Ach cóż to był za bal

Kiedy w Wielkiej Sali pojawiły się ogromne choinki, mogłam w końcu przestać martwić się tym, co wydarzyło się w Zakazanym Lesie i zacząć cieszyć świętami. Zapakowane prezenty leżący pod moim łóżkiem. W Zamku czuć było wielkie podekscytowanie. Zjeżdżało się coraz więcej ludzi. W Wigilię Bożego Narodzenia wpadłam na Lunę Lovegood, która wyglądała tak samo ekscentrycznie, jak ją zapamiętałam.

Wymieniłyśmy kilka absurdalnych zdań i każda z nas poszła w swoją stronę. Z niezrozumiałych dla mnie powodów, Harry i Luna mieli nieskończoną ilość tematów do rozmowy. Wigilijny poranek spędzili wspólnie, omawiając coś z ożywieniem. Emma wybrała się na ostatnie zakupy do Hogsmeade, Ron odświeżał stare znajomości, głównie z dziewczynami. Przysiadłam się do stołu prezydialnego, żeby zamienić kilka słów z nauczycielami, głównie z Nevillem i Jaspisem.

— Nie jestem pewien, czy powinienem być na tym balu — powiedział nowy nauczyciel.

— Bale w Hogwarcie są super, nie możesz tego przegapić! — odpowiedział mu Neville. Uśmiechnęłam się na wspomnienie Balu Bożonarodzeniowego na czwartym roku, kiedy to Neville był królem parkietu. Jaspisowi chyba wystarczyło to zapewnienie, bo zajął się jedzeniem.

— Nie wiecie gdzie jest Emma? — odezwał się po chwili.

— W bibliotece — powiedział Neville.

— Na zakupach — powiedziałam ja.

Jaspis wyglądał, jakby miał się roześmiać, ale chyba psuło mu to image, więc na wszelki wypadek napił się soku. Dziwny facet.

 

— Ron zaprosił cię tym razem na bal? — zapytał Harry, doganiając mnie w drodze do biblioteki.

— Chyba znowu zabrakło mu odwagi— wzruszyłam ramionami. — Stare dzieje.

— Niektóre rzeczy aż tak się nie zmieniają.

— A niektóre owszem — ucięłam temat. Nie miałam ochoty na analizowanie mojego życia uczuciowego, które milczało, podobnie jak telefon komórkowy, który był moją ostatnią nadzieją w tej sprawie.

— Na przykład Draco Malfoy? — najwyraźniej Harry nie miał zamiaru się odczepić. Moja znajomość z Malfoyem zawsze nieco go uwierała, więc zupełnie nie wiedziałam po co to teraz wywlekał.

— Daj spokój proszę. Chcę w spokoju spędzić święta. Potańczyć z wami, napić się kremowego piwa a potem wrócić do biura.

— Jakiego biura?

— No do mojej pracy!

— Myślałem, że wrócisz do Hogwartu…

— Nie zastanawiałam się nad tym jeszcze…

— Co cię tam trzyma? Znowu znikniesz… Hagrid się zapłacze. Tu są wszyscy twoi przyjaciele — wiercił dziurę Harry.

— To nie jest takie proste. Kiedy przyjeżdża Ginny? — starałam się zmienić temat.

— Zaraz! Muszę po nią wyjść do Hogsmeade! — oprzytomniał Harry.

— To leć leć… — pożegnałam go z ulgą pod drzwiami biblioteki. Weszłam do ciemnego wnętrza, w którym była tylko bibliotekarka, pani Pince. Usiadłam przy swoim ulubionym stoliku. W kącie, pod oknem. Przez kolorowe szybki widać było skraj Zakazanego Lasu, kawałek jeziora i błonia. Wszystko sowicie okraszone śniegiem. Nie mogłam się doczekać balu. Chciałam jednak ten ostatni dzień wykorzystać, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Centaurach. Zostawiłam swoją torbę na krześle i ruszyłam do Działu Ksiąg Zakazanych.

— Zabłądziłaś, Granger? — usłyszałam znajomy głos. Zamarłam, nie rozumiejąc co się dzieje.

— Co tu robisz? — zadałam jedyne pytanie, które nie wydało mi się kompletnie idiotyczne.

— Pracuję —odpowiedział mi kpiąco. Serce tłukło mi się w piersi i znowu poczułam, jak ogarnia mnie fala gorąca.

— Wszystko okej? Dobrze się czujesz?

Pokiwałam głową w odpowiedzi.

Snape przyglądał mi się przez chwilę uważnie, a potem odsunął się.

— Uczysz?

— Już nie. Teraz pracuję naukowo, a uczy nadal ten idiota Slughorn. Wróciłaś ze świata Mugoli?

— Na chwilę tylko. Coś zabija centaury.

— Tak, ciekawe co – było coś takiego w tej odpowiedzi, że wydało mi się, że Severus Snape wie nieco więcej niż chce powiedzieć. Usiedliśmy przy moim stoliku i każde z nas zajęło się swoimi sprawami. Było jednak coś kojącego w obecności Severusa, Uważałam go za zdolnego i mądrego czarodzieja, wiec cokolwiek działo się w lesie, na pewno Snape nie przeszedł obok tego obojętnie.

 

Wigilijny wieczór spędziliśmy u Hagrida. Emma przywlokła ze sobą Jaspisa, królu opowiadał nam o świątecznych tradycjach ze swojego kraju. Rozmowę o opłatkach przerwało dopiero pojawienie się Harry’ego w towarzystwie Ginny. I wtedy wyjaśniła się tajemnica brody. Ginny z wyraźnie zaokrąglonym brzuchem. Hagrid zalał się łzami, wszyscy rzucili się, żeby uścisnąć przyszłych rodziców.

— Będziesz wujkiem! Znowu! — zapiała Emma, rzucając się na szyję Ronowi

— Albo ciocią! — objął ją Ron. — Może to będzie dziewczynka?

Wybuchliśmy śmiechem.

 

Emma siedziała na moim łóżku i dekorowała moją komnatę świecidełkami. Miałyśmy w ten sposób wprawić się w świąteczny nastrój, jednak ciągle czułam wielką dziurę w sercu.

– Kogo zabić? – zapytała nagle.

– Chyba mnie – uśmiechnęłam się blado.

– Eee, to przejdzie ci. Zobaczysz, będzie inaczej – poklepała mnie po ramieniu i wyszła.

 

W Bożonarodzeniowy poranek spałabym pewnie dłużej, jednak wierzgając w łóżku, kopnęłam w coś i łoskot pudełek mnie obudził. Pośród różkonształtnych paczek, których nadawców mogłam rozszyfrować po stylu i sposobie pakowania, znalazła się też jedna, której się nie spodziewałam. Maleńkie szare pudełko skrywało w sobie srebrny wisiorek na długim łańcuszku. Położyłam zawieszkę na dłoni, a ta ożyła. Maleńki smok rozłożył srebrne skrzydła i oplótł moją szyję delikatnym łańcuszkiem. Na końcu chwycił drugi jego koniec w paszczę i zamarł. Stos nierozpakowanych prezentów czekał, a ja nie mogłam przestać wpatrywać się w wisior. Co to mogło znaczyć?

– Można? – w drzwi zastukała Emma. Na głowie miała ręcznik, a pod pachą trzymała podobnej wielkości stos prezentów. Usiadłyśmy do wspólnego otwierania, tak jak robiłyśmy to przez wiele lat podczas świąt w Hogwarcie. Pani Weasley już wiedziała, że wróciłyśmy – każda z nas otrzymała sweter. Mój był czerwony i miał na piersiach wielkiego złotego gryfa, który rozkładał zaczarowane skrzydła. Emmy sweter był granatowy, a czarny kruk obszyty był srebrną nitką. W prezencie i od Rona i od Harry’ego dostałam identyczną książkę:

„Jak pogodzić życie w dwóch światach – z czego nie musisz rezygnować po mugolskiej stronie Lonynu”. Śmiałyśmy się z tego tak długo, że kiedy wreszcie przestałyśmy (a Emma zabrała mi jeden egzemplarz), nie mogłyśmy się uspokoić. Stos otrzymanych w prezencie książek rósł, powoli zaczynałam się obawiać, że życia mi nie wystarczy, żeby to wszystko przeczytać. Emma dostała komplet srebrnych noży, które wyglądały na ostre jak brzytwy. Było tam też kilka błyskotek, które ewidentnie wybierał Ronald. Od razu było widać, że są bardzo drogie. Pewnie Bill miał w tym swój udział.

– Przynajmniej już zauważyli, że jesteś dziewczyną – uśmiechnęłam się na widok miny Emmy, kiedy rozpakowywała kolczyki w kształcie miecza Godryka Gryffindora.

– Chyba ktoś jednak zauważył też ciebie – wskazała palcem na smoka wiszącego mi na szyi.

– Nie było kartki.

– A nie, no to rzeczywiście zagadka, kto to mógł przysłać. Hmm hmm hmmm – zakpiła teatralnie.

– E tam – machnęłam ręką. Po karmelowej krajance Hagrida, została mi tylko jedna paczka – książka od Emmy. Napisana była pismem runicznym, ale niepodobnym do tego, które znałam.

– To runy słowiańskie. Pomyślałam, że ci się spodoba. – uśmiechnęła się.

Podziękowałam jej i jeszcze raz spojrzałam na prezenty od przyjaciół.

– Jesteś zawiedziona?

– Po prostu myślałam…

– Że Max będzie pamiętał?

– Mhm…

– Może już czas i tobie zapomnieć, co?

W odpowiedzi westchnęłam i wzięłam do ręki swoją różdżkę. Zamachnęłam się i w pokoju zrobiło się ciepło od ogników, które obsiadły okno jak choinkowe lampki. Wrzuciłam telefon i komputer na dno walizki i przykryłam je swetrem. Dzisiaj jestem tylko czarownicą.

 

Z jednej strony wypadało się modnie spóźnić na bal, a z drugiej i tak nikt tam na mnie nie czekał, więc mogłam spokojnie zająć się przygotowaniami. Emma próbowała trochę ogarnąć moje włosy, jednak stanęło na tym, że najlepiej ich nie drażnić i zostawić w spokoju. Lekko ugładzone, opadały mi na plecy mniej-więcej kontrolowanymi falami.

Nałożyłam zieloną suknię obszytą tiulem.  Srebrny smok ozdabiał mój dekolt i był jedyną biżuterią na jaką się zdecydowałam.

– Wyglądasz jak prawdziwa Ślizgonka – zamockał obraz na ścianie.

– Dzięki – mruknęłam w odpowiedzi. Na korytarzu zaczekałam na Emmę, żebyśmy mogły razem udać się do Wielkiej Sali i nie rzucać się w oczy swoim  brakiem pary.

 

Wielka Sala była wypełniona ludźmi, którzy bez przerwy rzucali się sobie w ramiona. Cztery stoły były teraz ustawione w wielką literę U, a każde miejsce było podpisane. Grzecznościowo ucałowałyśmy kilka policzków i pomaszerowałyśmy w stronę naszych miejsc. Emma prawie się potknęła o własną suknię, kiedy zobaczyła, że siedzi pomiędzy mną a Corveuszem. Dyskretnie zamieniłam nasze winietki i sama usadowiłam się na miejscu koło Czarnego. Jakoś to przeżyję.

Zamiast stołu prezydialnego ustawiono miejsce dla orkiestry, która przygrywała jakąś spokojną, świąteczną melodyjkę. W sam raz na wejście.

– A gdzie wasze koty, dziewczynki? – przewróciłam oczami. Pansy Parkinson postanowiła zaszczycić Hogwart swoją obecnością. Spojrzałam na nią od dołu do góry, a potem od góry do dołu. Nie musiałam nic mówić, a sama zaczęła wygładzać fałdy na swojej złotej sukni, w której wyglądała jak rybka wyciągnięta z wody. U jej ramienia uczepiony był chłopak, którego pamiętam ze Ślizgońskiej drużyny Quidditcha, ale nie na tyle wyraźnie, żeby mieć imię przypisane do twarzy.

Już miałam coś odpowiedzieć, ale ubiegła mnie Emma, która wysyczała:

– Nie wszyscy potrzebują faceta, żeby awansować do rangi człowieka – fuknęła. Rzęsy Pansy pokryły się szronem, a może mi się tylko zdawało.

– Samotne baby są takie złośliwe – cmoknęła Pansy i powlokła swoją ofiarę na parkiet, gdzie gromadziły się już jej koleżanki z czasów szkolnych. W naszym kierunku szli już Harry z Ginny i Ron. Ron nawet jakby przyspieszył na nasz widok.

– Wow, dziewczyny! Ale wyglądacie! – objął nas ramionami. – Dzisiaj obie jesteście moje!

– Za późno, Weasley. Znowu się spóźniłeś – podszedł do nas wysoki mężczyzna.

– Ty się też nie spieszyłeś – odgryzła się Emma.

– Przybyłem najszybciej jak mogłem – skłonił się. Wpatrywałam się w jego twarz i nie mogłam oderwać wzroku. Długa broda okalała wyjątkowo uroczy uśmiech. Szare oczy otoczone były pierwszymi zmarszczkami, a jego jasne włosy sięgały ramion. Dopiero szturchnięcie w bok, które sprzedała mi Emma, sprawiło, że przestałam się w niego wgapiać z otwartymi ustami.

– Bałam się, że już się ciebie nie doczekamy – uśmiechnęła się lekko Emma. Ron wyglądał na lekko poirytowanego, ale przeszło mu, jak tylko zobaczył, że na stołach pojawiły się pierwsze przekąski.

 

– Nie mógłbym sobie darować, gdybym przepuścił okazję, zobaczenia cię w kiecce – mężczyzna zlustrował ją wzrokiem. Starałam się być niewidzialna i nawet mi się udało, bo właśnie zaczęto grać walca na rozpoczęcie balu. Odważyłam się spojrzeć przybyszowi w oczy, chociaż z trudnem przychodziło mi uwierzenie w to, na co patrzę. Rozejrzałam się i dostrzegłam, że nie tylko na mnie mężczyzna zrobił piorunujące wrażenie. Dziewczyny zatrzymywały się w pół kroku i zamierały z rozdziawionymi ustami, aż ich partnerzy cmokali z oburzeniem. McGonagall ponagliła nas gestem, żebyśmy zebrali się do tańca. Miała wysokie wymagania względem Gryfonów i ich tanecznych umiejętności. Wymieniłam z Emmą lekko przerażone spojrzenie. Żadna z nas nie miała ogarniętej kwestii pierwszego tańca. W tym momencie chciałabym być Ronem, który miał ten problem rozwiązany na conajmniej kilka dekad. Właśnie obejmował w pasie jakąś rudowłosą dziewczynę, którą pierwszy raz widziałam na oczy. Jaspis przedarł się przez tłum i szepnął coś Emmie na ucho. Widocznie było to bardzo zabawne, bo zachichotała, podała mu swoją dłoń i rzucając mi przepraszające spojrzenie, ruszyła za nim na parkiet.

– Może jednak zatańczysz ze mną? – zapytał przybysz, wyciągając do mnie dłoń. Chciałam jednocześnie kazać mu się wypchać i stać tak dalej, wpatrując się w ten lekki uśmiech. tak inny od tego, który pamiętałam.

– Niech będzie, że zrobię ci tę przyjemność – podałam mu dłoń. Wygrała we mnie jakaś nie tak głęboko ukryta próżność, w końcu kto wie, kiedy znowu będę się mogła pokazać gdzieś w towarzystwie takiego przystojniaka.

– Bardzo dziękuję – odparł uprzejmie i pociągnął mnie na parkiet. Wirując w walcu, złowiłam porozumiewawcze spojrzenie Emmy. Czułam się jak zawstydzona nastolatka, onieśmielona facetem. W głowie już słyszałam pouczający głos Emmy, która karciła mnie wielokrotnie za takie myślenie. I w sumie miała rację. Piękny jak sen, czy nie, Draco Malfoy był tym samym chłopakiem, z którym spotykałam się kilka lat.

Czy nie?

Spojrzałam na niego, ale jedynym znajomym akcentem, były jego oczy w kolorze zachmurzonego nieba. Uśmiechnęłam się lekko i poczułam, że Draco przyciąga mnie do siebie nieco bliżej. Chciał coś powiedzieć, ale walc dobiegł końca i u mojego boku pojawił się Jaspis. Emma obtańcowywała po kolei co przystojniejszych chłopaków, poszczęściło jej się i nawet Ron znalazł dla niej chwilę.

Gdy tylko wysunęłam się z objęć młodego Malfoya, na moje miejsce od razu pojawiło się co najmniej kilka kandydatek.

Po kilku kolejnych tańcach w ramionach Jaspisa, zrobiło mi się nagle bardzo gorąco. Musiałam szybko wyjść na dwór i prawdę mówiąc, podejrzewałam już u siebie początek zawału. Od drzwi wejściowych powiało magią. Jej podmuch był silny i złowrogi. Otworzyłam drzwi, a zaraz za mną przybiegł Harry i Ron. W oddali zobaczyłam Emmę, biegnącą ku postaci nadchodzącej od strony Hogsmeade. Rzuciliśmy się pędem przez błonia. Gdzieś za nami słyszałam głos McGonagall. Draco prześcignął nas wszystkich i zatrzymał się nagle. Gestem nakazał nam się nie ruszać. Emma wymieniła z przybyszem kilka słów. Obudziła się we mnie jakaś krnąbrność i przepchałam się przez śnieg, żeby stanąć obok przyjaciółki. Akurat, żeby usłyszeć jak ten dziwny osobnik mówi:

– Znalazłem wasze konie – wskazał na grupę centaurów, które posłusznie szły za nim. – Strasznie pyskate.

– Jak śmiesz! – fuknęłam, odrzucając włosy z twarzy.

– Spokojnie, Hermi – mruknęła Emma, ale narastała we mnie taka wściekłość, że nie mogłam jej już powstrzymać. Czułam, jak coś się we mnie gotuje. Śnieg wokół mnie stopniał, stałam teraz w błotnistej brei.

– To są centaury – zrobiłam krok do przodu. Być może w moich wyobrażeniach wyglądało to nieco bardziej dostojnie, jednak w rzeczywistości ciamkałam błotem.

– I czemu pozwalacie swoim centaurom biegać bez smyczy? – zakpił przybysz.

– On cię tylko prowokuje, daj spokój – odwołał mnie Czarny, którego wcześniej wcale tu nie zauważyłam.

– Puść ich – wyciągnęłam różdżkę. Centaury zadrżały, nie przepadały za ludzką magią. Przybysz posłusznie otworzył dłoń, jakby wypuszczając z niej niewidzialne liny. Ze stada centaurów wyszedł   Hadir, jeden z wojowników. Stanął twarzą w twarz z przybyszem  i powiedział:

– Dziękujemy ci za pomoc. Jednak nigdy nie nazywaj centaurów końmi – splunął mu pod nogi. Hadir stanął na tylnich kopytach, a jego przednie nogi znalazły się niebezpiecznie blisko twarzy obcego mężczyzny. Weszłam między nich, modląc się, żebym nie musiała potem zbyt długo dochodzić do siebie w Świętym Mungo. Centaur stanął na ziemi. Stado ruszyło pędem w stronę zakazanego lasu, ale Hadir, przywołany przez McGonagall, ruszył za nią do Zamku.

– To chcesz mnie zabić, czy osłonić? – odezwał się przybysz. Odwróciłam się w jego stronę, żeby przyjrzeć mu się z bliska. Zerknęłam na Emmę, na jej twarzy malowało się napięcie, ale nie było tam strachu. Widocznie znała tego mężczyznę.

– Może wejdziemy do środka? – przemówił Auror Potter, który do tej pory był niezwykle mało rozmowny.

– Chwila, chwila – odezwałam się. – Kim jesteś?

– Jestem Rowan, wojownik Fae. – odezwał się mężczyzna.

– Książę Rowan – mruknęła Emma, ale ten uciszył ją spojrzeniem.

– Przychodzę w pokoju – uniósł dłonie w obronnym geście. Emma uśmiechnęła się oczarowana.

– Poznaliśmy się w Twierdzy Cieni – dodała przyjaciółka.

– My również – niespodziewanie dla wszystkich odezwał się Draco. Rowan uścisnął jego dłoń mocno i krótko.

– A ty jesteś…? – zwrócił się do mnie.

– Wściekła – zacisnęłam usta.

– Ale jak masz na imię?

– To jest Hermiona, to Harry Potter i Ron Weasley. A to Corveusz Switch. – przedstawił wszystkich Draco, chcąc jak najszybciej mieć tę niezręczną sytuację za sobą. – Zapraszamy do zamku.

„Kto zaprasza, ten zaprasza” – przemknęło mi przez myśl, ale obróciłam się na pięcie i ruszyłam przodem, rozkopując atłasowymi pantofelkami fałdy śniegu na mojej drodze. Im bardziej oddalałam się od naszego „gościa” tym bardziej się uspokajałam. Uczucie gorąca minęło i teraz wyraźnie czułam, że spód mojej sukni jest przemoczony a moje ramiona pokrywa gęsia skórka. Wyjęłam różdżkę i jej końcem delikatnie dotknęłam czubka swojej głowy. Strumienie gorąca spłynęły w dół po mojej skórze, rozgrzewając ją. Kiedy byłam na tyle blisko, żeby znowu usłyszeć muzykę w Wielkiej Sali, znowu ogarnęło mnie przyjemne odprężenie. Tym bardziej, że do tańca poprosił mnie Oliver Wood, który podobał mi się, gdy tylko przyjechałam do Hogwartu. Muzyka nieco przycichła i mogłam z nim porozmawiać. Okazało się jednak, że ulubionym tematem Oliviera jest Olivier. Dolałam sobie solidnej porcji ognistej whiskey do miodu i mój śmiech z jego  żartów stawał się z każdym łykiem, nieco mniej wymuszony.

Już byłam na tyle zrelaksowana, że prawie przyjęłam zaproszenie Oliviera na spacer po zamku, które wymruczał mi do ucha, kiedy odgarniał jakiś kosmyk włosów z mojego policzka.

– Olivier?! – przez parkiet przedzierała się do nas jakaś drobna blondyna. Wood odskoczył ode mnie jak oparzony, poprawił koszulę i trochę próbował mnie odepchnąć na bezpieczną odległość.

– Henrietto? – zaćwierkał. Kobieta, na pierwszy rzut oka  wyglądała jak rozwścieczony nosorożec. Bufiasta suknia dodawała jej niepotrzebnie objętości. Miałam wrażenie, że rozmawiam z dobrze polukrowanym muffinem.  – To moja żona – uśmiechnął się głupkowato Wood. Przewróciłam oczami.

– Miło mi cię poznać, Henrietto. Olivier nie wspominał o tobie, kiedy proponował mi spacer po zakamarkach mojej sukni – ucałowałam jej policzek na powitanie i odeszłam, zostawiając tę uroczą parkę za sobą.

– Ilu się już rozwiodło przez ciebie? – zaśmiał się Ron, który obserwował całą sytuację ze swojej strategicznej pozycji, czyli znad patery z ciastem dyniowym.

– Idę sprawdzić, czy Harry Potter by się dla mnie rozwiódł – mruknęłam i obciągnęłam sukienkę. Ron zachichotał, a potem dotarło do niego, że Harry jest mężem jego siostry i pobiegł za mną, żeby zapobiec małżeńskiej tragedii.

– Gdzie w ogóle jest Harry? – zatrzymałam się nagle.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziała mi Ginny, która siedziała niedaleko na aksamitnym krześle. – Ale jeśli go spotkasz, to powiedz mu, że wróciłam już do domu, bo zasypiam na stojąco.

– Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niej. Ron poczuł się w obowiązku zaopiekować młodszą siostrą.

Nigdzie nie mogłam dostrzec Emmy, Harry’ego ani tego dziwacznego gościa, który się akurat tu dzisiaj przypałętał. Z łatwością natomiast znalazłam Dracona, otoczonego grupą znajomych ze szkoły, którzy wpatrywali się w niego z zachwytem. Przyglądałam się temu z rozbawieniem, chociaż wcale nie winiłam tych rozanielonych dziewczyn. Draco z wysokiego, szczupłego chłopaczka zmienił się w postawnego, umięśnionego mężczyznę. Jego charakterystyczne poirytowanie i zniecierpliwienie zastąpił spokój, opanowanie i coś, czego nikt nie spodziewałby się po nim – serdeczność. Nawet oddalona od niego o kilkanaście metrów, mogłam usłyszeć jak prawi komplementy dawno niewidzianym koleżankom.

Na parkiecie wirował Corveusz ze swoją dziewczyną. Pomyślałam wtedy, że niektórym służy rozstanie – Emma wyruszyła w podróż i dowiedziała się czegoś nowego, Draco ewidentnie trafił do programu ekstremalnej metamorfozy, Corveusz przestał się ciskać i ruszył dalej, ze swoim życiem. Przysiadłam na krześle i obserwowałam znajome twarze. Nie mogłam powstrzymać się przed myślą, że tylko ja zmarnowałam ten rok na poszukiwania czegoś, co nie było tego warte. Świat mugoli był ciekawy, nie mogłam zaprzeczyć, ale okazał się być również bezduszny. Szczególnie, jeśli na ten świat patrzyło się tylko przez jedno okno, a ono nie chciało pozostać otwarte. Dokładnie rok temu pewien uroczy blondyn wręczył mi moją pierwszą komórkę, która była początkiem nowego życia. Równo rok temu Draco zaproponował, żebyśmy wybudowali razem dom w Hogsmeade. Patrzyłam teraz na jego roześmianą twarz i cieszyłam się, że jednak go nie wybudowaliśmy.

 

Wśród tańczących dostrzegłam Emmę, wtuloną w Jaspisa. Czyli nie przepadła z tym podejrzanym typem. Sięgnęłam po pelerynę i wyszłam przed zamek, gdzie w lodowym labiryncie migotały przezroczyste rzeźby. Uczniowie na zaklęciach musieli się naprawdę solidnie napracować. Wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć posądu jednorożca, ale ledwie musnęłam jego kopyto, a odpadła mu cała noga.

Udając, że nie mam z tym nic wspólnego, wkroczyłam głębiej w labirynt przezroczystych ścian. Zrobiło się późno i niektórzy powoli pakowali się już do powozów i wracali do wioski, gdzie wynajęli pokoje. W Wielkiej Sali McGonagall żegnała co ważniejszych gości. Skinęła na mnie ręką. Wyglądała na bardzo zmęczoną, nie tylko dzisiejszym przyjęciem.

– Chciała pani ze mną rozmawiać?

– Muszę cię o coś poprosić… – otworzyła przede mną drzwi do Izby Pamięci. – Chciałabym, żebyś wróciła do Hogwartu i objęła swoje dawne stanowisko. Nie znalazłam nikogo na zastępstwo…

– A Severus Snape?

– Cóż, nie jest on dobrze kojarzony na stanowisku dyrektora, ale nie ukrywam, że proponowałam mu tę posadę. Proszę cię, przemyśl moją propozycję. Czuję, że nadchodzą ciężkie czasy… Znowu. – westchnęła ciężko i zacisnęła usta. – Wiem, że ta rozmowa powinna odbyć się nieco inaczej, jednak muszę znaleźć nowego zastępcę do końca tego roku, albo Ministerstwo Kogoś wyznaczy. A sama pamiętasz jak to już raz się skończyło.

Słuchałam tego w napięciu, niepewna co powinnam odpowiedzieć.

– Nie nadaję się do tej pracy – odezwałam się w końcu.

– Wybacz mi, że to powiem, ale weź się w garść dziewczyno. Snujesz się po zamku z cierpiętniczą miną, kiedy jesteś jedną z najzdolniejszych czarownic swojego pokolenia. Zostawiłaś magię za sobą, ale tego nie można się wyrzec. Co więcej, obawiam się, że z tego będą jeszcze kłopoty. Nigdy nie ma nic dobrego z duszenia czegoś w sobie, a ty dusisz całkiem sporo mocy. Rozumiem, że złamane serce boli, ale trzeba żyć dalej. Ukrywanie się przed światem, czy to w swojej komnacie, czy w bibliotece czy w świecie mugoli nic nie zmieni. Jesteś odważna, mądra i kompetentna. Nie zmienia tego nawet fakt, że jakiś mugol się w tobie nie zakochał.

Oniemiałam. Wpatrywałam się w dyrektorkę, którą dużo kosztował ten krótki monolog. Nabrała ze świstem powietrza i dodała:

– Przepraszam, że ci to mówię. Miałam nadzieję, że przyjaciele przemówią ci do rozumu, ale widocznie potrzebujesz czegoś mocniejszego. Zastanów się nad moimi słowami, Hermiono. Nie wyjeżdżaj bez odpowiedzi, proszę – dotknęła mojego ramienia i szybkim krokiem opuściła Izbę Pamięci.

Wspinając się do Wieży Zachodniej, trawiłam w sobie jej słowa. Nauczycielka miała sporo racji, jednak niechętnie jej to przyznawałam. Rozleniwiłam się, wsiąkłam w mugolski świat, który nie stawiał tylu pytań, a jedynie podsuwał odpowiedzi. Można było przeżyć życie nie wychodząc z domu. Bez zastanawiania się nad skutkami rzucanych czarów, konsekwencjami uroków czy skutkami ubocznymi eliksirów. Na ostatnich schodach, prowadzących do czegoś w rodzaju pokoju spotkań w Wieży Zachodniej, zdjęłam buty, żeby stukaniem obcasów nie obudzić tych, którzy być może już spali. Rzuciłam się na kanapę i schowałam stopy w warstwach sukni. W Wieży było cicho, ogień trzaskał w kominku. Wtuliłam się w aksamitną poduszkę i przymknęłam oczy, żeby w spokoju pomyśleć o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Oczywiście bal w Hogwarcie nie mógł odbyć się bez dramatów.

Do pokoju wszedł Ron a za nim Harry, rozprawiając o czymś z podekscytowaniem. Ściszyli głos na mój widok, pewnie myśleli, że śpię.

– Dobra, Hermiono, wiemy kiedy udajesz – Ron usiadł mi na stopach.

– Nie udaję tylko odpoczywam. Co tu robicie? –Burknęłam nieco urażona. Wyrwałam suknię spod tyłka Rona i usiadłam po turecku, zakrywając się jej falbanami.

– Mamy spotkanie z Rowanem – wyjaśnił Harry.

– A to idę spać.

– Ty też masz to spotkanie.

– Ja już miałam z nim spotkanie, facet jest dziwny i wcale się nie chcę więcej spotykać.

– Jesteś zła o te centaury? – odgadł Ron, wpychając sobie do ust czekoladkę.

– Ona chyba jest zła tak ogólnie – wypowiedział się Harry. Zmroziłam go spojrzeniem. – Przepraszam Hermiono, ale trochę takie sprawiasz wrażenie.

– To nie znaczy, że musisz o mnie mówić w trzeciej osobie w mojej obecności!

– Nie miałem nic złego na myśli!

Już chciałam mu odpowiedzieć, że w jego przypadku posiadanie myśli jest ekstrawagancją, jakiej się nie spodziewałam, ale skrzypnęły drzwi i przepchnął się przez nie Draco Malfoy. Usiadł w fotelu i zaczął się nam przyglądać bez słowa. Wspaniale.

Objęłam kolana ramionami a miejsce obok mnie zajął Harry. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, ale Ron nie mógł wytrzymać i zaczął wypytywać Malfoya o Rowana.

– Rowan jest księciem, elfem, wojownikiem. Uczyłem się u niego przez kilka miesięcy. Ale na pewno sam wam o sobie opowie.

Do naszego grona dołączył Corveusz, który zajął całą kanapę i też wsłuchiwał się w opowieść Malfoya.

Książe, czy nie, czekanie na niego strasznie mi się dłużyło. Powód jego spóźnienia pojawił się kilka minut później. Emma zasiadła w fotelu a książę Rowan przemówił. Zaczął mówić coś o gwiazdach czy sferach. Nie mogłam się skupić, jego obecność irytowała mnie bardziej niż dźwięk skrobania widelcem po porcelanie. Czułam, jak narasta we mnie wściekłość. Wpatrywałam się w ogień, czując, jak złość pulsuje mi pod skórą. Zacisnęłam zęby. Głosy rozmów brzmiały głucho, jakbym znalazła się pod wodą. Czułam, jak płoną mi policzki. Rowan patrzył prosto w moje oczy.

„No dawaj, puść to” – usłyszałam głos w mojej głowie. Zignorowałam to, starając się zaczerpnąć powietrza, ale coś ściskało moje płuca. Wnętrze moich dłoni płonęło.

„Puść to, bo zrobisz komuś krzywdę” – odezwał się władczo głos. Z każdym, coraz płytszym oddechem narastała we mnie furia. Chciałam krzyknąć z bólu, gdy poczułam na palcach żywy ogień, ale nie mogłam drgnąć. Jak na zwolnionym filmie zobaczyłam Emmę odpychającą Harry’ego, kiedy uniosłam dłoń, żeby pozbyć się kuli ognia ze swojej dłoni. Obrana trajektoria lotu sprawiłaby, że Rowan dostałby prosto w serce, jednak zanim zdołałam skończyć gest, płomień zgasł, z głuchym hukiem. Brakowało mi powietrza. Walczyłam z kłębami dymu, wdzierającymi mi się do ust. Byłam uwięziona, nie miałam czym oddychać. Za szarą mgłą poruszały się jakieś postaci, ale nie mogłam rozróżnić ich konturów ani usłyszeć głosów.

Miotałam się wściekle, aż w końcu bańka, w której mnie uwięziono, pękła. Z hukiem, przypominającym wybuch gazu, ogień, który już dogasał, wybuchł i potoczył się po dywanach. Ktoś krzyknął z bólu. Suknia dogasała na moim udach, a ja z trudem wymieniałam zalegający w płucach dym, na maleńkie łyki powietrza.

 

Kiedy otworzyłam oczy, siedziałam w lodowatej wodzie, po której powierzchni pływały strzępki zielonego tiulu. Bardzo podobnego do tego, w który się dzisiaj ubrałam. Piekły mnie oczy, przemyłam je chłodną wodą. Obok mnie stała Emma, w wodzie po pas, z mokrymi włosami, pokrytymi szronem. Przez chwilę obserwowałam w milczeniu dogasające strzępki mojej sukni. Dopiero potem dotarło do mnie, że skoro moja suknia właśnie tonie, to ja w takim razie mam na sobie tylko czarną halkę. Albo i nie. Ruch wody za moimi plecami sprawił, że prawie się utopiłam ze strachu. To Draco Malfoy włożył czerwoną dłoń do wody. Widziałam, że rusza ustami, ale nic nie słyszałam. Ktoś złapał mnie za włosy i brutalnie zanurzył mi głowę w lodowatej toni. Krzyczałam, ale woda zalewała mi gardło i po raz kolejny nie mogłam złapać powietrza.

– Puść ją, idioto – ktoś krzyknął. Jakaś wielka łapa wyciągnęła mnie za włosy spod wody. Wyszarpałam się z tego uchwytu i wspięłam po kamiennych schodach, żeby wyjść z basenu. Łazienka Prefektów wyglądała jak po ćwiczeniach przeciw pożarniczych. Obciągnęłam czarną halkę, która ledwo zakrywała mi pośladki. Lepsze to niż nic. Czterech facetów uzbrojonych w różdżki i jeden wojownik, patrzyli na mnie jak na wariatkę. Potrząsnęłam mokrą głową.

– Z drogi – warknęłam do Rona i Czarnego.

– Gdzie idziesz? – zapytał spokojnie Rowan.

– Spać – sięgnęłam po jeden z ręczników, wytarłam w niego dłonie i rzuciłam mu nim w twarz.

– Hermiono…? Dobrze się czujesz? – zapytał Harry.

Zawrzałam z wściekłości.

– Wiesz co, ja mam już trochę dość tego tutaj, cyrku. Traktowania mnie, jakbym była niespełna rozumu – wycedziłam przez zęby.

– Przepraszam, ale to dla twojego dobra – Draco objął mnie ramieniem i jak szmacianą lalkę wsadził znowu do lodowatej wody. Zaskwierczało.

– To był kiepski pomysł – mruknął Rowan, kiedy z moich dłoni wydobył się strumień gorącej wody. Mężczyzna uklęknął na brzegu basenu i dotknął mojej twarzy, zmuszając mnie, żebym popatrzyła mu w oczy.

„Pozabijasz nas i siebie, jeśli się nie uspokoisz” – rozległo się w mojej głowie. Oczy rozszerzyły mi się z przerażenia.

„Odpieprz się” – pomyślałam, starając się odwrócić wzrok.

„Znajdę tego mugola i go zabiję, jeśli chcesz, ale teraz weź głęboki wdech i się uspokój”

Złapałam go za rękę i odepchnęłam. Przez chwilę miałam ochotę potraktować go wrzątkiem, który zebrałam w dłoni. Spróbowałam jednak głęboko nabrać powietrza. Kryształki lodu łaskotały mnie w gardło, przymknęłam oczy i zanurzyłam się w chłodnej wodzie. Słyszałam tylko bicie własnego serca, wszyscy zostali ponad powierzchnią. Miałam ochotę już tak zostać. Wściekłość we mnie malała, topniała, wypłukiwała się spod mojej skóry. Przestałam czuć gorąco i powoli zaczynałam czuć zimno. Zmusiłam się do wyjścia z basenu.

– Posprzątajcie tu – powiedziałam na odchodnym i wyszłam boso na chłodny korytarz. Woda kapała mi z włosów, trochę ślizgałam się na kamiennej posadzce, ale szłam prosto do Zachodniej Wieży. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam szatą. Śniły mi się płomienie.

 

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz