11/03

Normalnie szook! Ciągle nie wierze, że tu jestem… Pokój rozterek… Siedzę tu z… DRACONEM! Myślałam, że oszaleję kiedy… Zacznę jednak wszystko od początku…
No więc przez Turniej Trójmagiczny, do którego Harry się dostał (!) Ron wogóle się do niego nie odzywał. Obraził się za to, że nie powiedział mu w jaki sposób się do niego zgłosił. Wiem jednak, że Harry sam się na to nie piosał, bo siedziałam tamtej nocy przy książkach. Jestem pewna, że Harry nie wychodził z dormitorium. Jakimś cudem jednak się do mnie nie odzywa… Z Hermioną też jakoś urwały się kontakty. Siedze bowiem cały czas z Ronem. Ja nie wiem jak mogę wytrzymać z takim niepoważnym człowiekiem. Sama siebie zadziwiam. Muszę jednak przyznać, że Ron trochę ostatnio spoważniał, ale tylko trochę.
Bardzo chciałabym porozmawiać z Hermioną, ale nie da rady…
Wróćmy jednak do Malfoy’a.
Kiedy ostatnim razem szliśmy na obiad wyszedł nam na przeciw ten ulizany pacan.
-Cześć Garner-wysyczał swoim pretensjonalnym głosem.
-Spadaj…-burknęłam.
-Czeeeaaaj. Chcę ci coś dać- kierunku plakietkę z napisem „POTTER NAPRAWDĘ CUCHNIE”.
Myślałam, że… wybuchnę! Byłam wściekła… Nie panowałam nad sobą… Plask! Oberwałw twarz… Ten idiota zachwiał się, a potem wyciągnął różdżkę. Ja też wycięgnęłam swoją, ale w tedy pojawiła się… McGonagall.
Zabrała nas do swojego gabinetu. Musiałam usiąść obok tego… bencwała.
– CO WY SOBIE WYOBRAŻACIE! JESTEŚCIE NAPRAWDĘ NIEPOWAŻNI! NIE SĄDZIŁAM GARNER, ŻE MOŻESZ POSUNĄĆ SIĘ DO TEGO STOPNIA…- mówiła podniesionym tonem.
– Ale pani profesor ja…
– NIE MASZ NIC NA SWOJE USPRAWIEDLIWIENIE! TY, PANIE MALFOY RÓWNIEŻ! JESTEŚCIE… A Z RESZTĄ. SZLABAN! BĘDZIECIE RAZEM MIESZKAĆ.
– Ale…
– NIE MA ŻADNEGO ALE, PANNO GARNER!
Wychowawczyni była naprawdę wściekła. Nie było mowy…
– WIECIE GDZIE MACIE SIĘ UDAĆ…
Wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia…
– AA…- McGonagall wyczarowała tą beznadziejną linię.
– Możecie iśc…
Pacan zamknął drzwi gabinetu i…
– Widzisz co zrobiłaś?! Jesteś prawdziwą idiotką… Nie wiem jak możesz dostawać tyle punktów…
– Jeszcze raz się odezwiesz, Malfoy, a sprawie, że ta twoja beznadziejnie niewyparzona gęba będzie jeszcze brzydsza niż jest!- uniosłam różdżkę i ten pacan nareszcie się zamknął. Chyba się mnie przestraszył. Byłam wściekła!
Wystałam sowę do Hermiony. Przyjaciłka zjawiła się pięć minut później.
Chwila rozmowy z nią dodała mi otuchy. nie przeżyję tu z Malfoy’em do Valentynek!!


Ech…

Miałam dzisiaj piękny sen. Śnili mi się przyjaciele. Biegliśmy razem po błoniach. Potem przybiegł do nas Grannus. A potem się obudziłam i uświadomiłam sobie, że siedze w tym pokoju. To, że w pokoju to jeszcze nic. Najgorsze było to, że siedział ze mną ten idiota. Byłam wściekła. Wstałam i pociągnęłam z linkę ślizgona, który zleciał z łóżka i się obudził. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć zniknęłam za drzwiami łazienki. Postanowiłam nie wychodzić z tamtąd cały dzień. Ubrałam się i usiadłam sobie przy wannie. A co mnie to obchodzi.
W końcu jednak zdrowy rozsądek wziął górę i wylazłam. Miałam jeszcze pół godziny przerwy, bo ślizgon wlazł do łazienki. Potem poszliśmy na śniadanie. Wszyscy się na nas gapili. Ignorowałam kompletnie niepotrzebny przedmiot uczepiony mojej ręki i szłam sobie przeglądając książki.
Kilka pierwszych lekcji jakoś minęło. Dopiero na Obronie coś dziwnie mnie… Od razu pomyślałam o proszku na swędzenie. Moody zrobił nam kartkówkę.
Ten pacan nie uczył się wogóle i oddał pustą kartkę. Ron też miał niewyraźną minę. Wogóle Ron chyba się na mnie obraził, tylko nie bardzo wiedziałam za co. Kiedy próbowałam do niego zagadać rzucił mi „zabójcze” w jego mniemaniu spojrzenie i odszedł bez słowa. Nie mogłam za nim pójść, bo Malfoy był przecież uczepiony mojej ręki. Ron chyba nie jest zazdrosny… Nie… Chociaż…
Przerwę obiadową przesiedziałam w bibliotece. Dzisiaj siedzieliśmy przy stole Ślizgonów, dlatego jakoś nie chciało mi się jeść. Zanim jednak zdążyłam wziąć kilka fajnych książek ta beznadziejna linia już ciągnęła mnie do tego… no do Dracona. Wróciliśmy więc do tego beznadziejnego pokoju. Jak gdyby nigdy nic rozwaliłam się na łóżku i zaczęłam czytać. Nie odezwałam się do współlokatora (jeśli można go tak nazwać)ani słowem przez całe popołudnie. Bez kolacji nie dało się już obejść, bo robiło mi się sałbo. W końcu prawie nie tknęłam śniadania, a na obiedzie wogóle nie byłam. Zeszliśmy więc do Wielkiej Sali. Linia zniknęła i usiadłam do stołu. Chwyciłam za kanapkę i szybko zaczęłam ją jeść. Chciałam pójść na chwilę do biblioteki. Zaledwie wstałam od stołu, podbiegł do mnie… Martin. Kolejny idiota. Nie dość, że z jednym przebywam cały dzień, to jeszcze drugi.
– Musimy porozmawiać…-powiedział, a ja po chamsku odwróciłam się w drugą stronę i już miałam odejść, gdy ten… złapał mnie za nadgarstek i odkręcił. Wyrwałam mu się.
– Spójrz mi w oczy- nie zareagowałam- Emmo…- potrząsnął mną, ale zanim zdążyłąm cokolwiek zrobić, linia zaczęła mnie ciągnąć. Draco wpadł między nas, przewracając mnie na ziemię. Wszyscy się na nas patrzyli, ale temu idiocie nie chciało się wstać, więc go uprzedziłam…
– Złaź ze mnie, bo doznasz publicznego ośmieszenia. Wiesz, do czego jestem zdolna, więc…- Dracon szybko wstał. Kiedy się podniosłam zobaczyłam tylko włosy Hermiony znikające za drzwiami.
– Idziemy…-rzuciłam i pociągnęłam bałwana za sobą. Przepraszam za określenie, ale… Za nami szedł Martin. W końcu, przed samym wejściem do pokoju przemówiłam…
– Wybacz Martin, ale nasz czas dzisiaj został wyczerpany i chyba nie porozmawamy. Żegnam.
Weszłam do sypialni, a Dracon lekko zdziwiony nie wiadomo czym stał po drugiej stronie progu. Pociągnęłam o więc i poszłam do łazienki. Umyłam się, a potem tylko spać, aby ten beznadziejny dzień już się skończył.



Nareszcie dzień bez Dracona!

Kiedy obudziłam się rano Draco już nie spał. Wyglądał jakby wogóle się nie położył. Miał podkrążone oczy i był dziwnie czerwony na twarzy. Kazałam mu iść do Skrzydła Szpitalnego, ale nie chciał. Miałabym trochę spokoju, gdyby tak został. Ubrałam się i chwyciłam za książkę. Dzisiaj pierwsze zadanie. Super! Pomyślałam, że za chwilę znajdę Harry’ego i resztę. Zdziwiło mnie tylko jedno.
– Nie zauważyłeś, że nie ma linii?
– Z okazji pierwszego zadania linia nie będzie nas łączyć.
– Świetnie. Po prostu wspaniale. Profesor McGonagall chociaż raz od pewnego czasu myśli racjonalnie-uśmiechnęłam się, chwyciłam za książkę i wyszłam, zostawiając Ślizgona samego. Z Hermioną spotkałyśmy się na jednym z korytarzy.
– Wy też macie dzisiaj „wolne”?- zapytała Hermiona z daleka.
– Na szczęście, bo już nie mogę wytrzymać tym Ślizgonem- odpowiedziałam.
– Muszę ci coś powiedzieć… chodzi o pierwsze zadanie- zaczęła przyjaciółka.
– Coś się stało?
– Nie… ale pierwszym zadaniem będzie zdobycie jaja smoka.
Przed oczami ukazał mi się ziejący ogniem potrów. Nie byłam przerażona, ale… smoki to bardzo niebezpieczne stworzenia!
– Skąd wiesz?
– Od Hagrida. Zanim jeszcze wylądowałam z Ronem w jednym pokoju, poszliśmy z Harry’m w nocy do Lasu. Szliśmy za Hagridem. Są cztery gatunki: rogogon węgierski,walijski zielony, chiński ogniomiot i szwedzki krótkopyski.
– Oby tylko Harry nie trafił na rogogona.
– Tego też się obawiam- powiedziała Hermiona. Dołączyłyśmy do reszty szkoły udającej się na trybuny. Przez chwilę każda z nas milczała.
– W jaki sposób Harry ma zamiar zdobić te jajo?
– Zobaczysz…-Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo. Domyślałam się, że może wykorzystać swoje umiejętności latania na miotle, ale przecież stając do zadania może mieć tylko różdżkę. W prawdzie mógł użyć Zaklęcia Przywoływania, ale jedyną przeszkodą jest to Harry nie bardzo sobie z nim radzi. Przestarzał medytować na ten temat i zapytałam gdzie jest Ron.
– Nie mam pojęcia. Nie widziałam go od rana- usłyszałam w odpowiedzi. Wsiadłyśmy wraz z innymi Gryfonami.
Dobrze, że wzięłam płaszcz, bo zrobiło się zimno. W jednym rogu stał namiot, a przed nami rozpościerał się ogrodzony teren. Gdzieś w oddali dojrzałam Rona, siedzącego z Deanem i Seamusem i bawiącego się plakietką Mafloy’a. Reprezentanci weszli do namiotu. Hermiona spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Ja też bardzo się obawiałam, a zarazem wiedziałam, że Harry sobie poradzi. „Tylko nie rogogon. Tylko nie rogogon.”-powtarzałam w myślach.
W krótce wszystko się zaczęło. Byłam tak wszystkim podekscytowana, że niewiele pamiętam z walki innych. Kiedy jednak nie wyczytano przy żadnym z wcześniejszych zawodników rogogona… Obie, ja i Hermiona byłyśmy zdesperowane.
Harry stanął naprzeciw ogromnego, czarnego smoka, który siedział między nim, a gniazdem. Przyjaciel szepnął coś i po kilku minutach rozległ się szum. To błyskawica pędziła w jego stronę.
– Jak… jak on się tego nauczył? Przecież nigdy mu to nie wychodziło?- powiedziałam, a Hermiona spojrzała na mnie z satysfakcją.
– Nocne praktyki… i wszystko jest możliwe- uśmiechnęła się.
Harry dosiadł błyskawicy. Krążył chwilę nad głową potwora. Potem zaczął walczyć ze smokiem. Jego walka głównie polegała na odwróceniu od siebie uwagi. Było kilka takich momentów, gdzie już myślałyśmy, że coś mu się stało. Na szczęście nie miało miejsca żadne z takich rzeczy. Tak naprawdę to nie pamiętam jak to się stało, że… HARRY ZDOBYŁ TO JAJO! Wiedziałam, wiedziałam, że mu się uda !! Strasznie się cieszyłyśmy! Ze szczęścia rzuciłyśmy się sobie z Hermioną w ramiona. Po chwili przyszedł Ron. Wiedziałam, że już się nie boczy, ani na mnie, ani na Harry’ego, czy Hermionę. Był tk zdumiony tym co się stało, że wybąkał tylko:
– Przepraszam Emmo, przepraszam Hermiono…
– Przepraszam Ron…-powiedziałyśmy jednocześnie, ja i Hermiona i cała nasza trójka zaczęła się śmiać. Hermiona skinęła głową i każdy już wiedział o co chodzi. Zaczęliśmy kierować sie w stronę namiotu. Harry w przypalonym w kilku miejsach ubraniu, siedział w środku. Pani Pomfrey biegałą wokół niego. Kiedy nas zobaczył uśmiechnął się. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko, kiedy nareszcie zostaliśmy sami. Niestety nie na długo, bo Bliźniacy zorganizowali przejęcie na cześć Harry’ego. Wszyscy sie świetnie bawili. Niestety musiałam wrócić do Pokoju Rozterek, gdzie siedział już Malfoy.
– Potter nieźle się spisał.
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
– Nieźle? Był najlepszy! Nikt tak dobrze nie lata jak on.
Hermiona i Ron wrócili do swoich sypialni, tylko ja ciągle tkwiłam w tej beznadziejnej sytuacji. Nie mówiąc nic już więcej umyłam się i zabrałam się za lekturę. Malfoy pisał coś zawzięcie. Dobrze, że przynajmniej na noc linia nas nie łączy. Dzień był pełen wrażeń, dlatego po godzinie zasnęłam.

Dodaj komentarz