Wieczór Panieński

Kiedy dotarłam do Doranelle było już prawie całkowicie ciemno. Liczyłam, że Lucyfer i Manon nie spędzili tego całego czasu na podziwianiu swoich nagich ciał i zrobili to, o co ich prosiłam. Miałam się tego niedługo dowiedzieć.

Zgodnie z moimi przewidywaniami, poparzona skóra dała się ukoić pod wpływem kilku magicznych mikstur. Prawie nie było widać pokrywających jej czerwonych bąbli.

Wypakowałam swoje dzieła na łóżko i delikatnie wzięłam jeden z nich do ręki. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – działało tak, jak chciałam. Opakowałam każdy prezent osobno. Na moim łóżku leżały teraz trzy niewielkie pakunki. Jeden z  nich był dla Jarela i ten schowałam w swojej torebce, przewieszając ją przez ramię. W ostatnim odruchu usiłowałam poprawić kondycję swoich włosów, ale wyglądały jak zwykle – jakby właśnie przetrwały wybuch jakiejś niewielkiej bomby.

Na głównej ulicy Doranelle usłyszałam znajome głosy. Zdecydowanie zbyt znajome.

– Ron? Co wy tu robisz?! – rzuciłam się na szyję rudzielcowi.

– Emma zaprosiła nas na… No wiesz – dokończył nieskładnie Ron.

– Na ślub, no wiem!

– Na ślub? Czyj? – za nim znajdywała się jeszcze jedna postać, której obecności wcześniej nie zauważyłam.

– Swój… – odpowiedziałam powoli, obserwując jak zmienia się wyraz twarzy Corveusza. Powoli zniknął jego szeroki uśmiech i wargi zacisnęły się w wąską kreskę.

– Emma. Bierze. Ślub? – wycedził.

– Tak. I jestem skłonna się założyć, że ciebie tu nie zapraszała…

– Przyjechałem tu jako auror, żeby się upewnić, że nic ci się nie stało. McGonagall zgłosiła zaginięcie, pół departamentu cię szukało… – odpowiedział mi bezbarwnym głosem.

– Gdzie jest Harry?

– Nie mógł przyjechać. Ginny niedługo rodzi… – wyjaśnił Ron. – Gdzie idziesz?

– Na wieczór panieński Emmy…

– Świetnie, pójdziemy z tobą! – ucieszył się Ron i najwyraźniej był gotowy do drogi.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł…

– Dlaczego, chętnie spotkam się z Emmą!

– Ale wątpię, żeby ona chętnie spotkała się z tobą, Corv. Daj spokój.

Widziałam, że Switch ma ochotę się kłócić, jednak w tym samym momencie drzwi tawerny otworzyły się i wyłoniła się stamtąd wysoka, szczupła postać Diabła we własnej osobie.

– Moja bogini, spóźniasz się! – objął mnie ramieniem. – Panowie do nas?

Ron i Corveusz na chwilę zaniemówili. A rzadko się im to zdarza.

– Lucyfer Mornigstar – uścisnął im dłonie. – Miło was poznać, czarodziejowie.

– Kim pan jest? – wydukał Ron.

– Przecież się właśnie przedstawiłem. A pan?

– R-Ron Weasley. Auror.

Corveusz nie brał udziału w tej rozmowie, wlepiając spojrzenie w kogoś, nadchodzącego od trony pałacu.

– Krucza Królowa – zapiał z radości Lucyfer na widok Emmy. Jej długie włosy były lekko pofalowane i jakimś cudem zdołała nie połamać sobie nóg w niebotycznych obcasach.

– Lucyfer! Nie sądziłam, że tu będziesz.

– Nie ma innego miejsca na ziemi, w którym chciałbym teraz być, moja droga. Wydaje się, że szykuje się tutaj niezła awantura – diabeł objął ją ramieniem i przyprowadził do nas. – Panna Młoda we własnej osobie, proszę państwa!

Ron gapił się na Emmę z rozdziawionymi ustami. Corveusz zdjął kaptur, żeby Emma mogła go dostrzec w mroku.

– Moje gratulacje, Em – powiedział takim tonem, że na moment nawet mi zadrżało serce.

– Dziękuję – odpowiedziała Emma chłodno.

– Zaraz się popłaczę. Wchodźcie! – Lucyfer zagarnął nas i popchnął lekko w stronę wejścia. Emma lekko zachwiała się na swoich obcasach, ale ani drgnęła.

Od strony pałacu nadjechał jeździec na koniu. Spod obszernego kaptura wychyliła się blond głowa Dracona.

– Cześć Czarny!

– Witam – uśmiechnął się uroczo Lucyfer. Mogłam przysiąc, że Draco mu się spodobał.

– Cześć, co ty tu robisz? – zdziwił się Corveusz.

– Zabieram cię na imprezę, wsiadaj – wyciągnął do niego rękę. Draco obdarzył jeszcze Emmę przeciągłym spojrzeniem i uśmiechnął się lekko. – No, Garner… Postarałaś się.

– Dzięki – wyszczerzyła się Emma. Chyba wizja oddalającego się Corveusza poprawiła jej nastrój. Czarny chcąc, nie chcąc wsiadł na konia za Draconem i odjechali w stronę Twierdzy.

Ron posyłał mi pytające spojrzenia, nie do końca ogarniając czego właśnie jest świadkiem.

Wnętrze tawerny przeszło szybki remont i podejrzewałam, że czarne pluszowe ściany to robota Lucyfera.

– Dasz radę chodzić w tych butach? – podałam Emmię ramię, żeby mogła zejść po schodach. Ron z niedowierzaniem wpatrywał się w koleżanki Manon, które nie żałowały sobie ani pitnego miodu ani towarzystwa długowłosych wojowników Fae, których ze sobą przywlekły.

– Buty to nie problem. Żebyś widziała, jaką miałam dzisiaj sukienkę. Gorset to narzędzie szatana – mruknęła i sięgnęła po wysoki, wąski kieliszek.

– Wypraszam sobie – Lucyfer nie mógł powstrzymać się od komentarza.

Manon i jej przyjaciółki składały Emmie gratulacje i jakieś elfickie życzenia. Zostawiłam przyjaciółkę na chwilę i wyruszyłam na poszukiwania naprawdę mocnego drinka. Nie byłam pewna, czy jestem w stanie na trzeźwo przetrwać tę noc.

– Coś cię trapi?

– Czy ty się musisz tak zakradać? – wzięłam do ręki jego kieliszek i wypiłam jego zawartość.

– Musisz się trochę rozluźnić, bogini – Lucyfer założył mi kosmyk włosów za ucho i nachylił się w moją stronę. – Powiedz mi, czego pragniesz.

– Ty tak na serio pytasz?

– Bardziej niż myślisz.

– Chciałabym wiedzieć, co jest ze mną nie tak.

– NIe tak? – Diabeł odsunął się, żeby spojrzeć na moją twarz. – Jak nie tak?

– Spójrz na nie – wskazałam brodą na piękne elfki, których perlisty śmiech zawracał w głowach ich towarzyszom. I Ronowi. – To im przychodzi tak łatwo…

– Napij się, bo nie rozumiem – Lucyfer podał mi kolejną pękatą szklankę.

– Żeby na mnie tak ktoś patrzył, muszę być najlepsza. Muszę wiedzieć to, czego nikt inny nie wie. One to mają jak za darmo… A może to moje włosy? –dotknęłam nastroszonej konstrukcji na mojej głowie.

– Z twoimi włosami jest wszystko bardzo w porządku. To z twoją głową jest gorzej… – wlepił spojrzenie w mój kieliszek i po chwili namysłu sam wypił jego zawartość. – Czego chcesz?

Spojrzałam w czarne oczy, których głębia zdawała się nie mieć końca. Lekki, kpiący uśmiech zamarł na ustach diabła. Wspięłam się na palce.

– Jestem zmęczona byciem sobą. Chcę, żeby tacy mężczyźni jak ty, byli na każde moje skinienie, jeśli tylko sobie tego zażyczę.

– No, no, no bogini… Nie masz litości – dotknął dłonią mojego policzka i przesunął palcem po wargach. – Jesteś pewna, że tego chcesz?

– Bardziej niż myślisz – uśmiechnęłam się lekko speszona, bo jego usta były teraz bardzo blisko moich.

– Umowa stoi – nacisnął palcami na moją szczękę, zmuszając mnie do rozchylenia ust i pocałował mnie powoli. Dreszcze przebiegły mi po plecach, ale nie odsunęłam się. Kiedy się odsunął, rozejrzałam się z obawą po lokalu. Nikt nie zwracał na nas uwagi, jakbyśmy byli niewidzialni.

– Hermi, wszędzie cię szukam! Chodź tańczyć! – zawołała Emma. – Tańczysz, Lucy?

– Oczywiście – Diabeł pociągnął nas na parkiet i muszę przyznać, że rzeczywiście, tańczył świetnie. Dużo lepiej niż ja, ale zdawał się ten fakt ignorować, obracając co jakiś czas mną albo Emmą. Po chwili dołączyła do nas Manon, na którą urok Lucyfera działał zdecydowanie najmocniej. Albo to był miód, którego sobie nie odmawiała. Ronald porwał mnie do tańca, popijając coś z butelki.

– Nie wierzę, że Emma się żeni! – przekrzykiwał muzyków.

– Wychodzi za mąż!

– No właśnie! I to nie za Corva! Au!

– Zamknij japę – burknełam gniewnie, bo nie wszystkie elfki na tej imprezie były życzliwie nastawione do tej, która miała dobyć się jutro. Szczególnie jedna z nich, wyglądała na podejrzliwie zaangażowaną w dolewanie alkoholu Emmie.

Lucyfer zasiadł na kanapie i zaprosił mnie do siebie gestem. Przechyliłam się przez bar i chwyciłam jeszcze jedną butelkę. Usiadłam obok niego i poczułam przyjemne dreszcze. Diabeł położył mi dłoń na ramieniu i zsunął z niego suknię. Nachylił się do mojego ucha i zaczął szeptać słowa, które nie miały dla mnie żadnego sensu, ale ciepłe powietrze jego oddechu łaskotało mnie w szyję. Kiedy skończył, pocałował mnie delikatnie za uchem i uśmiechnął się do mnie lubieżnie.

– Mam nadzieję, że jesteś gotowa na to, co do ciebie idzie.

Jeszcze przez chwilę walczyłam z duszącym uczuciem, które ściskało mnie za serce. Czułam, że brakuje mi powietrza i drżą mi dłonie. Lucyfer przyglądał mi się w skupieniu, przygryzając wargę. Patrzył na mnie spod pół-przymkniętych powiek. Czułam jak rosnąca we mnie kula ognia wybuchła i drżenie rąk ustało, mogłam znowu nabrać głęboko powietrza. Wtedy dostrzegłam coś w oczach diabła. Przez ułamek sekundy zauważyłam w nich strach. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. Dosiadła się do nas Manon, która chyba była nieco zazdrosna o uwagę Lucyfera. Obserwowałam jak Emma upija się z Ronem i byłam bardzo ciekawa, jak Ron się jutro będzie tłumaczył z rozmowy z biustem swojej najlepszej przyjaciółki.

Manon właśnie tłumaczyła Lucyferowi, dlaczego elfki są ciekawsze niż reszta ludzkości, a on był bardzo zaangażowanym… słuchaczem.

– Hermiono, jesteś mi potrzebna! A raczej twoje umiejętności transmutacji – zawołała Emma. Podniosłam się z miejsca, a zaraz za mną przywlekli się Lucyfer i Manon, zaciekawieni zamieszaniem.

– Sprawdźmy twoje umiejętności transmutacji – powiedziała Emma wyzywająco. Manon porzuciła objęcia Lucyfera, żeby wpatrywać się teraz na zmianę we mnie i w Emmę. – Spraw, żebym wyglądała jak elfka z długimi, ciemnofioletowymi włosami.

– Dobrze kombinujesz! – pochwaliła ją Manon.

– Ale po co? – zapytałam, bo w ogóle nie mogłam wyobrazić sobie tego widoku. sięgnęłam jednak po różdżkę. Przymknęłam oczy i machnęłam lekko różdżką, skupiając się na obrazie w mojej głowie.

– Do diabła, niezła jesteś! – komentarz Lucyfera dał mi znać, że moje zaklęcie zadziałało. Przede mną stała Emma, którą można było rozpoznać tylko, jeśli się ją dobrze znało. – W życiu bym nie powiedział, że to przyszła Księżna Whitethorn.

– Jesteś mistrzynią Hermiono! – Emma rzuciła mi się na szyję, zadowolona ze swojego nowego wizerunku. – Tej nocy każdy ma prawo być, kim tylko sobie wymarzy – powiedziała, a jej słowa zapadły mi w pamięć. Skierowałam różdżkę na siebie i przymknęłam oczy.

– Lubię takie przebieranki – zamruczał zadowolony Lucyfer. Wyjęłam szklankę z jego dłoni i przejrzałam się w niej.

Długie blond włosy opadały mi na ramiona, moja skóra przybrała blado-żółtawy kolor. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i mrugnęłam do siebie intensywnie niebieskimi oczami. Spomiędzy jasnych pukli wystawały koniuszki spiczastych uszu.

– Tego się nie spodziewałam – uśmiechnęła się Emma.

– Jeszcze Manon, nie możesz wyglądać jak ty – kiwnęłam na nią, żeby podeszła bliżej.

– Jakież życzenia?

– Właśnie, Manon, o czym marzysz? – uśmiechnął się Lucyfer i mrugnął zaczepnie.

– Teraz to ja spełniam marzenia – uciszyłam go i ku mojemu zaskoczeniu, Diabeł posłusznie zamilkł.

– Chcę wyglądać lepiej niż ty – zaśmiała się bezczelnie Manon.

– To będzie trudne – wtrącił Lucyfer, ale umilkł pod gromem mojego spojrzenia.

Włosy Manon skróciły się i skręciły w maleńkie złote loki. Jej złote oczy zostawiłam w spokoju, skupiając się na mocnym makijażu i ubraniu, którego nigdy nie miałaby na sobie żadna szanująca się elfka. Ani wiedźma.

– Leczysz się na własny rachunek – dodałam, żeby nie było nieścisłości. Zerknęłam ponad głowami na Ronalda, który świetnie się bawił w jakąś elfią grę barową i chwytając nasze peleryny, wyszliśmy z tawerny, podążając za Lucyferem.

Klub wybrany przez Lucyfera wyglądał imponująco. Trzymałam się blisko Emmy i Manon, bo nie byłam pewna, czy nie boję się tu zostać sama. Alkohol wydawał się być mocniejszy niż w tawernie, szczególnie, kiedy nalewał go sam diabeł. Emma miała zdecydowanie bardziej odporną głowę, bo tylko się skrzywiła, po wypiciu całej szklanki duszkiem. Rozejrzała się po sali, jak drapieżnik przed polowaniem. Rozsiedliśmy się w strefie dla VIPów, a Manon i jej koleżanki od razu zwabiły stosowną ilość Fae, którzy mieli dotrzymać nam towarzystwa. Emma poprawiła swoje śliwkowe włosy i dumnie potrząsając głową, zagadnęła do jednego z elfów, którzy ją obsiedli ze wszystkich stron.

Nie chcąc być świadkiem czegoś, za co książę Rowan może mnie zdekapitować, wybrałam się na krótkie zwiedzanie lokalu. Było to miejsce, do którego nigdy bym się nie zapuściła. Po pierwsze, dlatego że jeden wieczór w takim miejscu kosztował tyle, co dwa tygodnie życia w Londynie, po drugie – nie pasowałam tutaj zupełnie. To znaczy – Hermiona tutaj nie pasowała. Z zadowoleniem przejrzałam się w wąskim lustrze na ścianie. Hermiony tutaj nie było, zamiast niej patrzyła na mnie blondynka o niebieskich oczach, wcielenie naiwności i braku pojęcia. Zatrzepotałam rzęsami.

– Jak się nazywasz? – za moimi plecami stanął elf tak piękny, że przez moment zatrzymał mi się mózg. Jasne włosy związane miał w niedbały kucyk, a oczu zupełnie nie mogłam dostrzec w mroku klubu.

– He… – zaczęłam, ale w głębi lustra dostrzegłam Emmę i jej zmieniony wygląd. – Lilith – uśmiechnęłam się.

– Wyglądasz pięknie, jak poranek – mężczyzna dopowiedział uśmiechem.

– Tak, jak sama Jutrzenka – Lucyfer położył dłoń na jego ramieniu. – Przykro mi, Tamir, pani jest zajęta.

– Nie wiedziałem, przepraszam – skłonił się chłopak i wycofał rakiem.

– Ej, wcale nie jestem zajęta – uszczypnęłam Lucyfera w ramię, ale ten się tylko roześmiał.

– Nie obniżaj standardów, sama powiedziałaś, że życzysz sobie mężczyzn z najwyższej półki – nachylił się do mojego ucha.

– I on był z takiej półki, że musiałabym tam po drabinie wchodzić! – kłóciłam się, chociaż zapach jego perfum już lekko mnie otumaniał. Kto by pomyślał, że diabeł może być taki charyzmatyczny.

– On? Nie rozśmieszaj mnie – popatrzył mi w oczy. Serce załomotało mi w piersi i czułam, że zapadam się w ciemność jego tęczówek, ale po chwili opanowałam to i uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wysunęłam się spod jego ramienia i ruszyłam na parkiet. Miałam ogromną ochotę zdjąć buty, ale postanowiłam twardo, że prędzej stracę godność niż szpilki. Pozwoliłam ponieść się muzyce i uczucie zmęczenia uleciało. Lucyfer obtańcowywał elfki dookoła mnie. Gdzieś w kolorowym tłumie mignęła mi Emma, podrywająca jakiegoś ślicznego elfa, który ledwo hamował ślinotok.

Ogarnęło mnie zmęczenie i razem z Manon usadowiłyśmy się na kanapie.

– Całowałaś się z kimś? – szturchnęła mnie księżniczka.

– Nie pamiętam – ziewnęłam. Wspomnienie krótkiej chwili w ciemnym korytarzu na zapleczu wolałam zachować dla siebie. – A ty?

– Z jakąś setką różnych facetów!

– Przecież ich tu jest nie więcej jak pięćdziesięciu – rozejrzałam się po klubie, który wypełniony był głownie kobietami.

– Może nie wszyscy byli facetami, w takim razie. O Emma!

– Aelin! – sprostowała ją przyjaciółka, a ja mało się nie zakrztusiłam.

– Oszalałaś?

– Przystojniak mi uciekł, ale na pocieszenie mam to! – dmuchnęła mi w twarz dymem z małego, białego papierosa.

– Co to jest? – zapytałam, próbując złapać oddech.

– Nie narzekuj, pal! – rozkazała, wciskając mi w dłoń śmierdzący przedmiot. Manon dawała sobie z nim radę jak zawodowa palaczka, a ja z każdym oddechem zalewałam się falą kaszlu.

Cokolwiek było w tym papierosie, sprawiło że Manon zafundowała nam najdłuższą opowieść o swoich byłych, jakiej w życiu musiałam wysłuchać.

Kiedy w końcu opanowałam, że dym się wdycha a nie wykasłuje, Emma gdzieś zniknęła. Manon przyglądała mi się nieobecnym wzrokiem. Wyciągnęła papierosa spomiędzy moich palców i zaciągnęła się nim głęboko. Potem przywarła wargami do moich ust i wpuściła w nie obłok białego dymu.

– Wiedziałam, że kiedyś poluzujesz kucyk – mruknęła zadowolona, gryząc moją dolną wargę.

– Co robicie, dziewcz… O proszę, tego nie przewidziałem – Lucyfer przykucnął przy kanapie, przesuwając obie dłonie po naszych kolanach. Muzyka i alkohol kompletnie mnie zamroczyły. Nie miałam siły otworzyć oczu czy zareagować na ciepłe palce, które wędrowały po wnętrzu mojego uda.

– NIe przeszkadzaj, Lucy – zaśmiałam się, dotykając policzka Manon i przytrzymując ją blisko. Poczułam jak palce diabła znikają z mojej nogi, zamiast tego jego dłoń znalazła się w moich włosach. Czułam jak Manon naparła na mnie całym ciałem, podejrzewałam, że pan piekieł postanowił dołączyć do zabawy. Odsunął nas po chwili, żeby usadzić się między nami na kanapie.

– Nie ma mowy, żeby mnie to ominęło – przesunął językiem po mojej szyi i objął Manon ramieniem.

– Jaki ty jesteś atencyjny – burknęłam.

– Jaki ty jesteś piękny – usłyszałam szept Manon, która kompletnie straciła kontrolę nad sobą. Jej dłoń wędrowała po torsie Lucyfera, rozpinając kolejne guziki koszuli.

– Widzisz, dziewczyna wie, co trzeba powiedzieć – diabeł zaśmiał się i pocałował jej usta powoli. Sięgnęłam po szklankę z alkoholem i wypiłam go, obawiając się, że jeśli wróci mi świadomość, może mi zacząć przeszkadzać, że nie mam na sobie sukni, a tylko koronkową halkę i pończochy.

W naszej loży zrobiło się ciemno. Przypomniało mi się też, że akurat nie jestem sobą i Hermiona ma wychodne. Lucyferowi chyba też się to przypomniało, bo popchnął mnie na oparcie kanapy i zamiast pocałować, patrzył mi w oczy.

– Na co czekasz? – wpatrywałam się w ciemność, w której lśniły jego oczy. Przytłumione światło pozwalało mi dostrzec tylko, że się uśmiechał, a na jego policzkach pojawiły się piękne rumieńce podniecenia.

– Aż mnie będziesz błagać – odpowiedział, nabierając głęboko powietrza, bo chyba ręce Manon robiły rozpoznanie terenu.

– Umrzesz czekając – uśmiechnęłam się.

– Jestem nieśmiertelny – szepnął mi do ucha. – Obiecuję, że  nie pożałujesz – kusił. Jego dłoń zsunęła się po moich nagich plecach. Zadrżałam od tego dotyku, czując jak końce moich paznokci rozpalają się ogniem. Zaczynałam odczuwać fizyczny ból, ucisk, którego nie chciałam pokonywać.

– Pocałuj mnie – prawie stykaliśmy się nosami. Patrzyliśmy sobie w oczy wyzywająco.

– Zapomniałaś magicznego słowa, bogini – drażnił się ze mną. Sądząc po pomrukach Manon, nie zapomniał też o niej.

– Natychmiast – uniosłam brwi, uśmiechając się lekko.

– Chcesz tego? Czego pragniesz? – wymruczał. Coś wywróciło mi się w środku.

– Ciebie – zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, jego czarne oczy błysnęły i zniknęły. Wszystko zniknęło, były tylko te gorące usta, które nie pozwalały mi nabrać powietrza.  Nie mogłam się ruszyć, każdy nerw mojego ciała nastawiony był tylko na niego. Myśli w mojej głowie zatrzymały się, a raczej skupiły tylko na jednym. Że lepiej byłoby nie pamiętać tego pocałunku, bo do końca życia będę tęsknić za uczuciem, które mnie opanowało.

– Co się dzieje – wyszeptałam, między jednym namiętnym pocałunkiem, a drugim.

– Lepsza część życia – Lucyfer pocałował mnie jeszcze raz, a potem dostrzegł kogoś ponad moim ramieniem i zaprosił ją do nas.

Emma wylądowała na jego kolanach. Z otwartymi ustami patrzyłam, jak elfie oblicze mojej przyjaciółki zatapia się w takim samym, bezdennym pocałunku. Widziałam, jak jej oczy zasnuwa mgła pożądania, kiedy do jej ust dopadła Manon.

Z zaskoczeniem zauważyłam, że Lucyfer przytrzymuje mnie z dala od Emmy, na tyle mocno, że nie byłam w stanie jej dotknąć, nawet gdyby taki pomysł przyszedł mi do głowy.

Rozsiadłam się wygodniej na kanapie i próbowałam nabrać odpowiednio dużo powietrza, żeby wywietrzały mi z głowy opary narkotyku, który był w papierosach. Emma poderwała się z miejsca i zostawiła rozochoconą Manon Lucyferowi. Chciałam podnieść się i biec za nią, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.

– Może przeniesiemy się do mnie? – zaproponował diabeł. To mnie skutecznie obudziło z amoku.

– Może. Jak będziesz mnie błagał – pocałowałam go delikatnie w kącik ust i gestem zamówiłam kolejny kieliszek whiskey. Lucyfer przechwycił szklankę z trunkiem i przechylił jej zawartość nad moim obojczykiem, żeby spijać sączący się alkohol z mojej skóry. Przymknęłam oczy z rozkoszy. Manon musiała się przesiąść, bo druga para rąk objęła mnie od tyłu i wędrowała po moim brzuchu i udach. Gorące usta diabła nie pozwalały żadnej kropli alkoholu się zmarnować. Wolne miejsce Manon, po drugiej stronie Lucyfera zajęła Emma. Przez chwilę dostrzegłam, że się nad czymś zastanawia, a potem usłyszałam jej szept:

– To już wszystko, co masz do zaoferowania?

Czarne oczy diabła roziskrzyły się z zadowolenia. Całą swoją uwagę skupił na niej. Emma i Lucyfer szeptali coś do siebie, a Manon sprawiała wrażenie, jakby nie mogła tego wytrzymać. Przesiadła się za Emmą i zaczęła rozwiązywać wstążki jej sukienki. To z kolei dało mi chwilę na odzyskanie świadomości. Przez chwilę zastanawiałam się, czy chcę tę świadomość utrzymać i kiedy sięgałam po kieliszek, Emma zerwała się z miejsca, podciągnęła sukienkę i wyszła z loży. Manon wskoczyła na kolana Lucyferowi, a ja wykorzystałam ten moment i podążyłam za przyjaciółką na zewnątrz.

Usiadłam obok przyjaciółki i oparłam się o nią plecami. Impreza ewidentnie się skończyła, chociaż gorące piętna pocałunków diabła paliły mnie jeszcze na skórze.

Manon w porę przypomniała nam, że mamy jeszcze ślub do wzięcia, to znaczy Emma ma, dlatego powoli zaczynałyśmy się zbierać. Byłam już upiornie zmęczona i nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Emma leżała obok mnie na skórzanej kanapie i opierała stopy o krzesło przed nami.

– Nie wierzę, że wychodzę za mąż – zaśmiała się.

– Ja też nie – pokręciłam głową. – Tylu fajnych facetów w koło…

– W sumie racja – podjęła wątek Emma. – Może można się z tego jeszcze wykręcić.

– Mam zorganizować ucieczkę? – zaproponowałam, licząc, że się zgodzi.

– Nieee, nawet lubię tego Romoana, to znaczy Rowana – zachichotała.

– Jesteś pijana i nie wiesz co mówisz – pokręciłam głową. – Ale mogę zorganizować ucieczkę!

– Nieee, to nie ślub mnie martwi tylko…

– Tylko to, co się wydarzy po nim? W sensie, reszta życia?

– Nie, ci wszyscy goście gapiący się na nas. Wolałabym TO zrobić wiesz, w odosobnieniu…

– Co zrobić? Nie mów, że oni wszyscy obserwują noc poślubną! – wykrzyknęłam zaskoczona.

– Nie pij więcej, Hermi. Mówiłam o ceremonii!

Prychnęłam.

– Masz sukienkę?

– Mam – potaknęła Emma, gestem opisując jak ciasną. Zamyśliła się i wzniosła toast do swoich rozważań.

– Powinnyśmy iść, nie?

– Myślisz, że Corveusz zostanie na ślubie?

– A chciałabyś, żeby został?

– No w sumie… Niech patrzy, a co – czknęła i położyła mi głowę na kolanach. – Kazał mi się ogarnąć gdzie indziej…

– Swoją drogą, pamiętasz jak się denerwowałaś przed spotkaniem z jego rodzicami i jakie oni robili napięcie, że nie jesteś godna ich arystokratycznie urodzonego dziedzica?

Emma roześmiała się na to wspomnienie. Państwo Switch zrobili większe zamieszanie na samą myśl, że Corv i Emma byli razem, niż całe królestwo razem wzięte, kiedy dowiedzieli się, że książę żeni się z wiedźmą.

– Teraz będziesz księżniczką?

– Księżną – poprawiła mnie. – Księżna Emma Whitethorn.

– Czy ja też dostanę jakiś tytuł?

– A jak cię tytułować, moja bogini? – Lucyfer stanął nad nami za wezgłowiem kanapy.

– Nie wiem skąd ta bogini się wzięła, ale… – zaczęłam.

– Ale pasuje do ciebie – wyszczerzyła się Emma.

– Bardziej niż myślisz – Lucyfer oparł usta o czubek mojej głowy.

– Lucy, przeszkadzasz nam w poważnej dyskusji – mruknęłam.

– Nie, żebym was wyganiał, ale ktoś tutaj wychodzi za mąż i lepiej, żeby nie wyglądała jak Nieżywa Panna Młoda… – Lucyfer wskazał ręką na Emmę, której makijaż wymknął się spod kontroli. – Możecie skorzystać z mojego apartamentu – wskazał na spiralne schody prowadzące na górę.

– Może innym razem – klepnęłam Emmę w ramię i podniosłyśmy się z miejsca. Przysięgałam w duchu, że to moje ostatnie w życiu spotkanie z obcasami.

Dotarłyśmy do pałacu, gdy na horyzoncie pojawiła się różowa łuna budzącego się słońca. Dawało nam to bardzo mało czasu na sen, dlatego planowałam przyrządzić nam nalewkę z eliksiru słodkiego snu.

W drodze do mojej komnaty spotkałyśmy Draco, który ewidentnie też zastanawiał się, czy jest sens doczołgiwać się do łóżka.

– Cześć Draco – zachichotałam na jego widok.

– Czy my się znamy? – oprzytomniał blondyn. Emma ścisnęła mnie za ramię i posłała mi wymowne spojrzenie. No tak, Hermiona nie była blondynką…

– Widziałam cię wcześniej, ale nie miałam śmiałości się odezwać. Jestem dwórką… – dygnęłam. Ponieważ obejmowałam Emmę w pasie ramieniem, czułam jak drżą jej żebra od powstrzymywania śmiechu. – Do zobaczenia na ślubie – posłałam mu powłóczyste spojrzenie i pociągnęłam za sobą przyszłą Księżną, która dostała ataku głupawki.

– Prawie nas wydałaś! – ryczała ze śmiechu, kiedy wtoczyłyśmy się do pokoju. Rzuciła się na łóżko i skopała ze stóp szpilki.

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz