Dopiero Harry wyrwał mnie z książki, przynosząc notatki. Ron w tym czasie poszedł po Hermionę i całą trójką poszli na kolację (!). Pani Ponfrey przyniosła mi tym czasem kanapki, ale mój żołądek nie miał ochoty nawet tego widzieć. Przejrzałam notatki, a raczej próbowałam odczytać cokolwiek z pergaminów Harry’ego. On pisze po prostu jak kura pazurem…

Było już zupełnie ciemno, kidy wpadła do mnie znowu Hermiona. Zaczeła tłumaczyć się, jakim cudem odrabia ten szlaban. To wszystko było ukartowane. Ich plan był naprawdę… No coment. Specialnie odegrali tą scenę, żeby być przez cały dzień sami, żeby szkoła myślała, że Draco chodzi z Parkinson, a z nią nic go nie łączy. Oni są nienormalni. Nie podoba mi się to zdecydowanie. W jakiś sposób sytuacja ta mnie rozbawiła, bo nie działo się nic takiego, dopiero potem… No właśnie, potem…

Zdążyłam odczytać bazgroły Harry’ego, gdy przypomniało mi się, że miałam zapytać Hermiony o Zwodniki. Właściwie to chciałam pożyczyć od niej książkę. Wygramoliłam się z łóżka i zaczęłam kierować się w stronę komnaty. Kiedy tam weszłam… To co tam zobaczyłam… Po prostu szook. Hermiona siedziała z Draconem i oni się… oni się całowali. To nie był pojedynczy całus, to były… A fuu, kiedy o tym pomyśle, to aż mi się niedobrze robi.
– Hermioo…O przepraszam!- wybąkałam tylko, odkręciłam się i wyszłam. Gdyby jej rodzice zobaczyli to co ja, zabiliby ją. Jak najszybciej wróciłam do łóżka. Przykryłam się i zasłoniłam twarz książką… To było okropne!

Byłam wściekła na nią, na siebie i na Malfoy’a. To co tam zobaczyłam było po prostu… Nie wiem, co się dzieje z moją przyjaciółką. Ona nigdy taka nie była. Nigdy! A teraz… Teraz zachowuje się jak te beznadziejne panienki z naszej szkoły. Moje myśli przerwała Hermiona, wchodząc do Sali. Podeszła do mojego łóżka. Na jej twarzy malowała się niepewność i zawstydzenie. W końcu zaczęła:
– Yy…Emmo… ?
– Tak?- odpowiedziałam z ironią. To wszystko mnie naprawdę przerasta.
– Bo widzisz chodzi o to, ze ja… że on…że eee…yy… ze my…- zaczęła się tłumaczyć.
– Wiem, co widziałam. Nie trzeba mi tego tłumaczyć, Hermi. Tylko…- przerwałam jej wypowiedź. Byłam na nią wściekła. Co ona sobie wyobraża?! Całować się z Malfoy’em! Tolerowałam wiele jej wybryków, ale tego już za wiele!
– Tylko? Tylko co?- zdenerwowała się.
– Naprawdę chcesz znać moje zdanie na ten temat? Bo chyba po to tutaj przyszłaś…- ciągnęłam. Właściwie to nie wiedziałam co mam powiedzieć.
– Myślę, że wiem jakie jest twoje zdanie, ale powiedz!- udawała pewną siebie. Znam ją jednak na wylot i wiem, że przemawiał przez nią pewien strach.
– Słowa są źródłem nieporozumień. Lepiej zachować to dla siebie. Uważam jednak, że TAKA Hermiona zupełnie mi nie odpowiada…I powinnaś wziąć to pod uwagę, chyba że…
– JAKA Hermiona ?!!! Chyba, że CO?! -wściekła się.
– Hermiona, która postępuje w ten sposób. Wspomnij konflikty, jakie miały miejsce we wrześniu…Chyba, że Draco jest dla ciebie ważniejszy od nas. Przynajmniej ode mnie, bo nie wiem jak chłopcy!!! Hermiono, rozumiem. Miłość miłością, ale trochę spontaniczności i trochę… trochę wstydu!!!
– A co do tego ma spontaniczność, bo nie jest to dla mnie jasne? Wydawało mi się, że nie muszę się wstydzić po 1-swoich uczuć, po 2- siebie, po 3- Malfoy’a- powiedziała wojowniczo, a ja zaczęłam się gotować od środka. Nie pamiętam już, kiedy ona ostatnim razem wygadywała takie głupoty. Jej naprawdę odbiło! Ona w ogóle nie myśli!
– ALE NIE MUSISZ ZACHOWYWAĆ SIĘ JAK TA ÓW PANNA JULIA, CZY PARKINSON!!!! TROCHĘ OGŁADY!!! NIE PODOBA MI SIĘ TAKIE ZACHOWANIE I DOBRZE O TYM WIESZ!!! SKORO JUŻ MUSISZ ROBIĆ PODOBNE RZECZY, RÓB TO TAK, ŻEBYM TEGO NIE WIDZIAŁA!!!-Wydarła się na mnie Emma. Nie no gorzej jej!!
-NIE MOJA WINA, ZE PO CHAMSKU WLAZŁAŚ NAM DO POKOJU!!! JAK MIAŁAM TO PRZEWIDZIEĆ?! MAM SOBIE REZERWACJE ROBIĆ!? TAK WYSZŁO!!!!!!!
– JEŻELI JA BYŁAM CHAMSKA, WCHODZĄC DO TEGO POKOJU, TO JAK MAM NAZWAĆ TO CO TAM ZOBACZYŁAM ?!!!
-A jak byś to nazwała, Emmo-zaśmial się wchodzący do pokoju Dracon. Opanował się juz widocznie bo na jego twarzy znowu widniał lekki uśmieszek.
– Nazwałabym to ohydną i odrażającą wymianą śliny między osobnikami płci przeciwnej, jeśli o to ci chodzi, Draco…-odgryzła się złośliwie Emma.
-O fu…nazwałaś to wyjątkowo paskudnie Emmo… ble-beztrosko prowadził rozmowę Dracon.
– Bo to jest paskudne…
-O wcale nie jest. To akurat było bardzo przyjemne-zaśmiał się.
– Bez szczegółów Malfoy, proszę cię. Bo zaraz zawartość mojego żołądka ulegnie ekspresji. Jesteście naprawdę niemożliwi. Pamiętacie jeszcze, że Snape nie toleruje związków Gryffindor- Slytherin?-przypomniało jej się. Och dzięki Emmo!!
-A pamiętasz Emmo, że Sever po tej scenie rano, niczego nie kuma? Czemu jesteśmy niemożliwi!! Prosiłbym nie po nazwisku, panno Garner- zasugerował. Układałam sobie właśnie dosadny komentarz na temat tego Ślizgona. Znowu zaczynałam go nie lubić.
– Pff… Bez komentarza. Po prostu bez komentarza. Nie róbcie tego więcej… przy mnie- zarządziłam.
– Mam jeszcze jedną uwagę, na temat wymiany śliny. Mi się AŻ TAK nie całowaliśmy. Bez przesadyzmu!- czepiał się Draco. Nie no w ogóle… Jakimi ona kategoriami myśli? Naprawdę tego nie rozumiem.
– To, co widziałam mówi samo za siebie. To zadziwiające, jak rozwinęłaś się emocjonalnie, Hermiono. Nie poznaję cię. To ty, panie Malfoy tak na nią wpływasz. To niezdrowe. Bardzo niezdrowe i trzeba się z tego leczyć. Chyba wiecie o co mi chodzi- powiedziałam. Miałam nadzieję, że choćby w małym stopniu zmienią swój stosunek do całej tej sprawy.
– Nie do końca?- zapytał z nadzieją Draco.
– Pytanie które zadałam, jest pytaniem retorycznym. Spróbuj włączyć tą ostatnią szarą komórkę i się domyśleć- odpowiedziałam tylko. Wymiana zdań z Malfoy’em była naprawdę interesujące, aczkolwiek dość dziwna. On chyba nie wiedział, o czym mówimy.
– Szara komórka też potrzebuje snu! Jakoś nie do końca wiem o co ci chodzi. Powiedz mi jasno i wyraźnie co ci się nie podoba!- zażądał Draco.
– Wszystko mi się nie podoba. Nie podobasz mi się ty i to co robisz z moją przyjaciółką. A raczej co z nią zrobiłeś. Nie chodzi tutaj o to, co widziałam jakieś dziesięć minut temu… Z resztą. To wasza decyzja. Nie powinnam się do tego mieszać. Moje zdanie znacie…- odpowiedziałam krótko.
– KURDE GARNER CO TY GADASZ!!! CO JA CI ZROBIŁEM?!- wybuchnął Dracon.
– Odebrałeś mi część przyjaciółki. Sądzę, że tą najważniejszą…- odpowiedziałam smutno. Istotnie, Hermiona trochę się ode mnie oddaliła. Nie tylko ode mnie. Od chłopców również. Bardzo mnie to boli, kiedy nawet jesteśmy razem, ona prawie cały czas mówi o Draconie. Czy ona naprawdę nie widzi, że jej potrzebuje?
– Którą?- padło pytanie.
– Domyśl się.. – rzuciłam tylko.
– Nie drażnij się ze mną Emmo!! Jasno i wyraźnie do mnie. O co ci chodzi, bo w dalszym ciągu nie rozumiem co w tym złego?- mówił chłopak.
– Nie, głupia nie jestem i wiem, że to wszystko było ukartowane. A czy twoja obecność i to co z nią robisz, jej jak to określiłeś: „ujmuje”… Według mnie, tak.
– W jaki sposób-dociekał. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem. Nigdy nie rozumiałam uczniów Slytherin’u i chyba nie zrozumiem. Chociaż z niektórymi osobami można się dogadać. Wprawdzie w momencie, kiedy są w pierwszej klasie… Spojrzałam na Hermionę, która siedziała obok na łóżku, przyglądając się bacznie wymianie zdań.
– Przede wszystkim odsunęła się od przyjaciół, nie uczy się już tyle co zawsze i w ogóle zachowuje się inaczej. Jeżeli jej odpowiada TWOJE towarzystwo, będę musiała to zaakceptować- powiedziałam dość przemądrzale.
– Mogę wtrącić ?- usłyszeliśmy głos Hermiony i zamilkliśmy – Czy ja się od was odsunęłam, Emmo?
– Przecież nie wspominałabym o tym, gdyby tak nie było. Denerwuje mnie samo to, że mówisz tylko o Malfoy’u.
– Ja mówię tylko o Mal…sorry o Draconie?!- zdziwiła się.
– Kiedy ostatnim razem zajęliśmy się wspólnie jakimś problemem, dotyczącym chociażby… Ostatnimi czasy każdy rozstrzyga to sam ze sobą…- dodałam.
– I to ma być oczywiście mea culpa? Moja wina, że chłopakom odbija?- popisała się łaciną przyjaciółka. Jej głos drżał ze zdenerwowania.
– Nie zauważyłaś, że nasza przyjaźń jest całością, składającą się z czterech części: ciebie, mnie, Harry’ego i Rona? Części te są od siebie zależne i kiedy jedna się w jakiś sposób odłączy, reszta się sypie. Każdy zaczyna chodzić swoją drogą…- podzieliłam się moimi przemyśleniami.
– I chcesz mi powiedzieć, ze jak ja przestałam robić za niańkę sprawdzając im wypracowania to nasza przyjaźń się posypała. A nie dotarło do ciebie, że każdy z nas ma własne życie? – słowa te po prostu mnie sparaliżowały. Moje serce przebił jeden, wielki gwóźdź, stworzony ze słów mojej własnej przyjaciółki. Nigdy nie byłam tak wściekła, a zarazem tak smutna i rozżalona.
– No właśnie… Każdy z nas ma własne życie, chociaż ja myślałam zawsze, że wszyscy idziemy jedną drogą. Pomyliłam się. A teraz, pozwólcie mi żyć własnym życiem i wyjdźcie stąd. To chyba koniec naszej rozmowy…- chciałam zostać sama. Miałam dość tego wszystkiego. Właściwie, to wszystko było mi obojętne.
-O NIE!- odezwał się Dracon.
-Co „nie”- zapytała dziewczyna.
– Nie będziecie TAK kończyć tej rozmowy!! Nie to było jej celem- zarządził.
– Emmo… nie bądź taka. Jej przecież nie chodziło o to, że nie chce być już waszą przyjaciółką. Czy ty tego nie rozumiesz?- powiedział łagodnie Draco. Nie patrzyłam na niego. Nie chciałam patrzeć na tego, który odebrał mi to, co najważniejsze w moim życiu.
– Nie, i nigdy tego nie zrozumiem. Jestem inna… Żegnam- odpowiedziałam.
– TY TYLKO SOBIE WMAWIASZ, ZE JESTEŚ INNA GARNER!! NIE UDAWAJ GŁUPSZEJ NIŻ JESTEŚ W RZECZYWISTOŚCI. DOSKONALE WIESZ, ZE HERMIONA…Ej!!- krzyk Dracona przerwał głuchy trzask.
– Jedna mała sugestia Malfoy-Zamknij. Się. Emmo, wiesz, że nie o to mi chodzi. Nie chodzi mi o to, ze mamy być jednostkami, ale nie możemy ciągle komuś wisieć na głowie. To męczące. Ty przecież też lubisz być sama!
– Tak i może powinnam być sama przez cały czas… Właściwie kogo obchodzi moje życie? Nikogo. I może to jest lepsze..
– Tylko się nie popłacz- ironizował Draco. To wcale nie doprowadziło mnie do płaczu. Podsyciło tylko ogień złości na dwoje stojących przede mną ludzi.
– Zamknij się, już ci mówiłam- powiedziała Hermiona – Emma, weź mnie nie denerwuj. I pomyśl o co my się kłócimy!! To bez sensu!!!
– Proszę wyjdźcie…- powiedziałam cicho, a ona zaczęła płakać.
– Dobra, chodź…chodź Hermiona!!- ciągnął ją Draco.
– Odwal się-burknęła.
– Pójdź z nim- powiedziałam. Miałam ochotę krzyknąć.
– Sama sobie z nim idź!
– Skoro chciałaś mieć własne życie, to proszę bardzo. Droga wolna… Nie będę cię zatrzymywać. Nie będę prawić kazań. Nie będę marudzić. Masz swoje własne życie…- wybuchłam.
-Źle mnie zrozumiałaś, nie o to mi chodziło…-płakałam coraz bardziej.. Nie patrzyłam na nią. Nie chciałam na to patrzeć.
– Przepraaaaaszaaammm- pękła.
– Głupie „przepraszam” nie wystarczy. Proszę was, WYJDŹCIE! Muszę wszystko przemyśleć- odpowiedziałam sucho i najbardziej obojętnie jak potrafiłam..
– Jakbyś nie zauważyła, to nie było głupie przepraszam- powiedziała ze złością i opuściła salę, trzaskając drzwiami. Draco otworzył szeroko oczy, potem spojrzał na mnie ze złością i pewnego rodzaju zawodem.
– Nie sądziłem, że jesteś taka głupia… I ty uważasz się za jej przyjaciółkę… Szlama…- wyszedł, zostawiając mnie samą. Nienaturalna cisza ogarnęła całą salę. Promienie księżyca wpadały przez okno, mącąc powietrze. Nie wiedziałam co myśleć. Nie myślałam nic. Siedziałam na łóżku z zupełnie pustą głową. Złość powoli odpuszczała i pozostał tylko smutek. Wiedziałam, że Hermiona będąc z Draconem wcale nie przejęła się słowami, które tu padły. Wiedziałam też, że w głębi cierpi równie mocno, jak ja. Znam ją zbyt dobrze. Pustka wypełniała moje myśli. Przestałam się smucić. Nie czułam nic. Po prostu nic. Siedziałam na łóżku, patrząc na majestatyczność księżyca. Nagle w oknie pojawiła się Hedwiga. Myślałam, że się pomyliła, ale zobaczywszy mnie, zaczęła dobijać się do okna. Otworzyłam je, a sowa usiadła mi na ramieniu bardzo z siebie zadowolona. Pogładziłam ją po śnieżnobiałych piórach i odwiązałam kawałek pergaminu. Chłopcy się wygłupiali…

Emmo!

Co ty tam robisz w tym Skrzydle Szpitalnym, co?! Może raczyłabyś napisać nam wypracowanie, a nie się lenisz! Szybkiego powrotu do zdrowia!

Ron W. I Harry P.- Twoi przyjaciele.

Odpisałam:

Harry i Ronie- moi kochani przyjaciele…

Niestety, będziecie musieli napisać sobie sami te wypracowania, bo ja nie mogę się przemęczać. Moja praca ogranicza się do odczytania bazgrołów Harry’ego. Dlatego nie zawracajcie mi głowy, tylko zabierajcie się za pisanie. Harry, proszę, pisz czytelniej. I nie zapomnijcie o notatkach dla mnie. Wpadnijcie też do Grannusa. Pozdrawiam!

Emma.

Przywiązałam list to nóżki Hedwigi, jeszcze raz ją pogłaskałam i wypuściłam przez okno, oznajmiając, żeby już tu nie wracała. Spojrzałam na zegarek. Była prawie północ. Zgasiłam lampkę i próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Wtedy ogarnęła mnie zupełnie szalona myśl. Wstałam, założyłam szlafrok i wzięłam różdżkę.
– Lumos- wyszeptałam, a na jej końcu zabłysnął płomyk. Podeszłam do drzwi komnaty, której przebywali Hermiona i Draco. Zapukałam. Nie chciałam zastać ich w równie niezręcznej sytuacji, jak wtedy. Nikt mi jednak nie odpowiedział. Weszłam i kolejny raz byłam zaskoczona. Na kanapie leżała Hermiona, a obok niej Draco. Draco przytulił się do dziewczyny i spali w najlepsze. Bez słowa wycofałam się do siebie. Miałam dosyć. Obiecałam sobie, nie mieszać się więcej między Hermi i Dracona. Niech sobie robią co chcą. Nie moja wprawa. Każdy ma swoje własne życie. Z myślą tą powoli odpłynęłam.

Dodaj komentarz