09/03

Niedziela…i pocałunek Hermi i tego… Ble…

Wczoraj to się działo. W Pokoju Wspólnym Hermiona rzucała na wszystkich zaklęcia rozweselające. Mnie ciągle dręczyło zachowanie jednorożców. Kiedy oni rzucali się na siebie (chodzi mi o trójke moim przyjaciół) ja stałam w oknie i rozmyślałam. Coś strasznego musiało czaić się w Zakazanym Lesie. Coś co miało ogromną siłę, złowrogą siłę… Obawiałam się, że to może być Voldemort. Reszta moich przyjaciół wogóle nie przejmowała się tym co się wydarzyło. Mi nie chodziło tylko o jednorożce, zaczełam obawiać się o nas. Kiedy ja myślałam i próbowałam rozwikłać zagadę jednorożców, oni świetnie się bawili. Heh… nie rozumiem takich ludzi. Kiedyś przecież zaraz wszyscy podejrzewaliły kogoś o coś. No ale dobra. Profesor McGonagall przyszła do nas, żeby powiedzieć, żebyśmy posprzątali, ale postanowiliśmy, że zrobimy to jutro. Przecież do Hogwartu jedzie się cały dzień… Choć my wtedy jechaliśmy, nie wiem jakim cudem, tylko dwie godziny. Wszyscy poszli spać w bardzo dobrych humorach. W nocy śniło mi się, że byłam z Harry’m na cmentarzu i że Glizdogon mieszał coś w kolte… Heh…Dość przerażający sen. Rano zaczeliśmy sprzątać. Większość rzeczy była chłopców, ale zrobiłam im tę przyjemność i zaczęłam również zbierać i składać w kostkę ich rzeczy. Wszyscy wygłupiali się rzucając w siebie ubraniami, trącajac się i wogóle. Fajnie było… Kiedy wspomnę to…hihihihi…to śmiać mi się chce. Heh, no tak… Ojej!! Ron zostaw mnie !! Nie widzisz, że pisze !! Hihihihi…Przestań!! No dobra, poszedł już ten wariat. No więc wróce do tego, co działo się potem. No, potem trzeba było sprzątnąć dormitoria. Przecież Parvati i Levander przyjeżdżają. W naszym dormitorium było dość czysto. W każdym razie moje szaty były ladnie poukładane i wogóle, tylko nazbierało się trochę książek z biblioteki. Niektóre już dawno przeczytałam i postanowiłam, że trzeba je odnieśc. Jednak czas na śniadanie. W Wielkiej Sali byli już wszyscy nauczyciele: prof. Flitwick, prof. McGonagall, prof. McDakota, prof. Sprout, prof.Snape (!), prof. Dumbledor…heh o kimś zapomniałam? No oczywiście Hagrid, który uczył Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. No tak. Aha i jeszcze nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią- prof. Moody. Jej… On był straszny. Miał jedno szklane oko, które prześwieltało ściany i rzeczy. Nie podobał mi się. Usiedliśmy przy stole. Już miałam nadzieję, że ślizgoni usiądą przy innym stole, ale nie… przysiadli się do nas. Jeju, dlaczego…??!! Musiałam znosić obecność tego… No ale nie było tak źle. Draco pomachał do Hermiony i usiadł obok niej, a nas nie zauważał. Punkt dla ślizgona. Heh. Strasznie czekałam na koniec śniadania, bo Hermiona obiecała, że pójdziemy obejrzeć jednorożce. No wiec poszłyśmy. Nie wołałam Ahmeda, tylko przyglądałam się jak zachowuje się w stadzie. Bardzo mnie to interesowało. Niestety tą magiczną chwilę przerwał…Mafloy. Nie no… Zaraz go uderze w tę jego bladą twarz. Zawołał Ahmeda, a ten do niego podszedł. Zdrajca z tego jednorożca… Chyba zajmę się jednym z tym młodych ogierów. Znajdę prawdziwego przyjaciela, który nie będzie zadawał się ze ślizgonami. Hermi i ona zaczęłi rozmawiać, a mnie aż zwijało ze złości. Nie dość, żę zabiera mi przyjaciółkę, to jeszcze przyjaciela. Potem Malfoy odszedł i stanął pod najbliższym drzewem. Wtem osunął się na ziemię. Hermiona już do niego biegła. Szczerze, to ja też chciałam podejść i pomóc mu. Nie jestem przecież bez serca, ale najwidoczniej Hermiona już się nim zajęła. Zaprowadziła go do Szkrzydła Szpitalnego, a ja wróciłam do Pokoju Wspólnego. Było mi trochę głupio, że nie pomogłam Malfoy’owi. Może to i mój wróg, ale muszę stwierdzić, że miłość mojej przyjaciółki. Bez słowa wzięłam książki, które miałam odnieść do biblioteki i wyszłam na korytarz. Przez okno widziałam, że chłopcy poszli polatać. Nie wiem dlaczego, ale ciągle myślałam o Malfoy’u. Na korytarzu obok biblioteki spotkałam Pansy, która obdarzyła mnie tylko wściekłym spojrzeniem i ulotniła się. W bibliotece odłożyłam przeczytane książki i zabrałam się za nową lekturę. Jakoś jednak nie mogłam się skupić. Chyba współczułam tej…kreaturze. Z zamyślenia wyrwał mnie Ron, który wpadł do biblioteki.
– Tu jesteś!- krzyknął.-Ja i Harry wszędzie was szukamy. Gdzie Hermiona?
– Sądze, że w Skrzydle Szpitalnym.
– Coś jej się stało?!- powiedział ze strachem w oczach Ron.
– Jej nic, ale Malfoy’owi…
– Pf..Malfoy chory…Dobry żart. Hahahahaha.- Ron śmiał się, a ja po prostu zaczynałam się na niego denerwować.
– Nie śmiej się! On naprawdę źle wyglądał.
– OO…Panna Garner zaczęła bronić swego wroga nr 1. Czyżby Malfoy zakręcił w głowie również tobie?!- powiedział jadowitym tonem.
– Nie bądź głupi! Przecież Hermiona… A zresztą, nie będę się przed tobą tłumaczyć.
– ACH TAK!! MOŻE NAPRAWDĘ MALFOY RZUCIŁ NA WAS JAKIEŚ UROKI, ŻE SIĘ W NIM ZAKOCHUJECIE, CO ??!!- wrzeszczał Ron.
– RON, NIGDY NIE CHCIAŁAM CI TEGO MÓWIĆ, ALE JESTEŚ KOMPLETNYM IDIOTĄ!! TY SAM NIE WIESZ CO MÓWISZ!! WIESZ, ŻE NIENAWIDZE MALFOY’A !! NIE CHODZI MI O NIEGO TYLKO O HERMIONĘ! NAPRAWDĘ ZASTANÓW SIĘ NAD TYM CO MÓWISZ!! RADZE CI!!- wykrzyczałam mu to w twarz i wybiegłam z biblioteki trzaskajac drzwiami. Byłam wściekła na Ron’a. Co on sobie wyobraża. Wpadłam do Pokoju Wspólnego i zaczęłam czytać. Przyszedł chwilę potem razem z Harry’m. Nie odezwałam się do żadnego z nich. Podczas obiadu było tak samo. Hermiona wróciła i opowiedziała wszystko. Do końca dnia przesiedziała z Malfoy’em. Harry próbował pogodzić mnie i Ron’a.
– Przestańcie, nie ma się o co kłócić.- mówił Harry.
– To niech Ron przestanie. Chyba jest zazdrosny o to, że Hermiona kocha Malfoy’a.
– Ja, zazdrosny…Taa…Uważaj- powiedział trochę niepewym tonem.
Ron zaczął coś mówić, ale kompletnie go zignorowałam i czytałam książkę. To była pierwsza poważna kłótnia z nim w tym roku. Przecież to on zaczął…Ciągle jestem na niego wściekła !! Do końca dnia w Pokoju Wspólnym panowała niezręczna cisza. Chłopcy rozmawiali o czymś szeptem, więc zarbałam sie i poszłam do dormitorium. Hermiona długo nie wracała. Wkońcu zasnęłam zmęczona dzisijszymi emocjami.


Uczta na rozpoczęcie roku…

Następnego dnia Hermiona pojawiła się tuż przed śniadaniem. Zdenerwowałam się na nią, bo nie pojawiła się w nocy. Cały czas siediała z Malfoy’em. Śniadanie było jak zwykle pyszne. Tosty, jajka i bekon. Pycha… Postanowiliśmy wybrać się do Hogesmade ostatni raz. Pociąg do Hogwartu jechał cały dzień, więc nic nie stało na przeszkodzie. Wpadliśmy do Trzech Mioteł na kremowe piwo i do Miodowego Królestwa. Ciągle nie rozmawiałam z Ron’em. Chociaż Harry i Hermiona próbowali nas godzić, nie miałam ochoty się do niego odzywać. Czas w Hogesmade szybko mijał. Trzeba było wrócić do zamku, żeby przebrać się w czyste szaty. Wszędzie panowały przygotowania do uczty. Cały zamek lśnił czystością. Skrzaty musiały się nieźle napracować. Kiedy już się przebraliśmy ja poszłam do jednorożców, a reszta do Wielkiej Sali. Stanęłam przy padoku, na którym pasło się dość duże stado jednorożców. Ahmed szybko do mnie podszedł, ale byłam trochę oschła w stosunku do niego, za to, że Malfoy…Ech… Był trochę ździwiony. Zauważyłam w dali osamotnionego ogiera. Wyglądał na bardzo silnego, dzikiego i nieufnego. Jego oczy… Jakbym je znała. Ogier spojrzał na mnie. Czułam, że go znam. Bez namyśłu weszłam na padok. Jednorożce „rozwiały” się w mgnieniu oka. Jednorożec, do którego powoli się zbliżałam patrzył na mnie badawczo, później kilka razy stanął dęba. Jego grzywa była lekka jak wiatr, jego kopyta złociły się i róg błyszczał pięknie. ” Jednorożec z mojego snu.”- pomyślałam. Ogier nie dawał się na początku złapać, ale później sam podszedł, jakby to on mnie wybrał, a nie ja jego. Ahmed był chyba ździwiony. Czułam, że nowy ogier jest mi przeznaczony. Skończyłam jednak głaskanie konia, gdy zobaczyłam, że zbliżają się już uczniowie. Spokojnie zaczęłam kierować się w stronę zamku. Kiedy weszłam do Wielkiej Sali nikt nie zauważył, że wróciłam. Hermiona rozmawiała z Malfoy’em, a Harry i Ron przeglądali album drużyn Qudditha. Usiadłam przy chłopcach. Ci troche ździwieni moim powrotem, popatrzyli się na mnie pytająco.
– Uczniowie jadą.
W tym momencie na stołem zasiedli nauczyciele. Wszyscy odświętnie ubrani. Do Wielkiej Sali zaczęli wchodzić uczniowie. Hermiona wróciła i usiadła obok mnie, naprzeciw Harry’ego. Pierwszym z naszego domu, który zasiadł za stołem był oczywiście Nevill.
– Cześć Emmo.- uśmiechnął się, a potem przywitał się z resztą moich przyjaciół. Nad moją głową nagle ukazał się Prawie Bezgłowy Nick. Uśmiechnął sie i także się przywitał. W Wielkiej Sali było coraz więcej osób. Za stołem Slitherin’u siedzieli już prawie wszyscy. Rozmawialiśmy właśnie o tym, co tak silnego może czić się w Zakazanym Lesie, że jednorożce z niego uciekają, kiedy usłuszałam za sobą głos.
– Cześć Emmo.
Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego blondyna o zielonych oczach. Był to Martin, który był teraz na piątym roku.
– Cześć!- odpowiedziałam.
– Jak wakacje?- zapytał. „A co cię to obchodzi?”-pomyślałam, ale odpowiedziałam tylko:
– Dobrze. A u ciebie?
– Okey.- odpowiedział i uśmiechnął się. Martin był bardzo podobny do Dracona Malfoy’a. Nie dziwię się, był przecież jego ciotecznym bratem. Zastanawiałam się, czego on ode mnie chce.
– Chyba muszę już iść.- powiedział.
– Yhy…- odpowiedziałam i spojrzałam w zupełnie inną stronę. Chłopak bez słowa odszedł i usiadł za stołem ślizgonów. Ron chciał już coś powiedzieć, ale przypomniało mu się, że się do siebie nie odzywamy.
– Uau…!! Emmo…- powiedział Harry.
– Jej…Emmo.- dodała Hermiona.
– O co wam chodzi?- zapytałam, ale nikt nie zdażył mi odpowiedzieć, bo do Wielkiej Sali weszli przestraszeni pierwszoroczni. Przez stołem nauczycieki sał już stołek i Tiara Przydziału. Tiara jak zwykle zaśpiewała swoją nową piosenkę, a potem profesor McGonagall zaczęła wyczytywać imiona nowych uczniów. Tiara wykrzykiwała nazwy domów i nowi studenci zasiadali ze wszystkimi. W końcu jedak wszyscy zostali już przydzieleni i głos zabrał dyrektor. Przemowa nie była długa. Wkrótce talerze się napełniły. Uczta się zaczęła… Na półmiskach było wiele potraw: pieczone mięso, ziemniaki, surówki…potem pojawiły się desery. Kiedy już wszyscy się najedli, talerze znowu znowu zalśnily czystością, a porf. Dumbledor wstał i znowu przemawiał. Słuchałam uważnie każdego jego słowa. Gdzieś w tłumie mignął mi Malfoy. Czuł się o wiele lepiej… Przynajmniej wydawało się, że tak jest. Kiedy Dumbledor skończył wszyscy jeszcze siedzieli rozmawiając. Nikt nie ruszył się z miejsca.
– Chodźmy stąd.- powiedziałam. Wstaliśmy i powoli szliśmy w stronę wyjścia. Wszyscy patrzyli się na nas, a szczególnie na moją bliznę, o której już dawno zapomniałam. W Pokoju Wspólnym jeszcze nikogo nie było. Usiedliśmy więc w swoich ulubionych fotelach i rozmawialiśmy o…Martinie. Nie no, jak oni uczepią się jednego tematu, to cały czas o tym rozmawiają.
– Ten Martin to chyba brat Malfoy’a.- rzekł Harry
– Tak.- powiedziała Hermiona rozmarzonym głosem. Nie wiem o co jej chodziło. W każdym razie o któregoś z nich.
– Ale przecież Malfoy jest jedynakiem.- dodał Harry
Ron nareszcie przemówił
– To jego brat cioteczny.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Nie odzywał się do mnie już drugi dzień, a teraz…- Ojciec Dracona i ojciec Martina to bracia.
To było widać. Martin był jak starszą kopią Dracona. Fuj… Z Pokoju Wspólnym zaczęło robić się tłoczno. Fred i Gorge szeptali o czymś z Lee… To było podejrzane. Byłam strasznie zmęczona. Hermiona i ja udałyśmy się do naszego dormitorium, a chłopcy poszli do swojego. Szybko zasęłam myśląc o jutrzejszych lekcjach.


Poniedziałek…

Podczas śniadania Bliźniacy rozdali plany lekcji. Cieszyłam się, że już nie będę musiała chodzić na zajęcia wróżbiarstwa. Zdałam wprawdzie egzaminy, ale teraz kiedy już mam tą bliznę co dzień umierałabym…zarem z Harrym. Mój plan był całkiem dobry. Uważam jednak, że za mało lekcji, no ale… Ron odzywał się już do mnie, ale ciągle był obrażony. No i bardzo dobrze… Niech on nie myśli, że będę go przepraszać. Jeszcze na głowę nie upadłam. Kiedy chłopcy poszli się napić Hermiona znowu zaczęła.
– Martin to całkiem miły chłopak.
– Jest bartem Malfoya.- odparłam. On był okropny… Straszny… I do tego ślizgon.
– No to co! Ale lubi Cię. Naprawdę, cię lubi- ciągnęła Hermiona
– Daj spokój ja nie mam czasu na chłopców. Później tylko z tego problemy.
Ja naprawdę nie mam czasu na chłopaków, a poza tym ja się nie zakochuje. Ooo nie… Taka głupia nie jestem. Nie zmarnuje sobie życia.
-Jak sobie chcesz, ale Martin to naprawdę fajny chłopak no i lubi cię. Później będziesz żałowała, ze nie dałaś mu szansy.
Pff…!! Tak lubi mnie… A kto tak powiedział? Pewnie coś chce ode mnie… Zastanawiam się tylko czego on ode mnie może chcieć. Ledwo Hermi skończyła mówić, znowu pojawił się ten… Myślałam, że się wścieknę. Co on ode mnie chce. Ludzie…RATUNKU !!
– Cześ Emmo, Hej Hermiono. Emmo co dzisiaj robisz?
„A co cię to obchodzi. Zostaw mnie w spokoju…”- pomyślałam. Jeju, uczepił się…
– Nic- odburknęłam i za to dostałam kopniaka pod stołem. Hermiona mnie kopnęła. O co jej chodzi… Po prostu nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
-O to fajnie. Może się gdzieś przejdziemy? Zastanów się nad tym. Znajdę cię na objedzie. Cześć Wam!-rzucił i odszedł. Taaak…Uważaj, bo się zgodze. Przejdziesz się, ze swoim cieniem… Hermiona już chciała coś powiedzieć, ale pojawił się…Draco. Nie no, następny idiota… Czy oni się mnożą na jesień? No ale Malfoy był zrdowy, to dobrze…
-Hej Hermi, Hej Emmo…- nie wierzyłam… Czy on się przywitał? Chyba upadł na głowę wtedy pod tamtym drzewem. No ale, że jestem dobrze wychowana, to odpowiedziałam „Cześć…” Nie wierzyłam, że mogłam tak po prostu się z nim przywitać. Narszcie wrócili chłopcy, a Hermiona odciągnęła tego… No…Dracona. Mieliśmy jeszcze dziesięć minut przerwy, więc sporzytkowałam czas i zaczęłam czytać książkę.
– Chyba czas już iść.- powiedział Ron i chwycił mnie za rękaw i ciagnął za sobą. Kiedy dotarliśmy do klasy transmutacji, Hermiony jeszcze nie było.
Wpadła minutę przed profesor McGonagall. Lekcje mijały wyjątkowo szybko. Profesorowie poruszali kilka ciekawych aspektów. Niestety gorzej było na przerwach, bo często mijałam się z… Martinem. Miałam go dosyć. Chodził za mną jak cień. Wrr…!! Niech on zostawi mnie w spokoju. Chcem sobie normalnie czytać. Ale nie, on na każdej przerwie musiał się pojawić gdzieś na końcu korytarza. Straszne… Na obiedzie Hermiona znowu zaczynała…
– Powinnaś się z nim spotkać, przynajmniej byś sie dowiedziała o co chodzi-doradzała mi Hermiona. Nie no, ona też… Jejq, mam dosyć.
– Dobra! Tylko już się zamknij. Hermiono nie mogę cie dłużej słuchać!! Porozmawiam z nim, chciaż to ślizgon.- Pasuje ci?!- wykrzyczałam. Miałam dosyć. Postanowiłam dowiedzieć się czego on ode mnie chce.
– Jasne – powiedziała uradowana Hermiona. Nie wiem dlaczego ona się tak cieszy. Właśnie skończyliśmy jeść, kiedy podeszła do nas banda idiotów: Martin i Draco. Pff…!! LUDZIE…
– Emmo to przejdziesz się ze mną? Proszę? -odezwał się Martin.
– Dobra- mruknęłam i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Wychodząc uchwycilam zadowoloną minę Hermiony. Wyszliśmy na błonia. Było dość ciepło. Martin (!) szedł obok mnie. Starałam się nie myśleć, że szedł obok mnie ten… No po prostu szedł… W końcu przerwałam ciszę.
– Dobra, o co ci chodzi? Mów, czego ode mnie chcesz. Tylko proszę, skróć to trochę, bo nie mam czasu…
– Wiesz…- zaczął- widziałem cię kilka razy w bibliotece i wiem, że…- Martin mówił dalej, ale już go nie słuchałam. Na padoku jednoroże rozstąpiły się w popłochu. Były bardzo nerwowe… Przebierały kopytmi. Coś zaszeleściło w Zakazanym Lesie. Coś własnie do niego uciekło. Ciągle patrzyłam się w tamtą stronę.
– Emmo, słuchasz mnie?- powiedział ten, który stał obok mnie.
– Cicho…Szybko…- pociągnęłam go i zaczłąm biec w miejsce, gdzie uciekło to coś… Stanęliśmy przez wejściem do Zakazanego Lasu.
– Chyba nie masz zamiaru tam wejśc, co?- zapytał Martin
– A jak myślisz?- odpowiedziałam- Idziesz, czy nie?
– Ide.
Rozmowa się skończyła. Weszliśmy między drzewa. Coś zaczeło między nami umykać. Mimo, że był środek dnia w Lesie było zupełnie ciemno.
– Tędy.- powiedział Martin, wskazując na małe świeteło gdzieś w oddali.
– Nie sugeruj się tym. Tam najprawdopodobniej jest jakieś bagno.
– Skąd wiesz?- zapytał.
– To światełko zwodnika. Chyba nie muszę tłumaczyć ci, co o jest.- opdowiedziałam i pociągnęłam go w zupełnie inną stronę. Szliśmy za szelestem, który pojawial się gdzieś w krzakach, aż wyszliśmy na polanę. Stanęliśmy na jej środku. Coś czaiło się dzieś w krzkach. Nagle głowa zaczęła boleć mnie niemiłosiernie. Blizna paliła tak bardzo, aż zrobiło mi się biało przed oczami. Omało nie upadłam, ale przytrzymał mnie…Martin. Głowa pękała mnie z bólu. Martin przytulił mnie, ale mu sie wyrwałam. W końcu odzywskałam „widoczność” Na polane wkroczyła zakapturzona postać. Szła w naszą stronę. To nie był dementor, to był… Krzyknęłam do Martina, żeby stanął za mną i zaklęciem utworzyłam barierę między nami, a ów tajemniczą zakapturzoną postacią. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam, ale to przynajmniej mogło uchronić nas od jakiś złowrogich zaklęć. Postać zbliżała się ciągle, aż doszła do bariery. Zaczęła przedzierać się przez nią. Starałam się jak mogłam ale nie wytrzymałam. Bariera znikła. Postać wyciągnęła różdżkę. Wiedziałam, że to koniec. Było mi tylko szkoda, że przeze mnie zginie również Martin. Postać była już bardzo blisko. Spod kaptura, usłyszałam mrożący krew w żyłach głos: „Teraz zginiesz Garner, a potem zginie Potter i Czarny Pan nie będzie miał już żadnych przeszkód. Marti znowu mnie przytulił. Tym razem mu sie nie wyrywałam. Umrzemy, a ja nie zdałam jeszcze SUMów, nie zostałam Prefektem… To koniec. Nagle na polanę wbiegł jednorożec. Nie był to Ahmed, ale ten nowy ogier, o którym tyle ostatnio myślałam. Stanął między nami, a zakapturzoną postacią i kilka razy stanął dęba, potem zaczał szarżować na człowieka, który chciał nas zabić. Postać przewróciła się, gubiąc różdżkę, a ów jednorożec podbiegł do nas, dając nam znaku, abyśmy na niego usiedli. Szybko weszłam na jego grzbiet, ciągnąc Martina. Kiedy już obydwoje na nim siedzieliśmy wycwałowaliśmy z Lasu na błonia, gdzie ogier zatrzymał się. Zsiedliśmy z niego, a ja w podziękowaniu zaczęłam go głaskać. Obłok, bo tak go nazwałam postał z nami chwilę, a potem dołączył do stada, bez trudności przeskakując ogrodzenie. Martin spojrzał na mnie ze zdumieniem.
– Gdzie nauczyłaś się tamtego zaklęcia?
– W szkole… Znaczy uczyłam się sama.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Właśnie spojrzałam śmierci w oczy i tam po prostu usmiecham się. Martin wyglądał na nieźle wystraszonego. Dobrze… Przynajmniej się ode mnie odczepi.
– Przepraszam, ale muszę już iść. Zrobiło się późno.- powiedziałam.
– Emmo…
– Tak ?
– Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
– Jasne.- odpowiedziałam i zaczęłam iść w stronę zamku. Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Powinnam powiedzieć: „Nie dzięki, mam dużo pracy”, a ja „Jasne” Jejq, co się ze mną dzieje. Zamyślona szłam do Pokoju Wspólnego, co chwila potykając się o kogoś i przepaszając go. W Pokoju Wspólnym było dość tłoczno. Zobaczyłam jednak Harry’ego i Rona, którzy od razu pytali jak „randka” Randka… Pff… Niezła randka. Odciągnełam ich jednak w ustronne miejsce i zaczęłam opowiadać. Hermiona pojawiła się niedługo potem. Kiedy im wszystko opowiedziałam Hermi zrobiła nienaturalnie duże oczy, Ron zbladł, a Harry zamyślił się, ale róznież był blady. Nikt nic nie powiedział. Poszłam więc odrabiać lekcje, a oni o tym rozmawiali. Skończyłam prace domowe bardzo późno i od razu położyłam się spać, mając nadzieję, że Martin się ode mnie odczepi.


Wtorek

Rano w Pokoju Wspólnym było wyjątkowo nerwowo. Dość późno wstaliśmy, a nie chcieliśmy spóźnić się na śniadanie. Na dodatek przytłaczała mnie myśl, że na dole na pewno spotkam… Martina. Mam go dość i nie mam ochoty go oglądać. Jeju… nie moge spokojnie przejść korytarzem, bo on zaraz się pojawia. Jakimś cudem udało nam się w porę zejść na śniadanie. Wszystko jak zwykle było pyszne: tosty, jajka, bekon. Oczywiście moi przyjaciele podczas jedzenia rozmawiali o Martinie, jakby nie było innych, ciekawszych tematów do rozmów. Kidy już wszyscy zjedli podszedł do nas…Draco. Cieszyłam się, że nie Martin. Uf… Bo zaraz bym się ulotniła gdyby to był on. Chłopcy oczywiście gdzieś sobie poszli. Ja też chciałam z nimi iść, ale Hermiony wzrok mi nie pozwalał.
– Cześć dziewczyny- powiedział Malfoy i kiwną głową w moim kierunku. Nie wierzyłam… Malfoy powiedział do mnie: „czesć” To niemożliwe. On coś chyba knuje. On nie potrafi być miły. Przecież się nienawidzimy. No ale skoro już się przywitał…
– Cześć chłopaku…- odpowiedziałyśmy równocześnie.
-…Chłopaku Hermiony Granger- to Pansy Parkinson. A któż by inny… Śliniąca się do Dracona dziewczyna, która go śledziła. Ona mogłaby już nie przesadzać. Co ona sobie wyobraża ?! Podchodzić i wtrącać sie do czyjejś rozmowy. To nie jest oznaka dobrego wychowania.
– A ty co? Zazdrosna? Spadaj stąd!- ja tak powiedziałam… No szczerze, to też nie była oznaka dobrego wychowania… Ale to jakoś tak wyszło…
– Odwal się szlamo! Nie wiedziałam Draco, ze mozesz sie zadawac z taką hołotą…. Jesteś…-urwała przestraszona, bo pod nosem miała różdżkę Martina. ” No nie…Istny cyrk.”- pomyslałam
– Jeszcze jedno słowo Parkinson, a pozałujesz. Nie zapominaj, ze jestem prefektem- wycedził do niej- Witajcie Gryfonki! Cześc Drakuś!
Drakuś… hahahahahahahaha…. To mnie po prostu rozbroiło. Drakuś…
– Och, Dracon niewiedziałam, ze można tak ładnie zmiękczać twoje imie! To słodkie Drakusiu! Chodź pogadamy, Hej wam- powiedziała Hermiona i pociągnęła Dracona w stronę wyjścia, zostawiając mnie z tym… Martin usiadł obok mnie. Kilka ślizgonek (i nie tylko) obdarzyło mnie złowrogim spojrzeniem. Chyba Martin był bardzo oblegany przez dziewczyny, więc nie rozumiem czego on ode mnie chce… Spojrzałam na ławkę w poszukiwaniu mojej książki do numerologii. Martin na niej siedział.
– Przepraszam…ale chyba siedzisz na mojej książce.
– Ach, tak…- zarumienił się. Jego oczy zabłysły… Podał mi ksiażkę i powiedział: „Chodźmy stąd, tu nie da się normalnie porozmawiać.” No i wyszlismy. Kiedy szliśmy razem przez Wielką Salę wiele oczu zazdrosnych, rozwścieczonych dziewczyn podążało za nami. Co one w nim widzą. Pff…!! Narpawdę nie rozumiem ich. Szliśmy bez słowa obok siebie. Martin chyba nie zauważył kolumny, bo wpadł a nią i przewrócił się. Leżał na ziemi. Wszyscy się na nas patrzyli. Głupio mi było, no ale przecież musiałam mu pomóc. Podałam mu rękę, a on perfidnie pociągnął mnie i teraz oboje leżeliśmy na ziemi. Byłam wściekła i wesoła zarazem. Wariat… W końcu jednak wstaliśmy i usiedliśmy przy ścianie mało uczęszczanego korytarza.
– Dlaczego to zrobiłeś?- powiedziałam
– A jakoś tak…przynajmniej było wesoło.
– No nie wiem czy było tak wesoło.- powiedziałam ponuro- Mógłbyś mi w końcu powiedzieć, czego ode mnie chcesz?
Martin znowu się zarumienił. Spojrzałam na niego najbardziej wsciekle jak mogłam, ale on tylko się uśmiechnął. Jego oczy iskrzyły wesoło i były takie tajemnicze… Nie wydawał mi się już tym okropnym ślizgonem i wogóle wydawał mi się inny, ale postnowiłam nie zdradzać się…
– No to powiesz mi, czego ode mnie chcesz?- powiedziałam najbardziej obojętnym tonem jakim mogłam najbardziej.
– Heh… Nie no, chciałem się tylko zaprzyjaźnić…
– Zaprzyjaźnić…aha. No tak. Wiesz, często ludzie podchodza do mnie i mówią, że chcą się ze mną aprzyjaźnić.- powiedziałam niechętnie- wiesz… nie jestem zbyt lubiana, bo wszyscy myslą, że uczenie się jest nudne…
– Ja tak nie uwazam- przerwał mi- sam lubię się uczyć.
– Tak to fajnie.- powiedziałam- Apropo… mógłbyś pożyczyć mi książkę do transmutacji? Jeśli oczywiście nie masz dziś lekcji.
– Jasne.- uśmiechnął się i podał mi książkę. Wyczarował ją wcześniej.
– Strasznie już późno. Chyba już pójdę. Dzięki za książkę.- rzuciłam i zaczęłam się oddalać. Martin do mnie podbiegł, pocałował w policzek i uciekł. Ble… Fuj… Pięć minut nię wycierałam. Ble… Aż mi się niedobrze zrobiło. Fuu…. Z obrzydzeniem poszłam na numerologię. Nie wiedziałam dlaczego te lekcje tak szybko mijają. Na przerwie podszedł do nas Draco.
-Cześć , co teraz macie?-zapytał i spojrzał na nas pytająco.
-Zastanów się Mal…Draco- powiedziałam. Czy ona naprawde kiedyś nie mógłby się wykazać inteligencją
-Och, sządząc po ksiażce Hermiony macie…- przyjrzał się ksiażce- RUNY! a ty- zwrócił się do mnie- nie musisz byc az taka niemiła. Wiem, ze się nie lubimy, ale postaraj sie to zrobić dla Hermiony.
Przytkało mnie. Normalnie mnie przytkało. Co on sobie… Chciałam się odegrać, ale coś powiedziało „stop” i powiedziałam tylko:
-Dobra, przepraszam.
Oni zaczęli o czymś rozmawiać, a ja zaczęłam studiować runy. Kiedy Mafloy odchodził krzyknął do mnie: „Do zobaczenia EMMO!!!” Normalnie zadziwia mnie ten człowiek. Baardzo…ostatnio
-Och to nie dowiary. Mały malfoy się do mnie normalnie odzywa!! Uau, coś ty mu zrobiła? Ciekawe czy to ma związek z tym upierdliwym Martinem. – powiedziałam. W tym dniu spotykaliśmy jeszcze Martina kilka razy. Starałam się go omijać jak tylko się dało i nie odzywać się do niego. Dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Po lekcjach poszliśmy do biblioteki. Było tam dośc tłoczno… Czyżby ludzie zaczęli się nawracać?? Siedzieliśmy we czwórkę przy naszym stoliku. Hermiona pomagała Harry’emu w astronomii, a ja tłumaczyłam Ron’owi ostatnią lekcję transmutacji. Ron jest naprawdę tępy. Ile razy można tłomaczyć komuś jedno i to samo… No ale jakoś udało mi się go czegoś nauczyć. Szłam właśnie po książkę na temat księżyców Jowisza, kiedy jakiś stolik dalej zobaczyłam obu Malfoy’ów. Jejku… Co oni tak razem ostatnio wszedzie łażą. No ale bez słowa, udając, że ich nie zauważyłam wróciłam do pracy. Kiedy już wszystko odrobiliśmy Harry i Ron odnieśli nasze książki. Jacy oni mili. Heh… W drodze do Wielkiej Sali znowu zaczepił mnie Martin. Myślałam, że go strzelę. Co on sobie wyorbaża…
Hej Emmi-powiedział radośnie, aż upusciłam książkę do zaklęć, którą miałam w rękach. Tego było już za wiele.
– Mam na imię EMMA- wycedziłam- EMMA, a nie EMMI! Zapamiętaj to!
-Oj przepraszam nie chciałem. Nie obrażaj się-zaczął MArtin. Taak, a tam na korytarzu też może nie chciałeś.
-Dobra nie martw się. Ona nie potrafi się obrażac za byle co. Zaufaj mi. Hehe. O Drakuś, cześ kochany. Hermiona zobaczyla Dracona i poleciała do niego. Znowu zostaliśmy sami.
– CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ!!- krzyczałam. Miałam tego dość.- MYŚLISZ, ŻE JESTEM JAKĄŚ… JAK MOGŁEŚ!! JESTEŚ OKROPNY!! TAK JAK KAŻDY ŚLIZGON!! CZEGO ODE MNIE CHCESZ?! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!! I TY JESTEŚ PREFEKTEM!! PFF…!!
Martin spojrzał na mnie ździwiony. Chyba nie przewidział takiego obrotu sprawy.
– Ależ Emmo… to to to….
– TO CO?!!- znowu zaczynałam krzyczeć.
– To jest miłość…
– MIŁOŚC ?! JAKA MIŁOŚĆ!! TO IDIOTYZM !!
– Ale…
– JESLI CHCESZ, TO WYBIEŻ SOBIE JEDNĄ Z DZIEWCZĄT, KTÓRE ŚLINIĄ SIĘ NA TWÓJ WIDOK. JA NIE MAM ZAMIARU MARNOWAĆ SOBIE ŻYCIA. DO-WYDZENIA- powiedziałam wyraźnie i oddałam mu książkę. Byłam wściakła. Chciałam już iśc, ale Martin złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i z nienawiścią na niego spojrzałam. On usmiechnął się tylko i obiął mnie. Nie dotarło to do niego co przed chwilą powiedziałam. Wyrwałam mu się u UDERZYŁAM GO W TWARZ i odeszłam. Byłam wściekła. Na kolacji wogóle się nie odzywałam. Widziałam jak Martin szedł do stołu slizgonów i patrzył się na mnie. Bardzo dobrze… może nareszcie coś zrozumiał. Po kolacji czytałam nie odzywając się, gdy weszła Ginny o powiedziała, że Mafloy czeka na Hermionę przez portretem. Hermi poszła… Ja dalej czytałam.

POTEM 

Kiedy Hermiona wpadła do Pokoju Wspólnego wszyscy zaczęli zadawać jej pytania na temat Malfoy’a. Ona odpowiedziała na nie krótko i powiedziała, że czeka na mnie na zewnątrz… Martin. Pomyślałam, że nie pójdę tam. Nie pójdę… Nie chcę rozmawiać z tym idiotą. Hermiona jednak mnie namawiała. W końcu nie wytrzymałam, wstałam i wyszłam przez dziurę. Stał tam oparty o ścianę. Nie zauważył mnie na początku, więc udałam, że idę do biblioteki po książkę i zaczęłam iść w jego strone patrząc się zupełnie w sufit. Kiedy ułyszał kroki poniósł głowę i spojrzał na mnie, a ja dalej udawałam, że go nie widzę. Na pewno z nim nie porozmawiam. W ostatniej chwili złapał mnie jednak za ręke. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem i złością i stanęłam bez słowa obok, w cieniu kolumny. Spojrzał na mnie i zaczął.
– Emmo… przepraszam.- w tym momencie patrzyłam sobie na pochodnie i myślałam o książce.
– Przepraszam…- powtórzył. „Głupia nie jestem, dotarło do mnie.”- pomyślałam ale się nie odezwałam.
– Bardzo mi na tobie zależy i…- „Bla, bla, bla…” Taak, oczywiście.
-…i jeśli nie chcesz, to zostańmy przyjaciółmy.- „…urocze, zaraz się popłaczę. pff…”
– Ty pewnie i ten…ten rudy chłopak…- „Nie no…ja i Ron. Mają ludzie wyobraźnię…”
– Ja i Ron…Chyba oszalałeś!- powiedziałam w końcu.
– Widziałem was dzisiaj w bibliotece.- odpowiedział.
– Przestań, tłumaczyłam mu tylko…- urwałam bo na końcu korytarza pojawił się… Ron. Podszedł do nas i spojrzał z nienawiścią na Martina. Stanął obok niego. Byli równego wzrostu.
– Czego od niej chcesz?- wycedził Ron.
– A co cię to obchodzi?- mruknął Martin.
Ron wyciągnął różdżkę.
– Zostaw ją, albo…- Martin także trzymał swoją w ręku.
– Albo co…?- rzucił.Wtedy ja wkroczyłam. Martin mógł zrobić krzywdę Ron’owi.
– Stop, stop…Dosyć tego. Zachowujecie się jak małe dzieci.- powiedziałam- Martin porozmawiamy jutro, Ron za mną.
Chłopcy wymienili złowieszcze spojrzenia i rozeszli się.
– Ron, co ci odbiło…?!- spojrzałam na niego ździwiona.
– Obroniłem cię.
– My przecież rozmawialiśmy. Nie potrzebowałam twojej pomocy.
Weszliśmy do pokoju wspólnego. Hermiona od razu podbiegł chcąc się dowiedzieć o co chodziło. Powiedziałam tylko, że jestem zmęczona i że opowiem wszystko jutro i poszłam do dormitorium. Zasnęłam bardzo szybko.


Życie w tajemniczym Hogwarcie

Dość późno wczoraj zasnęłam i dużo problemów zrobiło mi wstanie rano. Hermiona musiała mną nieźle potrząsnąć, żeby wyrwać mnie ze snu. Z niechęcią ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Ron miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Wygłupiał się podczas jedzenia i wogóle coś mu odbiło… Udiadłam na przeciwko Hermiony, która zwrócona była tyłem do stołu ślizgonów. Skończyłam właśnie jeść, gdy zobaczyłam jak Martin podnosi się z ławki. Wiedziałam, że zaraz tu podejdzie, więc powiedziałam przyjaciołom, że ide na chwilkę do biblioteki i szybko wyszłam. Nie miałam ochoty rozmawiać ze starszym Mafloy’em. Tak jak powiedziałam, skierowałam się w stronę biblioteki. Pomyślałam, że poszukam czegoś na temat jednorożców i poczytam jeszcze przed lekcjami. W bibliotece było tłoczno jak nigdy. Przecisnęłam się jednak przez tłum i weszłam do działu MAGICZNE STWORZENIA. Wyszukałam dość obszerną książkę o moich ulubionych magicznych zwierzętach i od razu zaczęłam ją czytać. Szłam w stronę wyjścia, gdy na kogoś wpadłam. Oderwałam wzrok od tekstu i spojrzałam prosto w zielony oczy…Martina.
– Cześć!- powiedział wesoło, jakby wczoraj nic się nie stało.
– Cześć.- odpowiedziałam zaskoczona. Zapomniałam, że wczoraj obiecałam z nim porozmawiać.
– Co słychać?- dodał.
– Wszystko w porzątku. A u Ciebie?
– Okey.
– To fajnie… Wiesz, zrobiło się trochę późno…muszę iść na lekcje.- powiedziałam spoglądając na zegarek.
– Dobrze. Zobaczymy się później?
– Nie wiem… Sądze, że tak.- odpowiedziałam i już kierowałam się w stronę lochów. Za chwilkę miały zacząć się eliksiry. Przed salą zobaczyłam dwie obejmujące się osoby. Chyba coś do siebie szeptali. Kiedy podeszłam bliżej okazało się, że to Hermiona i Draco. Zrobiło mi się trochę głupio. Moja przyjaciółka i… No po prostu zawstydziłam się. W końcu jednak „zakochani” zniknęli w klasie i szybko wpadłam za nimi. Zajęłam miejsce między Harry’m, a Hermioną. Ważyliśmy dzisiaj dość trudny eliksir. Snape nam nie popuścił mimo, że ta lekcja była zastępcza. Aportował tylko instrukcje na tablicę i kazał nam to wykonać. Ja i Hermiona bez trudu daliśmy sobie radę, gorzej było z chłopami. Starałam się pomóc Harry’emu ale Snape ciągle się wokół nas kręcił. Na koniec lekcji spojrzał na nasze eliksiry. Przy mnie i Hermionie milczał, bo nie miał się do czego przyczepić, ale o eliksirze Harry’ego i Ron’a musiał wygłosić przemowę. Ślizgoni mieli niezły ubaw. Jakoś jednak przetrwaliśmy tą lekcję i wszystkie inne. Po obiedzie mieliśmy wolne. Żadnych lekcji… Trochę luzu… Trzeba było jednak odrobić prace domowe. Cała nasza czwórka usiadła więc w bibliotece. Na stole piętrzyły się książki, a my pisaliśmy wypracowania zadane w ostatnich dniach. Po godzinie miałam już wszystko dokładnie zrobione. Moje prace były „dość” obszerne. Szczerze… były bardzo długie. Chyba trochę przesadziłam. Pomogłam chłopcom i jakoś wszystko skończyliśmy. Można było cieszyć się kilkoma godzinami spokoju, które można było wykorzystać na czytanie, albo naukę, czyli to co lubię najbardziej robić. Usiedliśmy sobie na schodkach i rozmawialiśmy o przeżytym dzisiaj dniu, kiedy przyszedł Mafloy. Znaczy…Draco. Przywitał się i zabrał Hermionę.
– No tak…- powiedział Harry. Nie wyglądał na zadowolonego. Rona znowu chwycił atak, bo zaczął mnie szarpać. To miało być chyba podziękowanie za pomoc przy wypracowaniu. Zabawę przerwał Martin, który właśnie się pojawił.
– Emmo…- powiedział i spojrzał złowieszczo na Rona- Możemy porozmawiać?
Harry i Ron zrobili obrażoną minę i odeszli, a my zostaliśmy sami. Usiedliśmy na schodach.
– Słucham, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?- powiedziałam patrząc w jego cudne, zielone oczy. Tylko to mi się w nim podobało.
– Czy ciebie i tego rodego chł..
– On ma na imię Ron.- przerwałam mu.
– Tak… To, czy ciebie i Ron’a coś łączy?- powiedział,a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nikt nigdy nie zadał mi takiego pytania. Może on naprawdę…
– Nie… naprawdę to tylko przyjaciel. Nigdy nie miałam chłopca, jesli o to ci chodzi.
– Acha…- zamyślił się.- Czy…czy chciałabyś zostać moją dziewczyną- powiedział jednym tchem, a mnie aż zatkało… Nie wiedziałam co powiedzieć.
– Eee…Wiesz…eee…no…eee…nie jestem na to gotowa.- jakoś udało mi się wydukać.
– Ja poczekam.- uśmiechnął się- Draco o to samo ma zapytać dzisiaj Hermionę.
Byłam chyba czerwona jak burak… Było mi wstyd. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Wiedziałam jednak, że to było uartowanie. Nie mogłam się zgodzić na zadaną dzisiaj propozycję, bo przecież ja go prawie nie znam.
– Może się przejdziemy?- zapytał
– Jasne.
Wstaliśmy i szliśmy obok siebie. Wiele dziewcząt patrzyło sie na mnie z oburzeniem, jakbym robiła coś złego, a ja przecież tylko szłam. Wyszliśmy na błonia. Było dość zimno. Wiał silny wiatr. Było mi strasznie zimno. Poszliśmy odwiedzić jednorożce.
– Chyba ie pójdziemy dzisiaj do Zakazanego Lasu.
– Nie… bez obaw. Hermi mi zabroniła. – uśmiechnęłam się.
Nraz lunął rzęsisty deszcz. Martin chwycił mnie za rękę i ciągną w stronę zamku. Nim jednak dobiegliśmy byliśmy cały mokrzy. Za nami wpadli przemoczeni Draco i Hermiona…


Piątkowa impreza

Rano Hermiona o mało nie zaspała na śniadanie. Jakoś jednak udało jej się przyjść na czas. Ja i Ron siedzieliśmy już w Wielkiej Sali, kiedy dwójka naszych przyjaciół „wpadła” do środka. Ron był chyba na nie obrażony. Tylko naprawdę nie wiem za co. Chyba nie chodzi mu o Martina. Przecież ja wcale nie lubię tego ślizgona. To był jakiś tylko moment kryzysowy. Na śniadaniu starszy Mafloy jak zwykle podszedł, przywitał się i zapytał czy możemy porozmawiać. Odpowiedziałam: „Nie…nie mam czasu. Przykro mi.” I zabrałam sie do czytania Proroka Codziennego nie patrząc już więcej na niego. Lekcje mijały szybko. Kiedy mijałam Martina na korytarzu udawałam, że go nie zauważam i czytałam książkę. Postanowiłam, że koniec z tym głupstwem i czas zacząć się naprawdę uczyć. Po lekcjach, kiedy siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym wpadli bliźniacy z jedzeniem i Kremowym Piwem. Zaczynała sie kolejna impreza. Nienawidze takich „dyskotek” i chciałam się już zmyć, ale zatrzymała mnie Hermiona, mówiąc, żę może być fajnie. Usiadłam na fotelu, a trzeszczące radio…(radio?!! w Hogwarcie?!!) zaczęło grać. Wszyscy zaczęli śpiewać i wygłupiać się. Dean wyciągną mnie na „parkiet”, ale nie miałam ochoty tańczyć. Tak wogóle, to nie potrafię… Jakoś jednak mnie to wciągnęło i nawet fajnie było… Później ktoś włączył wolną piosenkę. Chciałam umknąć, ale Seamus nie dał mi odejść. Głupek. No jakoś przeżyłam z nim ten taniec. Było okropnie, bo ten…deptał moje nogi. Nie mogłam chodzić, byłam taka obolała. Zabawa przeciągnęła się do późna. Kiedy nareszcie radio zostało wyłączone, wszyscy zaczęli grać w Eksplodującego Durnia. Nienawidze tej gry, więc postanowiłam pójść spać. Gdy tylko zamknęłam drzwi od dormitorium dziewcząt, usłyszałam jak wpada profesor MacGonagall i wydziera się na resztę. Ja to mam nosa. Szybko pobiegłam na górę i chwyciłam za książkę. Za chwilę do dormitorium wpadły: Hermiona, Parvati i Levander.
– Jak tam imprezka?- zapytałam.
– A ty od kiedy tu jesteś?- zapytała Hermiona.
– Od jakiś godziny.- skłamałam.
– Wszystko w porządku.- odpowiedziała stanowczo Parvati.
– Tak, tak.- odpowiedziałam i zasłoniłam kotarę. Zasnęłam bardzo szybko.


Sobota

Sobota…Ledwo wygrzebałam się z łóżka. Na szczęście nie spóźniliśmy się na śniadanie. Hermiona zarządziła dzisiaj powtórki z całego tygodnia, żeby później było łatwiej przy SUMach. Ja się z nią zgadzam, ale chłopcy próbowali nas przekona, że jeszcze za wczeście uczyć się do tych egzaminów. Nie mieli jednak wyjścia i musieli pójść z nami do biblioteki. W środku było pusto. Gryfoni sprzątali Pokój Wspólny, a reszta szkoły poszła do Hogesmade. Usiedliśmy na naszym ulubionym miejscu. Ja zabrałam się za wypracowanie z numerologii, Hermiona czytała jakąś książkę, a chłopcy…spali na stole. Gdzieś zza biblioteczki słychać było czyjeś szepty. Nie przejmowałam się jednak nimi i dalej pisałam. W końcu jednak Hermiona zarządziła 15 minotową przerwę, żeby Harry i Ron mogli się obudzić. Ja jednak nie odrywałam się od pracy. Kiedy wszyscy ucichli dało się słyszeć:
-…ona mnie całkiem ignoruje. Nie wiem co mam robić, zeby się mną zainteresowała. No olewa mnie. Chodzę za nią jak głupi, ale ona nic. Co ja mam robić, poradź mi.- Ale luszie mają problemy. Jednak wydało mi się to zabwane, więc uwiesilam się na Hermi i słuchałam dalej. Drugi głos powiedział.
Słuchaj stary! Nie wiem co mam ci powiedzieć. Hermiona też mnie unika. Poprosiłem ja o chodzenie, a ona zwiała. Co jest z tymi dziewczynami. Parkinson niedługo mi się oświadczy, a Hermi zasztyletuje. Nie rozumiem. Chyba Hermiona mnie nie kocha i tylko się mną bawi- ten głos niezwłocznie należał do Dracona Malfoy’a. Zrozumiałam, że pierwszy, który mówił był Martin. On mnie naprawdę denerwuje. Hermiona wstała i zniknęła za biblioteczką. Nagle usłyszeliśmy głosy.
Co jest! Kto to?-szamotał się i krzyczał Draco.
-Heheh zgadnij kuzynie-zasmiał się Martin
-Jej chyba nie Parkinson!!- Teraz ciekawość wzięła górę. Wychyliłam się ostrożnie zza biblioteczki. Hermiona stała za Draconem i zasłaniała mu oczy. Martin siedział przodem do niej. Hermiona prychnęła i Malfoy wiedział już kto to jest.
-To jest ktoś kogo kocham najbardziej na świecie. Piękna Gryfonka o imieniu…
– Emma…- wciął mu się mglistym głosem Martin, bo wypadłam właśnie zza biblioteczki. Ten idiota, pacan, bałwan Ron popchnął mnie i teraz leżałam na ziemi. Wstałam i złowrogo spojrzałam na Ron’a.
-Emma? Nie, to Hermiona-Draco chwycił ją za ręce i odsłonił sobie oczy-Tak to Hermiona! Cześc Hermiono.
-Cześć Draco!- uśmiechnęła się. Jej oczy zaiskrzyły wesoło. Widać było, że ona coś do niego czuje.
-Hej Emmo-zawoła szeptem Martin. Zamyślona patrzyłam się nie tyle co na niego, co na książkę, która znajdowała się nad jego uchem. Jej tytuł zdradzał, że mogłaby ona udzieliś odpowiedź na dręczące mnie ostatnio pytanie.
-Cooo?-odpowiedziałam, błądząc myślami wokół książki.
– Pojdziemy na spacer?- wyszeptał. Nie uwierzycie, ale byłam tak zamyślona, że nieświadoma tego co mówię zgodziłam się. Niedługo potem Hermiona i Draco wyszli rozpromienieni, a za nimi zniknęli chłopcy. Desperacko szukałam moich książek, ae zniknęły. Harry je zabrał. Zabije go! Po prostu go zabije. Nie miałam wyjścia i usiadłam naprzeciwko niego ciągle patrząc na książkę.
– Jak minął dzień?- zapytał
– Okey, a U ciebie?- zapytałam patrząc na książkę.
– W porządku.
– To fajnie.- powiedziałam, wstałam i usiadłam obok niego, sciągając książkę z półki.
– A to na to tak patrzyłaś- żartował- A już myślałem, że się we mnie zakochałaś.
„Ja, w tobie?! Nie bądź śmieszny”- pomyślałam. Nic nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam mu złowrogie spojrzenie i wróciłam do lektury. Martin zapytał potem, czy nie pomogłabym mu przy zaklęciach. Zgodziłam się i postanowiliśmy zacząć od zraz. Kiedy szlismy korytarzem, ja dalej czytalam ,a Martin nawijał coś o miejscu do ćwiczeń. W końcu jednak powiedział.
– Słuchaj… Mogłabyś nie czytać kiedy rozmawiamy? Nie uważasz, żę to trochę niegrzeczne?
Trochę mnie zamurowało, bo nikt mi nigdy o tym nie mówił.
– No tak. Masz rację. Przepraszam.- powiedziałam, zamykając książkę. Martin szedł tyłem do kierunku ruchu i dalej mówił coś o jakiejś Tajemniczej Krypty. Nagle ten…stanął na końcu mojej szaty i oboje wylondowaliśmy na ziemi. Nasze twarzy były niebezpiecznie blisko i on o mało mnie nie pocałował, ale nie udało mu się, boszybko wstałam, wygładziłam nerwowo szatę i zabrałam książkę, uprzedając go, żeby pospieszył się, jeśli chce ćwiczyć. Moja reakcja najwyraźniej go rozczarowała, bo nie odezwał się ani słowe, w drodze do miejsca ćwiczeń. A potem, kiedy byliśmy już na miejscu, powiedział, że o czymś zapomniał i poszedł. Fajnie…Nareszcie pozbyłam się Malfoy’a. Rozradowana poszłam do Pokoju Wspólnego i zaczęłam odrabiać prace domowe. Potem zagrałam kilka partyjek szachów z Ronem. Kupiłam sobie własną szachową „drużynę” i figury słuchają się mnie nareszcie. Dość późno położyłyśmy się spać, więc szybko zasnęłam.


Trudy ostatnich dni

Tyle się ostatnio działo, a ja nie miałam czasu napisać, bo albo siedziałam w bibliotece, albo u Hermiony w Skrzydle Szpitalnym. Ale zaczne wszystko od początku. W niedzielę przy śniadaniu, kłótnia aż wisiała w powietrzu i oczywiście nastąpiła.
-Jak tam zakochane, dziecie dzisiaj na ( tutaj był element fonetyczny, Ron kilka razy cmoknął)?
-Chyba cię pogieło, my się z nimi nie całujemy- powiedziała Hermiona i popatrzyła na niego, jak…
-Niee, wcale, a ty to juz wogóle…pff…myślisz, ze was nie widzieliśmy? Hahha. Pożyczyłem od Harrego mapę Huncwotów.
-Wiesz RON! Jak mogłeś- oburzenie wzięło górę. Jak on mógł nas szpiegować. A poza tym nie zdążyłam im powiedzieć, że już dawno pozbyłam się Martina.
-Normalnie, chciałem wiedziec co tam robicie. Hahah, wszystko widać…wasze ( tu znowu padło „cmok, cmok”) Też.
-Pff….ty chyba całkiem zgłupiałeś? My się tam nie całujemy. Przecież, Martin nawet nie jest moim przyjacielem- powiedziałam. Ja się z nim nie całowałam!!
-Hahah, ciesz się, że nie słysząłaś komentarzy Harrego. ” One są ochydnee” albo, ” Jak tak można…”. Haryr wcale nie jest gorszy. -teraz ron zaczynał swoje gierki wciagnięcia Harrego do kłótni. Ale Harry zapatrzyny w stół krukonów nawet nie usłyszał, że się o nim mówi. Patrzył się pewnie na Cho.
-Moglibyście czasem nam zaufac. Nie jesteście naszymi ojcami, zeby nas pilnować. Co was obchodzi, że się spotykamy z Malfoyami. Poza tym MARTIN NIE JEST MOIM CHŁOPAKIEM I JUŻ SIĘ GO POZBYŁAM. Wiesz Harry miałam cie za kogoś innego. Nie wiem jak tak można-pastwiłam się.
-Naprawdę. To tak jakbyśmy podglądały Cię za każdym razem kiedy próbujesz rozmawiać z Cho. Nie obruszaj się-powiedziała Hermi, gdy zobaczyła, że sie krzywi i chce coś powiedzeć-tylko taka jest prawda. Nie mozemy wam już ufac. Jewsli my byśmy tak zrobiły, to obrazilibyście sie na nas do końca życia.
-Daj spokój Hermiono, prziecież nie ma o co!-powiedział ostro Harry.
-NIE MA O CO? SZPIEGUJECIE NAS I UWAZACIE, ŻE NIE MA O CO?? -wrzasnęła przyjaciółka uniesiona. Teraz gapił sie na nas cały stół gryfonów, ale jej to nie obchodziło.
-Hermiono daj spokój! Nie będziemy z nimi rozmawiać, bo znowu będą nas śledzić-powiedziałam z trzaskiem zmykajac swoją ksiażke do numerologii-Chodź.
Wstałyśmy i nie patrząc na nikogo wyszłyśmy do biblioteki. Niestety okazało się, że będzie otwarta dopiero po obiedzie. Musiałyśmy wrócić do Pokoju Wspólnego. Nie mogłyśmy jednak wejść do środka, bo Gruba Dama zmieniła hasło i musiałyśmy czekać na prefekta. W końcu jednak przyszedł jakis gfyron i podal nam je. Jednak długo nie przebywałyśmy w wierzy gryffindoru, bo byli tam chłopcy. Zabrałyśmy się spowrotem do biblioteki. Wzięłam najgrubszą książkę, jaką udało mi się znaleźć i zaczęłam ją czytać. Nie musiałam się martwić o nic. Hermiona wynalazła książkę o zaklęciach koloryzujących i również czytała. Pogoniła nas dopiero pani Pince, która gasiła już lampki. Wróciłyśmy do dormitoriów i położyłyśmy się spać. Zasnęłam bardzo szybko.

A w poniedziałek. Straszne… nie chce tego wspominać. Postaram się to bardzo streścić, żeby znowu tego nie przeżywać. Na śniadaniu znowu coś wstąpiło w Rona. On…on rzucił się na Hermionę i uderzył w nią bardzo silnym zaklęciem. Dziewczyna padła z nóg. Nie sądziłam, że Ron jest taki bezmyślny. Rzuciłam na niego jakieś zaklęcie. Zaraz przybiegła McGonagall i przetransportowałyśmy Hermi do Skrzydła Szpitalnego. Chciałam przy niej zostać, ale była nieprzytomna, a poza tym musiałam iść na lekcje. Ron dostał szlaban i dobrze mu tak. Całął przerwę obiadową siedziała u Hermiony. Ta jednak się nie ocknęła. Mijałam się z różnymi ludźmi wychodzącymi z sali. Byli wśród nich dwaj Mafloy’owie i cała nasza klasa. Nawet Ron odważył się tam wejść i przepraszać ją. Cały wieczór spędziłam sama w bibliotece. Do chłopców się nie odzywałam, Hermi w Skrzydle Szpitalnym. Poczułam się taka samotna. Strasznie samotna. Chciało mi sie płakać. Płakać…a ja nigdy nie płaczę. Prawie całą noc łkałam, patrząc na puste łóżko Hermi.


Hmm…. 

Hermiona nareszcie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, ale nie mogła iść na lekcje. Śniadanie minęło w zupełnej ciszy. Ciągle byłam zła na Rona. Kiedy wyszliśmy z Wielkiej Sali, podbiegła do nas dziewczyna. Była mojego wzrostu i miała piękne, długie blond włosy. Pozazdrościć takich…. Stanęła naprzeciwko nas i spojrzała na każdego niebieskimi oczami. Nie znam jej, ale była chyba z naszego roku. Ach, tak teraz sobie przypominam, ona przyszła do nas z jakiejś innej szkoły. Podczas Ceremonii została przydzielona do Ravenclawu. Patrzyła jeszcze chwilkę, aż w końcu powiedziała:
-Ron Weasley?
-Tak.- odpowiedział zdziwiony.
-Cześć! Jestem Julia Rowen.- powiedziała podając mu rękę.
-Cześć! To moi przyjaciele Harry Potter i Emma Garner.- wskazał na nas, a oczy Julii
Rowen zrobiły się jeszcze większe, niż dotychczas.
-Ten Harry Potter i ta Emma Garner?- zapytała z niedowierzaniem.
-Tak, ta Emma Garner i ten Harry Potter.- powiedział Ron automatycznie, a Julia
Spojrzała na moją blizną, a potem na bliznę Harry’ego.
-Miło mi was poznać.- dodała- No ale nie po to przyszłam. Ron, możemy porozmawiać?
Ron spojrzał na mnie z pytającą miną, jakby myślał, że to wszystko moja wina. Ja tylko wzruszyłam ramionami i powiedziałam:
– To my już pójdziemy. Nie zapomnij, że za chwilkę mamy transmutację. Miło było cię poznać Julio. Ron, spotkamy się w klasie.
Odkręciliśmy się i zaczęliśmy kierować się w stronę kasy do transmutacji. Harry nie odzywał się, jakby zapomniał języka. Dla mnie było lepiej, że szliśmy w ciszy. Lekcja minęła szybko. Ron jak zwykle nie mógł poradzić sobie z zaklęciami. Harry’emu też to nie wychodziło. Ja jako jedyna w klasie zmieniłam mysz w popielniczkę. Po kilku pierwszych lekcjach poleciałam powiedzieć Hermionie najnowszą nowinę o Juli. Wydawało mi się, że panna Julia jest samolubna i że bardzo zadziera nosa. Nie pomyliłam się. Ale o tym później. Musiałam biec na lekcję, żeby się nie spóźnić. Jednak jakoś udało mi się zdążyć. Po drodze wpadłam na Martina, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej mnie unikał. I bardzo dobrze!! :) Po obiedzie mieliśmy wolne. W Pokoju Wspólnym było dość tłoczno. Rozmawialiśmy z Hermiona na temat lekcji, gdy zawołały ją Parvati i Lavender. Zdziwiło mnie to… no ale…
Nie odzywałam się do chłopców. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Po prostu, jakoś tak… Zanim się obejrzała Hermiona wyszła z dziewczynami. Nie zabrała mnie… Jak ona mogła. Trochę zła zabrałam się za lekturę. Harry marudził mi coś nad uchem, ale go zbytnio nie słuchałam. Hermiona wpadła do Pokoju Wspólnego jak piorun. Chwyciła Rona za rękę i „przygwoździła” go do sciany, gdzieć w końcu pokoju. Harry spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. „Na mnie nie patrz. Ja nic nie wiem.”- powiedziałam i przyglądałam się przyjaciołom. Ich rozmowa była bardzo ożywiona, a na końcu przytulili się. Fajnie. Nareszcie spokój między nami. Harry popatrzył na mnie z satysfakcją, jakby wygrał właśnie Puchar Quidditha. Na kolacji było bardzo wesoło. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. A po kolacji graliśmy w szachy. Ja grałam z Harrym. Oczywiście figury znowu zawiodły i przegraliśmy… Ale nie było co się gniewać. Poszliśmy spać w bardzo dobrych humorach.


Bardzo wesoły dzień

Złota jesień zawitała na błonia Hogwartu. Liście zaczęły złocić się. Obudziłam mnie Hermiona, która rzuciła we mnie poduszką. Zaczęła się bitwa. O mało nie spóźniliśmy się na śniadanie, bo Hermi i Ron nie mogli się ubrać. Pff… Hehe. Przed Wielką Salą zaobaczyliśmy jak blon-włosa Julia „zabawiała” Dracona. Nie mógł się od niej oderwać. Biedny… Przy stole zaczęła się rozmowa na temat Turnieju Trójmagocznego. Rozmowę przerwał szum sowich skrzydeł. Tysiące sów wleciało do środka, odszukując adresatów. Jedna z nich upóściła Proroka wprost na moją głowę. Czy te sowy nie mogłyby być trochę bardziej uważne. Po śniadaniu chłopcy poszli do wierzsy po książki, a ja i Hermi kierowałyśmy się w stronę klasy. Nagle, za rogiem jednego z pustych korytarzy, zobaczyłyśmy zabawną, a zarazem ohydną scenę. Martin i Julia stali naprzeciwko siebie, a potem ona się na niego rzuciła i zaczęli namiętnie się całować. O mało nie wybuchłyśmy ze śmiechu, widząc tą żałosną scenę. Uspokoiłyśmy się jednak i podeszłyśmy do nich.
– Cześć Martin!- powiedziałam powstrzymując śmiech. Hermiona wręcz brechała, chowając twarz za książką. Kiedy chłopak zobaczym mnie, odessał ją od siebie i zrobił dość niewyraźną minę.
– Emmo…ja…-zaczał.
– Och nie ! Nie dłumacz się. To tylko i wyłącznie twoja sprawa. Nas nigdy nic nie łączyło, nie łączy i chyba nie… hahaha!!- obie z Hermioną wybuchłyśmy śmiechem, widząc miny tamtych dwojga.
– Ale…- znowu próbował
– Daj spokój! Hermi idziemy.- rozkazałam. To był normalnie szok. Śmiałyśmy się całą drogę do klasy.
– Wiesz, miałaś racją dając Martinowi kosza. On nie jest ciebie wart.- powiedziała Hermiona, kiedy w końcu się uspokoiłyśmy.
– A widzisz…- powiedziałam z satysfakcją- Ty lepiej uważaj na Dracona…
Hermi nie zdążyła odpowiedzieć, b zadzwonił dzwonek, oznajmiający początek eksji. Mijały one bardzo wyjątkowo szybko. Kiedy napotykałyśmy Julię, która patrzyła na nas z dumą i satysfakcją, wybychałyśmy smiechem. Chłopcy nie rozumieli o co chodzi. W końcu podczas obiadu wytłumaczyłyśmy im wszystko.
– Emmo…przykro mi.- pociaszał mnie Ron.
– Przykro ?! Nie musi ci być przykro. Nie śmiałam się tak od tygodnia.- Chłopcy patrzyli na mnie ze zdumieniem.
– Przecież cały czas wam powtarzam, że mnie z nim nic nie łączy. Zapadła cisza.
– Ooo… Ide do Dracona. Julia zaczyna się wokół niego kręcić.- rzuciła Hermiona i odeszła. Ja i chłopcy wróciliśmy do Pokoju Wspólnego. Zabrałam się za lekturę. Hermiona wpadła po godzinie i wyciągnęła mnie na pusty korytarz przed portretem Grubej Damy.
– Słuchaj, rozmawiałam z Martinem.
– Tak…- powiedziałam i wybuchłam śmiechem. Hermionia ciągle była jednak poważna.
– Nie śmiej się.- uciszyła mnie.
– No i co? Jak tam jego pocałunek z Blondi…?- wcześniej się z tego śmiałam, ale teraz była wściekła i na niego i na tą… Nie wiem dlaczego. Po prostu…byłam.
– On się wcale z nią nie całował…- oburzyła się.
– Nie wogóle… Chyba widziałam!! Nie jestem głupia.
– Właśnie wcale nie… Ona mści się na nas razem z Cho!
– A po co Cho miałaby się na nas mścić?!- zapytałam.
– Bo w Proroku napisali, że jestem jego dziewczyną. A ona kocha się w Harry’m.- no tak. Cho kocha się w Harry’m, ale również i w Cedriku. Dziewczyna nie może się zdecydować i ma problem
– A ta… Blondi? Za co miałaby się na nas mścić?
– Ależ ty jesteś niedomyślna !!- zarzuciła Hermiona- Przecież bracia Malfoy’owie są najładniejsi w szkole…
– Co?! A kto tak powiedział.- pomyślałam, że Hermiona oszalała. Przecież oni wcale nie są przystojni. Wogóle…
– Emmo… czy ty naprawdę jesteś ślepa ?!
– Nie… Sądze, że wszystko w porządlku z moim wzrokiem.
– A ja sądze, że nie… Ugania się za tobą najładniejszy chłopak w szkole, a ty nic. Większość dziewczyn oszalałaby z miłości.
– JA NIE JESTEM WIĘKSZOŚĆ DZIEWCZYN.- powiedziałam stanowczo.- A tak wogóle to od kiedy interesujesz tak się chłopakami.
– Ja ?! Nie… To Draco zabiegał o moje względy, ja nie latałam za chłopakami i nie latam.- odpowiedziała Hermiona.
– Porozmawiasz z Martinem.
– Po co? Żeby znowu narobić mu nadzieji?
– A nie myślałaś kiedyś o miłości?- zapytała przyjaciółka.
– Nie… Nie miałam czasu o tym myśleć.
Nagle portret Grubej Damy odsunął się i na korytarzu pojawili się Harry i Ron.
– Tutaj jesteście.- powiedział uśmiechając się Ron.- Chyba czas już na kolację.
– Kolację?- zapytałą Hermiona.
– Tak Hermi… Tak… Kolacja… Jedzenie…- dodał Harry.
– Ale jest przecież wcześnie.
– Wcześnie? Zaraz szósta. Wy obie żyjecie chyba w innym świecie. Idziemy.-pociągnął mnie Ron. Kiedy weszliśmy o Wielkiej Sali okazało się, że jest jeszcze pusta. Tylko Draco czekał już na Hermionę. Oczywiście ona zaraz do niego pobiegła. Ludzie zaczęli się schodzić. Hermiona wróciła blada na twarzy.
– Martin się załamał. Od obiadu nie wychodzi z dormitorium.- powiedziała.
– Och! Biedny… Blondi go rzuciła.- rzekłam jedowicie.
– Nie Emmo… Chodzi o ciebie.
– O mnie?! Ja mu nic nie zrobiłam.
– Właśnie, że zrobiłaś… Idziemy.- pociągnęła mnie. Chłopcy zostali na kolacji, a kiedy my wyszłyśmy na zewnątrz, zaraz pojawił się Draco. Był bledszy niż zwykle. Nie odezwał się. Zaczął prowadzić nas w stronę wejścia do ich Pokoju Wspólnego. Próbowałam wyrwać się Hermionie, ale ona trzymała mnie bardzo mocno.
– NIE PÓJDĘ TAM!! MA MU NIC NIE ZROBIŁAM!- wykrzyczałam.
– Pójdziesz. Emmo… nie bądź dzieckiem.- powiedziała spokojnie.
– Jeju, wielka sensacja, bo Martin nie wychodzi z dormitorium od obiadu…
– Ty nic nie rozumiesz. Draco mi wszystko opowiedział.
Ja nic nie rozumiem… Pff… Oczywiście, że nie rozumiem. Nie chcem rozumieć… Nie mam ochoty rozmawiać z tym Malfoy’em i nie będę!! NIE BĘDĘ !!
Jednak Draco już zniknął za przejściem. Hermiona ciągle trzymała mnie dość mocno, żebym przypadkiem nie uciekła. Wkrótce pojawili się obaj. Martin wydawał się jeszcze chudszy i bledszy niż zwykle. Oczy jego nie iskrzyły jak zawsze… Były matowe i bez życia. Cała jego postać snuła się jak duch… Załamanie… Taak… To zwykła choroba, która na pewno nie miała związku ze mną. Oparłam się o ścianę i patrzyłam na mglistą postać chłopaka. Hermiona ciągle mnie trzymała.
– Idziemy stąd.- zakomendował Draco.- nie chcę spotkać się z Patil.
Hermi ciągnęła mnie za sobą. Martin nie odezwał się ani słowem. Hermiona próbowała go zagadywać, ale nic. „Wybawcy” znaleźli jakieś ciche i bezludne miejsce i zatrzymali się. Hermiona póściła mnie i chciała odejść, ale w ostatniej chwili złapałam ją i powiedziałam.
– O nie… Nigdzie stąd nie pójdziesz !
Na mój pół krzyk Martin odwrócił ciężko głowę. Jego ruchy były apatyczne… Spojrzał na mnie i blado się uśmiechnął. A potem… potem osunął się na ziemię. Przestraszyłam się nie na żarty. Nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Pobiegłam do Pokoju Nauczycielskiego, bo był najbliżej i przywołałam prof. McGonagall. Kiedy szłyśmy, ta powiedziała, że mogłabym przestać ignorować Martina, bo on przeze mnie strasznie się w nauce pogorszył i że chłopak jak to ona powiedziała: „…marnieje w oczach…” Kiedy nieprzytomny Martin został przeniesiony do Skrzydła Szpitalnego, wróciłam do Pokoju Wspólnego i zabrałam się za prace domowe. Wogóle się jeszcze nie uczyłam. Hermiona została przy nim razem z Draconem.


Szary dzień przemyśleń

Wczoraj wieczorem poszłam jeszcze na chwilę odwiedzić Martina w Skrzydle Szpitalnym. Usiadłam sobie przy jego łóżku, a on spał. Siedziałam tam i zrobiło mi się przykro… Chciało mi się płakać. Moja dusza rozdarła się jakby na dwie części. To rozdarcie jest strasznym uczuciem. Wewnątrz pojawiła się różnież pewnego rodzaju pustka…. Okropne…
A dzisiaj… dzisiaj było jeszcze gorzej. Cała szkoła wiedziała już, że Martin przeze mnie leży, w Skrzydle Szpitalnym i wręcz chuczało na ten temat na korytatzach. Dziewczyn patrzyły na mnie groźnie… Ale nie o to mi chodzi. Czułam się okropnie. Strasznie podle i wogóle byłam jakaś zorżalona. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Podczas lekcji było w porządku, bo nie myślałam o tym, ale poza nimi…. Okropne!! Biłam kilka razy w Skrzydle Szpitalnym, ale łóżko Martina, zawsze było otoczone kilkoma dziewczynami, które wypędzały mnie słowami… Może nie będę przytaczać.
Po obiedzie mieliśmy wolne, bo nauczyciela ugryzła sklątka. Chciałam usiąść gdzieś sama i przemyśleć wszytko. Hermiona chciała pójść ze mną, ale jej odmówiłam. Usiadłam w bibliotece nad otwartą książka, której i tak nie czytałam. Zamyśliłam się nad ostatnimy wydarzeniami. Było mi strasznie głupio, że ignorowałam Martina i pomyślałam, że zrobiłam z niego idiotę, bo on za mną biegał po szkole, a ja… No tak… Ech… Już sama nie wiem co o tym myśleć. Co jakiś czas z myśli wyrywały mnie dziewczyny, które podchodziły z tekstamy typu: „Jesteś okropną szlamą.”, „Zostaw Martina w spokoju.” lub „Jesteś beznadziejna.” i wiele wiele innych. Myśli, które kołotały w mojej głowie nie dawały mi spokoju. Wszystko wydawało się takie szare i smutne. Deszcz padał rzęsiście, słońce schowało się za chmarą szarych chmur, drzewa gubiły liście. Zaczynało się ściemniać. W bibliotece ciągle było dużo ludzi, a ja potrzebowałam pełnego odosobnienia, więc wyszłam na błonia. Deszcz mżył obficie i było bardzo zimno. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wzięłam peleryny. Podeszłam do pustego padoku jednorożców. Stworzenia zostały rano wypuszczone spowrotem do Lasu. Oparłam się o drzewo i jedna wielka łza zaczęła ciec po moim policzku. Nie dałam radu ukrywać już dłużej mych uczyć. Łzy spływały jedna, po drugiej. Nagle przygalopował do mnie Argo- jednorożec, który uratował nas wtedy w lesie. On był taki piękny. Bił od niego cudny blask. A z końca złotego roku wystrzeliła smużka światła. Nagle chmury rozstąpiły się i blask ogromnego księżyca porkył całą ziemię. Deszcz ciągle jeszcze padał, ale był bardzo przyjemny, mimo, iż bardzo zimny. Argo położył swój wielki, ciążki łeb na moim ramieniu, a ja wtuliłam się w niego i płakałam. Dobrze, że padało… Kiedy uspokoiłam się trochę i jednorożec zniknął za drzewami, wróciłam do zamku. W holu natknęłam się na Hermionę.
– Emmo… Oszalałaś, spójrz jak ty wyglądasz! Cała przemoczona! Martin zobaczył cię w oknie i uparcie chciał po ciebie przyjść, bo martwił się, że się przeziębisz. Cudem namówiłam go, żeby został i sama po ciebie przyszłam.
Nic nie odpowiedziałam, tylko opóściłam glowę i znowu się rozpłakałam.
– Co się stało?- zapytała Hermina.
– Nic.- odpowiedziałam i otarłam łzy.- Pójdę się wysuszyć.
– Ja wracam do Skrzydła Szpitalnego. Masz tam zaraz przyjść.
– Tak.- powiedziałam i zaczęłam kierować się w stone wejścia na wierzę. Szata była cała mokra, a z włosów wręcz kapało. W Pokoju Wspólnym wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Jakaś zakochana po uszy w Martinie, gryfonka z piątego roku, wygłosiła głośno, opinię na mój temat, czym się zbytnio nie przejęłam. Było mi już wszystko jedno…
Nieśmiało weszłam do Skrzydła Szpitalnego. Martin siedział na łóżku, a Hermiona stała obok i rozmawiali o czymś. Włosy Martina odzyskały dawny blask i nie był już taki blady. Byłam trochę skrępowana i małymi kroczkami podążałam do przodu. Hermiona aż podskoczyła, kiedy stanęłam obok niej. Moje bagłe i ciche pojawienie się zrobiło wrażenie. Hehe… Martin spojrzał na mnie pełnymi balsku oczami i uśmiechnął się. Od razu zrobiło mi się lżej na duchu. Byłam taka szczęśliwa, że jest z nim wszystk ok.
– Hej Emmo…!- powiedział wesoło.
– Hej!- uśmiechnęłam się. Miałam ochotę uściskać go, ale się powstrzymałam. To nie w moim stylu. Hermiona pożegnała się i wyszła, zostawiając nas samych…


Piątek…czyli dzisiaj

Dzień zapowiadał się wspaniale. Słońce świeciło, a złocące się liście powiewały lekko na wietrze. Na śniadaniu był już Martin. Chłopcy dostali jakiś głupawek i zaczęli pokazywać go sobie palcami, ale postanowiłam to zignorować. Zrobiło mi się trochę głupio, no ale to mało ważne. Po śniadaniu mieliśmy dwie godziny eliksirów. Harry i Ron stracili razem aż 25 punktów. co oni sobie wyobrażają, tracić nasze ciężko wypracowane punkty. Oni są okropni ! Przecież czasem mogliby się pouczyć, prawda? Ale oni nie… Oni tylko latają na tej swojej głupiej Błyskawicy. Bleech… Straszne ! Snape zapowiadział też sprawdzian z Eliksiru Wiggenowego. A oni… No tak, oni bardzo zdziwieni. No bo przecież się nie nauczyli. Nie wiem, jak oni mają zamiar zdać SUMy, skoro nie uczą się nawet na najprostszy sprawdzian. Po lekcjach ze Snape’m polecieliśmy coś zjeść i wyszliśmy na błonia, na lekcje z Hagridem. Sklątki są okropne !! Nie można ich złapać i są wręcz obrzydliwe. Na przerwie podszedł do nas Martin. Cieszyłam się, że wrócił ze Skrzydła Szpitalnego, no ale mogliśmy zostać tylko przyjaciółmi.
– Cześć Emmo, Cześć Hermiono. Emmo, chodź porozmawiamy dobrze? – i nie czekając na odpowiedź wziął mnie za rękę i pociągną za sobą. Co miałam robić? Szłam za nim jak osioł. Był ode mnie „trochę” wyższy, jego blon włosy lśniły w słońcu, a blada zwykle cera, była lekko zarumieniona. Ciągnął mnie tak za sobą, aż dotarliśmy do nieznanej mi części zamku. Usiedliśmy na schodach. Siedzieliśmy tak w milczeniu. W ciszy mijały minuty. W końcu Martin odezwał się.
-Emmo…a moze bysmy tak…
-Co?- zapytałam patrząc na niego.
-No nie wiem, czemu tak milczymy ?- powiedział jak przez mgłę.
-NIe wiem czemu milczymy-uśmiechnęłam się.
-Własnie, przieciez potrafimy ze soba rozmawiać…chociaz mówią, że słowa są źródłem nieporozumień…
-Tak…-powiedziałam zamyslona-ale bywają też źródłem szczęścia
-Serio? Ja tam jakoś nigdy nie zawazyłem- zdziwił się.
-Czemu? Przieciez, jakby się tak głebiej zastanowic to słowa sa szczęsciem. Gdyby nie było słów nie było by nic, prawda?
-Masz rację. Jesteś bardzo mądra…oczywiście wiedziałem że jesteś mądra, ale nie wiedziałem ze masz takie przemyślenia.- spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Zawstydziłam się trochę i wybąkałam tylko:
– Dużo rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz.
-Moze się dowiem?
-Może… kiedyś- dodałam
-Kiedy?
-A jakie to ma znaczenie?
-Duże.
-Dla ciebie…- powiedziałam ponuro. Chłopka spojrzał na mnie trochę ze zdziwieniem ,a trochę z wyrzutem.
-A dla ciebie nie?
-Nie.- odpowiedziałam obojętnym tonem.
-A co dla ciebie ma znaczenie?
-Nauka.
-Tylko.
-No i przyjaciele. Hermiona…
-A pewien przyjaciel…
-Ron?
-Nie… Martin- te pytanie kompletnie mnie skołowało. Nie wiedziałam jak wybrnąć z tej sytuacji. Przecież, nie powiem mu, że on nic dla mnie nie znaczy, bo to by go uraziło, ale nie powiem mu też, że jest odwrotnie, bo tak nie jest.
-Hehhe, nie wiem. Prawie go nie znam.
-Może poznasz.
-Może, kiedyś.
-Monotonna jesteś. widac za wcześnie cię pochwaliłem.- powiedział
-O dzięki.Pf.. – ja jestem monotonna…. Tak, oczywiście… To on zadaje takie głupie pytania. Ale nie, to ja jestem inna. Pff…!
-Żartuję, nie obrażaj się.
-Dobra, ale wes posc moja ręke.- powiedziałam, bo dopiero zauważyłam, że ją trzyma.
-O a czemu? Nie no dobra jak chcesz…- powiedział ponuro i uwolnił mnie.
-Skad ta zawiedziona mina?- dodałam.
-Zabrałas mi rękę.
-Hehe. No i co z tego?- zapytałam.
-Mogę cię o nią poprosić?
-A po co ci moja ręka.- rzuciłam.
-A tako.- ale ty jesteś inteligentny… Heh… Ja to mam życie.
-No do czego ci ona?
-Prosze daj mi ją…
-Spadaj- spojrzałam na niego złowrogo. No bez przesadyzmu…
-Hehe, masz poczucie humoru.
-Wiem
-Ja tez- „Ty wszystko o mnie wiesz…”-pomyślałam, po chwili dodałam:
-Mało inteligetna ta nasza wymiana zdań.
-tak, ale przynajmniej nie milczymy.
-yhym…- „Wolałabym pomilczeć”- odezwał się głosik w mojej głowie.
-Lubię z tobą rozmaiwac.- wyszczerzył zęby.
-Wiem- wiedziałam o tym od dawna…
-Jesteś dziewczyna na poziomie.- no a jakże. Fajnie, że to zauważyłeś. Odpowiedziałam:
-Wiem, dziękuję.
-Łee..
-Co łee..?
-Myslałem, ze powiesz,” Och Martin ja tez lubię z tobą rozmawiać” Czy coś w tym stylu..
-Hehe nie licz na to- jakie ona ma wymagania.
-Czemu?
-Poprostu nie licz
-Moze kiedyś?
-Może…- powiedziałam od niechcenia.
-hehe lubisz morze ?
-Lubię.
-Widać
-Dobra straczy… idziemy… znaczy ja idę a ty sobie siedź jak chcesz- rzuciłam i wstałam. Zaczęłam iść w stronę Wielkiej Sali. Za chwilę miał być obiad. Martin siedział przez chwilę sam na schodach, ale wkrótce mnie dogonił. Szliśmy razem korytarzami, a dziewczyny, patrzyły na mnie jak… nie wiem jak to opisać. Tylko obiad zjedliśmy w gronie przyjaciół, bo kiedy skończyliśmy jeść znowu podeszli do nas bracia Malfoy’owie. Draco zabrał Hermionę, a Martin stał jeszcze przez chwilę.
– Co się znowu stało?- zapytałam z niesmakiem. Rozmawialiśmy przecież jakieś pół godziny temu.
– Och… nie nic. Tylko przypomniało mi się, że miałaś uczyć mnie zaklęć. Może omówilibyśmy to ? Jak sądzisz?
No tak… kompletnie zapomniałam, że miałam go uczyć zaklęć.
– No tak. Chodźmy.
Martin szczęśliwy moją odpowiedzią, złapał mnie za rękę. Nie no tego za wiele. Stanęłam na przeciwko niego.
-Co?- zapytał zdziwiony. Spojrzałam tylko na nasze ręce.
– No tak. Przepraszam.- póścił mnie. Wyszliśmy zaledwie na korytarz, gdy pojawiła się…Julia. Zobaczyła nas i już chciała rzucić się na Martina, ale stanęłam przed nim i odepchnęłam ją.
– Cześć Julio!- powiedziałam słodko, wtulając się w ramie Martina, żeby dopiec dziewczynie.
– Och! Cześć Emmo! Nie zauważyłam cię. Cześć Martin !- trzepnęła rzęsami. Martin najwyraźniej w szoku, że stałam przytulona do niego, wybąkał tylko: „Cześć” i obiął mnie ramieniem. Panna Julia zrobiła się czerwona ze złości, ale powiedziała słodko:
– Martin, moglibyśmy porozmawiać? Na osobności…
– Nie… Nie widzisz, że on jest zajęty?!- wtrąciłam się.
– Właśnie…- dodał oszołomiony chopak.
– To my już pójdziemy. Miłego dnia.- dodałam jadowicie i złapałam Martina za rękę. Kiedy panna Julietta znikła za pierwszym zakrętem, póściłam Martina.
– Dlaczego?- zapytał zawiedziony.
– Co dalczego?
– Dlaczego póściłaś moją rękę.
– Nie sądziłeś chyba, że będę ją trzymać. Dosyć tego cyrku.
– A więc chodziło tylko o tą Julię, tak ?
– Nie… Nie tylko. Chodź.- pociągnęłam go za rękaw. Szliśmy rozmawiając na tamat różnego rodzaju zaklęć. Omawialiśmy godzinę i miejsce spotkań i to, że możnaby wciągnęć w to również Hermionę i Dracona. Wyszliśmy na błonia i zaczęliśmy kierować sie w stronę polany jednorożców. Pytałam właśnie jakich zaklęć chciałby się nauczyć, kiedy usłyszałam, jak ktoś chrząknął. To Hermiona stałą obok Ahmeda, a Draco stał trochę dalej.
– Co wy tu robicie?- zapytałam mało inteligentnie.
-No wiesz, jestesmy tutaj i sobie rozmawiamy głaszcząc Ahmeda.- odpowiedziała Hermiona. Jednorożec widząc mnie wyrwał się jej i przybiegł do mnie. Strasznie się nad nim stęskniłam.
– Ahmed, Ahmedzik… Moje kochanie.
Ahmed przytulił swój wielki, ciężki łeb do mojej twarzy. Był taki milusi. Jeju, jak ja go kocham. On jest cudowny, tak jak Argo. Przytuliłam się do niego i poczułam czyjąś rękę na moim ramienu. ” To na pewno Martin”-pomyślałam i miałam rację.
– Ekhym… Czy mógłbyś zabrać rękę z mojego ramienia?
Martin trochę się speszył, ale zabrał ją. Draco i Hermiona dostali napadu śmiechu.
-Weście się uciszcie, co? – zaproponował Martin.
-Buhaheheh dobra sorry-opanowała się.
Usiedlismy we czwórkę pod drzewem i zaczęlismy sobie żartować. Byo fajnie, ale niestety co raz zminiej. Dobrze wychowani bracia Malfoyowie użyczyli nam swoich peleryn i teraz oni marzli w samy ch kolszulach. hehe…
Dochodziła szósta. Trzeba było zakończyć spotkanie integracyjne obu domów. Zebraliśmy sie z polany i poszliśmy w stronę wielkiej sali. Po drodze na korytarzu minelismy Cho i Juliettę. Och jakie one były zajęte rozmową…pf…
Przez całą drogę ludzie dziwnie na nas patrzyli. Dopiero przy stole ślizgonów, Hermiona zauwazyła, że ciągle mamy peleryny chłopaków na sobie. Zdjęłyśmy je i Hermi zaniosła je Malfoy’om. Po kolacji podeszła do nas Cho.
-Cześc Harry-powiedział słodko (niech ona spada małpa). Harry zaczerwienił się jak nigdy.
-Cześć..-bąkną.Normalnie śmiac mi się chciało, na widok jego miny.
-Czy mozemy porozmawiać?? Na osobności-dodała.
Harry caly sparaliżowany wstał i poszedl za Cho. Chwilę po niej do stołu podesżła Julietta, a tepa mina Rona odrazu zmieniła parwę na ciemno-czerwoną. Teraz juz chichotałyśmy ja wariatki.Julia spojrzała na nasz obrażona i zaplotła ronowi ręce na ramionach. Ten siedział jak na gwoździu.
-Ron, chodź sobie porozmwaiamy..proszę..-powiedziala i zamachała powiekami w sposób który tylko jej wydawał się słodki, nam zaś obleśny. Jak ona może być taka perfidna…bleech. Pewnie idzie go przetestować…fujaaa. POpatzyłyśmyu na siebuie jeszcze raz i smiałysmy się tak jak nigdy. Nie mogłysmy przestać. Nevill i Seamus popatrzyli na nas jak na zjawiska i też zaczeli się brechać. PO chciwli już cały stół Gryfonów się brechał, chodź tylko my wiedziałysmy z czego. Heheh, nie no kabaret. Opanowyłysmy sie po dwudziestu minutach i wyszysmy z sali, którą wypełnial teraz śmiech gryfonów. Poszłyśmy do Wierzy Gryffindoru. Rozsiadłyśmy się na kanapie i czekałyśmy na chłopców. Blee… Pewnie się z nimi całowali. Fuj !!
-Co się stało?-zapytałam
-Nie,inaczej trzeb zadać pytanie. Który sie całował-powiedziała
-Eee, a skąd.. wiesz? -zpaytał Ron uminiec znowu pojawił się na jego policzkach.
-A wiesz, widzę. Julietta mogłabty ścierać błyszczyk…-powiedziała Hermi.Ron rozejrzał siepo pokoju i wytarł usta i policzek ręką. Harry popatrzył na niego z robawieniem. O niego mgłyśmy być spokojne, nie zabawia siew ten sposób z dziewczynami. Zaczęłam chichotać, a harry uśmiechną się pod nosem.
-No tak Ron to juz wszystko jasne! Nie opowiadaj nam ze szczegółami bardzo cie proszę. Nie mam ochoty słuchać jakich technik pocałunków uzywa Julia, powiem ci tylko jedno. Zostaęs przetestowany-powiedziałai wstała.
-Chodź Emmo idziemy. Neich oni sobie rozpamiętują RANDKI.- zaśmiała się Hermiona i wyszłyśmy do dormitorium. W łóżkach, zaczęlyśmy wymyślać, co raz to nowsze wersje randek chłopców, aż zasnęłyśmy.


Sobota…. :)

Rano obudziłam mnie Hermiona, która już pełnym umundurowianiu nie mogła doczekać się kiedy wstane. W Pokoju Wspólnym czekali już na nas Harry i Ron. Ron był strasznie czerwony. Chyba wstydził się tego pocałunku z Juliettą. I miał racje. Przecież to obrzydliwe całować się… Fuj…!! Hermiona i Ron już mieli to za sobą. Ja i Harry jeszcze tego nie doznaliśmy. Ale szczerze… Ja nie chcę tego doswiadczyć, bo uważam, że to po prostu ohydne. Za zamkowymi oknami wesoło świeciło słońce, co wprawiło mnie w bardzo dobry humor. Kiedy weszlismy do Wielkiej Sali, spojrzałam na stół ślizgonów. Przy Martinie kręciła się panna Julia. Wdzięczyła się przed nim, trzepocząc rzęsami i raz po raz odrzucając włosy do tyłu.
– Zaraz wracam- powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam kierować się w stronę stołu Slytherinu. Martin siedział tyłem do mnie, więc nie mógł mnie zauważyć. Poza tym był zajęty Julią, a może raczej jej odpędzaniem. Julia spojrzała na mnie z oburzeniem, ale nic nie powiedziała. Stanęłam za Martinem i zasłoniłam mu oczy.
– Zgadnij kto!
– Nie chcem wiedzieć. Idź sobie-usłyszałam w odpowiedzi, a Julia miała bardzo usatysfakcjonowaną minę.
– Dobra… Wszakrze myślałam, że się ucieszysz na mój widok, ale…- rzuciłam i puściłam go. Odkręciłam się na pięcie i chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za rękę.
– Ojej! Przepraszam ! Myślałem, że to znowu jakaś puchonka. Przepraszam Emmo! Wybaczysz?
– Jasne!- uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. Miałam dzisiaj bardzo dobry humor i byłam baardzo ugodowa. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale zdawało się, że był równie wesoły jak ja.
– Cześć Emmo!- powiedziała szorstko Julietta.
– O! Cześć Julio! Wybacz nie zauważyłam cię. A tak wogóle, to czego tu szukasz? To Ron już nie jest twoim chłopakiem, że polujesz na nowego przy tym stole?- zapytałam jadowicie. Panna Julia o mało nie zabiła mnie wzrokiem i dodała:
– A właśnie, że Ron jest moim chłopakiem! Nawet nie wiesz, jak on świetnie całuje…
– Taak ?!- roześmiałam się- Ma chłopak gust… Chyba będę musiała przemówić przyjacielowi do rozumu. Żegnam Julio- zlekceważyłam jej ponowne zabójcze spojrzenie i zajęłam się rozmową z Martinem. Dziewczyna widząc, że rozmowa jednak się zakończyła, odeszła obrażona. Ślizgoni siędzący przy stole, zwłaszcza ci z piątego roku patrzyli na mnie, jakbym właśnie dokonała jakiegoś światowego czynu, albo czegoś w tym rodzaju. Niektórzy byli bardzo oburzeni, że odpędziłam stąd Julię. Mnie jednak to mało obchodziło.
– Emmo, jaka miła zmiana- wyszczerzył zęby Martin.
– Zmiana…Jaka zmiana?- zapytałam beztrosko.
– No przyszłaś do mnie.
Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się.
– A gdzie Draco?- zapytałam.
– Sądze, że jest teraz z Hermioną- powiedział obracając się. Ja także się obróciłam i rzeczywiście, siedział obok niej, a Harry i Ron pewnie musieli gdzieś wyjść, bo ich nie było.
– No, ale nie po to przyszłam… Myślę, że możemy dzisiaj zaczać trenować zaklęcia.
– Ach…tak- powiedział lekko zawiedziony. Nie wiem, czego on się spodziewał.- To o której?
– Może po obiedzie?- zaproponowałam
– Tak późno…- znartwił się.
– Późno?- zdziwiłam się.
– Tak długo nie będę ciebie widział…
– Nie żartuj- zawstydziłam się- Ja idę. Do zobaczenia.
Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę naszego stołu. Kiedy tylko usiadłam, kilka dziewczyn poleciało do Martina. Zaraz za mną pojawili się chłopcy.
– No i jak rozmowy z waszymi chłopakami- wtrącił zjadliwie Ron.
– Ronuś, bądź cicho… Panna Julia- twoja dziewczyna…- nie skończyłam, bo Ron zasłonił mi budzię.
– Ciicho… Ona nie jest moją dziewczyną.
– Ron, ona cię pocałowała… A poza tym powiedziała mi, że nią jest- dodałam, kidy tylko zostałam oswobodzona. Chłopak zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
– Podobno świetnie całujesz- zaczęłam się śmiać. Ron zmieszał się, wstał i wyszedł.
– Co mu się stało?- zapytał Harry.
– Chyba zrezygnował ze śniadania- powiedziała Hermiona, pakując na swój talerz kilka tostów. Harry skończył właśnie jeść trzecią parówkę, kiedy do podeszła do nas Cho.
– Hej Harry!- zatrzepotała rzęsami, tak jak Julia.
– Cześć!- odpowiedział, z błyskiem w oczach.
– Możemy porozmawiać?
– Jasne- odpowiedział i wyszedł razem z nią z Wielkiej Sali. Hermiona wodziła za nimi oczami, dopóki nie znuknęli za drzwiami.
– Zabije ją- rzekła w końcu.
– Daj spokój! Oni też mogliby nas zabić za to, że Malfoy’owie są naszymi przyjaciółmi.
– Przyjaciółmi?- przyjaciółka spojrzała na mnie z niedowierzaniem, ale nic więcej nie powiedziała.
– Chodź, idziemy.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Kiedy wyszłyśmy z Wielkiej Sali zobaczyłyśmy dość zawstydzającą sytuację. Przy jednej ścianie stali: Ron i Julietta, a przy drugiej: Harry i Cho. Gdy tylko dziewczyny nas dojrzały, wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, rzypiliły chłopaków do ściany i pocałowały ich. Fuuj…! Aż odkręciłam głowę drugą stronę. Nie wiedziałam, że Cho może być aż taka perfidna. Kiedy Harry’emu w końu udało się od niej odessać, wysapał tylko:
-Co ci odbiło?
-Och Harry nie możemy tego dłuzej ukrywać…
-Ale czego?
-Och sam powiec, czy nie było miło?
Harry zmieszał się trochę, a ja myślałam, że zaraz zwymiotuje. Wyminęłyśmy obie pary (Julietta i Ron cięgle się…fuu) i zaczęłyśmy kierować się w stronę biblioteki. Przywitałyśmy się z panią Pince, która również miała dobry humor. Hermiona znikła jak zwykle w dziale ZAKLĘCIA, a ja poszłam na zwierzęta. Książki i księgi stały równo na półkach. Znalazłam wspaniały album z rysunkami jednorożców. Obrazki poruszały się i mieniły kolorami. Jednorożce są takie piękne. Wiem o nich wszystko co jest możliwe, bo przeczytałam już wszystkie książki ze szkolnej biblioteki, na ten temat. Mogłam teraz oglądać tylko albumy. Hermi zapomniała całkiem o zaklęciach, gdy zobaczyła ilustracje. Siedziała ze mną i dokładnie oglądałyśmy każdy rysunek. Upajałyśmy się magią tych cudownych zwierząt, gdy usłyszałyśmy za nami głos:
– Cześć dziewczyny!
Odkręciłyśmy się. Za nami stał wysoki chłopak, o brązowych włosach i oczach. Nie znałam go i zdziwiło mnie, kiedy bez żadnych skrupułów, usiadł na przeciw nas. Hermiona popatryła na mnie, jakby pytała, czy go znam. Ja tylko wzruszyłam ramionami i wróciłam do książki.
– Co robicie?- zapytał przybysz.
– A co można robić w bibliotece?- powiedziałam ponuro, nie drywając oczu od książki.
– No… czytać książki
– Inteligencja…-odezwałam się znad kart księgi. Hermiona kopnęła mnie w piszczel od stołem. Tylko nie wiem właściwie, dlaczego…Zapadła cisza. Później odezwała się Hermiona:
– A tak wogóle, to my się chyba nie znamy
– Chyba nie… Jestem Tom Gramis z Huffepafu.
– Miło cię poznać Tom. Jestem Hermiona Granger, to Emma Garner.
Zamknęłam książkę i zmusiłam się do uśmiechu. Pewnie żałośnie to wyglądało, ale chłopak odwzajemnił uśmiech. Popatrzył najpierw na mnie, a potem na Hermione. Jego wzrok błądził tak, od jednej do drugiej.
– Jesteście bliźniaczkami?- zapytał w końcu. Spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się.
– Nie… nie jesteśmy- powiedziałyśmy równocześnie.
– Aha, to ja już pójdę- rzucił i zniknął. Po krótkiej chwili pojawił się Harry.
– Ooo… Poznałyście juz Tom’a- rzucił siadając, tam gdzie wcześniej siedział chłopak.
– To ty go znasz?- zapytała Hermiona.
– Pewnie… Wszyscy go znają. No, może oprócz was.To znany hogwarcki podrywacz. Wypróbował chyba już każdą dziewczynę w tej szkole. Wy jesteście ostatnie na jego liście.
Hermiona stłumiła śmiech. Ja spojrzałam na Harry’ego z politowaniem. Cho całkiem zawróciłą mu w głowie.
– Nie żartuj sobie. Jak tam pocałunek z Cho?- Harry zrobił się cały czerwony i nic nie odpowiedział.
– A tak wogóle to gdzie jest Ron, co?- zdenerwowała się Hermiona.
– Jest z Julią. O, przepraszam. Muszę iść- dodał i zniknął.
– Nie wiem, jak oni zdadzą SUMy- spojrzałam na Hermionę, która ciągle dławiła się ze śmiechu. Widząc, że przyjaciółka jest teraz trochę nieużyteczna, otworzyłam książkę i wczytałam się w jej tekst. Było w pół do drugiej, kiedy przypomniało mi się, że nie napisałam jeszcze wypracowania z zaklęć. Powiedziałąm Hermionie, że ide poszukać książek i znikłam na drugim końcu biblioteki. Dość długo szukałam odpowiednich książek i kiedy wróciłam, zeobaczyłam Hermione i Martina, siędzących razem i rozprawiających o czymś. Musieli rozmawiać już dość długo, bo Martin rozsiadł się na moim miejscu, zwalając moje pióra i jeden z pergaminów. Kiedy tak na nich patrzyłam, pomyślałam, że ładnie razem wyglądają. Tak fajnie… I, że pasują do siebie. Podeszłąm do stoły bez słowa, kładąc książki, na pergamin, który o mało nie spadł.
– O czym tak rozprawiacie?- zapytałam z uśmiechem. Osobniki siedzące, przy stole uśmiechnęły się porozumiewawczo i odpowierziały tylko, że nic… Tak jasne, nie jestem taka głupia, ale dałam spokój. Usiadłąm obok chłopaka, otworzyłam księgi i zaczęłam pisać to wypracowanie. Oni dalej o czymś rozmawiali. Moja praca liczyła cztery zwoje pergaminu. To troszeczkę ponad limit, ale zadowolona odłożyłam książki na miejsce. Martin i Hermiona, ciągle o czymś rozprawiali. Spojrzałam na zegarek.
– Chyba już czas na obiad-powiedziałam. Dwójka siedząca przy stole, spojrzała na mnie, jakby wogóle zapomniała, że tu jestem. Jednym ruchem różdżki odesłałam moje pióra i pergaminy do dormitorium i uśmiechnęłam się. Kiedy szliśmy do Wielkiej Sali, wszyscy jakoś milczeli. Dopiero, gdy usiadłyśmy przy stole, Martin przypomniał mi, że po obiedzie mamy ćwiczyć zaklęcia. Chłopców ciągle jeszcze nie było. Obiad minął w ciszy. Hermiona była pogrążona w swoich myślach, a zresztą też. Pomyślałam, że przez tą Juliettę, nasza przyjaźń z Ron’em i Harry’m może przepaść. Kiedy skończyłyśmy jeść, bez namysłu wyszłyśmy na zewnątrz. Mafloy’owie dogonili nas jednak. Martin uśmiechnął się i znowu przypominał, że mamy poćwiczyć zaklęcia. Nie miałam ochoty teraz zajmować się takimi rzeczami, ale skoro obiecałam, to obiecałam.
– Hermi, idziecie z nami?- zapytałam jak przez mgłę.
– Idźcie, my zaraz do was dołączymy- uśmiechnęła się przyjaciółka. Tak wiec skręciliśmy w pusty korytarz. Wszyscy uczniowie siedzieli na błoniach, ciesząc się jesiennym słońcem. Szłam wpatrzona w ziemię, myśląc o Julieccie. Z chęcią uderzyłabym ją w tą jej ohydną twarzyczkę. Z zamyślenia wyrwał mnie Martin.
– Coś się stało?
– Nie nic, naprawdę- zmusiłam się do uśmiechu.
– Przecież widzę.
Zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o tym, co mnie trapi. Szybko jednak odrzuciłam tą myśl. Nie… Nie powiem mu. To nie jego sprawa. Nic nie odpowiedziałam. Szłam dalej wpatrzona w ziemię.
– Dlaczego znowu milczymy?- usłyszałam.
– Nie wiem.
Doszliśmy właśnie do przejścia do komanty, w której mieliśmy ćwiczyć. Uderzyłam różdżką w posąg gryfa, który zaraz odsunął się. Wszliśmy do środka. Widać było, że komnata nie sprzątana była od lat. Z sufitu zwieszały się pajęczyny, a w rogu stało kilka stołów. Była też biblioteczka, wypełniona książkami.
– Widzać, że nikt nie sprzątał tu od lat- rzuciłam rozglądając się.
– Zaczynamy?- niecierpliwił się Martin.
– Okey. Jakie znasz pożyteczna zaklęcia?
Martin wyczarował kwiatka i podał mi go.
– Pożyteczne…- dodałam z oburzeniem, ale uśmiechnęłam się. MArtin zaczał wymieniać zaklęcia, które wg. niego mogły mu się do czegoś przydać. Ja sądziłam, że są bezużyteczne, ale nie odzywałam się. Zaczęliśmy ćwiczyć Zaklęcie Przywołujące, potem Zaklęcie Odsyłające i jeszcze kilka innych zaklęć. W końcu zarządziłam dziesięciominutową przerwę. Oparłam się o ścianę, a Martin usiadł na zakurzonym stole. Znowu błądziłam myślami wśród Harry’ego i Rona. To, że Ron tak latał za Juliettą na pewno nie było normalne. Ona musiała mu coś podać. Nie wiem, jakiś napar miłosny, albo Eliksir Przyporządkowania. W każdym razie, coś w tym stylu. Patrzyłam sobie na pochodnie, potem na jedyne okno w komnacie, potem na książki, a potem przypadkiem spojrzałam na Martina. Patrzył się na mnie.
– Co?- zapytałam.
– Nic-zawstydził się. Mi też zrobiło się głupio.
– O czym myślisz?- zapytał
– O wszystkim, a razazem o niczym. Myśle o szkole, o przyjaciołach, o nauczycielach, o książkach. Czyli o tym co zawsze…
– Emmo, czy ty…czy myślisz czasem o mnie?-usłyszałam.
– Czasami…- nie mogłam powiedzieć, że tak, albo, że nie. To przecież byłoby niezgodne z prawdą. Martin zeskoczył ze stołu i podszedł do mnie.
– I co czujesz, kiedy o mnie myślisz?
– Nic…
– Naprawdę nic?
– Nie wiem- zmieszałam się.
– Emmo…- zaczął ale nie skończył, bo do środka wparowali Draco i Hermiona.
-Ooops sorry. Przeszkadzamy?
– Nie… właśnie skończyliśmy.
– Co skończyliście?
– Naukę, oczywiście- rzuciłam i przepchałam się na korytarz. Szłam sama zamyślona. Dotarłam do Wielkiej Sali. Chłopaków znowu nie było. Usiadłam przy stole. Nie chciało mi się jednak jeść. Wróciłam do Pokoju Wspólnego. Był pusty. Usiadłam na kanapie. Potem poszłąm do dormitorium. Położyłam się i jakoś tak wyszło, że zasnęłam.


Słoneczna niedziela….

Niedziela… Nareszcie !! Lekcje zrobione, trochę powtórzone, więc można cieszyć się wolnym dniem. Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że Martin jest całkiem fajny. Jako przyjaciel, oczywiście. Wczoraj Hermiona pojawiła się dość późno w dormitorium. Pewnie rozmawiała z Martinem. Może i nie byłam zbyt uprzejma tak wychodząc, ale nie wiem. Jakoś tak wyszło. No po prostu. Obudziłyśmy się dopiero na drugie śniadnaie. Zjadłyśmy posiłek i poleciałyśmy do biblioteki. Chłopcy siedzieli nad książkami razem z Julią. Znaczy Harry siedział nad książką, a Ron wpatrywał się w tą małpę… Rowen. Normalnie, aż ślinił się na jej widok. Blee… Usiadłyśmy z Hermioną po obu stronach Harry’ego, nie patrząc na pannę Julię. Zajrzałam do książki, którą czytał Harry. Były tam przepisy i opisane działanie Eliksirów Uczuć. Harry podejrzewał to co ja, że dziewczyny zaczarowały ich. „Przecież napoje miłosne są zabronione w Hogwarcie!”- uświadomiłam sobie. Przestałam jednak o tym myśleć i zabrałam się za lekturę. Hermiona zaczęła rozmawiać, a może raczej kłócić się z Julią o Rona. A ten kretyn, próbował rzucić w nią zaklęcie Expelliarmous. Harry ją zasłonił i sam dostał. Zajęłam się nim, a Hermiona unieszkodliwiała Rona i tą… Jilię. Do biblioteki wszedł dyrektor. Widząc zamieszanie, stanął obok Hermi.
-Co tu sie stało panno Rowen?-zapytał Julii.
-Ja to panu wyjaśnię sir-wyrwała się Hermi- Ona cos podała Ronowi. Sądzę, że to eliksir miłosny albo napój przyporządkowania. Ron rzucił zaklęciem we mnie, ale Harry się nadstawił i oberwał. Uderzył w parapet i stracił przytomność. Postanowiłam unieszkodliwić Rona, żeby nas tu nine pozabijał-wskazała palcem na ciało chłopaka.
-Bardzo dobrze. Panno Rowen- do mojego gabinetu-dyrektor wyczrował nosze i przetranspotrował chłopców do skrzydła szpitalnego. Ron rzeczywiście wypił napól przyporzadkowania. Przyjaciel się strasznie wygłupił. No ale był pod wpływem tego eliksiru. Na szczeście Harry’emu nic się nie stało i cała nasza czwórka była na obiedzie. Jedzenie było jak zwykle pyszne… Skrzaty znają się na swojej robocie…
Harry darł się na Rona:
-Jak mogłeś być takim kretynem Ron? Całkiem cie pogieło? Zapomnij o tej latawicy!! Mogłes zabić dziewczyby!! Gdzie ty masz oczy? Oszalałeś??
Heh, jaki on troskliwy… Niech on nie przesadza…Jedyną dobrą stroną tego wydarzenia, było to, że Gryffindor zystał 20 pkt., a Ravenclaw stracił 60. Kiedy byliśmy przy deserze, podeszli do nas Malfoy’owie. Wcale nie miałam ochoty iść z nimi na ten spacer, ale Hermiona jakimś cuedm mnie wyciągnęła. Na zewnątrz było super. Słonko świeciło, złote listki latały, niesione przez wiatr. Zbieraliśmy co ładniejsze okazy jesieni, gdy potknęłam się i wylądowałam w ramionach… Dracona. Czułam się strasznie nieswojo. Draco ciągle przecież był moim wrogiem. To, że się ostatnio nie kłóciliśmy, było wynikiem tego, że Hermiona była jego dziewczyną. Tym bardziej oszołomiło mnie jego beztroskie gadanie:
– O świetnie, robimy zamianę!
-Dobra! Chodz Hermiono-powiedział Martin i chwile później szła wciśnieta w jego ramię. Kiedy tak na nich patrzyłam, zrozumiałam, że oni do siebie pasują, że wyglądają razem tak uroczo. Żółte liście falumjące wokoło i oni… Razem wyglądali… nie wiem jak to można jeszcze nazwać. Wiedziałam tylko, że trzeba ich jakoś do tego przekonać. Narazie jedyne co mogłam zrobić, to trzymać się od Martina z daleka. To nawet nie było takie trudne, chociaż teraz trochę zaczęło mi na nim zależeć. Heh… Ale to tylko troszeczkę. To łatwo można wykorzenić.
Zaczęliśmy bitwę na liście. Może i była to dziecinada, ale było wesoło. Ja i Draco wygraliśmy, za co Draco zażyczył sobie taniec ze mną. Nie no… Ja tańczyć nie umiem… no ale zrobiliśmy kilka kółek wokół drzewek i wpadliśmy w kupę liści. martin pomógł mi wstać i wwalił Hermionę na leżącego Dracona. Usiedliśmy potem nad jeziorem. Draco położyłgłowę na kolanach Hermi, a Martin… Wole nie mówić. Uprzedziłąm go jednak, że nie podobają mi się takie gesty.
-Dobra, już dobra. Próbowałem tylko-bronił sie Martin.
-Próbować zawsze warto-powiedział Draco, robiąc Hermi coś co miało być warkoczykiem.
-Oo jaki filozof!-odezwała się.
-Taaa, jak nigdy-dodałam-Draco ty nie filozuj na mój temat. Ogranicz się do Hermiony.
-O pani!Wstrzymaj konia puść lejce! Tylko żartowałem-powiedział Draco.
-Dobra, puściłam konia i wstrzymałam lecje, co dalej? -zaśmiałam się.
-Hej skończcie filtrować. Ruszamy na kolację. Na koń, bracia na koń! – wygłupiał się Martin.
-Dopiero z kozła zsiadłam i już spowrotem. Eh, życie jest brutalne -mruknęłam. Miałam naprawdę dobry humorek. Wstaliśmy. To co zobaczyłam, było po prostu…śmieszne. Hermiona miała zapleciony na głowie koszyczek, z wplecionymi liśćmi. Draco jej zrobił. Nadawałby się na fryzjera. Hehe…
-Noo cóż. Każda wariatka ma w głowie kwiatka-podumował Martin.
-Taa każda idiotoka ma w głowie kotka-dodałam.
-Jasne, kazda kretynka ma w głowie młynka-skwitował Dracon.
-Młynek-popoawiłam go automatycznie
-Młynek nie rymuje się z kretynka-odparł spokojnie Draco.
-Dobra idziemy na kolację! Bo w końcu zdązymy na sniadanie, ale napewno nie ja kolację!-poiwiedział wesoło Martin. Ruszyliśmy w kierunku zamku. Kiedy wparowałyśmy do Wielkiej Sali, chłopcy już tam siedzieli. Nie patrząc na nich rzuciłyśmy się na jedzenie.
-A wy co? Macie zamiar zwymiotować? -zapytał Ron.
-Żeby zwymiotować, wcale nie trzeba jeść. Wystarczy, ze popatrzymy na wasze pocałunki i odrazu…te wczorajsze Ronuś bardzo cię wciagnęły-powiedziała jadowicie Hermiona.
-Cześć szwagierka-powiedział Martin
-Cześć szwagier, weź te ręce z moich ust!-powiedziała Hermiona, bo chłopak dość niezręcznie próbował zakryć jej oczy.
-Co? Ooaa sory!!-zmieszał się.-Emmo…
-Nooo?- rzuciłam.
-Pocwiczymy dzisiaj jeszcze te zaklęcia?
-W nocy? Nie ma mowy. Muszę sobie przypomniec wszystko na jutro!
-Och szkoda…
-No cóż.
-Szwagier…
-Mmm…?
-Gdzie twój kuzyn?
-Rozlał socek dyniowy i Julia dała mu swój. Poszli gdzieś razem, a co?
-Gdzie poszli?
-Do sowiarni.
-Emmo idziemy-powiedziała i zerwałaa się ze swojego miejsca Hermiona. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Pobiegłysmy do sowiarni. Byli tam!Draco przyparty do muru i Julia. Ona nie ma wstydu!! Przyjaciółka podeszła i sciągnłeąm ją z Dracona. Ta wariataka podała mu napój miłosny. Okropne… Co ona sobie wyobraża… Za nami wpadł Snape. Wiedział chyba, że z panną Julią są małe problemy…
-Eliksir miłosny! Panno Rowen do dyrektora. Malfoy do skzydła szpitalnego. Zaprowadziłyśmy Dracona po antidotum, a potem odstawiłyśmy aż pod pokój wspólny ślizgonów. Gdy dotarłyśmy do wierzy byłysmy juz takie zmęczone…nie miałam siły na powtórki. Połozyłam się spać i natychmiast zasnęłam…


Poniedziałek…

Dzień zapowiadał się wspaniale…ale tylko tak się zapowiadał. Słońce znowu świeciło wesoło, a żółte liście tworzyły bajeczny dywanik. Harry był jakiś milczący, Hermiona z resztą też. Sądziłam jednak, że nie warto się tym przejmować. Przed posiłkiem wstał porf. Dumbledor i oznajmił, że w ramach integracji domów, możemy dzisiaj siedzieć jak chcemy. Dumbledor ma strasznie szalone pomysły. Ledwo skończył mówić, Malfoy’owie już byli przy nas. No no straszne… każdy posiłek z tymi… Ani chwili spokoju. Zaczynało mnie to już denerwować. Chciałam porozmawiać z Harry’m i Ronem o tym co się stało, a teraz jak mam to załatwić… Ech… Ale to jeszcze ie było najgorsze. Najgorsze było to, że przysiadł się do nas również Tom z Hufflepuffu. Następny nudziarz. Pfff… Miałam dosyć, ale zmusiłam się do uśmiechu.
-Cześć piękne panie- ludzie…! Skąd on te teksty bierze…
-Czego tu szukasz Tom? -zapytał zimno Martin.
-O Martin, cześć, Hej Draco-przywitał się ochodzo. Jakoś jednak wytrzymałam te śniadanie, chociać mieliśmy z Tomem jeszcze zielarstwo. Na dodatek dwie godziny. Myślałam, że zwariuje. Po pierwszej lekcji wypełnionej obecnością Toma (cięgle się obok nas kręcił) postanowiłam nie pójść na lunch. Nie byłam głodna. Gdy wyszliśmy z szlkarni, Hermiona odłączyłą się i usiadłą sama pod drzewem.
– Co jej się stało?- zapytał Ron.
– Nie wiem… Ale Hermiona zaczna mnie już denerwować. Za wszelką cenę próbuje sprawić, żebym była z Martinem, a ja nie wierze w miłość w tym wieku…- odpowiedziałam ponuro.
– Emmo, to ty nie jesteś jego dziewczyną?- powiedział Harry.
– Oczywiście, że nie… Co wy sobie o mnie wyobrażacie, co?
– I nie całowałaś się z tym kre…z nim?- dodał Ron.
– Nie, Ronuś, nie całowałam się z nim. Fuu… Uważam, że całowanie się jest ohydne- spojrzałam na chłopców ze skwaszoną miną. Całowanie się jest naprawdę okropne, nawet jeśli sobie to tylko wyobrażam.
– A tak wogóle to przestałyście z nami rozmawiać- zarzucił przyjaciel.
– Harry, dobrze o tym wiem i nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni przez coś tak błachego jak Malfoy.
Ron zrobił wielkie oczy.
– No to kto idzie do Hermiony?
– Nie patrzcie na mnie. Nie mam ochoty z nią rozmawiać- rzuciłam.
– Dobra, ja pójdę.
Harry odkręcił się i podszedł do siedzącej na ziemi przyjaciółki. Spojrzałam na Rona.
– Ron, dobrze się czujesz?- zapytałam lekko zmieszana, bo chłopak patrzył się na mnie maślanym wzrokiem.
– Chyba… nie eliksir miłosny ! Która to znowu… ?!
Nagle Ron uśmiechnął się wesoło i uderzyłmnie lekko w ramie.
– Tylko żartowałem !
– No to proszę sobie tak nie żartować, panie Weasley- powiedziałam stanowczo.
– Tak jest, panno Garner.
Staliśmy razem i śmialiśmy się jak nigdy. Nagle zobaczyliśmy „wspaniałą” scenę. Hermiona z całych sił pobiegła do Dracona. Wtuliła się w niego. Boże… Spojrzałam na to z dezaprobatą. Co ona sobie wyobraża. Nie, to nie jest moja dawna przyjaciółka… a ja takiej (nowej) nie chcę. Wole dawną Hermionę. Ron spojrzał na mnie ze złością, jakby to była moja wina.
– Ona jest okropna- usłyszałam.
Staliśmy tak i patrzyliśmy, jak Hermiona obejmuje się z tym… Znowu zaczęłam go nie nawidzić. To on doprowadził moją przyjaciółke do takiego stanu. W końcu jednak pan Mafloy przyprowadziła wtuloną w niego, swoją dziewczynę. Wiedziałam, że to nie jest już moja przyjaciółka.
-Nie wnikam czemu ona płacze, sami do tego dojdźcie. Ale dam wam radę. Może czasem zważcie na to co mówicie. Ona też ma uczucia. Ciągle tylko się martwi czy może coś powiedzieć, zeby się któres z was nie obraziło, ale wy nie myślicie o niej. Mówicie co wam ślina na język przyniesie. Pomyślcie czasem…ty też Emmo-powiedział z zawodem w głosie.- Weasley, chodź tu! Hermiono stoisz sama?
Ron przeją wątłą dziewczynę od pana Dracona. Słowa tegoż, oto człowieka (pana Malfoy’a) wzbudziły we mnie gniew i złość. Nic poza tym. Ron też nie szczędził ptejże panny.
-Co już nie miałaś się komu wyżalić? Musiałaś do niego polecieć? Czegoś się poryczała?- wrzeszczał.
-O co wam chodzi?-zapytała smutno.
O ciebie! obisz z siebie idiotkę-powiedziałprzyjaciel. Chciałam coś dodać od siebie ale chłopak zganił mnie spojrzeniem, żebym tego nie robiła.
-To ty robisz z siebie kretyna całując się z tą wieśniarą!!-powiedziała i odeszłą, bo wołała ją Parvati o Lavender.
– To ona robi z siebie idiotkę, całując się z Draconem przez dziesięć minut, oparta o drzewo!- rzuciłam ze złością, kiedy już jej nie było.
– Co?!- Harry i Ron powiedzieli równocześnie.
– Dziesięć minut?!- zawył Ron.
– Skąd ty masz takie informacje?- zdziwił się Harry.
– Ma się pewne źródła. Idziemy. Niech panna Granger pójdzie sobie do swojego kochasia…
Zabraliśmy się i weszliśmy do szklarni. Siedzieliśmy tam do końca przerwy. Przed samą lekcją Hermiona wpadła na chwilę, zabrała swoje rzeczy i usiadła z Lavender i Patil. Bardzo dobrze… nie będę musiała znosić jej towarzystwa i słuchać tej paplaniny o Draconie, jaki to on jest uroczy, czuły i jak dobrze całuje… Ble… Po zielarstwie, które minęło w dość dobrej atmosferze był obiad. Usiadłam z chłopacmi na tym miejscu, co zawsze. Chwile potem pojawił sie Martin. Harry i Ron chcieli się już ulotnić, ale zatrzymałam ich.
– Nigdzie nie pójdziecie! Siadajcie! Oni są moimi przyjaciółmi i nie mam przed nimi żadnych tajemnic- zwróciłam się do Mafloya. Ten uśmiechnął się blado i usiadł obok mnie. Zapadła cisza. Chcłopcy szybko skończyli jeść i znikli, mówiąć, że idą robić lekcje do biblioteki. Zostałam tylko ja i Martin.
– Wierzysz w miłość i w przeznaczenie?- zapytał
– W przeznaczenie…nie wiem, w miłość tak…ale nie w tym wieku.
– Nie w tym wieku…?
– Posłuchaj… Ja mam dopiero 14 lat. W tym wieku nie istnieje takie coś, jak miłość! Rozumiesz ?! Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które zrobią wszystko dla ładnego chłopca… A jeśli chcesz to wybierz sobie jedną z tej całej kupy, jak ty to mówisz: „zakochanych” w tobie dziewczyn i będziesz: trzymał ją sobie za rękę, przytulał, całował- zaczęłam wyliczać na palcach.- Ze mną tego nie zrobisz. Zapewniam cię. Szczerze… to wdług mnie całowanie się jest ohydne, straszne… Zrozum każdy człowiek ma swój panel uczuć i z biegem lat, z biegiem kiedy jesteś bardziej doświadczony, twój panel uzupełnia się… Na moim panelu nie ma jeszcze miłości, a nawet zauroczenia, więc czego ty ode mnie oczekujesz. Zaczynam myśleć, że latasz za mną tylko dlatego, że jestem jedyną dziewczyną, która się tobie opiera, no i potem będziesz miał trofeum z napisem: „Ta która sie opierała, ale jednak ją zdobyłem” Mam tego dość! Spróbuj patrzeć na mnie jak na przyjaciółke, a nie jak na dziewczynę. Bo z przyjaciół może coś wyjść, a z pary wątpie… No, ale tak zapomniałam, że ty nigdy nie miałeś przyjaciółki. To już jednak nie moja sprawa. Przemyśl to sobie…
Rzuciłam widelcem, wstałam i wyszłam. Za korytarzu zaczepił mnie Tom… Nie potrafiłam już utrzymać moich emocji na uwięzi. Wkrótce Tom był przyciśnięty do ściany i miał moją różdżkę przed nosem.
– ZOSTAW MNIE W SPOKOJU, TOM! NIE ZE MNĄ TE NUMERY ! I NIE PRÓBUJ ŻADNYCH ELIKSIRÓW MIŁOSNYCH, ANI NAPOJÓW PRZYPORZĄDKOWANIA!
Póściłam go i ze złością popędziłam do biblioteki. Minęłam bez słowa Dracona i Hermione, siedzących gdzieś razem i dosiadłam się do przyjaciół. Byłam strasznie wściekła…
– Co się stało?- zapytał Ron.
– No a jak myślisz?- warknęłam
– Coś z Martinem?- delikatnie zagadnął Harry.
– Powiedziałam mu w końcu co myśle o tej żenadzie…
– Aaa… No to całkiem miło…- uśmiechał się Ron.
– No… Ale gorzej będzie jak ten pacan znowu zacznie się żalić Hermionie. A właśnie minęłam ją i Dracona. Siedzą tutaj gdzieś.
– No to co… niech sobie siedzą. Nam nic do tego…- wtrącił Roni- Ona nas przecież nie obchodzi…
Nie odezwałam się, tylko otworzyłam książkę i zaczęłam szukać przepisu na Eliksir Termoframencyjny. Nie znalazłam go w książce, którą miałał, więc wstałam, żeby poszukać innej. Jak tylko się podniosłam, głowa zaczęła boleć mnie niemiłosiernie, a blizna piekła okropnie, aż zrobiło mi się biało przed oczami. Na chwilę straciłam przytomność i omało nie upadłam. Ron jednak przytrzymał mnie. Ciągle nic nie widziałam i ból nadal pulsował, więc trzymałam się przyjaciela, czym był bardzo zawstydzony.
– Emmo, wszystko ok?- zapytał. Głowa przestała mnie boleć i znowu wszystko widziałam, więc uśmiechnęłam się blado i kiwnęłam głową na znak, że w porządku. Harry podbiegł do mnie szybko… Miał bardzo przestraszoną minę.
– Czułeś to?- zapytałam jak przez mgłę. Prawie nie słyszałam swojego głosu.
– Nie…
Ron spojrzał na Harry’ego, a ten wzruszył tylko ramionami. Ron ciągle mnie trzymał, jakby się bał, że zaraz osune się na ziemie…
– Ron, już w porządku. Możesz mnie póścić.
Chłopak zrobił się cały czerwony i póścił mnie. Harry rzucił tylko: „Ide do sowiarni.” i zniknął. Usiedliśmy przy stoliku. Ron chwycił za pierwszą lepszą książkę i zaczął ją czytać. Nie zauważył tylko, że trzyma ją do góry nogami.
– Ron…
Nie usłyszałam odpowiedzi.
– Ron!
– No co?
– Trzymasz książkę do góry nogami.
– Aaa… No tak…- zaczerwienił się.
– No to Ronuś… Jak czułeś się, całując Juliettę?- zaśmiałam sie…
– Wiesz…było okropnie…
– Ron nie kłam. Po eliksirze podporządkowania, nic się nie pamięta.
Ronuś trochę się zmieszał i powiedział.
– No taak… Ale ja pamiętam, że się z nią całowałem.
– No pamiętasz, ale antidotum powoduje, że zapominasz jakie uczucia ci przy tym towarzyszyły…
– Ech… no taak.
– Pewnie żałujesz tego, że nie pamiętasz jak było, co?
– Nie no coś ty…!- oburzył się, a potem zaczęliśmy się serdecznie śmiać. Na chwilę zapomnieliśmy o tej kłótni z Hermioną i wogóle o wszystkim. Rzuciłam w Rona książką, ale on zrobił unik i oberwałam inną. Zabawę przerwał nam Harry.
– Harry, co ty tam tak długo robiłeś?
– Wysyłałem sowe do Syriusza. Spotkałem przy okazji Hermionę i Dracona. Całowali się w sowiarni. Fuu…
„Tego już za wiele! Hermiona naprawdę oszalała!”- pomyślałam.
– No nie krzyw się tak, Emmo…- powiedział Harry, widząc moją minę.- To ich sprawa.
– Myślałam, że Hermiona będzie bardziej rozsądna, ale ona nie…!! Draco całkiem jej zmąciłw głowie! Gdzie jest stara Hermiona, co? No powiedzcie mi?
Chłopcy patrzyli na mnie tępo. Nic nie odpowiedzieli. Miałam ochotę się rozpłakać. Gdzie jest dawna Hermiona?!Wróciliśmy do Pokoju Wspólnego. Chłopcy próbowali mnie jakoś pocieszyć, ale jakoś im to nie wychodziło. Złapałam za książkę i zaczęłam ją czytać. Hermiona wpadła na chwilę, ale potem znowu poleciała do Dracona. Poszłam spać dość wcześnie. Długo jednak nie mogłam zasnąć.


Szalona decyzja Hermiony

Kiedy sie obudziłam znalazłam na moim stoliku wszystkie książki, które pożyczyła ode mnie Hermiona. Moja „przyjaciółka” skończyła właśnie czesać włosy i szybko wyszła. Byłam szczęśliwa tym, że mam spokój. Nie muszę wysłuchiwać tej głupiej paplaniny o Mafloy’u. Ciągle byłam na nią wściekła. Ubrałam się i zeszłam do Pokoju Wspólnego. Czekał tam na mnie Ron. Kiedy wkroczyliśmy di Wielkiej Sali wszyscy się na nas dziwnie patrzyli, no ale zignorowałam to kompletnie. Przy stole, obok Harry’ego, siedziała moja była przyjaciółka. Nie spojrzałam na nią ani razu, nawet kiedy siedzieliśmy już przy stole. Od razu po posiłku zabrałam się i wyszłam. Nie chciałam przeywać z panną Granger.
Wkrótce dogonili mnie chłopcy.
– Nie musiałaś być aż tak bezczelna…- powiedział złościwie Harry.
– O co ci chodzi? Przecież nic nie zrobiłam…!- zdenerwowałam się.
– Właśnie chodzi o to, że nic nie zrobiłaś, Emmo… Hermiona to nasza przyjaciółka…
– Hermiona BYŁA moją przyjaciółką.
Rozmowę zakończył dzwonek, który oznajmił początek lekcji.
– Emmoo…!- usłyszałam gdzieś w oddali. To Hermiona darła się przez cały korytarz. Miałam dość jej wygłupów. Rzuciłam jej jedno spojrzenie i zniknęłam w klasie. Usiadłam między Harry’m, a Ron’em. Profesor rozprawiał na temat II Wielkiej Wojny Goblinów i robiąc notatki, w mojej głowie roiło się od wizji o tych walkach. Nagle Hermiona przerwała wykład, podnosząc rękę.
-Panie profesorze, czy moge wyjść. Źle się poczułam.
-Ależ prosze panno Grant. Panie Werthbey prosze iśc z nią- przyzwolił profesor. Kiedy nasz przyjaciel wyszedł razem z dziewczyną, Harry spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłam tylko ramionami. Kiedy patrzyłam tak na puste miejsce Hermiony zrobiło mi się smutno. Zrozumiałam, że bez niej to miejsce nie miałoby sensu. W jednym momencie stanęła mi przed oczami cała nasza przeszłość. To jak przesiadywałyśmy z Hermi w bibliotece, jak się uśmiechała, jak rzucałyśmy się pergaminami, jak mazałyśmy kiedyś po wypracowaniach. Wszystkie to dobre chwile… Wiedziałam, że popełniłam największy błąd mojego życia, zachowując się tak dzisiaj. Kiedy lekcja się skończyła przybiegł do nas Ron i powiedział, że Hermiona chce przenieść się do innej szkoły magii. Zamurowało mnie. Znaleźliśmy ją na błoniach. Zatarasowaliśmy jej drogę. Wystąpiłam i łzy zacząły mi płynąć po policzkach.
– Hermiono! Nie wyjeżdżaj, proszę cię! Bez ciebie Hogwart będzie pusty! Przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie! Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?! Zrozumiałam dzisiaj wiele i …-łkałam. Nie łkałam, ja ryczałam. Łzy już teraz obfite, kapały na szatę. Stałam tak, a reszte chyba zamurowało. Hermiona podiegła do mnie i uściskała mnie jak siostre.
– Wybaczam ci, Emmo…- i też zaczęła płakać. Płakałyśmy razem, a chłopcy zareagowali zupełnie inaczej…śmiejąc się. Wróciliśmy wszyscy do zamku. Pomogłam się rozmapować Hermionie i jak zwykle popędziłyśmy do biblioteki, chłopcy jak nigdy się przyłączyli.


Cudowna noc…

Nareszcie między mną, a Hermioną jest wszystko w porządku. Wieczorem, kiedy leżałyśmy już w łóżkach, cieszyłam się, że ona ciągle tam jest. Moją duszę rozpierała wielka radość, jakbym dokonała najwspanialszej rzeczy na świecie. Nie mogłam zasnąć. Około północy zdcydowałam, że jednak dzisiaj nie zasnę. Ubrałam się więc i po cichu zeszłam do Pokoju Wspólnego. W kominku żarzyły się ostatnie węgielki, a wielki zegar stojący w rogu, tykał cichutko, wybijając takt sennych marzeń. Przeszłam przez dziurę za portretem i znalazłam się na korytarzu. Pochodnie na ścianach rzucały tajemnicze cienie. Wszystko wydawało się ukołysane do snu. Rozejrzałam się wokoło, jakbym była tu pierwszy raz. Znowu doznałam tego uczucia, które towarzyszyło mi, kiedy pierwszy raz ujrzałam Hogwart. Zachwyt, lęk, niepokój, tajemniczość… Pochłaniałam wzrokiem każdy skrawek ściany, każy milimetr okna, jakbym nie wierzyła, że tu jestem, razem z moimi przyjaciółmi. Już dawno zapomniałam jaki Hogwart jest wspaniały i ile tajemnic się w nim kryje… Myślami błądziłam wokół moich pierwszych dni tutaj. Jak poznałyśmy Harry’ego i Rona, jak gubiłyśmy drogę do poszczególnych sal. Teraz codziennie chodzimy nimi, nie zastanawiając się nawet co mineliśmy. Wszystko stało się takie oczywiste… Nawet schodki-pułapki przeskakujemy automatycznie. Kiedy przestałam rozmuślać, postanowiłam wyjść na błonia. Nie obchodziło mnie to, że Filch może mnie złapać. Nie mogę mnie przecież wyrzucić ze szkoły, jestem zbyt dobra… Hogwarckie korytarze niknęły w promieniach księżyca. Wydawało się, że wszystko jest jednym kaprysem, szeptem, który zaraz umilknie i wszystko pryślnie. Ogromne drzwi wejściowe ustąpiły i wyszłam na dziedziniec. Mroźne, przyjemne powietrze przeniknęło mnie do szpiku kości. Srebrny księżyc, wiszący na niebie roztaczał swoje światło dookoła. Wszystko topiło się w jego blasku. Smutne drzewa chyliły się ku ziemi, a wody jeziora lśniły z daleka. Mokra trawa, obficie pokryta liśćmi zdawała się mówić coś do mnie, jakby zapraszała mnie do siebie. Kiedy patrzyłam na to wszystko zrozumiałam, że kocham Hogwart i bez niego życie nie byłoby tak zaskakujące i tajemnicze. Nie możesz przewidzieć, co zdarzy się jutro… Nie wiesz, co przyniesie los. Zrozumiałam również, że słowa nie są wcale potrzebne i w wielu przypadkach są nieużyteczne, bo to co widziałam, stojąc tam nie da się nimi opisać. To trzeba zobaczyć… Oparłam się o jedno z drzew. Byłam prawie niewidoczna w jego cieniu. Patrzyłam na księżyć. Kocham księżyć!! On jest cudowny…!! Jego blask jest cudowny!! Chciałabym znaleźdź się jak najbliżej niego. Kocham również gwiazdy!! Wogóle kocham cały świat !! Jestem romantyczką…i chcem nią być. Zobaczyłam, że ktoś zbliża się od strony zamku. Nie przejęłam się jednak tym zbytnio. Byłam tak upojona magią nocy, że nie chciałam martwić się o jutro. W blasku księżyca dojrzałam Hermionę. Widzocznie obudziła się i nie mogła zasnąć. To co zobaczyłam było niesłychane. Nigdy nie dostrzegałam tego w mojej przyjaciółce. W świelte księżyca dojrzałam niesłychanie piękną istotę. Brązowe włosy opadały delikatnie na ramiona, a na lekko zarumienionej twarzy rysowało się zamyślenie. Grzywka subtelnie otulała jej lśniące oczy… Księżyc zmieniał swoje położenie i teraz ja razem z drzewem, o które byłam oparta zostałam oświetlona. Nie patrzyłam jednak na dziewczynę, wzrok wbity miałam w niebo, w tą bezgraniczną przestrzeń, która fascynowała mnie od lat. Gwiazdy mrugały na nim wesoło, tworzac gwiazdozbiory, z którymi znałam się od zawsze. Istota, o której przed chwilą mówiłam, patrzyła się teraz na mnie. Jej oczy mówiły, że śni, ale to była jawa. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, odkręciła się i zaczęła wracać. Zrozumiała chyba, że potrzebuje chwili samotności. Powróciłam znowu do mojego bezkresnego nieba…
Dzień był naprawdę wspaniały. Śniadanie przebiegało tak jak zawsze. Po posiłku Draco jak zwykle zabrał Hermionę, a ja i chłopcy wpadliśmy na chwilę do biblioteki. Lekcje były w porządku. Bez problemu radziłam sobie ze wszystkim. Na obiedzie było normalnie, czyli nudno… Hermiona znowu wybrała się z Draconem na spacer, a ja posząłm do biblioteki. Chłopcy grali w szachy w Pokoju Wspólnym. Robili to, przynajmniej kiedy wychodziłam. Tak minął mi czas aż do kolacji, a po niej czytałam jeszcze książkę i położyłam się spać. Zasnęłam bardzo szybko.


Po prostu dzień…a może nawet aż dzień…

Po nocnym spacerze wróciłam do zamku około drugiej. Położyłam się w moim ciepłym łóżeczku i zasnęłam. Miałam dziwny sen… Naprawdę dziwny, ale jakoś go nie pamiętam. Obudziłam się strasznie poddenerwowana, a może raczej wściekła… Chyba, to drugie… Wewnątrz mnie po prostu wrzało. Miałam ochotę zabić Harry’ego, Rona i Hermi. To było straszne uczucie… Złość wręcz we mnie buzowała… Odsłoniłam kotarę i ubrałam się. Wydarłam się na Parvati i Levander za to, że stanęły na mojej drodze do Pokoju Wspólnego. Levander aż się poryczała i wybiegła… Zeszłam na dół.
-Eee Emmo?
-CZEGO CHCESZ RON? NIE NAPISZĘ CI WYPRACOWANIA!-wydarłam się na niego.
-ALe Emmoo-zaczął Harry.
-TOBIE TEŻ NIE! GDZIE JEST MOJA SZCZOTKA HERMIONO! TY MI WSZYSTKO WYCIĄGASZ!! I DLACZEGO WZIĘŁAŚ MOJĄ OPASKĘ?
Krzyczałam tak, jak nigdy przedtem. Wręcz się darłam. Wyrwałam opaskę przyjaciółce i wróciłam do dormitorium. Wqurzyłam się na swoje włosy, które jak zwykle sterczały na wszystkie strony. Byłam tak wściekła, że wyrwałam ich sobie całą kupę, która teraz leżała na ziemi. Wywaliłam wszystkie książki z kufra, dlatego, że nie mogłam znaleźć Historii Hogwartu i porozrzucałam je po łóżku. Kiedy udało mi się skompletować je wszystkie zbiegłam na dół. Przyjaciele patrzyli na mnie z trwogą, jakby bali się, że znowu zacznę krzyczeć. I mieli rację. Miałam ochotę wydrzeć się na nich. Chciałam wyrzucić z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. Ostatkiem rozumu powstrzymałam się jednak i bez słowa wyszłam na korytarz. Reszta pojawiła się za mną. Nie spojrzałam nawet na nich, tylko brnęłam przed siebie, rzucająć wściekłe spojrzenie, każdej przechodzącej obok mnie osobie. Na końcu korytarza pojawił się Martin…
– Hej Emmo…- zatrzymał mnie. Nie wytrzymałam. Wyciągnęłam różdżkę i przygwoździłam go do ściany. Różdżka znajdowała się w miejscu jego serca.
– Emmo…Co robisz!- krzyknęła z daleka Hermiona i przybiegła do nas. Rzuciłam jej pełne nienawiści spojrzenie, póściłam Martina i trzaskająć iskrami wpadłam do Wielkiej Sali. Usiadłam na swoim miejscu. Wkrótce przysiedli się Harry i Ron, oraz Nevil. Hermiona pewnie gadała z Martinem. Śniadanie przebiegało w zupełnej ciszy. Kiedy Nevil wylał na mnie sok, wydzierałam się na niego tak bardzo, że wszyscy na mnie patrzyli. Wróciłam do dormitorium, żeby się przebrać. O mało nie spóźniłam się na lekcje, co jeszcze bardziej mnie rozwcieczyło. Podczas zajęć wolałam się nie odzywać, bo myślałam, że powiem jeszcze coś nie tak i będe miała z tego powodu problemy. I dobrze zrobiłam, bo każdy nauczyciel okropnie mnie denerwował. Zaczęłam podejrzewać, że to przez ten sen. Po lekjach, podczas których wogóle się nie odzywałam, poszłam do biblioteki. Wszystcy omijali mnie szerokim łukiem, by tylko nie stanąć mi na drodze. I bardzo dobrze… Oni mnie wszyscy denerwują!! Usiadłam na moim miejscu. Przeszukiwałam wszystkie książki. W końcu podszedł do mnie Harry.
-Emmo…
– CZEGO CHCESZ?!! ODEJDŹ STĄD!!- nie zdążyłam się powstrzymać, znowu krzyczałam. Harry bez słowa odszedł. Usłyszałam jego głos.
-…jak miałem jej powiedzieć, że Hermiona ma dzisiaj urodziny. Ona się na mnie po prostu wydarła. Chodź idziemy świętować urodzinki Hermi.
Głosy ucichły. Znowu się zaczytałam. Złość nadal we mnie wrzała. Wdzierałam się na każdego, kto tylko dał mi do tego powód. Nie mogłam tego powstrzymać. Zaczęłam panikować, że wariuję. Chciałam znaleźć na to jakiś sposób. Ale oto Nevil wpadł na mnie i znowu zaczęłam się srzeć. Ten spojrzał na mnie ze łzami w oczach i wybiegł. Zrobiło się późno. Pani Pince wygoniła mnie z biblioteki. Z Pokoju Wspólnego słychać było muzykę. Najwyraźniej wszyscy świętowali urodziny Hermi. Wróciłam się więc i zaczęłam szwędać się po szkole. Obok posągu gryfa znalazł mnie porf. Dumbledor.
– Emmo…- powiedział ciepłym głosem, a cała złość od razu ze mnie wyparowała, jakby bała się profesora.
– Taak…- byłam w szkolu. Jakby otumaniona.
-Wracaj do wierzy.
– Tak profesorze.
I jakby prowadziła mnie tajemnicza siła wróciłam do Pokoju Wspólnego. Wszyscy poszli już spać. Wszędzie walały się butelki po kremowym piwie i serpentyny. Były też resztki jedzenia. Wspięłam się więc po spiralnych schodach, do dormitorium. Hermiona czekała tam na mnie.
– Nie terach Hermi, proszę cię…- powiedziałam spokojnie. Głowa zaczęła mnie boleć niemiłosiernie. Blizna piec, ale sparałam się tego nie dać poznać po sobie i położyłam się do łóżka. Głowa ciągle mnie bolała. W końcu jednak zasnęłam. Miałam kolejny dziwny sen.


Czwartek…dzień pełen książek

Dzisiaj… dzisiaj na śniadaniu porf. Dumbledor powiedział, że delegacje przyjeżdżają do nas 1 października. Mają się zaklimatyzować, a potem po miesiącu, nastąpi ceremonia wybrania zawodników. Po wczorajszym…wszyscy patrzyli na mnie z trwogą i mówili jakbym miała zaraz zacząć krzyczeć. Ja jedank miałam całkiem dobry humor. Przynajmniej było tak na śniadaniu.
Przed Obroną przed czarną magią, podeszłam do Nevila. Chyba wczoraj trochę przesadziłam. Chłopak zrobił wielkie oczy i chciał już uciec.
– Nevil, przepraszam… Przepraszam, że na ciebie wczoraj tak krzyczałam, ja nie chciałam, ale to było silniejsze ode mnie, nie mogła nad tym zapanować. Naprawdę… Wybacz mi. Proszę, Nevil… Bardzo cię lubię i nie chcę, żebyś się mnie bał.
Nevil uśmiechnął się blado i powiedział:
– Jasne…Nie ma sprawy.
Od razu zrobiło mi się lżej. Jedna osoba
mi wybaczyła, ale co z Martinem. Ten wczorajszy zamach. Ech…Za to akurat nie mam zamiaru go przepraszać. Chiciaż… sama już nie wiem. Podczas leksji porf. Moody pokazywał nam Zaklęcia Niewybaczalne. Profesor powiedział, że każdy auror musi umieć te Zaklęcia, żeby wiedział, przed czym ma się bronić. Ja jednak w to nie wierze. Coś jest nie tak z tym profesorem. Może to coś w stylu Quirell’a. Tylko, że on nie nosi turbanu. Zostawiłam jednak tą myśl na później, bo miały zacząć się runy. Obiad… Obiad też przebiegał normalnie. Hermiona była tylko jakaś zgaszona. Zaczęłam zastanawiać się, czy ja o czymś nie wiem. Przyjaciółka jak zwykle wyszła z Draconem.
– Idę do biblioteki. Idziece ze mną?- rzuciłam.
– Nie, dzięki. Wole pograć w szachy- odpowiedział Ron.
– Jak chcecie.
Wstałam i wyszłam. Szłam pustymi korytarzami, wpatrując się w ziemie. Hermiona zaczęła mnie martwić. Nie wiedziałam co mam robić. Przypomniało mi się, że Hermi miała wczoraj urodziny i chyba wypadałoby dać w końcu ten prezent, który czeka pod łóżkiem na tą okazję od samego początku roku szkolnego. Kiedy znalazłam się przed drzwiamy biblioteki, zrobiło mi się strasznie smutno, bo od dawna nie siedziałyśmy tutaj razem. Ostatnio wypadało, że działo się to jakoś osobno. Usiadłam przy naszym ulubionym stole i zaczęłam sobie czytać. Zaczęłam uczyć się nowych zaklęć, potem kilka eliksirów, potem zabrałam się za jakieś wypracowanie. Czułam się taka samotna, mimo, że wszedzie było dużo ludzi. Przyjaciele… zaczyna rozpadać się nasza przyjaźń. Nie rozmawiamy już tak długo jak zawsze i najważniejsze, nie tak często jak kiedyś. To było bardzo bolesne. Nie wiedziałam jak mogę to zmienić. Kiedy ściemniło się już zupełnie pani Pince wygoniła mnie i musiałam iść na kolację… Przed Wielką Salą stał Martin. Chyba na mnie czekał, bo od razu do mnie podszedł.
– Hej!
– Hej!- odpowiedziałam ponuro.
– Możemy porozmawiać?- zapytał
– Nie wiem, czy mamy o czym… Naprawdę. Mogę cię tylko przeprosić za wczoraj i to robię, ale nic poza tym. Nie mam ci nic do powiedzienia. Ty chyba mi też nie. Nie sądze, żeby coś do ciebie dotarło. Tego nie da przemyśleć w jedną noc, także pogadamy jutro. Żegnam.
Usiadłam za stołem gryfonów, jakby nigdy nic. Rozmawialiśmy sobie o wszystim i o niczym. Ron zaczął wygłupiać się ze skrzatami, a Hermiona jak zwykle wściekła, wyszła. Ten poleciał za nią. Zostałam tylko ja i Harry.
– Oni są jak dzieci. Ron robi wszystko, żeby Hermiona zwróciła na niego uwagę, zamiast normalnie powiedzieć jej, że mu się podoba…- powiedział Harry, jakby do siebie. Wybauszyłam oczy i nic nie powiedziałam.
– Skąd wiesz?- zapytałam.
– Co wiem?- zdziwił się, jakby nie wiedział o co chodzi.
– No, że Ronowi podoba się Hermiona- Harry zawstydził się i rzekł:
– Mówił mi. Poza tym to widać, Emmo… Przecież…Och! Tylko nie mów jej nic, bo on mnie zabije. I nie wspominaj mu, że wiesz. Dobrze?
– Okey- powiedziałam dziarskim tonem- Chodź, idziemy.
Wstaliśmy i zaczęliśmy iść do Pokoju Wspólnego. Martin wodził za mną wzrokiem, jakbym zabiła jego ojca… Heh… Szczerze… chciałabym to zrobić, ale jeszcze nie udało mi się tego dokonać. W Pokoju Wspólnym zobaczyliśmy zadziwiającą sytuację. RON SIĘ UCZYŁ. Wow…!! Super nowina, prawda. Zaciągnęłam Hermi do dormitorium. Reszty dziewczyn jeszcze nie było, więc mogłyśmy spokojnie porozmawiać. Wyciągnęłam prezent Hermiony z tajnej skrytki i podałam jej. Kiedy rozpakowała go (1025 zaklęć na każdą okazję) wodać było, że jej się podoba.
– Dzięki Emmi!!-krzyknęła i rzuciła mi się na szyję- myślałam, że zapomniałaś.
– Jak mogłabym zapomnieć ?! Nie, o twoich urodzinach nigdy. To tylko przez… No przez to moje niekontrolowane zachowanie. Nie wiem dokładnie co to było.
– A podejrzewasz coś?
– Tak, ale to niepewna rzecz, więc nie będę o tym mówić.
– Ale…- zaczęła, ale przerwały jej Parvati i Levander, które właśnie wróciły. Nie mówiąc już na ten temat, położyłyśmy się spać. Zasnęłam bardzo szybko.


Piątek…dzień fantazji…

Obudziłam się około ósmej. Leżąc w łóżku, usłyszałam jak Hermiona rozmawia z Parvati i Levander.
– …tak myślisz?
– Tak.
– To naprawdę Martina i Emmę nic nie łączy?- powiedział głos Levander.
– Mówiłam ci już, że nie…- to zdecydowanie była Hermiona- On ją kocha, więc nie sądze, żebyś miała u niego szanse.
– Poza tym nie jesteś jedyną jego wielbicielką- dodała Parvati.
– Wiem… Narazie muszę z nim jakoś…
Jednym ruchem odsłoniłam kotarę i uśmiechnęłam się blado do trzech dziewczyn, które teraz na mnie patrzyły.
– Jeśli chcesz, mogę cię przedstawić Martinowi- powiedziałam, a dziewczyny zamurowało. Levander nie wiedziała co powiedzieć
– A więc słyszałaś?- sydukała w końcu.
– Tak.
– I nie jesteś zła?
– Oczywiście, że nie. Jeśli chcesz, przedstawię cię.
– Dzięki!- Levander zaczęła skakać z radości. Jej oczy zabłysły nadzieją. Hermiona spojrzała na mnie z dezaprobatą i oburzeniem. Wolała chyba, żebym sama zajęła się Martinem, a nie przedstawiała mu swoje koleżanki. Ubrałam się, wzięłam książki i zaszłyśmy na dół. Chłopców nie było. Najwyraźniej znudziło im się czekanie na nas. Przelazłyśmy przez dziurę i zaczęłyśmy kierować się w stronę Wielkiej Sali. Levadner szturchnęła mnie, gdy przed wejściem do niej, zauważyła Martina, rozmawiającego z Draconem.
– Poczekajcie, ja idę do Dracona. Przyśle tu zaraz Martina- rzuciła Hermiona i podeszła do chłopców.
Niedługo potem Martin obejrzał się i widząc nas, uśmiechnął się. Za chwilę stał już obok nas.
– Hej Emmo! Czesć dziewczyny!- rzucił w stronę koleżanek. Był przecież dobrze wychowany. Mimo iż przez śmierciożercę. Tak, ojciec Martina tak, jak Dracona jest, a może raczej był śmierciożercą.
– Cześć- powiedziałam bez entuzjazmu- To jest Levander i Parvati.
Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem. Zignorowałam to.
– Chodź Parvati. Oni niech sobie porozmawiają- rzuciłam i odkręciłam się. Martin złapał mnie jednak za rękę. Wyrwałam mu się i wściekle na niego spojrzałam
– Ćwiczymy dzisiaj zaklęcia?- zapytał.
– Tak- skoro obiecałam, dotrzymam obietnicy.
Zostawiłyśmy z nim Levander i weszłyśmy so Wielkiej Sali. Hermiony tam ni było. Pewnie poszła z Draconem.
– Nie powinnać go odrzucać…- radziła mi Patil.
– Przestań!
– Ale naprawde, Emmo… On tak na ciebie patrzy.
– Daj spokój! To moje życie.
Dziewczyna nic więcej nie powiedziała. Bez słowa usiadłam obok Harry’ego. Ten jak zwykle zdziwiony moim nagłym pojawieniem się, aż podskoczył.
– Jeju, Emmo. Kiedyś dostane przez ciebie zawału…
– Nie wygłupiaj się!- krzyknęłam, gdy ten zaczął improwizować atak serca.
– Oj, nasz Emma w złym humorze…-żartował Ron.
– Wcale nie. Tylko nie musicie zachowywać się jak małe dzieci. Prawda ?!- broniłam się.
– Dobra, dobra… Gdzie Hermiona?- padło pytanie.
– Chyba z Malfoy’em.
– Z Mafloy’em?- zdziwił się Ron- Z którym?
– A jak myślisz?- spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On wogóle nie myśli…
– To przerzuciła się na starszego?
– Nie. Starszym zajęła się Levander.
– Acha… To już wszystko wiadomo. Emma ma zły humor, bo Martinek ją zostawił.
– Ronuś… Z Martinem nic mnie nie łączy, rozumiesz? NIC!
Ron zrobił głupią minę i zamknął się. Rozmowa na ten temat zakończyła się. Hermiona wróciła z zapuchniętymi oczami. Chyba płakała, tylko nie wiem z jakiego powodu. Zaczęła mówić coś o skrzatach. Nie wspomniała ani słowem o Draconie. Potrzebowałam chwili spokoju, więc rzuciłam, że idę do biblioteki i wyszłam. Szłam korytarzem, kiedy usłyszałam


Piątek…dzień fantazji…c.d.

…Usłyszałam za sobą głos, wołający mnie. Odkręciłam się i zobaczyłam biegnącego do mnie Martina. Przyspieszyłam, ale jakimś cudem mnie dorwał.
– Emmo, poczekaj… Przemyślałem wszystko. Porozmawiajmy!
Rzuciłam mu jedno, obojętne spojrzenie i stanęłam naprzeciwko niego.
– Słucham…mów.
– Przemyślałem wszystko… Masz rację. Nie powinienem być taki. Przepraszam. Zostańmy przyjaciółmi. Co ty na to?
Wybałuszyłam na niego oczy, jak na jakieś zjawisko. Myślałam, że źle usłyszałam.
– Przyjaciółmi?
– Tak.
– Ja…jasne- wydukałam i usmiechnęłam się. Chłopak odwzajemniłgo.
– Jak ci się… To znaczy, co sądzisz o Levander- zagadnęłam go.
– Yyy… Jest całkiem miła- zmieszał się.
– Muszę iść na lekcje. Zobaczymy się później- rzuciłam spoglądając na zegarek.
– Tak.
Odkręciłam się i szybko zaczęłam kierować sie w stronelochów. Eliksiry dało sie jakoś przeżyć. Draco zerkał na Hermionę jakoś dziwnie. Czyżbym o czymś nie wiedziała? Lekcje mijały wyjątkowo szybko. Zanim się obejrzałam, siedzieliśmy już w Pokoju Wspólnym.
– Ale charówa…! Jestem wycięczony. Nie zaglądam dzisiaj do żadnej książki- narzekał Ron.
– Ron, nie narzekaj. Lekcje były ciekawe- zganiła go Hermiona- w każy piątek tak mówisz.
– Ron, Hermiona ma rację. Nie rób takiej miny- Ron skrzywiłsię jeszcze bardziej, kiedy to powiedziałam. Harry spojrzał na mnie z wyrzutem. Myślał chyba, że będę bronić Ronusia… Biedne z niego maleństwo…
– Ja też jestem zmęczony…-rzucił się na kanapę Harry.
– Wy jednak jesteście identyczni- dodała Ginny ze skwaszoną miną- Chłopacy…
Dziewczyna westchnęła ciężko i wyszła. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
– O co jej chodzi>- zapytałam.
– Emmo…ona jest zakochana i to.. No zawiodła się na nic… Miówiłą mi to na śniadaniu- powiedziała Hermiona tonem, jakby to było oczywiste. Jakby miłość w tym wieku była na porządku dziennym. Zmieszałam się trochę, gdy na widok mojej miny Ron zaczął się bezczelnie śmiać.
– Chyba pójdę do biblioteki…Tak…- rzuciłam i wyszłam. Na korytarzu natknęłam się na Dracona.
– OO…Draco… Co ty tutaj robisz?
Spojrzałam na niego. Chłopak nie wyglądał najlepiej
– Zawołaj Hermionę, dobrze?- jego głos był matowy i cichy. Wróciłam do pokoju swpólnego. Przyjaciele rozmawiali, a kiedy podeszłam do nich, umilkli.
– Hermi, Draco czeka na ciebie.
Przyjaciółka zamyśliła się na chwilę, potem wstała i wyszła… Spojrzałam na chłopców.
– Czy ja o czymś nie wiem?- zapytałam w końcu.
– Jest jedna rzecz…- odezwał się Ron.
– Mów!
– Hermiona zerwałą z Malfoy’em- powiedział Harry. Zamurowało mnie. Usiadłam na fotelu, obok Harry’ego. Ten patrzył na mnie chwilę, potem przeniósł wzrok na Rona.
– Naprawdę?- niedowierzałam.
– Tak.
Zapadła cisza. Do Pokoju Wspólnego wpadło kilkoro gryfonów. Potem jeszcze kilka osób. Zrobiło się strasznie głośno. „To ja jednak pójdę poczytać.”- usłyszałam swój głoś, jakby z oddali. Zeszłam do biblioteki i usiadłam przy naszym ublubionym stoliku. Wczytałam się w tekst książki. Po kilkudziesięciu minutach usłyszałam przed sobą czyjś głos. Oderwałam wzrok od ksiązki i zobaczyłam Martina, siedzącego naprzeciw mnie.
– Długo tu jesteś?- zapytałam, zamykając książkę.
– Jakieś pięć minut- powiedział, spoglądajac na zegarek.
– I nie dałeś znaku, że tu jesteś ! Potwór!
– Ciebie możnaby ukraść, taka jesteś zaczytana- dodał i zaczęliśmy się śmiać.
– Mnie…? No coś ty! Ja się tak łatwo nie dam!
Zartowaliśmy tak sobie… To dziwne i głupie zarazem, ale od momentu, gdy powiedzieliśmy dobie, że jesteśmy przyjaciółmi, mój stosunek do niego zupełnie się zmienił. Zaczęłam czuć się bardziej pewnie w jego obecności, przestałam odnosić się do niego z dystansem. Głupota…! Ale tak właśnie jest.
– Wiedziałeś, że Hermiona i Draco pokłócili się?- zapytałam poważnie.
– Tak. Wiedziałem- odparł smutno.
– O co poszło?- powiedziałam zamyślona.
– Właściwie to sie nie pokłócili. Hermiona zaproponowała im przerwę, a Draco… Wiesz, jaki jest Draco.
– Ale dlaczego?
– Chyba chodzi o ciebie. Hermi się o ciebie martwi.
Zrobiło mi się głupio. Przeze mnie Hermiona przestała…ech… „Ale ona go kocha”- odezwał sie głosik w mojej głowie. Zrozumiałam, że na jej panelu uczuć znajduje się już miłość. Nie byłam zbyt inteligentna, nie potrafiąc tego zrozumieć.
– Oni muszę być chyba razem…-zamyśliłam się.
– Tak. Widziałem ich na błoniach- usłyszałam w odpowiedzi. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie pójść tam do nich, ale stwierdziłam, że to mogłoby pogorszyć tylko sytuacje. Wpatrywałam się bezmyślnie w ludzi, którzy tłumnie siedzieli przy innych stołach. Jedni byli zaczytani, inni zamyśleni, a jeszcze inni przybyli tu w celach towarzyskich. Tych ostatnich było najwięcej. Nagle usłyszałam drżący głos Hermiony. Wkrótce pojawiła się razem z Draconem. Byli uśmiechnięci i tryskała od nich radość. Hermiona znowu miała zapuchnięte oczy. Chyba płakała ze szczęścia. Najwyraźniej wszystko sobie wyjaśnili. Kiedy nas zobaczyli, rozpromienili się jeszcze bardziej i podeszli.
– A od kiedy wy tak sobie siedzicie w bibliotece, co?- zapytała Hermiona. Martin wstał.
– Draco, Hermi…przedstawiam wam moją przyjaciółkę.
– O, bracie. Widze, że zmieniłeś taktykę- dodał Draco. Spojrzałam na niego ostrzegawczo.
– No co, tylko żartowałem!-zaczął się bronić.
– Żarty, żartami. Idziemy na kolację- powiedziała dziarskim tonem Hermiona. Wstałam i poszliśmy. Jedzenie było pyszne. Nigdy tak się nie cieszyłam, że Hermiona mówiła o Draconie. Teraz mogłam mieć przynajmniej czyste sumienie, że to nie przeze mnie. Sen zmożył mnie szybko. Sny…ach sny były piękne.


Sobota…biblioteka i nic więcej

Sobota… Mimo iż wolny dzień, od rana nastawiona byłam na ciężką pracę. W pełnym składzie zeszliśmy na śniadanie. Hermiona rzuciła się na jedzenie i zanim zdążyłam nałożyć coś na talerz, wstała.
– A ty gdzie znowu?- zdenerwował się Ron.
– Zobaczymy się później. Cześć!- rzuciła i zniknęła. Zapadła cisza.
– Ona zawsze gdzieś znika…- dodał Ron. Przypomniała mi się rozmowa z Harry’m. Heh…
– Ron, ty coś czujesz do Hermiony, prawda?- zapytałam. On zmieszał się trochę i rzucił ostrzegawcze spojrzenie Harry’emu.
– Nie, no coś ty. Skąd ta myśl?
– To widać. Szlak cię trafia za każdym razem, gdy ona z nim rozmawia z Malfoy’em. Chodzisz wtedy poddenerwowany. Nie umiesz ukrywać emocji. Przyznaj się- powiedziałam i póściłam oko do Harry’ego, który się uśmiechnął. Ron nie mógł zaprzeczyć. Wiedział, że to i tak nic nie da.
– A nawet jeśli…to co?!- wydyszał w końcu.
– Powiedz to jej, a nie zachowujesz się jak dzieciak-poradził mu Harry.
– Ale jak mam powiedzieć przyjaciółce, że…
– Normalnie. Tak, jak ja E…- urwał Harry i zrobił się cały czerwony. Ja nie wyglądałam lepiej. Wstałam.
– A ty gdzie?- powiedział Ron, powstrzymując śmiech.
– Do biblioteki.
Tak jak powiedziałam, pokierowałam się do biblioteki. Usiadłam przy stoliku i zorientowałam się, że niczego ze sobą nie wzięłam. Skupiłam się i wyszeptałam: „Accio pergaminy” i za chwilę pergaminy leżały na stole. Tak oto wszystko do mnie przyleciało. Prawie wszystko. Brakowało książki do transmutacji. Na szczęście ją podpisałam. Nie musiałam długo czekać, na to by ktoś mi ją zwrócił. Tym kimś był Martin.
– Oberwałem tym w głowę!- powiedział z wyrzutem.
– O, czesć Martin! Dzięki, że odnalazłeś moją książkę- uśmiechnęłam się i wyrwałam mu ją z rąk. Trochę brutalny, ale skuteczy sposób na odzyskanie, tego co twoje. Chłopak usiadł naprzeciwko mnie. Nie zdążył nic powiedzieć, bo pojawiła się Hermiona.
– Hej wam!! Martin możemy pogadać? Mam do ciebie sprawę.
– Jasne…odpowiedział i zniknęli. Zabrałam sie za robienie wypracowań. Nie wiedziałam jak szybko mijał czas. Zanim się obejrzałam, stosy pergaminów były zapisane. Ja nie wiem, kiedy ja tyle napisałam. Jestem po prostu jak maszyna. Nie mogę zastopować, jak zacznę. Potem zrobiłam jeszcze kilka rysunków na zielarstwo. Potem ćwiczyłam kilka zaklęć… Byłam zdziwiona, że reszta przyjaciół nie pojawiła się w bibliotece. Nikt. Hermi widocznie musiała robić lekcje w Pokoju Wspólnym. Ale dlaczego? A może wogóle nie zaczęła robić lekcji… A co z Harry’m i Ronem? No nie wiem… Gdzie się wszyscy podziali? Pytania kłębiły się w mojej głowie, kiedy zabierałam się za wkuwanie receptury eliksiru. Wogóle nie mogłam się skupić. W bibliotece było cicho, jak nigdy… Jakby wszyscy znikli. I rzeczywiście tak było. Za biurkiem siedziała tylko pani Pince. Pomyślałam, że może coś się stało, że nikogo nie ma. Uspokiłam się jednak, gdy wyjrzałam przez okno. Słońce świeciło, a większość szkoły szarżowała po błoniach. Śmiali się, rzucali liśćmi. W tłumie wypatrzyłam Hermionę i Martina. Szli razem, a za nimi ciągnęli się Harry i Ron. Znikli gdzieś za drzewami. Hermiona chyba przerzuciła się na starszego Malfo’a. Heh… Ale przeciez pogodzili się z Draconem. A może… Może znowy Hermiona powiedziała mu coś i się nie odzywają do siebie. No ale, Hermi wcale nie była zmartwiona, idąć obok Martina. Chłopcy też się cieszyli. Przyjaciele o mnie zapomnieli. Szkoda… Zabrałam się znowu za książkę. Tym razem chciałam coś poczytać. Otworzyłam pierwszą książkę, która wpadła mi w ręce. Zaczęłam odczuwać głód. Spojrzałam na zegarek. Było już dawno po obiedzie. Praca zupełnie mnie pochłonęła. Zdziwiłam się tylko, że ani Harry, Ron czy Hermiona nie wpadli po mnie. No, mówi sie trudno. Książka zupełnie mnie pochłonęła. Byłam jedyną osobą, nie licząc panią Pince, która siedziała dzisiaj w bibliotece. Reszta cieszyła się jesiennym słońcem na podwórku. Minuta mijała za minutą, godzina za godziną. Zaczęło się ściemniać. Pani Pince wygoniła mnie z biblioteki. Byłam strasznie głodna, ale wróciłam do Pokoju Wspólnego. Kiedy weszłam nikt się mną nie zainteresował. Nikt nie powiedział, że moi przyjaciele szukali mnie. Usiadłam przy stole i rozwaliłam moje pergaminy. Zaczęłam pisać jeszcze jedno, ostatnie wypracowanir, które zostawiłam sobie na jutro. Tłum w Pokoju Wspólnym powoli się przeżedzał. Potem nie było już nikogo. Zasnęłam z głową opartą na książkach. Obudziła mnie Hermiona. Trochę się zmieszałam, tym, że wszyscy tak na mnie patrzą. Hermiona zabrała mnie do dormitorium. Parvati i Levander już spały.
-Co się dzieje z Ronem? Jest jakiś dziwny! Powiec mi, ty na pewno widzisz, jak on przez ciebie cierpi!
-Przeze mnie ? Ja kto?-zdziwiłam się.
-No przeciez ty mu się podobasz. jemu i Harremu! Nie długo się o ciebie pokłócą i będzie koniec. Zrób coś z tym-powiedziała. Jeju, ale ona jest ślepa. Ron się wcale we mnie nie kocha, tylko w niej. Nie no naprawdę… Inteligencja. Jak jej się jasno nie powie, to się nie domyśli.
– Hermi, jest mały problem…On się kocha w tobie, nie we mnie…
Hermiona spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– We mnie…? No coś ty. Przecież widze- powiedziała.
– Chyba jednak nie dokładnie- odpowiedziałam- On się kocha w tobie. Powiedział to nam na śniadaniu. Naprawdę to zrobił. No nie samowolnie. Wyciągnęłam to z niego.
Hermiona zrobiła duże oczy.
– Mam nadzieję, że wykażesz się inteligencją i nie powiesz mu, że ci to przekazałam. Zabiłby mnie- dodałam- A teraz idziemy spać. Dobranoc.
Położyłam się i zasnęłam.


Niedziela….

Dzień się zaczął. Kiedy zeszłam na dół Harry i Ron siedzieli, rozmawieli na kanapie. Harry wyszczerzył głupawo zęby, a Ronuś podstawił mi nogę i o mało się nie wywróciłam. Nie miałam ochoty na żarty.
– A ty co taka?- zapytał Ron.
– Jaka?
– No nie wiem…
Zapadła cisza. Zaspany zegar tykał cicho w kącie pokoju.
– Chodź Emmo…- Harry pociągnął mnie za rękaw szaty.
– Gdzie?- zapytałam.
– Po prostu chodź. Ron, czekaj na Hermionę.
Wyszliśmy na korytarz. Szłam zrezygnowana… Na podwórku padało. Nawet pogoda mnie przygnębiała. Szliśmy w milczeniu.
– Po co mnie z tamtąd wyciągnąłeś?- zapytałam.
– A sam nie wiem- odpowiedział. Usiedliśmy na schodach, a potem poszliśmy do biblioteki. Chwyciłam za pierwszą lepszą książkę. Cisza wypełniała pomieszczenie. Głowa zaczęła mnie strasznie boleć. Nie, nie blizna, ale głowa. Wszystko było takie jakby za mgłą. Minuty mijały ociężale, jakby ktoś spowolnił czas. Głowa pulsowała, jakby miała zaraz wybuchnąć.
– Emmo… Idziemy na śniadanie?
– Tak.
Wstaliśmy i poszliśmy do Wielkiej Sali. Hermiona i Ron już siedzieli przy stole. Po sniadaniu mieliśmy iść do Hogesmade. Hermiona i Ron rzucali sie liśćmi, jak dzieci, a ja szłam sobei z Harry’m spokojnie. Przad nami mignęła gdzieś Cho i Cedrik. Harry patrzył na nich przez chwilę. Posmutniał trochę. Chyba wydawało mu się, że ten pocałunek wtedy coś znaczył. Heh no.. W Hogesmade straszne błoto. Jak zwykle poszliśmy do Trzech mioteł. Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy, popijając kremowe piwo. Hermiona wyglądała jakoś dziwnie.
-Hemriono, nic ci nie jest?-zapytał Harry.
-Nie nic, Przepraszam-powiedziała przyjaciółka i wstała.
-Gdzie…-zaczął Ron, ale jej już nie było.
– No o co jej chodzi…- dodał Ronuś.
Wstałam i wybiegłam za nią.
-Coś się stało?
-Nie nic…
-Przecież widzę.
-Ron-odpowiedziała krótko.
-Co Ron…?
-No…dziwnie tak.
-Przesadzasz…
-Chodźmy już do zamku, dobrze?-zapytała mnie.
-Dobrze tylko im powiem, że idziemy.
Wróciłam do środka. Harry i Ron siedzieli w bezruchu.
– Wracam z Hermioną do zamku.
– Okey. My przyjdziemy z resztą- odpowiedział Harry. Znalazłam Hermionę i zaczęłyśmy wracać do zamku. Rozmawiałyśmy o książkach i szkole. Refleks to my mamy, bo okazało się, że już czas na obiad. Chłopcy pojawili się niedługo potem. Po posiłku wróciliśmy do wierzy. Chwyciłam za książkę i zaczęłam ją sobie czytać. Hermiona gdzieś wyszła.
– Emmi…Emmi!- szeptał Harry.
– Emma…mam na imię Emma. Chyba nie muszę ci tego przypominać- zerknęłam znad książki. Harry stał z bliźniakami.
– Chodź tutaj…-powiedział Fred, a może Gorge, w każdym razie któryś z nich.
– O co znowu chodzi?
– Mamy pomysł…
No i zaczeli mi go przedstawiać. Nie chciałam się na początku zgodzić, ale oni podjeli decyzje za mnie i zmusili mnie do tego. Kiedy Hermiona wróciła…
-HErmionooo!HErmi!!!-darł Harry.-Zagrasz z nami w szachy?
-Jasne…
-Gramy drużynami. Zawodnicy przegranej druzyny bedą musieli dac sobie „cmok” w policzek-powiedział i mrugnął do mnie. No nie wiem… A jak przegramy? Straszne… Fuj! Nie no ja się wycofuje…
-Ja jestem z Emmą,a ty z Ronem-ciagnął.
-Dobra-powiedziała i uśmiechnęła się. Martwiłam się trochę, bo Ron nigdy nie przegrywa…Na początku szło nam średnio dobrze… Ron jest naprawdę godnym przeciwnikiem. Strategia, którą wcześniej omówiłam z Harrym na początku przynosiła efekty, ale Ronuś nas wyczuł i było coraz gorzej. Na szczęście bliźniacy przybyli z pomocą. Zawołali Rona. Hermiona nigdy nie była dość dobra w szachach, więc łatwo było ją ograć. No i tak się stało. Przegrali… Jeju, a już myślałam, że będę musiała pocałować przyjaciela. Fuu… Obrzydlistwo… Hermiona pocałowała Ronusia z policzek, a on ją w usta. Bo dziewczyna jakoś się tak odkręciła… Oczywiście uciekła, a Ron poleciał za nią. Nie wzbudza to we mnie już żadnych emocji, tak z resztą jak wszystko inne. Ron i Hermiona nie wracali. Chwyciłam za książkę. Mnie to nic nie obchodzi… Ja tego nie zaplanowałam.
– Idziemy jej szukać. Jej i Rona- zerwałam się. Harry spojrzał na mnie dziwnie.
– No chodź.
Chłopak wstał i wyszliśmy razem. Przeszukiwaliśmy pokolei korytarze. Długo nie mogliśmy jej znaleźć.
– Gdzie ona może być..- mówił jakby do siebie Harry.
– To był głupi pomysł. Wiedziałam, że tak będzie. Uprzedzałam was. A gdybyśmy my przegrali…
– To nie pocałowałbyś mnie…?
– Oczywiście, że nie… To obrzydliwe. Wiesz, że ja nigdy tego nie zrobiłam i nie mam zamiaru…
Harry opóścił oczy. Szedł wpatrując się w ziemię.
– To przez ten pocałunek z Cho… Co się z tobą dzieje, Harry?
Przyjaciel milczał.
– Dobra, koniec tematu- czasami chciałabym umieć czytać w myślach. Znam wprawdzie takie zaklęcie, ale nie będe przecież testować go na przyjacielu.
– Wracajmy do Pokoju Wspólnego.
I dobrze, że to zrobiliśmy, bo Hermiona spała tam sobie w najlepsze.
– Jest, znalazłem ją- wydarł się Harry, aż dziewczyna się obudziła.
– Musisz, tak się drzeć?- zapytała sennie.
– Chodź Hermi, idziemy. Harry poczekasz na Rona?
– Tak.
Otworzyłyśmy drzwi do dormitorium dziewcząt i wtargałam przyjaciółkę spiralnymi schodami na górę. Parvati i Lewander jeszcze nie było. Rzuciłam Hermionę na łóżko, a ta zasnęła. Umyłam się i przebrałam i sama się położyłam.


Poniedziałek…

Kiedy się obudziłam strasznie bolała mnie głowa. Czułam, jakby mój mózg miał zaraz wybuchnąć. Wszystko wyglądało jak za mgłą. Ubrałam się i zeszłam na dół. Na schodach potknęłam się kilka razy, ale na szczeście nie upadłam. W Pokoju Wspólnym czekali na mnie przyjaciele. Wszyscy śmiali się i żartowali, moje samopoczucie niestety nie pozwalało mi na żarty. Na śniadaniu Hermiona tłumaczyła Nevilowi transmutację szopa. Obawiałam się tego, że może mi to dzisiaj nie wyjść. Jednak podczas transmutacji wszystko wyszło ok. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, ale było dobrze. Podczas wszystkich leckji byłam zamulona. Czyżbym miała zachorować. Nie… ja nie choruje. No, może czasami. Kiedy siedzieliśmy, jedząc obiad, rozmawiałam sobie z Harrym na temat Zaklęcia Odrazy. Musiałam wyjaśnić mu na czym to polega… Chłopak najlepszy z Obrony Przeciw Ciemnym Mocom tego nie rozumie…Ciekawe. Rozmowe przerwała nam Hermiona.
-Hej wy dwoje! Pamiętacie nas ??
-Tak, a co?-odpowiedziałam. Przyjaciółka popatrzyła porozumiewawczo na Rona. O co im chodziło..
-E…Emmo, to był żart- zaczął tłumaczyć się chłopak. Jaki żart? Przecież nikt nic nie mówił. Harry spojrzał na Rona i uśmiechnął się. Ja nie wiem… Przecież nie było tam nic śmiesznego.
Wróciliśmy do pokoju wspólnego. Usiadłam sobie na fotelu. Głowa ciągle mnie bolała. Zrobiło mi się tak ciepło i błogo i chyba zasnęłam. Śniło się się, że galopuje na Ahmedzie prosto w światło księżyca, nagle światło oślepia mnie i słyszę straszny śmiech. Przez sen czułam, że blizna zaczęła mnie palić. Jednak to nie przerwało mojego snu. Śniłam dalej. Tym razem ukazały mi się wielkie, skrzydlaste, czarne jak smoła konie. Patrzyły na mnie złowrogo. Sen przerwali mi przyjaciele. Musiałam zrobić swoje lekcje. Wydarłam się na nich i zabrałam się za wypracowanie z numerologii, potem sporządziłam tabele z runów i narysowałał rysunek miodnika. Wyrobiłam się w godzinę… Nie wiem jakim cudem, bo wypracowanie jak zwykle zrobiło się trochę długie. Kiedy skończyłam, zeszliśmy na kolację. Głowa znowu zaczęła mnie boleć. Tym razem tak jakby ktoś uparcie, centymetr po centymetrze wbijał mi długą szpilę. Może to przez ten hałas, który panował w Wielkiej Sali. Wszyscy namawiali mnie, żebym się położyła. No i poddałam się. Z resztą, mgła przed moimi oczami była już tak gęsta, że prawie nic nie widziałam. Hermi okryła mnie dodatkowym kocem, podała książkę i herbatę. Zanim się obejrzałam już spałam. Znowu ukazały mi się skrzydlate konie.


Wtorek…

Obudziłam się pełna zapału do pracy. Wczorajsza herbatka Hermiony poskutkowała. Głowa przestała mnie boleć i nareszcie mogłam normalnie funkcjonować. Odsłoniłam kotary. Za oknem wesoło świeciło słońce. Parvati właśnie wyszła z łazienki, a Levander wiązała krawat. Dziewczyny uśmiechnęły się do mnie. Levander była dla mnie bardzo miła od czasu, kiedy przedstawiłam ją Martinowi.
– Jak się czujesz, Emmo?- zapytała.
– W porządku- wyszczerzyłam zęby.
Dziewczyny usiadły na moim łóżku.
– Słuchaj, mamy pomysł, jak rozbawić Hermione. To znaczy nie rozbawić, ale przestraszyć…hihi- cieszyła się Parvati.
– Tak? No to słucham.
– Przestawimy jej zegarek na dziesiątą i powiemy, że się spóźniła na zaklęcia. Ale będzie miała przestraszoną minę…-dodała panna Brown.
Pomyślałam, że to mogłobybyć zabawne, zobaczyć minę Hermiony i zgodziłam się. Ubrałam się w czyste szaty i po cichu podeszłyśmy do łóżka Hermiony. Przyjaciółka nigdy nie zasuwa kotary i bez problemy dostałyśmy się do jej budzika. Kiedy czas był już przestawiony, stanęłyśmy wogół niej.
– Co się tak gapicie?- zapytała sennie.
– No wyliczamy kto ma ci powiedzieć, że zaspałaś na pierwszą lekcję- wydyszała Lavender. Hermiona z niedowierzaniem spojrzała na zegarek…
-Emmo! Czemu mnie nie obudziłaś ?! Przez ciebie spóźniłam się na zaklęcia!!! Co ty sobie myślisz!! Chcesz, żebym się całkiem opuściła w nauce? DLaczego się smiejecie?-zapytała, bo nie wytrzymałyśmy już, widząc jej minę. Leżałyśmy prawie na podłodze.
– No co?-zapytała zła.
– Hahahaaa Ha Hermio HErmiono Hahaa… to był żart-wyśmiałam do niej.
– Przestawiłysmy ci zegarek!!-zawyła z rodości Parvatil!
– No nie wy świruski! Psycholki!! WARIATKI!! KRETYNKI!! Chciałyśce zebym was pozabijała?- darła się. Nie mogłam po prostu. Jej mina…hahaha… jak sobie to przypomne…hahaha… Dajcie mi chwilkę na opanowanie się (…) Okey, już dobrze. Przyjaciółka ubrała się i zeszłyśmy na dół. Harry i Ron już tam na nas czekali.
– Czemu się tak śmiejecie?- zapytał Ron ze zdziwieniem. Chyba nigdy nie widział, żebym się tak śmiała. Kiedy im wszystko opowiedziałam, oni też zaczęli się śmiać. Śmiać… to mało powiedziane. Oni się po prostu brechali. Wciąż w dobrym humorze zeszliśmy na dół. Wszystko byłoby okey, gdyby nie pojawił się… Martin. Ten to zawsze musi pojawić się w nieodpowiednim momencie. Chociaż ostatnio go nie widziałam. Jak zwykle starał się mnie odciągnąć od reszty przyjaciół i udało mu się tylko na dziesięć metrów.
– Coś się stało?- zapytałam spoglądając w stronę przyjaciół. Patrzyli się przez chwilę na nas, a potem Ron zaczął chyba wygłaszać jedną z tych swoich fachowych mów.
– Nie nic… Tylko mieliśmy ćwiczyć zaklęcia- odpowiedział złotowłosy chłopak. Rzuciłam na niego przelotne spojrzenie i odpowiedziałam:
– Ach, no tak. No to kiedy?
– Może dzisiaj?
– Okey. No to do zobaczenia- rzuciłam i wróciłam do przyjaciół. Weszliśmy do wielkiej sali. Podczas śniadania rozmowa weszła na tor Historii Magii i prof. Binns’a. Ron co jakiś czas zerkał na Hermionę, ta starała się go ignorować, ale jej to nie wychodziło, bo za każdym razem, kiedy Ron na nią spojrzał robiła się czerwona. Oparłam się łokciem o stół i na chwilę odpłynęłam.
– Emma…Emmo- zagadnął Ron- nie wiem co ona widzi w tej ścianie…
– Emma…- posztuechnął mną Harry.
– Co?!- zostałam wyrwana mych myśli.
– Naprawdę jest coś ciekawego w tamtej ścianie?- wtrącił Ron.
– Co…?!- powtórzyłam pytanie- Może i jest…
Harry zaczął się śmiać, a reszta poszła w jego ślady. Naprawdę nie rozumiem, co jest śmiesznego w tym, że ja myślę! Chyba tylko ja jedna.
– Moglibyście przestać się bezczelnie śmiać?!- zezłościłam się. Harry stłumił śmiech, Hermiona też, ale Ron… Ron dalej się brechał. Zdenerwowałam się. Wstałam i chciałam wyjść, ale Harry złapał mnie za koniec szaty.
– Siadaj Emmo. Ron! RON, PRZESTAŃ SIĘ BRECHAĆ!!
Ronuś zdziwnony tym, że przyjaciel się na niego wydarł, zamknął się od razu. Potem spojrzał pytająco na Hermionę.
– Emmo…przepraszam- wybąkał. Uniosłam się dumą i nawet na niego nie spojrzałam. Niech wie, że sobie nie życze takiego zachowania. No może trochę przesadziłam… Ale w każdym razie, to chyba poskutkowało. Stanęliśmy przed klasą zaklęć. Martin znowu pojawił się na końcu korytarza, ale uratowała mnie Levander, która szybko do niego pobiegła. Zadzwonił dzwonek. Martin spojrzał na mnie, odkręcił się i odszedł, a Levander rozpromieniona wróciła.
– Jak tam ty i Martin?- zagadnęła jadowicie Hermiona, a Harry i Ron wybałuszyli na mnie oczy.
– W porządku- odpowiadziała Levander.
– Całowaliście się już?- wyleciał Ron.
Levander zarumieniła się i nic nie odpowiedziała. Weszliśmy do klasy. Zaklęcia minęły bardzo szybko. Może dlatego, że uczyliśmy się nowego zaklęcia. Reszta lekcji też szybko minęła. Wróciliśmy do pokoju wspólnego. Usiadłam w wygodnym fotelu. Byłam psychicznie wykończona tym wszystkim, a czekały mnie jeszcze ćwiczenia z Martinem. Spojrzałam od niechcenia na reszte. Hermiona rozmawiała o czymś z Ronem, a Harry zamyslił się. Zamknęłam na chwile oczy. Znowu zrobiło mi się błogo i miło. Kiedy wróciłam do rzeczywistości, Harry zamyślony patrzył się na mnie, a Ron i Hermiona na niego.
Potem przyjaciele przenieśli wzrok na mnie.
– Co?- zapytałam.
– Idziemy na obiad- powiedziała Hermiona, a Ronuś szturchnął Harrym.
– Idźcie sami, ja nie ide- powiedziałam- nie jestem głodna.
Przyjaciele długo mnie namawiali, żebym jednak szła na ten obiad, ale nie miałam ochoty. W końcu wyszli, a za nimi posypała się reszta gryfonów. Zostałam sama. Sama… Chwyciłam za książkę. Zdążyłam przeczytać tylko jeden rozdział, kiedy wpadła Hermiona.
-Słuchaj!
-No…-oderwałam się…
-Muszę ci coś powiedzieć.
-Mów.
-Ale nie wiem jak zacząć
-MÓW poprostu!
-Nowięcchyabcosczujedorona-wydyszała.
-Co? Wolno i wyraźnie-zirytowałam się. Co ona sobie myśli. Mówiłaby yraźnie, a nie…
-Mówię, że…chyba coś…czuję do Rona-powiedziała. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam!! Intuicja, albo po prostu logika.
-To źle? -zapytałam jej.
-Nie wiem, ciebie się pytam.
-Wg mnie to dobrze. No nie to znacyz nie dobrze, bo przeciez jesteśmy przyjaciółmi, ale chyba fajnie… no nie wiem sama. Ciężko mi się zdecydować- naprawdę ciężko mi się zdecydować. No bo z jednej strony, fajnie, a z drugiej głupio.
-Ale ja się w nim nie zakochałam. Ja go poprostu lubię innaczaj niz przyjaciela. Ale nie kocha. Zadnego całowania czy cos… poprostu…no wiesz.
-Dobra rozumiem- chyba rozumiem… To dziwne, ale no ja… A nieważne…
-Nie mów mu nic!!
-Ok ok spokojnie.
-A wiesz…
Chciałam zapytać, „co wiem? ” ale do pokoju wspólnego wpadł oblany sokiem dyniowym Ron i Harry, czerwony ze śmiechu. Zabrałam się za robienie lekcji. Czas szybko minął. Strasznie. Ani się obejrzałam, a już leżłam w łóżku.


Środa…

Kiedy się obudziłam Hermiony już nie było. Chyba bała się, że zaśpi na lekcje i wstałą wcześniej. Ubrałam się i zeszłam na dół, a tam Hermionka i Ronuś sobie rozmawiają. No tak…
– Cześć!- przywitałam ich i wszedł Harry. Spojrzał najpierw na nich, potem na mnie i wzruszył ramionami.
– Idziemy?- zapytał po chwili.
– Yhy…- mruknął Ron i wstaliśmy. Śniadanie minęło w zupełnej ciszy. Hermi była zamyślona, a i reszcie nie chciało się jakoś odzywać. Lekcje też szybko minęły. Historia magii jak zwykle był ciekawa, jednak moi przyjaciele najwyraźniej się nudzili, bo nawet Hermiona nie robiła notatek. Wiedziałam już. Hermi miała malutką depresję, bo nawet kiedy lekcja była nudna, ona robiła notatki, a dziś… Heh… Po obiedzie wróciliśmy do pokoju wspólnego. Chłopcy rozsiedli sie na fotelach, a zbrałam się za lekcje.
Kiedy skończyłam pisać wypracowania i przeglądałam tabele księżycowe, dosiesli się do mnie chłopcy i zaczęli pisać horoskop na wróżbiarstwo.
– Emmo, sprawdzisz mi to wypracowanie, co?- zapytał Ron.
– Niech ci Hermiona sprawdzi. Ja nie mam czasu.
– Ale jej tu nie ma.
Rozejrzałam się. Rzeczywiście jej nie było. Widocznie musiała wyjsć, kiedy my zabraliśmy się do pracy.
– Dobrze, sprawdze ci.
– A tak wogóle to gdzie ona jest?- zapytał Harry.
– Pewnie w dormitorium.
Ginny wpadła w tym momencie i wrzyknęła na cały głos:”KOALCJA”
– Idź po nią Emmo, okey?- poprosił Ron.
Wstałam i wdrapałam się na górę.
-Kolacja
Zero reakcji.
-Śpisz?
Rozsunęły się gwałtownie kotary łóżka.
-Cały czas tak leżysz? Jej…dobra chodź.
-Nie, nie jesem głoda-powiedziała…
-Ale… a z reszta jak chcesz-powiedziałam i wyszłam. Na schodach dorwali mnie chłopcy.
-Ona eeee nie pójdzie- powiedziałam szybko.
-Czemu?- zapytał Harry.
-Zachorowała? -zmartwił się Ron.
-Nie poprostu nie pójdzie, nie chce jej się.
-Co się z nią dzieje.
-Idziemy- dodałam stanowczo. Wyszliśmy na korytarz.
– No ale co jej jest?- maltretował mnie Ron.
– Słuchaj, są czasem dni, kiedy chcesz być sam, prawda? Hermiona ma właśnie taki dzień. Po prostu dajmy jej spokój- zdenerwowałam się. Chłopak więcej sie nie odezwał. Weszliśmy do wielkiej sali. Huk niesamowity. Wszyscy byli czymś poruszeni. Nie wiadomo tylko czym. Próbowałam się czegoś dowiedzieć, ale nikt nic nie mówił. Usiedliśmy przy stole. Znowu wokół nas zaczęła kręcić się Julia. Machała tymi swoimi rzęsami, to w stronę Harry’ego, to Rona. Harry ze złością w oczach, spojrzał na nią z politowaniem, zignorował ją i popatrzył na mnie porozumiewawczo. Ron nie wytrzymał. Wstał.
– WEŚ SIĘ STĄD ZABIERZ, IDIOTKO! CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ! ZA KOGO TY SIĘ UWAŻASZ?! JESTEŚ NAPRAWDĘ BEZNADZIEJNA! WEŚ TY SIĘ NAD SOBĄ ZASTANÓW!!
– Ron, usiądź- pociągnęłam go za skraj szaty. W oczach panny Rowen zaszkliły łzy upokorzenia. Prychnęła na niego i odeszła.
– Spokojnie Ron…- Harry spojrzał na niego ze zdumieniem. Reszta kolacji minęła w zupełnej ciszy.
Kiedy wróciliśmy do pokoju wspólnego. Ron koniecznie chciał zobaczyć Hermione. Ściągnęłam ją więc na dół. Ale tylko na chwilę. Potem skończyłam swoje prace domowe i sprawdziłam wypracowania chłopców. Zdziwiłam się, bo Ron naprawdę się postarał. Miał mało błędów. U Harry’ego też nie było najgorzej. Rozsiedliśmy się w fotelach przed kominkiem. Rona wkrótce zmorzył sen i zniknął za drzwiami dormitorium chłopców. Siedzieliśmy z Harry’m. Każdy pogrążony w swoich myślach. W końcu zrobiło się zupełnie pusto. Wstałam.
– Dobranoc- rzuciłam.
– Poczekaj- zatrzymał mnie Harry- chciałbym cię o coś zapytać.
– Tak? Słucham.
– Sądzisz, że Cho naprawdę jest no…
– Zazdrosna…-dokończyłam za niego- sądze, ze tak. To co zrobiła z tobą wtedy pod ścianą…
– A Ron i Hermiona?
– No wiesz… Nie wiem co o tym myśleć. To takie dziwne… A co ty o tym sądzisz?
– Sam nie wiem… Rozmawiałem z Martinem.
– Taak? I co powiedział.
– Powiedział, że chyba zapomniłaś wczoraj, że mieliście razem ćwiczyć te zaklęcia. I pytał, czy jutro będziecie mogli.
– Aa…no tak. Rzeczywiście zapomniałam.
– Jutro mamy jakiś sprawdzian?
– Nie. Żaden nauczyciel nie zapowiadał. Harry…pójdziesz ze mną na te ćwiczenia z Martinem?
– Yyyy…Jesteś pewna?
– Tak.
– No to pójde.
– Dzięki. Ja ide spać. Dobranoc.
– Dobranoc.
Wstałam i zamknęłam drzwi od dormitorium dziewcząt. Stanęłam na schodach. Harry ciągle tam siedział. Weszłan na góre, przebrałam się i położyłam spać. Hermiona już dawno chrapała. Ja jednak jakoś nie mogłam zasnąć. Około północy udało mi się.


Czwartek…

Obudziły mnie krople deszczu, uderzające o parapet okna. Pochmurny dzień sprawiał, że wszystko wydawało się bardziej tajemnicze niż dotychczas. Poranek minął bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, brnęliśmy wśród kałuż na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Sklątki- ohydne, stworzenia, które plują ogniem, to nasz dzisiejszy temat. Myślałam, że się załamie. To, że Hagrid lubi takie potwory, to nie znaczy, że my musimy je lubić. Uratowała mnie Hermiona, która zabrała mnie na spacer z Apaczem, jej psem, o którym jakoś zapomniałam wcześniej wspomnieć. Po obiedzie mieliśmy jeszcze obronę przeciw ciemnym mocą. Lubie ten przedmiot, ale profesor Moody trochę mnie przeraża. To znaczy, nie żebym się go bała, ale dziwnie się czuje w jego obecności. Blizna mnie zawsze pobolewa. Przestałam się już nią przejmować i przyzwycziłam się do tego, że każdy musiał ją porównać z Harry’ego.
Przed wielką salą spotkaliśmy Dracona. Harry i Malfoy zaczęli się wyzywać (co nie było mądre)i ten parszywy blondyn chciał miotnąć przyjaciela jakimś zaklęciem, ale poczułam delikatny ból blizny i pojawił się porf. Moody. Zamienił Malfoy’a w tchórzo-fredkę i zaczą nim miotać po całym korytarzu. Strach w oczach Hermiony po prostu mnie rozśmieszył. No nie wiem… Ale to naprawdę było zabawne. Ron jak zwykle odwaliłniezłą scenę… Opisana jest ona w pamiętniku Hermiony, więc nie będę tu pisać. Porf. McGonagall wpadła rozwcieczona i odczarowała chłopaka. W jego oczach zaszkliły łzy bólu i poniżenia. Sądze jednak, że przygoda ta da mu do myślenia. Może przestanie uważać się za lepszych od innych.
Na lekcji z Moodym było, było dziwnie. Nauczyciel rzucał na każdego zaklęcie Imperius. Wiedziałam, że on jest aurorem, ale skąd mógł znać te zaklęcia. Potrafią je tylko śmierciożercy, no i Voldemort. Hermiona pod wpływem zaklęcia musiała śpiewać hymn naszej szkoły i bez żadnych oporów zrobiła to. Kiedy ja zostałam poddana temu zaklęciu, zrobiło mi się lekko i przyjemnie. Coś kazało wskoczyć mi na ławkę i zrobiłam to. Potem kazało przeskakiwać z jednej na drugą i stało się tak samo. A potem inny głos w mojej głowie powiedział: „Dziewczyno, przecież ty z siebie idiotkę robisz.”Znowu głos kazał mi przeskoczyć na kolejną ławkę, a drugi mu zaprzeczył:”Nie, nie zrobie tego. To głupie, a ja jestem poważną osobą.”
„Przeskocz!”- rozkazał pierwszy głos. „Nie!!”- odezwał się drugi i zleciałam z ławki, bo chciałam zejść. Moody był zdumiony, jak szybko sobie z uporałam z zaklęciem, ale ja w porównaniu z Harry’m byłam beznadziejna. Przyjacielowi całkowicie udało się pokonać klątwę. Może dlatego, że Moody skupił się tylko na nim. Kiedy wróciliśmy do pokoju wspólnego od razu zabrałam się za pisanie wypracowań i tłumaczenie runów. Chciałam zrobić dzisiaj wszystkie lekcje, żeby nie martwić się o to jutro i całkowicie cieszyć sie weekendem już od piątku. Kiedy skończyliśmy odraiać lekcje było już dość późno. Hermionie wszystko leciało z rąk. Nawet kałamarz Harry’ego. Kiedy szliśmy na kolację Hermiona stanęła Harry’emu na skraj szaty i zlecieli razem ze schodów. Przyjaciółka leżała na chłopaku. Wstała cała czerwona i przeprosiła go. Ron spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Za chwilę usłyszeliśmy pisk przyjaciółki. Harruś krwawił. Ta dziewczyna nas pozabija. Usiedliśmy do stołu. Hermiona oblała się sokiem dyniowym. Ona naprawdę jakaś dzisiaj ślamazarna.
– Hermiono, uważaj bo nas pozabijasz!-powiedział Ron niby w zartach, ale widziałam, ze się od niej odsuwa.
– To ja może już pójdę…
– Tak idź tylko niczego nie dotykaj, bo sobie zrobiszkrzywdę-powiedział Harry- Może ja z tobą pójdę.
– To chodź-powiedziała i wyszła za nim. Ron spojrzał na Harr’ego złowrogo. O co mu chodzi… Dobrze mówią, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok. Przecież Harry i Ron byli nierozłącznymi przyjaciółmi, a teraz jeden patrzy na drugiego, jakby miał go zabić. Zapatrzyłam się na Ronusia, myśląc o tym.
– Co się tak patrzysz?- zapytał przyjaciel.
– A co? Nie mogę… Toć ty mój przyjaciel- odpowiedziałam, śmiejac się. Chłopakowi od razu poprawił się humor i zaczęlismy sobie żartować. Potem dosiadł się do nas Nevil, prosząc o pomoc przy wypracowaniu z obrony. Wytłumaczyłam mu wszystko, z czego skorzystał również Ron. Wow! Chyba pierwszy raz. Nevil podziękował i zniknął.
– Chodź, idziemy na górę- rozkazał Ron i nie czekającna moją reakcję wstał i pociągną mnie za kaptur. Mijając stół ślizgonów, mignął mi gdzieś przed oczami Martin. Patrzył się na nas.
-Ron, póść mnie bo się uduszę- wydyszałam. Chłopak ciągle trzymał mnie za kaptur.
– No coś ty, ja ci nie dam- zaczął się śmiać.
– Puszczaj!- uderzyłam go książką. Poskutkowało.
– Au… nie musiałaś tak mocno.
– Mocno? No coś ty… Tylko nie płacz.
– Zaraz ci oddam- wyrwał mi książkę i walnął mnie. Trochę za mocno. Myślałam, że głowa mi pęknie z bólu.
– Chyba przesadziłeś…
– Ja? Chyba cię nie bolało…
– Oddawaj książkę!!
– Nie!!
– Oddawaj!!
– To sobie weź!- krzyknął i jak dzieciuch zaczał uciekać.
– Ron, nie wygłupiaj się. Oddaj mi ją!- wydarłam się, ale go już nie było. Wcale nie miałam zamiaru go gonić. Spokojnie szłam sobie. Oddnalazłam chłopaka, przed portretem grubej damy.
– Dlaczego mnie nie goniłaś?- oburzył się.
– Bo nie. Oddaj!
– Dobra masz.
Mimo wszystko Ronowi humor ciągle dopisywał. Weszliśmy do pokoju wspólnego, a tam Harry i Hermiona. Przyjaciel spojrzał na nich z wyrzutem i usiadł obok Hermi.
– Hej Ron! NIe spychaj mnie!-powiedziała, bo Ten próbował ją zwalić.
– Sorry-przeprosił.
– Jak Julia? coś dawno jej nie widziałam-zagadnęla go.
Zapomniałam, że ona nic nie wie. Spojrzeliśmy na siebie i Ron…wyszedł.
– Co? CO się stało ?
– Bo…eee… ten… Ron nakrzyczał na nią wczoraj. Ale taj strasznie…aż sie popłakała ta Julia-tłumaczył chaotycznie HArry.
– Bo ona znowu zaczęła się do nich wdzieczyć-wyjaśniłam.
– Oj… i…on, ale.. ja nie wiedziałam… ze..pójdę go poszukać-zerwała się.
– NIe, ja pójdę-powiedział Harry i wyszedł. Zapadła cisza. Ale jestem zapominalska. Jak mogłam… Patrzyłam się na nią przez chwilę.
– Ale ja naprawde nie wiedziałam-powiedziała.
– No dobrze, tak się tylko patrzę-odpowiedziałam.
Po chwili weszli chłopcy. Nie wiem jak Harry tak szybko odnajduja Rona w tym ogromnym zamku.
– Ron, ja nie wiedziałam…
– Wiem, HArry mi powiedział. Sory.
Ron usiadł obok niej, a ta zaczęła się na niego patrzyć.
– Co się patrzysz?
– Bo mi się podobasz-wypaliła. Ron się zaczerwienił, a my wybuchnęliśmy smiechem, bo Ron zrobił głupią minę.
– Serio?
– Jasne-powiedziała i pacnęła go w głowę ksiażką.
– E tam smiejesz się.
– Ale podobasz mi się, lubie cię-powiedziała.
– Ja ciebie też- powiedział Ron i płołozył jej głowę na kolanach.
– Ty sobie za duzo nie pozwalaj-powiedział Harry.
– Spadaj.
– Hahah… -i zaczęlismy się śmiać. Potem chwyciłam za książkę i zaczęłam ją sobie czytać. Hermiona i Harry rozmawiali o Turnieju Trójmagicznym, a Ron leżał sobie z głową na nogach Hermiony. Jednak coś mną tknęło i poszłam sama do dormitorium. Nie chciało mi się spać. Rzuciłam się na łóżko Hermi i zaczęłam sobie czytać. Lekturę przerwała mi sowa, która dobijała się do okna. Była to sowa Malfoy’a. Odwiązałam list i położyłam go na stoliku nocnym przyjaciółki. Ta wkrótce się pojawiła.
– Wiedziałam, ze tak będzie. Dostałaś luist od Dracona-powiedziałam i podałam jej list.
– No cóż…- wzięła ogo ode mnie i odesłała pustą kartkę. Przyjaciółka jednak go nie otworzyła. Zmusiłam ją do tego, żeby przepytała mnie ze składników eliksirów i pełna optymizmu, że wszystko pamiętam, przebrałam się w pidżamkę. Leżałyśmy w łóżkach rozprawiając o Ronie i Harrym.
– Czy ty naprawdę mogłabyś chodzić z Ronem-zapytałam ją. Trochę głupio się czułam, ale Hermiona jest do wszystkiego zdolna.
– Nie, no co ty. W sumie nie wiem. On nie jest moją zabawką, nie mogę go… no.. wiesz?- odpowiedziała. Widać, nie jest zdecydowana…Czyli wszystko się może zdarzyć.
– Wiem. To by było trochę dziwne…- trochę… To by było straszne. Gdzie wtedy podziałaby się nasza przyjaźń.
– A jak tam ty i Harry?
– Co ja i Harry? -zdziwiłam się. Ja i Harry jestesmy przyjaciółmi. Czego się ona spodziewa, że my tak jak ona i Ron. Nie…my nie.
– No wygląda jakbyście byli parą-powiedziała.
– Chyaba zartujesz!! Jesteśmy tylko przyjaciółmi takimi samymi jak ty i Harry.
– I tu się pojawia problem. Ja myślę, ze nie jesteśmy z Harrym przyjaciółmi. On mnie poprostu nie lubi…- odpowiedziała. Ona jest głupia, naprawdę głupia. Harry ją lubi i to bardziej ode mnie. Ale ona nie…
– Zawriowałaś no naprawdę ci się mózg uszkodził od tych wyapdków. Idź spac i nie myśl tyle bo się przegrzjesz. Ja i Harry też coś… pff…-rzuciłam i odkręcilam się w drugą stronę. Ja i Harry… Dobre…To znaczy śmieszne, żałosne. Szybko zasnęłam. Śniła mi się ogromna polana… Polana, oświetlona jesinnym słońcem. Przybiegł do mnie czarny jednorożec. Był taki piękny i delikatny. Było cudownie…


Światło księżyca

Obudziło mnie światło padające na mą twarz. Blask bijący zza okna, oślepiał moje oczy i sprawiał, że chciałam być blisko niego. Promienie księżyca, otulały srebrną mgiełką cały świat. Drzewa zakazanego lasu topiły się w niepowtarzalnych płomieniach księżycowych smużek światła. Trawa, co raz bardziej niewidoczna pod dywanem jesiennych liści, zdawała się drżeć przed magiczną tajemniczością Pana Nocy. Niefortunne szelesty wiatru, umykającego przed samym sobą, przerywały ciszę. Pojedyncze drzewa, stojące na błoniach jak żurawie czekające odlotu, rzucały cienie, zagłębione w liściach. Piękny świat… Świat nocy jest o wiele ciekawszy… Położyłam się do łóżka. Do snu ukołysały mnie tajemnicze promienie. Kiedy kolejny raz otworzyłam oczy, blask księżyca zastąpiło oślepiające światło słońca. Zerwałam się na nogi. Hermiony już nie było, a Parvati i Levander jeszcze spały. Ubrałam się i rozczesałam włosy. Nie miałam czasu kombinować nad jakimiś fryzurami. Nigdy z resztą nie mam czasu. Zawsze mam rozpuszczone włosy. Zeszłam na dół, a tam…moi przyjaciele sobie rozmawiają.
– O, Emma!- powiedział Harry kiedy mnie zobaczył i wyszczerzył zęby.
-Hej, czy ty nie mogłabyś chociaż raz mnie obudzić?? -zapytałam Hermiony. Miałam po dziurki w nosie takie coś. Jak chcą być sami, to niech mi powiedzą, a nie…
-Przperaszam…
-IDZIEMY!!-zakrzyknął Ron.
No i poszliśmy. Idąc korytarzami rozmawialiśmy sobie, tak jak dawniej, jak zawsze i było tak dobrze. W drzwiach zderzyliśmy się z Julią i Draconem. Dziewczyna uśmiechnęła się z satysfakcją i pociągnęła blondyna. Ron popatrzył z oczekiwaniem na Hermionę. Ta wzruszyła tylko ramionami i zajęła miejsce. Usiadłam obok Harry’ego. Sama nie wiem dlaczego. Zawsze przecież siedziałam obok Rona. No, ale jakoś tak wyszło… Wszyscy zabrali się za jedzenie. Ja jednak nie byłam głodna. Patrzyłam na Hermionę i zastanawiałam się nad czymś. Nie opiszę tu nad czym, bo Hermi może tu zaglądać, a ja nie chcę, żeby dowiedziała się, co wtedy myślała.
Kiedy szliśmy do lochów, Hermiona znowu się zwaliła ze schodów. Tym razem było coś z nadgarstkiem i Snape, to znaczy…prof. Snape wysłał mnie z nią do pani Pomfrey. Wróciwszy do klasy zabrałyśmy się na robienie ekilksirów.
Dostałam 5 punktów, tyle samo co Hermiona. Po dwóch godzinach siedzenia ze Snape’m wyszliśmy na zewnątrz. Na Horyzoncie pojawił się Martin. Próbowałam się przed nim schować, ale nie dałam rady.
-Hej no nie chowaj się tylko chodź- odciągnął mnie od przyjaciół. Poszliśmy na Polanę Jednorożców.
– Co się znowu stało?- powiedziałam trochę rozdrażnionym głosem. Miałam dosyć. On zaczynał mnie denerwować.
– Właśnie, że się stało…!- warknął- czekałem wczoraj na ciebie dwie godziny.
No tak. Znowu zapomniałam, że miałam z nim ćwiczyć… Heh…skleroza.
– Przepraszam, zapomniałam.
– ZAPOMNIAŁAŚ?! I CO, MYŚLISZ, ŻE GŁUPIE PRZEPRASZAM WSZYSTKO ZAŁATWI?! JAK MOŻESZ BYĆ TAKA!! UNIKASZ MNIE, CHOĆ JESTESMY PRZYJACIÓŁMI!! CZY JESTEM GORSZY OD TEGO TWOJEGO HARRY’EGO, ALBO RONUSIA?!! JA TAK NIE UWAŻAM!!- wydarł się na mnie. Inna dziewczyna już dawno odeszłaby z płaczem, ale ja nie. Nie pozwolę obrażać moich przyjaciół.
– JAK ŚMIESZ!! ZA KOGO TY SIĘ UWAŻASZ!! WCALE CIĘ NIE UNIKAM!! A NAWET…!! PRZECIEŻ JA NIE MUSZĘ CI SIĘ TŁUMACZYĆ!! OTÓŻ POWIEM CI, ŻE RON JEST OD CIEBIE TYSIĄC RAZY LEPSZY, TAK SAMO JAK HARRY!! JESTEŚ TAKI SAM JAK KAŻDY MALFOY!! BYŁAM GŁUPIA, ŻE CI ZAUFAŁAM!! NIGDY WIĘCEJ SIĘ DO MNIE NIE ODZYWAJ, ROZUMIESZ?! NIGDY!! JESTEŚ…!! WRR…! ŻEGNAM!!- wykrzyczałam mu to w twarz. Chłopak nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Myślał chyba, żę kiedy n mnie krzyknie, skule się, przeproszę i zacznę się łasić… O nie!! Złość we mnie wrzała. Odkręciłam się. Chłopak jednak złapał mnie za rękę. Drugą, którą miałam wolną z całej siły uderzyłam go w twarz. Cios był tak silny, aż odkręcił się i mnie póścił. Wściekle na niego spojrzałam i szybkim krokiem odeszłam. Odnalazłam przyjaciół.
– Co…co się stało?- zapytał niepewnie Ron.
– NIE WAŻNE!!- znowu krzyczałam.
– Spokojnie, Emmo…- próbował udobruchać mnie Harry.
– NIE!! NIE BĘDĘ SPOKOJNA!! JAK ON ŚMIAŁ!!
– Mów konkretniej…- ciągnęła Hermiona. W tym momencie przemknął obok nas, sprawca mojej złości.
– Zaraz wracam- powiedziała przyjaciółka i rzuciła się za nim. Widocznie stwierdziła, że ode mnie się niczego nie dowie i poszła szukać innego źródła informacji. Wcześniej dowiadywała się wszystkiego od Dracona, a skoro teraz… Uspokoiłam się trochę i postanowiliśmy wrócić do zamku… Był czas na obiad, więc zaczęliśmy kierować się w stronę Wielkiej Sali. Na schodach dorawła nas Hemiona i całą czwórką usiedliśmy przy stole. Zaczęłam rozmawiać z Harry’m na temat skrzatów domowych. Szczególnie Zgredek przypomniał mi się. Harry zaczął opowiadać, jak zwalił misę z puddingiem na głowe jego ciotki i atmosfera totalnie się rozładowałam. Śmialiśmy się jak nigdy. Odkręciłam się w stronę, gdzie powinni siedzieć Ron i Hermiona, ale ich tam nie było.
– Gdzie oni się podziali?
– Kto?- zdziwił się Harry. On chyba też nie zauważył zniknięcia przyjaciół.
– Ron i Hermiona.
– Pewnie poszli na górę.
– Pewnie tak.
– Emmo, co stało się wtedy na błonaich?- padło pytanie
– Martin, ten… wykrzyczał mi w twarz, że on uważa się lepszych od was…no to też na niego nawrzeszczałam, że tak nie jest. Ja ide na górę- poderwałam się i zaczęłam kierować się do wyjścia. Harry wkrótce mnie dogonił.
– Dzięki- uśmiechnął się.
– Za co?
– No za to, że powiedziałaś to starszemu Malfoy’owi.
– Nawet o nim nie myśl, on jest taki, jak każdy Malfoy. Nigdy się do niego nie odezwe. Obiecałam mu to, a ja dotrzymuje obietnic- póściłam oko.
Kiedy wkroczyliśmy do pokoju wspólnego, Ron był najwyraźniej zbulwersowany, tym, że ktoś śmiał mu przeszkodzic. Zwaliłam Hermi na podłogę i usiadłam na miejscu Rona.
– Wiecie, że dziś juz weekend -powiedziałam wesoło. Naprawdę się cieszyłam. Potrzebowałam po prostu odpoczynku psychicznego.
– Tak! Mozna małozyc spodnie!-wykrzyknęła Hermiona i poleciała do dormitorium. Pobiegłam za nią. Naciągnęłam swoje jeansy i chwyciłam t-shirt. Osobiście wolałam spódnice, ale spodnie były wygodniejsze…Kiedy zeszłyśmy na dół chłopcy też byli już przebrani. Hermi i Ron usadzili się pod koninkiem.
– Wy zawsze tak siadacie?-zapytał Harry.
– NIe tylko wtedy gdy chcemy się całowac, wiesz-powiedziała jadowicie przyjaciółka.
– My?? -zapytał głupio Ron.
– Toc ba.
– Chyba żartujesz, ja sie z toba nie pocałuję… Fujj…
– No nie to nie, a już byłam gotowa.-mówiła. Zrobiło mi się głupio, nie wiedziałam, co mam na ten temat myśleć. Cały czas myślałam, żę Hermiona ni byłaby zdolna do pocałunku z Ronem, ale…
– Ej, ale ty żartujesz…
– Nie no co ty. Ja ??- oczy wyszły mi na wierzch. A jeśli ona naprawdę nie żartuje. To przecież straszne. Zaczęłam się bać.
– Hej no!
– Emmo, czy ty mysli, ze my jesteśmy az tacy nienormalni żeby się przy was całować? -zapytał Ron. No tak przy nas nie…Ale… Nie no oni są głupi. Co oni sobie myślą.
– Ja ich widziałem, na polanie jednorożców. Fujjj- powiedział Harry. No no, moi przyjaciele oszaleli. Całować się na polanie. Fuu.. Już nigdy im nie zaufam, nigdy… Ohyda. Straszne. I to jeszcze w szkole!
– HArry miałes jej nie mówić-powiedziała z pretensją Hermiona.
– No nie wiem, czy wy żartujecie, czy nie. RON! Ej no powiedzcie mi!!- krzyknęłam. Nie wiedziałam, czy to w koncu prawda, czy nie…
– No nie żartujemy, jak myślisz??
– Nie wiem…
– Dobra, przeciez widzisz, ze zartujemy!
– Uff… już myslałam, ze ty całkiem straciłas rozum… Bllleee- obrzydziła mnie myśl o tym, żę Hermiona i Ronuś razem na planie…Bleee…
– Haha, a co nie mogłaby stracić rozumu dla mnie -zapytał Ron.
– No mogłaby, ale jak skończy szkołę- wtrąciłam wszybko.
– Aha, Hermiono…
– Co?
– Wyjdziesz za mnie jak skończymy Hogwart?
– Toć ba!
– Super.
Spojrzałam na nich z niesmakiem. Jak oni w tym wieku będą już planować małżeństwo, to co z ich nauką. Przecież oni się muszą uczyć. Chociaż jak sobie chcą, to niech marnują sobie życie.
– Och zamknijcie się wszyscy-powiedziałam z uśmiechem. Chyba trochę sztucznym…
– No dobrze-powiedziała i oparła się plecami o Rona.
– Hermiono…
– Co?
– Wzięłaś koszulkę Emmy- powiedział Harry wzkazujac na metkę, na której było wychawtowane moje imię.
– Oj tam. W takim razie ona ma moją.
– A faktycznie- spojrzałam na metkę. Widniał tam napis: HERMIONA
– Słuchajcie czas na kolację-powiedziała patrząc na zegarek.
Wstalismy i ruszyliśmy, Na schodach Ron wyaplił.
– Żono… tylko się nie zabij.
– Ron ja nie jestem twoją żoną, więc mnie sobie ne przywłaszczaj. Wogóle to był tylko żart.
– Aaaa-posępiał przyjaciel.
Ludzie, no co tu się dzieje?! Normalnie, nienormalni… Miłostki wśród przyjaciół. Co to ma być, wogóle?! Nie no… Dlaczego nie może być tak, jak dawniej? Po kolacji, kiedy wróciliśmy do pokoju wspólnego, chwyciłam za książkę i zaczęłam ją sobie czytać. Słyszałam, że Hermiona krzyczy gdzień na Rona, za to, że czytał jej pamiętnik, a potem przyjaciółka ulotniła się do dormitorium. Ja także wstałam.
– Dobranoc, ide spać.
– Dobranoc- odpowiedzieli chłopcy.
– Ron, ty naprawdę chciałbyś ożenić się z Hermioną?- zapytałam.
– Przecież…eee…no…
– A nieważne. Dobranoc- zniknęłam za drzwimi dormutorium. Hermiona już spała. Przebrałam sę i położyłam do łóżka. Musiałam wszystko przemyśleć. Długo nie mogłam zasnąć. Sen zmożył mnie dopiero około czwartej rano.


Sobota, weekend, odpoczynek i nic więcej

Przez sen usłyszałam:
– Emma wstawaj! EMMA!
– No co?- powiedziałam sennie. Próbowałam otworzyć oczy, ale słońce zbyt mocno mnie raziło. Prawie nieprzespana noc, dawała mi się we znaki. Kiedy przyzwyczaiłam się do oślepiającego światła, zobaczyłam nad sobą Hermionę.
– Wstawaj!
– Po co? Jeszcze wcześnie…
– Nie marudź, tylko wstawaj!
Chcąc nie chcąc zostałam zwalona z łóżka. Przyjaciółka rzuciła mi ciuchy. Oczy jednak same mi się zamykały.
– Co ty robiłaś w nocy, dziewczyno?!- zapytała.
– Nie mogłam spać- odpowiedziałam i rzuciłam się na łóżko. Zostałam jednak znowu z niego zwalona.
– Ubieraj się. Idziemy.
Naciągnęłam jeansy i założyłam sweter. Był trochę na mnie za duży, ale go lubiłam. Nie chciało mi się czesać, więc przeciągnęłam palcami po włosach. Hermiona zgramoliła mnie na dół. Moje niewyspanie uwidoczniło się poprzez bladość. Bezwładnie usiadłam w moim ulubionym fotelu i zamknęłam oczy. Ciepły sweter spowodował, że o mało nie zasnęłam.
– A wy co wpatrujecie się w nią, jak w obrazek?- usłyszałam gdzieś w oddali głos Hermiony.
– Emma, nie śpij!- ktoś mną szturchnął.
– Co?- otworzyłam pomału oczy.
– Idziemy na śniadanie.
– Tak, tylko wezmę książki.
Chwyciłam dwa opasłe tomy.
– Idziemy?
– Po co ci to?- zapytał któryś z chłopców.
– No idziemy- odpowiedziałam, nie bardzo komunikując. Jednak mroźne powietrze na korytarzach szybko mnie obudziło. Na jednym z korytarzy wyrośli przed nami Draco i Julia i Martin i jakaś gryfonka z piątego roku. Obie pary przeszły dumnie obok nas. Ja jednak nawet nie spojrzałam w tamtą stronę. Chłopcy patrzyli na mnie i Hermione ze zdziwieniem.
– No nie patrzcie się tak…- powiedziałam sennie. Znowu zmożył mnie sen. W wielkiej sali wielkie poruszenie. Dyrektor przypomniał, a raczej ogłosił, że w środę, jesteśmy zwolnieni z popołudniowych lekcji i że o 16.00 mamy wstawić się przed wejściem głównym do zamku. Miały przyjechać te delegacje z Durmstrangu i Beaxbatouns. Dziewczyny zaczęły rozmawiać na temat chłopców z tamtych szkół. Niektóre omawiały strategię podrywu, a jeszcze inne narzekały, że nie mają się w co ubrać. Pomyślałam, że one są straasznie płytkie, ale to straaaaasznie. Ziewnęłam sobie. Chyba musiałam nie wyglądać najlepiej w rozciągniętym swetrze, do tego blada i roztrzepana. Zjadłam wszystko, a raczej nic, bo to „wszystko” ograniczyło się do jednego tosta. Cieszyłam się tylko, że zrobiłam już wszystkie lekcje. Przemęczyłam się wczoraj, ale dzisiaj mam cały dzień na czytanie, a raczej na spanie. Całą czwórką przenieśliśmy się do biblioteki. Usiedliśmy do stolika i wyciągnęliśmy książki. Hermiona i ja zabrałyśmy się za czytanie, a chłopcy zaczęli odrabiać lekcje.
– Ron, chodź poszukamy książek, co?- powiedział Harry, patrząc na niego porozumiewawczo.
– Taak. Idziemyyy…- odrzekł tamten. Wstali i zniknęli za regałem z książkami. Po kilkunastu minutach Hermiona skończyła czytać ostatnią stronę swojej książki.
– Ide poszukać następnej- rzuciła i znikła również. Znowu minęło kilkanaście długich munut i przyjaciółka wpadła czerwona na twarzy. Usiadła obok mnie, ciągle czerwona jak burak.
– A co się stało?- zapytałam.
– Eee…no…niechcący usłyszałam rozmowę Harry’ego i Rona.
– Aha…- niezbyt się tym zainteresowałam- i…?
– No i oni móili o nas…- odpowiedziała i znowu się zarumieniła.
– I…?
– No i…no Harry powiedział coś takiego: „Wiesz, ja jestem głupi, ale rano jak Emma siedziała taka blada w tym fotelu, w tym swetrze, z tymi włosami opadającymi na twarz, to pomyślałem, że ona jest ładna. I mam dylemat. Bo jest Cho.”
– No…i?- chyba nie odtarły do mnie to słowa. Przyjaciółka spjrzła na mnie z niedowierzaniem.
– No i co ty na to?- zapytała.
– Na co?
– No na to co powiedział Harry…
– A co powiedział?
Oczy Hermi zrobiły się jeszcze większe niż dotychczas.
– A co powiedział Ron?- zapytałam.
– No a Ron powiedział, że podobnie pomyślał, ale że (tu znów się zaczerwieniła) ja jestem ładniejsza i wogóle, że on coś do mnie czuje. Szkoda, żę nie słyszałaś całej rozmowy…
– Aha…no…fajnie…- naprawdę nie kontaktowałam. W tym momencie wrócili chłopcy, a Hermiona zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
– Co robicie?- zapytał Ron, uśmiechając się blado.
– A czytamy sobie- odrzekła wesoło Hermiona.
– Aha. To my sobie lekcje zrobimy, co Harry?
– Tak.
Oni się chyba zaczęli krępować w naszym towarzystwie. Hermiona chyba też. Ja tylko traktowałam ich tak, jak dawniej. Przestałam jednak o tym myśleć i zajęłam się książką. Niestety nie na długo, bo wkrótce na niej zasnęłam.
– Emma obudź się. Idziemy do dormitorium- krzyknęła mi nad uchem Hermiona i pociągnęłam mnie za szatę. Przetransportowała mnie do dormitorium i położyła na swoim łózku. Zanim się obejrzałam już spałam. Śniło mi się kilka snów. Najpierw mugolska szkoła, dokładniej jedna z nauczycielek. Potem skrzydlate, czarne jak smoła konie. Potem znowu Ahmed i Argo. Następnie moi przyjaciele i na końcu… Voldemort. To był prawdziwy maraton snów. Obudziłam się oblana zimnym potem. Serce biło co najmniej dziesięć razy szybciej. Przebrałam się jednak i nerwowo zaczęłam rozczesywać włosy. W jednej chwili wpadła Hermiona, wyciągnęła coś ze swojego kufra, rzuciła, że jest obiad i zniknęła. Bez pośpiechu szłam sobie do Wielkiej Sali. Usiadłam naprzeciwko chłopców. Ziewnełam sobie. Wcale nie miałam ochoty jeść.
– A gdzie Hermiona?- zapytał Ron.
– Nie wiem…
– To nie była z tobą?
– Wpadła do dormitorium, pogrzebała w kufrze i znikła.
– Idziemy- Ron wstał i wybieg przed wielką salę. powoli szłam za nim. Słyszałam jego krzyk. Potem, potem… wyglądaliśmy przez okno na błonia. Hermiona i ten wstręty Mafloy tam byli. Nie no co to ma być… Ja tego wogóle nie rozumiem. Przecież się pokłócili. Wróciliśmy do pokoju wspólnego. Hermiona pojawiła się tam kilka minut później.
-No co?-zapytała.
-Całowaliście się -powiedział Ron.
-Nie.
-Naprawdę?
-No naprawdę Ron.
-A Pogodziłas się ?
-Tak…
-Z Nim?
-Yhy…
-Musiałaś??
-Chciałam.
-Co?
-CHciałam udowodnić, ze nie kzady Malfoy jest głupi- „Z tym się nie zgadzam. Każdy, każdy Malfoy bez wyjątku jest idiotą.”- pomyślałam.
-Więc ty ciągle coś do niego… ?
-Niee, Ron zrozum ja go nie kocham. Nie kocham też zadnego innego chłopaka, bo uwazam, że to głupota. Będe mu pomagała w naucze, to wszystko.
-Żadnegoo? -zdziwiłam się. Hermiona się nawraca. WOW!
-A kogo?? -zapytał od razy Harry.
-Nie twoja sprawa!!-powiedziała.
-Oj nie wstydź się… powiec-dręczył ją.
-NIE POWIEM!!
-A wiec jest ktoś tak??
-Nie potwierdzam i nie zaprzeczam-powiedziała.
-Zanmy go?-wyrwał się Ron.
-Zna…-zaczęłam, ale przyjaciółka zgromiła mnie wzrokiem-Znają się z mugolskiej szkoły.
Zdążyłam nadrobić. Chciałam, chciałam to powiedzieć, żeby Hermiona przestałą się zachowywać, jak ta banda idiotek w naszej mugolskiej szkole. Titaj jest zresztą tak samo. Dziewczyna bez słowa wyszła, zostawiając nas samych.
– Kto to jest?- maltretował mnie Ron- w kim zakochana jest Hermiona?
– Ron, czy ty siebie nie słyszysz? Co się z wami dzieje wogóle? Co się stało z naszą przyjaźnią? Gdzie ona się podziała? Teraz są tylko jakieś głupie miłostki, które wszystko psują! Gdzie jest dawny Ron, gdzie dawna Hermina? Dlaczego nie może być tak jak dawniej?!- spojrzałam bezradnie na miny moich przyjaciół. Rzeczywistość, którą im przedstawiłam chyba na nich trochę podziałała.
– Ja mam tego wszystkiego dosyć!
Chwiciłam za pergamin i pióro. Zaczęłam pisać list do mojej mugolskiej kolezanki. Mam gdzieś to, że ona myśli, że mieszkam teraz w Londynie. Istotnie tak jest, ale dziewczyna na pewno nie spodziewa się sowy, która wpadnie do jej domu. Kiedy byłam w połowie do pokoju wspólnego wpadła Hermiona. O czymś tam zaczęli rozmawiać, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Pisanie przerwał mi jednak Ron.
– Emmo, idziesz ze mną?
– Co? Aha, no, ide.
Wstałam i wyszłam za Ronem na korytarz. Szliśmy w milczeniu.
– Emma…
– Naprawdę mam tego wszystkiego dosyć! Co się z wami dzieje?! Co to ma być wogóle…- wybuchłam, zanim przyjaciel cokolwiek powiedział.
– No sam nie wiem. Jakoś tak wyszło.
– Przecież to głupota! Idiotyzm! Gdzie w tym cokowiek inteligentnego?!
Żadne z nas nie odezwało sie już więcej. Założyliśmy Apaczowi obrożę i pochodziliśmy po błoniach. Potem wróciliśmy na kolację. Hermiona i Ron pokłócili się o tego niby chłopaka z mugolskiej szkoły. No a potem Hermiona chciała mnie zabić, waląc we mnie poduszkami w dormitorium. A potem to rozmawiałyśmy i poszłyszmy spać.


Niedziela… wszystko, albo nic

Ocknęłam się dziwnie rozdrażniona. Wszystko mnie denerwowało, ale starałam się opanować. Trzymałam emocje na uwiezi, tak, żeby czasem nie wydrzeć się na kogoś. Hermiona dostała list od Dracona, a raczej listy, bo drugi podała mi. Koperta wypisana była schludnym, prostym pismem, a nadawcą był Martin. Porwałam go na oczach dziewczyn, nawet go nie otwierając. Kiedy zeszliśmy do pokoju wspólnego wrzuciłam kawałki koperty do ognia, nie zastanawiając sie nawet, co tam było napisane. Najdziwniejsze było to, że Harry i Ron jeszcze nie wstali. Z reguły, to oni zawsze na nas czekali. Usiadłyśmy z Hermi na fotelach. Wyciągnęłam książkę i zaczęłam ją sobie czytać. Przyjaciółka siedziała, wpatrując się bezsensownie w ogień.
Chłopcy zgramolili się wkrótce z góry. Obaj mieli rozczochrane włosy. Harry był bledszy niż zawsze, a Ron, Ron po prostu spał. Sciągnęliśmy ich do Wielkiej Sali. Usadowiliśmy ich i zajęłyśmy się jedzeniem. Znowu nie miałam ochoty jeść. Hermiona zaczęła swoją śpiewkę o skrzatach.
– Emmo, skoro już skrzaty to zrobiły, to mogłabyś chociaż to zjeść.
– Kiedy ja nie jestem głodna. Nie będę sobie przecież tego wciskała, co?
– Wogóle, powinno się płacić skrzatom za pracę. Dlaczego one miałyby robić za darmo?
– Bo one to kochają, rozumiesz?- odezwał się Ron- One uwielbiają pracować. To jest jak hobby.
– To nie jest hobby. One są po prostu niedouczone. A my powinnyśmy im to uświadomić.
– Czy ty naprawdę nie masz większych problemów?- zapytał Ron. Wiedziałam, że zaczyna się kłótnia.
– To jest poważny problem, Ron.
– Poważny problem…pff…Twoimi poważnymi problemami są: albo Malfoy, albo te głupie skrzaty. Och, przepraszam Malfoy to nie problem, to miłość- powiedział jadowicie przyjaciel.
– To nie jest żadna miłość! Rozumiesz?! Z Draconem łączy mnie tylko nauka!!- wykrzyczała Hermiona.
– Nauka…dobre. A od kiedy on się tak uczy, co?- dodał złośliwie, ale Hermiona nie zdążyła odpowiedzieć.
– DOSYĆ!-krzyknęłam- Naprawdę jest się o co kłócić?
– Je…-zaczęła Hermiona
– Cisza! Koniec tematu.
Wszyscy pogrążyli się w ciszy. Miałam ochote naprawdę się na nich wydrzeć, ale jakoś dawałam sobie radę utrzymywać mój temperament na uwięzi. Walczyłam sama ze sobą. Hermiona i Ron odsunęli się od siebie, na znak, że są skłóceni. Łypali na siebie złowrogo znad swoich talerzy. „Dzieciaki.”- pomyśałam, ale nie przewidziałam tego, że ja także się dzisiaj pokłóce. Z Harry’m… i to o czystą głupotę. Przyjaciel, tak jak ja był dzisiaj jakiś poddenerwowany. Po śniadaniu wróciliśmy się do pokoju wspólnego. Ron i Hermiona nie odzywali się do siebie. Usiedli jak najdalej od siebie mogli.
– Emmo, sprawdzisz mi wypracowanie z zaklęć?- zapytał Harry, podając mi pergamin. Zaczęłam czytać i poprawiać zdania, które wręcz wydawały mi się śmieszne. Np:”Zaklęcie przywołujące może przywoływać również osoby”, a przecież profesor wyraźnie mówił, że tak nie jest. Poskreślałam te kilkanaście zdań, poprawiła błędy ortograficzne i składniowe i oddałam mu.
Po chwili usłyszałam jego obrażony i wściekły głos.
– Uważam, że to zdanie było dobre i to też…i to…-zaczął mi pokazywac. Robił to taki tonem, że nie wytrzymałam.
– SKORO UWAŻASZ, ŻE WSZYSTKO NAPISAŁEŚ DOBRZE, TO PO CO DAŁEŚ MI TO DO SPRAWDZENIA ?!
– JAK TO PO CO?!! ZAWSZE MI TO SPRAWDZASZ!! A TERAZ SĄDZE, ŻE WCALE TO NIE BYŁO POTRZEBNE!! PO CO JA WOGÓLE CI MARUDZE!! PRZECIEŻ TY MI ŁASKĘ ROBISZ, SPRAWDZAJĄC TO!! WOGÓLE…!!
– ŚWIETNIE! ŚWIETNIE! SKORO JESTES TAKI IDEALNY…!!
– NIE TO NIE JA UWAZAM SIEBIE ZA IDEAŁ!! TY SIEBIE UWAŻASZ ZA IDEAŁ! jESTEŚ ZAROZUMIAŁĄ, PERFIDNĄ…!!
– WSPANIALE!! TO MOJA WINA, TAK?! A WIĘC ŻEGNAM! DO WIDZENIA!- Hermiona i Ron patrzyli na nas z trwogą. Nigdy nie widzieli chyba, żeby któreś z nas tak krzyczło. A szczególnie Harry. On zawsze był opanowany. To, że oboje byliśmy zdenerwowani, było chyba związane z blizną. Wstałam i wyszłam, wciąż wściekła. Pędziłam korytarzami nie zważając na nic. Chciałam po prostu być sama. Harry naprawdę mnie zdenerował. Co on sobie wyobraża wogóle. Skoro nie chciał, żebym mu to sprawdzała, to nie…Wybiegłam na błonia. Chłodne powietrze przenikało mnie do szpiku kości. Zpomniałam peleryny. Obiecałam sobie, że nie wróce do zamku. Pomyślałam o przeniesieniu się do innej szkoły. Mam dosyć. Nie będzie mi nikt robił łaski. Jestem przecież niezależna. Pobiegła na Polanę Jednorożców. Zaraz przybiegł do mnie Argo. Ahmed ostatnio się zbuntował i nie przychodził do mnie. Widać jaki z niego przyjaciel. Przytuliłam się do białej sierści jednorożca i zaczęłam gładzić jego srebrną, jedwabną grzywę. Było mi tak ciepło i miło. Zrozumiałam, że tylko on jest moim prawdziwym przyjacielem. Zostałam naładowana jakby tajemniczą energią i postanowiłam wrócić. Weszłam do pokoju wspólnego i bez słowa usiadłam obok Hermiony. Byłam wściekła na Harry’ego. Po prostu wściekła. starałam się nie odzywać, ograniczjąc się tylko do krótkich i rzeczowych odpowiedzi na zadane mi pytania. Nadchodził czas obiadu.
-Idziemy, co? -zaproponowała Hermiona.
-Tak- odrzekł Harry i znikli za portretem. Wcale nie miałam ochoty siedzieć z Harry’m na obiedzie. Wogóle nie miałam ochoty go widzieć. Strasznie mnie zdenerwował i obiecałam sobie, że nigdy, ale to nigdy się do niego nie odezwe. Ron także nie ruszył się z miejasca. Najwidoczniej sprzeczka z Hermioną jeszcze nie minęła. Przypomniały mi się słowa Hary’ego, że jestem zarozumiała i perfidna i trochę mnie to zabolało. Zrozumiałam bowiem, że on mnie tak naprawdę nie lubi. Stłumiłam w sobie jednak ten ból i pomyślałam: „Mówi się trudno. Przeżyję.” Spojrzałam na zegarek. Hermiona i Harry najwyraźniej kończyli jeść.
– Może jednak pójdziemy na ten obiad?- zapytałam.
– Tak, chodźmy…-odrzekł przyjaciel (tak mi się wydaje). Szliśmy pustymi korytarzami. Reszta szkoły była najwyraźniej w wielkiej sali. Ron próbował coś powiedzieć. Chyba wiedziałam o co mu chodzi.
– Ron nic nie mów. Wiem, że jestem zarozumiała, perfidna, oschła. Ja naprawdę o tym wiem.
– Nie Emmo…
– Ron nie tłumacz się. Słyszałam kiedyś waszą rozmowę w Pokoju Wspólnym, na temat tego jaka jestem drętwa. Jeżeli wam to przeszkadza, to naprawdę poradzę sobie sama.
– No co ty wygadujesz…Emmi.
– Emma…nie Emmi. Tak Ron. Nie oszukasz mnie. Nie jestem taka głupia. Przecież widze, że uwielbiacie wygłupiać się z Hermioną. Może i jestem drętwa, może i jestem nudna, ale taka jestem. Niestety…
Minęliśmy się w drzwiach z Harry’m i Hermioną. Usiadłam sama na drugim końcu stołu, jak najdalej od Rona. Jak najdalej od kogokolwiek. Profesor Dumbledor spojrzał na mnie i uśmiechnął się wesoło. Był trochę zdziwiony, że ja i Ron siedzimy osobno. Jakoś tak wyszło, że wyszliśmy z Ronem razem. Postanowiłam, że pociągne to oszustwo o naszej przyjaźni jeszcze dzisiaj, a jutro ulotnie się z życia tej trójki ludzi. Jeszcze we czwórkę udaliśmy się do biblioteki. Nie siedzieliśmy tam długo.Wróciliśmy do pokoju wspólnego. Usiadłam w fotelu i zaczęłąm czytać książkę. Znowu zdenerwowałam się na Harry’ego, gdy ten perfidnie dał Hermionie do sprawdzenia, sprawdzone przeze mnie wypracowanie. Tego było już za wiele. Nigdy się do nie odezwe. Nigdy… Za bardzo mnie uraził. Przecież on w tym momencie sobie ze mnie kpił. Wypraszam sobie… Może i jestem dumna, ale nie pozwole na takie coś. Nie odezwałam się jednak. Postanowiłam załatwić to inaczej. Czytałam dalej. Po kilku minutach Hermiona używając Zaklęcia Przywołującego wyrwała mi książkę z ręki.
-No co? Oddaj!
-NIe, porozmawiaj z nami trochę.
-Chcę poczytać.
-NIe, chcesz się schowac od Harrego, bo jesteś na niego zła-powiedziała Hermiona.
-No i co z tego.
-No i to z tego, że macie być grzeczni!!
-Ron mozemy pożyczyc szachy? -zapytałam.
-Tak, jasne.
Zaczęłyśmy grać w szachy. Pierwszy raz wygrałam, a za drugim przyjaciółce pomógł Harry. Po dwóch rundkach poszliśmy na kolację.
-To nie sprawiedliwe, Harry nie powinienen był jej pomagać!- powiedziałam jakby do siebie. Obiecałam, że się do niego nie odezwe.
-Emmo, przeciez Hermiona gra gorzej od ciebie, musialem. Poza tym, ty raz wygrałas i ona raz. To chyba w porządku, prawda ?-powiedział spokojnie Harry siadając obok Hermiony. „Tak, tak mów sobie. Ja cie wcale nie słucham!!”- pomyślałam. Złośliwość to moje drugie imię. Podczas kolacji wymyślałyśmy z Hermioną sposoby pozbycia się Julii. Osobiście nic do niej nie mam, ale było zabawnie. Kiedy Wróciliśmy do Pokoju Wspólnego złapałam za pierwszą lepszą książkę i zaczęłam ją czytać. Harry usiadł obok kominka, czekając na Syriusza. Bez najmniejszego słowa, wyszłam do dormitorium. Parvati i Levander malowały pacnokcie, rozmawiając o czymś z ożywieniem.
-Jak Martin? -zapytała tradycyjnie Hermiona.
-A nie narzekam. Zostalismy przyjaciółmi.
– Przyjaciółmi…pf…a to dobre- zaśmiałam się- być przyjaciółką Malfoy’a. Trzeba naprawdę upaść na głowę.
– Emmo, ale on naprawdę jest inny…
– Inny…? Tak jest inny. Jest kompletnym idiotą, tak jak każdy Malfoy.
– Nie mów tak!- zaparła się Levander- Jesteś głupia, jeśli nie widzisz, jaki on jest wspaniały.
– Wspaniały…?! Naprawdę upadłaś na głowę, dziewczyno. I wcale nie jestm głupia. Jestem z pewnością mądrzejsza od ciebie. Przyjaźnić się z kimś takim, jak on…śmieszne. Czy ty myślisz?
– A żebyś wiedziała- poparła przyjaciółkę Patil- Nie wiem jak Martin mógł zakochać sie w kimś takim jak ty… W zarozumiałej, wścibskiej, złośliwej kujonce. Idź lepiej poczytać…to ci dobrze zrobi.
– Masz rację. Wogóle nie powinnam rozmawiać z kimś takim jak ty…To może zmniejszyć mój poziom inteligencji- rzuciłam złośliwie. Przebrałam się w pidżamy i położyłam do łóżka. Dziewczyny wkrótce zakończyły rozmowę i zasnęły. Ja leżałam sobie, myśląc jak zniknąć z życia Harry’ego, Rona i Hermiony. Miałam świetny plan. Zasnęłam bardzo zadowolona siebie.


Poniedziałek…plan wchodzi w życie

Podświadomie zerwałam się z łóżka godzinę wcześniej niż zwykle. Levander siedząc na krześle rzuciła mi obrażone spojrzenie. Chyba nie oczekiwała, że przeprosze ja za wczoraj… Odłożyłam wszystkie, pożyczone od Hermiony książki i pozbierałam wszystkie swoje rzeczy do kufra, żeby nikt przypadniem się na nie nie natknął. Ubrałam się, wzięłam wszystkie podręczniki potrzebne na lekcje oraz pergaminy, różdżkę i pióro i zeszłam na śniadanie. W Wielkiej Sali siedziało zaledwie kilka osób. Zjadłam wszystko najszybciej jak tylko mogłam i popędziłam do biblioteki. Wyciągnęłam książkę do zaklęć i zaczęłam przypominać sobie wszystko o Zaklęciu Odsyłania. Jednym ruchem różdżki przywołałam książkę, a następnie równiutko odesłałam ją spowrotem. Zadowolona z siebie poszłam, a raczej pobiegłam na lekcje dopiero po dzwonku. Moi dawni przyjaciele siedzieli tam gdzie zwykle. Czekało tam na mnie również moje miejsce, ja jednak zajęłam ławkę najbliżej wyjścia. Starałam się ignorować pytające miny trójki siedzącej po drugiej stronie klasy. Aktywnie brałam udział w lekcji. Zademonstrowałam nawet działanie Zaklęcia Odsyłającego, odsyłając poduszkę prosto do pudła, które stało na końcu klasy, za co dostałam 15 punktów. Dzwonek oznajmiający przerwę poderwał mnie z miejsca. Zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, zniknęłam za ścianą korytarza. Wyciągnęłam notatki i przeglądając je chodziłam po szkole, uważając na to, by nie natknać się na któryś z moich dawnych przyajciół. Lekcje mijały. Każdy dwonek działał na mnie jak płachta na byka. Umukałam kilka razy, wprost sprzed nosa Trójki… Podczas obiadu skryłam się w bibliotece. Wciąż dźwigałam wszystkie książki, więc pobiegłam do dormitorium i odłożyłam je. Na obiad zeszłam, kiedy nie było już tam żadnego z gryfonów. Udawało mi się unikać Hermiony, Rona i Harry’ego. Wiedziałam, że tak będzie. Miałam rację, mówiąc o Ronowi o tym, że wiem, że jestem dla nich nudziarą i że tak naprawdę mnie nie lubią. To tylko utwierdziło mnie w tym. Kiedy wracałam, to znaczy szłam po obiedzie nie wiadomo gdzie, usłyszałam zza rogu korytarza głosy.
– …co powiedziała?
– No… właśnie to powiedziała.
– Ron, ale ty jesteś głupi. Dlaczego nie uprzedziłeś nas, że ona podsłuchała naszą rozmowę w pokoju wspólnym?
– No przecież wam powiedziałem.
– Dopiero teraz! Ale z ciebie matoł.
– Tylko nie matoł.
Powoli zaczęłam się wracać. Głosy sprzeczały się ze sobą przez chwilę, a potem kroki zaczęły zbliżać się w moją stronę. Dostałam paraliżu. Zobaczyłam drzwi. Szarpnęłam za klamke- zamknięte. „Alohomora”- zamek póścił. Weszłam do środka. Okazało się, że była to jakaś stara klasa.
– No i gdzie mamy jej teraz szukać?- zapytał głos, tuż pod drzwiami.
– Rozdzielamy się. Hermiona- sprawdzasz wierze i górne piętra. Ron- ty wszystkie skrzydła zamku i dolne piętra, a ja zajme się lochami i błoniami. Okey. Ustalone. Idziemy.
Kroki zaczęły się oddalać. Wybiegłam z pomieszczenia ile sił w nogach. Pobiegłam po pokoju wspólnego. Pamiętałam, że mapa Harry’ego leżała na stole. Miałam szczęście. Ciągle tam była. Chwyciłam za nią i wybiegłam. Uważając na wszelkiego rodzaju kropeczki, pobiegłam do Hagrida. Zdyszana zapukałam.
– Hagrid!! Hagrid!!
Wkrótce w drzwiach ukazał się mój ogromny przyjaciel.
– Cześć Emmo!- przywitał się wesoło.
– Cześć!- wepchnęłam się do środka.
Hagrid poczęstował mnie herbatką i ciasteczkami domowej roboty. Za ciasteczka wolałam się nie brać.
– A gdzie reszta?- zapytał zdziwiony. Zawsze przychodziliśmy razem. Zamyśliłam się. Za oknem zaczął padać deszcz.
– Pokłóciliście się?- zapytał olbrzym, głaszcząc mnie delikatnie po głowie.
– Nie.
– To co się stało?
– Oni nie chcą mnnie znać…Słyszałam ich rozmowę. Uważają mnie za nudziarę… Wogóle oni mnie nie lubią…- łzy zaczęły mi ciec po policzku. Złość na Harry’ego wyparowała. Przestałam panować nad emocjami, tak jak zawsze to robiłam. Rozpłakałam się… Byłam na siebie wściekła, dlatego, że płaczę. Hagrid znowu pogłaskał mnie po głowie.
– Oni cię lubią, Emmo… Może jesteś trochę drętwa, ale oni cię lubią…- powiedział delikatnie Hagrid.
– Nie, wcale nie…- łzy obficie kapały na moją szatę- wcale tak nie jest… Mam tago serdecznie dość. Jedna z łez kapnęła na Mapę Hu


Poniedziałek…plan wchodzi w życie c.d

…cnotów. Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi i głos Harry’ego.
– Proszę Hagridzie nie było mnie tu- powiedziałam i rzuciłam na siebie Zaklęcie Niewidocznosci. Stanęłam w koncie izby.
– Już Harry, już…- krzyknął do niego olbrzymi przyjaciel. Kiedy wpóścił do środka chłopaka nie poznałam go. Stał tam przemoczony do suchej nikti. Z czarnych włosów spływało kilka kropel deszczu. Cienka blizna, odsłoniona teraz zupełnie była bardzo widoczna na bledszej niż zwykle twarzy.
– Nie widziełeś Emmy?- wydyszał chłopak- szukam jej od dwóch godzin. (dwie godziny?)
– Nie…-skłamał- a co sie stało?
– Od rana nas unika, a teraz gdzieś uciekła- powiedział siadajac przy stole. Serce zacząło mi mocniej bić, gdy zobaczyłam, że zostawiłam tam Mapę Hucnotów. Jednak teraz nie mogłam nic zrobić…
– Nie wiem co jej odbiło…Chociaż… usłyszała podobno rozmowę w pokoju wspólnym.
– A o czym była ta rozmowa?- zapytał z ciekawością Hagrid, biorąc do ust jedno ze swoich kamienistych ciasteczek.
– Nie warto o tym mówić…- Harry zerknął na stół i stało się to, czego się obawiałam.
– Moja mapa…! A więc ona tu była!! Gadaj gdzie ona jest!- to było trochę bezczelne.
– Eee…- zająkał się Hagrid.
– No mów!
– Eee… była tu, ale wyszła- uff… Dzięki Hagrid. Uratowałeś mnie.
– Gdzie poszla?!- krzyknął Harry
– Nie wiem… Nie mówiła.
Chłopak wyleciał jak z procy. Zapomniał mapy, a przecież ona mogłaby mu pomóc. Wydałoby się wszystko. Kiedy drzwi się zamknęły. Rzuciłam przeciwzaklęcie i podziękowałam Hagridowi.


Poniedziałek…plan wchodzi w życie c.d.1

– Dzięki Hagrid!- rzuciłam mu się na szyję…No może nie dosłownie.
– Nie ma za co… Ale pamiętaj, więcej dla ciebie nie będę kłamał. I powinnaś porozmawiać z nimi.
– Nie nie powinnam. I nie chcę. Nic mnie już z nimi nie łączy.
– Jak to nie… Wszystko cię z nimi łączy!! Nie widziałaś tego chłopaka?! On teraz szwęda się dla ciebie, przemoczony.
– Nie dla mnie… Dla swego sumienia. Ja nie chę łaski… Nie chcę!- wykrzyczałam i znowu łzy pociekły mi po policzkach. Przestałam kontrolować moje emocje. Wiedziałam…dokładnie wiedziałam. Zawsze tak jest…


Poniedziałek…plan wchodzi w życie c.d.2

– Hagridzie, mogę tu u ciebie posiedzieć?- zapytałam stłumionym głosem.
– Oczywiście.
Zastanowiłam się, czy zrobiłam wszystkie lekcje. Peanalizowałam dokładnie wszystko i stwierdziłam, że lekcje są skończone. Posiedziałam w milczeniu. Zaczęło sie ściemniać. Deszcz lał jak z cebra. W jednej chwili wyleciałam z chatki Hagrida, nie mówiac mu dokąd idę. Biegłam przez siebie. Wkrótce przemoczona do suchej nitki zatrzymałam się gdzieś pod drzewem. Łzy zaczęły łączyś się z kroplami deszczu. Biegłam teraz w kroplach deszczu własnych łez.
– Emma!! EMMA!!- krzyczał ktoś za mną. Nie obejrzałam się jednak i biegłam dalej. Nie patrzyłam już na to, że wszędzie są kałuże, brnęłam przez nie. Nogi ślizgały mi się po błocie. Osoba, która mnie wołała, dorwała mnie wkrótce to Ron.
– Emmo!
Wyrwałam mu się. Łez nie było już widać na mej twarzy.
– NIE CHCĘ WASZEJ ŁASKI!! ROZUMIESZ?! NIE CHCĘ!
– EMMO! PRZESTAŃ!! PRZECIEŻ MY CI ŻADNEJ ŁASKI NIE ROBIMY!!- krzyczał Rudzielec.
– NIE…
– IDZIEMY!!
Przyjaciel zaciągnął mnie do Pokoju Wspólnego, gdzie Harry chory leżał przykryty kocem. Przez całął drogę krzyczałam, żę nie chcę ich łaski. Że tego nie potrzebuje!! Ale… Hermiona siedziała obok niego. Nie sądziłam, że oni będą tak głupi, że będę mnie szukać. Nie mogliby zostawić mnie po prostu w spokoju? Wszystko zawsze się komplikuje. Nic nigdy nie jest po mojej myśli. Nigdy…!! Hermiona rzuciła mi się na szyję:
-Tak jak ty nie pozwoliłas mi opuścic szkoły wtedy tak teraz ja nie wypuszcze cię z tąd. Nie ma mowy. To dziecinne, a my jesteśmy powaznymi ludźmi.
Uśmiechnęłam się słabo. Co innego mogłam zrobić. Poza tym zaczęła mnie boleć głowa, a mokre, przyjegające do ciała ubrania sprawiły, że poczułam zimno. Przyjaciółka zagoniła mnie do dormitorium. Levander i Parvati zdziwione moim wyglądem patrzyły się na mnie.
– Co się stało, Emmo?- zapytala Levander. Chyba zapomniała, żę się pokłóciłyśmy. Nic nie odpowiedziałam. Przebrałam się, okryłam kocami i zaszłam na dół. Hermiona ustąpiła mi miejsca.
– Co tak sobie siedzicie-zapytałam żwawo. Żwawo…no może nie całkiem.
– Emmo…-zaczął Ron.
– NIe, nie przepraszaj mnie…wiem, ja też zrobiłam głupio. Kazdy ma w końcu gorsze dni…- Gorsze… To najgorszy, a zarazem najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Czułam się podle. Zrozumiałam, że jestem zarozumiała i perfidna. Wszystko co mówili przyjaciele nie miało sensu. Uczucia, które mi towarzyszyły nic nie mogło wykorzenić.
– Ale nie powinnyśmy…
– Cicho, koniec… A co z nim?-zapytałam patrząc na śpiaca, niewinną twarz Harrego. To przeze mnie teraz chorował. Nie wybacze tego sobie.
– E… no troche choruje. Wiedziałam, ze tak bedzie… no ale na to się nie umiera-powiedziała Hermiona i usiadła w nogach Harrego. Chłopiec się obudził.
– Co..? -zapytał sennie. Spojrzał błędnym wzrokiem najpierw na Hermionę, potem na Rona i na końcu na mnie. Uśmiechnął się blado. Wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować.
– Emmo…aj… przepraszam. NIe chciałem powiedziec, że jestes perfidna…naprawdę-wydyszał szybko, i po chwili…
– Dobrze, nie martw się. Miałes prawo tak powiedzieć-powiedziałam. On ma się nie martwić…To ja powinnam go przepraszać! Jestem okropna!
– Sluchajcie, nie idziemy dzisiaj na kolację, co? -zapytał, a raczej zachrypiał Ron. Nawet Ron przeze mnie zachorował… Dlaczego…
-Nie…-powiedziałam. Co mogłam teraz zrobić. Nie mogłam cofnać czasu. najgorsze jest to, żę to nie ja chorowałam tylko oni.
– Wiecie, odkryłam czemu się tak kłócimy… -powiedziała Hermiona.
– No nawijaj-chrypał Ron.
– Poprosu za dużo ze sobą przyebywamy. Emma kłóci się z Haryrm, bo z nim najwięcej siedzi, ze mną się nie kłóci, bo jestesmy jak siostry, tak samo ty i Harry. Ale ja ty się klłócimy, bo tewz spędzamy za dużo czasu tylko we dwoje. Powinniśmy zająć się przyjaźnią czwrókową. Ja była przeciez zazdrosna o Harrego…
Twierdzenie Hermiony było trochę zawiłe i Ron chyba nie bardzo to zrozumiał, bo zrobił głupią minę. Dopiero później potwierdził, jakby informacje docierały do niego z opóźnieniem.
Reszte wieczoru spędziłyśmy z Hermioną w dormitorium. Rozmawiałyśmy na temat delegacji, które miały przyjechać we środę i o innych takich bzdetach. Zanim zasnęłyśmy Hermiona powiedziała:
– Nigdy więcej mnie nie unikaj… jesteś najbliższą mi osobą…
Słowa te utkwiły w mojej pamięci. Zrozumiałam, że nasza przyjaźń nie była oszustwem. Była prawdą… Zrozumiałam też, że zrobiłam strasznie głupio dzisiaj. Zasnęłam jednak… Śniły mi się pierwsze dni w Hogwarcie.

Dodaj komentarz