03/05

2 września

Kiedy się obudziłam, słońce wyglądało dopiero zza horyzontu. Zegarek wskazywał godzinę 6.00. Nad błoniami unosiła się jeszcze poranna mgła, a rosa z pewnością nie zdążyła wyparować z powierzchni trawiastego dywanu. Byłam pewna, że Hermiona zabiłaby mnie za tak wczesną pobudkę, dlatego ubrałam jeden z nowych mundurków (stare były już za krótkie i za szerokie), poskromiłam włosy, zabrałam listę rzeczy, które miałam sprawdzić w bibliotece, a którą sporządziłam w zeszłym tygodniu i zeszłam do pustego o tej porze pokoju wspólnego. Bez słowa, bo do kogóż miałabym się odzywać, wyszłam przez dziurę za portretem wyjątkowo niezadowolonej Grubej Damy, wykrzykującej do mnie ze swoich ram, że nie miałam prawa budzić jej tak wcześnie. Nic nie odpowiedziałam, nie chcąc jej bardziej złościć, od razu natomiast skierowałam się w kierunku pachnącej księgami czytelni. Byłam pewna, że pani Pince już nie śpi. I nie pomyliłam się.

Zastałam ją siedzącą przy swoim biurku i zawzięcie coś piszącą. Na moje powitanie odpowiedziała naprawdę szczerym uśmiechem, który sprawił, że poczułam się jak w domu. Nie pytała nawet, czy w czymś mi pomóc. Wiedziała, że uwielbiam zatapiać się między rzędami półek obładowanych księgami najróżniejszego kalibru. Pierwszym działem, jaki wybrałam były MAGICZNE ROŚLINY I ZIOŁA. Chciałam pogłębić moją wiedzę na temat tojadu mocnego, opisanego wyjątkowo pobieżnie w naszym podręczniku, bo wiedziałam, że profesor Sprout lubi, kiedy razem z przyjaciółką przedstawiamy jej kilka dodatkowych informacji dotyczących roślinek. Okazało się to dość trudne, bo nigdzie nie mogłam znaleźć tego zioła. Przeszukałam „Magiczne rośliny, które wyleczą wszystko”, „Urok kwiatowy” (ponad tysiąc stron), kiedy mój żołądek przypomniał mi, że od dziesięciu minut trwa śniadanie.

Dopiero, kiedy brnęłam korytarzami mogłam się przekonać o tym, że zamek rzeczywiście się przebudził. Uczniowie ze wszystkich domów zmierzali do Wielkiej Sali, rozmawiając, śmiejąc się, popychając, tak jakby nic się nie stało, jakby Voldemort nie powrócił. Przyglądając się tym wszystkim ludziom, opadłam na miejsce obok Harry’ego.
– No, jesteś nareszcie! Gdzie byłaś?- zapytał Ron, na co Harry pokazał mu księgę, którą zabrałam ze sobą z biblioteki.
– No tak. Biedna Emma musiała przywitać się ze swoją kochaną biblioteczką- zaczął mnie naśladować Rudzielec, tuląc się do swojego podręcznika transmutacji.
– Naprawdę Ron, zapchaj się tą bułką, bo nie mam ochoty psuć sobie dobrego nastroju- odpowiedziałam, smarując tost dżemem porzeczkowym. Zauważyłam, że mała Lily uważnie się nam przygląda, dlatego uśmiechnęłam się do niej , na co lekko poróżowiała i odwróciła głowę.
– Lily jest naprawdę słodka- Hermiona również patrzyła w jej stronę.
– Tak. Ma oczy prof. Lupina- odpowiedziałam. Ron spojrzał w jej stronę, szukając jakby potwierdzenia moich słów, jednak ona zajęta była rozmową z ciemnowłosą dziewczynką i nie zwracała już na nas uwagi.
– Myślicie, że to naprawdę córka Lupina? Myślałem, że on nie miał żony- powiedział po chwili.
– Może źle myślałeś, Ron- odezwała się siedząca obok niego przyjaciółka.

Dalsze rozmowy przerwał szum sowich skrzydeł, które właśnie wleciały do środka. Piątkowa poczta lądowała po kolei w rękach uczniów. Odwróciłam się i zaczęłam wypatrywać białej plamki, która mogłaby okazać się Nimfą, jednak jedyna biała plamka, niestety, zleciała na ramię Harry’ego, który przyglądał się właśnie Cho, siedzącej pośród innych Krukonów.
– Czekasz na list?- zapytała Hermiona, widząc mój wyraz twarzy.
– Tak. Tydzień temu wysłałam Nimfę z listem do Briana i jeszcze nie wróciła- na te słowa Harry przestał wpatrywać się w Cho i spojrzał na mnie uważnie.
– Myślałem, że nie utrzymujesz kontaktu z tym… z nim.
– Cóż… Ja myślałam, że dałeś sobie na spokój z Cho, ale pozory mylą…- odgryzłam się.
– Spokojnie. Bez małżeńskich kłótni. Chcę w spokoju zjeść śniadanie. Mogę?- zakończyła Hermiona. Na chwilę zrobiło się cicho. Milczenie przerwał jednak Ron:
– Co ty robiłaś Em, że tak wychudłaś? Zamykali ci lodówkę na kłódkę, czy jak?
– Ron, proszę, nie zaczynaj i ty. Mama mnie cały czas z tym męczy. To się po prostu samo zrobiło, ok?
– Samo się nic nie robi, Em- odpowiedziała Hermiona.
– Ty nic nie mów, bo nie wyglądasz lepiej- spojrzałam na nią. Wyładniała, zeszczuplała i w ogóle. Zaczęła wyglądać jak te dziewczyny z okładek, z tym, że jej nie był potrzebny makijaż i te inne bzdetne rzeczy.
– Nie no, ale serio. Ty coś jadłaś w te wakacje?
– Nie Ron, ale ważne, że ty miałeś co włożyć do buzi.
– My cię chętnie wspomożemy, jeżeli twoi rodzice przejęli taktykę Dursley’ów.
– Harry… Koniec tematu- rzuciłam niedojedzony tost na talerz i podniosłam się z miejsca. Odechciało mi się jeść. Zawsze tak reaguje, kiedy ktoś zaczyna mówić, że jestem za chuda.
– Dokąd to?
– Do Grannusa. Zdążę przed pierwszą lekcją.
Chwyciłam za książkę i, nic więcej nie mówiąc, wyszłam na korytarz, gdzie kilkoro pierwszaków zdawało sobie właśnie relacje z pierwszej nocy przespanej w dormitoriach. Ech… Pamiętam to uczucie, kiedy po raz pierwszy położyłam się w moim łóżku z kolumienkami i zasłonkami. Aż żal pomyśleć, że jeszcze tylko dwa lata i będę musiała się z nim pożegnać.

W holu wejściowym przywołałam swoją czarną pelerynę z wyhaftowanymi inicjałami E.G., narzuciłam ją na siebie i wyszłam na zalane słońcem błonia, gdzie przechadzało się właśnie kilka osób. Wśród nich nie zabrakło oczywiście Malfoy’a i jego goryli oraz Martina otoczonego łańcuszkiem dziewcząt. Nie zwracając na nich uwagi, przemknęłam do stajen, gdzie w jednym z boksów stał mój kary, rogaty przyjaciel. Na mój widok ożywił się bardzo i zaczął wesoło rżeć. Czułam, że energia wręcz go rozpiera, dlatego otworzyłam drzwi boksu, pozwalając mu wybiec i zniknąć w Zakazanym Lesie. Nie było mi więc dane zbytnio się nim nacieszyć, wiedziałam jednak, że on tego potrzebuje i, że wróci. Niedługo. Chyba. Odwiedziłam jeszcze Barbariana, dałam mu jabłko i wypuściłam na wybieg. Odkąd Hagrid wyruszył na kolejną wyprawę werbującą, konie stały w boksach, bo Edd, którego prof. Dumbledor zatrudnił do opieki nad nimi, jakoś nie pomyślał o tym, że potrzebują się wyszaleć. Jednym zaklęciem otworzyłam wszystkie boksy równocześnie i pozwoliłam zwierzakom wyprostować nogi.

– Właśnie miałem wypuścić Demona, ale widzę, że ty już to zrobiłaś. Dzięki- usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się na pięcie. O drzewo stał oparty niebieskooki, czarnowłosy Krukon może rok starszy, którego z pewnością nie było mi dane poznać wcześniej.
– Jestem James Gordon. A ty jesteś… Hermiona Granger?- podszedł do mnie.
– Nie, Hermiona to moja przyjaciółka. Nazywam się Emma Garner- uśmiechnęłam się, a on od razu przeniósł wzrok na moją bliznę.
– Miło mi- podał mi rękę.
– Demon to twój koń?- zapytałam po chwili milczenia.
– Tak. Właściwie to nie koń, ale krzyżówka mugolskiego rumaka z karym jednorożcem- odpowiedział, spoglądając jednocześnie w stronę padoku. W chwilę potem rozległ się dzwonek oznajmiający początek pierwszej lekcji.
– Cóż. Muszę iść. Miło było cię poznać, James- pożegnałam się grzecznie i ruszyłam w stronę zamku. Po kilku zaledwie stopach przypomniało mi się, że nie zamknęłam boksów, dlatego zrobiłam to jednym zaklęciem i ruszyłam dalej.

Pierwszą lekcją była Transmutacja. Prof. McGonagall podsumowała krótko wyniki SUMów i opowiedziała o tym, co czeka nas podczas Owumetów. Podkreślała przy tym, że, jeśli ktoś myśli o dobrej karierze (co jest właściwie dobrą karierą?) powinien je zaliczyć i to jak najlepiej. Dalszą część lekcji powtarzaliśmy w praktyce to, czego nauczyliśmy się w poprzednich latach. Zaczęliśmy od naprawdę małych rzeczy, które przerabia się w pierwszej klasie.
– Nigdy mi nie wychodziło z tymi żukami- mamrotał Harry, kiedy po raz kolejny jego przetransmutowany z żuka guzik posiadał małe odnóża kroczne.
– To proste. Musisz sobie dobrze wyobrazić taki guzik- odpowiedziałam i jednym ruchem różdżki zamieniłam mojego żuczka w czarny guzik od płaszcza. Spojrzałam w stronę Hermiony, która dawała instrukcje niezadowolonemu (z siebie) Ronowi. Potem przeniosłam wzrok na Harry’ego, który przyglądał mi się uważnie.
– Wyobraźnia to podstawa. Nie tylko w transmutacji. Żeby być dobrym aurorem, trzeba z niej korzystać, Harry- dodałam na zachętę. On uśmiechnął się tylko i, wiecie co? Nie miał więcej problemów z guzikami i żukami.

***

– Myślałem, że gorzej niż w piątej klasie być nie może, ale teraz wiem, że się myliłem. Teraz to jest koszmar! Ciągle gadają o Owumetach- Ron użalał się nakładając na swój talerz ogromną porcję ziemniaków i sosu z kawałkami kurczaka.
– Chyba nie myślałeś, że będzie łatwo- odpowiedziała Hermiona.
– Nie myślałem, ale mogliby nas tak nie straszyć. To dopiero w przyszłym roku.
– To JUŻ w przyszłym roku. Czy do ciebie nie dociera Ron, że zostały nam tylko dwa lata w Hogwarcie?- dodałam.
– Myśleliście już jak będzie wyglądało wasze życie po Hogwarcie?- postawił pytanie Harry.
– Ja mam zamiar zostać świetną uzdrowicielką. Będę mieszkała w niewielkim domku. Założę rodzinę- odpowiedziała przyjaciółka.
– A ty, Em?- zwrócił się do mnie.
– Hmm… Auror. Nie widzę innej drogi.
– Ja też będę aurorem- wtrącił Ron.
– Jeśli nie zaczniesz się uczyć, to będziesz mógł zaledwie popatrzeć sobie na wizytówkę aurora- pouczyła go przyjaciółka. Harry się nie odezwał. Przeszukiwał wzrokiem tłum. Ron miał już coś powiedzieć, jednak przerwał mu dzwonek rozpoczynający popołudniowe lekcje.

***

Po skończonych zajęciach i napisaniu zadanego w pierwszym dniu wypracowania (Snape nie przeżyłby, gdyby nie zadał Gryfonom dodatkowej pracy), opadłam na fotel przed kominkiem. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Ron grał razem z Harry’m w szachy, Hermiona natomiast spełniała obowiązki prefekta, pomagając pierwszakom. Przymknęłam oczy. Czułam, jak ciepło ognia palącego się w kominku powoli mnie przenika. Było jeszcze dość jasno, jednak udzialała mi się stopniowa szarość nadchodzącej jesieni.
– Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada- usłyszałam nad sobą głos Nevilla. Rozchyliłam powieki. Stał obok i przyglądał mi się.
– Nie chciałem Ci przeszkadzać. Po prostu…
– W porządku. Usiądź- uśmiechnęłam się.
– Jak wakacje?
– W porządku. Starałam się czymś zająć, żeby nie myśleć o tym, co wydarzyło się pod koniec roku- odpowiedziałam.
– Taak… Ja też zacząłem hodować kilka magicznych ziół. Właściwie to mam już pokaźną kolekcję.
– Słyszałam, że potrzebni są specjaliści od ziół w Św. Mungo.
– Myślałem nad tym i stwierdziłem, że to będzie dla mnie najlepsze zajęcie po skończeniu Hogwartu- spojrzał na mnie. Nie był to już ten sam, pyzaty, roztargniony, zapominalski Neville. Przez wakacje bardzo wydoroślał. Słyszałam przypadkiem, jak jakieś dziewczyny z klasy Ginny mówiły o nim. Nie były to jednak szyderstwa. One zauważyły w nim przystojnego chłopaka. Uśmiechnęłam się do siebie. Wszyscy tak bardzo się zmieniali. Czy ja też się zmieniłam?
– Wiesz. Chyba pójdę już spać. Jestem wykończona.
– Ja właściwie też- odpowiedział.
– Dobranoc Neville.
– Dobranoc Emmo.

Weszłam po spiralnych schodach do dormitorium. Nikogo jeszcze tam nie było, dlatego spokojnie mogłam zająć łazienkę. Potem przesłoniłam zasłony i zaczęłam czytać jedną z książek. Wytrzymałam jednak pół godziny. Zasnęłam szybko. Bez problemów.

Dodaj komentarz