Corveus’ Theme

     Siedziałam na kamiennym parapecie dużego gotyckiego okna w Wieży Wschodniej, patrząc na czarne wody jeziora, które niespokojnie przelewały się z jednej strony na drugą. Ciemne chmury przesuwały się powoli po niebie, a krople deszczu uderzające w szyby, wygrywały spokojną pieśń, która rozbrzmiewała w ciszy. Zamek zdawał się jeszcze spać. Owinęłam się szczelniej peleryną i odpłynęłam, wsłuchując się w otoczenie. Właśnie takim chciałam zapamiętać to miejsce… Zamknęłam oczy, kiedy poczułam jak przestrzeń w pomieszczeniu ugina się. Do pokoju wszedł Switch, spojrzał na mnie i bez słowa usiadł na drugim końcu parapetu. Mieściliśmy się we dwoje bez problemu. Czarny utkwił wzrok w jednym punkcie za szybą i zamyślił się. Pierwszy raz widziałam go takim. Włosy niesfornie opadały mu na jakby zamglone oczy. Wyglądał, jak wojownik szykujący się do ataku. W końcu spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
– Dzień dobry, Corveuszu Switch- odwzajemniłam uśmiech.
– Dzień dobry, Emmo Garner- skinął głową.
– Uwielbiam patrzeć na to wszystko- zaczęłam po chwili ciszy- często siadałam w oknie, szczególnie, jeśli potrzebowałam spokojnie pomyśleć.
– W lochach mogliśmy sobie popatrzeć co najwyżej na pająki na ścianach.
– Całe szczęście, że trafiłam do Gryffindoru, nie zniosłabym chłodu i ciemności przez większość dnia.
– No wiesz… ale dzięki temu jest pretekst, żeby co i rusz objąć jakąś zziębniętą Ślizgonkę- zaśmiał się.
– Jestem pewna, że nagminnie to uskuteczniałeś- wyszczerzyłam się- Draco przynajmniej tak robił.
– Rzeczywiście nie miałem z tym problemu. Co ciekawe, ten sposób działał też na Krukonki- rozpromienił się, wracając myślami do momentów z przeszłości- i jedną Gryfonkę.
– Jak widać, niedostatecznie długo- zauważyłam.
– Brakowało im czegoś… niezwykłego- odpowiedział po chwili zawahania.
– No tak, przecież czarownice wcale nie są niezwykłe- zaśmiałam się.
– Są mniej i bardziej niezwykłe.
– A czego bardziej niezwykłego potrzebujesz?- spojrzałam na niego uważnie, a on zamilkł, zastanawiając się, co ma odpowiedzieć.
– Zaczynał się mój ostatni rok w Hogwarcie… – zaczął z namysłem- Jednego popołudnia… To był koniec września, tak… Było wtedy mnóstwo kolorowych liści na błoniach. Wracaliśmy z kumplami do lochów po lekcji transmutacji z McGonagall. Przedzieraliśmy się przez tłum, kiedy wpadła na mnie jakaś dziewczyna. W momencie jak dotknęła mojego ramienia, poczułem jakby… jak to określić… jakby przeskoczyła między nami iskra, a ja jednocześnie stał się silniejszy. TO było właśnie coś niezwykłego. Nigdy wcześniej ani później nie doświadczyłem czegoś takiego. Zatrzymałem się i odwróciłem, żeby na nią spojrzeć. Szła z dziewczyną, podobną do niej, taszczyła jakieś książki i śmiała z czegoś. Obserwowałem ją później, czekając na okazję, żeby przekonać się, że to nie był wymysł mojej wyobraźni, ale ciężko było cokolwiek zaaranżować, bo okazała się szaloną czarownicą. Błyskotliwą, ale szaloną…- uśmiechnął się ciepło- Potem skończyłem szkołę i zaczęły się Ciemne Czasy. Nie mogłem zbytnio pojawiać się w zamku, bo odmówiłem współpracy z Ministerstwem, ale byłem pewny, że jeszcze ją spotkam. Ona sama z resztą zniknęła bez śladu na ładnych parę miesięcy, żeby pojawić się ostatecznie przed bitwą o Hogwart. Nigdy wcześniej nie widziałem tak odważnej czarownicy…- spojrzał na mnie wyczekująco. Poczułam, że wiele kosztowało go, żeby to powiedzieć.
– Spotkałeś ją potem? Co się teraz z nią dzieje?- zapytałam cicho, odrywając wzrok od jeziora za oknem.
– Siedzi naprzeciwko mnie…
     Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi i spojrzałam mu prosto w oczy. Ostrożnie położył swoją rękę na mojej dłoni, jakby bał się, że zaraz rozpłynę się w porannej mgle.
     Po śniadaniu postanowiłam pójść do Pokoju Życzeń, żeby odszukać bransoletkę, którą zgubiłam tam  prawdopodobnie przed Bitwą o Hogwart.
– Idziesz ze mną?- zapytałam Czarnego, który rozsiadł się właśnie z Prorokiem Codziennym na kanapie.
– Gdzie?
– Do Pokoju Życzeń. Nigdy o nim nie słyszałeś?- dodałam, widząc jego zdziwioną minę.
     Przemykaliśmy korytarzami, w których unosił się zapach zbliżającej się jesieni z różdżkami w rękach. Szarość za oknem odbijała się echem w zamku, powodując, że niektóre korytarze trzeba było sobie oświetlać zaklęciem, żeby przejść je swobodnie, nie obijając się o siebie. Dotarliśmy na siódme piętro i zatrzymaliśmy się w naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami.
– Emmo, ale tu nie ma żadnych drzwi- zauważył Czarny.
– Pomyśl o miejscu, w którym można się schronić- przykazałam
Bez słowa, myśląc intensywnie, przeszłam wzdłuż ściany trzy razy, aż w końcu naszym oczom ukazały się wielkie, drewniane drzwi- wejście do Pokoju Życzeń. Czarny nie mógł wyjść ze zdumienia.
– Jak to się stało?- zapytał, kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi, ale nic mu nie odpowiedziałam. Patrzyłam na różnokolorowe hamaki zwisające z sufitu i wiszące na drewnianych ścianach gobeliny w barwach Gryffindoru, Ravenclawu i Huffelpuffu. Wszystko w tym miejscu było takie, jak trzy lata temu. Zakrwawiony sweter Nevilla ciągle leżał na stole w rogu pokoju, tak jakby został porzucony dopiero przed chwilą.
– To jest właśnie Pokój Życzeń. Przyjmuje postać w zależności od potrzeby. Tutaj przedostaliśmy się z Hogsmeade tuż przed bitwą. Uczniowie mieszkali tu za dyrektorstwa Snape’a.
Switch rozejrzał się i zapytał:
-A co my tu robimy?
– Muszę coś odzyskać.
– Czego szukamy?
– Nie musimy szukać- wyciągnęłam różdżkę- Accio bransoletka!
     Srebrny łańcuszek z doczepioną małą kulką, wypełnioną w środku smużkami dymu, wylądował na mojej dłoni, potrącając wcześniej, leżący na rogu krzesła zeszyt, który upadł na ziemię, otwierając się. Z daleka poznałam pismo Hermiony. Przywołałam go do siebie i, chowając do torby, odpowiedziałam pytającemu spojrzeniu Czarnego:
– To chyba należy do Hermiony. Idziemy?- skinął głową w odpowiedzi.
     Ostatnie spojrzenie na miejsce, w którym rozpoczął się koniec, pchnięcie drzwi i ostateczne zamknięcie rozdziału. Czarny, widząc, że wracają do mnie bolesne wspomnienia, przytulił mnie, pogładził delikatnie po głowie, a potem wziął za rękę i, uśmiechając się, poprowadził ciemnymi korytarzami na błonia…

***

     Teleportacja do Harry’ego i Ginny z Coreuszem upierającym się, że koniecznie musi pokazać  mi Dolinę Godryka, zanim się u nich znajdziemy, okazała się niełatwa. O mały włos nie rozszczepilibyśmy się, ale dzięki temu, że chłopak pociągnął mnie za sobą, wszystko poszło dobrze. Tym sposobem znaleźliśmy się w samym środku wioski, na niewielkim placu, na którym odbywał się targ.
– Nigdy więcej tego nie rób! Mogliśmy się rozszczepić- pisnęłam przerażona .
– Nie ufasz mi?- Corv posłał mi oburzone spojrzenie.
– Znamy się pięć dni…
– Sześć!- uśmiechnął się i pociągnął mnie za sobą. Mieszkańcy wioski byli mieszanką czarodziejów i Mugoli, dlatego obok domów, od których biła magia, znajdowały się takie, gdzie nie wyczuwało się nic. Czarny zachwycał się motocyklem stojącym na podjeździe jednego z domów, ja natomiast skupiłam się małym, czarnowłosym chłopcu gonionym przez dwóch większych. Łobuziaki szykowali się właśnie do skoku na swoją ofiarę, prawdopodobnie, żeby mu przyłożyć, kiedy krzaki, obok których przebiegali, pochwyciły ich. Szamotali się przez chwilę w przerażeniu, a Mały, na którego polowali, śmiał się głośno.
– Finite- szepnęłam pod nosem, dzięki czemu w końcu się uwolnili i uciekli, krzycząc w niebogłosy. Czarny, który przeniósł punkt swoich zainteresować na zaistniałą sytuację, zaśmiał się:
– To Twoja sprawka!
     Przytaknęłam i uśmiechnęłam się. Kiedy zbliżaliśmy się do domu Potterów, z jednego z okien machały do nas Hermiona i Ginny, trzymająca na rękach małego Jamesa.
     Zapukałam do drzwi i od razu nacisnęłam na klamkę. Z wnętrza dochodził do nas dźwięk rozmowy Harry’ego i Rona, którzy rozsiedli się w salonie na kanapie, a z kuchni unosił się przyjemny zapach świeżo pieczonego jabłecznika z cynamonem.
– Dobry!- Czarny powiesił pelerynę na wieszaku w przedpokoju i zajrzał do kuchni.
– Cześć przystojniaku- mrugnęła do niego Hermi, trzymająca na kolanach Jamesa, który bawił się jej wisiorkiem. Czarny poszedł do chłopaków, a ja wtoczyłam się do środka. Ginny wyciągała właśnie z pieca przepysznie wyglądające ciasto i postawiła blachę na drewnianej desce.
– Przepięknie pachnie- uściskałam Ginny, a potem pocałowałam w policzek Hermionę i Jamesa. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a potem spojrzały na mnie.
– No co jest?- zapytałam zaskoczona.
– Ty nam powiedz…- wyszczerzyła się Hermiona.
– Dopiero weszłam, nie zdążyłam jeszcze niczego popsuć- uśmiechnęłam się.
– Dobra, dobra, nie udawaj, przecież to widać- Ginny wzięła małego od Hermiony i włożyła  mu w rączkę biszkopta.
– Kleicie się do siebie jak muchy- Hermiona przewróciła oczami, widząc, że nie kojarzę o co im chodzi- Oj, Matko, poraziło Ci neurony w płacie czołowym, czy co…?!
– Hermiona chciała zapytać, jak się ma sytuacja z Czarnym- wyjaśniła Ginny.
– A jak ma się mieć? Wszystko w porządku- odrzekłam.
– Emma, no… Przecież się przyjaźnimy…
– Na pierwszy rzut oka, fajny z niego facet, ale nic więcej nie mogę powiedzieć. Za mało się znamy.
     Hermiona skrzywiła się.
– Nic nie mów, wiem, mam sobie pozwijać zakręty w mózgu, bo mi się wyprostowały- wyrzuciłam z siebie, zanim przyjaciółka zdążyła coś powiedzieć.
– Ty sama nie wiesz, czego chcesz…
– Ostatnio zarzuciłaś mi mizdrzenie się do Czarnego, zamiast zajmowanie się Twoimi sprawami, a teraz, kiedy staram się spojrzeć na to realnie, też jesteś niezadowolona. Mam dosyć Twoich humorów! Zauważ, że też próbuję sobie jakoś ułożyć życie- uniosłam się.
– No, no, dziewczyny, bez rodzicielskich kłótni, proszę- do kuchni wszedł Harry, objął Ginny w pasie i pogładził po główce syna- Tak w ogóle to dzień dobry, Emmo. Miło Cię widzieć- dodał, widząc moją naburmuszoną minę. Nie odezwałam się. Zamieszanie w kuchni przyciągnęło Rona i Czarnego.
– Co się stało?- zapytał Rudzielec.
– Nic takiego, mała sprzeczka między dziewczynami- odpowiedział Harry, pochylając się nad ciastem- Mogę się do niego dobrać, Kochanie?
– Oczywiście, macie ochotę?- zwróciła się do nas. Chwilę potem chłopcy zajadali się ciastem, rozmawiając żywo o Qudditchu, a Ginny dawała kilka wskazówek Hermionie, co przyda jej się na przywitanie nowego członka rodziny. Poczułam, że jestem zupełnie nie w temacie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Było a nie jest. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz