September the 1st

     Wraz z pierwszym września jesień zagościła na błoniach Hogwartu. Obudziło mnie ciepłe, jesienne słońce, wkradające się do dormitorium przez duże gotyckie okna. Wygrzebałam się z łóżka, usiadłam na parapecie i otworzyłam jedno z nich. Lekki powiew, który bawił się teraz moimi włosami, niósł ze sobą zapach suchych liści, wilgotnego świerku i jeziora. Przymknęłam oczy. Cudownie, że mogłam tu wrócić. Po zalanych słońcem błoniach galopował Grannus, rżąc wesoło i zawadiacko machając głową, jakby wiedział, że go obserwuję. W końcu oderwałam od niego wzrok, zsunęłam się z parapetu i jednym ruchem różdżki otworzyłam kufer. Po szybkich oględzinach garderoby, zdecydowałam się na jeansy, śliwkową koszulę i szary sweterek. Udało mi się poskromić włosy i wpinałam właśnie w uszy małe perełki, które dostałam od rodziców, kiedy usłyszałam krótkie pukanie do drzwi, a zaraz potem do środka wszedł Switch, ubrany w jeansy i brązowy sweter, który komponował się z jego orzechowymi oczami. Mrugnął do mnie i bezceremonialnie walną się na moje pościelone już łóżko.
– Przyszedłem się pożegnać- wyciągnął się i położył ręce za głowę.
– Jak to pożegnać?- przysiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam na niego z trwogą. Chłopak podparł się na łokciach, spojrzał na mnie i pocałował delikatnie.
– Ano tak, panno Garner, pożegnać. Przenoszę się do domu dziadka, nie mogę tu mieszkać wiecznie. Szkoda, że nie chciałaś zamieszkać ze mną- przesłał mi pełne zawodu spojrzenie.
– To nie tak, że nie chcę- odgarnęłam mu grzywkę z oczu i uśmiechnęłam się- to nie jest jeszcze odpowiedni czas.
– Taaa… Odpowiedni będzie wtedy, jak wyrośnie mi siwa broda jak Dumbledorowi- przewrócił oczami i posłał mi jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów- Ale z obiadu u moich rodziców się nie wywiniesz.
– Dobra, dobra- pacnęłam go zwiniętym Prorokiem Codziennym, który dziesięć minut wcześniej dostarczyła mi mała sówka- Idziemy na śniadanie?
Tak jak się spodziewałam, śniadanie podano dzisiaj w Wielkiej Sali. Kiedy dotarliśmy na miejsce, za stołem prezydialnym siedziało już większość nowego grona pedagogicznego, oprócz Hermiony, która miała pojawić się dopiero na uczcie rozpoczynającej rok i Hagrida, zajmującego się pewnie jednorogami. Profesor Flitwick dyskutował żywo z McGonagall i Slughornem, profesor Sinistra przeglądała mapy astronomiczne z tostem w połowie drogi do ust, a profesor Babbling- nauczycielka Runów pokazywała coś profesor Vector w jednej ze swoich książek. Obie zarumieniły się i zachichotały. Trelawny analizowała bruzdy na dłoni poirytowanej Madam Hooch, która, miałam wrażenie, poświęciłaby swoją najlepszą miotłę, żeby tylko się od niej uwolnić. Timothy dla odmiany przepytywał Neville’a, który, jak tylko mnie zobaczył podniósł się i podszedł się przywitać.
– Emma, dobrze Cię widzieć- uściskał mnie przyjaźnie i uśmiechnął się, a potem kiwnął w stronę Czarnego, który stał za mną.
– Jak się masz, Neville?- zagadnęłam go, obejmując go po przyjacielsku i prowadząc w kierunku stołu.
– Zmęczony. Robiłem wszystko na wariackich papierach, żeby zdążyć przed początkiem roku…
Usiadłam na swoim miejscu, obok Nevilla, a po drugiej mojej stronie posadził się Czarny. Tim wychylił się, mrugnął do mnie i posłał swój oszałamiający uśmiech. Muszę przyznać, że jest przystojny, o tak…  Odwzajemniłam uśmiech, nie do końca świadoma tego, co opowiadał Neville. Dopiero kiedy Corv pociągnął mnie za rękaw, wróciłam do rzeczywistości, przesyłając mu jednocześnie przepraszający uśmiech. Wydawało się, że miał ochotę przeszyć Tima na wskroś czymkolwiek, co wpadłoby mu w ręce, ale szybko się opanował. Podstawił mi pod nos kawałek pergaminu, na którym rozpoznałam pismo Harry’ego. Miałam się wstawić w Kwaterze jutro po południu.
Po śniadaniu Czarny pożegnał się ze mną bardziej… „dosadnie”, przygwożdżając mnie do ściany jednego z pustych korytarzy i wyrażając w odpowiednio pasjonujący sposób swoje uczucia. Przez całą resztę dnia, w którym przygotowałam w końcu gabinet, miałam genialny humor, a uśmiech nie schodził mi z ust. Słońce chowało się już za górami, kiedy postanowiłam wrócić do dormitorium i przebrać się na ucztę. Postawiłam na bardziej „nauczycielski” strój i ubrałam białą koszulę, brązową, rozkloszowaną spódnicę do kolan, a na to zieloną szatę.
Kiedy ponownie wkroczyłam do Wielkiej Sali, całe grono pedagogiczne, włącznie z Hermioną, która zasiadła po prawej stronie McGonagall, było już obecne. Przyjaciółka posłała mi wymowne spojrzenie i machnęła ręką żebym usiadła obok niej. Przechodząc obok Hagrida, siedzącego obok Tima, rzuciłam mu się na szyję i uściskałam serdecznie, a na ten widok profesor Slughorn uśmiechnął się wesoło.
W końcu dotarłam jednak na miejsce. Uczniowie ze starszych lat powoli zaczęli zajmować miejsca przy czterech długich stołach, na których stała odświętna hogwardzka zastawa.
– O mało byś się spóźniła! Chciałam już wysłać Partonusa, z wiadomością, żebyś ruszyła tyłek- Hermiona syknęła mi do ucha. Obrzuciłam ją tylko oburzonym spojrzeniem, a potem zapytałam nieco uszczypliwie:
– A Ty, nie powinnaś czekać przed zamkiem na Pierwszorocznych?
Przyjaciółka zerwała się z miejsca, zgarnęła pergamin, który leżał na jej talerzu i przecisnęła się przez grupkę Puchonów, znikając za głównymi drzwiami.
W końcu wszyscy uczniowie usadowili się na swoich miejscach. Większość patrzyła się w stronę stołu prezydialnego, komentując najwyraźniej zmianę składu grona pedagogicznego. Kilku mniej dyskretnych pokazywało na mnie palcami, szepcząc coś do ucha siedzącym obok koleżance lub koledze. Przewróciłam oczami i spojrzałam na Tima, który uśmiechnął i pomachał do mnie. Szmery ucichły dopiero, kiedy McGonagall podniosła się z miejsca i stanęła na mównicy.
– Witam wszystkich serdecznie w nowym roku szkolnym- zaczęła Dyrektorka, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam Dumbledora, który przemawiał dokładnie w tym samym miejscu- Mam nadzieję, że każdy z was jest gotowy na kolejny rok pełen nowych wyzwań. Za chwilę przystąpimy do Ceremonii Przydziału, którą poprowadzi nowa Pani Wicedyrektor Hermiona Jane Weasley. Mam nadzieję, że przywitacie ją brawami.
W tym momencie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, a do środa weszła Hermiona prowadząc za sobą grupkę przestraszonych pierwszorocznych ustawionych dwójkami. Szum oklasków był tak głośny, że nie zauważyłam, kiedy McGonagall wróciła na swoje miejsce. Ostatecznie Przyjaciółka uciszyła szalejący tłum, postawiła na środku stołek i Tiarę Przydziału, i wyjaśniła nowym uczniom, co mają robić. Rozwinęła zwój pergaminu, który trzymała w ręku i wyczytała pierwsze nazwisko. Po pół godzinie, kiedy wszyscy zostali już przydzieleni, wróciła na swoje miejsce, a na stołach pojawiły się potrawy. Hermi nałożyła sobie porcję pieczonych ziemniaków z dodatkiem sałatki z ogórków. Jak na nią, było to dziwne połączenie, ale odkąd nosiła w sobie małą Czarownicę nic mnie już nie dziwiło. Całą salę wypełniał cichy szmer rozmów i śmiechów. Spojrzałam na stół Gryfonów. Miejsca, na których z reguły siadaliśmy, zajęte były przez czterech rozbawionych trzecioklasistów. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, że zawsze siadaliśmy w tym samym, niepisanym układzie: Hermiona i Ron, Harry i ja.
– Brakuje mi tu Harry’ego i Rona- pisnęła cicho Hermi. Spojrzałam na nią. Wzrok miała utkwiony w stole Gryfonów.
– Mi też. Ciągle widzę nas z czasów szkolnych: Harry’ego po mojej lewej i Rona naprzeciwko, Bliźniaków machających gdzieś z oddali… Tak, jakbym wciąż nosiła szkolne szaty- zaśmiałam się, objęłam ją w pasie i pogładziłam po brzuchu.
Talerze zalśniły czystością, a McGonagall ponownie stanęła na mównicy, uciszając tłum.
– Jak zdążyliście już pewnie zauważyć, skład naszego grona pedagogicznego znacznie się zmienił w tym roku. Profesor Weasley, którą zdążyłam już przedstawić- tutaj McGonagall wskazała ręką na Hermionę- będzie uczyć transmutacji. Została również opiekunką Gryffindoru.
Wielka Sala po raz kolejny zatrzęsła się od oklasków, a Hermiona uniosła się lekko i pomachała głównie w kierunku Gryfonów.
– Powitajmy również- Dyrektorka próbowała się przebić przez wiwatujący tłum- profesora Nevilla Longbottoma, który będzie uczył Zielarstwa-wszyscy uczniowie zaczęli ponownie klaskać.
– Posadę nauczyciela Mugoloznastwa przejęła profesor Penelopa Clearwater- tym razem oklaski były mniej gromkie, ale mimo to Penelopa stanęła na równe nogi i zaczęła energicznie machać.
– Od tego roku mamy też dwóch nauczycieli Obrony Przeciw Czarnej Magii- po całej Sali przebiegł szmer pełen niepokoju, a uczniowie niemal przy każdym stole spoglądali jeden na drugiego z lekkim zdziwieniem- Nie, to nie jest pomyłka… Klasy 1 do 5, kończące się SUMami, będzie nauczał profesor Timothy Beagle- Tim podniósł się i uśmiechnął się czarująco, za co otrzymał brawa, szczególnie serdeczne ze strony żeńskiej części społeczności uczniowskiej. Kiedy tłum się w końcu uciszył, prof. McGonagall kontynuowała:
– Tajniki zaawansowanej Obrony przedstawi natomiast Auror-Profesor Emma Garner- Pani Dyrektor wskazała na mnie ręką, a salę wypełniły podniecone szmery, a następnie oklaski. Hermiona puknęła mnie delikatnie w ramię na znak, że wypadałoby podnieść tyłek, więc wstałam i uśmiechnęłam się.
– Wszyscy jesteśmy już zmęczeni, a jutro czeka nas nowy pracowity dzień, więc zmykajcie do łóżek- McGonagall posadziła się obok Hermiony, a uczniowie zaczęli tłoczyć się do wyjścia. Perspektywa powrotu do Wieży Wschodniej, w której nie czekał już na mnie Czarny, okazała się przygnębiająca, ale mimo tego zmęczenie dawało mi się we znaki, więc pożegnałam się z nauczycielami, uściskałam Hermionę i popędziłam do dormitorium, nie czekając na Timothy’ego.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz