Czy to dzieje się naprawdę?

Hermiona obudziła się ze swojego narkotycznego snu akurat w dniu, kiedy w kantynie Twierdzy organizowana była wielka impreza, przyciągająca gości z samego Doranelle. Przyjaciółka nie czuła się jeszcze najlepiej, wyciągnęłam ją więc na zewnątrz, żeby zaczerpnęła świeżego powietrza. Składaliśmy broń po zakończonym treningu łuczniczym, a ja przeszukiwałam wzrokiem trybuny, na których Hermi obserwowała nasze ćwiczenia. Nie mogłam jej jednak dostrzec w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała.
– Widziałeś Hermionę? Przed chwilą tu była…- Zapytałam Rowana, który zatrzymał się przede mną, czekając, aż będę gotowa do wyjścia.
– Poszła z Jarelem. Zwiedzać Twierdzę.- Wyszczerzył się Fae.
– Z Jarelem?- Uniosłam brwi.- Nie wiedziałam, że wszyscy wojownicy Fae mają słabość do Wiedźm.
– Bo nie mają…
– Taaa, jasne. I kto to mówi…- Wspięłam się na palce i ucałowałam policzek Księcia.- Dobrze, niech będzie. Szkoda, że ukradł mi przyjaciółkę już pierwszego dnia…
– Ja ci nie wystarczę?- Brązowowłosy objął mnie ramieniem.- Mam dzisiaj dużo wolnego czasu, jestem cały twój.
– No skoro już musisz…
Roześmiani zniknęliśmy za drzwiami, prowadzącymi do komnat sypialnych. Postanowiłam, że tego wieczora nie tknę ani jednej książki. W głowie kotłowało mi się od nadmiaru historii, niektóre znałam już na pamięć. Pomimo elementów powtarzających się w wielu z nich, nadal nic nie składało się w jedną całość. Takie problemy rozwiązywało tylko dobre wino. Upięłam włosy i nałożyłam sukienkę, na widok której zielone oczy Rowana zabłyszczały.
– Będę cię musiał pilnować…- Zamruczał mi do ucha, a jego silne ramiona zakleszczyły się wokół mojej talii.
– A będziesz…- Uśmiechnęłam się.- Żeby pretendentki do tronu nie odrąbały mi głowy i nie zawiesiły przy bramie ku przestrodze.
– Niech próbują.- Warknął, jego oddech palił. Cmokął mnie w końcu w szyję i pociągnął za sobą.- Chodź.

W kantynie było już sporo osób. Muzyka grała, wino lało się strumieniami, a na parkiecie pierwsi tancerze kołysali się do rytmu. Na szczęście, na tego typu imprezach Rowan był po prostu Rowanem. Usiedliśmy na wysokich stołkach, a Fae podsunął mi kolorowego drinka, w którym wyczułam mango. Do Księcia co chwilę podchodził ktoś nowy, chcąc się przywitać. Zielonooki przedstawiał mnie każdemu kolejnemu przybyszowi, Fae jednak poświęcali mi tylko tyle uwagi, ile było to naprawdę konieczne. Po kilku minutach przestałam więc śledzić ich rozmowy i zajęłam się obserwacją parkietu. W jednym z kątów dostrzegłam mężczyznę, który na pierwszy rzut oka wydawał się kobietą. Położyłam rękę na ramieniu Rowana, a on przeprosił swojego rozmówcę i skupił się na mnie.
– Seron… – Skinęłam głową w stronę czarnowłosego Fae, który odbierał w tej chwili trunek od chichoczącej kelnerki.
– Miałem nadzieję, że się pojawi. Wybaczysz mi na chwilę? – Ucałował mój policzek i ruszył w stronę kuzyna. Popijałam drinka przez różową słomkę, obserwując jak Biały Cierń wita się z czarnowłosym krótkim, męskim uściskiem dłoni i zajmuje miejsce obok niego. Po kilku minutach jakaś złotowłosa elfka próbowała wykorzystać sytuację, ale szatyn odprawił ją machnięciem ręki. W tym momencie, na miejsce obok mnie opadła Hermiona, a towarzyszący jej Jarel zatrzymał się obok niej, lustrując mnie spojrzeniem od stóp do głowy. Przyjrzałam się uważniej przyjaciółce.
– Hermiona Granger ma elfie uszy, no proszę! Jarel, miło cię widzieć w czymś innym niż błoto i krew.- Przywitałam się.
– Ach, więc tak wyglądasz pod spodem!- Odgryzł się brunet.
Podałam przyjaciółce drinka. Nie zdążyłam nawet zacząć wprowadzać ją w świat dworskich intryg, gdy do rozmowy włączyła się Irdes, a raczej wyraziła swoje niezadowolenie z powodu pojawienia się jeszcze jednej wiedźmy w progach elfiej twierdzy i zabrała ze sobą Jarela, na twarzy którego chyba dostrzegłam ledwie zauważalny grymas.

 

Kilka kolejnych dni spędziliśmy na przekopywaniu elfiej dokumentacji. Hermiona podobnie jak ja traktowana była jak trędowata i trudno było powiedzieć, czy spowodowało to jej wtargnięcie do Twierdzy pod wpływem belladony czy sam fakt bycia Wiedźmą. Tego dnia popołudnie było słoneczne. Drobinki kurzu wirowały pod wpływem powietrza, pachnącego po raz pierwszy wiosną. Siedziałyśmy z przyjaciółką w bibliotece, a stół uginał się od ksiąg napisanych w trudnym, elfim dialekcie, który próbowałyśmy rozgryźć. Po podłodze walały się kubki po herbacie oraz misa z na wpół nadgryzionymi owocami. Elfka, która wniosła do pomieszczenia kolejną tacę z napojami, skrzywiła się z niechęcią, ale nie odezwała się ani słowem. Hermiona leżała na ławie przy oknie z zamkniętymi oczami i twarzą zwróconą ku słońcu, ja natomiast zwisałam bezładnie na oparciu krzesła.
– Przypomnij mi raz jeszcze słowa przepowiedni.- Mruknęłam, nie podnosząc głowy.
– Mówiłam Ci to już dziś setki razy…- Hermi nie otworzyła oczu.
– Lepiej mi się myśli, kiedy słyszę to na głos.
– „Kiedy ogień złączy się z lodem, wschód z zachodem, otworzą się drzwi, które zamknie krew trzech.”- Przyjaciółka wypluła to z siebie tak szybko, że z trudem rozróżniłam pojedyncze słowa.
– Super. A teraz wolno i wyraźnie.
– Pod groźbą utraty głowy, nie będziesz dręczyć swoich przyjaciół ciągle takimi samymi pytaniami – powtórzyła spokojnie, znudzona do granic możliwości.
– Serio? Nie zostawiłaś przypadkiem jakiegoś żelazka na gazie albo coś? Albo nie wiem… Jarela gdzieś?- Wyszczerzyłam się.
– Gdzieś, dobrze powiedziane. – jęknęłam i usiadłam. – Nic z tego nie rozumiem! Krew trzech czego? Jeszcze ten ogień i lód to mogę nawet sobie wyobrazić.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wparował Lucien. Fae trząsł się ze złości. Powietrze wokół nas zrobiło się naelektryzowane.
– Cześć, Lucek!- Bąknęłam. Czerwonowłosy ruszył w moją stronę. Odskoczyłam, a solidne, drewniane krzesło przewróciło się z trzaskiem.
– To Twoja wina!- Warknął niepokojąco.
– Ciszej, bo nas wygonią – powiedziała odruchowo Przyjaciółka. Parsknęłam śmiechem.
– Z Tobą nie rozmawiam.- Zwrócił się do przyjaciółki, a potem utkwił we mnie swoje złote oczy.
– Z kimkolwiek rozmawiasz, czy przyszedłeś tylko poszczekać?
– Zapłacisz za to głową, którą osobiście oddzielę od reszty Twojego ciała. W imieniu wszystkich Fae.- Zignorował przyjaciółkę. Jego palce, zaciskające się na mojej szyi, pokryły się lodem.
– Puszczę tę groźbę mimo uszu.- Odpowiedziałam spokojnie. – W imię naszej głębokiej przyjaźni.
– Przekonaj go, żeby zmienił zdanie!- Szczeknął.
– Chłopcze… idź stąd – Hermi wyciągnęła różdżkę i uniosła ją sugestywnie.
Fae puścił mnie, próbował rozprostować zmrożoną rękę, warknął wściekle, kopnięciem przewracając drugie krzesło.
– To nie jest Twoja decyzja, Lucien. Ani tym bardziej moja.- Rzuciłam. – A teraz idź stąd, bo nie ręczę za Rowana.
Chłopak zacisnął zęby, przeniósł wzrok na Hermionę i splunął na ziemię, a potem wyszedł.
– Nie znoszę tego typka. A właściwie to w jakiej kwestii Rowan ma zmienić zdanie?
– Rowan mi się oświadczył.- Wymamrotałam do podłogi, z wielkim skupieniem podnosząc przewrócone krzesło.
– Aha. Aaaha. I co?- Przyjaciółka była chyba trochę w szoku.
– No i odmówiłam.-Dukałam.- Bo to się wiąże z oddaniem tronu. Wiesz… Nie-elfka nie może zostać królową. Ale on się uparł, że i tak odstąpi sukcesję. No i jest mała afera.
– Skoro ty odmówiłaś to czemu to jego decyzja? Poza tym… czemu odmówiłaś?
– Nikt za niego nie zdecyduje czy chce zostać królem czy nie… A odmówiłam, bo… Bo wiedziałam, że się to tak skończy…
– Ale nie miałaś decydować o tym, czy on chce zostać królem tylko o tym, czy chcesz zostać żoną Rowana.
– Proszę cię!- Wyplułam z siebie trochę za głośno.- Za pięćdziesiąt lat on dalej będzie wyglądał jak młody bóg, a ja będę pomarszczoną śliwką! Tłumaczenie, że znajdzie na to sposób, jakoś mnie nie przekonuje.- Opadłam na podłogę i schowałam twarz w ramionach. Słowa wypowiedziane na głos, przytłoczyły mnie na chwilę. Nabrałam głęboko powietrza i wypuściłam je głośno.
– Wiedziałam na co się pisze.- Podniosłam się, zanim przyjaciółka zdążyła do mnie doskoczyć i zaczęłam nerwowo porządkować papiery na biurku.
– No na pewno wiedziałaś… – Pokiwała głową. – Ale to nadal jest 50 lat szczęścia.
Patrzyłam na nią przez kilka sekund w bezruchu.
– Nie odpowiedziałaś mi, czy chciałabyś za niego wyjść.
– Boję się tego.- Odpowiedziałam szczerze.- Ale nie wyobrażam też sobie, że miało by go nie być.
– Zakładając, że niedługo pochłonie nas piekło, to w sumie nie wiem czym się przejmujesz. On chce, ty chcesz. Tron i jego sukcesja to nie twój problem, i tak nie masz nic do powiedzenia. A to, że czas dla was inaczej płynie… Ważne, że płynie razem.
Drzwi otworzyły się. Odwróciłyśmy się w tym samym momencie. W progu stał Rowan, a w szparę między niego a framugę przeciskał się Draco Malfoy.
– Cześć Dziewczyny!- Uśmiechnął się Biały Cierń.- Znalazłem zgubę.
– Co on tu robi? – Hermiona odciągnęła mnie na bok.
– Wysłałam do niego sowę, kiedy wydawało mi się, że wpadłam na genialny pomysł.- Uśmiechnęłam się przepraszająco. – Draco, dobrze, że jesteś!- Uściskałam starego przyjaciela.
– Zabiję cię. – mruknęłam przyjaciółka, a potem przywitała się z blondynem.
– Spoko. Możemy wysłać Jarela na kilka dni… gdzieś…- Szepnęłam jej do ucha i spojrzałam znacząco na Rowana, który odpowiedział pytającym wzrokiem.
– Sama się wyślij. Sową.
– – Draco, jest sprawa.- Zwróciłam się do blondyna, który dyskutował z Fae, obserwując uważnie nasze podszepty. – Ale w temat wdrożymy Cię wieczorem. Jesteś na pewno zmęczony po podróży, a Hermiona chętnie Ci potowarzyszy, prawda, Hermi?
– W spaniu mam towarzyszyć? – Mruknęła Hermi. – Jasne, chodź, opowiem ci, jakie zrobiłam wejście do Twierdzy .
– No to my się zwijamy!- Zaśmiałam się, ciągnąc Rowana za rękę.- Mamy sporo rzeczy do ogarnięcia, prawda?
Zastanawiałam się, czy Draco uwierzyłby, gdybym na końcu dorzuciła: „Skarbie”, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Wypchnęłam Księcia za drzwi. Chyba dałam ciała.

– Coś czuję, że nie wyjdzie to wszystko najlepiej…- Mruknęłam, idąc obok Rowana ciemnym korytarzem.
– Mówisz o Draco?- Zapytał Fae, patrząc na mnie z rozbawieniem.
– Kiedy do niego pisałam, nie wiedziałam, że sytuacja między Jarelem i Hermi cóż… zintensyfikuje się.- Wyszczerzyłam się.
– Czy Hermiona przypadkiem nie rzuciła Draco?
– Można tak powiedzieć.
– No to w czym problem?
– Wydaje mi się, że oboje się z siebie nie wyleczyli.
– Skupmy się raczej na swoich własnych problemach.- Książę otworzył drzwi prowadzące do sypialni i wpuścił mnie do środka.
– Wieczorem.- Opadłam na fotel.- Po kolacji opowiemy wam, co powinno posprzątać ten cały koniunkcyjny bałagan.
– Nie o tym mówię.- Patrzył na mnie w oczekiwaniu. W głowie dudniły mi słowa przyjaciółki, w kominku trzaskał ogień.
– Zróbmy to!- Odpowiedziałam z mocą, jego zielone oczy zabłyszczały. Zanim zdążyłam cokolwiek dodać, porwał mnie w ramiona i zawirował, śmiejąc się radośnie. W końcu postawił mnie na ziemi i pocałował. Świat wciąż wirował dookoła. Czy to się naprawdę działo?
Po kolacji, podczas której Hermiona bacznie obserwowała mnie i uśmiechniętego od ucha do ucha Rowana, Fae wpuścił nas do sali, gdzie zwykle odbywały się narady wojenne. Oprócz Hermi i Draco, dołączyli do nas przyjaciele Księcia. Lucien zabijał mnie wzrokiem na wszystkie możliwe sposoby, reszta natomiast uśmiechała się głupkowato, wyczuwając zmianę w aurze Rowana. Spojrzałam na szatyna, który skinieniem głowy dał znać, że mogę zaczynać. Podniosłam się, rozmowy umilkły, kilka par oczu spoczęło na mnie.
– Jak wiecie, albo i nie, jesteśmy w Roku Koniunkcji. Za kilka tygodni albo miesięcy otworzą się drzwi, które połączą nasz świat z innym wymiarem. Wszystko wskazuje na to, że za tymi drzwiami nie czeka nas nic dobrego.
Na mój znak Hermiona machnęła różdżką. Na stole rozwinęła się mapa z zaznaczeniami. Wszyscy pochylili się nad blatem.
– Po wnikliwej analizie starych pism, doszłyśmy do wniosku, że istnieją klucze, które potrafią zamknąć wrota.- Kontynuowała przyjaciółka.- W historiach powtarzają się: lód, ogień, wschód, zachód oraz krew trzech.
– Książę, wspominałeś kiedyś, że Doranelle zbudowane zostało na uśpionym wulkanie…- Bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Chłopak skinął głową.
– Pierwszego z kluczy powinniśmy szukać gdzieś w okolicach waszego miasta.- Hermi machnęła różdżką, a zaznaczone na mapie Doranelle zabłyszczało zielenią.
– Drugi powinien być gdzieś w twoich okolicach, Draco.- Zwróciłam się do blondyna.- Dlatego poprosiłam, żebyś się pojawił.- Żółtym światłem zabłysła lodowa kraina.
– Jesteście pewne, co to tych dwóch?- Zapytał Jarel.
– Nie.- Odpowiedziałam szczerze.- Ale chyba nie mamy innego wyjścia.
– A co z trzecim kluczem? Mówiłyście o trzech…- Wtrącił się Aedion.
– Kiedy połączy się te dwa obszary, o których już wspomniałyśmy…- Kontynuowała Hermiona.- I wykreślimy trójkąt równoboczny…- Machnęła różdżką.
– Hogmeade.- Dokończył za nią Draco, widząc świecący na czerwono obszar na mapie.
– A krew trzech?- Zapytał Rowan.
– Tego nie udało nam się rozgryźć.- Przygryzłam wargę.- Podejrzewamy, że ma to jakoś pomóc umieścić klucze w drzwiach, ale nigdzie nie jest napisane jak to zrobić.
– Czyli, jednym słowem, i tak jesteśmy w dupie.- Burknął stojący z założonymi rękami Lorcan.
– Znam je trochę lepiej niż ty…- Wszedł mu w słowo Draco.- Coś wymyślą.
– Najważniejsze, żebyśmy znaleźli klucze. Resztą będziemy się martwić później.- Machnęła ręką Hermiona, a mapa zwinęła się, oznaczając koniec spotkania. Podniosła się wrzawa zbierających się do wyjścia osób. Rowan złapał mnie za rękę i uśmiechnął się.
– Jeszcze jedno ogłoszenie!- Jego głos poniósł się po całej sali, ściągając uwagę wszystkich zgromadzonych. Ludzie zastygli w dziwnym pozach w oczekiwaniu. Oczy Hermi błysnęły, pochyliła się w stronę stojącego obok niej Draco i szepnęła mu coś do ucha.- Za pięć dni, w Lunaris, złożymy sobie z Emmą Przysięgę Krwi. Było by miło, gdybyście towarzyszyli nam w tym wydarzeniu.
Zapadła pełna napięcia cisza. Lucien bezszelestnie przemknął po podłodze, ale trzasnął drzwiami, dając upust złości i manifestując tym samym dezaprobatę dla całego zajścia.  Sytuację uratowała Hermiona, która jako pierwsza podeszła z gratulacjami. Uściskała mnie, a potem z błyszczącymi groźnie oczami zaczęła szeptać do Rowana.
– Tego się nie spodziewałem.- Draco uśmiechnął się szelmowsko, ściskając moją dłoń.- Emma Garner żoną Księcia Fae. Gratulacje!
– Dzięki.- Uścisnęłam go.
Sala w końcu opustoszała. Rowan objął mnie, pocałował w czoło i uśmiechnął się.
– Nigdy jeszcze, a znam Rowana ponad dwieście lat, nie widziałem, żeby się tak szczerzył…- Skwitował Jarel, który stanął obok Draco i Hermiony.
– Zazdrościsz.- Mruknął Książę i pociągnął mnie za sobą do wyjścia.
– Do zobaczenia jutro.- Pomachałam nieco skrzywionej przyjaciółce, która stała pomiędzy dwoma chłopakami.

Następnego dnia słońce ukryło się za chmurami. Śnieg już całkowicie stopniał i świat wydawał się smutny i ponury. Postanowiłam przespacerować się po parku, ugrzęzłam jednak w błocie dawno nie pielęgnowanych alejek.
– Leć, Lyre!- Wyciągnęłam rękę, na przedramieniu której spoczywał błyszczący czarny kruk. Ptak skrzeknął w odpowiedzi, rozłożył skrzydła i wbił się w powietrze.
– Pomóc ci w czymś?- Usłyszałam za sobą głos Hermiony. Przyjaciółka pędziła w moim kierunku, ale kiedy wdepnęła w szarozieloną breję, skrzywiła się i obejrzała z obrzydzeniem upaprane poły swojego płaszcza.
– A masz na zbyciu magiczny artefakt, który zamyka portal do innego wymiaru?- Zapytałam.
– Pewnie! Zawsze noszę go przy sobie w torebce.- Hermiona potrząsnęła niewielką torbą, którą przewiesiła przez ramię, a jej zawartość zabrzęczała. Roześmiałyśmy się.
– A tak poważnie, nie musisz jakiejś kiecki ogarniać albo coś?- Objęła mnie przyjaciółka i poprowadziła w stronę głównego placu.- Impreza za cztery dni.
– Bardzo kameralna impreza. Nie wymaga przygotowań.- Machnęłam ręką.
– Zawsze chciałam pójść na elficki ślub z dwoma przystojniakami.- Zaśmiała się przyjaciółka.
– Łeee… To mój ślub, a ja będę mieć tylko jednego.- Poskarżyłam się.
Hermiona nie odpowiedziała, bo nad nami przeleciał wielki cień, wydając przy tym ogłuszający skrzek. Spojrzałam w górę. To mogło oznaczać tylko jedno.
– Smoki?- Przeraziła się Hermi.
– Chodź, szybko!- Pociągnęłam ją za sobą.

Po kilku minutach szaleńczego biegu dotarłyśmy na polanę za twierdzą, na której przysiadło trzynaście smoków. Elfka o złotych oczach i włosach w kolorze blasku księżyca, opatulona szkarłatną peleryną krążyła między dwunastoma innymi wojowniczkami, wydając polecenia.
– To kuzynka Rowana. Musisz ją poznać.- Pociągnęłam dysząca ciężko Hermionę.
– Manon!- Pomachałam energicznie do Przywódczyni, która obróciła się z gracją drapieżnika. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
– Witaj, Czarnoskrzydła!- Srebrnowłosa uściskała mnie serdecznie.
– Manon, to jest Hermiona. Przyjaciółka, o której ci opowiadałam. Hermiono, oto Manon Bialy Cierń.
– Miło w końcu poznać potomkinię samej Mokosz.- Manon skinęła lekko głowę.
– Mnie Emma jakoś nie miała okazji opowiedzieć o tobie.- Przyjaciółka posłała mi pełne wyrzutu spojrzenie.- I nie wiadomo mi nic o tym, żebym w rodzinie miała boginię.
– Haha, podobasz mi się.- Manon uścisnęła jej dłoń.- Myślę, że się dogadamy.
Przywódczyni gwizdnęła, dając znać reszcie, żeby zabierać się do środka. Smoki, uwolnione z uprzęży i siodeł, ryknęły przejmująco i odbiły się od ziemi, łopocząc skrzydłami.
– Hagrid byłby zachwycony…- Mruknęła przyjaciółka.
– Piękne są, nie?- Uśmiechnęłam się.
Odprowadziłyśmy Manon i jej świtę do jadalni, gdzie zaraz otoczyło ich stadko innych Fae. Rozsiadłyśmy się przy stole, na których już piętrzyły się różnego rodzaju przysmaki.
– Co ona taka popularna?- Zapytała Hermiona.
– Rodzina królewska… – Mruknęłam znad talerza zupy.
Srebrnowłosa i jej towarzyszki przywitały się i zajęły miejsca przy stole. Głównodowodząca opadła na krzesło obok mnie, wywołując przy tym niemałe poruszenie.
– A im dalej nie przeszło?- Skrzywiła się.
– Nie znasz najnowszych rewelacji.- Jarel usiadł obok Hermiony. Po jej drugiej stronie zasiadł Draco. Po mojej prawej stronie zmaterializował się Rowan.- Cześć Manon!
– Jakich rewelacji?
– Twój kuzyn się żeni.- Jarel podsunął przyjaciółce talerz z jedzeniem, zachęcając ją, żeby sobie nałożyła.
– Ach, to!- Wzruszyła ramionami kuzynka Księcia.
– Wiedziałaś?- Zapytał Rowan.
– Nie, ale to było do przewidzenia. Nigdy nie widziałam, żebyś tak za kimś latał.- Blondynka uśmiechnęła się nieco szyderczo. Wszyscy przy stole roześmiali się. Zrobiło mi się strasznie duszno. Poczułam, że jeśli za chwilę nie wyjdę, źle się to skończy.
– Wszystko w porządku, Emmo?- Rowan patrzył na mnie uważnie, kiedy się podniosłam.
– Tak. Przypomniałam sobie o czymś.- Skłamałam i przepchnęłam się do wyjścia. Wypadłam na podwórko, otoczył mnie przyjemny chłód. Oparłam głowę o zimną, marmurową kolumnę.
– Dobrze się czujesz?- Hermiona nie wytrzymała. Biegła w moim kierunku, a włosy powiewały z nią jak wielki baldachim.
– Tak, wszystko dobrze. Muszę się dzisiaj wcześnie położyć. Odprowadzisz mnie?- Zapytałam. Przyjaciółka skinęła głową.

Śniłam, ale wydawało się, że to sen na jawie. Korytarz płonął. Czerwone płomienie lizały drewniane belki, trawiły okna, smaliły drzwi. Ogień smagał moje ciało, z cichym sykiem gasnąc na ochronnej warstwie lodu, pokrywającej moją skórę. Ktoś mnie wołał. Z ognistej otchłani wydobywał się nieznany mi głos. Postanowiłam zaryzykować, ruszyłam w jego stronę. Płomienie rozstąpiły się, formując przejście. Kroczyłam ulicami stojącego w ogniu Doranelle, a ścieżka prowadziła mnie w stronę Szklanego Pałacu. Zamiast głównego wejścia zbaczała w stronę rzeźbionych, metalowych wrót, które otworzyły się, przeraźliwie skrzypiąc. Mrok po drugiej stronie był tak gęsty, że z trudem namacałam kamienny stopień. Schody prowadziły głęboko w dół, a dźwięk moich kroków odbijał się echem od ścian. Miałam wrażenie, że minęły wieki zanim znalazłam się w równie ciemnej, ale przestronnej komnacie. Przez dłuższą chwilę stałam w mroku, aż w końcu w centrum buchnął ogień, rozświetlając umieszczony na podwyższeniu, masywny tron. Siedzący na nim, ubrany w dobrze skrojony, czarny garnitur mężczyzna uśmiechnął się lekko, jego czarne jak noc oczy błysnęły.
– Witaj, Krucza Królowo.- Podparł głowę na dłoni ze znudzeniem, a drugą rękę wyciągnął przed siebie. Na trzymanym przez niego łańcuszku dyndał czarny, opalizując kamień.- Czekam na was. Znajdźcie mnie.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, ogarnęła mnie ciemność. Obudziłam się obok nadal śpiącego Rowana. Wiedziałam, co mam robić. Ubrałam się w pośpiechu, zarzuciłam kołczan na plecy, o łuk przełożyłam przez głowę. Miałam tylko nadzieję, że nie zastanę Hermiony w jakieś niejednoznacznej sytuacji.

Drzwi skrzypnęły, kiedy najciszej jak potrafiłam weszłam do pokoju zajmowanego przez Hermi. Nie obudziło to jednak ani jej, ani śpiącego obok niej Draco. Jego naga, umięśniona klatka piersiowa unosiła się rytmicznie. Ogień już dogasał, widziałam jednak, co ciągnie do niego Hermionę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Hermi…- Dotknęłam jej odsłoniętego ramienia. Przyjaciółka drgnęła i z przestrachem spojrzała mi w oczy. W końcu odetchnęła. Rzuciłam jej podróżne obrania na stojący niedaleko stolik, dając znać, że ma się ubrać, a potem wyszłam na korytarz.  Wyszła po piętnastu minutach, kiedy byłam już gotowa wtargnąć do środka i jej pomóc.
– Co tak długo?!- Syknęłam.
– Nie chciałam obudzić Draco.- Tłumaczyła się. Pokręciłam głową z dezaprobatą i ruszyłam do wyjścia.
– Gdzie idziemy?- Hermi zrównała się ze mną.
– Chyba wiem, gdzie jest artefakt.
– Ooo…. A gdzie jest w tym wszystkim szkopuł?- Dopytywała przyjaciółka.
– Obawiam się, że będziemy musiały drogo za niego zapłacić.
Hermi skrzywiła się. Miałam ochotę odpowiedzieć tym samym. Czy wszystko zawsze musi się tak komplikować?

Stałyśmy przed ciężkimi, metalowymi drzwiami. Zdobiące ich powierzchnię rzeźby przedstawiały różnego rodzaju sceny piekielne. Powietrze było wilgotne i nieprzyjemnie chłodne. Owinęłam się szczelniej płaszczem. Nigdzie nie było widać klamki, a tym bardziej zamka. Brakowało też kołatki.
– Jak zamierzasz tam wejść?- Zapytała nieco rozdrażniona Hermiona. Jej zaklęcia nie podziałały.
– Jeszcze nie wiem. W moim snie po prostu się otworzyły. – Opuszkami palców smagałam ryczące głucho sylwetki diabłów. Hermi opadła ciężko na ziemię i oparła się plecami o skrzydło z rezygnacją. Wtedy wrota drgnęły i powoli, z mozołem otworzyły się na tyle, żebyśmy mogły przejść.
– Wygląda na to, że rezydent tego przybytku chciał mieć pewność, że pojawimy się obie.- Mruknęłam, przeciskają się przez szparę.- Uważaj, kamienie są śliskie.
Hermi próbowała oświetlić nam drogę różdżką, ale mrok był tak gęsty, że niewiele to pomagało. Korytarz wyglądał dokładnie tak, jak w moim śnie. Spodziewałam się komnaty na jego końcu, nie spodziewałam się natomiast, że będzie oświetlona. Sala była obszerna, jej ściany i wysokie sklepienie wykonane było z białego i szarego marmuru. Za strzelistymi oknami (!) czerwone słońce wysiało na przyozdobionym fioletowymi chmurami niebie, kładąc miękkie cienie na czarne wody jeziora, którego wody ciągnęły się od jednej części horyzontu do drugiej.
– Czy my nie powinniśmy być pod ziemią?- Zadała pytanie Hermiona.
– I jesteśmy.- Usłyszałyśmy za sobą głos.- Witajcie, dziewczęta! Miło gościć w moich skromnych progach tak zacne persony.
W naszym kierunku pewnym, elastycznym krokiem zmierzał wysoki, szczupły mężczyzna w czarnym, dopasowanym garniturze. Jego czarne jak smoła oczy błyszczały wesołością, a wąskie usta zdobił ujmujący, szczery uśmiech.
– Pani Słońca we własnej osobie!- Przeczesał dłonią krótkie czarne włosy, przyglądając się Hermionie z nieukrywaną fascynacją.- I uosobienie Morrigan, Królowej Kruków.- Przeniósł na mnie swój bezdennie czarny wzrok.- Doprawdy, niecodzienne połączenie.- Klasnął w dłonie.
– Przepraszam, że wtargnąłem do Twoich snów, Czarnoskrzydła, ale nie mogłem oprzeć się pokusie spotkania z wami.- Zaśmiał się.
– Kim jesteś?- Zapytała wojowniczo Hermiona.
– Prawda, gdzie moje maniery!- Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko, ujmując dłoń zaskoczonej Hermi.- Mów mi Lucyfer, o Pani.- Złożył na jej dłoni niespieszny pocałunek.
– To diabeł.- Uzupełniłam.- Sam Niosący Światło.
– Upadły Anioł?- Zdziwiła się przyjaciółka.
– Dawne dzieje, nie mówmy o tym.- Władca Piekieł rozłożył ręce w pojednawczym geście.- Na pewno jesteście bardzo głodne…
Klasnął w dłonie. Na środku dosłownie znikąd pojawił się suto zastawiony stół. Salę wypełniły płonące czerwonym ogniem świece.
– Zapraszam.
– Jesteśmy tutaj w konkretnym celu.- Założyłam ręce na piersi.
– O interesach porozmawiamy później.- Uśmiechnął się.- Proszę, proszę.- Ponaglił mnie.
Westchnęłam ciężko i opadłam na wygodne, mahoniowe krzesło. Dziwnym zbiegiem okoliczności moja część stołu uginała się od mis pełnych warzywnych przysmaków.
– Skąd nas znasz?- Hermiona wpatrywała się w niego z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
– Jestem demonem. Wiem wszystko.- Diabeł mrugnął do niej porozumiewawczo, stawiając przed nami kieliszki pełne wina.
– Blefuje.- Obrzuciłam go nieufnym spojrzeniem.- Prowadzi kilka klubów nocnych, niektóre spod ciemnej gwiazdy. Zna wszystkie miejskie plotki.
– Fascynujące! Doprawdy natura bogini wojny!- Uśmiechnął się szeroko.- Ostatnio dużo mówi się o tym, że Książę Rowan, pierwszy z linii sukcesyjnej do tronu żeni się z Wiedźmą. Jakież to historie potrafią urodzić się w głowach istot, nawet Fae.
– Myślę, że to sprawa samego Księcia.- Odpowiedziałam chłodno.
– Oczywiście, oczywiście…
Zapadła pełna napięcia cisza, choć sam Lucyfer zdawał się zrelaksowany i zupełnie pozbawiony świadomości niezręczności sytuacji.
– Czy możemy przejść do rzeczy? Jakoś straciłam apetyt…- Odezwałam się w końcu.
– Mówisz o tym?- Na srebrnym łańcuszku zakołysał się czarny kamień.
– Dokładnie o tym.
– Jakoś się dogadamy. Kamyczek nie ma dla mnie wielkiej wartości.- Obejrzał go dokładnie, przekładając w długich smukłych palcach. Po mojej prawej usłyszałam westchnienie ulgi.
– Jaka jest więc Twoja cena?
– Pokażecie mi świat ludzi.- Spojrzał mi prosto w oczy, aż zakręciło mi się w głowie.- Od środka. Chcę poznać ludzi, fae i czarodziejów.
– Z całym szacunkiem, ale po co komuś takiemu jak ty taka wiedza?
– Jestem ciekawy świata.- Uśmiechnął się.- To jak?- Zamachał mi przed oczami czarnym kamieniem.
– Zgoda.- Odpowiedziała za mnie Hermiona. Spojrzałam na nią ze zdumieniem. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
– Świetnie!- Klasnął w dłonie. Wcisnął mi w ręce klejnot. Poczułam jego pulsującą moc. Nie było mowy o falsyfikacie.- Dajcie mi chwilę, zbiorę kilka rzeczy.
– No co? To nie powinno być trudne zadanie…- Rzuciła Hermiona, jak tylko zniknął.
– No nie wiem… W końcu to sam Lucyfer. Władca Piekieł. Anioł, który zbuntował się przeciwko Bogu.
– To się świetnie składa, bo mamy bramy piekieł do zamknięcia.- Wyszczerzyła się przyjaciółka.

Kiedy dotarliśmy na powierzchnię, a drzwi do Pandemonium zamknęły się za nami w hukiem, słońce było już wysoko na niebie. Miasto tętniło życiem, po ulicach kręciło się mnóstwo Fae, targujących się z handlarzami albo po prostu korzystających z rzadkich o tej porze roku promieni słonecznych. Wmieszaliśmy się w tłum. Nieziemskiej urody elfki bez skrępowania zaczepiały Lucyfera, ignorując naszą obecność. Byliśmy w połowie drogi do Twierdzy usłyszałyśmy za nami wołanie.
– Emmo! Hermiono! Na wszystkich bogów, leć zawiadomić Księcia!
– Jarel?- Odwróciła się Hermiona.
Rzeczywiście ciemnowłosy wojownik pędził w naszą stronę, natomiast towarzyszący mu podkomendny już dosiadał konia.
– Nic wam nie jest?- Dotknął mojego ramienia, jakby sprawdzając, czy nie jestem iluzją.- Napędziłyście nam niezłego stracha.
– Jak to?- Zdziwiłam się.
– Zniknęłyście bez słowa na dwa dni. Rowan odchodzi od zmysłów.
Spojrzałam na Lucyfera, który tylko wzruszył ramionami:
– W Pandemonium czas płynie inaczej.
– A to kto?- Fae spojrzał nieufnie na uśmiechającego się Diabła.
– Stary znajomy. Chodźmy, zanim Rowan zacznie przekopywać się do Atlantydy.

Wspinaliśmy się po stromej ścieżce w kierunku górującej nad miastem Twierdzy. Sylwetka Rowana zamigotała w oddali. Książę stanął na progu, a kiedy nas dostrzegł puścił się biegiem w dół. Odległość, pokonanie której dla normalnego człowieka zajęło by kilkanaście minut, przebył w kilka. Wyhamował parę metrów ode mnie, ale i tak impet z jakim wpadłam w jego otwarte, płonące ogniem ramiona, spowodował, że o mało się nie wywróciłam.
– Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób.- Warknął, przyciskając mnie mocno do siebie.- Słyszysz?
Odgarnął mi włosy z oczu i dokładnie obejrzał moją twarz, a potem resztę ciała.
– Przepraszam.- Bąknęłam.- Nie sądziłam, że to tyle zajmie.
– Nigdy więcej nie wychodź, nie mówiąc mi, dokąd idziesz.- Dodał z naciskiem.
– Lepiej go posłuchaj. Przez ostatnie dwa dni był nie do zniesienia.- Uśmiechnął się Draco, który pokonywał właśnie ostatnie kilka kroków.
– Przepraszam, jest w tym chyba trochę mojej winy.- Odezwał się Lucek, na którego do tej pory nikt nie zwracał uwagi.
– A ty kim jesteś?- Szczeknął z ostrzeżeniem w głosie Rowan.
– Lucyfer Morningstar, miło mi poznać samego Księcia.- Uścisnął dłoń Fae, a potem pozostałych zebranych.
– Lucyfer pomógł nam zdobyć to…- Wyciągnęłam spod tuniki zawieszony na łańcuszku kamień.
– Pierwszy klucz?
Pokiwałam w odpowiedzi głową.
– Chodźmy. Jesteście na pewno zmęczeni.- Rowan zacisnął dłoń na mojej własnej i pociągnął mnie za sobą.- Musicie odpocząć. Zapowiada się emocjonujący wieczór.

Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz