Forbidden fruit charm

Przewracałam się z boku na bok, ale nie mogłam zasnąć. W końcu narzuciłam szatę na piżamę i zbiegłam po krętych schodach do Pokoju Wspólnego. Harry i Ginny siedzieli na jednym fotelu i przeglądali Quidditch przez wieki. Ron siedział przy stole w otoczeniu kilku młodszych Gryfonek i opowiadał im coś zabawnego. Przynajmniej tak to wyglądało, bo wszyscy co jakiś czas wybuchali śmiechem. Mój ulubiony fotel przed kominkiem był zajęty – spał na nim Krzywołap. Gdy tylko mnie zobaczył, wstał z miejsca, przeciągnął się leniwie i zaczął gderać po kociemu, żeby go pogłaskać. Wzięłam go na ręce i skuliłam się w fotelu. Na stoliku leżał lekko zmiętolony zwój pergaminy. Rozwinęłam go i zerknęłam na brakującą runę w piramidzie mocy, którą uzupełnił Dracon. Na samym środku była Runa Gebo.
– Herma, gdzie Emma? – Ron zawisł mi nad głową.
– Patroluje korytarze – ziewnęłam.
– Ale to robota prefekta naczelnego!- zdziwił się. – Wykręcasz się od roboty? Jesteś chora? – położył mi dłoń na czole.
– Sam jesteś chory. Po prostu potrzebowałam zastępstwa…
– Dobranoc Ron! – dziewczęta, z którymi Ronald rozmawiał chwilę wcześniej, zbierały się do snu. Rzuciłam na nie okiem. W rozentuzjazmowanym tłumie dostrzegłam Maggie.
– Dobranoc! – Rudzielec uśmiechnął się do nich wesoło i pomachał im na pożegnanie.
– I co? Udało Ci się coś ugrać? – uśmiechnęłam się, starając się zmienić temat.
– Niee, to znaczy… Nic nie ugrywam!- żachnął się i usiadłnaprzeciwko mnie. – Emma sama chodzi nocą po zamku?
– A co? Martwisz się, że czarownica, która zniszczyła horkruksa, latała na smoku i uciekła przed śmierciożercami, sobie nie poradzi z Irytkiem?
– Ty też zniszczyłaś horkruksa – powiedział cicho Ron i spojrzał na mnie znacząco.
– Każdy z nas zniszczył. Nawet Harry! – zaśmiałam się, udając, że nie mam pojęcia co sugeruje.
– Co nawet ja? – Harry usiadł obok Rona, a Ginny życzyła nam dobrej nocy i przeskakując co dwa schodki, pobiegła w stronę dormitorium dziewczyn.
– Nawet ty zniszczyłeś horkruksa – odpowiedziałam.
– Chyba nie rozumiem…
– Harry, horkruks to taki przedmiot, w którym…- zaczął Ron, ale Harry zdzielił go po głowie mojim słownikiem.
– Nie o to mi chodzi! O czym rozmawiacie?
– Ronald obawia się o bezpieczeństwo Emmy, która dzisiaj w zastępstwie za mnie patroluje korytarze w towarzystwie Dracona Malfoya.
– Nie lubię gnojka – powiedział w zamyśleniu Ron.
– Zagrajmy w coś!- zaproponował Harry, który od pewnego czasu miał przewlekle dobry humor.
Ekplodujący Dureń nie był moją ulubioną rozrywką na długie wieczory, ale dopóki wygrywałam, mogłam znieść i to. Gdy zegar wybił pierwszą w nocy, przeciągnęłam się na miejscu i rzuciłam na stół ostatnie karty. Harry, który właśnie przegrał, został brutalnie potraktowany, przez trzymane w ręku pozostałe karty. Królowe eksplodowały mu w dłoni. Przejście za portretem otworzyło się i stanęła w nim Emma. Spojrzała mi w oczy i pokręciła lekko głową i przysiadła obok Rona.
– Jak było?- zapytał Harry. – Ron się o ciebie martwił.
– Cóż… nudno przez większość czasu. Irytek hałasował w Izbie Pamięci, chyba to jego ulubione miejsce. Twoja odznaka za zasługi dla szkoły głosi teraz: Ronaldowi Weasleyowi – za utylizację resztek żywności.- zaśmiała się.
– A Malfoy? Był miły? – wyszczerzył się złośliwie Ron.
– O… nawet bardziej niż byś się spodziewał…Idę spać. Chodź Hermi – kiwnęła na mnie głową, a ja posłusznie poszłam za nią po schodach. Gdy tylko znalazłyśmy się na klatce schodowej, Emma rzuciła Muffliato na drzwi i nabrała powietrza.
– Rozumiem już, że ból głowy to była taka standardowa wymówka, co? – wyrzuciła z siebie.
– Co masz na myśli?
– Chciałabym wiedzieć, co ty miałaś na myśli wysyłając mnie tam. Dlaczego Draco Malfoy myślał, że bezkarnie może położyć mi ręce na tyłku, pilnując jednocześnie, żebym miała niedrożne gardło? – patrzyła mi w oczy, a końce jej włosów zaczęły jaśnieć. – Szczerze mówiąc, to sama chciałabym to wiedzieć – powiedziałam powoli.
– Co?
– No… własnie dlaczego tak myślał.
– Nie rozumiem.
– Ja też nie rozumiem, Em. Możesz mi powiedzieć, co się stało? – usiadłam obok niej na schodach.

Po tym jak Emma przypomniała mi swoim nienagannym strojem, że dzisiaj trzeba będzie wyjść do ludzi, wróciłam do Dormitorium, gdzie po chwili przekopywania szafy udało mi się znaleźć sukienkę wystarczająco ciepłą, zebym nie trzeba było nakładać pod nią trzech podkoszulek. Zarzuciłam płaszcz na ramiona, chwyciłam wiszącą na krześle torebkę i z nadzieją, że zjem coś w Hogsmeade. Zbiegając po schodach, przypinałam do poły płaszcza odznakę prefekta naczelnego. W Wielkim Holu stał Dracon Malfoy i podziwiał swoje odbicie w gablocie z wynikami szkolnego turnieju Quidditcha. Na jego miejscu to też bym się właściwie podziwaiała… tak sobie pomyślałam.
– Granger? – uniósł brwi, najwyraźniej bardzo zdziwiony, że ciągle chodzimy do tej samej szkoły.
– A co? Planowałeś się tu rzucić z łapami na kogoś innego? – burknęłam, zakładając rękawiczki.
– Powiedziała ci… słuchaj, myślałem, że to ty…- zaczął się tłumaczyć. Wyglądał przy tym tak żałośnie, że sama nie wiedziałam, co mam zrobić. Wzruszyłam więc ramionami, zeszłam ze schodów i ruszyłam w stronę wyjścia. Dracon bez słowa założył płaszcz i ruszył za mną.
Na dworze było słonecznie i ciepło, jak na tę porę roku. A przede wszystkim było sucho. Pachniało spadającymi liśćmi, a mijany przez nas Zakazany Las mienił się pięknymi, soczystymi kolorami. Dracon kopał przed sobą kasztan, jednak wyjątkowo ostrożnie, żeby jego świecące lakierki czasami się nie zakurzyły.
Po chwili dogoniliśmy resztę maruderów spacerujących do Hogsmeade. Pozostaliśmy jednak w tyle, żeby widzieć cały pochód. Emma szła na końcu i bawiła się swoim szalikiem, który zawiązała wokół pasa.
– Jesteś na mnie obrażona? – usłyszałam w pewnym momencie, gdy znaleźliśmy się już przy bramie miasteczka.
– A niby o co? – prychnęłam, spoglądając w niebo. – Zaraz będzie padać.
– Dlaczego nie ty przyszłaś na patrol, tak w ogóle? Jej tam wcale nie powinno być – Malfoy nagle się rozzłościł.
– Jak myślisz, głupia pało? – uniosłam brwi i spojrzałam na niego, starając się, żeby mój wzrok dawał mu do zrozumienia, jak wielkim jest kretynem.
– Przez to w bibliotece? Przecież to nic takiego… Oboje jesteśmy dorośli i w ogóle… – jego głos, mimo że nadal rozdrażniony, zaczynał brzmieć potulnie jak nigdy przed tem. Wyczuwałam w nim coś jeszcze, jakby… zdenerwowanie?
– No i w ogóle to co ci przyszło do głowy? – dopytywałam się, zdejmując rękawiczki.
Dracon szedł chwilę obok w milczeniu, aż w końcu pociągnął mnie za rękaw do jakiejś bocznej uliczki, prowadzącej do nikąd.
– Co się znowu dzieje? – podbiegłam za nim, żeby się nie przewrócić od siły tego pociągnięcia.
– Pozwól, że wytłumaczę ci Granger, co też przyszło mi do głowy i skąd – mówiąc to, zbliżał się powoli w moją stronę, a jego spojrzenie utkwione było w moich ustach. – Sama nigdy o tym nie pomyślałaś? – Mówił już bardzo cicho. Tym razem i moje spojrzenie zatrzymało się na jego różowych wargach i sama nie wiem co we mnie wstąpiło, ale złapałam go za połę płaszcza i przyciągnęłam do siebie z siłą, o którą się nie podejrzewałam. Z cichym kliknięciem odpadła mu odznaka prefekta naczelnego, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Usta Dracona, z którymi miałam przyjemność zapoznać się dzień wcześniej, tym razem poczynały sobie coraz odważniej. Zamarłam, kiedy poczułam, jak jego język rozchyla mi wargi. Ślizgon wplótł rękę w moje włosy i przycisnął mnie do ściany całym sobą. I dobrze, że to zrobił, bo po chwili czułam, że zaczyna kręcić mi się w głowie i kolana lekko mi drżały. Gdy się ode mnie odsunął i spojrzał mi w oczy, kompletnie nie wiedziałam jak się zachować.
– Pojęłaś? – w jego oczach błysęła iskra tryumfu. Uśmiechnęłam się zaczepnie.
– Nie, mółbyś powtórzyć wyraźniej, Malfoy? – wyszeptałam.
Przez ułamek sekundy wyglądał, jakbym go skonfundowała. Potem jego ręce bardzo trafnie odnalazły moje biodra, a jego usta całowały mnie tak, jak nawet nie wyobrażałam sobie, że można kogoś całować. Krew dudniła mi w uszach. Odsunęłam go od siebie i spojrzałam zdziwiona prosto w szare oczy Malfoya.
– Teraz lepiej? – uśmiechnął się.
– Tak, dziękuję – poprawiłam płaszcz, który zsunął mi się z ramion i nabrałam głęboko powierza. Odwróciłam się od Dracona, ale on złapał mnie w pasie i przytulił się do moich pleców.
– Mówiłem ci… myślałem, że to ty – wymruczał mi do ucha jak wielki kot, a potem zniknął z drugiej strony alejki, w której się ukryliśmy. Poprawiłam jescze raz wszystkie elementy garderoby i wyszłam na głowną ulicę wioski. Blond czupryna mignęła mi w okolicy sklepu ze składnikami do eliksirów. Rozejrzałam się dookoła. Nie tak znowu daleko przede mną, dostrzegłam jak Emma podskakuje, próbując wyrwać ksiązkę z ręki Corveusza. Zanosili się przy tym ze śmiechu, ganiając dookoła księgarni i poczty, jakby byli tu pierwszy raz. Corveusz zatrzymał się dopiero, gdy jakiś trzecioklasista powiedział do niego:
– Dzień dobry panie profesorze!
Switch schował książkę za plecami, a wtedy Emma wyskoczyła na niego zza płotu jak wielka puma i wyrwała mu ją z ręki. Gdy ten spostrzegł, co się święci, puścił się za nią biegiem.
Emma piszcząc, uciekała w stronę Wrzeszczącej Chaty.
– Nie wiedziałem, że Emma może tak szybko biegać – zdziwił się Ron, który niewiadomo kiedy, pojawił się obok mnie.
– Ja też nie! – zaśmiałam się i ruszyliśmy w stronę Trzech Mioteł.

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Moon Stone. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz