Aqua aura

Okazało się, że Twierdza Cieni ma bardzo dobrze zaopatrzoną bibliotekę. Problem polegał na tym, że nie wszystkie książki dało się odczytać bez znajomości elfickiego na poziomie przynajmniej zaawansowanym. Emma pomagała mi wyszukać książki, które były pisane specyficznym dialektem – mieszaniną runów i elfickiego. Przy odpowiednio silnej woli można było domyśleć się o czym w nich rozprawiano.

Z ulgą przyjmowałam zaproszenia do biblioteki, ponieważ wieść o tym, że dobrowolnie podtrułam się Belladonną szybko się rozeszła i większość członków elfiej społeczności patrzyła na mnie, jak na kompletną wariatkę. Nie długo też udało się utrzymać w sekrecie moje człowieczeństwo. Ale akurat do rozklepania tej wiadomości przyłożyli się przyjaciele księcia Rowana, których poznawałam w co dziwniejszych okolicznościach.

Kiedy nie przesiadywałam w archiwum, większość czasu spędzałam z Jarelem. Jego wyjątkowa wrażliwość i ciekawość, z jaką podchodził do naszej magii była urocza. Próbował nawet uczyć mnie elfickiego, żebym mogła rozumieć więcej z tekstu, który czytałam.

– Dzisiaj nie idziesz do biblioteki, dzisiaj chcę ci coś pokazać – oznajmił pewnego poranka, doganiając mnie w parku. Nie zastanawiałam się nawet nad jego propozycją, bo Emma i tak miała cały dzień spędzić z Rowanem przekopując królewskie archiwum tajnych dokumentów.

Pomysł Jarela był intrygujący. Opuściliśmy zabudowania Twierdzy i przez pewien czas wspinaliśmy się w milczeniu po błotnistych zboczach. Stopy grzęzły mi w rozmokłej trawie i liściach, ale Fae sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie odczuwał żadnych problemów z poruszaniem się. Przyznam, że było to co najmniej irytujące.

Im wyżej się wspinaliśmy, tym więcej śniegu pojawiało się dookoła nas. W końcu za sobą zostawiliśmy krzewy, krzaki i wysokie trawy, a szlak składał się z ostrych kamieni skutych lodem.

– Wyprowadzisz mnie w góry i zabijesz?

– I zjem – pokiwał głową. Zrobiło się chłodno, a kamienie coraz częściej okazywały się być wielkimi bryłami lodu. Zaczęłam ślizgać się na kolejnych stopniach.

– Już niedaleko – Jarel złapał mnie za ramię, kiedy prawie zaryłam nosem w oblodzoną ziemię.

– Gdzie my właściwie idziemy?

– Zobaczysz. Słuchaj – przyłożył palec do ust. Gdzieś niedaleko nas szumiała woda. Pokonaliśmy ostatnie wzniesienie i moim oczom ukazał się niezwykły widok.

Kilkanaście niewielkich basenów wypełnionych błękitną wodą.

– Co to?

– To taki mój… plac zabaw – uśmiechnął się i pomógł mi zejść niżej. Baseny zrobione były z lodu, grubego na  co najmniej metr. Wydychane powietrze zamieniało się w obłoki mroźnej pary, kiedy przechodziliśmy między jednym akwenem, a drugim. Niektóre  z nich były wielkości basenu olimpijskiego, inne wielkością bardziej odpowiadały jacuzzi.

– Ty to zrobiłeś?

– Każdy Fae ma jakąś moc. Ja mam umiem tak – uśmiechnął się skromnie, chociaż widać było, że jest z siebie bardzo dumny.  Wpatrywałam się w spływającą wodą, kiedy gdzieś za mną rozległ się plusk.

– Wskakuj! – zawołał Jarek, który właśnie pozbywszy się wszystkich ubrań, postanowił wziąć kąpiel w lodowatej wodzie.

– Chyba żartujesz!

– Nie jest tak źle!

– Nie ma mowy!

– Tchórzysz? – drażnił się ze mną.

– Nie mam zamiaru tu zostać zmarzliną!

– Woda jest ciepła!

– Akurat – prychnęłam, odskakując od krawędzi lodowego basenu.

– Sprawdź, tylko ręką! No, dalej – zachęcał mnie, śmiejąc się. Odłożyłam swój płaszcz i torbę na bok, żeby się nie zamoczyły i kucnęłam nad taflą wody, żeby zanurzyć w niej dłoń. Woda rzeczywiście była zaskakująco ciepła. Popatrzyłam na niego podejrzliwie, ale elf tylko odgarnął mokre włosy do tyłu. Wyszperałam różdżkę w połach szaty.

– Nie oszukuj! Ja nie mam kostiumu, ty też nie potrzebujesz! – chlusnął wodą w moją stronę.

Zawahałam się, ale ostatecznie po chwili wskoczyłam do wody obok niego. Zimny dreszcz przebiegł moje ciało, jednak co innego zanurzyć ręce, a co innego… wszystko.

– Zimnoooo – marudziłam.

– To poradź coś na to – uśmiechnął się elf, podpływając bliżej.

– Dobra, tu uważaj, żebyś się nie poparzył – ostrzegłam go i schowałam dłonie pod wodą. Po chwili otoczyły nas bąbelki. Woda dookoła nas zawrzała, dając uczucie przyjemnego ciepła. Przymknęłam oczy.

– Czuję się, jakbym pływała w zupie – mruknęłam i oparłam łokcie na krawędzi basenu. Znajdywaliśmy się na samej górze tego kompleksu. Przed nami nie było drzew i mogliśmy podziwiać dolinę i góry, rozciągające na horyzoncie. Przez korony drzew nad nami prześwitywały promienie słońca.

– Bardzo lubię twoją magię – Jarel oparł się na łokciach obok mnie. Na ramieniu poczułam mokry pocałunek.

– Dzięki. To miłe – uśmiechnęłam się do siebie.

– To? – ciepłe usta wędrowały po mojej skórze w stronę szyi.

– Któro? – uniosłam brwi?

– To. I to. I to – szeptał mi do ucha.

– Nie wiem o czym mówisz – zaśmiałam się, bo jego usta łaskotały mnie w szyję. Odgarnął mi mokre włosy na drugą stronę i pocałował mnie w policzek. Odwróciłam się do niego, żeby móc widzieć jego twarz. Wodził spojrzeniem gdzieś poniżej linii wody. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech zakłopotania.

– Nie mogłem się powstrzymać. Jesteś dla mnie fascynująca, Hermiono – dotknął dłonią do mojego policzka i przysunął się bardzo blisko, żeby musnąć wargami kącik moich ust. – Nic wbrew tobie.

– Nic wbrew mnie – potwierdziłam rozmarzonym tonem, bo cała ta sytuacja dawała mi się we znaki. Od gorącej wody powoli brakowało mi tchu. A może to nie woda była temu winna.

Zachęcony moimi słowami, Jarel przyciągnął mnie do siebie. To było bardzo przyjemne, czuć na sobie dotyk czyjejś ciepłej skóry. Szczególnie, że pomimo ciepłej wody, dookoła nas panowała zima. Wszystko co było ponad powierzchnią, pokrywało się cieniutką warstwą szronu.

– Zamarzły ci włosy – dotknęłam pobielałych kosmyków za jego uchem. Nie odpowiedział. Jego wzrok zatrzymał się na moich ustach, jakby wahał się, czy na pewno powinien mnie pocałować. Sama pewnie też bym się wahała, gdybym akurat była w nastroju zastanawiania się nad tych chociaż sekundę. Ale akurat byłam w ramionach nagiego, elfiego wojownika. Nie miałam zamiaru w tym momencie być sobą. Zamiast marnować cenne sekundy, sama go pocałowałam.

Miękkie, odrobinę chłodne wargi elfa tylko na to czekały. Chyba mylnie odczytałam jego zachowanie jako wątpliwość, bo nie było cienia wahania w jego zachowaniu. Przeciągające się pocałunki przypominały mi tylko, jak długo moje usta musiały obchodzić się smakiem. Woda wokół nas robiła się naprawdę gorąca, tak, że prawie sprawiało to ból. Zostałam popchnięta na lodową ścianę i zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie chciałam przerywać tych pieszczot, ale bałam się, że zastanie nas tu noc.

– Nie myśl o tym – wyszeptał mi do ucha Jarel, jakby w odpowiedzi na moje obawy.

– Nie możemy tu zostać – niechętnie zrezygnowałam z dalszych pocałunków. – Musimy wracać.

Staliśmy przytuleni i żadne z nas nie miało ochoty się pierwsze odsunąć. Powietrze pachniało lodem i lasem. Przyjrzałam się twarzy elfa. Miał zamknięte oczy. Jego dłonie gładziły moje nagie plecy delikatnie, zagarniając przy tym wodę na odsłoniętą skórę ramion i kark.

– Chcę ci coś jeszcze pokazać – powiedział w końcu.

– Myślę, że widziałam już wszystko – uśmiechnęłam się zaczepnie.

– Jeszcze nic nie widziałaś – wyszeptał mi wprost do ucha, a mnie ogarnęła przyjemna fala gorąca. Zapomniałam, że niektórzy mężczyźni potrafią mówić miłe rzeczy.

Po wyjściu z ciepłej wody, okazało się, że nadal jesteśmy w lesie i panuje tu sroga zima. Włosy mi zamarzły, tworząc sztywne, sterczące gniazdo gdzieś w okolicy mojej głowy. Jarel chciał pokazać mi jeszcze jedno miejsce, ukryte dokładnie pod kompleksem basenów. Była to niewielka jaskinia, której ściany pokryte były lodem. W jej głębi znajdowała się dziwna struktura przypominająca geodę. Wokół stało mnóstwo kociołków, pojemników. Wyglądało na to, że ktoś urządził sobie tutaj laboratorium.

– Co to jest? – podeszłam bliżej.

– Chciałbym ci coś dać – elf sięgnął do wnętrza geody i usłyszałam ciche chrupnięcie. Na jego otwartej dłoni leżał teraz niewielki, błękitny kryształ, który mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

– Aqua aura?

– Tak. Jeszcze chwila – schował kamień w dłoniach i przymknął oczy, jakby próbował sobie coś przypomnieć. Po chwili między jego palcami błysnęło światło, a kiedy otworzył zaciśniętą pięść, nie było tam już kryształu. Zamiast tego, lśnił tam pierścionek. A raczej pierścień.

Jarek sięgnął po moją dłoń i delikatnie wsunął mi na palec tęczowy kryształ, który teraz oplatały ciasto srebrne ornamenty.

– Nie mogę tego przyjąć – westchnęłam, odrywając wzrok od klejnotu.

– Już przyjęłaś. Nie musisz go nosić, jeśli nie chcesz, ale weź go. Niech ci przypomina o tych miłych chwilach – na jego ustach znowu pojawił się ten lekki uśmiech.

– Jakich chwilach? Nic nie pamiętam – zmarszczyłam brwi. Z piersi elfa wyrwało się krótkie westchnienie, bardzo przypominające warknięcie. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował tak, że na pewno długo będę to pamiętała.

Kiedy wróciła mi odrobina trzeźwości umysłu, jego koszula była już na ziemi, a ja miałam bardzo dużo guzików do ponownego przyszycia.

– Przestań, dość – szeptałam, chociaż nie odsunęłam się od niego ani odrobinę.

– Nie mam zamiaru.

Ogarnął mnie zapach lasu i mroźnego powietrza. Wypełniał mi płuca i był tak uderzający, że musiałam wdychać go coraz więcej. To była najpiękniejsza woń na świecie i nie mogłam się nim wysycić. Przesunęłam dłońmi po jego plecach. Fae syknął cicho, ale jego uścisk tylko się umocnił. Otoczyła nas gęsta, wilgotna mgła. Byłam pewna, że na zewnątrz jest już ciemno, bo i w jaskini ledwo było cokolwiek widać. Źródłem światła były tylko rozproszenia na niebieskich ścianach.

Z miłosnego szału wytrąciło nas wycie wilka, który musiał być gdzieś niedaleko. Poczułam jak oblewa mnie rumieniec, odskoczyłam od Jarela i wsunęłam dłonie w rękawy rozpiętej sukni. Elf też zaczął ubierać się w pośpiechu. Dopiero kiedy się odwrócił, zobaczyłam, że na plecach ma trzy czerwone ślady po oparzeniach. Zrobiło mi się trochę wstyd.

Wilk zawył znowu. Jarel, już całkowicie ubrany, wyszedł z jaskini, gestem przykazując mi, żebym zachowała ciszę. Usłyszałam stłumione głosy. Dolatywały mnie tylko strzępki dźwięków, więc rozmowa musiała toczyć się w sporym oddaleniu.

– Jesteś gotowa? – elf zjawił się przede mną prawie bezszelstnie. Akurat naprawiałam czarami swoją sukienkę, żeby nie wyglądała jak po przejściu huraganu.

– Tak. Co się stało?

– Nic, wyjaśnię ci po drodze – złapał mnie za rękę. Na zewnątrz szarzało już i musieliśmy być jeszcze bardziej ostrożni przy schodzeniu, niż przy wspinaniu się na lodową górę. Jarel prowadził nas inną ścieżką.

– Czyli nic, czy wyjaśnisz mi jednak?

Elf zaśmiał się krótko pod nosem.

– Zniknęłaś bez słowa i Emma się nieco niepokoiła. Wysłała Rowana na poszukiwania. A on nie lubi, jak Emma się niepokoi.

Mogłam się tylko domyślać, jak bardzo zaniepokojona była Emma, skoro Rowan biegał po lesie jak pies i nas szukał. Szczególnie, że znalazł się tak daleko od Twierdzy.

Tylko że twierdza wcale nie była daleko. Mniej niż pół godziny marszu i znowu staliśmy przez jedną z wież strażniczych.

– Jak to jest, że wspinaliśmy się dłużej, niż schodziliśmy? – zmarszczyłam czoło.

– Nie docenia się tego, co osiąga się bez wysiłku – odpowiedział zagadkowo Jarel i musnął ustami mój policzek. Wyprostował się jednak szybko. W oddali na gościńcu pojawiła się postać, za którą łopotały czarne poły szaty. Wyglądała, jakby była uskrzydlona.

– Hermiono! Wszędzie cię szukam! Znalazłam coś! Gdzie byłaś! – trajkotała już z daleka.

– Byłam w lesie! Dokształcałam się – odpowiedziałam. Emma nie miała czasu słuchać.

– Cześć Jarel. Co ci się stało? Oparzyłeś się? – Emma zmarszczyła brwi i wskazała na jego szyję.

– Nic takiego, zagoi się, jak na psie – zaśmiał się Fae i pożegnał z nami. Miałam wrażenie, że chce jak najszybciej uciec z zasięgu pytań Emmy.

– Co znalazłaś?

– Przepowiednię. Chodź – ruszyłyśmy szybkim krokiem w kierunku naszych kwater. Starałam się dotrzymać kroku Emmie, ale czułam się bardzo zmęczona po całodziennej hm… wędrówce.

 

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz