The Eight Potters

     W tych czasach nawet w Norze dało się wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Hermiona oparta o rozłożonego na kanapie Rona przeglądała jakąś książkę od niechcenia, a ja siedziałam na drewnianej podłodze przed kominkiem z podkulonymi nogami. Żadne z nas nie było jakoś szczególnie rozmowne tego wieczora.  Zasłonę ciszy, która nad nami zawisła, rozdarł jednak po chwili cichy trzask za oknem. Członkowie Zakonu zbierali się powoli na kolejne zebranie. Przyjaciółka odłożyła opasły tom na stolik, podniosła się i wyjrzała na zewnątrz.
– Tonks, Lupin i Switch- odpowiedziała mojemu pytającemu spojrzeniu i wyszła z pokoju, a za nią ruszył Rudzielec. Dogoniłam ich tuż przed drzwiami do kuchni, gdzie pani      Weasley krzątała się razem z Ginny, przygotowując kolację. Przy dużym, drewnianym stole siedzieli już Fred, George, pan Weasley, Tonks, Lupin i Czarny. Corveusz Switch, zwany również Czarnym, to Auror starszy od nas zaledwie o trzy lata, który wstąpił do Zakonu zaraz po śmierci Dumbledora. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak, o czarnych włosach opadających łobuzersko na jego orzechowe oczy był najprzystojniejszym facetem, który w życiu stanął mi na drodze. Kiedy wtłoczyliśmy się do środka i zajęliśmy swoje miejsca, Corv posłał mi przeciągłe spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Reszta za bardzo pochłonięta była rozmową, żeby zauważyć, że się pojawiliśmy.
– Podobasz mu się- szepnęła mi do ucha Przyjaciółka- obserwuje Cię na każdym zebraniu.
– Hermiono, to nie jest odpowiedni moment…- spojrzałam na nią wymownie.
– A kiedy będzie?- syknęła- Za kilka miesięcy możesz być martwa, nie wiedząc nawet co Cię ominęło.
– Mocne słowa- wbiłam wzrok w blat stołu.
– Szczera prawda…- wzruszyła ramionami- więc przestań ciągle uciekać. Nie wiadomo, co będzie potem, dlatego trzeba łapać każdą dobrą chwilę, która nam została.
Spojrzałam na nią niepewnie, a potem przeniosłam wzrok na Czarnego, który dyskutował właśnie z Billem i Kingsley’em. Naprzeciwko nas posadziła się Fleur. Czekaliśmy już tylko na Szalonookiego. W końcu jednak i on się pojawił, a pani Weasley wypchnęła Ginny za drzwi, po raz kolejny tłumacząc jej, że jest za młoda.
– W porządku. Możemy zaczynać- posadziła się obok swojego męża, a głos zajął Moody.
-Do transportu Pottera zostało już tylko parę godzin. Trzeba dopiąć wszystko na ostatni guzik. Pierwsza rzecz: mamy jakieś ciuchy, które nosił, Molly?- przeniósł swoje magiczne oko na panią Weasley.
– Zostawił u nas w zeszłym roku parę jeansów, t-shirt i bluzę. Wyprałam je i poł…
– Bardzo dobrze. Trzeba to będzie powielić. Każdy Potter ma być ubrany tak samo. Nic nie może sugerować, który jest prawdziwy. Garner!- wrzasnął w moim kierunku, wyrywając mnie z zamyślenia- To będzie zadanie Twoje i Granger.
Kiwnęłam głową na znak, że przyjęłam to do wiadomości i założyłam ręce na piersiach.
– Zostaje nam tylko podzielić się w pary. Bill i Fleur na jednym testralu, Tonks i Ron na miotłach, Fred z Arturem znowu miotły, George z Kingsley’em, Lupin – spojrzał w stronę Remusa- ty zajmiesz się Granger…
– Mogę coś zasugerować, Alastorze?- przerwał mu jednak- Sugeruję, żeby to jednak Emma poleciała ze mną. Kingsley i ja będziemy pod największym ostrzałem z racji doświadczenia w zawodzie. Wybacz Hermiono, ale z tego co wiem, Emma poradzi sobie lepiej. Zgadzasz się, Emmo?
Spojrzałam na Hermionę, w oczach której pojawiło się przerażenie i po raz kolejny kiwnęłam głową. Nie mogłam jakoś wydobyć z siebie głosu.
– Dobra, niech będzie- Moody oparł się o swoją laskę- Lupin i Emma, Hermiona i Czarny. Ja przypilnuję Mundungusa.  Zbiórka jutro o siódmej. Nie mam nic więcej do dodania.
Szalonooki wyszedł trzaskając drzwiami, a reszta podniosła się na hura.
– Nie zostaniecie na kolacji?- zaprotestowała pani Weasley.
– Niestety, Molly- odpowiedział Kingsley, przepychając się do wyjścia. Za nim potoczyli się Tonks i Lupin.
– Może chociaż Ty, Corveuszu?- zapytała z nadzieją w głosie mama Rona.
– Właściwie to czemu nie. Nigdzie się nie spieszę-powiedział głębokim, melodyjnym basem i  posłał łobuzerski uśmiech, wywołując rumieńce na jej twarzy.
– Bardzo dobrze. Taki przystojny, młody człowiek musi się dobrze odżywiać, zwłaszcza teraz- poklepała go po umięśnionym ramieniu- Hermiono, pomożesz mi z tymi półmiskami?
Przyjaciółka podniosła się bez słowa, pociągając za sobą siedzącego obok niej Rona. Zebrałam stojące na stole świeczki i zaczęłam zapalać jedną z nich płomieniem z końca mojej różdżki.
– Może pomóc?- usłyszałam glos Czarnego po mojej lewej stronie, a potem, gdy wyciągał rękę po jedną ze świec, poczułam jego ciepło. Dreszcz przeszedł mi po plecach, a włosy na całym ciele stanęły dęba. „ Dzięki”- wydusiłam z siebie, posyłając mu przelotne spojrzenie.
– Czy my się już wcześniej nie spotkaliśmy poza Zakonem?- zapytałam w końcu i spojrzałam na niego uważnie. W jego brązowych oczach migotały wesołe iskierki, a na twarzy pojawił się uśmiech.
-Zdaje się, że wpadłaś na mnie na korytarzu w Hogwarcie, raz czy dwa- wyszczerzył się.
– Fakt, moje gapiostwo mogło się do tego przyczynić- zaśmiałam się, lewitując kolejną świecę w powietrzu nad stołem.
– Fajnie, że umiesz mówić. Przez Twoje uporczywe milczenie na każdym zebraniu zacząłem się zastanawiać, czy nie straciłaś głosu w jakimś mniej lub bardziej tragicznym wypadku- uśmiechnął się a czarne kosmyki opadły mu na oczy.
– Imponujące poczucie humoru, naprawdę- uśmiechnęłam się, umieszczając kolejną świecę w powietrzu. Przy stole powoli zaczęli się gromadzić członkowie rodziny Weasley’ów. Po mojej prawej stronie posadził się Ron, a Hermiona zajęła miejsce obok Corveusza, który rzucił coś zaczepnie w jej kierunku. Zabraliśmy się za jedzenie zupy z dyni. Bliźniacy, nie wytrzymując już grobowej ciszy, która zapadła, zaczęli opowiadać dowcipy a la „przychodzi Voldzio do uzdrowiciela”. Pomimo protestów ze strony pani Weasley, atmosfera nieco się rozluźniła. Kuchnie wypełniły dźwięki dyskusji i nieco nerwowych śmiechów. Każdy z nas potrzebował wyluzować choć na chwilę.
– Co się teraz dzieje z Twoimi rodzicami? Dlaczego nie należą do Zakonu?- Switch pochylił się w moim kierunku.
– Moi rodzice są Mugolami. Pochodzę z niemagicznej rodziny- odpowiedziałam, spuszczając wzrok- a właściwie to już nie mam rodziny- westchnęłam.
– Jak to nie masz rodziny?- zaciekawił się, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Na szczęście z opresji uratował mnie Ron:
– Przed przybyciem do Nory, Emma i Hermiona rzuciły na swoich rodziców Zaklęcie Zapomnienia Wymazały siebie z ich pamięci.
– Wszczepiłyśmy im też potrzebę wyemigrowania do Australii- wtrąciła Przyjaciółka łamiącym się głosem, a łzy zaszkliły się w jej oczach. Chwilę później podniosła się i wyszła, a za nią poczłapał Ron.
– To musi być dla Ciebie trudne.
– Mam nadzieję, że to ich uchroni przed tym całym bałaganem, który lada moment dojdzie do skutku- wstałam, a Corv za mną.
– Dobrej nocy. Jutro emocjonujący dzień- uśmiechnęłam się lekko.
– Do jutra, Emmo Garner. Miło było w końcu pogadać- odwzajemnił uśmiech.
Powiedziałam głośno: „Dobranoc!” całej rozemocjonowanej reszcie i przetransportowałam się do pokoju, który dzieliłam razem z Hermioną i Ginny. Hermi tuliła się już do poduszki, leżąc w łóżku, a Ginny wisiała na oknie z posępną miną. Umyłam się i wskoczyłam pod kołdrę. To już jutro…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz