Zmęczona…

     Padłam na kolana i otworzyłam kufer. Było tam wszystko: szalki do odważania składników eliksirów, kociołek, jakieś stare wypracowania, napisane drżącą ręką późną nocą w bibliotece, komplety szat z moimi inicjałami i godłem Gryffindoru, kilka piór… Wszystko przesączone tym miejscem, ze śladami przygód, jakie tutaj przeżyłam. Wyciągnęłam szalik w barwach Gryffindoru i owinęłam się nim. Poczułam się tak, jakbym znowu przemykała zimą przez błonia w stronę szklarni na Zielarstwo z prof. Sprout. Uśmiechnęłam się do siebie i przewaliłam stertę mugolskich ciuchów, żeby na dnie znaleźć złożony, spory kawałek pergaminu. Wyciągnęłam go i obejrzałam z obu stron, aż w końcu dotarło do mnie, że to Mapa Huncwotów. Wyciągnęłam różdżkę, dotknęłam nią mapy i powiedziałam:
– Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego!
     Po chwili na pergaminie pojawiły się słowa, składające się ze złotych liter: „Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić MAPĘ HUNCWOTÓW. Następnie zarysowały się sale i korytarze, magiczne przejścia i ukryte komnaty, gabinety profesorów, pokoje wspólne poszczególnych domów i dormitoria. Czerwony punkt opatrzony podpisem „Corveusz Switch” kręcił się po dormitorium dwa piętra niżej, Ron siedział już w pokoju wspólnym Wieży Wschodniej, a Hermiona… Hermiona urzędowała w bibliotece. W zamku była oczywiście prof. McGonagall, stary woźny Filch i… Arabella Filch, ktokolwiek to był.
-Koniec psot- mruknęłam, kolejny raz przykładając różdżkę do mapy. W jednym momencie wszystko się rozmyło.
     Byłam ciekawa, co Hermiona robi w bibliotece właśnie teraz, dlatego szybko się umyłam, podkreśliłam oczy eyelinerem i tuszem, a zaklęciem sprawiłam, że włosy lekko się pofalowały i podpięły z jednej strony. Założyłam spódniczkę i przylegający do ciała sweter, na to bordową szatę z moimi inicjałami, chwyciłam za różdżkę i byłam gotowa do wyjścia. Zbiegłam po spiralnych schodach na dół, gdzie przed kominkiem rozsiadł się Czarny i Ronem.
– Hermiona mi gdzieś zniknęła- na mój widok podniósł się Ron, a Czarny odwrócił się i spojrzał na mnie uważnie.
– Zaraz ją znajdę. Daleko na pewno nie poszła- zamyśliłam się i wyszłam. Przemykałam korytarzami, myśląc o wszystkim i o niczym. Co i rusz wracała do mnie myśl o tym, co jutro powiem podczas przesłuchania. Kiedy dotarłam do biblioteki, znalazłam przyjaciółkę w miejscu przy oknie, które zawsze zajmowałyśmy jeszcze za czasów szkolnych. Była pogrążona w lekturze jakiegoś opasłego tomu, o okładce nie bardzo mi znanej.
– Tak myślałam, że cię tu znajdę – uśmiechnęłam się- Co porabiasz?
Zamknęła szybko książkę i schowała ją do torby razem z pergaminami, które leżały na stole. To było dziwne. Zupełnie nie w stylu Hermiony. Tak, jakby coś przede mną ukrywała. Podniosła się z miejsca i chwyciła mnie pod ramię, mówiąc:
– Nic tak ważnego, jak spacer z najlepszą przyjaciółką – wypchnęła mnie z biblioteki, uśmiechając się trochę niepewnie.
     Zaniepokoiłam się. To nie myło normalne. Od takiego zachowania zawsze zaczynały się kłopoty. Chciałam zapytać, o co chodzi, ale wpadłyśmy na Rona.
– Znalazłaś ją! Hermiono, gdzie byłaaaś? – jęknął z wyrzutem.
– No jak to gdzie? W bibliotece, oczywiście!- odpowiedziałam, żeby Rudzielec nie wyczuł, że coś jest nie tak.
– Idziemy z Czarnym do Trzech Mioteł na drinka, idziecie  z nami? – zaproponował. Rozpromieniłam się. Spędzenie wieczoru w obecności Czarnego bardzo mi odpowiadało.
     Mogłam nacieszyć nim oczy i lepiej poznać, oczywiście. Było w nim coś… intrygującego, czego miałam ochotę się dowiedzieć. Zgodnie z potrzebą Hermiony, ruszyliśmy w stronę Wschodniej Wieży, żeby się przebrała. Obecność Rona była mi bardzo nie na rękę, bo nie mogłam szczerze pogadać z Hermi, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Miałam nadzieję, że do jutra nie palnie jakiejś głupoty.
     Po godzinie W KOŃCU znaleźliśmy się w Trzech Miotłach. Było tam mnóstwo czarownic i czarodziejów, jak zawsze. Rozmawiali o sprawach, o których w związku z moją ponad półroczną nieobecnością, w ogóle nie miałam pojęcia, dlatego starałam się wybrnąć z twarzą, jeżeli ktoś mnie zagadnął. Gdy podeszliśmy do baru, żeby zamówić coś mocniejszego, dwóch czarodziejów pogratulowało mi udanej akcji i życzyło powodzenia. Było to bardzo miłe z ich strony. Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi. Nie miałam w zwyczaju spoufalać się z nieznajomymi. W końcu rozsiedliśmy się przy jednym ze stołów. Między Ronem i Czarnym rozgorzała dyskusja na temat ulepszeń w Ministerstwie, które podobno miały zostać niedługo wprowadzone. Hermiona była jakaś nieobecna. Sączyłam kolorowego drinka, patrząc na tłum. Co chwila ktoś podnosił głos, albo wybuchał śmiechem. Wszyscy bawili się w najlepsze.
– Emma…!- wyrwał mnie z zamyślenia Czarny, rzucając we mnie kulką z papierowej chustki- Wyzywam Cię na pojedynek!
– Jesteś masochistą?- uśmiechnęłam się- Przeżycie tak spektakularnej porażki na oczach tylu ludzi nie należy do przyjemnych.
– Jestem… czym?- wyszczerzył się- Wybacz Emmo, ale w mojej rodzinie nie ma żadnego Mugola i nie wiem, co to znaczy. Poza tym, nie mam zamiaru pojedynkować się z Tobą na różdżki, oczywiście, tylko na to!- wskazał ręką  na automaty do gry.
– Spoko. Na pewno Cię ogram- podniosłam się z krzesła.
– A co, jeśli to ja wygram?-
– Spełnię jedno Twoje życzenie- zażartowałam.
– Zgoda!- rozpromienił się i, nie czekając na moją odpowiedź, poleciał do automatu.
     W tej kwestii rzeczywiście się przeliczyłam. Był świetny w te klocki. Ledwo za nim nadążałam, ale bawiliśmy się razem genialnie.
– Masz już dość?- zapytał, kiedy kolejny raz przegrałam.
– Dobra, pasuję- skrzywiłam się- mam dość! Gratuluję, Mistrzu!- padłam na  ławkę pod ścianą.
Ukłonił się teatralnie, a następnie usiadł obok mnie.
– Teraz musisz spełnić jedno moje życzenie.
– Dobrze się zastanów, bo to TYLKO jedno życzenie- spojrzałam na niego. Pierwszy raz siedzieliśmy obok siebie tak blisko. Oddałabym wszystko, żeby móc wtedy, choć przez chwilę, umieć czytać w myślach. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. W spuściłam wzrok i podniosłam się.
– Znajdźmy lepiej Rona i Hermionę.
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Jego aura jaśniała teraz jak supernowa.

***

     Tej nocy spałam krótko i niespokojnie. Ułożenie sobie w głowie wszystkiego, co miałam przedstawić Komisji na przesłuchaniu, było trudne i bolesne. Musiałam wygrzebać z najciemniejszych zakamarków pamięci obrazy z Bitwy o Hogwart i kilku innych wydarzeń, poukładać w logiczną całość pościg i wszystkie decyzje, które podjęłam w jego trakcie. Zasnęłam późną nocą, kiedy cały zamek pogrążony był już w głębokim śnie. Słońce było już wysoko na niebie, kiedy zadzwonił budzik. Zerwałam się na równe nogi, jak rażona Crucio. „Spokojnie, Emmo. Tylko spokojnie. Za kilka godzin będzie już po wszystkim”- starałam się opanować, ale żołądek ścisnął mi się jeszcze bardziej. Miałam przygotowaną na tę okazję szatę wyjściową składającą się z długiej, rozkloszowanej malachitowej spódnicy i gorsetowej bluzki  w tym samym kolorze z wąskimi jedwabnymi rękawami i srebrnym haftem na piersiach oraz długiej, czarnej peleryny. Po raz kolejny, spływające na ramiona ciemnokasztanowe włosy, sięgające już pasa, pofalowałam za pomocą zaklęcia i zrobiłam delikatny makijaż, podkreślający oczy. W małą skórzaną torebkę zapakowałam worek z galeonami, błyszczyk (A co! W końcu jestem czarownicą na wydaniu!) i zeszłam na dół.
     Przy stole, który przygotowany był już do śniadania, siedzieli Czarny, Ron i Hermiona. Przewiesiłam pelerynę przez oparcie jedynego wolnego krzesła i usadowiłam się obok Czarnego. Ron wybałuszył oczy.
– Wybierasz się do Ministerstwa, czy na jakiś bal?!- wyszczerzył się Ron.
– Skoro już idę do Ministerstwa, to zapoluję przy okazji na męża- zaśmiałam się i puściłam do niego oczko. Ron spojrzał porozumiewawczo na siedzącego obok mnie chłopaka, tej jednak uśmiechnął się w odpowiedzi.
     Cała Trójka wróciła do konsumpcji zawartości swojego talerza, rozmawiając przy okazji na temat pierwszego słowa Jamesa, o którym radośnie doniosła dzisiaj Ginny. Odpłynęłam na chwilę, ale z zamyślenia wyrwały mnie słowa Rona.
– Tak właściwie, po co tu jesteśmy?
– Mamy urlop  i …
– No właśnie! Nie musimy go marnować, na siedzenie w szkole, Hermiono!
– Nikt cię tu przecież nie trzyma na siłę – wzruszyła ramionami przyjaciółka. Coraz bardziej przestawało mi się to podobać. Spojrzałam badawczo na Hermionę, próbując odczytać z jej oczu, co tak naprawdę się dzieje. Nie było w nich blasku przyszłej Panny Młodej, która wręcz drży ze szczęścia na myśl o weselu. Zobaczyłam tylko pustkę i smutek.  Atmosfera robiła się coraz bardziej śliska.
– A masz już sukienkę? – rzuciłam, żeby przerwać ciszę.
– Ma! – odpowiedział Ron. – I nie chce mi pokazać, bo mówi, że to podobno… przynosi pecha! 
– Naprawdę wierzysz w zabobony ? – podniosłam się i zgarnęłam z oparcia pelerynę.
– Wolę dmuchać na zimne – odparła i również wstała, żeby odprowadzić mnie do wyjścia. Spojrzałam w oczy Czarnego w nadziei, że może on wie chociaż, o co w tym wszystkim chodzi, ale z tych oczu nie byłam wstanie odczytać zupełnie nic. Wyszłam bez słowa. W głowie mnożyło mi się coraz więcej pytań…

***

     Do Ministerstwa Magii dotarłam pół godziny przed rozprawą Śmierciożerców. Po przekroczeniu progu Ministerstwa na mojej szacie pojawiła plakietka: „Emma Garner- Auror”.
     Co chwila ktoś mi się kłaniał, a ja grzecznie odpowiadałam, pomimo, że większość kojarzyłam tylko z widzenia. Zatrzymałam się na chwilę przed fontanną Magicznego Braterstwa. Jak zwykle w wodzie złociły się i srebrzyły Galeony i Knuty. Udało mi się opanować  zdenerwowanie i ruszyłam w kierunku wind. Przesłuchanie miało się odbyć w Departamencie Tajemnic. Na samą myśl o tym zimnym i ponurym miejscu, ciarki przeszły mi po plecach. Kiedy czekałam na windę, za moimi plecami, bezszelestnie musiał stanąć Felix, bo usłyszałam nad uchem jego dobrze znajomy mi głos:
– Emma, cieszę się, że Cię widzę!
– Felix!- uściskałam go. Był to członek ekipy, z którą miałam przyjemność pracować. Był wysoki i zwinny, miał ciemnobrązowe włosy i złocistomiodowe oczy. Trzeba przyznać, że ma miłą aparycję, jednak w moim przypadku czegoś mu brakuje.
– Departament Tajemnic?- zapytał cicho i mrugnął do mnie. Za nami ustawiło się kilka czarownic i czarodziejów.
– Tak- skinęłam głową. Winda zatrzymała się, a przemiły czarodziej obsługujący ją otworzył kratę. Pozwoliliśmy wtoczyć się tłumowi, który się za nami ustawił, a sami stanęliśmy na brzegu.
– Państwo na które piętro?
– Departament Tajemnic- odpowiedziałam, a tłum zaczął mi się przyglądać z zaciekawieniem. Widząc to, Felix uśmiechnął się do mnie, a ja przewróciłam tylko oczami. Podróż nie trwała długo. Chwilę potem znaleźliśmy się w zimnym i wilgotnym korytarzu, do złudzenia przypominającym lochy za czasów Snape’a.
     Przywitała nas jakaś gruba czarownica w bordowych szatach z wielkim kamieniem na szyi i skierowała do sali, gdzie na środku stał drewniany stół i krzesła i nic poza tym. Siedziało tam już w milczeniu kilku świadków. Poinformowała mnie i Felixa, że nie możemy rozmawiać na temat oskarżonych, a jeżeli przyjdzie nam na to ochota, czarodzieje w komnacie obok, gdzie zaraz zacznie się przesłuchanie, natychmiast będą o tym wiedzieć i wyciągną odpowiednie konsekwencje.  Nikt jednak nie wykazywał chęci do rozmowy. Mój żołądek zawinął się z mały precelek, dając mi znać o swoim istnieniu. Żałowałam, że nie przygotowałam sobie przed przybyciem Eliksiru Spokoju.
     Siedzieliśmy tam dobre pół godziny, kiedy w końcu mnie wywołano. Szczęśliwie byłam pierwsza, bo szczerze mówiąc, dłużej bym tam nie wytrzymała. Zostałam wprowadzona do jasnej komnaty z licznymi podwyższeniami, na których siedzieli członkowie Wizengamotu, przez tą samą Czarownicę ubraną w burgund i posadzona vis a vi Ministra Magii. Na dole, niczym w Rzymskim Koloseum do drewnianych, mocnych krzeseł przykuta była piątka Śmierciożerców, w tym Martin. Po obu stronach każdego z nich stało dwóch aurorów, w tym: Tom, Daniel i Margot, których znałam osobiście. Twarz starszego Malfoy’a była zupełnie bez wyrazu. Nie było tam nic: ani strachu, smutku, złości, a nawet cierpienia. Jasne włosy opadały mu na twarz. Patrzył w ziemię. Kiedy usiadłam na swoim miejscu, podniósł swoje zielone oczy i spojrzał na mnie. Poczułam smutek, który po chwili zastąpiła złość.
– Jako pierwsza, kilka słów na temat Martina Malfoy’a opowie nam panna Emma Garner. Nasz nowy nabytek. Najwybitniejsza czarownica wśród młodych aurorów- Kingsley uśmiechnął się sztywno, próbując najwyraźniej rozładować atmosferę- Sama, kierując czteroosobowym zespołem, wytropiła i złapała tego oto Śmierciożerca.
     Kątem oka zauważyłam, że na Sali siedział nie kto inny, jak sam Lucjusz Malfoy i jego żona Narcyza. Co on do licha, robi wśród „widowni”?! On sam, bardziej niż ktoś inny, powinien siedzieć tam na dole, przykuty razem z innymi. Dziwiło mnie, z jakim spokojem patrzył na swojego syna, którego czekał marny los w Azkabanie. Miał już nigdy nie zobaczyć światła, nigdy nie cieszyć się życiem, nie poznać uczucia miłości, czy przyjaźni. Zaczęto zasypywać mnie pytaniami dotyczącymi samej bitwy, jak i moich wcześniejszych doświadczeń z Paniczem, jeszcze w czasach szkolnych. Starałam się odpowiadać składnie, podkreślając najważniejsze, moim zdaniem, informacje. Mój głos odbijał się echem od ścian. Pomimo tego, że cała trzęsłam się w środku, mówiłam spokojnie. W końcu, po jednej z moich wypowiedzi, zapadła cisza.
– Wygląda na to, Panno Garner, że pula pytań się wyczerpała- Kingsley nerwowo poprawił krawat i zapisał coś na pergaminie.
– Czy mogę zadać jedno pytanie, Panie Ministrze? – spojrzałam na niego.
– Oczywiście, Panno Garner. Śmiało.
– Nie rozumiem, czym różni się Lucjusz Malfoy, siedzący na widowni, od tych tutaj Oskarżonych- stwierdziłam bardziej niż zapytałam- On jako pierwszy, zjawił się na polecenie Czarnego Pana.
     Na sali rozległ się szmer, a wszystkie, siedzące do tej pory spokojnie głowy, zaczęły nerwowo się rozglądać. Mglista aura Lucjusza Malfoy’a wyraźnie przybrała na intensywności. Miała kolor zielono- brązowego błota. Szykował się do użycia jakiegoś zaklęcia.
– Zatrzymać go!- krzyknął Minister w momencie, kiedy wyciągnęłam różdżkę i krótkim: „Expelliarmus!” pozbawiłam Lucjusza Malfoy’a jego własnej. W komnacie zrobiło się zamieszanie, ale w końcu dwóch aurorów powaliło go na ziemię, pojmało i wyprowadziło, wyrywającego się i syczącego: „Pożałujesz tego, Szlamo!”. Zostałam poproszona na stronę, gdzie przed Ministrem i głównymi członkami Wizengamotu przedstawiłam zarzuty, jakimi mogłam obarczyć Lucjusza, podając osoby, które mogą potwierdzić moją wersję wydarzeń. Niestety, musiałam wkręcić w to wszystko Harry’ego i Hermionę  a także kilka innych osób. Wszystko zostało skrupulatnie zapisane i w końcu byłam wolna.
     Kiedy wydostałam się z tego wstrętnego lochu, jedyne o czym marzyłam, to gorąca kąpiel i ciepłe łóżko. W atrium natknęłam się na pana Weasley’a, który, jak tylko mnie zobaczył, ruszył w moją stronę, prawdopodobnie, żeby mnie wyściskać i wypytać się o Rona i Hermionę, ale rzuciłam tylko krótkie: „Dzień dobry” i wkroczyłam do kominka, którym przedostałam się do Trzech Mioteł. Tam, niestety, dobił mnie widok Rona, pociągającego siarczyście z kielicha razem z jakimś, na szczęście, sympatycznym kolegą. To nie wyglądało za dobrze. Wymknęłam się tak, żeby mnie nie zauważył i przecisnęłam wąskimi uliczkami wioski na drogę prowadzącą do Hogwartu. Naciągnęłam kaptur od peleryny, chcąc odciąć się na chwilę od świata. Szlam, patrząc w dół, z ogromnym uczuciem przytłoczenia. Zatrzymałam się w połowie drogi na czymś, a raczej na kimś i to kimś, od którego biło przyjemne ciepło. Podniosłam głowę.
– Wpadłaś prosto w moje ramiona- Czarny próbował mnie rozchmurzyć, widząc, że minę mam nie tęgą- Było aż tak źle?
– Męcząco- odpowiedziałam i poprawiłam pelerynę, która zsunęła mi się z ramion- Wybierasz się gdzieś?
– Taaak… Ale nie martw się, wrócę- puścił do mnie oczko i uśmiechnął się łobuzersko, a potem zapiął mi pelerynę, jak małej dziewczynce i ruszył przed siebie. Bez słowa ruszyłam w swoją stronę.
     W końcu dotarłam do Wieży Północnej i padłam na kanapę. Leżałam tak dobre dwadzieścia minut zupełnie bez ruchu, jakby każda cząstka mojego ciała potrzebowała odetchnąć. Usłyszałam kroki Hermiony na schodach, a potem jej głos nade mną:
– Wyglądasz naprawdę kiepsko.
– Dzięki- odparłam z przekąsem- mój lepiej co się dzieje.
– A co się ma dziać?- próbowała się bronić.
– Hermiono, widzę, czuję, wiem. Nie oszukasz mnie, choćbyś nie wiem, jak próbowała.
Zawahała się i usiadła naprzeciwko mnie. W milczeniu czekałam na jej ruch…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz