10/03

Środa…przyjazd delegacji

Wczorajszy dzień był wyjątkowo nudny. Lekcje zostały odwołane, gdyż mieliśmy sprzątać zamek. Skrzaty miały mniej roboty. No więc sprzątaliśmy. Co tu dużo pisać. Najpierw pokój wspólny, potem dormitoria, a po obiedzie jak zwykle popędziliśmy do biblioteki. Znurzone położyłyśmy się i szybko zasnęłyśmy, zastanawiajac sie wcześniej jak wyglądać będie przyjazd delegacji.

Dzień zapowiadał się fatalnie. Mimo iż była środa, mieliśmy lekcje według piątkowego planu, bo przyjazd delegacji był powodem do wolnego od lekcji czwartku i piątku. Jeju, po co to!! Ja chcem lekcje w te dni!! Ja się obrażam!! Jak małe dziecko. Podczas śniadania musieliśmy wysłuchiwać paplaniny Ron’a, ten temat. Jakby nie było większych problemów. To było żenująco nudne, więc zaczęłyśmy z Hermioną przypominać sobie składniki eliksirów. Po posiłku polecieliśmy do biblioteki. Chłopcy zabrali się za poprawianie swoich marnych wypracowań, a my oglądałyśmy album z jednorożcami. Pami Pince specjalnie go dla nas wyszukała. Album byłz hologramami. Kiedy przekręciło się stronę wybiegał z niej piękny jednorożec, obiegał całą bibliotekę i znikał. Wszyscy się temu przyglądali… Nawet Martin Malfoy. Co ten idiota robił w bibliotece… Skończyłyśmy oglądać hologramy i zabrałyśmy się za zaklęcie wczarowujące właśnie takie coś… Dużo pracy to nas kosztowało, ale po dwóch bodajrze godzinach udło się. Każda z nas, tak jak pisało w książce wyczarowała hologram jeża. Śliczne te jeżyki. Takie malutkie. Przed obiadem, Hermiona wyczarowała hologram Harry’ego, który zagrodził drogę temu prawdziwemu. Prawdziwy Harry trochę spanikował, kiedy ujrzał swoją kopię. Zostały tylko lekcje eliksirów i przyjazd delegacji. Snape odjął nam 15 ptk. Jak on może wogóle. Za co?? W końcu ustawiliśmy się przed zamkiem. Prof. McGonagall poprawiała dziewczyny (kazała pozdejmować im spineczki z włosów, które mom zdaniem wyglądały śmiesznie)no i chłopców. Szczególnie Nevilla. Czekami i zekamy, aż tu nagle gdzieś w oddali pojawił się pgromny powóz, zaprzężony w dwa, piękne, ogromne rumaki. No po prostu cudne!! Z powozu wysiadła ogromna kobieta, chyba półolbrzymka, a za nią posypała się reszta osób. Półolbrzymka, Madam Maxime, przywitała się z Dumbledorem. Możę nie będę powtarzała ich rozmowy, bo olbrzymka mówiła strasznie dziwnie. Sama nie potrafiłabym tego powtórzyć. Później poszli ogrzać się do zamku. Czekaliśmy jeszcze na delegację z Durmstrangu. No i doczekaliśmy się… przypłynęli statkiem, a raczej wynurzyli się. Ron nie mógł wytrzymać się, gdy okazało się, że przybył z nimi Krum-ten tam jakiś szukający. Ron zaczął przemówienie, że nie wiedział, że on jest jeszcze uczniem i takie tam. No cały czas na ten temat biadolił. Denerwował mnie. Podczas kolacji nie było innego tematu. Denerwowały mnie te dziewczyny z Beaxbatouns. Wszystko im się nie podobało. No co to ma być. Zasnęłam szybko. Uczta po prostu mnie przytłaczała.


Niedziela…nareszcie prawdziwa przyjaźń

Dużo się działo przez te ostatnie kilka dni. Czwartek wolny od lekcji, piątek tak samo. „Żyć nie umierać”- jak powiedział Ron. Wszyscy cieszyli się chyba z długiego weekendu. Wszyscy, z wyjątkiem Hermiony i mnie. Liczyłyśmy na dużo punktów w tym tygodniu, a tu klapa… Czwartkowe śniadanie było najgorszym w moim życiu. Nigdy nie widziałam tak aroganckich dziewczyn, jak te z Beaxbatouns. Psioczyły na wszystko. Nie podobało się im nasze jedzienie, bo powiedziały, że za tłuste. Nie mogą przecież przytyć. Oj biedaczki… Wrr…!! Nie podobali im się nasi nauczyciele, nie podobał im się zamek. Powiedziały, że za zimno… Pff… Nie dziwię się, że im zimno, skoro one prawie nic na sobie nie mają. Jeju… One mnie strasznie irytują. No co one sobie wyobrażają… Z Krumem nie było najlepiej… Wszystkie dziewczyny latały za nim z pomatkami, długopisami, chusteczkami, kartkami… ze wszystkim co się dało, żeby tylko im się podbisał. No po prostu…
-…żałosne. To jest po prostu żałosne- powiedziałam, spoglądajc znad talerza. Ron przyglądał się tej super pięknej dziewczynie z Beaxbatouns. Pff… Wymieniłyśmy z Hermioną spojrzenia okazujące dezaprobate i wróciłyśmy do książek. Nie mogłam się jednak skupić. Wszędzie tylko chichoty dziewczyn.Nigdy tak nie było…
– Chodźmy stąd…Mam tego dosyć- rzuciła Hermiona. Harry, Hermiona i ja podnieśliśmy się szybko. Ron ciągle gapił się na tą wilę.
– Ron, nie gap się tak, bo ci oczy na wierzch wyjdą. Wstawaj!-uderzyłam go w ramię i pociągnęłam za szatę. Chłopak lekko zdziwiony podniósł się.
– No o co ci chodzi…-zbulwersował się.
– Nie denerwuj się tak…-powiedział Harry i uśmiechnął się do nas porozumiewawczo…Porozumiewawczo…no nie wiem. Zaczęliśmy kierować sie w stronę wyjścia. W drzwiach przepuściliśmy Karkarowa, pana Bagmana i Croucha, razem z Krumem i bandą innych delegatów.
– Dziękuję…-powiedział oschle i rzucił na nas przelotne spojrzenie. Niestety, obejrzał się znowu. Przyjrzał się dokładnie Harry’emu, a potem patrzył przez chwilę na mnie.
– Czy to jest… czy, czy to są…-wybąkał Karkarow.
– Tak… to Harry Potter i Emma Garner- powiedział głos, tuż za nami. Właścicielem głosu, był prof. Dumbledor. Dyrektor uśmiechnął się do nas i położył swoją rękę na moim ramieniu.
– Bardzo mi miło…- zaczął potrząsać moją ręką. Wszyscy z Durmstrangu patrzyli na nas. Było strasznie. Gapili się na moją bliznę, jak eksponat w muzeum. Harry też zbytnio nie był zadowolony.
– Wiedziałem, że oni chodzą tutaj do szkoły.
– Oni…?- zdziwił sie Dumbledor.
– No tak… pan Potter i panna Garner są opisani w każdej książce na tema Czarnej Magii w naszym kraju. Ciekawe… Przecież Ministerstwo miało to zaretuszować. Widocznie im się nie udało. W przejściu zaczął robić się korek. Wkrótce dołoczyła Madame Maxime ze swoją zgrają.
– Cio tu się dziei, Dum-blidorr- krzyknęła. Znaczy zapiszczała, bo tony jej głosu były bardzo wysokie. Rozejrzała się i zobaczyła Harry’ego i mnie. Pchnęłam Hemionę trochę do przodu, żeby ta baba się na mnie nie gapiła. Ta jednak po chamsku rozepchała się i powiedziała…
– O… Dum-blidorr, to jest Harry Potter i Emma Garnen.
– E…Garner, proszę pani- poprawiłam ją.
– Tak… Dum-blidorr?
– Tak- odpowiedział profesor i uśmiechnął się. Teraz nie tylko Durmstrang się gapił, ale też Beaxbatouns. Dziewczyny maślanymi oczami patrzyły na Harry’ego. Mną się nie zajmowały. Spojrzałam na Hermionę. Była już chyba znudzona tym całym cyrkiem. Ja z resztą też.


Niedziela…nareszcie prawdziwa przyjaźń. c.d.

– Przepraszam profesorze, możemy już iść?- zapytałam.
– Tak Emmo…
Dumbledor mnie póścił i wypchaliśmy się z tłumu. Roz zrobił obrażoną minę.
– Ron o co ci chodzi?- zapytałam.
– O nic…-powiedział urażonym tonem.
– No przecież widzę…-ciągnęłam dalej.
– Nic się nie stało.
Nastąpiła chwila milczenia. Spojrzeliśmy na siebie z Harry’m, wymieniając pytające spojrzenia. Nie no, Ron nie mógł być przecież zazdrosny… Nie… nie on. Wróciliśmy do pokoju wspólnego. Chłopcy rozsiedli się na fotelach, ja usiadłam na podłodze, a Hermiona położyła się na kanapie. Rozmawialiśmy sobie o wszystkim i o niczym. Ronowi od razu poprawił się humor. Reszta dnia była normalna… Po obiedzie poszliśmy do biblioteki i odrabialiśmy prace domowe. Wszędzie pełno było tych rozwydrzonych dziewuch i nie możnabyło spokojnie poczytać. A jeszcze ten Krum dosadził się do naszej biblioteki. Nie no… Jednak nie lubie tych ludzi z delegacji. Oni mnie po prostu irytują. Gdzieś kilka stolików dalej siedział Martin. Kolejny idiota na horyzoncie. Kiedy podzieliłam się refleksjami z przyjaciółmi, poparli mnie. Szczególnie Ron. Choć był zły za tego Krum’a-idiotę. Znowu zaczął nawijać, jaki to on wspaniały i zaczał gadać coś o Zwodzie Wrońskiego, czy tam Wrednego. Wieczorem siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy o Syriuszu, o Weasley’ach o moich rodzicach. Potem temat zszedł na Hermiony rodzinkę i w jednym momencie zrobiło się cicho, bo Harry nie mógł opowiadać, jak to był na wakacjach z rodzicami. Zrobiło mi się go strasznie żal. Było mi głupio. Miałam wyrzuty sumienia, że to moja wina, że jego rodzice nie żyją. Nie wiem dlaczego. Miałam takie uczucie i było ono po prostu okropne. Położyłam się spać i nie mogłam zasnąć. końcu jednak się udało.

Piątek… Piątek był normalnym wolnym dniem. Śniadanie jak zwykle smaczne, ale takim wygórowanym wymaganiom, jakie mają delegackie dziewczęta nic nie pasuje.
– Luiz, zobacz jaki to jest słusti. Ja ni będi tegu jeść.
– Masz racji, Cruel.
Takie oto rozmowy można było usłyszeć, przechodząc obok stołu krukonów. Aż mnie ściskało w środku. Jak one mogą być takie… Po śniadaniu chłopcy latali na błyskawicy, a my siedziałyśmy sobie na kamieniach, ciesząc się ostatnimi promieniami jesiennego słońca.


Niedziela…nareszcie prawdziwa przyjaźń. c.d.1.

– Jak myślisz, kto będzie reprezentował nasza szkołę?- rzuciła temat Hermiona.
– Nie wiem… Może Cedrik Diggory?
– Cedrik… czemu nie. Słyszałam jednak, że Martin ma ochotę się zgłosić- powiedziała przyjaciółka, patrząc na mnie.
– Jeśli chce, to czemu nie… Najlepiej, żeby się tam zabił. Ale czy on nie jest na to za młody?
– Nie mów tak, Emmo… Jak możesz być taka!- nawrzeszczała na mnie. W każdym razie wrzeszczała przez pół godziny, na temat Martina i takie tam. Bla, bla, bla…
– On jest za młody… Przecież trzeba mieć siedemnaście lat, żeby wystartować. Szkoda… A już myślałam, że może umrze… – powiedziałam beztrosko, a Hermiona znowu zaczęła na mnie krzyczeć. Ron właśnie wskoczył na miotłę i szybował nad nami. Harry usiadł na kamieniu obok Hermiony.
– A ona dlaczego tak na ciebie krzyczy?- zapytał, gdzy Hermiona skończyła kazanie.
– Bo rozmarzyłam się, że Martin wystartował w Turnieju Trójmagicznym i umarł.
– Ależ ona ma pomysły!-oburzyła się Hermina, spoglądając na niego.
– No co ty, wcale nie takie złe. No ale ty masz rację- dodał szybko, widząc, że przyjaciółka zrobiła obrażoną minę. Zaczęliśmy sie śmiać jak nigdy. Było tak fajnie. Czułam, że mam przyjaciół. Wkrótce dołączył sie Ron i było jeszcze weselej. Dzień był naprawdę wspaniały. Przechadzaliśmy się z Apaczem po błoniach, a potem posiedzieliśmy trochę w bibliotece i wróciliśmy do pokoju wspólnego.
– No fajnie. Skończyłam wszystkie lekcje!- krzyknęłam trjumfalnie i zakręciłam kałamaż. Przede mną leżało kilka zwojów pergaminów.
– No to fajnie! Sprawdzisz mi wypracowanie- rzucił Harry.Spojrzałam na niego badawczo.
– No okey, ale siadaj tutaj obok mnie. Będę ci tłumaczyć wszystkie moje sugestie, żebyśmy się znowu nie pokłócili. Usiadł obok mnie i zaczęłam mu wszystko tłumaczyć. Kiedy skończyliśmy, zorientowaliśmy się, że Ronuś i Hermionka się na nas patrzą.
– A wy co? Nie macie co robić?- zapytał Harry.
– Nie, no mamy- rzucił Ron i wrócili do szachów. Ronuś uczył przyjaciółkę gry. Hehe. Po kolacji od razu poszliśmy spać… Jakoś tak wyszło…



Trudy nauki w Hogwarcie.

Życie…życie toczy się dalej. Przez ostatnie kilka dni nie było na nic czasu, oprócz nauki. Cała nasza czwórka przesiadywała godzinami w bibliotece, tak z resztą jak reszta czwartoklasistów. Nic przecież nie przychodzi łatwo. Wszyscy nauczyciele zapowiedzieli sprawdziany. Prof. Snape oznajmił, że przez najlbiższy miesiąc na każdej lekcji będzie robił sprawdziany z eliksirów. Ron był tym bardzo oburzony. Zaczął wrzeszczeć na przerwie i Snape odjął nam za to 5 pkt. Delegacje zadomowiły się u nas na dobre. Wszyscy swobodnie zaglądali w każde zakamarki. Nie podoba mi się to trochę, bo co za dużo luzu, to nie zdrowo. Krum oblegany przzez dziewczyny, zaczął przesiadywać w bibliotece i ta banda roześmianych dziewuch przyłazi tam za nim. Jest tak głośno, że nie słysze własnych myśli. Jeju… Jednak mimo tych pisków musieliśmy siedzieć i się uczyć. Harry’ego i Rona strasznie irytowały panienki, łażące za Krumem. Ron był wściekły, bo nie mógł zdobyć jego autografu. Harry’ego jakoś to nie fascynowało. Mimo iż było mało czasu na odprężającą lekturę, starałyśmy się wykorzystać z Hermioną każdą chwilę. Draco próbował znowu odbudować „miłosć” Hermiony, ale mu się nie udało. Martin też starał się mnie przekonać, ale znowu klapa. Nie wybacze mu tego, co powiedział o moich przyjaciołach… Niech sobie nie marzy nawet. Sklątki zaczynają być coraz większe. Musimy wychodzić z nimi na spacery po lekjach, żeby się dobrze rozwijały… Rozwijały…ludzie te potwory. Straszne!!! Deszcze padają często i naprawdę nie mam ochoty latać zajakimiś potworami, kiedy mam dużo pracy i nie starcza mi czasu na sen. Tak właśnie tak. Ostatnio siedziałam do późna. Potrafiłam zasypiać na książkach. Budzili mnie albo chłopcy albo Hermiona. Częściej chłopcy, bo Hermiona często spała obok mnie. Później napisze resztę. Teraz ide się uczyć.


Czwartek- Życie jest nowelą…

Leciał kiedyś w mugolskiej telewizji serial, pt: „One day and one smile”. Widziałam tylko dwa jego odnicnki, ale to co dzieje się teraz w Hogwarcie zupełnie mi go przypomina. Dziewczyny po prostu oszalały. Z chłopcami nie było lepiej. Głównymi atrakcjami był Krum, Harry i dama imieniem, Fleur Delacuor. Podobno o mnie też mówiono, ale nikt z delegacji nie odważył się postępować ze mną, tak jak z Harry’m. Otóż dzisiaj rano, po śniadaniu delegacyje dziewczęta okrążyły Harry’ego, oddzielając go ode mnie, Rona i Hermiony. Nikt z nas nie mógł przecisnąć się przez ciasny krąg, utworzony przez nie, więc spokojnie zaczęliśmy kroczyć w stronę klasy transmutacji. Wiedziałam, że Harry sobie poradzi, Hermiona jednak miała wątpliwości.
– Może nie powinniśmy zostawiać go samego z tą chmarą dziewczyn?- zapytała, z niewyraźną miną.
– Hermi, zapewniam cię, że Harry sobie poradzi- odpowiedział Ron. Chłopak udawał, że nic się nie stało, ale widać było, że jest zły na Harry’ego i po prostu zazdrosny. Mógłby zabić wzrokiem każdego, kto stanie mu na drodze.
– Ron coś się stało?- zapytałam, widząc przyjaciela w takim stanie. Dobrze wiedziałam o co chodzi, ale chciałam przekonać się, czy się przyzna.
– O nic- odpowiedział ponuro, zwieszając nos na kwintę. W tym momencie podbiegła do nas „złotowłosa” Julia.
– Och, cześć Ron!- krzyknęła na jego widok. W naszą stronę nawet nie zerknęła. Wymieniłyśmy z Hermioną porozumiewawcze spojrzenia.
– Ron, moglibyśmy porozmawiać na osobności…?- dodała słodko panna Julia.
– Nie…- wcięła się Hermiona.
– Tak…- odpowiedział na przekór, a jego oczy zalśniły złością.
– Hermiono, czy mogłabyś nie decydować za mnie?! Chodź Julio, idziemy!- rzucił i pocięgnął dziewczynę za rękaw. Hermiona aż kipiała ze złości.
– Tak… Świetnie… Bardzo dobrze…- wysyczała przez zaciśnięte zęby. W tym momencie przemknął obok nas Draco M. Spojrzał na Hermionę, ale się nie odezwał i poszedł dalej.
– Draco! DRACO! POCZEKAJ!- krzyczała i dogoniła chłopaka. Pociągnęła go trochę do przodu, tak, żeby Ron ich widział i jak gdyby nigdy nic zaczęła sobie z nim rozmawiać. Po chwili, widząc, że Julietta uwiesiła się na Ronie, sama oparła się delikatnie o Malfoy’a. Patrząc na to miałam niezły ubaw. Oni są jak małe dzieci. Robią sobie na przekór. Wszystko komplikują.
– Hej!- usłyszałam głos za sobą. Harry nareszcie uwolnił się od dziewcząt.
– O jesteś nareszcie! Jak dziewczyny?
– Moody pomógł mi z tatąd wydostać. Co się dzieje?- spojrzał na pary nieopodal nas.
– Ron i Hermiona jak zwykle robią sobie na złość.
Ron pożegnał się z Julią, a zaraz potem Hermiona zrobiła to samo. Szli obok siebie łypiąc złowrogo. Harry spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
– Coś się stało?- zapytałam i o mało nie wybuchłam smiechem, widząc minę Hermiony.
– Nic się nie stało- odpowiedziała przyjaciółka.
Dzwonek przerwał jednak rozmowę. Czym prędzej popędziliśmy do klasy. Podczas wszystkich lekcji Hermiona i Ron prawie się do siebie nie odzywali. O co im znowu chodzi? Wogóle tego nie rozumiem… Obiad minął w zupełnej ciszy między nami. A później w bibliotece nie było lepiej. Każdy pogrążony jakby w swoich myślach. Hermiona pierwsza z nas odrobiła swoje lekcje. Kiedy tylko zamknęła kałamaż, pojawił się Draco.
– Idziemy Hermi?- zapytał.
– Tak- odpowiedziała, spoglądając na Rona, który teraz był czerwony ze złości. Dziewczyna, widzac stan chłopaka odeszła z satysfakcją na twarzy. Przez chwilę byliśmy chicho. W końcu Ron się odezwał.
– Idę, poszukać Julii.
– Ron, ale nie zrobiłeś jeszcze wszystkich lekcji.
– No to co. Ide- rzucił i poszedł. Spojrzałam na Harry’ego pytająco. To jedyna osoba, od której mogłam dowiedzieć się czegokolwiek.
– Ja nic nie wiem- powiedział szybko chłopak. Zamyśliłam się na chwilę. Wszystkie części układanki, ułożyły się w jedną całość. Zrozumiałam zachowanie moich przyjaciół. Zerknęłam jeszcze raz na Harry’ego, który właśnie zagębił się w „Quidditchu przez wieki”. Wkrótce sama pogrążyłam się w lekturze.
Sądząc po tym, że zrobiło się ciemno była już godzina 18.00. Hermiony i Rona nie było.
– Chyba czas zacząć ich szukać…-powiedział Harry.
– Chyba taak…- odpowiedziałam i wstałam. Wyszliśmy w biblioteki. Zajrzeliśmy do Wielkiej Sali, ale nikogo tam nie było. Przeszliśmy po wszystkich korytarzach i zaszliśmy do Skrzydła Szpitalnego.
– Gdzie oni mogą być?- powiedziałam wyjątkowo nienaturalnym głosem.
– Idziemy na błonia…- odpowiedział Harry. Tak też zrobiliśmy. Było teraz zupełnie ciemno. Wejście zamku oświetlały pochodnie. Z dala widać było chatkę Hagrida. Rozejrzałam się wokół. Ani śladu żadnego z naszych przyjaciół. Mroźne powietrze przeniknęło mnie do szpiku kości.
– Tam…- powiedział Harry, wskazując palcem w stronę Polany Jednorożców.
Znaleźliśmy ich… Stali naprzeciwko siebie i krzyczeli. Krzyczeli jak nigdy przedtem. Ron był cały czerwony ze złości, a w oczach Hermiony szliły się zły nienawiści. Chłopak z całej siły kopną w pień drzewa przy którym stali, a dziewczyna odkręciła się i wbiegła do Zakazanego Lasu. Harry pobiegł za nią, a ja rzuciłam się, na kipiącego ze złości Rona.
– Ron jak mogłeś?!
– NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE! MAM WAS WSZYSTKICH DOŚĆ! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!
– RONALDZIE WEALSEY MASZ NATYCHMIAST SIĘ USPOKOIĆ! I SIEDŹ CICHO!
– NIE BĘDZĘ SIEDZIAŁ CICHO, ROZUMIESZ! NIE BĘDĘ SIEDZIAŁ CICHO! DLACZEGO ZAWSZE MAM SIEDZIEĆ CICHO! NIE…
– SALIENCIO!- wyciągnęłam różdżkę i głos Rona nie był już więcej słyszalny. Chłopak spanikowany spojrzał na mnie.
– Rzuce przeciwzaklęcie jeśli się uspokoisz i nie będziesz krzyczał. Chłopak przytaknął, więc odczarowałam go.
– CO…!
– Ron obiecałeś- uniosłam ponownie różdżkę.
– No dobra.
– Co jej zrobiłeś?
– Nic.
– Jak to nic?! Przecież widzę.
– Nic jej nie zrobiłem!
– IDZIEMY!
Pociągnęłam go za sobą. Poszliśmy prosto do Pokoju Wspólnego. Reszta szkoły była na kolacji. Siedzieliśmy w milczeniu. Wkrótce zaczęli się schodzić uczniowie. Harry’ego i Hermiony jeszcze nie było. Pewnie błądzili gdzieś po Zakazanym Lesie.
– Jeśli cokolwiek im się stanie, nie wybaczę ci tego- uświadomiłam przyjaciela. Nie wytrzymałam tego napięcia. Wstałam, chwiciłam za płaszcz i wyszłam przez dziurę. Zbiegłam pospiesznie na dół. Wybiegłam na błonia. Kroczyli tam. Harry w samej koszuli i Hermiona blada, otulona dwoma płaszczami. Cała mokra.
– Co się stało?
– Wpadła do bagna- odpowiedził cicho Harry. Zdjęłam swój płaszcz i okryłam nim przyjaciela. Było mi strasznie zimno ale nie dałam tego po sobie poznać.
– To nie potrzebne- odpowiedział i spojrzał na mnie.
– Nie Harry. Widać dość długo jesteś bez płaszcza. Nic mi się nie stanie.
Chwyciłam lodowatą dłoń Hermiony. Była strasznie zimna. Wręcz lodowata. Póściłam ją. Czułam jak zimno przenika mnie do szpiku. Postanowiliśmy z Harry’m, że zaprowadzimy ją do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey kazała tam zostać również nam. Było mi strasznie zimno. Cała się trzęsłam. Harry też nie wyglądał najlepiej. Nie opuszczaliśmy skrzydł przez całął noc. Harry opowiedział mi co się stało, kiedy Hermiona wymęczona zasnęła.
– Gdzie ją znalazłeś?- wyciągałam od niego możliwie jak najwięcej informacj.
– Już mówiłem, wyciągnąłem ją z bagna- odpowiedział słabo.
– Nie spotkaliście żadnych niebezpicznych stworzeń.
– Spotkaliśmy centaura, ale nic nam nie zrobił.
– To dobrze. Jeju, strasznie się o was martwiłam.
– A co z Ronem?- zapytał, spoglądając na mnie ze słabym uśmiechem.
– Nie wiem. Zostawiłam go w Pokoju Wspólnym.
Zamyśliliśmy się na chwilę.
– Co on jej takiego powiedział?- zapytał Harry. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo odezwała się Hermiona.
-Ron nazwał mnie puszczalską lizuską, wrdeną kujonką, powiedział, że nie mozna mnie lubić. Poprostu się nie da…to było straszne. Nikt, nawet Malfoy nie powiedział mi tylu przykrych rzeczy…jak on mógł… ??- spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Sądziłam, że śpi, a tu… Nie wierzyłam, że Ron mógł powiedzieć tyle strasznych rzeczy.
-Naa…naprawdę powiedział, ze się puszczasz??- powiedział ze złością Harry i usoadł obok niej, obejmując ją ramieniem. Dziewczyna wytarła łzy w jego piżamę. Kucnąłam obok niej. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
-No nie martw się…- wydukałam jedynie.
-Ale… ale on… ja przeciez…
-Nic mu nie będzie. Zobaczysz, będzie dobrze…
– le … ja…ja go…. – chciała coś powiedzieć, ale nie skończyła.
– Dobra wiemy, że ci sie podoba-powiedział Harry. Spojrzała na niego…
-oo…?
-Bo to widać. Nie martw sie Hermiono idź spać!! No już-wytarł jejłzy i przykrył kocem.
Położył się po lewej stronie Hermiony, ja zaś zajęłam łóżko po jej prawej. Leżałyśmy sobie, rysując różdżkami świetliste znaki, aż w końcu zasnęłyśmy.


Moje…urodziny!

Obudziłam się rano w Skrzydle Szpitalnym. Każde z nas było już w dobrym stanie, więc pani Pomfrey pozwoliła nam wyjść. Pobiegliśmy do dormitoriów po nasze książki i razem z Ronem poszliśmy na lekcje. Ron i Hermiona ciągle byli na siebie obrażeni. Nie dziwię się Hermi. Gdyby ktoś powiedział, że się puszczam, znienawidziłaym go na całe życie. Lekcje minęły strasznie szybko. Wieczór zbliżał się dużymi krokami. Kiedy siedzieliśmy na obiedzie, spojrzałam na datę Proroka Codziennego i zorientowałam się, że dziś są moje urodziny. Zapomniałam. No tak. Dziesiąty października. Jak mogłam zapomnieć. Uśmiechnęłam się w duchu. Jak szybo minęło te 14 lat. Szególnie te ostatnie 4, z moimi przyjaciółmi. Chciałabym wszystko jeszcze raz przeżyć, ale niestety nie dało się. Nie dało się wrócić do tamtych czasów. Trzeba cieszyć się chwilą obecną, bo nie wiadomo co będzie jutro, ale też nie należy rozpamiętywać w sobie przeszłych dni. Kiedy zupełnie się ściemniło Hermiona zabrała mnie do klasy od transmutacji. Jakieś głupie pomysły. Było tam zupełnie ciemno.
-Powiec… „Abrakadabra”
-Zgłupiałaś… Hermiono, dobrze się czujesz?
-No powiec Abrakadabra!!-uparła się.
-Abrakadabra-powiedziałam od niechcenia
i w tym momencie klasa roziskrzyła się tysiacami kolorów, magicznych ogni doktora Filibustera. Zamurowało mnie. Czy oni powariowali? Są naprawdę niemożliwi. Wszyscy rzucili się na mnie z życzeniami. Był nawet Draco i Martin. Martin spojrzał na mnie długo i przenikliwie, potem opóścił głowę i poszedł. No i dobrze mu tak. Co on sobie wyobraża?! Kiedy już wszyscy złożyli mi życzenia ściągnęli mnie na dół. Draco zawiązał mi oczy i wyprowadzili mnie na zewnątrz. Zimno przenikało mnie do szpiku kości. Kiedy nareszcie „przejrzałam” to co zobaczyłam było oszałamiające.
Stał przede mną kary, ogromny i przepiękny jednorożec. Jeden z 500 istniejących. Jego długa, gęsta, jedwabista grzywa powiewała na wietrze, a duże, rozumne oko patrzyło na mnie wesoło. Czarny jak heban róg lśnił w promieniach księżyca. Wtuliłam się w konia. Postanowiłam, że nazwę go Grannus. Wróciliśmy do klasy transmutacji i jak głupie zaczęłyśmy szaleć z Hermioną na parkiecie. Około pólnocy sprzątneliśmy wszystko i wróciliśmy do dormitoriów. Siedziałam sobie z Harry’m przez chwilę w Pokoju Wspólnym, a potem poszłam spać, zmęczona dzisiejszymi emocjami. Nie mogłam jednak zasnąć, przypominając sobie Grannusa kawałek po kawałku, jakby był to jakiś sen. Jednak nie. Grannus stał teraz w ogromnej stajni, przy domu Hagrida. Zasnęłam myśląc o wszystkim.


Sobota…wymysły prof. McGonagall…

Obudziłyśmy się późno. Zeszłyśmy na „śniadanie” ubrane po mugolsku i razem z Harry’m i nieobecnych dziwnie Ronem wkroczyłyśmy do Wielkiej Sali. Podczas posiłku Hermiona i Ron patrzyli na siebie z nienawiścią i pogardą. Próbowałam zagadywać Rona, ale słyszałam odpowiedzi, typu: „Zostaw mnie!”, „Odczep się!”, „Spadaj!”. Nie no przepraszam, ale jeśli ktoś daje mi do zrozumienia, że jestem idiotką, która wtranca się do jego życia, jak złodziej, no to daje za wygraną i uciszam się. Przyjaciele nie spuszczali z siebie obrażonego wzroku.
-Co sie tak gapisz?
-A co nie mogę?
-NIe…
-Pff…
-Weś… szlamo…-powiedział Ron. Harry zrobił wielkie oczy. Wstał, upuszczając ze złości widelec. Wiedziałam, że chce mu przywalić, więc złapałam go za rękaw i pociągnęłam do dołu. Ten spojrzał na mnie z wyrzutem, potem jednak jakby czytał w moich myślach, zrozumiał, że to nic nie da. Hermiony nie udało mi się jednak powstrzymać i uderzyła Rona z taką siłą, że spadł z krzesła.
– Dość-powiedział za nami ostry głos wychowawczyni. No to pięknie…
– Potter…Garner…-minus pieć punktów. Teraz idźcie do swojego pokoju wspólnego.
– Pani profesor, a czy nie mozemy poczekać…- zaczął Harry.
-Na nich? Nie.
Wstaliśmy więc i zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia.
– Dlaczego profesor McGonagall odjęła nam punkty? Za co?! Jak tam można?! Sądziłam, że nasza wychowawczyni jest rozsądna!- mówiłam podniesionym głosem.
– A jednak…- dodał Harry. Popatrzył na mnie, a potem zrobił się czerwony i odwrócił głowę. Udałam jednak, że tego nie zauważyłam i mówiłam dalej:
– Nie, no jak tak wogóle można?! Pięć punktów! Moje pięć punktów z zielarstwa! Jeśli będą nam odejmowane punkty za nic, to nie wygramy w tym roku Pucharu Domów! Profesor powinna o tym pomyśleć!
– Spokojnie Emmo… Przecież to tylko pięć punktów.
– PIĘĆ PUNKTÓW?! TO AŻ PIĘĆ PUNKTÓW!
– Nie przejmuj się. Pomyśl o punktach, które straciliśmy w pierwszej klasie.
No tak. Wtedy był to prawdziwy koszmar. Jednak i tak wygraliśmy… Stanęliśmy przed portretem Grubej Damy.
– Miodojad- powiedział Harry i portret odsunął się. Chwilejnym krokiem przyjaciel wkroczył do środka. W jednej chwili poczułam palący ból blizny i Harry osunął się na ziemię. Moja głowa
pulsowała bólem, jakby miała zaraz wybuchnąć. Podbiegłam do Harry’ego.
– Nic ci nie jest?- zapytałam stłumionym głosem- Niech ktoś zawiadomi prof. McGonagall!
– Nie, nie trzeba. Nic mi nie jest.
– Na pewno?- zapytałam trzymając się w miejscu, gdzie widniała blizna.
– Tak- odpowiedział wstając. Chłopak zachwiał się niepewnie i przytrzymał ściany. Nie wyglądał najlepiej. Kruczoczarne włosy opadały niedbale na blade czoło, a oczy były zupełnie bez życia.
– Może jednak poszukam prof…-zaczęłam.
– NIE! Nie… Nie trzeba. Naprawdę- powiedział i uśmiechnął się słabo. Usiedliśmy w fotelach przy kominku. Wszyscy, którzy byli obecni w Pokoju Wspólnym patrzyli się na nas, jakby czekali, że któreś z nas znowu zemdleje. Hermiona i Ron nie pojawiali się. Zaczęłam się denerwować.
– Chodź, idziemy stąd- powiedziałam oglądając się wokół.
– Yhy…- odpowiedział i pchnął portret. Wyszliśmy przez dziurę i zaczęliśmy kręcić się po szkole. W końcu przysiadliśmy na schodach.
– Gdzie jest Hermiona… Gdzie podział się Ron…- powiedziałam zrezygnowana. Starałam nie patrzeć się na Harry’ego, bo jego obecność zaczęła mnie peszyć. Nigdy tak długo sama nie przebywałam z chłopcami.
Jakby w odpowiedzi na moje pytanie na końcu korytarza pojawili się przyjaciele. Wyglądali jakoś dziwnie. Opowiedzieli, dokładniej Hermiona opowiedziała naprawdę zabawną historię. Prof. McGonagall nie wiem jak to opisać… Połączyła ich linią, żeby przestali się kłócić. Mają mieszkać przez miesiąc w jednym pokoju. Nie no koszmar!! Sam na sam z Ronem. Prawdziwy wymysł profesorki. Ja nie wiem… Komu taki pomysł przyszedł do głowy. a na dodatek oni nie mogli wychodzić z tego pokoju… Byłam skazana na towarzystwo Harry’ego przez miesiąc. Nie no… Trochę rozbawiła mnie sytuacja Hermiony, ale z drugiej strony wolałabym, żeby jednak wróciła do naszej sypialni.
Mimo wszystko wybraliśmy się do Hogesmade. Hermiona bardzo chciała, żebyśmy wstąpiły do sklepu z mugolskimi ciuchami. Ja wolałam kochane szaty. Ona jednak lubiła nosić „mugolki” Mimo lini wiążącej Rona i Hermi wypad był całkiem udany. Wieczorem było mi trochę smutno, bo sama w dużym, pustym dormitorium musiałam czytać książki. Nie było wokół mnie głosu Hermiony, nie było jej śmiechu. Teraz z pewnością wydziera się na Rona.


Niedziela… wszystko tak jak dawniej

Obudziłam się około siódmej rano. Automatycznie spojrzałam na łóżko Hermiony, ale przypomniało mi się, że ona teraz mieszka z Ronusiem. Z jednej strony nie pochwalam takich rzeczy, a z drugiej to mogło ich połączyć i sprawić, że nareszcie przestaną się kłócić. Może nawet naprawdę się pobiorą, tak jak kiedyś „planowali”. Hehe… Wiem, że wtedy żartowali, ale teraz… nic nie wiadomo.
Zdziwiłam się, że nigdzie nie było widać Parvati i Levander. Czy one naprawdę nie mogą spać? Chwyciłam z książkę. Patil i Brown wypadły z łazienki jak oparzone. Wogóle nie zauważyły, że tu jestem.
– Parvati…co powinnam założyć? Może tą ładną sukienkę, którą dostałam na urodziny?
– Nie…to mogłoby go zniechęcić. ubierz sie normalnie- odpowiedziała Patil.
– Jej…Nie wierzę, że Martin zaprosił mnie na ten poranny spacer. Jaki on romantyczny!
Kiedy to usłyszałam, myślałam, że padne ze śmiechu. Ale Martin ma gust… Pff… Dziewczyny ciągle o nim ględziły i zaczęło mnie to denerwować. Ubrałam się i uczesałam. Dopiero kiedy przechodząc stłukłam wazon Levander i rozległ się ogromny huk, dziewczyny raczyły spostrzec, że tu jestem.
– Reparo- rzuciłam i wyszłam trzaskając drzwiami. W pokoju wspólnym nie było Harry’ego. Podszedł za to do mnie Nevil.
– Harry kazał ci to przekazać- powiedział podając mi kawałek pergaminu.

Emmo…!
Czekam na Ciebie w Wielkiej Sali. Pospiesz się, bo nie mam ochoty patrzeć się na pusty talerz.
Harry

– Dzięki Nevil- uśmiechnęłam się, a chłopiec zrobił się cały czerwony. Pchnęłam portret i stanęłam oko w oko z…Martinem. Zignorowałam go i jak gdyby nigdy nic otworzyłam książkę, przechodząc obok niego.
– Emmo, jest tam może Levander?- usłyszałam jego głos.
– Jest… Właśnie się szykuje. Powinna zaraz zejść- powiedziałam, nie odrywając oczu od książki. Chłopak był najwyraźniej zdziwnony tym, że wiem o tym, że spotyka się z panną Brown.


Niedziela… wszystko tak jak dawniej c.d.

Może spodziewał się innej reakcji. Zostawiłam go jednak ze swoimi myślami i zeszłam do Wielkiej Sali. Harry siedział na swoim miejscu. Usiadłam na przeciw niego.
– Cześć! Byli już Ron i Hermiona?
– Cześć! Nie nie było ich. Mamy jutro jakiś sprawdzian?
– Sprawdzian… Profesor Flitwic zapowiedział mały sprawdzianik z ostatniego zaklęcia.
– Naprawdę? Będę się musiał chyba pouczyć.
– Chyba będziesz musiał- odpowiedziałam, wyszczerzając zęby- to zaklęcie jest wręcz banalne. Zaklęcie Odsyłania…
– Zależy dla kogo- powiedział ponuro.
– Poradzisz sobie.
Rozmowa zeszła na zaklęcia, potem na eliksiry, potem Harry już całkiem dobity tym, że według mnie eliksiry, które ważymy są za łatwe, kiedy on nie potrafił sobie z nimi poradzić, zaczął mówić o Quddittchu. Miał wielką satysfakcję, ponieważ oprócz zasad tej gry, nie wiedziałam o niej nic. Nie wiedziałam nic na temat sławnych drużyn, no i oczywiście Kruma. Victor był dla mnie takim samym człowiekiem, jak każdy inny, jednak Harry i Ron, szczególnie Ron, uważali go za świętość.
Niedługo potem przyłączyli się do nas Ron i Hermiona. Nie byli zbytnio zadowoleni swoją obecnością. Hermiona niestety nie posiedziała z nami długo, bo pojawił się Draco. Poszli na romantyczny spacerek. Och! Cudowne! Pff… Ja rozumiem, ale dlaczego akurat Draco. Po śniadaniu poszliśmy do biblioteki odrabiać lekcje. Ron ciągał Hermioną za rękę, tzn. za łańcuszek, którym byli połączeni. Oczywiście, nie obeszło się bez docinek. Kiedy już wszystkie lekcje było odrobione, wróciliśmy do „pokoju rozterek”-tak nazwałam pomieszczenie, w którym mieszkali Ron i Hermiona. Hermi wyciągnęła jakąś starą gazetę dla mugolskich dziewczyn i zaczęła ją czytać na głos. To co tam wypisują, jest po prostu żałosne. „Chłopak mnie zostawił. Co mam zrobić?”- oto jeden z przykładów. Mugolskie dziewczyny są naprawdę głupie. Jakby nie było większych problemów… Zaczęliśmy się śmiać z Rona, gdy po przeczytaniu:
„Zakochałam się w dwóch chłopakach na raz. Nie wiem co mam robić. Dzwoniłam do wróżki, ale nic mi to nie dało oprócz dużego rachunku za telefon. POMOCY!! – Zrozpaczona” zadał pytanie, dlaczego ona dzwoniła do wróżki. Zaczęłąm mu tłumaczyć, że mugole mają swoich oszukanych „czytników przyszłości” Hermiona bez słowa wyszła z pokoju. Czekałam na ten moment.
– Ron, nie sądzisz, że to głupie?- zapytałam, patrząc na przyjaciela.
– Przeproś Hermionę. Kłótnie nic nie dadzą. W końcu to ty nazwałeś ją…- urwałam. Ron spojrzał na mnie ze smutkiem. Widać było, że zależało mu na Hermionie. To było bardzo dziwne, ale w oczach chlopaka pojawiły się łzy.
– Ron, Emma ma rację. Przeprosisz ją, prawda?- zapytał Harry.
– Tak- powiedział dziarsko i wybiegł. Spojrzałam na Harry’ego.
– Powiedziałam coś nie tak?- zapytałam zdziwiona.
– Nie… Chyba nie.
Wtedy do środka wkroczyła Hermiona. Rozejrzała się, a widząc, że nie ma tu Rona wściekła się. Chłopak cały mokry wpadł za chwilę do pokoju. W rękach trzymał kwiatki. No i przeprosili się. Hermiona udawała obrażoną, ale widać było, że sie cieszy. Między nimi zaczynało iskrzyć. Może jednak tylko zaisrzyło, ale ogień się nie rozpalił. Taak… Hermiona nie dopuściłaby do tego. Spojrzałam na zegarek.
– Harry, musimy iść.
– O! No tak. No to do jutra.
Wyszliśmy na zewnątrz. Korytarze zamku były wyjątkowo zimne i ponure. Wszędzie było zupełnie cicho.
– Czy ty…czy…eee…no czy Rona i Hermione coś łączy?- zapytał Harry.
– Nie… Sądze, że nie… To może tylko tak wyglądać. Nic poza tym.
Harry spodziewał się chyba innej odpowiedzi. Zamilkł i już więcej się nie odezwał. Szliśmy w milczeniu. Dopiero w Pokoju Wspólnym usłyszałam ciche: „Dobranoc” i chłopaka już nie było. Cieszyłam się, że Ron i Hermi się pogodzili i z uśmiechem na twarzy zasnęłam.


Poniedziałek…

Obudziłam się dość późno i szybko musiałam biec na śniadanie. Harry czekał na mnie w pokoju wspólnym i migiem zeszliśmy do wielkiej sali. Śniadanie było pyszne. Ron i Hermiona też się przyłączyli. Po posiłku lekcje, które jak zwykle zleciały bardzo szybko, a potem obiad. Nie było nawet czasu na zbędne rozmowy, bo albo odrabialiśmy w bibliotece lekcje, albo Hermiona i Ron musieli siedzieć w swoim pokoju, a Harry chodził ba treningi. Mimo iż Quiddittch miał być w tym roku odwołany Angelina zarządził treningi, żeby forma zawodników była w porzątku. Rozsiadłam się więc w bibliotece i zaczęłam sobie czytać. Zewsząd słychać było głosy uczniów. Nie tylko z naszej szkoły, ale również tych z delegacji. Nie rozumiem, co oni mogliby robić w naszej bibliotece. Wprowadzają tylko niepotrzebny szum. Huk jaki panował w bibliotece nie pozwalał mi czytaći wktórce musiałam wyjść. Jakiś chłopak w czarnych włosach przyglądał mi się, kiedy wychodziłam. Pff… Wróciłam do Pokoju Wspólnego, gdzie było bardzo mało osób i panowała cisza i spokój. Zaczęło się sciemniać. Deszcz zaczął lać, a jego krople wystukiwały równiomierny rytm o szyby okna. Wkrótce do środka wkroczył Harry w szacie treningowej i z Błyskawicą w ręku. Był bały mokry. Z jego kruczoczarnych włosów kapały ogromne krople. Uśmiechnął się i zniknął za drzwiami dormitorium. Stwierdziłam, że nie mam ochoty na kolację i poszłam do sypialni. Położyłam się do łóżka i czytałam książkę. Przypomniało mi się, że muszę w końcu zająć się Grannusem. Przecież mój jednorożec musi być zadbany. Zasnęłam szybko.


Wtorek… nowa znajomość.

Dzień zapowiadał się bajecznie. Słońce świeciło, liście kołysały się na wietrze, a ja miałam wyjątkowo dobry humor. Lekcje jak zwykle minęły szybko i w dobrej atmosferze. Wszystko było takie… wspaniałe. Może nawet aż za wspaniałe. Potem zaczął padać deszcz. Harry uznał najwyraźniej, że jestem zbyt nudna, bo każdą wolną chwilę spędzał z bliźniakami. No okey. Wybaczam mu. Nie wybacze mu tylko tego, że wogóle nie raczył zajrzeć do lekcji. Po obiedzie pobiegłam do Grannusa. Jego stajnia była jasna i przestronna. Hagrid zadbał o samopoczucie mojego przyjaciela. Oczy Grannusa zalśniły, kiedy mnie zobaczył. Nie sądziłam, że konik tak szybko nauczy się mnie rozpoznawać. Wiedziałam, że jednorożce mają dobrą pamięć i sa inteligentne, ale nie sądziłam, że aż tak. Przytuliłam się do niego, a on położył sj wielki łeb na moim ramieniu. Wyporwadziłam Grannusa przed stajnię i zaczęłam czyścić jego srebrzystą sierść. Czarna grzywa falowała lekko na wietrze, a złoty róg lśnił w słońcu. Hagrid przyniósł mi specjlne ogłowie, które było wykonane ze srebrnych nitek, żebym mogła sobie na nim pojeździć. Nałożyłam więc tranzelkę i wskoczyłam na czarny grzbiet. Pogalopowaliśmy przed siebie. Było tak wspaniale. Wróciłam jednak do biblioteki. Szukałam książki do zielarstwa, ale najwidoczniej musiałam jej nie wziąć. Miałam tylko kiążkę o jednorożcach. Zdążyłam przeczytać zaledwie jedną stronę, kiedy przysiadł się do mnie czarmo-włosy chłopak, który się wczoraj na mnie patrzył.
– Cześć!- powiedział wesoło. Totalnie mnie zaskoczył. Siedziałam tam, jak spetryfikowana.
– Eee… Cześć- wydusiłam w końcu. Dałam sobie kilka chwil na opanowanie się.
– Jak masz na imię? Ja nzaywam się Barian.
– Emma.
– Emma Garner?
– Tak. Skąd wiesz?- powiedziałam bezmyślnie. Zapomniałam o… Chłopak nic nie odpowiedział. Zadziwiało mnie to, jak świetnie mówił po angielsku.
– Mioło mi. Zauważyłem, że często tu przychodzisz…- uśmiechnął się. Hmm…
– Czasami… Wiesz, lubię się uczyć.
– Tak? Ja też !- wykrzyknął uradowany.
– Och! Świetnie- powiedziałam trochę lekceważącym tonem. Wydawało mi się, że nie lubię tego człowieka, choć później było całkiem inaczej.
– Co teraz czytasz?- zapytał, próbując zajrzeć do książki.
– „Magiczne właściwości jednorożców”
– Jeju… jednorożce… nigdy żadnego nie widziałem.
– Naprawdę? Naprawdę nie widziałeś jednorożca? U nas jest ich mnóstwo! A tak wogóle lubisz konie ?- zapytałam.


Wtorek… nowa znajomość.c.d

– Pewnie, startowałem w zawodach hipicznych.
– Serio? Ja też startowałam kilka razy. Ale od kiedy jestem w Hogwarcie nie mam jak.
– Konie są cudowne… Twoi rodzice uczyli się tutaj?
– Nie… Pochodze z mugolskiej rodziny.
Grannus…-powiedziałam zamyślona.
– A kto to jest ten Gruc-coś-tam ?
– Grannus. Mój kary jednorożec.
– CZARNY? Mogłbym go kiedyś zobaczyć?
Pomyślałam: „Człowieku nie pozwalasz sobie za dużo? Już zobaczyć” Grzeczność jednak nakazywałam przytaknąć.
– Kiedyś…
Braian, ale ty mówisz świetnie po angielsku…
– Dziękuje, moi rodzice są anglikami, ale do szkoły do francji… chcli, żeby wiesz… drugi język
Moja kochana Hermionka (19:51)
– Rozumiem…
– Przyjechałem tutaj bo chciałem obejrzeć truniej.
– Ale nie mas zchyba 17 lat?
– Nie..ale miałem najlepsze ocen i w nagrodę.
– Barwo!
– Dziękuje. Dziweczyny powiedziały, że jestes tu najlepsza. Ty i jakaś… he…her herminona…
– Hermiona…
– O no właśnie..
– Hah, tak.. prawda, a ile ty masz lat?
– Czternascie..
– Oo.. chodzisz na lekcje z..?
– Z zielonymi?
– Hahahhaha ze ślizgonami. Tak tam jes jeden…Dracon… sraszny typ…- wybuchłam śmiechem, ale szybko się opanowałam.
– Tak?
– Tak…dokucza mi …
– O przykro mi. wiesz musze już lecieć.
– MoŻe się jeszvze spotkamy
– Tak, napewno
– To cześć
– Cześć…
Chłopak odszedł, a zza regału ukazał się Harry. Był troche zły. Trochę… mało powiedziane.


Wtorek… nowa znajomość.c.d.1

– Kto to był?!- zapytał podniesionym głosem.
– Kto?!- odpowiedziałam takim tonem, z jakim on się na mnie rzucił.
– No ten… co tu był.
– Braian. Jest z Beaxbatouns. A co?!
– Nie nic!- krzyknął.
– No o co ci chodzi?!
– O nic…
– Przecież widzę…!
– Ja… Nieważne.
– Wybacz, ale kiedy ty siedzisz sobie z bliźniakami, a Hermiona tkwi w tym czasie z Ronem, to chyba muszę z kimś rozmawiać, prawda?!
– Ale nie musi to byc jakiś idiota z innej szkoły!
– Jaki idiota?! Wogóle go nie znasz! A właśnie bardzo dobrze się uczy! I z pewnością jest inteligentny!
– Przestań!
– To ty przestań!
– Nie…
– Dosyć! Nie mam ochoty wylądować z tobą uwiązanym do mojej ręki, jak Hermiona i Ron! Koniec tematu!
Wszyscy patrzyli się na nas. Chwyciłam za książkę i wyszłam. Pobiegłam do „pokoju rozterek”, gdzie Hermiona i Ron właśnie na czymś debatowali. Wygoniłam Rona i powiedziałam wszystko Hermionie. Ta była bardzo zadowolona z tego, że kogoś poznałam. Trochę tego nie rozumiem… No, ale… Do pokoju wlazł Harry. Nie spojrzałam na niego, tylko dalej rozmawiałam z Hermioną. Niestety musieliśmy wyjść razem. To było dla zmyłki, żeby Ronuś i Hermi się nie poznali. Kiedy tylko drzwi ich pokoju zamknęły się zostawiłam Harry’ego i zaczęłam iść przed siebie.
– Gdzie idziesz?!- krzyczał za mną.
– Gdziekolwiek! Byle dalej od ciebie! Naprawdę nie wiem o co ci chodzi… Dlatego lepiej to przemyśl. Narazie poszukam kogoś, kto mi będzie ufał! Mam nadzieję, że nie przejmiesz inicjatywy Rona i nie zaczniesz krzyczeć do mnie: „Puszczalska!”
Nie wiem, co mnie tak rozwcieczyło, ale nie paniowałam nad sobą. Poszłam do biblioteki. Wyciągnęłam jedną z najgrubszych ksiąg i zaczęłam ją czytać. Siedziałam tam do późna. Dopiero pani Pince wygoniła mnie. Powiedziała, że jeśli tak dalej będzie, to biblioteka będzie musiała być czynna 24h/dobę. Uśmiechnęłam się i wyszłam. Poszłam prosto do pokoju wspólnego. Miałam nadzieję, że jeszcze poczytam, ale była tam Harry.
– Emmo…- zaczął.
– Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Dobranoc- powiedziałam oschle.
– Poczekaj, mieliśmy iść do Rona i Hermiony.
– Dobra… chodź- wyszliśmy z Pokoju Wspólnego. Harry próbował mnie zagadywać, ale nie odezwałam się ani słowem. Zdenerwował mnie i tyle. Niech on sobie nie myśli! Stanęliśmy przed drzwiami „pokoju rozterek”. Chwila oddechu… Wchodzimy i… TOTALNY SZOK! Ron i Hermiona zwalają się z łóżek, które są złączone!! Nie no! O to ich nie podejrzewałam. Skoro naprawdę chcą być blisko, to przecież nie muszą łączyć łóżek… Chociaż… To ich sprawa. Harry pociągnął mnie do wyjścia. Nie opierałam się.
-Nie no STOP!-wrzasnęła.
-CO?
-To nie tak…ta linia jest za któtka… musimy tak spać.
-Ale…
-Przecież osobne łóżka…nawet go nie dotykam…
-Taa…ty iwesz co ty w nocy robisz-powiedział Harry z powątpiewaniem.
-No…nie za bardzo, ale wierzę, ze mój zdrowy rozsądek nie śpi.
Żadne z nas nic nie odpowiedziało. Wyszliśmy na zewnątrz. Złość na Harry’ego momentalnie mi minęła.
– Ich chyba coś łączy…-powiedział Harry.
– Eee… No teraz mam wątpliwości. Chyba powinnam mieć, co?- odpowiedziałam.
– Chyba tak…
Szok sprawił, że znowu zapadło milczenie. Jak…? Co…? Eee… No… Eee…
Weszliśmy do Pokoju Wspólnego.
– Dobranoc.
– Dobranoc.
Dzrzwi dormitoriów zamknęły się. Ciągle nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Zasnęłam myśląc o przyjaciołach.


Środa… dalszy ciąg kłótni z Harry’m.

Wstałam rano i nie wiedziałam co się dzieje. Wczorajsze zdarzenie wprowadziło mnie w taki szok… Niestety dzisiaj nie było lepiej. Przypomniało mi się, że przecież jestem obrażona na Harry’ego, więc starałam się wogóle się do niego nie odzywać. Wpadamy razem do „pokoju rozterek”, a tam… Hermiona i Ron… Oni wyglądali, jakby mieli się zaraz pocałować. Nie no, to już za wiele jak na mnie. Zawstydziłam się jak nic. Zrobiłam się czerwona jak burak.
-Ee… tego… yy… czy my wam nie przeszkadzamy…??- wydukałam.
-Zawsze kiedy wchodzimy wy tak blizko stoicie…- dodał Harry/.
-Ale…eee… yy …-zmieszła się Hermiona.
-Hermiono…jeśl chcecie sie całowac to macie na to całą noc… właśnie, jak wam się spało…razem.
-Nie razem tylko blisko siebie, bo ta lina… idziemy do prof McGonagall…zeby na ją zwiększyła…
-Ta ta… jasne. Akurat już ci wierze. Idziemy na śniadnnie…potem ją pocałujesz Ron…-zawołał przyjaciela.
-RON!! RON!-potrząsną nim Harry. Patrzyłąm na tą scenę z pewną ironią. Harry robił to specjalnie. Nie podobało mi się to. Jakby nie mógł tego wszystkiego przemilczeć. Zeszliśmy na śniadanie. Ron gapił się na Hermionę.
Po lekcjach, kiedy Hermiona i Ron odrabiali szlaban siedziałam w bibliotece, a Harry z bliźniakami. Chyba zrozumiał, że byłam na niego zła. Czytałam sobie właśnie, gdy znowu przysiadł się Braian.
– Cześć!- uśmiechnęłam się.
– Cześć!- odwzajemnił uśmiech. W tym momencie do biblioteki wpadł Harry. Kiedy zobaczył mnie i Braiana przy jednym stoliku zrobił obrażoną minę i usiadł stolik dalej, bacznie na nas patrząc.
– Jak tam Grannus?- zapytał.
– W porządku. Jak lekcje ze ślizgonami?
– Też w porządku. Tylko ten… Dra..Dra..
– Dracon.
– O tak Dracon. Straszny! Robi z siebie idiotę.
– Rozumiem… O jest zawsze taki. Nie przejmuj się- chłopak tylko uśmiechnął się i…
– Słuchaj, dlaczego ten chłopak tak się na nas gapi?
Spojrzałam w stronę, w którą patrzył. Siedział tam Harry.
– Nie wiem… To Harry, mój przyjaciel.
– Przyjaciel?
– Yhy…
– Przepraszam, musze już iść.
– Poczekaj, wyjdę z tobą. Znudziło mi się siedzenie tutaj.
– Okey.
Wstaliśmy i wyszliśmy razem. Harry udawał, że nic go to nie obchodzi. I bardzo dobrze… Za drzwiami biblioteki rozdzieliliśmy się. Wróciłam do pokoju wspólnego. Usiadłam przed kominkiem i zaczęłam sobie czytać. Potem postanowiłam, że pójdę po Rona i Hermionę. Harry miał najwyraźniej podobny pomysł, bo spotkaliśmy się przed drzwiami w holu. Zabraliśmy ich z tamtąd i wróciliśmy do „pokoju rozterek”. Zaczęłyśmy z Hermioną piszczeć, widząc niby-pająka. Ja się nie boję pająków, ale to było specjalnie. Ron jednak nie dał się nabrać i zaczęła się wojna na poduszki. Było genialnie. Najlepsze było to, że lina łącząca Rona i Hermionę znikła. Nareszcie!! Zaczęłam opowiadać z kim to spotyka się Malfoy, oczywiście starszy. Śmialiśmy sie jak nigdy. Jeszcze bardziej zaczęliśmy się śmiać, kiedy wpadła Hermiona i oznajmiła, że Dracon ma dylemat, czy ma porozmawiać z Parvati. Nasz śmiech przywołał Malfoy’ów i ich „gwiazdki”: Parvati i Levander. Nie no myślałam, że padnę, jak zobaczyłam ich miny. Dziewczyny zaczęły się do nas rzucać. Nie no… Jednak to my wygrałyśmy:
-Wiecie, ale wy jesteście płytkie…-poiwedział z opbrzydzenim Martin i zabrał kuzyna z pokoju. Dziewczyny z stanie największego szoku…
Na kolacji okazało się, że dziewczyny rozpuściły plotę, że Hermiona i Harry się całowali. Nie no… Te to mają pomysły. Hermiona jednak zawsze coś wymyśli… Rozpuściła jeszcze wiekszą plotkę… Po kolacji wróciłam do pokoju wspólnego. Usiadłam sobie i zaczęłam czytać. Krzywołap rozłożył mi się na kolanach i zasnął. Do pokoju wspólnego wkroczyła Hermiona. Szukała kota. Heh… Oddałam jej go i wróciłam do lektury. Do dormitorium poszłam dopiero, kiedy oczy zaczęły mnie piec. Przebrałam się w pidżamkę. Dokładniej w różową koszulkę nocną, która dostałam do mamy na Gwiazdkę. Prawie zasypiałam, kiedy obudziła mnie sowa. Siedziała na moim łóżku i dziobała mnie w rękę. Była to Tiza. Odwiązałam list od Hemiony, w którym było napisane, że Ron źle się czuje i żebym natychmiast do nich przyszła. Przemknęłam więc szybko korytarzami, tak by Filch mnie nie widział i wkroczyłam do „pokoju rozterek” Ron nie wyglądał najlepiej. Wymiotował. Wszystko byłe jednak w porządku, więc wróciłam do ciepłego łóżeczka, która nagrzała mi Balbink. dobrze jest mieć kota.


Hmm…

Stało się coś bardzo dziwnego. Zginął mi mój pamiętnik. Hermiony z resztą też. Chłopcy też czegoś szukali… Czyżby oni pisali pamiętnik? To dziwne… Pytałam się, czy może zaginął różnież pamiętnik Ginny, ale zaprzeczyła. Pamiętnik znalazł się dopiero dzisiaj rano. Przejrzałam go dokładnie. Miał wyrwaną jedną stronę… Stronę, na której był opisany przypadek w lesie, kiedy to na mnie i na Martina napadła zakapturzona postać. Zapytałam Hermiony, czy może brakuje jakiejś strony w jej dzienniku…
– Yyy… Nie. Wszystkie są.
– Harry, a u ciebie?
– Co?!- zapytał zdziwiony.
– Nie udawaj! Wiem, że piszesz dziennik.
Chłopak zarumienił się.
– Chyba go nie czytałaś, co?- powiedział troche ze złością.
– Oczywiście, że nie! A tak wogóle, to o co ci chodzi? Przecież nie masz tam co do ukrycia.
– Spokój!- wrzasnęła Hermiona- Harry, zginęła ci jakaś trona, czy nie?
– Nie.
– A tobie, Ron?- zapytała. Ron zrobił się czerwony, równie jak Harry.
– Nie- odpowiedział tylko.
Zeszliśmy na śniadanie. Nie chciałam jeść. Dręczyła mnie tajemnica wyrwanej kartki. Kto był tak bezczelny, żeby ukraść mój pamiętnik, przeczytać go i jeszcze wyrwać coś. Nie, to jakiś zły sen. Podczas lekcji wogóle nie komunikowałam, co było kompletnym błędem z mojej strony. Nic nie robiłam cały dzień. Siedziałam i myślałam o tym nieszczęsnym pamiętniku. Może… Może powinnam przestać go pisać… Sama już nie wiem. Harry przyglądał mi się uwaznie podczas wszystkich lekcji. Dokładniej to było tak, że patrzył raz na mnie, raz na Hermionę. Nie rozumiem chłopaków. Nie dość, że nudzi ich nauka, to jeszcze gapią się na nas i latają na tej swojej błyskawicy. Podczas obiadu nawiązała się rozmowa.
– A ty co, chora?- zapytał mnie Ron.
– Nie… Cały czas myślę, gdzie jest teraz moja, tzn… kartka. Przecież nie mogła tak po prostu wyparować. Ktoś musiał ją wyrwać. No, ale to już wiemy. To przecież logiczne… Tylko, kto to zrobił?
– Myślisz, że to Snape?- wyleciał Ron.
– Nie! Ron! To nauczyciel! A poza tym nie pamiętasz…? To, że nas nie lubi nie oznacza, że jest nsaszym wrogiem.
– A Voldemort?- zapytał Harry. Hermiona i Ron wzdrygnęli.
– Nie… Jak Voldemort (przyjaciele znowu wzdrygnęli) mógłby ukraść mój pamiętnik? Harry pomyśl…
– Uważam…-zaczęła Hermiona, ale podszedł do nas… Dracon.
– Czego chcesz?!- wrzeszczał Ron.
– Ron, poradze sobie- skaciła go przyjaciółka i wstała zabierając Dracona. Wróciła dopiero, kiedy wróciliśmy już do Pokoju Wspólnego. Była wściekła. Trzaskała iskrami na wszystkie strony. Pokłóciła się z… no z nim. Mówiłam jej, że Dracona to idiota wiele razy, a ona dopiero teraz to zrozumiała, kiedy on odważył się wyznawać jej miłość (ponownie) będąc chłopakiem Patil. Nie no, to jest już chore. Hermiona odzyskała jednak rozum…i wydarła się na niego, spoliczkowała go i…odeszła. Może postąpiła trochę za ostro, ale… należało mu się. Ron… Ten to zdolny. Zamiast siedzieć cicho, widząc, że Hermiona jest wściekła, to zaczął jej się czepiać. Chłopcy są naprawdę bezmyślni. Pff… Hermiona zaczynała na niego wrzeszczeć, kiedy wkroczył miedzy nich Harry.
– Przestańcie!- wszyscy patrzyli w naszą stronę.
– Zachowujecie się jak małe dzieci! O co wam dwóm chodzi, co?! Wytłumaczcie mi to!!
Hermiona wybałuszyła oczy. Ron zrobił się czerwony.
– Ee… Harry, przecież Ron…- zaczęła stanowczo przyjaciółka, ale głos się jej załamał, gdy zobaczyła minę Harry’ego.
– A z resztą! Kłóćcie się jak chcecie! Mam tego dość!- usiadł obok mnie na kanapie i zwiesił nos na kwintę. Hmm… Sama nie wiem co o tym myśleć. Harry nigdy się tak nie zachowywał. Chłopak rzucił przelotne spojrzenie, stojącym naprzeciw siebie, oszołomionym przyjaciołom, potem przeniósl wzrok na mnie i chwycił jedną z moich książek. Trafił akurat na RUNy. W końcu Ron i Hermiona usiedli. Przyjaciółka zastanawiała się chwilę, potem poprosiła Harry’ego na słówko. Wiedziałam już, że będzie to jedna z tych poważnych rozmów, którą Hermi prowadzi z chłopcami co jakiś czas. Zastanawiałam się, o czym tak naprawdę ona z nimi rozmawia… Postanowiłam naprawdę poważnie porozmawiać z Ronem. Chłopak usiadł na miejscu, gdzie wcześniej siedział Harry.
– Ron, powiedz mi. Dlaczego ty i Hermiona zawsze się kłócicie? Dlaczego odzywasz się zawsze w nieodpowiednim momencie? Myślałeś kiedyś nad tym?
Chłopak opóścił głowę. Był taki zamyślony… Długo zastanawiał się, zanim odpowiedział:
– Naprawdę nie wiem. Są czasem takie chwile, kiedy nie kontroluje siebie. Nie wiem dlaczego.
Szczerze, to spodziewałam się zupełnie innej odpowiedzi. Powiedział to tonem… Tonem myśliciela. Zrobił to tak, że poczułam się przy nim mała i głupia. Ron… nie to nie był Ron. Był zupełnie inny. Taki mi się wydawał przez chwilę. Zupełnie obcy… Jakbym go wogólenie znała. Jakby te cztery lata naszej znajomości wogóle nie miały miejsca. Jakbym stanęła przed zupełnie nieznanym mi człowiekiem.
– Chyba wam to przeszkadza, więc…
powinienem się usunąć…- wyrwał mnie z zamyślenia.
– Ron, to chyba ty jesteś chory… Dlaczego się nie denerwujesz? Dlaczego na mnie nie krzyczysz jak dawniej?
– To nie ma sensu… Nie, nie, nie, nie…- mówił, patrząc w okno.
– Ron… potrzebujemy ciebie. Ciebie,twoich żartów, kłótni z tobą…
– Tak?
– Tak. Naprawdę…
– Dzięki- uśmiechnął się.
– Nie przejmuj się mną, czy Hermioną. Trochę pracy i…
– Chyba nie masz zamiaru zaciągnąc mnie do biblioteki, co?- przerwał mi.
– Eee… No…oczywiście, że nie…
– A już myślałem…- zaczął się śmiać. Rzuciłam w niego leżącą poduszką… Usiedliśmy przed kominkiem i zaczęliśmy rozmawiać, jak nigdy. Mówiliśmy o wszystkim i o niczym zarazem.
– Wiesz, pomyślałem kiedyś, że gdyby nie Malfoy, to nasze życie tutaj byłoby zupełnie nudne…- rozkręcił się Ronuś.
– Chyba masz rację… Hermiona nie miałaby kogo policzkować…
– Chyba powinniśmy pójść na kolację…- powiedział Ron. Rozejrzałam się. Nigoko nie było.
– A Hermiona i Harry?
– Oni chyba pojawią się w wielkiej sali.
Przeszliśmy przez dziurę za portretem i zaczęliśmy kierować się w stronę Wielkiej Sali. Rozmawialiśmy dalej. Jednak dialog przerwała nam Julia, która rzuciła się do Rona. Ten zrobił jednak stopujący gest i powiedział oshle:
– Daruj sobie. Nie jesteś w moim typie.
– Ron, no coś ty… Dlaczego?- oburzyła się Blondi.
– Jesteś taka… pusta. Do niewidzenia.
Powiedział i pociągnął mnie za rękaw. Wybałuszyłam na niego oczy.
– Ron…
– No co?- powiedział z satysfakcją.
– Eee… Nie nic.
Zajęliśmy miejsce przy stole. Nadal nie było Hermiony i Harry’ego.
– Ej, no co jest?! Gdzie oni się podziali? Jestem głodny- rzucił Ron. Musiał jednak jeszcze poczekać, bo przyjaciele pojawili się 5 min. później. Byli cali mokrzy i szczęśliwi. Uśmiech nie zchodził z ich twarzy, w orzeciwieństwie do mnie i Rona, bo byliśmy strasznie poważni. Dziwiłam się, że Ron zachował taką powagę. Hermi i Harry gadali jak najęci. Nigdy nie widziałam, żeby Harry tak się rozgadał. Ron nic nie mówił. Zerkał tylko na nich co jakis czas. Ja też milczałam… Po posiłku Hermiona i Herry poszli się przebrać. Hermi zacięgnęła mnie ze sobą do sypialni. No więc później siedzieliśmy w pokoju wspólnym ,a później prefekt pogonił nas do łóżek.


Życie…czasem wesołe, czasem smutne…

Życie toczy się dalej. Dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą. Kartka wyrwana z mojego pamiętnika nie dawała mi spokoju. Przeanalizowałam więc wszystko dokładnie i wszystko złożyło się w całość. Otóż to Parvati i Levander ukradły nasze pamiętniki. Tylko one miały dostęp do naszego dormitorium. Jeśli chodzi o chłopców, to przyznali się, że rozmawiali tamtego wieczora z panną Brown. Patil mogła w tym czasie zakraść się do ich dormitorium.
Wszystko rozwikłało się właśnie dzisiaj. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Po lekcjach, gdy wracaliśmy od Hagrida, przyjaciele zaczęli gadać o pocałunkach. Trochę mi było głupio tego słuchać, więc odłączyłam się od nich i szybciej znalazłam się w zamku. Tam natknęłam się na złodziejki mojej własności. Otóż Patil i Brown szły razem pochylone nad jakąś zgniecioną kartką. Rozpoznałam ją. Była to strona wyrwana z mojego pamiętnika. Zaczęłam się więc za nimi skradać. W końcu zatrzymały się, a na przeciw nim wyszedł… Martin Malfoy. Brown zaczęła coś do niego krzyczeć i wymachiwać mu tą kartką przed nosem. Chłopak wziąłto od niej, przeczytał i rzucił jej tym w twarz. Usłyszałam tylko, jak mówił, że nie ma zamiaru spotykać się ze złodziejką i ostrzegał je, że jeśli ja się o tym dowiem, to gorzko tego pożałują. Miał rację. Wiedziałam już co zrobię. Brown włożyła kartkę do kieszeni i obie zaczęły kierować sie w stronę pokoju wspólnego. Pobiegłam tam czym prędzej. Wszyscy zdziwieni moim tak nagłym pojawieniem się nie wiedzieli co się stało. Ja usiadłam jednak jakby nigdy nic. Byłam wściekła na te dwie! Myślałam, że moje przypuszczenia będą błędne, ale nie. Jednak nie. Parvati i Levander wkroczyły jakby nic się nie stało. Chciały iść do dormitorium, ale zagrodziłam im drogę. Całe dormitorium ucichło. Wszyscy wiedzą, że ze mną nie ma żartów. Kradzież jest najgorszą rzeczą, jaka może być w życiu.
– CO WY SOBIE MYŚLICIE!!!!!!!!! CZY KTOŚ WAM POZWOLIŁ DOTYKAC NASZE PAMIĘTNIKI !! KTO TOBIE PATIL POZWOLIŁ NISZCZYĆ MÓJ PAMIĘTNIK, TYLKO DLATEGO, ŻEBY BROWN MOGŁA SIĘ POPISAC PRZE MALFOYEM!! CZY WY JUŻ CAŁKIEM ZGŁUPIAŁYŚCIE!!? PO CO JA Z WAMI WOGÓLE ROZMAWAIAM!!?? OD RAZU IDĘ DO WYCHOWAWCZYNI…NIE BĘDZIECIE NAM GRZEBAŁY W RZECZACH… !! JAKIM PRAWEM WLAZŁYŚCIE DO SYPIALNI CHŁOPCÓW!? PO CO WAM ICH DZIENNIKI!? NIE PUSZCZĘ TEGO PŁAZEM!!- nie wytrzymałam. Wykrzyczałam to po prostu.
– Panno Garner co tu się dzieje?- wkroczyła właśnie profesor McGonagall. Musiałam nieźle krzyczeć.
– Bardzo sie cieszę, ze pani przyszła Pani profesor.
– Słucham…?
– Nie chcę być donosicielką, ale nie pozwolę, żeby ktoś grzebał w moich rzeczach…
– Do rzeczy…
– Lavenred i Parvatil zabrały z naszego dormitorium nasze pamietniki, i z sypialni chłopców ich dzienniki. Jakby tego było mało, ze przeczytały nasze prywatne zapiski, to jeszcze wyrwały z mojego pamiętnika kartki i pokaząły nijakiemu Martinowi Malfoyowi. Lavender ma teraz te kartki w kieszeni…
– Proszę mi pokazac te kartki Panno Lavender.
– Ale ja nic nie mam! Ona kłamie!!- próbowała się tłumaczyć. Ona jest żałosna. Po prostu żałosna.
– Zobaczymy, Accio-kartki wyfrunęły z kieszeni i wyladowały w ręku McGonagall.
– Czy to te kartki panno Garner?
– Tak pani profesor.
Dziewczyny dostały za swoje. Nie dość, że miały szlaban i wylądowały u dyrektora, to jeszcze dowiedzieli się o tym ich rodzice. Hmm…
Ostatnio dużo przebywa z nami Braian. Jest całkiem miły. Przynajmniej uczy się ze mną i Hermioną, a nie od nas. Nie jestem jego niańką i nie muszę sprawdzać mu wypracowań, tak jak Ronowi. Harry’emu nie sprawdzam od momentu tamtej kłótni. Czasami jak mi je wciska…to i tak nie biorę. Eee… Ostatnio czasem myśle o Braianie. Wiem, że jestem głupia… Ale może byśmy się zaprzyjaźnili… Nie, co ja robie! Ja znowu o nim pomyślałam. Co się ze mną dzieje. Nie to już koniec. Więcej o nim nie pomyśle… O nie. Wracając do dzisiejszego dnia…
Babcia Braiana jet autorką naszej książki do zaklęć. Super! Po kolacji udało mu się (Braianowi) wyciągnąć mnie na spcer. Obiecałam, za specjalną dedykację na książce od jego babci, pokazać mu Grannusa. Było trochę zimno, ale wesoło. Braian tak śmiesznie mówi po francusku. Ja mam równie dobry akcent, jak on, mimo iż nie mieszkam we Francji. Uczyłam się francuskiego pięć lat. Moja mama bardzo chciała, żebym znała jakiś dodatkowy język. Braian baardzo mnie za niego pochwialił. Za kogo on się uważa, za nauczyciela, czy co…?! Mieliśmy iść do stajni, ale jakoś nie wyszło. Za mocno padało. Stanęliśmy pod drzewem. Znaczy ja się oparłam, a on sobie stał. A co to…!! Zaczęliśmy wygłupiać się przekręcając francuskie słowa… Niektóre, brzmiały naprawdę śmiesznie. Braian zaczął opowiadać, jak to nie mogli go zrozumieć na początku w szkole. Heh… Ściemniło się. Zaczęliśmy wracać do zamku. Coś przyczepiło mi się do włosów i Braian uprzejmnie mi to zdjął. Powiedział, że jeśli to robal, to odkłada go spowrotem bo się strasznie boi. Hmm… Rozstaliśmy się, rzucając krótkie: „czesc”. Nie zdążyłam wejść do Pokoju wspólnego, a Hermiona dorwała mnie i zaciągnęła do dormitorium. Obserwowała nas przez okno. Co ona sobie myśli!! Opowiedziałam jej wszystko, a potem poszłyśmy spać. Pomyślałam, że Braian to całkiem miły chłopak i zasnęłam.


Hallowen…i wielka uczta z tym związana.

Hmm… Dni mijają. Wszystko staje się inne. Wszystko się zmienia. Zmienia się, a zarazem pozostaje takie same. Czy można powiedzieć, że poznałam smak „miłości”? Wątpie. Sobota była jednym z ciekawszych dni, więc mimo iż to było tak dawno postaram się go opisać.

Kiedy obudziłam się rano nasunęła mi się pewna myśl. Może to moje dziwne zachowanie było spowodowane jakimś uczuciem do Braiana…? Nie no to niemożliwe… Na mnie „chemia” nie działa. Miałam ochotę podzielić się moimi obawami z Hermioną, ale nie miałam odwagi. Okazałoby się bowiem, że jestem zupełnie inna niż zawsze… Wewnątrz walczyłam ze sobą. Przyjaciele wyciągnęli mnie na błonia. Oni jak zwykle szaleli, a ja… ja usiadłam sobie na śniegu… Już miałam powiedzieć Hermionie, ale znowu zabrakło mi odwagi. Postanowiłam, że pojeżdżę. Osiodłałam Grannusa. Było cudownie! Miło i przyjemnie! Cwałowaliśmy po błoniach… Kiedy się zatrzymałam na chwilę przybył Braian. Bardzo podobał mu się Grannus i wogóle… Hermiona zawołała Ahmeda i pojeździliśmy razem. Było bardzo fajnie… Zaczęłam się obawiać, że ja naprawdę mogę coś do niego czuć, a to jest niedopuszczalne!! Straszne! Okropne!
Po „jeździe” wyczyściliśmy Grannusa, a potem poszliśmy na obiad. Po obiedzie umówiłam się z Braianem. Miał mi coś pokazać. Byłam bardzo ciekawa co. Przyniósł małe kolorowe ziarenka. Z owoców te rośliny miały wyskakiwać malutkie zwierzaczki. Potem Braian zapowiedział, że na pewno znajdzie coś, czego nie wiem o magicznych „koniach”. Zaczął więc szukać, a ja zajęłam się rysunkiem. Rzeczywiście udało mu się znaleźć informację o Śmierciośladach. Są to naprawdę niesamowite stworzenia. Widzą je ludzie, którzy widzieli śmierć. NAjgorsze z tego wszystkiego było to, że Hermiona nas podsłuchiwała! Ona przesadza! Czy ja szpiegowałam ją, kiedy spotykała się z Malfoy’em?! Nie no, co to ma być. Byłam wściekła na nią! Ona już trochę przesadza! I to Braian ją nakrył… Tej zrobiło się głupio i poszła sobie. Nie miałam już ochoty z nim rozmawiać, więc pożegnałam się i wyszłam. Poszłam na błonia. Chodziłam sobie tam i z powrotem. Potem wróciłam do dormitorium, gdzie Hermiona spała na moim łóżku. Obudziłam ją i poszliśmy na kolację, a po kolacji spać. Miałam ochotę zasnąć i nie myśleć o niczym.

Niedziela… najbardziej zaskoczyła mnie reakcja Harry’ego na Braiana. Zawsze kiedy jest z nami Braian, Harry robi się milczący. To było na błoniach.
– Ron! Jak możesz!!- Ron zaczął bowiem mówić o Apaczu, jako o potworze.
– Hermiono, ale taka jest prawda. Ta bestia jest nienormalna.
– Bo go poszczuję. Przestań obrażać mojego pieska.
– Ocho juz się boję.
– Apacz…bierz-powiedziała rozkazująco i pies rzucił się w kierunku nogi Rona z wystawionymi zębami. Gwizdnęła cicho i pies zamarł w miejscu.
– Dość!
– Widzisz, jednak TEN PIES ma jakąś tresurę. Słucha się ludzi inteligętnych!!-powiedziałam wyniośle. W tym momencie Hary, który szedł milcząc i z rękami w kieszeniach kucnął i powiedział:
– Chodź!-powiedział to do psa ofcourse. Pies wstał i podszedł do wyciągniętej ręki Harrego. Chłopak się wyprostował i powieidział cicho:
– Tak masz racje, rzeczywiscie tylkko inteligętnych…-gdy to mówił jego głos brzmiał zimno i złorogo. Chyba jednak nie za bardzo się lubią…

Dodaj komentarz