Pożar

– Żyjesz? – usłyszałam gdzieś z otchłani głos Rona.

– Śpię – naciągnęłam sobie kołdrę na głowę.

– No wiem właśnie, ale to już trzecia doba…

– No… co? – otworzyłam oczy. W pokoju wszystko było posprzątane. Na komodzie stał wazon z wielkim bukietem kwiatów. Poranne słońce oślepiało mnie i oczy znowu zaczęły mnie szczypać.

– Przepraszam, Rowan mówił, żeby cię nie budzić, ale musiałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku – usiadł na brzegu łóżka. – Bardzo nas przestraszyłyście…

Nie za bardzo rozumiałam o co chodzi. Przyjaciel opowiedział mi co się stało po balu.

– A ty po prostu wyszłaś z tego basenu i poszłaś sobie. Sama. Emma nadal dochodzi do siebie… – westchnął, a ja zerwałam się z łóżka i zaczęłam rozglądać za czymś do ubrania.

– Muszę ją zobaczyć!

– Nie wolno jej budzić – powstrzymywał mnie Ron.

– Chcę tylko zobaczyć!

– Najpierw powinnaś spojrzeć w lustro… – dotknął mojego ramienia.

Spojrzałam na swoje odbicie i w pierwszej chwili nie wiedziałam co tu się nie zgadza. Dopiero, kiedy się przyjrzałam, dotarło do mnie, że moje oczy zmieniły kolor. Były teraz jaskrawo-zielone.

– A to co za czary? – mruknęłam do siebie.

– To twoja magia. Rowan nam trochę tłumaczył… Jak zaczęłaś płonąć, twoje oczy były czerwone. Wspaniale – pomyślałam. Jeszcze tego brakowało.

Sięgnęłam po długi, czarny sweter i otuliłam się nim, jak szlafrokiem. Zajrzałam do Emmy, która leżała w białej pościeli i oddychała spokojnie. W jej komnacie panowało przyjemne ciepło.

– Wyjdź stąd – warknął Rowan, kiedy stanął w drzwiach.

– Opanuj się – prychnęłam i wyminęłam go w przejściu. Podejrzewałam, że to on był tym, który złapał mnie za włosy.

– Musimy porozmawiać – zaczął iść za mną.

– Ty się musisz ode mnie odczepić – nie zatrzymałam się.

– Nie możesz tak sobie odejść!

– No jejku no, bo co mi zrobisz?

– Krzywdę komuś zrobisz, już raz prawie zrobiłaś.

– To może powinieneś się zacząć trochę bać, co? – wróciłam do swojej komnaty i wyciągnęłam ubrania z kufra. Najwyraźniej Rowan nie miał zamiaru wyjść z mojego pokoju, więc zaczęłam się rozbierać. Dopiero teraz zauważyłam, że od ud aż po szyję pięły mi się czerwone ślady po oparzeniach.

– Mogę zobaczyć?

– Taaak, tak jasne – zakpiłam i wciągnęłam spodnie. Natręt spojrzeniem skomentował moje jeansy.

– Hermiono, możesz mnie posłuchać? – widać było, że sili się na zachowanie spokoju.

– Rowanie, możesz iść sobie? Mam rzeczy do zrobienia.

– Jesteś strażniczką ognia, musisz opanować tę moc.

– Czy ty nie przyszedłeś tutaj jako posłaniec i nie powinieneś już sobie pójść? – poczułam, jak wzbiera we mnie irytacja.

– W porządku, możemy umówić się na rozmowę? – zapytał ostrożnie.

– Dobrze, jutro w Londynie.

– Słucham?

– JUTRO W LONDYNIE – powtórzyłam głośno i wyraźnie, wprost do jego spiczastego ucha. – A teraz z drogi.

 

Czekało mnie kilka poważnych rozmów. Pierwszą odbyłam z dyrektor McGonagall. Czarownica przyjęła moją decyzję z ulgą. Nawiązała też do wydarzeń ostatnich dni, oczekując wyjaśnień. Nie wszystko jeszcze sama byłam w stanie wyjaśnić, ale obiecałam informować ją na bieżąco. Wychodzac, pod drzwiami jej gabinetu wyminęłam się z księciem Rowanem. Złapał mnie za ramię.

– Nie podchodź do Emmy, dopóki się nie ogarniesz – powiedział cicho. Zawrzało we mnie, ale wzięłam głęboki wdech. W jego głosie nie było zaczepki. Pokiwałam głową i ruszyłam w drogę powrotną do Londynu. Zapewniłam Hagrida, że niedługo wrócę i teleportowałam się wprost pod drzwi mojego mieszkania.

– Ale mnie przestraszyłaś! – Max upuścił moje klucze.

– Świetnie, że tu jesteś. Możesz mi od razu oddać klucze – wyciągnęłam dłoń. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale posłusznie podał mi klucze. Otworzyłam drzwi i weszłam do  środka. Maxwell wszedł za mną i bez słowa zaczął zbierać swoje rzeczy.

– Porozmawiamy o tym? – zapytał, chowając do torby jakieś drobiazgi. \

– O czym?

– Myślałem, że pasuje ci, że jesteśmy przyjaciółmi – schował ręce w kieszeniach długiego płaszcza. Zapomniałam, jaki jest przystojny. Zacisnęłam usta i pokręciłam głową. Po policzku spłynęła mi gorąca łza. Czułam jak zostawia palący ślad na mojej skórze.

– I co to zmienia, że mi to nie pasowało, Max? Nic. Dajmy sobie spokój, oboje. – westchnęłam. Mężczyzna zabrzęczał kluczykami od samochodu.

– Jesteś pewna? – uniósł brwi, kiedy podałam mu telefon, który podarował mi rok temu na święta.

– Bardziej z każdą sekundą.

Nie miałam czasu, żeby porządnie się rozpłakać. Z resztą to właśnie opłakiwałam już od pół roku. Serce obróciło mi się w piersi, kiedy zamknęły się za nim drzwi. Wychyliłam się przez otwarte okno i głęboko wciągnęłam powietrze, żeby się uspokoić. Zadziwiające, jak to działało za każdym razem. Dałam sobie dzień na odpoczynek.

 

Przepakowałam walizkę i do niewielkiego plecaka zapakowałam ze trzy kufry najpotrzebniejszych rzeczy. Krzywołap już od tygodnia grasował po błoniach, nie musiałam się martwić o jego transport. Resztę mugolskich ubrań zostawiłam na łóżku i przebrałam się w długą szatę. Dopięłam ostatnie haftki i zarzuciłam kaptur na głowę. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mógł mnie zbyt łatwo rozpoznać, kiedy z ulicy Pokątnej, skręciłam na Śmiertelny Nokturn.

Czarna szata chroniła mnie nie tylko przed niechcianymi spojrzeniami, ale też przed przenikliwym zimnem, które ogarnęło Londyn. Nawet śnieg nie miał odwagi padać.

– Młode kobiety nie powinny wybierać się samotnie w takie okolice – zaczepił mnie jakiś przysadzisty czarodziej, od którego cuchnęło alkoholem. Czułam, jak oczy zapłonęły mi czerwienią. Mężczyzna odskoczył ode mnie jak poparzony. Szybko znalazłam niewielki sklep, który bardziej przypominał stragan, wciśnięty między dwa przechylające się budynki. Z czasem widocznie dobudowano do niego dwie ściany i kawałek dachu.

Wewnątrz było niewiele miejsca, ledwie tyle, żeby można było stanąć tam obiema nogami. Bezzębna czarownica wyciągnęła do mnie dłoń. Podałam jej kilka złotych monet.

– Uważaj na siebie – powiedziała, kiedy z wielkiego kosza wyciągnęłam kilka interesujących mnie przedmiotów. Metal zabrzęczał złowrogo, ale posłusznie owinął się wokół moich nadgarstków. Schowałam dłonie w rozkloszowanych rękawach i teleportowałam się do Hogsmeade. Nadal trwała przerwa świąteczna, więc kręciło się tam mnóstwo ludzi, korzystając z dobrodziejstwa urlopu. Rozglądałam się po wiosce, szukając Draco. Ostatecznie mogę znaleźć go nieco później. Ile sił w nogach ruszyłam do zamku. Musiałam nieco przyspieszyć swoje plany.

Zwolniłam kroku dopiero kiedy ponownie zobaczyłam sylwetkę zamku. Jego majestatyczne wieże wzbudzały we mnie spokój. Oddychałam głęboko, żeby wysycić się tym uczuciem.

Naprzeciwko mnie pojawiła się masywna postać. Zdążyłam.

– Nie mieliśmy spotkać się w Londynie? – zdziwił się Rowan.

– Zmiana planów – westchnęłam.

– Coś się zmieniło – przypatrywał mi się uważnie, a jego źrenice się zwęziły.

– Możesz mi pomóc? Zapanować nad tym płomieniem?

– Już myślałem, że będę musiał cię zabić, zanim sama to zrobisz – nie byłam pewna, czy to był żart. Starałam się nie brać do siebie tych komentarzy, ale nie mogłam poradzić nic na to, że Rowan strasznie działał mi na nerwy. Brnęliśmy przez śnieg, którym pokryta była droga do Zamku. – Musisz nauczyć się kontrolować swoje emocje. Tylko tyle. Wtedy będziesz mogła zawiadować ogniem, a nie on tobą. Normalnie nie zajmowałbym się takimi głupotami, kiedy mają nam się tutaj otworzyć wrota do innego wymiaru, ale będziesz bardziej przydatna, kiedy nie będziesz próbowała nikogo upiec i zjeść.

– To się więcej nie wydarzy – powiedziałam cicho, ale tylko prychnął w odpowiedzi.

– Mam już ponad 300 lat, wiesz, ile razy to słyszałem? –  ziewnął.

– 300 lat?!

– A nie wyglądam, co? – uśmiechnął się lekko. Zabrał ode mnie plecak i rzucił go na śnieg. – Skup się. Jak będziesz chciała mnie podpalić, to zacznij głęboko oddychać, a ja przestanę cię atakować. Różdżka może ci się nie przydać, jest łatwopalna.

Bez słowa ostrzeżenia, wyciągnął sztylet zza pasa i zamachnął się nim. Ostrze przeleciało obok mojego ucha. To wystarczyło, żeby zapłonął ogień w moim sercu. Przed kolejnym nożem się uchyliłam, ale trzeci pawie wbił mi się w stopę.

– Oddychaj! – usłyszałam zduszony głos.

W dłoniach płonęły mi kule ognia, ale z każdym wdechem przygasały.

– Coś jest nie tak – Rowan pozbierał noże i obszedł mnie dookoła. Zrzuciłam już ciężki płaszcz, bo było mi za gorąco.

„Pokaż mi, co umiesz” – usłyszałam w głowie irytujący obcy głos.

– Nie! – krzyknęłam, wciągając ze świstem powietrze.

Czułam, jak na policzki wstępują mi niezdrowe rumieńce. Kucnęłam, żeby zanurzyć dłonie w śniegu, ale ten topniał, zanim się do niego zbliżyłam. Widziałam, jak Rowan naciąga cięciwę łuku i celuje we mnie. Wściekłość wezbrała we mnie ze zdwojoną siłą. Gwizdnął, żeby przyciągnąć moją uwagę. Powoli obrócił się i wymierzył w coś za moimi plecami.

– Nie! – krzyknęłam, widząc kogo obrał za cel.

„Ruszaj!”

Szczęknęło. Strzała miała minąć mnie o kilka centymetrów. Wściekłość zamieniła się w strach. Chwyciłam pędzącą strzałę w dłoń. Spłonęła i wysypała mi się spomiędzy palców. Rowan opuścił łuk i przyglądał mi się chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Chciałeś mnie zabić? – Emma poprawiła szal na swojej głowie.

Wojownik milczał.

– Akurat ciebie tak łatwo zabić – mruknął w końcu. Otrzepał się ze śniegu i podał mi plecak. – Było dobrze. Może być lepiej.

– Dzięki? – zawahałam się. Serce łomotało mi jak wściekłe. Spojrzałam na Emmę.

– Nie przejmuj się, też przez to przechodziłam. – pogładziła mnie po ramieniu. – Będzie gorzej.

– Dobra, nie popłaczcie się. Do środka – warknął Rowan i przepuścił nas w drzwiach.

 

Emma nadal była słaba, ale ewidentnie sprawiało jej przyjemność, że książę co jakiś czas sprawdza jakość jej funkcji życiowych. Ponieważ do rozpoczęcia semestru po przerwie świątecznej mieliśmy tylko kilka dni, coraz więcej czasu poświęcałam na ćwiczenia z Rowanem. Emma szukała informacji w bibliotece, jednak coraz częściej przychodziła popatrzeć, jak wściekam się na jej księcia.

Z trudem przychodziło mi opanowanie emocji kiedy ten przechodził do walki wręcz. Moje próby wypalenia mu oczy spełzły na niczym. Z czasem głęboki oddech przestawał mi wystarczać. Tego popołudnia płonęły już nie tylko moje dłonie, ale też skraj szaty i ogniem zajmowała się ziemia, na której stałam.

„Postaraj się bardziej!”

Świst noża przeciął powietrze. Ktoś biegł ciężko po śniegu w naszą stronę.

Skuliłam się, żeby dać sobie chwilę odpoczynku.

„Wstań i pracuj!” – wrzasnął głos w moim uchu. Oczy zaszły mi łzami, byłam już zmęczona. Płomienie w dłoniach sprawiały, że ręce mi omdlewały. Ulubionym zajęciem Rowana było drażnienie mnie wystrzałami z łuku. Strach paraliżował mnie i kilka razy strzała musnęła moje ramię. Długie smugi po oparzeniach okładałam jakimiś zgniecionymi liśćmi. Odwróciłam się w stronę, z której słyszałam kroki. W tym samym czasie Rowan wystrzelił strzałę. Chwyciłam ją w ostatniej chwili, pół metra przed sercem Dracona Malfoya.

Wtedy furia zamroczyła mi umysł. Z płonącą strzałą w dłoni, przebiełam odległość dzielącą mnie od Rowana. Nie spodziewał się, że mogę wpaść na tak głupi pomysł. Popchnęłam go na ziemię a podmuch gorąca stopił pancerz na jego piersi. Kolanami przygniotłam go do podłoża, a resztę płonącej strzały wbiłam tuż przy jego szyi.

– 300 lat to chyba za mało, żeby umierać, prawda? – szepnęłam mu do ucha.

Skinął głową. Wstałam i podałam mu rękę. Podciągnął się na niej raczej z grzeczności niż konieczności.

– Przepraszam – powiedzieliśmy jednocześnie. Draco dobiegł do nas. Długie włosy wyplątały mu się z koka na czubku głowy.

– Zabił cię? Nie? Myślałem, że nie będzie co zbierać – pokręcił głową, patrząc na zniszczony pancerz. – Stopiłaś srebro goblinów?

– Nie wiem – mruknęłam. Byłam zmęczona.

– Chwileczkę… – Rowan złapał mnie za nadgarstek. – Twoje dłonie są zimne.

Pstryknęłam palcami i wytrysnął z nich wysoki płomień. Machnęłam im na pożegnanie i ruszyłam w stronę zamku, ciągnąc za sobą pelerynę. Emma siedziała na ławce przy wejściu.

– Żdziebko się wściekłaś, co?

– Kuglarz podły…

– Patrz – wskazała ręką na polanę, na której zostawiłam Dracona i Rowana. Książę rozpakował się z poprzepalanej koszuli, a na jego piersi widać było czerwone ślady. Pokryte tatuażami ramiona właśnie wykonywały serię przedziwnych ruchów. Taniec w zwolnionym tempie, czy starożytne sztuki walki – ciężko było odgadnąć. Z zachwytem wpatrywałyśmy się w mięśnie, poruszające się pod skórą.

– Jeśli zabijesz księcia, to cię spalą na stosie – powiedziała spokojnie przyjaciółka. Parsknęłyśmy śmiechem, bo wychodziło na to, że płomienie nie robią na mnie wrażenia. Za to ogromne wrażenie robił na mnie Draco, który nie wiedzieć czemu, pozbył się koszulki.

– Skąd on ma takie mięśnie. Nigdy nie miał – mruknęłam, nie mogąc oderwać oczu od jego umięśnionych pleców i ramion.

– W Twierdzy Cieni wszyscy faceci przechodzą taką metamorfozę… – zamyśliła się Emma.

– Myślałam, że jedyną metamorfozę, jaką przejdzie Malfoy, będzie przedziałek po lewej stronie głowy – wyrwało mi się.

Mężczyźni zaczęli wymieniać ciosy, które głuchym echem odbijały się od ich torsów. Żeby nie zostać posądzonymi o bezczelne wgapianie się, czmychnęłyśmy do Zamku zanim skończyli i resztę pojedynku podziwiałyśmy przez niewielkie okno w korytarzu na pierwszym piętrze.

 

Informacje o aniversum

Jedyna taka macocha w blogosferze.
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz