No more words.

Drobnofaliste wibracje medalionu wyrwały mnie ze snu. Nie musiałam podnosić powiek, żeby zorientować się, że słońce świeci mi prosto w twarz. Powiew chłodnego powietrza niósł ze sobą głosy dochodzące z kuchni Hermiony i nietrudno było poznać, że afera wisi w powietrzu. Ron nawijał jak nakręcony, nie dając przyjaciółce dojść do głosu. Zinterpretował uprzątniętą mapę w niewłaściwy sposób i próbował przekonać Hermi, że nie mogą się poddać . Kiedy kawalerkę wypełnił szur przesuwanego krzesła i brzdęk moich przewracanych mieczy, postanowiłam interweniować:
– Mógłbyś nie robić tyle rabanu, Ronaldzie Weasley? Ludzie próbują spać.- Stanęłam w progu, a oczy zebranych spoczęły na mnie. Ron, z ręką na rękojeści srebrnego miecza, rozdziawił się ze zdumienia. Na moim miejscu przy stole siedziała przeciętnej urody, bardzo szczupła dziewczyna z długimi włosami związanymi w wysoki kucyk.
– Emma?- Zapytał niepewnie Rudzielec.
– Nie, Wróżka Zębuszka. Uważaj, skaleczysz się!- Podeszłam do przyjaciela i przejęłam swoją własność. Nie zdążyłam jednak odłożyć pakunku, bo zostałam porwana w ramiona i zawirowaliśmy w dzikim tańcu radości.
– Też się cieszę, że Cię widzę, ale… zaraz zwymiotuję.
Ron uściskał mnie mocniej i w końcu postawił na ziemi, ale potrzebowałam jeszcze chwili, żeby świat przestał wirować.
– My się chyba jeszcze nie znamy… Emma Garner.- Wyciągnęłam dłoń w stronę nieznajomej.
– Claire.- Uścisnęła ją z promiennym uśmiechem na ustach.
– Jesteś dziewczyną Rona?- Palnęłam, aż przyjaciel zakrztusił się herbatą.
– Claire pomagałam nam w poszukiwaniach.- Hermi  starała się uratować sytuację. Wydawało mi się jednak, że popatrzyła na blondynkę… wymownie?
– Rozumiem…- Oparłam się o szafkę kuchenną. I całe szczęście. Myślałam, że Ron stracił gust do reszty.- I bardzo was przepraszam za to całe zamieszanie, ale zadziało się kilka rzeczy, których nie dało się przewidzieć…
Claire i Ron rozsiedli się wygodnie, a ja po raz kolejny zaczęłam swoją opowieść.

Wiadomość o moim powrocie musiała rozchodzić się telepatycznie, bo do mieszkania Hermiony zaczęły zwalać się stada rozwścieczonych hipogryfów, gotowych przegryźć mi aortę za to nagłe zniknięcie i równie niespodziewany powrót. Podczas opowiadania wciąż od nowa historii rodem z książki fantasy, intensywnie nasłuchiwałam, a każdy kolejny szum za drzwiami przyprawiał mnie o szybsze bicie serca w nadziei, że na progu pojawi się jeszcze jedna, szczególna osoba; właściciel orzechowych oczu.

Corveusz wparował do mieszkania Hermi kilka godzin później, pod wieczór, niemal wyważając drzwi. Na mój widok wystrzelił z różdżki snopem różnokolorowych fajerwerków , a po powitaniu iście w jego stylu, stanął za mną, muskając opuszkami palców mój kark, kiedy rozpoczęłam kolejną porcję wyjaśnień. Tym razem trudniej mi było się skupić.
– Wystarczy na dzisiaj.- Czarny ścisnął mnie za ramię, widząc, jak zmęczona podpieram głowę dłonią.- Jest już późno. Czas zbierać się do domów.
Pokaźne grono słuchaczy, które zebrało się w małej kawalerce na ulicy Pokątnej, podniosło się z miejsc, robiąc spore zamieszanie.
– Em, zbierz swoje rzeczy. Spadamy stąd.- Corv pocałował mnie w czoło i podszedł na chwilę do Hermiony.
Wrócił do mnie kilka minut później i nim zdążyłam pożegnać się z Hermi, ciągnął mnie już do wyjścia. Jego dłoń była duża i ciepła, silna, komfortowa. Drugi krok po przekroczeniu progu przyjaciółki okazał się pierwszym w jego przestronnym aurorskim mieszkaniu. Nie zmieniło się tu za wiele. Może tylko więcej pergaminów piętrzyło się na stole, a do stosiku książek przy kanapie w salonie dołączyło kilka nowych.

Corveusz obrócił mnie ku sobie i odgarnął z moich oczu zbłąkany kosmyk, a potem przeniósł dłoń na bliznę na szyi. Dopiero teraz dostrzegłam, jak te dwa lata odbiły się na jego twarzy. Wydawał się mniej beztroski i bardziej stanowczy z delikatnym zarostem i pojedynczymi bruzdami na policzkach. Nawet błysk jego orzechowych oczu zdawał się trochę przygaszony. Objęłam go za szyję i przytuliłam mocno, a jego ręce zakleszczyły się wokół mojej talii.
– Mmm… Tęskniłeś?- Zapytałam, czując jego usta na moim ramieniu.
– Bardzo!- Odpowiedział, wpychając mi dłonie pod bluzkę.- Nie miał mi kto wyjadać jabłecznika z talerza. Auć! No już, już… Przecież żartowałem!- Dodał, kiedy przewrotnie wbiłam mu pazurki w kark. Pocałował mnie, napierając jednocześnie całym ciałem; zmuszając, żebym się cofnęła. Po kilku krokach wylądowałam na dużym, miękkim łóżku, przygwożdżona do materaca. Zapach Corveusza i jego przyjemne ciepło sprawiło, że zrobiło mi się błogo. Pamiętam tylko, że gładziłam jego włosy, kiedy leżał wtulony w moją szyję, a potem… ogarnęła mnie ciemność.

***

Obudziłam się przytulona do Czarnego, kiedy słońce powoli wychodziło zza horyzontu. Corveusz spał spokojnie, oddychając równo, a kiedy się poruszyłam, odruchowo przycisnął mnie mocniej do siebie.
– Corv, gorąco mi!- Jęknęłam. Oboje musieliśmy być wymęczeni, bo zasnęliśmy w ubraniach.
– Dopiero wróciłaś, a już marudzisz. Nie dasz mi się nawet nacieszyć. Śpij.- Mruknął, nie otwierając oczu.
– Czaaarny, już? Nacieszyłeś się?- Zapytałam po kilkudziesięciu sekundach, które w rzeczywistości musiały być zaledwie kilkoma.
– Ugh, czarownice!- Prychnął, odwracając się do mnie plecami.
– Ej, ale nie aż tak.- Zaprotestowałam, ładując się na niego i obcałowując blady policzek. Starał się udawać niewzruszonego, ale zdradził go uśmiech, który bezwolnie wpełzł na jego usta. Niewiele myśląc chwycił za srebrnego kruka z rozcapierzonymi skrzydłami, który zwieszał mi się z szyi. Metal zareagował od razu, a on wzdrygnął się i prawie że odskoczył.
– Co jest?
– Co to jest?- Spojrzał nieufnie na medalion.
– Wiedźmińskie srebro. Dostałam od Bojana.
– Taki duży? Z białymi włosami? I podobnymi, kocimi oczami?
– Skąd…?
– To…- Wskazał na kołyszący się lekko na mojej szyi totem.- mi pokazało.
Wzięłam do ręki zawieszkę i obróciłam kilkakrotnie w palcach, ale oprócz delikatnego wibrowania nic się nie stało.
– Wygląda na to, że swoją historię możesz nie tylko opowiedzieć, ale też pokazać.
-Co robisz?- Zapytałam, kiedy zaczął gmerać przy zapięciu łańcuszka, by po chwili odłożyć naszyjnik na stolik.
– Poranki nie są dobre na mrożące krew w żyłach historie. Wolę te z innego rodzaju dreszczykiem.- Spojrzał na mnie tym swoim, zapowiadającym spojrzeniem, muskając opuszkami palców delikatną skórę na dekolcie, a jego druga ręka powoli powędrowała w dół.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Slither in. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz