12/03

Lancja…

Sama w to nie wierzę, ale Mafloy ma siostrę! Pomyślałby kto, że ten zadufany w sobie, przylizany ślizgon nie jest jedynakiem. On jest przecież taki rozpieszczony, jakby nim był.
Ale zacznę wszystko od początku.

Od kilku dni nie uczestniczyłam w zajęciach lekcyjnych, ponieważ…miałam grypę. Nie pomógł już nawet Eliksir Pieprzowy. Rozchorowałam się na dobre. A to przez to, że bezmyślnie wybiegłam na błonia bez płaszcza. Malfoy był dla mnie dziwnie miły. On jest ostatnio jakiś niewyraźny. Nie jest to już ten sam Malfoy co przedtem, ale nadal go nie nawidze. Ciągle jest moim wrogiem nr 1. Nie wierzę, że się zmienił. Nie on.

W piątek przyniósł mi śniadanie do pokoju. Jakie to było wzruszające… Czyżby w Draconie obudziły się ludzkie uczucia? No, ale nie mnie to oceniać, bo większość mówi, że sama ich nie posiadam. Chyba czas się zmienić… Kiedy mój kolega z pokoju poszedł na eliksiry, wstałam, ubrałam się i zaczęłam wojować z włosami. Stwierdziłam, że mam dość tego leżenia. Kiedy w końcu opanowałam moje „kudełki” zabrałam się za sprzątanie. Naprawdę, nie wiem dlaczego chłopcy robią taki bałagan… Kiedy byłam w połowie, praktycznie kończyłam, do pokoju wpadli: Hermiona, Harry i Ron.
– O! Uczesałaś się-zauważył Ron. Myślałam, że oni nie zwracają uwagi na nasz wygląd, a tu proszę.
– Czemu…?-zapytała Hermiona, widząc, że składam zieloną bluzę Dracona/
– Bo drażni mnie ten bałagan, a on zaostawia ciuchy gdzie popadnie- rzuciłam. Rozmowa cięgnęła się bez końca. Niestety przyjaciele musieli wracać na lekcje, a potem obiad. Kiedy tylko zniknęli za drzwiami, skończyłam porządki i widząc pokój w idealnym stanie byłam z siebie bardzo dumna. Kiedy spojrzałam na zegarek okazało się, że reszta szkoły jest już na obiedzie. Kiedy właśnie zabierałam się za czytanie do pokoju wkroczył Malfoy.
Spojrzał na mnie i spóścił głowę. Małe załamanie nerwowe…? Chciałam coś zrobić, więc podeszłam do niego. Ten przeniknął mnie swymi szarymi oczami i…
– Zaraz wracam- powiedziałam i wyszłam. Chyba czas porozmawiać w McGonagall. Z Draconem naprawdę jest coś nie tak. Dobra, to mój wróg, ale ostatnio nie mam powodów do nienawidzenia go. Dopiero teraz przypomniało mi się, że profesor McGonagall jest przecież na obiedzie. Zaczęłam więc kierować się w stronę biblioteki. W drzwiach natknęłam się na…Braiana.
– Eee…Cześć!- uśmiechnęłam się, a raczej wymusiłam uśmiech.
– Cześć…- powiedział z pewną złością w głosie i niepatrząc na mnie, minął mnie.
– Ej! Poczekaj!- niech w końcu powie mi o co mu chodzi.
– Co!- odburknął niegrzecznie. Stanęłam naprzeciwko niego. Nic mu przecież nie zrobiłam, więc nie ma prawa odzywać się do mnie takim tonem.
– O co ci chodzi?!
– …
– Przestań być bezczelnym, niewychowanym czternastolatkiem i odpowiadaj, jak się ciebie pytam! Nie jesteś małym dzieckiem.
– …
– Świetnie! Wiesz, myślałam, że jesteś inny… Pff… Naiwna idiotka. Jak mogłabym być taka głupia. Zaufałam ci. Spokojnie możnaby cię porównać do Malfoy’a… -odkręciłam się i otworzyłam drzwi biblioteki.
– Emmo…-usłyszałam za sobą, ale w momencie tym drzwi zatrzasnęły się za mną „z hukiem”. Pani Pince miała już dla mnie przygotowane książki, o które ją prosiłam, więc zabrałam je i postanowiłam wrócić. Na korytarzu stał,oparty o ścianę, Braian. Kiedy go mijałam, wodził za mną wzrokiem, aż w końcu…
– Ja też myślałem, że jesteście zupełnie inni.
Zatrzymałam się i nie patrząc na niego odpowiedziałam:
– Nie wiem o co ci chodzi…
– Chodzi mi o Turniej. Potter jest drugim reprezentantem waszej szkoły.
– Ten, jak ty to mówisz: „Potter” ma imię, a poza tym nie zgłosił się tam sam, nikt z nas go tam nie zgłosił.
– Wiedziałem, że będziesz go bronić…
– Oczywiście, to mój przyjaciel.
– Czy aby tylko przyjaciel?
Nic nie odpowiedziałam, tylko zostawiłam go ze swoimi myślami. „Czy aby tylko przyjaciel?”- strasznie głupie pytanie.
Minęłam grupkę pierwszoroczniaków i weszłam do pokoju. Dracon pisał coś w swoim pamiętniku, leżąc na moim łóżku,
a Hermiona…spała na moim, to znaczy na… no po prostu na łóżku.
-Złaź! Malfoy obudź ją no!
-Sama ją obudź!
-Ale to twoje łóżko!
-No to co?!
-A idź ty! Hermiono Oj no obidż sie jejku!!- potrząsnełam przyjaciółką i usiadłam na swoim łóżku, bo Malfoy z niego zlazł.
-No?! No co?- powiedziała sennie przyjaciółka, podnosząc się.
-Moze byś łąskawie zlazła z mojego łóżka? Hermiona! Do ciebie mówię. Złazisz sama czy mam cie wyprosić…? Czem,u musisz być taka sama jak moja siostra?!- spojrzałyśmy na siebie z Hermioną. Czy on powiedział: „siostra”? Zatkało mnie totalnie.
-SIOSTRA?!-zapytałyśmy jednocześnie.
-Eee…co?-zapił Niemca Draco.
-Powiedziałeś …siostra?!
-Yyy…nie… nie ważne.
-Ważne, no powiec- nie dawałam mu spokoju.
-Za dużo byś chciala wiedzieć.
-Ona jest w Hogwarcie?-zapytała Hermiona.
-Będzie, jutro-powiedział zanim zdążył ugryźć sie w jezyk.
-Jak to? MAlfoy weź sie nie wydurniaj. Mów!
-Bo…bo ona uczyła się w Dumstrangu, ale strarzy zaczęli ziewać i przenieśli ją do mnie. Byliśmy osobno, bo nie chiałem mieć obciachu.
-Chyab ona nie chciała-mruknęła do mnie Hermi-Ile ma lat-powiedziała już głośno.
-Jej, Malfoy powiec, że nie jesteście bliźniętami. Błagam…-szydziłam. W życiu nie miałam takiej okazji do naśmiewania się z Malfoy’a.
-Yyy…bo widziswz, nie jesteśmy bliźniętami, ale urodziliśmy się w tym zamym roku. Ja w styczniu, ona w listopadzie.
Czaicie?
-Yeah-powiedzialyśmy jedenocześnie i parsknęłyśmy śmiechem.
-Powiec, jesteście podobni?
-YY..nie wiem-speszył sie Draco.
-Ale z charekteru. Oan też z racju bycia twoja siostrą, jest okropna?
-Nie raczej nie, Emmo…-powiedział Draco.
-Jak ma na imię?-zapytała Hermiona. Ją też to najwyraźniej bawiło.
-Och-strapił się-Lancja-westchnął.
-JAK?!
-Lana…ja mówię na nią Lanka.
-O, mogę się ząłozyć, ze to uwielbia…-powiedziałam cicho. Lancja…Też imię.
-Skończmy ten temat, co? – powiedział Dracon.
-Ok
-Z czegosię brechasz?-zezłosił się, widząc minę Hermiony, która powstrzymywała się od śmiechu.
-BO tak śmiesznie wyglądasz. Miałes mokre włosy i już ci wyschły…nie widziałam cię nigdy -nieuliznaego.
-Jeeeju!! Już 24. McGonagall mnie zabije…- Hermiona wyleciała z naszego pokoju. Isiotnie było już późno. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę z Draconem. Sytualcja była jakaś taka… napięta. Wydawało się, że ślizgon miał mi coś do powiedzenia, ale nie wystarczyło mu odwagi. Umyłam się i położyłam do łóżka. Chwyciłam za pamiętnik i zaczęłam pisać. Lanka… kto by pomyślał. Siostra Malfoy’a… Ślizgon usiadł naprzeciwko mnie na swoim łóżku i zaczął mi się przypatrywać. Strasznie mnie to denerwowało i po pół godziny nie wytrzymałam.
– Mógłbyś przestać tak perfidnie się na mnie gapić?
– Eee…Sory.
– …
– Wiesz, jesteście bardzo do siebie podobne z Hermioną.
Ooo… Ależ on błyskotliwy.
– Yhy… Ale nie musisz się tak na mnie patrzeć.
– No okey.
Od tego wszystkiego odechciało mi się pisać, więc zgasiłam lampkę. Pokój ogarnęła ciemność. Czarna kurtyna okryła wszystkie kąty. Zasypiałam już, gdy…
– Emmo…
– Tak?
– Eee… Jak myślisz, kiedy się stąd wydostaniemy?
Myślałam, że go trzepne. Budzić mnie o tej porze.
– Nie wiem, ale mam nadzieję, że jak najszybciej- odburknęłam.
– Ee…Przepraszam. Dobranoc.
– Yhy…
Odkręciłam się i w moment zasnęłam.


Draco, Lancja i Hermiona…czyli piątek w pełni i sobota inna niż wszystkie

Nie miałam czasu ostatnio pisać, bo musiałam nadrobić wszystkie zaległości. Zdenerwowało mnie to, że ominęło mnie kilka kartkówek. Przez tą moją beznadziejną chorobę Gryffindor przegapił kilka punktów. No może nawet nie kilka.

Przeżyłam ogromny szok, gdy Lana, siostra Dracona, przybyła do Hogwartu. Oni są identyczni. Poza tym linia… znowu…nas…łączy…,co jest po prostu beznadziejne, bo kiedy ja chcę dłużej posiedzieć w bibliotece, Dracon się buntuje. Na dodatek ten Krum… tam przesiaduje i ta grupka idiotek za nim lata, czemu towarzyszą piski.

Ostatnio, gdy uczyłam się składniku jednego z eliksirów, a Draco przypominał sobie formułę Zaklęcia Dezintrenowania, nie wytrzymałam.
– Dziewczyny,to jest BIBLIOTEKA! Rozumiecie?! Więc, bądźcie ciszej!- krzyknęłam w ich stronę. W odpowiedzi usłyszałam tylko.
– Zobacz Cruell, jaka beznadziejna kujonica. Dziwie się, że Dracon jest uczepiony do takiego brzydactwa. Gryffindor jest naprawdę poszkodowany. Niedość, że jestam Granger, to jeszcze Garner. Tylko, że Granger nie jest jeszcze taka brzydka…
– Och Prysill przestań! One obie dorównują sobie urodzie. Przecież są jak siosrty bliźniaczki. Hahahahaha…

Obie damy raczyły jednak opóścić pomieszczenie. Draco patrzył na mnie przez chwilę. Chyba czekał na moją reakcję. Widząc, że nic nie robie sobie z uwag dziewcząt, bardzi się zdziwił.
– Pansy już dawno rzuciłaby się na nie- powiedział po chwili.
– Ja nie jestem Pansy. Poza tym jestem przyzwyczajona do takich uwag.
– Heh…
– Wiem, że nie jestem najpiękniejsza, ale uroda nie jest ważna. Najwazniejsze są umiejętności i wiedza.

Draco chciał coś powiedzieć, ale Hermiona usiadła obok mnie.
– Chłopcy nie chcieli przyjść, bo…-urwała, zauważając Dracona.
– Bo…- spojrzał na nią chłopak.
– Bo… stwierdzili, że w piątek sobie odpoczną.
Istotnie zapomniałam, że dzisiaj piątek. Draco chyba też. Dziwnym trafem przyłączyła się do nas Lancja.
– Cześć! A wy co, uczycie się piątkowego popołudnia? No bracie, przy Emmie wyjdziesz na ludzi. Będziesz uczony.
– Przestań! W tej chwili przestań!- zbulwersowa się, jakby powiedziała coś złego.
– Spokojnie. Chodźcie przejdziemy się.
– Jasne…-powiedziała Hermiona.
– Idziemy. Mam dosyć książek na dzisiaj- wtórował jej Malfoy. Wszyscy spojrzeli na mnie.
– Eee… nie mogę. Muszę napisać wypracowanie.
– No nie Emmo… Skończysz je jutro.
– Ale zostało mi tylko to jedno wypracowanie. Jeśli je napiszę,jutro cały dzień będę miała wolny.
– No dobra, to my idziemy- powiedziała szybko Lana, spoglądając na Hermionę, by ta nie zdążyła nić dopowiedzieć. Czy ja o czymś nie wiem?
Draco przemówił do linii i zniknęli. Cieszyłam się, bo zwiększyli nam limit. Przeszłam się po bibliotece,zbierając wszystkie książki potrzebne mi do napisania wypracowania i zabrałam się do pracy. Zajęło mi to dwa i pół zwoju pergaminu. Przekroczyłam limit grubo o pół zwoju, ale warto było. Odłożyłam pióro, gdy przysiedli się do mnie chłopcy.
– A już myślałem, że nadal tkwisz w tym Malfoy’em- powiedział Harry- Nawet normalnie porozmawiać nie można.
– Mam nadzieję, że nie ma go tu w pobliżu- dodał Ron.
– Nie… poszli gdzieś z Hermioną i Lancją.
– Aaa… To ta Malfoy’owa- zaczął śmiać się Ron.
– Lancja, Ron. Lancja…
– Lancja nie Lancja jest siostrą tego bubka.
No to o czym chciałeś ze mną porozmawiać, Harry?- zmieniłam temat.
– Słyszałaś, że ma być bal na święta?
– Nie.
– Chodzą takie plotki.
– A skąd ty wiesz?
– Jak miałbym nie wiedzieć, skoro Patil latała po całym pokoju wspólnym.
– Heh… masz rację.
– A jak idzie ci z jajem?
– Eee… w porządku.
– No to fajnie. Ron, a co ty taki mało rozmowny?- zapytałam, widząc niewyraźną minę przyjaciela.
– On jest… zakochany. Hahaha…-zaczął śmiać się Harry.
– W kim?
– W Fleur Delacour.
– Ron, ona jest półwilą. Poza tym jest strasznie… ma strasznie wysokie mniemanie o sobie.
– Eeee… Nie no ja wcale nie jestem zakochany- ocknął się.
– Wyglądasz, jakbyś…-zaczął Harry, ale przerwał mu… Malfoy!
– Prosze, prosze… Potter w bibliotece.
Harry zerwał się na równe nogi, Ron także. Ja też się obróciłam. Hermiona i Lancja stały trochę dalej. Dracon zaś był wysunięty do przodu.
– Weasley też tu jest… Jak miło… Emmo nie sądziłem, że Potter…nie musisz się przy nim dowartościowywać. Mimo iż on jest czystej krwi, wystarczy, że przebywasz ze mną. Nie jesteś już taką Szlamą.

Harry był wściekły. Podstawił różdżkę pod nos Malfoy’a. W tym momencie podbiegły Lana i Hermiona. Ron był osłupiały, ale po chwili przyłączył się do Harry’ego.
– Tylko go…-zaczęła Lancja, ale Draco…
– No dalej… Zróbcie to. Chyba nie zabraknie wam odwagi.
– Harry nie.- powiedziałam stanowczo- Nie daj się sprowokować. Ron!
– Ron przestań!-zapiszczała Hermiona. Na jej życzenie wycofał się, ale Harry nie miał takiego zamiaru. Stanęłam obok niego.
– Harry, proszę cię.
Ten spojrzał mi w oczy i opóścił różdżkę. Na twarzy Malfoy’a pojawił się szyderczy uśmiech. On robi się taki tylko w obecności Harry’ego. Nie rozumiem tylko dlaczego. Do zgrai Malfoy’ów przyłaczył się Martin. Staliśmy naprzeciw siebie: ja, Ron i Harry i Lancja, Draco i Martin. Hermiona nie wiedziała co robić.
– Och! Dajcie spokój!- powiedziała po chwili.
– Przed zamek.- oznajmił Martin.
Harry skinął głową. Ron także. Spojrzałyśmy na siebie z Hermioną i od razu pomyślałyśmy o tym samym. Ja próbowałam przekonać Harry’ego i Rona, żę to nie ma sensu, a ona Martina, Dracona i Lancję.
Wychodziliśmy właśnie z pokoju wspólnego.
– Harry, to nie ma sensu. Oni są silniejsi od ciebie. Sam Martin…
– Nie Emmo. On obraził i mnie i ciebie. Nie pozwolę obrażać przyjaciół!- złość iskrzyła w jego oczach.
– Ale ich jest trójka.
– Nas też- dodał Ron.
– O nie… ja nie mam zamiaru…
– Poradzimy sobie bez ciebie- mówił Harry. Szliśmy korytarzem w milczeniu. „Muszę jakoś temu zapobiec”- przemknęło mi przez myśl. Stanęłam przed Harry’m, zatrzymując go.
– Co?- burknął.
– Nie puszczę cię! Nie pozwolę!
– Emmo…- zaczął, ale zabrakło mu słów.
– To będzie największy błąd w twoim życiu. Staniesz się jak ten Malfoy!
– Teraz już się nie cofnę. Nie chcę, żeby pomyśleli, że stchórzyłem. Wyszliśmy na błonia. Hermiona negocjowała ciągle z Malfoy’ami. Naciągnęłam płaszcz. Widać Lancja także przyłączyła się do Hermi i teraz zostali im tylko chłopacy. Ci jednak są strasznie uparci. Chyba jednak bardziej niż mi ja. Zaczął padać deszcz. Lało, mimo iż był to grudzień. Pogoda w tym roku jakaś nieudana. Spojrzałam na Hermionę. Była przerażona.
– Harry, proszę cię.
Nie mogłam już nic zrobić. Stanęli naprzeciw siebie. Zaczęłam próbować z innej strony.
– Martin, jeśli to zrobisz znienawidze cię.
Ten zawahał się przez chwilę, ale nie zareagował.
Harry stanął naprzeciw Martina, a Ron Dracona. Podnieśli różdżki. Lancja krzyczała jeszcze coś do brata… Wydawało się, że nie ma już rady, a jednak.Chłopcy stali w odległości 5 metrów od siebie. Kiedy zaklęcia zaczynały być wypowiadane stanęłam pomiędzy Harry’m i Martinem, a Hermiona pomiędzy Ronem i drugim Malfoy’em. To był nasz plan awaryjny. Tylko, że nigdy nie był omawiany. po prostu pomyślałyśmy o tym samym.
– Jeśli macie zamiar się pojedynkować zaklęcie musi trafić najpierw w nas!!- wykrzyczała Hermiona.
– No dalej!- dodałam. Lanka przyglądała się temu z oddalenia. Uśmiechała się.
– Emmo, Hermi natychmiast stąd odejdźcie!-powiedział Ron.
– Nie!- powiedziałyśmy równocześnie, spoglądając na siebie.
Nastąpiła chwila ciszy. Chwila niepewności i napięcia. W końcu chłopcy opóścili różdżki i ktoś zaczął klaskać. Był to prof. Dumbledor.
– Panno Garner, panno Granger spisałyście się na medal- powiedział spokojnie. Kroczył w naszą stronę. Za nim galopował Ahmed i Grannus.
– No chłopcy dość tego. Wracajcie wszyscy do siebie. Emmo, pozwól, że Grannus pomoże mi.
– Tak, oczywiście.
– No wracajcie już- rzekł i zniknął. Hermiona podeszła do Rona.
– Chyba nie miałeś zamiaru się pojedynkować?- zapytała.
– Oczywiście, że miałem…-odpowiedział lekko obrażonym tonem. Ta uśmiechnęła się i położyła mu rękę na ramieni, na co Malfoy zareagował bardzo…
– Hermiono, pozwól na chwilę.
– Właśnie Emmo, chciałbym z tobą porozmawiać- zagadnął Martin.
– Ale ja nie mam ochoty- odrzekłam niegrzecznie.
– Musisz ze mną porozmawiać!- upierał się.
– WCALE NIE MUSZĘ! NIE MAM TAKIEGO OBOWIĄZKU!- wykrzyczałam mu to w twarz i odkręciłam się, ale ten złapał mnie za nadgarstek. Lancja przyglądała się temu ze zdziwieniem.
– Póść mnie!
W tym momencie podszedł do nas Harry.
– Póść ją, słyszysz!
– Bo co?!
– Bo będziesz miał do czynienia ze mną.
Martin spojrzał mi prosto w oczy i mnie póścił. Draco rozmawiał z Hermioną w oddali, więc tego nie widzieli. Starszy Malfoy jeszcze raz spojrzał na mnie i wrócił do zamku. Lancja przyłączyła się do mnie, Harry’ego i Rona.
– My się chyba nie znamy… Jestem Lancja Malfoy.
– Ron Weasley…- przedstawił się Ron.
– Harry Potter…
Lancja nie wyglądała na zdziwioną. Zmieniła całkowicie temat.
– Nigdy nie widziałam Martina w takim stanie Emmo… Dracon miał rację.
Nie odpowiedziałam nic. Harry patrzył przez chwilę na nowoprzybyłą, potem przeniósł wzrok na mnie.
Lancja spojrzała w stronę Dracona i Hermiony.
– Czy oni nie wyglądają razem słodko? Pasują do siebie. Szkoda tylko, że Hermiona nie jest czystej krwi- rzekła po chwili. Harry stanął obok mnie. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, bo Ron zrobił się cały czerwony. Widocznie coś czuł do naszej przyjaciółki.
– Powiem ci Emmo, że jak się patrzy na ciebiei Harry’ego wyglądacie jak para.
– Jasne, że tak…- to Hermiona i Draco kroczyli w naszą stronę. Słowa wypowiedziane były oczywiście przez przyjaciółkę.
– Ale tak nie jest- odezwałam się- Wracajmy.
Kiedy szliśmy razem spoglądałam co jakiś czas na Harry’ego. Bałam się, żeby nie przyszła im chęć pojedynkowania się z Draconem. Ron był wściekły, bo Hermiona rozmawiała ze Ślizgonem. Ja wolałam się nie odzywać. Lancja szła między nami. Ron błądził gdzieś z tyłu.
– Może jeszcze zaczniecie się całować, co?- powiedział w stronę Dracona i Hermi.
– Coś ci się nie podoba?- zaatakował go Malfoy.
– Tak. Nie musicie się w siebie tak wpatrywać, każdy wie, że ze sobą chodzicie.
Spojrzeliśmy na siebie z Harry’m i o mało nie wybuchnęliśmy śmiechem.
– Może ją jeszcze obejmij, co Malfoy.
– Na życzenie- powiedział Malfoy i obiął Hermionę. Ta oblała się rumieńcem i nic nie powiedziała.
– Och! Ron daj spokój!- włączyła się Lana. Ron, chciałabym z tobą porozmawiać- podeszła do niego i coś tam zaczęli biadolić. Hermiona spojrzała na mnie. Była cała czerwona. Zatkało ją po prostu. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji Rona. Hermiona spojrzała z wyrzutem na Malfoy’a.
– Eee… póść mnie.
– Eee… no…sorry.
Przyjaciółka podbiegła do mnie.
– Yyy… Weś jakoś odciągnij Lanę, bo chcę porozmawiać z Ronem, okey?
– Lana…!- krzyknęłam.
– Tak?
– Mogłabyś tu na chwilę przyjść?
– Jasne.
Hermiona uśmiechnęła się blado. usiedliśmy na schodach. Rozmowa z Laną jakoś się nie kleiła. Harry od czasu do czasu powiedział kilka słów. Panna Malfoy była nim bardzo zachwycona. (Harry’m)
– A więc nie jesteście parą- zaczęła.
Spojrzałam na Harry’ego.
– Nie- odpowiedział. Ja przecież nie będę się powtarzać.
– Jesteś czystej krwi prawda, Harry?- zapytała.
– Tak jestem. Chociaż u mnie nie ma podziału.
– No tak masz rację- kopia Dracona uśmiechnęła się w stronę Harry’ego.
– Słyszałam, że świetnie latasz na miotle. Podobno jesteś szukającym Gryffindoru.
– Tak- odpowiedział krótko.
– Mój chłopak także dobrze latał na miotle. Hmm…- spojrzała na niego, a potem na mnie.
– Emmo, dlaczego nic nie mówisz?
– Jest trochę zdezorientowała tym co się ostatnio działo…- odpowiedział za mnie Harry.
– Podoba mi się taka przyjaźń. Rozumiecie się bez słów. Jesteście przyjaciółmi, prawda?
– Tak jesteśmy przyjaciółmi- powiedziałam mechanicznie.
– Ale tylko?
– Ale dlaczego ty się tak upewniasz?- zdenerwował się Harry.
– Eee… Nie nic.
Nie zuważyliśmy, że Dracon gdzieś zniknął. Chyba poszedł już do pokoju.

Gdy Harry klarował Lanie „o co chodzi z tym jajem” zobaczyłam że Hermiona biegnie w nasza stronę czerwona ze złosci. Za nią gonił Ron.
Widziałam jak zlapał ja za rękę , a że byli blisko nas… słyszałam co krzyczeli. Wszyscy to słyszeli.

– JAK MOZESZ ZADAWĆ SIĘ Z TYM ULIZANYM CYMBAŁEM?!!!
– A MOŻE JA COŚ CZUJE DO TEGO „ULIZANEGO CYMBAŁA”!!
– PRZECIEŻ TO IDIOTA!! HERMIONO WRÓĆ NA ZIEMIĘ!
– WRÓCIĆ NA ZIEMIĘ?!! TYLKO DLA CIEBIE? NIE, JA NIE POTRAFIĘ SIĘ OSZUKWIAĆ!
– ALE O CO CI CHODZI?!
– ALE TY JESTEŚ NIE ROZUMNY! JA GO KOCHAM!! JA KOCHAM MALFOY’A !!

Ron wściekł się jeszcze bardziej. Swoim emocjom dał ujść poprzez roztrzaskanie jednej wazy na podłodze.
Lana oniemiała z wrażenia, które wywarły na niej słowa Hermiony. Oczy jej powiększyły się do niesłychanych rozmiarów. Wypóściła z rąk kartkę, którą trzymała. Mina Harry’ego była niemniej nieokreślona. Chłopak zamyślił się na chwilę. Potem oparł się o ścianę i przyglądał wszystkiemu z pewną złością i ironią. Chyba myślał o kłopotach związanych z miłością przyjaciółki. Dla mnie nie było nowościa wyznanie Hermiony. Tylko ja tak naprawdę wiem o wszystkim, co się z nią dzieję.
– Reparo- dotknęłam różdżką wazy i wróciła do poprzedniego stanu. Zapadła cisza. Słychać było tylko łkanie Hermiony i głosy idących na kolację osób, gdzieś w oddali. Ron skrył się w cieniu pochodni. Było już ciemno i korytarze wydawaly się bardziej mroczne niż kiedykolwiek. Cała sytuacja była trochę niezręczna. Podeszłam do przyjaciółki, której łzy kapały obficie na szatę. Nie mogłam znaleźć słów.
– Hermi, już dobrze. Uspokój się. Ron nie chciał.
– Wła-śnie, że chciał-wydukała.
– Wcale nie. Dał się po prostu ponieść emocjom. Nie panował nad sobą.
Hermiona trochę się uspokoiła, więc mogliśmy odnaleźć Dracona. Lana nie wiedziała jak zacząć rozmawiać z którąkolwiek z nas.
– Podziwiam was- powiedziała w końc- Naprawdę nigdy nie widziałam takiej przyjaźni.
Uśmiechnęłam się. W rodzinie Malfoy’ów wogóle nie wspomina o tym. Dracon razem z resztą szkoły był na kolacji. „Przejął” ode mnie Hermionę, więc spokojnie mogłam już usiąść. Poza tym linia już nas nie łączy, bo prof. McGonagall stwierdziła, że to daje odwrotne rezultaty niż w przypadku Rona i Hermiony.
Przysiadł się do mnei Harry.
– Co z nią?- zapytał, spoglądając na Hermionę.
– W porządku. Płacz dobrze jej robi. Wyrzuca z siebie te wszystkie „nieczystości” duszy.
– A jak ty to robisz? Nigdy nie widziałem, żebyś płakała.
– Ja także płaczę, ale bardzo rzadko, bo jestem trochę bardziej silna psychicznie niż ona.
– I chyba…eee… nie angażujesz uczuciowo.
– To też. Sądze, że jestem zbyt młodan taki angaż.
Harry uśmiechnął się. Wkrótce Lana zajęła go rozmową i nie zamieniliśmy już słowa do końca dnia, który zakończył się w wyjątkowy sposób. Hermiona rozmawiała bowiem z Draconem, dlatego gdy wszedł do pokoju zastał mnie śpiącą.


Nowe wieści…

Sobota, która minęła w dość napiętej, niezręcznej i dziwnej atmosferze, dała mi dużo do myślenia. Hermiona i Ron nie odzywali się do siebie, z jakiego powodu, wiadomo… Dracon, mimo iż nie było go w momencie wyznań Hermiony, zachowywał się jakby o tym wszystkim wiedział. Nie sądze, żeby powiedziała mu o tym Lana, ale przecież nie znam jej na tyle, żebym mogła być tego pewna w stu procentach.

Dzień ten przebiegł bez większych konfliktów. Ron tkwił całe dziesięć godzin w Pokoju Wspólnym, nie chcąc z nikim rozmawiać, Hermiona nadrabiała zaległości z Draconem, a Harry zabawiał Lanę. Wracając z obiadu natknęłam się na Martina, spacerującego wraz z Levander. Gdzieś między tłumem dojrzałam Braiana obładowanego książkami, który szedł razem z Dioną- jedną z lepszych uczennic Ravenclaw’u.
Wróciwszy do Pokoju Rozterek, zabrałam się za czytanie książki, ale jakoś nie potrafiłam się skupić. Siedziałam więc, bezmyślnie wpatrując się w spadajace płatki białego puchu za oknem. Śnieg sypał od samego rana.

A dzisiaj… Dzisiaj sytuacja trochę się polepszyła. Nawet Ron pojawił się na śniadaniu. Zasiedliśmy wszyscy do stołu. Dracon wrócił do Ślizgonów na polecenie profesora Snape’a.
Śniadanie nie przebiegało jednak tak, jak zawsze. Wstał bowiem profesor Dumbledor i powiedział:
– Mam dla was bardzo wesołą, a zarazem ciekawą nowinę. Otóż, w dniu Wigilii, o godzinie 18.00 odbędzie się bal, związany oczywiście z Turniejem Trójmagicznym.
Po sali rozeszły się stłumione szepty.
– Na bal mogą przyjść osoby będące co najmniej na czwartym roku. Oczywiście, jeśli ktoś zaprosi osobę z klas młodszych, będzie ona równie mile widziana. Reprezentanci szkół wraz ze swoimi partnerami, bądź partnerkami, oficjalnie rozpoczną go walcem- uśmiechnął się i usiadł, mówiąc: „Wcinajcie!”
Spojrzeliśmy wszyscy na siebie. A więc, to prawda. Naprawdę będzie bal i to już za dwa tygodnie.
– I my mamy znaleźć sobie partnerki?- zrobił niewyraźną minę Ron. Chyba zapomniał, że nie odzywa się do Hermiony.
Harry spojrzał na niego i zaczął się śmiać. Przyjaciółka przeniosła wzrok na stół Slytherin’u i uśmiechnęła się, gdzyż Dracon zrobił to samo. Ron, widząc to, zrobił się czerwony ze złości. Uniósł się trochę, tak by wszyscy mogli go usłyszeć i powiedział oscentacyjnym tonem w kierunku Harry’ego.
– Jak sądzisz Harry? Z kim pójdzie Hermiona? Z tego co widze, na pewno będzie to Dracon Malfoy. Oni tak do siebie pasują…
Większość głów była zwrócona w naszą stronę. Ślizgonki spojrzały z nienawiścią na Hermionę i zaczęły głośno komentować jej postać.
– Przestań zachowywać się jak rozwydrzony, bezczelny bachor! Nie wiem co chcesz przez to osiągnąć, ale z pewnością takie zachowanie jest oznaką słabości psychicznej!- zdenerwowała się przyjaciółka.

Emma Garner
Date: 2003-12-07
Time: 20:45:57
skomentuj (0)


Słowa Hermiony wogóle nie poruszyły Rona. Nie zauważył nawet zawodu w jej oczach. Naprawdę się na nim zawiodła. Jest jej przyjacielem, a robi jej takie świństwa. Chłopak bawił się w najlepsze.
– Ron…chyba przesadziłeś- powiedział Harry patrząc w stronę Hermiony.
– Ja?- zrobił niewinna minę.
– Tak… nie musiałeś tak robić, wiesz… – powiedziałam z wyrzutem. Nie sądziłam, że Ron jest taki. Ja również się na nim zawiodłam mimo, iż mi nic nie zrobił. Myślałam, że jest inny.

Komentarz Rona słyszalny był w promieniu kilkunastu metrów, dlatego podszedł do nas Draco, zmrużył oczy i powiedział w jego kierunku:
– Wiesz Weasley…zawsze wiedziałem, ze ty jesteś jakis nie tego. Ale żeby tak zrobić swojej przyjaciółce… gratuluję. Chodź HErmiono.
– Zostaw mnie.
– Słucham?
– Zostaw mnie samą.
– Haaa…a widzisz Malfoyy!! -zaśmiał się Ron. Był taki uśmiechnięty, że myślałam, że mu przyłoże. Co on sobie myśli? Cz on naprawdę nie widzi, co się dzieje z Hermioną? Czasem naprawdę trudno mi zrozumieć chłopców.
– Wiesz Ron…-powiedziała cicho Hermiona- nienawidzę cie za to i nigdy nie powiem, ze jest mi przykro, że to powiedziałam.
Przyjaciółka wstała od stołu i wyszła.
– Ron, jesteś naprawdę jakiś inny… Nie widzisz, że to ją boli?
– Ale co…?- zrobił głupią minę.
– Nie… Ja już nie mam siły… Harry, powiedz mu coś, bo zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.
Powiedziałam to dość pretensjonalnym tonem, wstałam i wyszłam. Nie chciałam dłużej oglądać tego matoła.
Przywołałam płaszcz i opóściłam zamek. Zimno przeniknęło mnie do szpiku kości.

Skręciłam do stajni. Kiedy weszłam przywitało mnie wesołe rżenie Grannusa.
W boksie obok nie było Ahmeda. Podejrzewałam, że Hermiona go wzięła.
– Cześć!- podeszłam i przytuliłam się. Czarna grzywa otuliła mnie jak pierzynka. „Konik” wtulił się. Dawno mnie nie widział. Hagrid dbał o niego, jak nikt inny, ale jednak on jakoś wolał mnie. Wyprowadziłam go przed budynek. Wyczyściłam z grubsza i osiodłałam. Zastanawiałam się, jak Hermiona poradziła sobie z ogłowiem… Zwykle ja to za nią robiłam. Zdążyłam włożyć nogę w strzemię, gdy zatrzymał mnie Dracon.
– Gdzie jedziesz?- zapytał patrząc na róg Grannusa. Grannus strasznie go nie lubił, dlatego zaczął nerwowo przebierać kopytami i rzucać głową na znak protestu przeciwko przybyszowi. Wyglądał wtedy groźnie i to właśnie mi się w nim podobało. Ta jego groza.
– Poszukam Hermiony.
– To ja pojadę z tobą.
– Jak? Wiesz, że Grannus cię nie znowi. Gotów byłby cię zrzucić.
– Nie ma problemu… Zawołam Ahmeda.
Dracon gwizdnął, na co Grannus zareagował niekontrolowanym wierzgnięciem. Usłyszeliśmy jednak tętnt kopyt i wkrótce ujrzeliśmy, galopującego w naszą stronę białego jednorożca. Ahmed zatrzymał się tuż przed Grannusem.
– Wiesz, jesteś naprawdę nierozsądny. Nie pomyślałeś, że Hermiona mogła w tym momencie na nim jechać? Przecież mógł ją zrzucić…
– Eee… Masz rację. Lepiej jej poszukajmy.

Ledwo zdążyłam usiąść na grzbiecie, Grannus ruszył galopem przed siebie. Nie zdążyłam jeszcze włożyć drugiej nogi w strzemię. Był rozdrażniony, a to z powodu obecności Ślizgona. Nie pozwolił na to, żeby Ahmed i Dracon go wyprzedzili.
– Zwolnij trochę! Grannus nie pozwoli ci mnie wyprzedzić!- krzyknęłam w stronę Dracona, ale ten nie słyszał.
W końcu dojrzałam Hermionę, siedzącą pod drzewem, więc dałam jasny sygnał Grannusowi, że ma przejś do kłusa. Zrozumiał od razu. Zatrzymaliśmy się przy niej.
– Tu jesteś- powiedział Draco siadajac obok niej trawie.
– Nie, Hermiona wyszła- pwoeidziała i uśmiechnęła sie.
– A gdzie poszła?
– Nie wiem… poszukajcie jej.
– Zostawic cię samą? -zapytałam. Wiem, że czasem człowiek musi wszystko przemyśleć. Najważniejsze, że Ahmed jej nie zrzucił.
– Żartujesz?!Jedziemy-powiedział i wstała z ziemi.
– Draconek, jedziesz?- rzuciła w stronę Ślizgona.
– Na czym?
– Na Ahmdedzie-powiedziała i uśmiechnęła sie. Dosiadłam przebierającego kopytami Grannusa i powstrzymałam go od biegu, do momentu, aż Hermiona usadowiła się za mną. Draco wsiadł na Ahmeda i…
– Jedziemy!-krzyknęłam i zupełnie puściłam wodze… Grannus zareagował błyskawicznie. Wystarczyło odrobinę łydki, by rozcwałował się na dobre. Mafloy miał małe problemy, bo zaczął gubić równowagę i trzymając się za wodze, spowalniał swego rumaka. Było wręcz kapitalnie! Nigdy nie widziałam, aby któremukolwiek „koniowi” sprawiała radość taka przejażdżka. Pęd był po prostu niesamowity. Poza tym zrobiłam małego psikusa Draconowi i wyczarowałam złoty bacik, którym machnęłam przed oczami Ahmeda. Ten stanął dęba… bardziej z posłuszeństwa, niż ze strachu, bo kiedyś ćwiczyłam z nim tę sztuczkę. Hermiona naprwdę się rozchmurzyła.

Wróciwszy do stajni, rozsiodłaliśmy nasze rumaki i zabraliśmy się za czyszczenie. Hermiona i Draco zajęli się Ahmedem, a ja Grannusem. Miałam nie lada zadanie, bo był upaprany w błocie i wyglądał, jak błotny potwór. Jego grzywa była strasznie poplątana. Po pół godzinie wszystko wróciło do normy. Grannus wyglądał jeszcze piękniej. Wyszyściłam go od stóp do głów. Nawet jego piękny, czarny jak heban róg. Niestety efektów pracy Hermi i Dracona wogóle nie było widać… Odprowadziłam karego do stajni i pomogłam im.

Po ciężkiej pracy wróciliśmy do Pokoju Rozterek. Draco od razu zniknąłw łazience. Był cały mokry i musiał się przebrać. Hermiona rzuciła się na jeden z foteli, ja zajęłam drugi. Usłyszałyśmy jednak kroki za ścianą, więc rzuciłyśmy na siebie Zaklęcie Niewidzialności i czekałyśmy co będzie dalej.

Do pokoju wpadła Lancja.
– Dracooo!!! Jesteś tu matole?
– Jestem… juz idę.
– Oo.. w koncu się myjesz, wow, kto cie zmusił?-powiedziała Lana. Hermiona dusiła się ze śmiechu.
– Zamknij sie.
Draco wyszedł z łazienki, usiadł obok Lany na łóżku i przytulił ja…
– Co chcesz? Transmutacja? Eliksiry?-Lana znała takie numery.
– Transmutacja- odpowiedział cicho.
– Ha.
– Zrobisz?
– Pogieło cię?!
– Eh…
– Ale z ciebie głupek. Nie wiem co Hermiona w tobie widzi. Przecież ty nawet nie umiesz lekcji odrobić, Cymbale.
– Wiesz… idź już sobie…
– Dobra, jak chcesz… Ale na pewno więcej nie odrobie za ciebie żadnych lekcji.
Lana wyszła, trzaskając drzwiami, a za nią wybiegł Dracon. Rzuciłyśmy na siebie przeciw zaklęcie.
– Chodź, idziemy do biblioteki- powiedziałam wstając.
Wyszłyśmy na korytarz, na którym było bardzo zimno. Okryłyśmy ię jednym z płaszczy i przemknęłyśmy do ciepłej i przytulnej biblioteki. Usiadłyśmy na swoich miejsach i zaczęłyśmy bawić się hologramami. W jednym momencie Grannus przebiegał całe pomieszczenie, a w drugiej Ahmed pędził prosto na panię Pince, która gdy zrozumiała, że to tylko hologramy, uśmiechnęła się wesoło. Bawiłyśmy się tak do końca dnia…


Harry i Hermiona…

Kiedy się obudziłam nie było ani Hermiony, ani Dracona. Spojrzałam na zegarek. Wszyscy byli na śniadaniu. Ubrałam się i pobiegłam od razu pod klasę do transmutacji. Byłam pierwsza. Przeczesałam włosy ręką, bo nie bardzo miałam czas, żeby się uczesać i czekałam na dzwonek, który jak zawsze punktualny, oznajmił początek lekcji pięć minut później. Po kolei zaczęły zbierać się osoby z naszej klasy. Hermiona i Harry wpadli sekundę przed profesorką. Przyjaciółka usiadła obok mnie, odpowiadając na moje pytające spojrzenie:
– Byliśmy na spacerze.
Lekcja przebiegała w jakiejś dziwnej atmosferze. Harry i Ron debatowali prawie cały czas, a Hermi była jakaś nieobecna. Kiedy zadzwonił dzwonek, oznaczający koniec lekcji Ron wstał i nie czekając na Harry’ego wyszedł, trzaskając drzwiami. Był czerwony, jak w tedy, gdy Hermi i Dracon…

Nie wiedziałam co myśleć.
Nie odzywałam się więc aż do obiadu. Miałam bardzo dobry humor, bo nazbierałam sporo punktów. Zdziwiło mnie, że Hermiona wogóle nie odpowiadała. Wyglądała tylko przez okno. W końcu zdecydowała się chyba powiedzieć mi, co ją trapi.
– Emmo, możemy porozmawiać?
– Jasne.
– Ale nie tutaj.

Wyszłyśmy z Wielkiej Sali i przywołałyśmy płaszcze. Kilkoro pierwszoroczniaków patrzyło się na mnie, a raczej na moją bliznę, o której dawno zapomniałam. Opóściwszy zamek, udałyśmy się do stajni. Tam było miło i ciepło.
– Cześć!- powiedziałam zdejmując płaszcz i otwierając boks. Weszłam do środka i przytuliłam się do mojego „potworka”. Hermiona patrząc w ziemię, gładziła Ahmeda po głowie.
– Ech…bo widzisz… booo- zaczęła.
– Bo…
– Nie wiem nawet jak ci to powiedzieć.
– …
– NIe przejdzie mi…
– Ale co ci nie przejdzie?- coraz mnie z tego wszystkiego rozumiałam.
– Bo ..wiesz…Bo..Harry…znacyz boo.. ja
– Co Harry? Nie rozumiem?
– Eh…no dobra
– …
– Chyba ci tego nie powiem, porpostu nie dam rady
– Skoro już zaczęłaś, to zrób to.
– Zakochałamsie…
– Możesz powtórzyć? Tylko wolno i wyraźnie…
– Z-A-K-O-C-H-A-Ł-A-M S-I-E
– Eee… Taak? A w kim tym razem?
-Jak to tym razem?!
– E.. no i tu jest właśnie problem…
– Nie mów, że Martin…- wystraszyłam się.
– NIE!
-…
– Bliżej nas
– Braian ?- mówiłam to, co tylko przyszło mi na myśl- Wyduś to z siebie!!
– W Harrym.
– W kim?! Powiec jeszcze raz wyraźnie, bo mi się zdawało, ze usłyszałam Harrym.
– Bo w Harrym
– W tym HARRYM ?!
– TAK W TYM!
– W Harrym Potterze-upewniłam się. Przecież to niemożliwe…
– No…-mruknęła bez przekonania.
– Żartujesz prawda?- nie wierzyłam.
– Nie, nie zartuje. Ale jeśli ci się on podoba to spoko…
– Nie no co ty. Tylko…No…Szok- ja zakochana w Harry’m?! To mój przyjaciel! On jest jak brat… Nie mogłabym się w nim…
– Eh…co ja mam zrobić?- zapytała smętnie.
– A co chcesz zrobić?
– A co mogę? Albo w te albo wew te.
– Czyli w którą?-zapytałam. trzeba wiedzieć, co ona zamierza.
– Najlepiej w te.
– W te…ee.. no wiesz.
– Tak, właśnie w te-powiedziała i uśmiechneła sie.

Chyba chodziło jej o te te, gdzie Harry no… Lepiej zachowam to dla siebie.
– Nie wiem co powiedzieć, ale coś pomyślę. Chodź idziemy na obiad- zdołałam wydusić.
Kroczyłyśmy w stronę zamku w milczeniu. Hermiona zakochała się z Harry’m. Nigdy nie sądziłam, że do czegoś takiego dojdzie. Chociaż, mogłam się spodziewać, że skoro Ron, to Harry… Ech… Do tej pory nie wiem, co mam o tym myśleć. W holu wpadł na nas Draco i Hermiona nie powstrzymała się, by go nie przytulić na złość Ronowi, który właśnie przechodził. Mruknęłam co o ty, że skoro chce żeby Harry ją lubił, to niech przestanie tak robić, ale najwyraźniej mnie albo nie słyszała, albo nie zrozumiała. W stronę Ślizgona rzuciłam kilka słów o jego ciuchach walających się po pokoju i odciągnęłam Hermionę.

Podczas obiadu miałyśmy niezły ubaw, bo Parvati dostała wyjca… Po posiłku wpadłyśmy na chwil do Pokoju Rozterek, ale że Lana i Dracon uczyli się (dokładniej Lana pisała mu wypracowanie) poszłyśmy do biblioteki. Tam niestety nie było lepiej, bo siedział tam ten Krum i te jego rozwrzeszczane fanki, których mam po prostu dosyć!

Przy jednym ze stolików siedział Harry. Przyłączyłyśmy się do niego, ale po kilku minutach wróciłam do pokoju, bo chciałam zostawić ich samych. Byłam tam zdecydowanie niepotrzebna.

Kiedy weszłam do pokoju ciuchy Dracona były poukładane! Myślałam, że oszaleję ze szczęścia! Ja zwykle sprzątałam, ale teraz było czyściutko, jak nigdy. Nie powiedziałam jednak nic, ażeby Draco nie poczuł się zbyt z siebie dumny i zabrałam się za numerologię. Skończyłam zaledwie analizowanie jednej tabeli, wpadł Draco mówiąc, że Harry czeka na mnie przed drzwiami. Wyszłam. Stał oparty o ścianę.
– Eee… Możemy porozmawiać?- zapytał, zauważając mnie.
– Tak.
– Ale nie tutaj…
Pobiegłam po mój płaszcz, a w tym czasie Harry przywołał swój. Czułam, że czeka mnie kolejna rozmowa na temat… Zastanawiałam się tylko, dlaczego akurat ze mną.
Poszliśmy… do stajni Grannusa i Ahmeda! Co oni… telepatycznie to miejsce wybrali?

Harry stanął przy Ahmedzie i zaczął go głaskać.
– Chciałem zapytać, bo… bo jesteś dziewczyną…
– Ooo! Fajnie, że to zauważyłeś. Większość bierze mnie za chodzącą encyklopedię- powiedziałam z ironią.
– Ee… Myślisz, że Hermiona mnie lubi?
– Jasne i to nawet bardzo.
– Ale… Ale Hermiona…- nie skończył.
Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
– Podobasz się jej…- powiedziałam po chwili milczenia.
– Taak?- zapytał rozproieniając się.
– Tak- uśmiechnęłam się.
– I to bardzo.
– Ron się wściekł, jak mu to powiedziałem. Wiedziałem, że ty nie będziesz zła.
– A dlaczego miałabym być zła?
Jego radości nie było końca. Powiedział tylko: „Dzięki!” i wybiegł z entuzjazmem! Wróciłam powoli do Pokoju Rozterek, który istotnie stał się pokojem rozterek. Umyłam się i zaczęłam czytać. Niedługo potem wpadła Hermiona. Potraktowałyśmy Dracona Zaklęciem Snu i zaczęłyśmy rozprawiać o wszystkim i niczym zarazem. Długo jeszcz o nich myślałam. Nigdy nie widziałam Harry’ego tak rozpromienionego.


Dni pracy i upadek

Przez ostatnich kilka dni nie byłam w stanie pisać, gdyż miałam bardzo mało czasu na cokolwiek poza nauką. Teraz kiedy to wszystko analizują, leżąc w Skrzydle Szpitalnym, zdaje mi się, że było to zupełnie niepotrzebne. Zacznę jednak wszystko od początku.

Ogarnął mnie jakiś wir nauki. Było to zupełnie niepotrzebne, bo większość książek znam na pamięć. Łatwo po prostu zapamiętuję wszystkie rzeczy. Wstawałam rano i zamiast na śniadanie siadałam przy książkach. Czułam się w tedy beznadziejnie i wydawało mi się, że nic nie umiem. Zamiast chodzić na posiłki siadałam w bibliotece i robiłam lekcje, albo czytałam. Nie chciałam jeść. Nie potrzebowałam tego. Tak mi się przynajmniej wydawało.Kiedy przemykałam z biblioteki do Pokoju Rozterek widziałam, jak Hermiona i Harry spacerują razem, albo razem siedzą w bibliotece. Ładnie razem wyglądali…
Byli tacy uśmiechnięci.

Wczoraj, czyli w piątek, rzuciłam na chwilę książki i poszłam odwiedzić Grannusa. Tylko on rozumie mnie bez słów. Tak naprawdę, oczywiście. Hehe… Było dość jasno, więc wyprowadziłam go i dokładnie wyczyściłam. Kiedy próbowałam nałożyć mu siodło, chyba coś przeczuwał, bo strasznie się wiercił. Wogóle był bardzo niespokojny. Miałam ogromne problemy z jego okiełznaniem. Nigdy się tak nie zachowywał. Teraz będę wiedziała, co oznacza takie zachowanie.

W końcu, kiedy wszystko było już na swoim miejscu, usiadłam na jego grzbiecie. Poklepałam go po karej sierści i przejechałam ręką po jedwabistej grzywie. Sprawiło to, że trochę się uspokoił. Ruszyliśmy stępem, ale jakoś takim mało entuzjastycznym. Potem ruszyliśmy kłusem, ale kiedy przyszło do galopu jednorożec strasznie się temu sprzeciwiał, kłusując majestatycznie dalej. Miałam niezłą chandrę, więc nie miałam ochoty użerać się jeszcze z jakimś upartym jednorożcem. Dałam mu wyraźny sygnał i chcąc nie chcąc musiał wykonać polecenie. Galopował jednak ostrożniej niż zwykle. Brnęliśmy właśnie jedną z bezpiecznych ścieżek Zakazanego Lasu (Hagrid pokazał nam ją niegdyś), gdy zauważyłam dość duży pień, leżący na drodze. Pomyślałam, że nie będzie z tym problemu, ale Grannus wyłamał się w ostatniej chwili.

Delikatnie szarpnęłam go za wodze na znak protestu. Najechaliśmy jeszcze raz i przeskoczyliśmy to. Tym razem zaczął pędzić przed siebie, ile miał sił w złotych kopytach, jakby przeczuwał coś złego. Rżał przy tym przeraźliwie. Jego róg lśnił dziwnym blaskiem. Raptem przed nami wyrósł ogromny korzeń. Był naprawdę wielki… Grannus nie zdążył. Wpadł prosto na to. Pamiętam jak próbowałam łapać się grzywy, ale nie dałam rady. Pamiętam też, że tak długo, długo leciałam, a potem… nic już nie pamiętam. Film mi się urwał.

Kiedy się obudziłam, głowa bolała mnie niemiłosiernie. Światło oślepiało mnie jasnym blaskiem. Nie widziałam nic, oprócz zarysów postaci.
– Grannus…- wydobyłam z siebie. Przecież on dość mocno przyłożył w ten pień.
– Już w porządku Emmo. Grannusowi nic nie jest. Nie daje się tylko nikomu złapać i ciągle krąży w kółko na błoniach. Hermiona zdjęła mu uprząż zaklęciem. Odpoczywaj…- był to profesor Dumbledor. Poznałam jego głos. Głowa naprawdę mnie bolała, a blizna piekła. Zamknęłam oczy.

Jeszcze raz spadałam z Grannusa, ale tym razem było coś jeszcze. Widziałam jakąś postać między drzewami. Zakapturzona postać.


Ron…

Dzień zaczął się normalnie. Obudziłam się żeśka i wypoczęta, w przeciwieństwie do Dracona i Hermiony. We trójkę zeszliśmy na śniadanie, które minęło w dość cichej atmosferze. Wspawaliśmy właśnie od stołu, gdy podszedł Ron.
– O Hermiona! Dzień dobry. Jak sie spało pierwszą noc ?
– Och…wspaniale Weasley…wprost nie mogliśmy się od siebie oderwać-powiedział Dracon stajac jej za plecami. Hermiona zrobiła niewyraźną minę
– Płaczesz?- zapytał wystraszony Ślizgon. przytulił ją, szepnął coś i rzucił w stronę Rona i Harry’ego, który właśnie do nas dołączył.
– To co powiedzialem to nie prawda.
– Dobra, przecież wiemy Malfoy. Hermiona nie jest taka głupia-powiedział Harry.
– Emmo, czy możemy pogadać…?- rzucił w moją stronę Ron i nie czekając na odpowiedź, pociągną mnie za rękę. Harry uśmiechnął się tajemniczo. Ja o czymś nie wiem…?
Wyszliśmy na korytarz. Chłopak oparł się o ścianę. Taktyka Harry’ego…? Spojrzałam na niego.

Zrobił się cały czerwony i wydusił z siebie:
– Eee… no moze…- zaczął, potem zaciął się i dodał- Skoro masz zamiar nie iść na bal, to ja też nie idę.
Nie zrozumiałam w pierwszym momencie. Ten zmobilizował się i wydusił jeszcze:
– Ale… ale możee…yy… no wiesz….eee… może pójdziemy razem?
Zatkało mnie. Ja z Ronem na bal…? Pomyślałam jednak, że i tak nikt mnie chyba nie zaprosi, więc odpowiedziałam tylko:
– No wiesz Ron… Skoro chcesz… Niech ci bedzie…
– Zgadzasz się?- zapytał z niedowierzaniem.
– Tak, zgadzam się.
Przyjaciel uśmiechnął się wesoło.
– No to fajnie…
– Wracajmy…
Weszliśmy do Wielkiej Sali. Hermiona i Draco właśnie wychodzili. Przyjaciółka złapała mnie za rękaw, dając znak, że ja też mam z nimi iść.
– Idziemy do Hogesmade, Ron- powiedziała tylko. Wróciliśmy do Pokoju Rozterek po płaszcze. Owinęłam wokół szyi mój gryffindorski szalik i ruszyliśmy w drogę.
W miasteczku wyczuwało się już świąteczny nastrój. Ulicami przemykało wielu uczniów hogwartu, na wystawach świeciły kolorowe lampki, a śnieg zaczął sypać obficie. Domy przystrojone były ostrokrzewem i jemiołą. Wszyscy zapomnieli na chwilę o złości, nienawiści i byli uśmiechnięci i weseli. Gdzieś przez tłum przebiła się Cho, życząc nam wesołych świąt. Spotaliśmy również Brian’a, który zapomniał najwyraźniej, że przecież ze sobą nie rozmawiamy i również złożył nam życzenia.

W końcu dotarliśmy do księgarni.

Było tu cicho, ciepło i przytulnie. Hermiona cały czas rozmawiała o czymś z Draconem, co umiżliwiło mi wybranie odpowiedniej dla niej książki.
„Poczet Najsławniejszych Czarownic i Czarodziejów”- najnowsze wydanie! Zapłaciłam za nią i szybko schowałam do torby. Przyjaciółka nic nie zauważyła, bo właśnie wybuchła śmiechem. Najwyraźniej Dracon opowiedział jej jakiś dowcip. Dla Harry’ego wybrałam: „Taktyka Qudditcha”- jedyny egzemplarz. Najlepsze jest jednak to, że większość zajmują ruszające się fotografie, które pokazują wszystkie pozycje i tak dalej. Mało jest do czytania. Pomyślałam, że mu się spodoba. Najgorzej było z Ronem…
Przypomniały mi się jedank plakaty, które wisiały w jego sypialni. Była na nich jego ulubiona drużyna qudditcha. Wyszukałam jakąś książkę na ten temat i prezenty dla przyjaciół były kupione.
Ale jeszcze jeden problem. Rodzice…
Wpadłam jednak na genialny pomysł.
Moja mama zawsze narzeka, że muszą biegać na Pokątną, kiedy chcą wysłać do mnie sowę, postanowiłam więc, kupić im własną. Mogłaby mieszkać w moim pokoju. Nikt by jej nie zauważył.
Co innego mogę kupić dla mamy-lekarza i taty-dyrektora firmy transportowej.

Wywlokłam w końcu Dracona i Hermi na zewnątrz.
– Idziemy do Trzech Mioteł?- zaproponował Dracon.
– Czemu nie…- odpowiedziałam. Atmosfera była rozładowana i taka… przyjemna. miny zrzedły nam jednak, gdy na horyzoncie pojawiła się Rita Skeeter. Tym razem miała na sobie jaskaroróżową sukienkę i taki sam płaszcz.

Nie wspomniałam o jej artykule, w którym przypisała Harry’emu rzeczy, których nie zrobił ani nie powiedział, podczas wywiadu z reprezentantami. Zatrzymaliśmy się, a ona spojrzała na nas z ironicznym uśmiechem. Podeszła do nas i jadowitym tonem, powiedziała do Dracona.
– Panie Malfoy… zastanawiam się, czy pański ojciec wie, w jakim to towarzystwie się pan obraca. Chyba wiesz, kochanieńki, że to szlamy. Do tego jeszcze jak zarozumiałe…

Dracon nic nie odpowiedział. Ugryzłam się w język, żeby nic nie powiedzieć. Miałam ochotę wyciągnąć różdżkę i zlikwidować obiekt stojący mi na drodze. Hermiona była w podobnym stanie.
Skeeter jeszcze raz spojrzała na nas z pewną satysfakcją i odeszła. Bez słowa przetransportowaliśmy sie do Trzech Mioteł. Tam nawiązała się ciekawa konwersacja.
– Nienawidze jej!- wysyczałam…
– Miałam ochotę uderzyć tę, za przeproszeniem, małpę…- wtórowała mi Hermiona.
– Spokojnie dziewczyny… Dawno przestałem się przejmować jej komentarzami.
– Bo nie dotyczą one ciebie…- wymamrotałam, a Hermi spojrzała na niego z… no właśnie. Sama nie wiem jak.
– No dobra… dosyć o Skeeter. Hermi idziesz z kimś na bal?- wybronił się Ślizgon. Hermiona spojrzała na mnie. Ja też się zastanawiałam, czy ktoś ją zaprosił.
– Tak.
– Ale z kim?
– Zaprosił mnie…- zawahała się- Wiktor Krum…
– Co?!- wybałuszył oczy Draco. Ja też byłam zaskoczona. Ten… chłopak, za którym zawsze biegały fanki. Ten, o którym mówiłyśmy zawsze, że jest jakiś dziwny…
– Nie zgodziłaś się, prawda?- spojrzał na nią chłopak.
– A dlaczego miałabym się nie zgodzić- uśmiechnęła się Hermiona. Chyba wiedziała, że Malfoy jest zazdrosny. Ten zrobił się trochę czerwony, ale nie powiedział już nic na temat Wiktora.
– A ty Emmo? Idziesz?
– Tak.
Hermiona spojrzała na mnie z uśmiechem. Miałam przecież nie iść na ten bal.
– No ale powiedz z kim…- dociekała przyjaciółka.
– Ron mnie zaprosił.
– Uuu… Weasley zaszalał…- rzucił Dracon, a ja spojrzałam na niego z wyrzutem.
– To fajnie…- dodała Hermiona.
– Idziemy.

W drodze powrotnej do zamku kupiłam śliczną małą sówkę. Była naprawdę słodka, dlatego wiedziałam, że mamie na pewno się spodoba. Nazwałam ją Nimfa. Tak nazywał się mój koń…

W zamku było dość cicho, bo większość szkoły była w Hogesmade. Robili święteczne zakupy… Nigdzie nie moglismy odnaleźć chłopców.
Usiedliśmy w końcu na schodach.
– Prosze was tylko o jedno… Nie mówie nikomu, że idę z Wiktorem- powiedziała Hermiona.
– Nie rozumiem, dlaczego się na to zgodziłaś…- oburzył się Malfoy.
– Draco wiesz przecież, że musisz iść z Pansy…
– Wcale nie muszę!
– Musisz! I przestań zachowywać się jak dziecko…
Draco zmienił taktykę. Zaczął się wyśmiewać z Rona…
– Ja nie mogę Weasley i Emma… Nie będziesz się wstydziła, jak wyleci w tej swojej piżamce…?
– Przestań, to nie jest śmieszne!- zdenerwowałam się.
– No co ty Emi… Weasley i ty… Buhahahahahaha… Na balu… buhahaha… w tańcu…
– Dosyć! Idziemy na błonia. Draco…- powiedziała Hermiona, widząc moją minę.

Wyszliśmy przed zamek. Było już sporo śniego, bo aż do kolan. Szliśmy sobie, gdy nagle Draco poślizgnął się na lodzie. Nie wytrzymałam… Miał taką minę, że po prosty wybuchnęłam śmiechem… Malfoy zrobił się cały czerwony, potm zaczął się śmiać, a potem ulepił kilka sniegowych kulek i zaczął nimi we mnie rzucać. Hermiona także oberwała kilka razy. My oczywiście również wzięłyśmy się do pracy i wkrótce Draco wyglądał jak bałwanek. No i tak się wygłupiał, że po kilku minutach pacnął na ziemię.
Dalej pojawiła się Parkinson.
– Dracooo- rozległ się odrażający wrzask.
– O mamo…- powiedział chłopak, nie podnosząc się nawet z ziemi.
Nie odwracajac się powiedział -PARKINSON!!
– Och, już poznajesz mnie po głosie-wycharczła w moją stronę.
– OCh-przedrzeźniała ją-Niestety.
– Dobra, spadaj na Pottera Szlamo. Gdzie Draconek?
– Poszukaj, gdzieś sie tu walał.
W tym momencie Draco powaliłmnie na ziemię i zasypywał śniegiem. Dostałam jakiś głupawek, bo śmiałam się jak nigdy…
– Draco, o jeju, co ty jej robisz??- zdziwiła się Hermiona. Podniosłam się troche z ziemi. Bylam cała mokra, było mi zimno… Ze włosy wczepił sie lód i wogóle wyglądałam jak śnieżny potwór.
– A ja …eeee no nic jej nie robie.
Taaa…
– Nie on mnie tylko zabija za to, ze powiedziałam, ze jest łamagą i pokraaaaaaaa….ratuunkuuu- zaczęłam wrzeszczeć, bo ten bałwan zaczął mnie znowu zasypywać śniegiem. Hermiona rzuciła w niego śnieżką, żeby odwrócić jakoś jego uwagę. Wstałam i otrzepałam się… Spojrzałam na Dracona.
– Stwierdzilismy, ze jesteś za mało osnieżona, HErmiono- powiedziałam i zaczęło się od nowa. Tyle tylko, że Hermiona była głównym celem… Poślizgnęłam się jednak i poleciałam prosto na nią. Śmiałyśmy się tak, że nie mogłyśmy wstać. Draco opanował się jednak, pomógł nam wstać i zapowiedział powrót do zamku. Po chwili siedzieliśmy już w ciepłym pokoju…


Ahmed…

Ogólnie rzecz biorąc, dzień ten był wesoły. Chłopcy poszli do Hogesmade, a jai Hermiona zajęłyśmy się stajnią, Grannusem i poszukiwaniami Ahmeda. Potem w planach było ubieranie choinki u Hagrida. Jednak zacznijmy analizować wszystko od początku…

Po śniadaniu chłopcy poszli po prezenty, a my wróciłyśmy na chwilę do Pokoju Rozerek. Ubierając płaszcz, zobaczyłam Ahmeda okiełznanego i osiodłanego, który kręcił się po błoniach.
– Co Ahmed robi na błoniach w całym sprzęcie?
Przyjaciółka zdenerwowała się trochę.
– Nie chciałam ci mówić, ale jak pojechałam na nim ciebie szukać, to… to on zginął gdzieś w lesie- odpowiedziała tylko.
– Idziemy!- zarządziłam.
Przemknęłyśmy dziwnie pustymi korytarzami i wybiegłyśmy na błonia. Jednorożec ciągle tam krążył. Był blisko nas. Ucieszył się, gdy zobaczył mnie i ją.
– No Hermi… łap swojego rumaka.
– Ale… ale ja nie umiem.
– Jak nie umiesz, jak umiesz…
– Aaa… pzecież udało mi się z Grannusem!
– Co ci się udało z Grannusem?- zapytałam zdziwiona.
– No… bo później, jak byłaś już w Skrzydle Szpitalnym, to… to on nie dawał się nikomu złapać i… i ja na niego wskoczyłam i pojechałam na nim kawałek- zakłopotała się.
– Wskoczyłaś na Grannusa?! Ale on ma 174 cm w kłębie…
– W czym?- zapytała.
– Nieważne… Poza tym mógł być niebezpieczny… Mógł cię ponieść, a ty przecież nie umiesz jeździć… No właśnie… jak ty… jak jechałaś na Ahmedzie?
– Nie wiem…
– Powinnaś się nauczyć jeździć, skoro posiadasz już jednorożca. No i oczywiście nauczyć się nim porządnie zajmować.
– No dobrze, dobrze…
– Teraz jednak złap, swojego jednorożca- uśmiechnęłam się. Stanęłam trochę z boku i obserwowałam, jak przyjaciółka goni białego, magicznego konia, z rogiem na czole. Podjęła zupełnie złą taktykę, bo próbowała za nim biec, a wiadomo przecież, że on jest od niej szybszy i zwinniejszy. Ahmed miał niezłą zabawę…
– Nie mogę… nie potrafię- podbiegła do mnie zziajana Hermiona, po półgodzinnej walce.
– Mogę spróbować?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź stanęłam przed Ahmedem.
– Ahmed… chodź tu malutki… No chodź- Wyczarowałam marchewkę. Temu nie oprze się żaden czterokopytny. „Konik” spojrzał na mnie niebieskim okiem, zarżał cicho i powoli do mnie podszedł. Wziąłz mojej dłoni marchewkę, a ja w tym czasie delikatnie ujęłam go za wodze i poklepałam.
– Widzisz. Już- uśmiechnęłam się.
– Jak ty to robisz?- zapytała przyjaciółka, wybałuszając oczy.
– Już jako dziecko miałam własnego konia. Doświadczenie… Rozsiodłaj go. Albo… poczekaj. Idź się przebierz, a ja się nim zajme.

Hermiona zniknęła na ścieżce, wiodącej do zamku, a ja zaprowadziłam Ahmeda do stajni. Był mokry, brudny i wycięczony.
Zdjęłam całą uprząż i wyczyściłam go dokładnie tak, że jego sierść lśniła pięknie. Potem okryłam go derką i wprowadziłam do boksu. Potem zabrałam się za Grannusa. Wyczyściłam go jeszcze dokładniej i rónież okryłam derką. Wyczyściłam potem boksy obu jednorożców i wyszłam na zewnątrz. Hermiona pojawiła się dopiero teraz.
– Co tak długo?
– Natknęłam się na Julię…- odpowiedziała ponuro.
– I…?
– Szkoda gadać. Idziemy do Hagida, bo robi się późno. Wiesz, że już prawie trzecia…
– Masz rację.
Kroczyłyśmy w stronę chatki Hagrida, rozmawiając o tym, jak nie wiedziałyśmy jeszcze, że jesteśmy czarownicami. Opowiadałam o mojej klaczy arabskiej- Nimfie i o tym jak startowałyśmy w zawodach. Pięknie jest wspominać te czasy. Nimfa nadal należy do mnie, ale jeżdże na niej tylko w wakacje. Rodzice się nią opiekują. Przez chwilę zatęskniłam do normalnego życia. Do życia bez magii, bez Voldemorta… Ale potem zupełnie porzuciłam te myśli, bo gdyby nie magia, świat byłby nudny, a żabym nie poszła do Hogwartu nigdy nie poznałabym Hermiony, Rona i Harry’ego.

Stanęłyśmy przed drzwiami chatki. Zapukałyśmy. Stanął przed nami nasz kochany, kudłaty Hagrid. Zaprosił nas do środka, zrobił herbatę i poczęstował ciasteczkami domowej roboty, których nie ruszyłyśmy. Heh… wiadomo o co chodzi.
– A tak wogóle, to przyszłyśmy pomóc ci ubierać choinkę…- ciągnęłam.
– No właśnie… gdzie ją masz?- wtórowała Hermiona. Nie mogłyśmy się już dozekać choinki.
– Jest na dworzu… Przyniose jom…

Hagrid zniknął na tyłach ogrodu, a my wyszperałyśmy ozdoby. Było dość ładne i niezniszczone… Najwidocznie Hagrid lubił je i bardzo na nie uważał.
Większość tak małych rzeczy w jego rękach poddawane było totalnej destrukcji.
Wrócił z naprawdę piękną choinką. Szybko zabrałyśmy się za nią. Najpierw odśnieżanie, potem lampki i owe ozdoby…
Kiedy skończyłyśmy było już zupełnie ciemno, a zegarek wskazywał 18.00. Pożegnałyśmy więc Hagrida i wróciłyśmy do szkoły. Wszyscy byli na kolacji, a my nawet obiadu nie jadłyśmy.

Wkroczyłyśmy do wielkiej sali, zostawiając uprzednio płaszcze w pokoju. Dosiadłyśmy się do Harry’ego i Rona, którzy śmiali się z czegoś w najlepsze…
– A wam co tak wesoło?- zapytałam, patrząc na nich. Miałam trochę mieszane uczucia.
– Eee… nie nic- uspokoił się Harry, spoglądając na mnie. Obaj przyjaciele patrzyli na mnie jakoś dziwnie.
– Coś nie tak?- zapytałam niepewnie.
Chłopc spojrzeli na siebie i odpowiedzieli…
– Nie… nic.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia z Hermioną. Wróciłam do jedzenia, ale czułam, że oni znowu na mnie patrzą. Podmiosłam głowę i w istocie tak było. Xmieszałam się zupełnie wstałam.
– Nie jestem głodna. Idę. Chce mi się spać.
Wróciłam do pokoju rozterek. Umyłam się, chwyciłam za książkę i zaczęłam czytać. Po godzinie usłyszałam kroki.
Zgasiłam światło i udałam, że śpię. Hermiona i Draco wpadli, śmiejąc się, ale widząc, że „śpię” przstali i zaczęli coś szeptać. Zasnęłam. Nie wiem jak i kiedy…


Bal…

Nadszedł tak oczekiwany przez wszystkich dzień balu. Zgramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Hermiona nadal spała w najlepsze. Po wczorajszej Wigilii wszyscy byli jacyś nieobecni. Pierwsza noc w dormitorium po tak długim czasie pobytu w Pokoju Rozterek, była prawdziwą rozkoszą. Ubrałam się i nie chcąc czekać na przyjaciółkę, zwaliłam ją z łóżka.
– Wstawaj śpiochu!- krzyknęłam jej do ucha, budząc przy tym resztę dziewcząt.
– Mogłabyś się tak nie drzeć Emmo?! Muszę się wyspać, bo będę miała worki pod oczami- zbulwersowała się Patil. Spojrzałam na nią z ironią. Dziewczyny są naprawdę nienormalne. Hermiona bez słowa zniknęła w łazience. Czekałam na nią i czekałam, ale długo z niej nie wychodziła, więc wyszłam, mówiąc, że jestem w Wielkiej Sali.

Zeszłam po schodach. Większość szkoły rozmawiała na temat dzisiejszego wydarzenia… Ale przejdźmy do rzeczy.

Bal… Cóż to było za wydarzenie. Przygotowania trwały dość długo. Najgłupsze było to, że bałam się, że nie wejdę w suknię. Madame Malkin nieźle się nad nią napracowała, a i moja mama nie wybaczyłaby mi, gdybym nie wystąpiła w kreacji, w której według niej, jestem najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Moje obawy były jednak niepotrzebne, bo leżała świetnie. Teraz, kiedy to piszę, wydaje mi się głupie. Heh… Z sukienki jestem naprawdę zadowolona. Kolor dopasowany do moich oczu, dość prosta i naprawdę piękna. Dodatkiem były kolczyki. Hermiona miała naprawdę cudowne ubranie. Złoty haft, zdobiący materiał sprawił, że moja rozczochrana przyjaciółka zmieniła się w wytworną damę. Wyglądała naprawdę pięknie, gdy upięła włosy. No właśnie… włosy. Z tym był mały problem. Znalazłyśmy jednak świetną książkę pod łóżkiem Parvati. Bawiąc się zaklęciami Hermiona zyskała właśnie tego koczka, a ja… część włosów splotła się z boku w dobierańca, tworząc koronę, reszta zaś pofalowała się i opadła na ramiona. Grzywka nie zmieniła się zbytnio. Bo tylko ona zawsze leży na moim czole. Po trzech godzinach wzięłam głęboki oddech i opuściłam dormitorium. Umówiłam się z Ron’em na schodach, prowadzących do wejścia do Wielkiej Sali. Kiedy szłam korytarzami, wszyscy się na mnie patrzyli. Wyglądałam aż tak źle? Starałam się to ignorować, ale no cóż… ja-Emma Garner denerwowała się z powodu jakiegoś głupiego balu! „Mogłam się nie zgodzić…”- przemknęło mi przez myśl, gdy natknęłam się na Martina… Chłopak rzucił mi przelotne spojrzenie, nie skupiając się zbytnio na mnie. I bardzo dobrze… Wiem, że on coś wtedy kręcił, że… no nieważne. Ale to niemożliwe, żeby najprzystojniejszy według tutejszych dziewcząt chłopak, zainteresował się mną tak nagle. To samo z Draconem… Oni coś knują i mam zamiar dowiedzieć się, co.

Dotarłam w końcu do umówionego miejsca. Stałam na górze na schodach, a Ron na dole, odwrócony do mnie tyłem przyglądał się właśnie jakiejś dziewczynie. Miał na sobie swoją brązową szatę. Kiedy usłyszał moje kroki odkręcił się. Nie poznał mnie chyba, bo wrócił do poprzedniego stanu. Zbiegłam na dół i podeszłam do niego. Spojrzał na mnie i…
– Emma?! WOW! Łanie wyglądasz…
– Dziękuje- uśmiechnęłam się- Idziemy?
– Tak.
Ron nie bardzo wiedział co robić… Ja z resztą też. Weszliśmy do Wielkiej Sali, jakbyśmy przyszli tu osobno, nie razem. Usiedliśmy przy stole i cztery pary rozpoczęły honorowego walca. Dojrzałam Hermioną z Wiktorem. Uśmiechnęłam się i pomachałam jej, ta mogła jedynie odwzajemnić uśmiech. Harry wyglądał na zadowolonego, tańcząc z Laną, ale gdy spojrzał na Hermioną wyglądał, jakby zobaczył ducha. Pod koniec walca Ron wstał i podając mi rękę, powiedział poważnym tonem.
– Panno Garner, mogę prosić panienkę do tańca?
Myślałam, że wybuchne śmiechem, ale wstałam ukłoniłam się grzecznie, tak jak przystało na damę. Uczyli mnie tego kiedyś. Zanim poszłam do szkoły miałam korepetytorkę. Mój dziadek jest hrabią i tego sobie życzył… Nie mieszkamy, oczywiście w pałacu, czy rezydencji, żyjemy normalnie…

Wróćmy jednak do tańca. Ron nawet nieźle dawał sobie radę. Zapytał tylko gdzie nauczyłam się tak tańczyć. Nie chciało mi się tego wszystkiego opowiadać. Po dwóch piosenkach usiedliśmy przy stoliku. Ron błędnym wzrokiem objął całą salę. Milczeliśmy. Nie wiedziałam o czym mam w tym momencie z nim rozmawiać… Przyglądał się tylko, jak Hermiona tańczy z Wiktorem. Zaczął coś burczeć o zdrajczyniach i niewiernych przyjaciółkach, ale wole nie przytaczać dokładnie jego słów, bo kiedy Hermi dorwie się do mojego pamiętnika, będzie jej przykro. Wkrótce przysiedli się do nas: Harry i długowłosa blondynka- Lana. Musiała wypić eliksir, która dostała od Dracona, bo jej włosy sięgały teraz do pól łydki.
– Czyż Hermiona nie wygląda bosko?- uśmiechała się słodko Lana. Ona również była częścią tajnego planu. Tylko po co im to wszystko… Zamyśliłam się na chwilę. Zastanawiałam się, po co i na co… Patrzyłam się bezsensownie w ścianę, gdy nagle dostrzegłam dwóch panów Malfoy’ów wraz ze swoimi synami. A jeśli to wszystko dzieje się z polecenia Luciusza Mafloy’a oraz jego brata Arona. Pomińmy to, że Aron to naprawdę beznadziejne imię. Patrzyłam się na nich i zastanawiałam się, co oni takiego knują…
– Emma! Emmo!- zagadnął Harry- jesteś tutaj z nami, czy nie?
– Co?!- odpowiedziałam tępo, nie odrywając wzroku od Malfoy’ów. Lana najwyraźniej zauważyła na co się patrze, bo stanęła naprzeciwko mnie, zasłaniając czwórkę.
– Mogłabyś się odsunąć?- zapytałam poddenerwowanym tonem.
– O! Przepraszam.

Kiedy się odsunęła, Mafloy’ów już tam nie było. Dołączyła za to do nas Hermiona.
-A gdzie…?-zapytał Ron.
-Wiktor?-wtrąciła.
Wiktor? To jeszcze nie mówisz do niego Wikuś?
-Nie-powiedziała przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam, wiedziałam, że tak będzie. Z nimi nigdy nie może być spokój. Kłócą się zawsze, wszędzie i o każdej porze. Miałam dosyć tego ich biadolenia… Raptem wyrósł przede mną Martin Malfoy. Uśmiechnął się dość niepewnie i poprosił mnie do tańca. Ciekawe, że po rozmowie z ojcem naprał ochoty do tańca ze mną… Pff… Postanowiłam jednak wyciągnąć coś od niego.

Wstałam i ruszyliśmy na parkiet. Pech chciał, że Jędze, zaczęły właśnie jedną za swoich wolnych, romantycznych piosenek… Blee… Jestem romantyczką, ale nie do przesady. Musiałam znosić bliskość Martina… To było jeszcze gorsze. Wogóle nie patrzyłam mu w oczy… To byłby kres wszystkiego. Zauważyłam, jak Lana tańczy z Harry’m. Ten tak jak ja, nie bardzo cieszył się z tego cyrku… Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, bo co mu pozostało… Ale kiedy jego wzrok spotkał się z „moim partnerem” nie było już tak miło.

Postanowiłam, że to już ten moment, więc ruszyłam do akcji.
– Co robił tutaj twój ojciec?- powiedziałam to powoli i wyraźnie. Ten speszył się trochę, a potem spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
– A więc zauważyłaś…?
– Oczywiście…
– Jesteś naprawdę niesamowita.
– Nie znasz mnie.
– Znam cię lepiej, niż ci się wydaje…
Zamilkłam. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego.
– Ja nie jestem głupia- powiedziałam po chwili.
– O czym ty mówisz?
– Nie rozśmieszaj mnie… Nie wierzę w te twoje olśnienie, jeśli chodzi o moją osobę. Kiedy mijaliśmy się na korytarzu, nie raczyłeś nawet spojrzeć na mnie, a po rozmowie z ojcem tańczysz ze mną jak gdyby nigdy nic.
– Nukta zazdrości w twoim głosie…- powiedział tryjumfalnie.
– Nie, nie nutka zazdrości… wyłącznie brak naiwności. Więc powiesz mi, czy nie?
– Ale co ja mam ci powiedzieć…?
– Nieważne… Tak, czy tak się dowiem.
– Ale o co ci chodzi, Emmo!
Ron ulotnił się gdzieś z Harrym. Lana siedziała sama.
– Zajmij się lepiej kuzynką…- powiedziałam i rzuciłam się do wyjścia. Wybiegłam na błonia. Chłód przeniknął mnie do szpiku kości. Przywołałam płaszcz. Nałożyłam go i ukazał mi się niesamowity widok…

Ośnieżone błona, na niebie księżyc i złote gwiazdy… W smużkach księżycowego blasku, zatapia się cały świat. Pustka i cisza oplatały cudownego białego jednorożca, oraz dziewczynę w złotej sukni- Hermionę. Wyglądali oboje jak z bajki, a ja stała tam i nie mogłam uwierzyć, że biorę w tej bajce udział… Przywołałam płaszcz przyjaciółki i podeszłam do niej.
– Ładnie wygladasz z tym jednorożcem. Jak z bajki-powiedziała.
– Czasami wogóle misię wydaje, ze to jest jednym wielkim snem…ten cały świat…A czemu nie jesteś na balu? Z Martinem… albo Ronem-odoałam pospiesznie.
– Ron gdzieś się ulotnił razem z harrym, a Lanę wcisnął w ramiona Martionowi. Tak więc Lavender siedzi i strzela iskrami…- uśniechnęłam się, podając jej płaszcz.
– Idziemy spać?-zaproponowała.
– Nie-e, jeszcze trochę powinnysmy pobyć na tym balu.
– Ale mnie się tak nie chce…
– Tylko trochę- uparłam się i wróciłyśmy. Nie zdążyłam wejść do środka, bo zostałam porwana przez Martina.
Tym razem taniec był szybki… Nie mogłam złapać tchu… Wirowaliśmy po całej sali.
– Świetnie tańczysz…- powiedział Martin, kiedy w końcu usiedliśmy.
– Dziękuje… Trzy lata nauki tańca w London Dance Center. Nadal chodze tam w wakacje…
W tym momencie podeszła do nas Hermiona i zabrała mnie na górę. Nogi bolały mnie strasznie… To pewnie od buta na obcasiku. Nie wiem, kto był tak mądry i je wynalazł. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Pomyślałam: „Nigdy więcej, żadnych balów…” i zasnęłam. Obudziły mnie dziewczyny, które bardzo cicho wkroczyły do dormitorium. Hermiona też się zerwała… Kiedy w koncu położyły się do łóżek, mogłam spokojnie spać…

Dodaj komentarz