Hogwart

Spotkanie z Hagridem wprawiło mnie w nostalgiczny nastrój. Wyrzuty sumienia spowodowane moim zniknięciem nie dawały mi w pełni rozkoszować się przedświąteczną atmosferą panującą w zamku. Bez wątpienia miałam do przemyślenia wiele kwestii, którymi akurat teraz nie chciałam się zajmować. Sięgnęłam po piżamę, starając się ignorować wyszyte na metce imię i z torbą pełną dóbr ruszyłam do komnaty, w której rezydowała Emma.

Ona też nie wyglądała jakby właśnie przeżyła najlepszy wieczór swojego życia. Włączyliśmy muzykę na starym adapterze, bo mój komputer mignął tylko i poddał się wobec obezwładniającej ilości magii.

W połowie drugiej butelki wina, zaczęłyśmy licytować się na to, która ma gorsze życie uczuciowe.

–  Nie przesadzaj, nie jest tak źle! – czknęłam, kiedy Emma prawie rozpłakała się, bo przypomniało jej się, że Corveusz ma nową dziewczynę.

– Nawet się do mnie nie odezwał!

–  Może nie było okazji?

– No… może – udobruchała się nieco. Powoli kończyło nam się wino i zdrowy rozsądek. Kiedy Emma przestała je marnować i wymiotować, postanowiłyśmy wybrać się na nocą przechadzkę po tej części zamku.

Szczęśliwie nikt nie mógł nas za to ukarać! Zarzuciłyśmy szaty na piżamy i w wysokich butach ruszyliśmy skradając się ciemnym korytarzem.

–  Wyjmij różdżkę! – syknęła na mnie Emma

–  Po co?

–  Bo zaraz spadniesz ze schodów w tych ciemnościach – przysunęła mi pod nos końcówkę różdżki, żeby oświetlić dalszą drogę. Wyjęłam swoją i wyczarowałam kilkanaście niewielkich płomyków, które lewitowały przed nami, oświetlając kamienne schody z których można było spaść w każdej chwili, szczególnie po trzech butelkach wina i po ciemku.

–  Myślisz, że chłopcy już śpią? – zachichotałam niekontrolowanie.

–  A po co ci oni teraz?

–  Może też by chcieli iść?

–  A czy Oni zaprosili cię kiedyś na zwiedzanie zamku w pelerynie niewidce? Bo ja pamiętam, że najchętniej to sami sobie chodzili, a my byłyśmy im potrzebne dopiero jak podpalili Panią Norris albo przestraszyli ducha i mogli zarobić szlaban -odpowiedziała bojowniczo Emma.

–  No w sumie racja. Ale może się bali, że dam im szlaban?

–  A czy to twoja wina, że są takimi tchórzami? W ogóle ci faceci tutaj to takie mięczaki…

Zaczęłam się śmiać.

–  Co?

–  Powiedziałaś o Harrym Potterze, że jest tchórzem.

–  Oj nie to miałam na myśli! Wiadomo, że Harry jest bohaterem i nie o taki tchórzostwo mi chodziło. Takie życiowe,

–  Aha, czyli jakie?

–  No takie wiesz, jak coś trzeba zrobić to biorą i robią, a nie się zastanawiają, czy im to pasuje do obranego tylu życia. Tacy, że cała naprzód, że jakieś swoje pomysły mają, a nie tylko jedzenie i łaski albo praca albo quidditch. – gderała Emma. Pomyślałam, że bardzo przypomina w tej chwili Panią Weasley.

–  A faceci w Polsce?

–  O, to jest dopiero zagadka. Mugole to totalna tragedia, Chyba jakiś dodatkowy gen głupoty mają, bo zanim coś ogarną, to zdążysz się zestarzeć. Żadnych odruchów ludzkich, nawet w autobusach stoją w przejściu i nie dają wysiąść innym. Ale poznałam takich magów tam, że ci mówię…. musimy tam kiedyś razem pojechać! Jaspis jest fajny, ale wśród innych w ogóle się tak nie rzucał w oczy. No i mają kompletnie inną magię. Taką… naturalną – rozmarzyła się Emma i wpadła w schodek pułapkę. Pomogłam jej się wydostać i zbiegłyśmy do wielkiego holu. W kątach paliły się pochodne i latarnie, więc schowałam swoje ogniki do słoika i ukryłam go w kieszeni szaty. Emma po raz kolejny sprawdzała, czy na pewno jej puchar za specjalne zasługi dla szkoły stoi w gablocie. A potem, chyba wciąż omamiona winem, zawołała na całe gardło:

–  Iryyyyyyt! Irytku ty mały wstrętny złośliwy podły gnojkuuuuuu.

–  Zamknij się!

–  No co, mam pomysł!

–  Chodź stąd! – pociągnęłam ją z rękaw, kiedy z oddali usłyszałam łoskot drzwi i przerażone krzyki rozbudzonych portretów. Irytek nie był w nastroju do żartów, zamiast chichotać, klął brzydko i kopał zbroje. Emma ani drgnęła, tylko wyciągnęła różdżkę i czekała przyczajona za statuą dzika.

Duszek pojawił się kilka sekund póżniej.

–  Ktoś ma ochotę zebrać bęcki i zarobić szlaban? – zaskrzeczal i beknął. – Wspaniałe. Wychodź dziecinko!

–  Umiesz tylko rzucać łajnobombami – zawołała wesoło Emma zza posągu.

–  Garner? To ty? – Irytek rozglądał się dookoła, szukając źródła dźwięku. W końcu dostrzegł mnie.

–  Czy to nie była pani dyrektor? W końcu straciłaś moc? – zarechotał. – Czas wrócić skąd przyszłaś! – rzucił we mnie kilkoma petardami. Wybuch poniósł się echem po korytarzach. Emma wyskoczyła ze swojej kryjówki i rzuciła jakieś zaklęcie, które związało Irytkowi ręce z nogami, jakby te były zrobione ze sznurka.

–  Ale śmieszne! – prychnął wściekły polergeist, szarpiąc się,

–  Ja sie świetnie bawię – zaśmiałam się, ale szybko zamilkłam, bo usłyszałam czyjeś kroki. Złapałam Emmę za rękaw i pociągnęłam na górę. Byłyśmy już kilka pięter wyżej, kiedy usłyszałyśmy jak Irytek żali się McGonagall, że chciałyśmy zrobić mu krzywdę.

–  Bzdura – doszedł do nas jeszcze komentarz dyrektorki i przemknęłyśmy do Zachodniej Wieży.

Rzuciłyśmy się na łóźko i nie wiem kiedy zasnęłyśmy.

Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi. Poderwałam się, przestraszona. W drzwiach stał Ron i próbował ogarnąć sytuacje.

–  impreza? Bez nas? – zapytał. Emma podciągnęła kołdrę pod brodę, zdzierając ją ze mnie.

–  Ej! – usiłowałam zakryć się leżącą w nogach szatą.

–  Dziewczyny, chyba się za sobą bardzo stęskniłyście – kpił Ron, bezczelni gapiąc się na moje nogi.

–  Byłbyś tak miły i poszedł sobie? -zapytałam go,

–  Z ciężkim sercem… -westchnął. – Za godzinę idziemy do lasu, zbierajcie się.

O, a propos zbierania, to mi sie zbierało na wymioty. Emmie chyba też, bo wygrzebała z bagaży jakieś butelki i zaczęła coś rozcierać w moździerzu.

–  Wypij to, ale dopiero w łazience.

–  Dlaczego w łazience?

–  Bo jak wypijesz tutaj, to możesz nie dobiec…

Miała rację. Nie zdążyłabym. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie wypiję wina i zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Wszystko co miałam w walizce, przypominało raczej jakby, wybierała się na City Break do Paryża. Najbardziej leśnymi ubraniami była para obcisłych jeansów i sweter bez pleców. Musiało wystarczyć.

— Co ty masz na sobie? — zapytał Harry, dopinając jakieś dziwne klamry na piersi.

— Ubrania. Apropo, twoja broda to wynik przegranego zakładu z Ronem czy Ginny?

— To oznaka jego dojrzałości — zaczął tłumaczyć Ron, ale Harry zgromił go spojrzeniem. Trzeba będzie rudzielca przesłuchać na osobności. Dobiegła do nas Emma, ubrana jak komandos magicznych sił zbrojnych. Włosy zaplotła w długi warkocz i zarzuciła go na ramię. Nad naszymi głowami pokrzykiwał kruk.

— A co ty masz na sobie? — przyjaciółka spojrzała na mnie krytycznie, a szczególnie na mój wełniany płaszcz.

— Daj mi spokój — mruknęłam, trochę zażenowana. Na szczęście z Chatki Hagrida wyszli Czarny, Hagrid i Kieł. Na mój widok Hagrid znowu się wzruszył, ale tylko otarł nos rękawem i pokręcił głową.

— Hermiono, wiesz, że nie idziemy zbierać stokrotek, tak? — odezwał się Czarny, prawie słyszałam, jak Emma przewróciła oczami.

— Cześć Corv, na szczęście idziesz z nami więc niczego się nie boję — uśmiechnęłam się, nie chcąc dać po sobie poznać, że wyprawa do Zakazanego Lasu jest nieco ponad moje siły. Śnieg skrzypiał nam pod stopami, kiedy w ciszy wchodziliśmy pomiędzy drzewa. Świeciło piękne słońce, ale gęste korony drzew pozwalały dotrzeć do ścieżki tylko niektórym promykom. Po kilkuset metrach rozdzieliliśmy się. Emma i Harry poszli na wschód, Hagrid i Czarny poszli za tropem, który podjął Kieł, a ja i Ron zastanawialiśmy się, co będzie na obiad i cz na pewno nie będziemy to my.

— Jak tam ten twój mugol? — zagadnął Ron, przytrzymując gałąź leszczyny.

— Zerwał ze mną — odpowiedziałam i poczułam jak coś zakuło mnie w środku.

— Zostawiłaś dla niego całe swoje życie a on z tobą zerwał? — przyjaciel powiedział coś, co i mnie czasami rozbrzmiewało w głowie. Z podobnym wyrzutem.

— Bywa, nie? — zmusiłam się do uśmiechu. Zbliżaliśmy się do niewielkiego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem. Wierz był zmrożony, ale pod kilkucentymetrową warstewką lodu, widać było płynącą wodę. —A ty, nadal podrywasz łaski na bohatera?

— Przecież jestem bohaterem!

— To też, ale przecież jesteś też fajną osobą, tak po prostu. Nawet jakbyś nie zniszczył horkruksa…

— Też za tobą tęskniłem, Hermiono — uśmiechnął się Ron i podał mi swoje rękawiczki ze smoczej skóry. Moje całkiem Juź przemokły, bo nadawały się raczej do trzymania kubków grzanego wina niż rozgarniania ośnieżonych gałęzi.

— Co może zabijać centaury? – zapytałam w końcu,

— Dobre pytanie. Centaury są bardzo silne i rzadko oddzielają się od stada. Nikt o zdrowych zmysłach na nich nie poluje. Nie maja żadnych cudownych właściwości, jak jednorożce. Nie wiem po co ktoś chciałby je zabijać, szczególnie tu, pod Hogwartem.

Zaczynało robić się ciemno. Nad drzewami widać jeszcze było ostatnie promienie słońca, ale w gęstym lesie zapanował mrok. Na polanie spotkaliśmy się z pozostałymi. Nikt nie znalazł niczego podejrzanego, oprócz kilku wiewiórek, które dawno powinny już spać.

— Jutro musimy dojść do drugiej części lasu — powiedział Hagrid. — Musimy znaleźć resztę stada.

— Nie ma szans, żebyśmy zdążyli przejść cały las w jeden dzień — Harry zdjął plecak.

— Co proponujesz? — Emma podejrzliwie spojrzała na bagaż leżący na śniegu.

— Musimy tu przenocować.

— Jak? W środku lasu?! — pisnęłam.

— Ja muszę wracać. Spotkamy się tu jutro o świcie — Hagrid uścsnął nam dłonie. Jeszcze raz zmierzył mnie spojrzeniem, ale nie skomentował moich przemoczonych spodni. Kieł podreptał za nim po wąskiej ścieżce.

— Mamy spać na śniegu?

— Hermiono, nie zachowuj się jak paranoik — Ron pokręcił głową i pomógł Harry’emu rozbić namiot. Przed nami pojawił się niewielki, zaczarowany namiot, który służył nam podczas poszukiwań Horkruksów, kilka lat wcześcnej. W ascetycznej kuchni stały jeszcze nasze kubki, które wzięliśmy za sobą na tę wyprawę. W kątach dostrzegałem coraz więcej naszych drobiazgów. Mugolskie gry planszowe, o które zawsze się kłóciliśmy, bo Ron nie mógł zrozumieć zasad. Kilka szczotek do włosów. Zapasowe ubrania. Radio.

Czarny bez słowa zajął się rozpalaniem ognia. Emma siedziała w fotelu z założonymi rękami i obserwowała go uważnie.

— A co będziemy jeść? — Ron przerwał niezręczną ciszę. Harry rzucił w niego bananem i paczką czipsów.

— Co to?

— Dursleyowie to wzięli, jak uciekaliśmy przed Hagridem i listami z Hogwartu – zaśmiał się. Mi było nieco mniej do śmiechu, bo powoli robiłam się naprawdę głodna. Na szczęście Harry tylko się droczył i kilka minut później Ron pouczał go jak należy zrobić zupę z papryki. Emma zawinęła się w koc i siedziała w fotelu, udając, że czyta książkę. Tak naprawdę śledziła wzrokiem Czarnego, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, wygrzebałam jakieś stare ciuchy i poszłam sie umyć w lodowatej wodzie. Mimo tego orzeźwiająćego prysznica, było mi bardzo gorąco.

— Wszystko w porządku? — Emma przyłożyła lodowatą rękę do mojego czoła.

— trochę mi gorąco — westchnęłam, czując jak w piersi serce płonie mi żywym ogniem. Przyjaciele wpatrywali się we mnie z niepokojem, ale po kilku głębszych oddechach wszystko wróciło do normy, a ja poczułam jak zimne powietrze łaskocze mnie po karku. Na resztę wieczora odesłano mnie na rozklekotaną kanapę. Emma przyglądała mi się badawczo, dzieląc teraz uwagę między mnie i Czarnego, który był nieprawdopodobnie cichy tego wieczoru.

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz